próba budowania związku (w tym na odległość)

napisał/a: sorrow 2009-02-27 00:23
Hmm... no nie wiem. Może chciał po prostu zrobić ci przyjemność. W końcu to on ma to "samodzielne" mieszkanie. Może to miały być dla ciebie jakieś wczasy, zwłaszcza że nawet byś mu nie przeszkadzała, bo by go tam nie było ;). Z drugiej strony może to miało służyć zacieśnieniu bliskości między wami... wiesz, to tak jak kobieta po nocy spędzonej z mężczyzną, którego do końca nie zna chodzi po jego mieszkaniu, w jego koszuli i zwracając uwagę na wszystkie szczegóły poznaje go z innej strony.

Nie wiem co miał na myśli. Najbardziej naturalne oczywiście by było, gdyby na koniec powiedział ci "wyjazd odwołany, więc dotrzymam ci towarzystwa", ale to nie nastąpiło... pech :).
napisał/a: kasiasze 2009-02-27 00:33
wlasnie, zwrociles uwage na to samo co ja - czemu nie zaproponowal "pobadzmy razem takim razie przez ten weekend" ... pech :) eufemizm chyba?
chociaz w sobote sobie gdzies pojechalismy -0 a potem kazde do siebie. no fakt, nie wpraszalam sie ... jakos tak mi glupio bylo.

przyznam, ze ... no musze przyznac, ze powiedzial ze dwa razy "ja to chyba bym juz nie mogl mieszkac z kims" ... ale on czesto mowi cos, po czym daje sie zawrocic z obranego myslenia. niekiedy stosuje tez odwrtonosc w interpretacji (dla kaprysu)
na poczatku znajomosci zas (by sie podlizac?) zanaczyl "przyzwyczailem sie mieszkac sam, ale ... co nie znaczy ze tego nie mozna zmienic"
czy ten czlowiek wie czego chce? dlatego mam wrazenie, ze moznaby mu pomoc.
zamki na piasku?
napisał/a: Martwy 2009-02-28 13:42
Ja ja jeszcze raz się wtrącę A co!
Szanuję opinie sorrowa, ale... zafiksowaliście na tym tradycyjnym modelu związku. Wspólne mieszkanie, wspólne sprawy, wspólne sprzątanie, gotowanie, nasze mieszkanie, nasz telewizor, nasze kalesony...

Przyznam że w tych sprawach mam trochę inne podejście - mimo że sam też chyba taki model preferuję, to liczę się z tym że mogą istniec osoby dla których taki model wcale nie jest tym jedynym własciwym.

Po prostu, problemem wielu psychologów jest to że zakładają że wszyscy są tacy sami. Parę razy miałem kontakt z psychologami (głównie przy rekrutacjach do pracy) którzy próbowali mnie wpasować w te schematy, wmawiali mi motywacje które były "od czapy".
To mnie trochę uczuliło, i wyrobiłem sobie takie podejście "wiem że nic nie wiem" o tym drugim człowieku.
Na nasze zachowania ma wpływ tak wiele czynników, że jest w stanie zrozumieć że dla kogoś sprawy, które dla mnie są ważne - nie mają najmniejszego znaczenia.

Wracając do meritum - kasiasze, uważaj, sorrow przedstawił Ci interpretację która Ci odpowiada, która jest zgodna z tym co sama myślisz - jest trochę tak że napisał Ci to co chciałaś usłyszeć. Wiec siłą rzeczy Ci to odpowiada...
Wiec ja będę tym advocatus diaboli, i powtórzę - niekoniecznie.

Tempo przechodzenia do tego etapu wspólnego mieszkania bywa różne u róznych ludzi.
Wydaje mi się że nie potraficie o tym porozmawiać szczerze, stąd te podchody.
Bo jego propozycję żebyś pomieszkała u niego w czasie jego wyjazdu, odbieram jako podchody, gdybym ja cos takiego zaproponował, to moje motywacje by wyglądały tak:
hm, jakby to zaproponować wspólne mieszkanie żeby nie powstał konflikt, żeby się coś nie popsuło, jeśli ona odmówi.
może spróbujmy tak, że ja wyjadę, naprawdę, albo na niby, ona u mnie pomieszka sama, będzie się czuła swobodniej, niż przy mojej obecności.
Taki mały kroczek.
Pomieszka przez weekend, i może się trochę z tym oswoi. Potem przemieszkamy weekend razem - i taki kolejny kroczek. I może jakoś naturalnie wyjdzie że zamieszkamy razem.

Pomyśl czy jakieś twoje uwagi nie blokują takiej "pełnej" propozycji - czasem coś mówimy, druga strona to bieże bardzo serio, a to było tylko takie gadanie...
Wystarczy powtarzanie "ja jest wolnym ptakiem, nie mogłabym zostać kurą domową, a faceta który by mnie próbował wtłaczać w tę rolę, kopnełabym w d."... niby nic szczególnego nie mamy na myśli, tylko to że nie dałabyś się zamknąć w kuchni, ale dla faceta któremu zależy - szczególnie dla takiego - to może być sygnał to wątpliwości typu "może lepiej nie proponowac wspólnego zamieszkania, bo będzie myślała że chcę z niej zrobić żonę domową"...

Podsuwam Ci inne interpretacje, tak żebyś je uwzględniła jako hipotetyczne - najgorzej to zafiksować się na jednym rozwiązaniu, ja cały czas się ucze żeby nie przywiązywac się do pierwszej diagnozy, tylko twardo robić różnicówkę...
napisał/a: kasiasze 2009-02-28 15:10
dziękuje martwy za Twoją odpowiedź ... zgadzam się całkowiciejesli idzie interperetacje zapropnowania "pobycia przezweekend" jako kroku być może do wswpólnego zamieszkania.
ale być może nie - cholera wie.

jescze jednak bardziej zgadam sie, że na początku, kiedy i wielkie zauroczenie i dwoje nadwrażliwych, "nieprostych" - jest obwąchiwanie się i przywiązywanie wielkiej uwagi do jakichs słów - wypowiedzi.
hm, dlasze wydarzenia: ... po tej propozycji "pobycia przez weekend" ja sama zaproponowałam, że może on ma pokój do wynajęcia. prawda jest taka, ze straciłam swój dom, jest to teraz ruina (niemiłe okoliczności) i od jakiegoś czasu wynajmuję. mieszkanka lub pokoje. szukałam znowu, on nie zaproponował abym się do niego przeniosla, jedynie padała raz ta propozycja "pobycia w weekend", co mnie troche poruszyło in minus.
za kilka dni zapytałam go wirtualnie (co za klasa, zamiast osobiscie! wiem!) czy on by mi nie wynajał pokoju
taki żart - podchód... troszke desperacja ... oj, przecież raczej liczyłam na rozpoczęcie wspólnego zycia, a nie na stancję!
usłyszałam : "nie mam pokoi do wynajęcia i najlepiej mi się mieszka w pojedynkę"
a jednak znajomość przetrwała, ale nie powracał mieszkania czy "pobycia"
napisał/a: kasiasze 2009-03-04 11:48
w kilku miejscach już podejmuję swoje wątpliwości na temat pewnego pana, który zajmuje moje serce i myśli i z którym, tak trudno ... trudno, bo ostatnio tylko wirtualnie.

poznalismy się ponad rok temu, płomienne dwa miesiace - wszystkiego; zrozumienia, wycieczek, seksu i ... ja zdecydowałam się na emigracje zarobkową, bo wpadłam w dół finansowy. nie zatrzymywał, "uszanował" moją decyzję ... ja też się zbytnio "nie tłumaczyłam"
nie dawałam szans, ze może to jakoś przetrwać wirtaulnie, ale o dziwo, przetrwało.
przetrwało moje rosnące, coraz bardziej świadome zaangazowanie i jego "bycie na stanowisku", bez wylewności. ale jakies wspólne gry on line, miłe słowa od czasu do czasu. i moje żyzmanie, dlaczego nie mówi "wracaj juz, czekam". najwyzej z raz zapytał "kiedy wracasz". idiotycznie mi się to nie podobało i odpowiadałam z przekasem - "nie wiem"
a wciąż nie wiem co on czuje

tak mi już go brakowało (plus poprawiła się syt. materilana), że w końcu (po roku)zdecydowałam się na powrót. wiedział/wie już o tym (to za kilkanaście dni). i nie skacze do góry. a na pewno nie pokazuje. wydawało mi się - czeka co z tego wyniknie. jest zawsze uprzejmie zyczliwy.
----- mam już chyba sama ciągnąc ten wózek ------

gdy ostatnio wyraziłam swoją radość że wracam, dodałam, że jest w dużej mierze powodem i zapytałam czy się spotkamy - usłyszałam coś w rodzaju "nie sądzę, byśmy się spotkali, to zdecydowany bład uważanie mnie za powód powrotu, możesz mnie skreslić z listy oczekiwań"
powinien jeszcze dodać "poszukaj sobie innego".

jest po 50-tce, moze to smugi i cienie andropauzy, może "nie wytrzymał" czekania.
wracam, chciałabym, by czekal na mnie z otwartym sercem, lub przynajmniej głową. i najlepiej osobiście na lotnisku

nie wierzę jakos, ze juz rzeczywiscie nie chce kontaktow, to nie pierwsza jego "ucieczka" - i jest wciaz sam. co sadzic o panach mowiacych "ja nie dla ciebie, wolę być sam"
jest ciepły rodzinny, nie mogę uwierzyć, ze woli być sam.
bywało - niby nie miał czasu, a gdy wpadałam jednak (troszkę na siłę) - mówił "zostań"

więc boi się?

a może to zmęczenie "czekaniem"? ale przecież wie, ze wracam - udaje, że się nie cieszy?

co robic? jak sie dowiedzieć? jak postępować?

czy iść va bank i po prostu powiedzieć mu "czekam na ciebie na lotnisku"?

niech zrobi z tym co chce.... ?