Przyczyny nieudanych randek

napisał/a: Krakoos 2011-05-30 13:43
Bez cienia ironii musze przyznać, iż przeczytałem arcyciekawy temat o nieudanych randkach. Jako osoba o głęboki wnętrzu analitycznym, przejrzałem net w poszukiwaniu podobnych wypowiedzi i wierzcie mi, polski internet kwitnie tematami o nieudanych randkach. Niektóre są tak nieprawdopodobne, że wierzyć się nie chce, iż opisywane przypadki miały miejsce.
Zacząłem się więc zastanawiać, jaka jest przyczyna az takich niepowodzeń. Pomijam setki codziennych sytuacji, gdy spotkania we dwoje wypadły wspaniale, takich jest mnóstwo i sa tak pospolite, że nie warto się nimi zajmować :P (żart).

No dobra.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że problemem głównym sa pieniądze. Nie dziwi to, wszak mówimy o Polakach i Polkach. Problem pieniędzy, czy też ich permanentny brak, lub niedobór, jest powszechny. Do tego dochodzi oczywiście ewidentne skąpstwo ze strony mężczyzn, którzy jeśli już wydadzą 10 zł na kawę, to chcą raczej coś w zamian, np. całusa. Kawa z ciastkiem to juz musi byc namiętny pocałunek, pizza musi zakończyc się przytulankami, a droga kolacja w lokalu musi zostac przedłużona do śniadania następnego dnia. Czysta kalkulacja.
To jeszcze nic. Gorzej, gdy chłopak/mężczyzna/facet przychodzi na randkę bez pieniędzy, lub z odliczoną kwotą np. na jedno piwo, czy frytki. To już przesada, faktycznie.
Mężczyźni, czując w swych żyłach sarmacką historię, mają zakodowane że to oni płacą. Błąd i przyczyna najczęstszych nieporozumień na randkach. Kobiety stają się coraz bardziej samowystarczalne i wyzwolone, chcą miło spędzić czas bez zaglądania w portfel. Można się świetnie bawić siedząc na ławce i dyndając nogami. Byle z KIMŚ.

Druga sprawa to pogoda.
Większość nieudanych randek miała miejsce w zimowe wieczory. Stąd mój apel: nie umawiajcie się moi drodzy na niepewne randki w zimne wieczory! Szczególnie odradzam zimę, późna jesień i wczesną wiosnę. Później czytamy jak to marzł/a czekając na drógą połówkę, przemoczył/a buty, nabawił/a się kataru itp.

Wiele, wiele nieudanych randek jest wynikiem zwykłego nieporozumienia. Ktoś użyje górnolotnego stwierdzenia "kłamstwo", a ja bym poprzestał na drobnym ukryciu pewnych faktów. Okazuje się bowiem, że wybraniec nie ma 18 lat, ani 180 cm wzrostu, nie jest przystojnym brunetem i daleko mu do wysportowanej sylwetki. Na zdjęciu prężył się boski Adonis, a w kawiarni siada naprzeciwko łysiejący 30-latek z obrączka na palcu, ledwie wystający sponad poziomu stolika i opowiada jak to walczył przez ostatnie lata z armią hemoroidów. Oczywiście to działa w drugą stronę i raczej nie można liczyć, że na randce w ciemno damy kwiatka pięknej, biuściastej, blond studentce po filozofii.

Bardzo powiązany z powyższym jest problem randek w ciemno. Nie wiem czemu ludzie dają się jeszcze na to nabierać, ale to nie wydaje się być wspaniały pomysł. Gdy do tego dodamy spotkania w stylu "koleżanka mnie zabrała, bo nie chciała iść sama, a on przyprowadził kolegę", mamy wynik ogromnej ilości nieudanych spotkań. Nawet jeśli jedna para w jakiś sposób się zgra, pozostała dwójka w najlepszym razie będzie się okrutnie męczyć.

Często powtarzającym się motywem jest higiena, a raczej jej bezwzględny brak u nowopoznawanych osobników. Kiedy mamy podejrzenie, iż pewien osobnik nie widział mydła, czy szczoteczki od kilku dni, pamietajmy że może byc jeszcze gorzej, gdy odwiedzimy jego mieszkanie (względnie pokój w akademiku).

Dość trudna sprawą jest alkohol. Randkowicz, jeśli już okaże swą rozrzutność i zamówi kilka piw może byc po ich wypiciu lekko niepoczytalny, ale jest tez dobra strona medalu - można poznac, brnąc przez bełkot, jego prawdziwą naturę. Nie dotyczy to oczywiście jedynie facetów. Wiele randek się nie udała, gdyż słabe białogłowy zbyt wiele w siebie wlały.

Najtrudniejszym problemem do rozwiązania jest nasza zwierzęce natura - łowców, zdobywców, je...nych predatorów! Facet wychodzi na łowy z myślą upolowania zdobyczy, wypatruje słabe osobniki, stara się je oddzielić od reszty stada, rzuca się, przegryza im aortę i wysysa życiodajne płyny...
W skrócie - randka jest idealna, gdy się ląduje po niej w łóżku. Kobiety, z nieznanych mi jeszcze powodów, patrza na tę sprawę inaczej. Będe to oczywiście analizował i pewnie przed końcem świata dojde do pewnych wniosków, póki co zauwazyłem, że dziewczyny są raczej z Wenus, a my chyba z... byka spadliśmy.

Nie wiem w sumie czemu to piszę, gdyż sam zbyt wiele randek nie zaliczyłem.
Byłem chorobliwie niesmiałym chłopakiem, bez grosza przy du..., przy tyłku i zwyczajnie bałem sie gdzies zaprosić dziewczynę. Najgorsze, że Bóg pokarał mnie pewnymi cechami, które powodowały iż to dziewczyny nie dawały mi spokoju. Niestety. Złamałem więc sporo serc, co zostało mi wypomniane na Naszej Klasie, ale przynajmniej uniknąłem ewentualnosci bycia bohaterem tematu o "Najgorszych randkach".

Ku przestrodze moi mili.
napisał/a: ~gość 2011-05-31 16:02
bardzo mi sie podoba to Twoje podsumowanie :)

a z ciekawosci - jakie to cechy były (i jak Ci się udało przełamać strach przed randkami)? Czy dziewczyny same Cię zapraszały?
napisał/a: Krakoos 2011-06-02 09:19
Ufff, juz myślałem, że się posypią gromy na moja głowę. Ciesze się, że Ci sie podoba, szczególnie, że to miało byc tak z przymróżeniem oka. Lubię tak czasem coś wyskrobac głupiego, a nie zawsze ludzie zrozumieją moje intencje i później ścigają (np. tutaj na forum).

Co do Twojego pytania...
Jak się niedawno dowiedziałem, w liceum wiele osób miało mnie za geja , aż tak chorobliwie bałem się kontaktu z dziewczynami. Do tego stopnia, że ignorowałem ich telefony, rozmowy, prośby i błagania. Byłem dupkiem, wiem.

No ale później poszedłem na studia.

Miałem świetne dziewczyny w grupie. Skutecznie wyleczyły mnie z wszelkich urojonych kompleksów. Oczywiście kilka z nich chciało mnie mieć na własność hehe. Można powiedzieć, że wyzwoliły mnie spod jarzma własnej niskiej samooceny.
No i od tamtej pory zacząłem uwazniej się rozglądac dookoła, okazało się, że faktycznie dziewczyny bardzo się mną interesują, na ulicy, w sklepie, na uczelni, wszędzie. Odkryłem, że nie boli zapytać napotkaną przypadkiem, interesująco wyglądającą dziewczynę, czy nie napiłaby się ze mną kawy, czy poszła na spacer. Nawet te zajętne nigdy nie odmawiały i tak się już potoczyło...

Nieudanych randek z mojej perspektywy nie miałem, bo nawet gdy w parku zastało nas oberwanie chmury i deszcz zmoczył do suchej nitki, odprowadziłem naprawdę szczęśliwą studentkę do akademika. Oczywiście nie było to ostatnie spotkanie, a wspomnienie przemoczonej blond piękności mam do dziś przed oczyma duszy mojej.