"Związek po zdradzie to trup"

napisał/a: emma1 2010-01-02 01:02
Jest to cytat ściągniety od lordmana bądź artura. Nie dziekuję za te słowa, gdyż to bolesne i diabelnie trafne spostrzeżenie również i w mojej sytuacji okazało się prawdziwe. Smutna rzeczywistość. Wiem - wszystko zależy od człowieka/ludzi - czy potrafią przynajmniej żałować tego co zrobili.

Mój mąż nie tylko nie żałuje, nie tylko nie dostrzega jakoby zrobił coś złego i nie uważa, że miał by cokolwiek wyjaśniać - on zachowuje się jakby się zupełnie nic nie stalo ... Ja się od niego odizolowałam ... co jakiś czas przypomnę, że stało się i nie będę udawać, że jest ok - wtedy jestem atakowana, obwiniana, obrażana, prowokowana ... pada jego stwierdzenie, że po co w takim razie z nim jestem jak mi się nie podoba.

Dwa lata trwa konflikt, a raczej moje otwieranie oczu, albo raczej tracenie wiary w miłość, w drugiego człowieka, w związek. Doszło do zdrady emocjonalnej - bliskość, nadawanie na wspólnych falach, wypłakiwanie się, rozumienie, chwalenie, akceptacja, codzienne rozmowy, smsy, posyłanie cytatów piosenek ... przyjaźń. Wiadomo, wszystko działo się za moimi plecami i w czasie gdy źle działo się w naszym związku - oddalenie. Z resztą nasze małżeństwo jakby zawsze źle funkcjonowało, ale mężowi wszystko miało przychodzić bez wysiłku, nie wolno mu było zwrócić uwagi, o nic zapytać - zawsze jedna odpowiedź "nic nie myślę, nie mam zdania, nie lubię być przesłuchiwany, nie jestem niewolnikiem, ograniczasz mnie, itp", zaniedbywał obowiązki, nie dbał o siebie, o mnie, o nas. Na początku związku napisał dla mnie wiersze, powiedział, że kocha i to miało wystarczyć na zawsze. Czułam się osamotniona, nieszczęśliwa, mąż ze mną nie rozmawiał, nie obchodziła go jakość związeku, ja miałam się tylko uśmiechać i niczego nie oczekiwać, o nic nie pytać, nie chciał słyszeć słów: praca nad związkiem; rozmowa o tym co się czuje, myśli, o problemach; szczerość; bliskość; czułość; delikatność; szacunek. Jak się okazało uganiał się za koleżankami - dla mnie oschły, obcy, przykry, nieobecny - w środku uśmiechniety do swoich myśli i jakiś napalony.
Po odkryciu prawdy o tym, co kryło się za tym nieobecnym zamyśleniem nie odbył ze mną żadnej szczerej rozmowy: ani na temat nas, ani na temat jego stosunku do zażyłości z tamtą kobietą, ani na temat szczerości, czy mówienia prawdy, czy też moich uczuć zwiazanych z jego zdradą (wg niego mam urojenia i oczerniam go, on tylko rozmawiał w pracy). Po roku obietnic, zwodzenia, że wszystko wyjaśni, naprawi stwierdził, że uważa sprawę za zamknietą i myślał, że ja sobie wszystko jakoś poukładałam.
Problem zaufania i utraty zaufania? - dla niego nie istnieje, bo wg niego ja nie potrafię ufać i koniec rozmowy. Mówi mi, że ma prawo, by ktoś go kochał i że ja nie potrafię kochać i równocześnie dodaje (jak chcę coś wtrącić od siebie), że nie interesuje go co ja mam do powiedzenia. Oczywiście zawsze dochodzi do kłótni.

Ja nie mam żadnych wątpliwości, że mam do czynienia z psychicznym człowiekiem. Ale: jesteśmy małżeństwem 20 letnim, mamy od 3 lat adoptowane dziecko, wspólny wybudowany dom w rodzinnej miejscowości i żadnego innego majątku, on, chociaż przy każdej próbie rozmowy krzyczy histerycznie, że już go nie będzie, nie wyprowadzi się - nawet jak go spakuję, to nie odejdzie. Rozwód - podział majątku - to dalsze mieszkanie w jednym domu - lub sprzedaż domu co na razie jest poza zasięgiem mojej psychiki, bo kocham ten dom.
Postawa męża jest dla mnie nie do przyjęcia, jego ignorancja problemu, agresywność, lekceważący, przedmiotowy stosunek do mnie, chamskie, perfidne zachowania.
Dużo można by pisać.

Jak to się stało, że tyle lat z nim byłam/jestem?
Sama się teraz dziwię.
Ale kochałam i wierzyłam w nierozerwalność małżeństwa, w to, że nie można kłamać w sprawie miłości. On wmawiał mi, że nasze problemy spowodowane są moją zazdrością i ja ciągle czułam się winna (to takie niskie być zazdrosnym, mała zazdrośnica) i starałam się, by było dobrze.

Jaki jest mój problem teraz?
Myślę o tym, by kogoś sobie znaleźć. Ale czy to nie będzie moja klęska?
Wcześniej krążyły mi obłąkańcze, desperackie myśli o zdradzie męża, by się zemścić, by sam poczuł to co ja. Teraz przychodzą chwile, gdy bardzo chce mi się seksu - nie rozumiem tego stanu, wcześniej raczej nie miałam tak silnych fizycznych potrzeb. Zdarza się, że oglądam film, w którym jest pokazana miłość - psychiczna bądź fizyczna i powstaje we mnie potężne podniecenie. Są chwile, że tracę głowę - przez kilka dni chodzę bez słowa, podniecona, napalona ... Ale seks z mężem w obecnej sytuacji to jak utrata godności, danie mu przyzwolenia na dalsze traktowanie mnie bez szacunku. Myślę, że sama straciła bym szacunek do siebie - z resztą tak też się stało, gdy poszłam do niego w jednej z takich chwil podniecenia. Na drugi dzień, po upojnej nocy, on nadal nie miał mi nic do powiedzenia. A wieczorem w łóżku zapytał tylko, czy może się mną pobawić. To było zbyt upokarzające.

I nie wiem jak dalej żyć.
Mam 43 lata - to chyba zbyt wcześnie bym jak trup spoczęła w trumnie pogrzebana żywcem.
Mam niezaspokojone potrzeby fizyczne i psychiczne, silne poczucie odpowiedzialności i przyzwoitości. Chcę dobrze wychowac dziecko i być dla niej wzorem. Jednocześnie często odczuwam nienawiść do męża, co on oczywiście wykorzystuje powtarzając, że potrafię tylko nienawidzić.

Czy ktoś może mi poradzić coś konstruktywnego?
Będę ogromnie wdzięczna.
napisał/a: smutny.gosc 2010-01-02 01:11
Znajdź sobie dobrego kochanka :)
napisał/a: emma1 2010-01-02 14:36
Dziękuję za wpis, ale jaki mam pożytek z takiej porady?
napisał/a: kati30 2010-01-02 17:45
emma

Zostaw Go i ułożysz sobie życie od nowa! Nie jesteś jeszcze taka "stara" a z tego co czytam to jesteś wartościową kobietą i o dobrym sercu.Ja też próbowałam dać mojemu szanse przez pół roku i nic to nie dało Ale powiedziałam dość i biore rozwód.Mój mąż (jeszcze)podobnie się zachowywał. Ale ile można....Weź się kochana w garść i działaj!!!! Powodzenia życze
napisał/a: ~gość 2010-01-02 18:33
Sytuacja trudna: dom, dziecko, tyle lat. I łatwo się tak mówi "zostaw". Każdy się boi tej pustki która nastaje później. W tym wieku też nie łatwo jest tak od razu znaleźc sobie kogoś nowego. Wg mnie najpierw minimum kontaktu, jakaś taka szansa na jakiś czas, a jak nie to koniec.

Ehh...

W każdym razie szczęścia życzę.
napisał/a: mariaelena 2010-01-03 01:06
Emmo, w twojej historii zwróciły moją uwagę stwierdzenia:
“...źle działo się w naszym związku...
...nasze małżeństwo jakby zawsze źle funkcjonowało...
...nie obchodziła go jakość związku...
...nie chciał słyszeć słów: praca nad związkiem...”

Widzisz, czegoś takiego jak związek właściwie nie ma, to taka abstrakcja, skrót myślowy. Są dwie oddzielne osoby, które mają swoje uczucia, potrzeby, cele. Obie osoby mają z jednej strony potrzebę bliskości z drugim człowiekiem, a z drugiej strony potrzebę wolności, a związek to takie dynamiczne balansowanie odległości by przy dającej bezpieczeństwo bliskości zachować jednocześnie jakąś wolność. Oczywiście każda z osób ma tu indywidualne potrzeby, o których zaspokojenie musi sama zadbać czyli nie jakaś "praca nad związkiem", ale jasne sygnalizowanie swoich uczuć i potrzeb drugiej osobie. Z tego co piszesz wynika, że twoje uczucia i potrzeby nie były przez męża szanowane, czyli nie byłaś szczęśliwa, jednak przetrwaliście razem 20 lat, zbudowaliście dom i adoptowaliście dziecko (co przesądza, że mąż psychiczny nie jest, bo nie otrzymalibyście zgody na adopcję).

I jak w wielu przypadkach, jak już w małżeństwie jest wydawałoby się wszystko, pojawił się kryzys czyli zdrada. I od tej pory to już jesteście na “wojennej ścieżce”. Ja rozumiem, że jesteś rozżalona i skrzywdzona Emmo, ale jedyne co możesz zrobić konstruktywnego to spróbować wyciszyć swoje emocje. Sama już widzisz, że wypominanie i domaganie się żalu do niczego nie prowadzi, on zachowuje się agresywnie, bo czuje się atakowany przez ciebie. I to się tak będzie nakręcało bez końca. Nie możesz go wyrzucać z domu przy każdej kłótni, to nie stary mebel, nie tylko ty masz uczucia, ten dom to kawał waszego wspólnego życia. Ja rozumiem, że z miłości łatwiej przejść do nienawiści niż do przyjaźni, ale spróbujcie traktować się jak ludzie, nabrać jakiegoś dystansu.

Pozdrawiam
napisał/a: ~gość 2010-01-03 01:07
Oto skutki "brnięcia" w chory związek i oczekiwania ( naiwnego ), że czas coś zmieni.
Zdajesz sobie sprawę z tego co jest problemem i nie straciłaś jeszcze całkiem godności do samego siebie a to już BARDZO wiele.

Musisz sobie sama odpowiedzieć na kilka pytań:
1. Czego oczekuje od życia ? ( i nie mam tu na myśli odpowiedzi typu "szczęścia" "dobrego wychowania dzieci" lecz KONKRETNIE tego co uczyni Cię szczęśliwą)

Kiedy odpowiesz sobie na to pytanie odpowiedz na kolejne:

2. Jak to osiągnąć ? ( musi być konsekwentna jeśli zrealizowanie celu będzie wymagało zostawienia męża ZRÓB to , pamiętaj tu nie ma miejsca na kompromisy ich czas już się skończył )

Teraz musi już tylko konsekwentnie ( bez oglądani się na fałszywe obietnice męża ) to realizować.PAMIĘTAJ lepiej wychowywać dziecko samotnie nisz przy takim człowieku (nie nabierze złych wzorców)

I na koniec coś dla pokrzepienia serca niech od dziś to będzie twoim mottem :
"KAŻDY problem ma rozwiązanie , jeśli nie ma rozwiązania to nie ma problemu"

Brzmi zbyt prosto ? Osiągnięcie szczęścia jest PROSTE. Ja w swoim życiu zawsze kieruje się zasadą tych dwóch pytań. I dzięki temu jestem zadowolony z życia i moich wyborów.

Pamiętam musisz być silna , jeśli nie czas teraz na zmiany TO KIEDY BĘDZIE CZAS ?
Piszesz , że kochasz "wasz dom" co jest dla ciebie ważniejsze ? Sterta cegieł , drewna i metalu czy osobiste szczęście ? Musisz sobie sama na to odpowiedzieć.

Wiem , że może być Ci trudno i ciężko ale pamiętaj , że jeśli nie zrobisz NIC to nic się nie zmieni. Szczęście przyjdzie , trzeba tylko trochę mu pomóc.

Pozdrawiam i życzę szczęścia
napisał/a: ~gość 2010-01-03 11:59
ten zwiazek z tego co piszesz nigdy nie byl dobrym zwiazkiem....

nie mozesz mu grozic rozwodem? a co to znaczy? jesli tylko w jakikolwiek sposob udowodnisz ze on cie zdradza/zdradzal, to bedzie sie musial wyprowadzic z domu. proste. (detektywi nie sa tacy drodzy jak sie wydaje)
a nawet jesli nie, jesli trzeba bedzie sprzedac ten dom- to wkoncu jest to do cholery tylkod dom...

mozesz wynajac mieszkanie, zaczac nowe zycie... wolisz sie meczyc z kims takim jak on z powodu "bo kocham dom"????

a co do potrzeb fizycznych/psychicznych- nie polecalabym kochanka...
napisał/a: zdradzona_30 2010-01-03 13:04
Witaj.
Przeczytałam Twój post i niestety mnie to zasmuciło. Kurde jaki ten świat jest wredny. Widzisz moja sytuacja jest dokładnie taka sama jak Twoja (z wyjątkiem wieku). czytając wymówki Twojego męża miałam wrażenie, jakbym słyszała swojego meża. Każdy tutaj radzi, zostaw, odejdź, niewarto marnować zycia na takiego.
To wszystko prawda, ale jak przekreślić te wszystkie lata, My kobiety jesteśmy jednak porąbane.
ja uważam, że piewrsza rzeczą jaką powinniśmy zrobić, to znależć siebie. Odgrzebać gdzieś z tego błota i zgliszczy samą siebie i poprostu żyć dla siebie.
faceci niszczą w nas poczucie kobiecości, szacunku do samej siebie, wytykaja nam jakie to jesteśmy beznadziejne i tylko sie czepiamy.
Moja rada, spróbujmy znależć w sobie tą kobiecość, nie chodzi o to żeby szukać sobie kolejnego frajera - ogra, który może sie okazać jeszcze gorszy od poprzedniego.
Każda z nas czuje sie zadowolona, jak jacyś faceci oglądaja sie za nami. Zrób wszystko aby jak najczęściej zdarzały Ci sie takie sytuacje.
Pokaż meżowi, że skoro uważa że ma taka beznadziejna zonę to jego problem. Zrób coś dla siebie, bądż szcześliwa.
Ja doskonale wiem że czasem trzeba wymuszać uśmiech na twarzy, czasami sie nie chce, czasami chce sie oznajmić całemu światu że jestem nieszczęśliwa.
Ale czy dostaniemy pożądany efekt.
Uwierz mi facet sie pogubi jak zobaczy ze jesteś uśmiechnięta, możesz też bardziej zadbac o swój wygląd, pokaż mu ze jeśli on tak postepuje to ty zmienisz sie.
Wiem ze to na poczatku jest trudne, poprostu żyć sie odechciewa, ale po pewnym czasie naprawde działa. Nie chodzi tu o rady jak odzyskać jego uczucie. Tylko jak odzyskać siebie i własny szacunek do siebie.
Przemyśl to, Oni nie są warci naszych łez.
napisał/a: emma1 2010-01-03 15:32
Dziękuję serdecznie za wpisy. Moja sytuacja rzeczywiście wygląda beznadziejnie. Przypominam, że od 2 lat jesteśmy w konflikcie spowodowanym oszustwami męża, a jego wyczyny miały miejsce jeszcze wcześniej. Jeszcze rok temu byłam w totalnej rozsypce – różne rzeczy się ze mną działy, gotowa byłam wszystko wybaczyć i nadać naszemu małżeństwu lepszy wymiar, ale – no właśnie – chodzi o postawę tej drugiej osoby. Zawsze gdy ktoś zawiedzie drugiego podupada zaufanie, jest cierpienie itd. i ten kto zdradzał, oszukiwał powinien dołożyć wielu starań … ale mój mąż do końca próbował tylko zbagatelizować i zrobić ze mnie zazdrośnicę, „psychola” .. to co on wyprawił woła o pomstę do nieba. Wiem co piszę. On już mi niczego nie wmówi więcej.

Mariaeleno
Mylisz się – mój mąż jest zaburzony psychicznie – brak wyrzutów sumienia, zero empatyczności, pasywność, agresja bez uzasadnienia, zrzucanie winy na drugich, chełpienie się nieswoim zasługami, histeryczność, nieszczerość, kłamanie, dwulicowość, postawa, że świat kręci się tylko wokół niego … Testy i rozmowy przedadopcyjne to nie jakieś czary, bez problemu można je napisać pozytywnie, podobnie jak psychopata w społeczeństwie uchodzi za całkiem normalnego człowieka.
Ja go nie wyrzucam z domu – zdziwisz się ale to on przy każdej próbie rozmowy szantażuje mnie, że się wyprowadzi, że go nie będzie – fajnie, co? A swoją drogą, to mówię mu żeby to zrobił  w końcu.
Pisząc „związek” mam na myśli – miłość, wierność, uczciwość – to, że jest się dla siebie kimś najważniejszym – wspólne plany, rozmowy, dążenia, a to co indywidualnie rozkwita jest również wspólne na zasadzie opowiedzenia, dzielenia się wrażeniami itd.

Racjonalisto
Nigdy nie straciłam szacunku do siebie. Jednak bardzo długo nie zauważałam, że mąż narusza moją godność. Czułam to, bo mnie raniło, ale nie reagowałam właściwie – głupio było mi się dopominać o coś co sam powinien mi dawać.

„Czego oczekuję od życia?” Takie pytanie towarzyszyło mi naście lat temu, wciąż zastanawiałam się nad sensem. A teraz muszę sobie od nowa wytyczyć cele. I aby to zrobić muszę określić swój stosunek do męża. I aby to było możliwe on powinien też się opowiedzieć. I opowiada się – żyć dalej jakby się nic nie stało, w dodatku ja mam być uśmiechnięta i szczęśliwa, bo jak nie to krzyk.
Szczęście – pracuje nad swoją psychiką, bo do tej pory szczęście kojarzyło mi się z drugą, ukochana osobą – być dla kogoś ważnym, tym naj, no i wzajemnie oczywiście.
Rozważałam różne możliwości – również sprzedaż domu, rozstanie. I być może tak się stanie, jeśli ten człowiek dalej będzie brnął w perfidię, czy chamstwo.
Ale pomyślałam też, że ten dom jest ważny dla mnie – nie dla niego - on specjalnie się nie starał, nie angażował, tyle tylko ile musiał. Zatem dlaczego ja mam stracić to co jest dla mnie ważne?, czemu poświeciłam serce i zaangażowanie? On stracił by zaledwie wygodne miejsce, TV, wiadomości.

Oglądałam w święta film – nie pamiętam tytułu – małżeństwo trafiło niewinnie do więzienia na ponad 200 lat za niby molestowanie synów. Kiedy synowie dorośli zeznali, ze to była nieprawda, że ich zmuszono do takich zeznań. Zrozumiałam, że czasami o słuszną sprawę trzeba walczyć dziesiątki lat. Ja długo nie wiedziałam nawet czy ja mam rację, a nie mąż. Teraz czuję, ze idę słuszną drogą. Uważam, ze on zawinił i albo powinien się wyprowadzić albo zmienić. To nie ja mam szukać dla siebie nowego miejsca – ja jestem tu gdzie moje miejsce zawsze było, on zboczył z drogi.
Walczę o siebie, o własciwe traktowanie i wychowywanie dziecka, postanowiłam, że nie pozwole mu manipulować córką, grać jej na emocjach, straszyc, szantażować - bo zdarza się niestety ...

Zdepresjonowana
Zdrada, poczynania męża są trudne do udowodnienia, nawet przemoc psychiczną, czy fizyczną jest trudno udowodnić. I nawet to nie pozbawia winnego prawa do wspólnego majątku.
Też myślę, ze kochanek to nie jest wyjście, ale w takich chwilach gdy bardzo pragnę miłości fizycznej, to wolała bym z kimś obcym niż z mężem, bo nie spodziewam się już po nim niczego innego, niż tego co już tyle razy dostałam – chamstwo, perfidię, lekceważenie, nieliczenie się z uczuciami .. ktoś mi kiedyś zasugerował, że w takiej jak nasza sytuacji seks jest wręcz prostytucją małżeńską i też tak odczuwam.

A co do potrzeb psychicznych – czucia się dobrą, mądrą, wartościową – wiem, że taka jestem … a mąż? Nawet teraz próbuje wciąż umniejszać moją wartość – mówi do mnie np. „… tak się stawiasz, żebyś to chociaż kimś była …”. A ja jestem, dużo w życiu osiągnęłam, dobrze się prezentuję … co on sobie myśli, śmiać mi się chce jaki on jest głupi i ślepy … Już mnie nawet nie boli kiedy tak beznadziejnie mnie traktuje (nieprawda - boli), ale to smutna rzeczywistość.

zdradzona_30
Masz dużo racji w tym co piszesz. Idę w tym kierunku. Zawsze dbałam o siebie, ale teraz w szczególności. Fakt – długo to trwało, bo zawsze brakowało pieniędzy na ciuchy – wiadomo dom. Ale teraz w końcu sobie pozwalam. Zastanawiam się tylko jak długo to musi trwać, bo od roku kupuję sobie i dziecku, jemu nic – bo zawsze powtarzał, że nie potrzebuje, a samemu się nawet do sklepu na godzinę nie chce iść. A on nie reaguje, czasami tylko stwierdzi "aleś się wystroiła".
Nie wiem też jak długo obojętny pozostanie na mój chłód, bo już chyba od pół roku nie spaliśmy razem, a on sobie dziś pozwolił na komentarz, że nie będzie mi przeszkadzał jak sobie piszę z chłopakami.


Dziękuje wszystkim za odpowiedź i pozdrawiam serdecznie :).
napisał/a: ~gość 2010-01-03 15:46
to moze kup wibrator... marne wyjscie i tez troche zenujace ale zawsze jednak jakies... i lepsze niz kochanek... i niz tlumienie w sobie popedow... no i lepsze niz spanie z mezem psychopata....

kurcze mialam niedawno na zajeciach z psychologii profil czlowieka psychopatycznego.... i on wcale sie nie cechuje jakas jawna przemoca czy cos... jak sie neiraz mysli. psychopata to bardziej cos w desen hannibala lectera... niby nic, niby ok- a jednak. zwiewaj od niego...
napisał/a: mariaelena 2010-01-03 23:56
Emmo, jeżeli twój mąż jest rzeczywiście zaburzony psychicznie, to zmienia postać rzeczy. W takiej sytuacji oczywiście nie możesz liczyć na żadne pozytywne zmiany w jego zachowaniu. To przesądza o tym, że jedyne do czego możesz dążyć to pokojowe rozstanie, przy możliwie najmniejszych stratach psychicznych i materialnych. Oczywiście bez sensu jest wykłócanie się czy jakieś demonstracje, zwłaszcza, że psychopata może być zdolny do wszystkiego i nawet gdyby miał zrobić krzywdę tylko sobie, to raczej byś tego nie chciała. Właściwie to nawet byłoby ci na rękę, gdyby sobie odszedł do jakiejś “przyjaciółki”.

Wspomniałaś o jakimś filmie... i mi się pewien film przypomniał “Wojna państwa Rose”, nie za ciekawie się tam wojna o dom zakończyła.

Jedna rzecz mi się nie zgadza:
“Doszło do zdrady emocjonalnej - bliskość, nadawanie na wspólnych falach, wypłakiwanie się, rozumienie, chwalenie, akceptacja, codzienne rozmowy, smsy, posyłanie cytatów piosenek ... przyjaźń.”
Psychopata nie jest zdolny do głębszych relacji z ludźmi. To raczej byłby jakiś seks bez zobowiązań czy coś podobnego.

Życzę, aby udało się wam rozstać bez szarpania się i rywalizowania, kto z kogo zrobi w sądzie wariata. Jakie to smutne, że właśnie teraz jak macie dziecko, tak się to wszystko posypało.
Współczuję serdecznie.