Zamężna kochanka i żonaty kochanek - miłość na przekór wszystkiemu

napisał/a: inez2014 2014-08-22 03:53
Zapewne masz rację, Stazzja.
Trzeba to przemyśleć pod każdym kątem. Czas wszystko pokaże. Jeśli to jest nam dane, tak będzie. Ale nie wolno krzywdzić nikogo z zimną krwią.
Dzięki za głos :)
stazzja
napisał/a: stazzja 2014-08-22 11:37
Inez, życzę Wam, żeby wszystko dobrze się skończyło, bo życie z taką tajemnicą też musi być męczące psychicznie…
napisał/a: julaaga 2014-10-24 20:19
mam 32 l. córke i meza starszego ktory jest alkohlikiemzdradzilam meza z rowiesnikiem zonatym ktory tez ma dziecko i mieszka gdzies daleko mam prace w ktorej mam czesty kontakt z mezczyznami ale zawsze pokazywalam obroczke. Kochanka poznal z rok temu pomagalam mu w czyms i teraz tak mysle ze byl wedy poddenerwowany wrocil niedawno i powiedzial ze mam ladny uamiech i to wystarczylo taka bomba 13 lat jestem po slubie myslalam ze kocham meza tak tez powiedzialam kochankowi zanim do czegos doszlo byl smutny i nie przyjechal ja zadzwonilam a on stwierdzil ze tez ma uczucia mowil od poczatku ze nie kocha zony ale nie odejdzie bo zawdziecza jej pieniadze bylo tak ze nikt od nikogo nie odchodzi po pierwszym razie powiedzialam ze to koniec bo ja jednak cos poczulam i odeszlabym od meza a on nie ,poczulam sie osaczona ppd pretekstem ptacy przyjechal. No i byly jeszcze 3 razy i ze 100 kaw mamy swoja piosenke wyjezdzal ma tydzien dwa a ja czekalam i tak za kazdym razem bylo mi coraz ciezej chcialam cos dostac i qtedy bym zakonczyla wygafalam sie i mnie odwlekal chcial zebym byla i czekala a mnie z mezem bylo coraz gorzej zaczął znowu pic niby przezemnie zawsze bylo wytlumaczenie..,kochanek dal sie zlapac i ja musialam sie wyprzec pozniej mnie złapano wrobiono i ja zadzwoniłam do niego chociaz umowa byla taka ze nie nie dzwonimy a ja zadzwinilam a on byl z zona i to byla juz niestety kolejna rozmowa wzielam wszystko na siebie ze jestem szmata itd.bo to moja wina nie powinnam dzwonic wyszlo ze to ja chce go wkopac a mial byc wkroyce i nie przyjechal wiedzialam ze nie przyjedzie,ale musialam jeszcze zadzwonic zeby wytlumaczyc ze mnie wrobili i przeprosic. Poprosilam tyljo o ten prezent zebym wiedziala ze byl i zebym czula sie silna to stwierdzil ze sie zastanowi i ze to musi wyjsc od niego pracuje obecnie gdzie indziej bo niby tak wysLo wiem ze kiedya przyjedie ale kiedy? I czy cos mi da? A ja sie zakochalam i nie potrafie teraz funkcjonowac normalnie w domu tym bardziej z mezem mamy przerwe do konva roku czy poñecam bycie kochanka nie bo ona moze sie zakochac i bedzie tak czekac jak ja a czekam dopiero 3 tydzien i codziennie boli mnoe serce nigdy nie powiedzielismy sobie xo czujemy tylko ze tesknimy wiem ze mu chociaz teoche zalezalo,a jedyny plus ze tak wyazlo to to ze stalo sie to dosyx szybko a takto moze ciagloby sie latami pozdrawiam QUOTE=inez2014;1023550]Witam serdecznie, jestem nowym użytkownikiem forum. Przeszukując wątki, znalazłam wiele na temat miłości, związków i problemu zdrady. Zakładając nowy, chciałabym podyskutować o sytuacji, w jakiej się znajduję od jakiegoś już czasu. Od razu proszę, aby nie zabierały głosu osoby, które w żaden sposób nie zetknęły się osobiście z podobnym problemem, które nie mają żadnego bagażu doświadczeń tego typu. Proszę o głos kobiety, mężczyzn, które/którzy są w analogicznej lub podobnej sytuacji. Z prostego powodu, aby się wesprzeć, poradzić, nie zaś umoralniać i linczować. Bardzo proszę, żeby nie zabierali głos Ci, którzy tak naprawdę nie mają nic do powiedzenia.
Jestem mężatką i od ponad roku w związku z żonatym mężczyzną. Tak, wiem, sytuacja jakich wiele pewnie. Nie zamierzam się wybielać ani uważać za ofiarę. Bycie w tym związku jest całkowicie świadome przez nas oboje. Jesteśmy oboje po 40. roku życia i mając współmałżonków, spotykamy się. Gdyby to było tylko zauroczenie fizyczne, nie byłoby aż takiego problemu. Ale jest inaczej. To miłość, która wybuchła wbrew wszelkim zamierzeniom, wbrew jakiemukolwiek rozsądkowi. Żadne z nas nie mało wcześniej do czynienia ze zdradą, żyliśmy, jak to się mówi, przyzwoicie, krocząc przez życie bez ekscesów i pokus.
Ale stanęliśmy na swojej drodze. I od tej chwili już nic nie jest takie samo. To cudowna chemia, żar zmysłów, połączone z głęboką więzią, jaka się wytworzyła między nami. Całe życie czekaliśmy na siebie, spotkaliśmy się za późno, aby założyć normalną rodzinę, ale na szczęście na tyle szybko, że dane nam jest doświadczyć tego niewiarygodnego uczucia. Nie potrafię słowami opisać tego, co czuję do tego mężczyzny. Wypełnił on całą pustkę w moim życiu, wszystkie braki i luki, jakie były w moim życiu emocjonalnym. Pustka jaka pojawiła się w małżeństwie, oczywiście wszystko przyspieszyła. Decyzja o nawiązaniu tej relacji, pomimo oczywistej chemii, tego iskrzenia, nie była łatwa - były i nadal jeszcze są - wątpliwości, rozterki moralne, że przecież to nie jest okay, itp... Ale jednocześnie okazało się czymś absolutnie nie do przezwyciężenia, to silniejsze od wszystkiego, nie da się z tym walczyć i my dawno przestaliśmy. Nie wyobrażamy sobie życia bez siebie.
Nie chcemy ranić bliskich, nie naszym celem jest rozbicie naszych małżeństw. Ale też nie chcemy ranić siebie. Zrezygnowanie z siebie byłoby śmiertelną raną, bólem nie do wytrzymania. Jesteśmy dwiema połówkami jabłka, które długo się szukały, ale w końcu odnalazły.
Nie niszczymy sobie prywatnego życia, szanujemy swoją sytuację prywatną. Jest to trudne, to prawda, widujemy się nie tak często, jak byśmy chcieli. Ale te chwile, te godziny razem, dają nam tyle radości, energii i woli życia, że nie sposób, po prostu NIE SPOSÓB, z tego zrezygnować. Jesteśmy pokrewnymi sobe duszami. Potrzebujemy siebie nawzajem, jesteśmy dla siebie radością i wsparciem. Myślę, że nieco tragiczne jest to, że to, co nam łączy, takie piękne uczucie, jest oparte na niemówieniu, zatajaniu prawdy wobec naszych rodzin. Tak, to jest na pewno najboleśniejsze i ja zdaję sobie w pełni z tego sprawę. Jednocześnie, będąc dyskretnymi osobami na pewnym poziomie, utrzymujemy swój związek w tajemnicy, nie zadając bólu naszym rodzinom. No cóż, to nie jest idealne, ale nie chcę się nad tym teraz rozwodzić.
Jestem ciekawa, czy ktoś ma podobne doświadczenie i chciałby zabrać głos. Jesli tak, jak wygląda wasze sekretne życie, jak dzielicie swoje troski i radości w takim związku. Jeszcze raz proszę, aby nie odzywali się ci, którzy potrafią tylko wylewać pomyje na głowy innych i nawoływać ich do "nawrócenia". Nie o to chodzi.
Pozdrawiam ciepło...[/QUOTE]
napisał/a: fimaro 2018-06-14 13:02
julaaga napisal(a): mam 32 l. córke i meza starszego ktory jest alkohlikiemzdradzilam meza z rowiesnikiem zonatym ktory tez ma dziecko i mieszka gdzies daleko mam prace w ktorej mam czesty kontakt z mezczyznami ale zawsze pokazywalam obroczke. Kochanka poznal z rok temu pomagalam mu w czyms i teraz tak mysle ze byl wedy poddenerwowany wrocil niedawno i powiedzial ze mam ladny uamiech i to wystarczylo taka bomba 13 lat jestem po slubie myslalam ze kocham meza tak tez powiedzialam kochankowi zanim do czegos doszlo byl smutny i nie przyjechal ja zadzwonilam a on stwierdzil ze tez ma uczucia mowil od poczatku ze nie kocha zony ale nie odejdzie bo zawdziecza jej pieniadze bylo tak ze nikt od nikogo nie odchodzi po pierwszym razie powiedzialam ze to koniec bo ja jednak cos poczulam i odeszlabym od meza a on nie ,poczulam sie osaczona ppd pretekstem ptacy przyjechal. No i byly jeszcze 3 razy i ze 100 kaw mamy swoja piosenke wyjezdzal ma tydzien dwa a ja czekalam i tak za kazdym razem bylo mi coraz ciezej chcialam cos dostac i qtedy bym zakonczyla wygafalam sie i mnie odwlekal chcial zebym byla i czekala a mnie z mezem bylo coraz gorzej zaczął znowu pic niby przezemnie zawsze bylo wytlumaczenie..,kochanek dal sie zlapac i ja musialam sie wyprzec pozniej mnie złapano wrobiono i ja zadzwoniłam do niego chociaz umowa byla taka ze nie nie dzwonimy a ja zadzwinilam a on byl z zona i to byla juz niestety kolejna rozmowa wzielam wszystko na siebie ze jestem szmata itd.bo to moja wina nie powinnam dzwonic wyszlo ze to ja chce go wkopac a mial byc wkroyce i nie przyjechal wiedzialam ze nie przyjedzie,ale musialam jeszcze zadzwonic zeby wytlumaczyc ze mnie wrobili i przeprosic. Poprosilam tyljo o ten prezent zebym wiedziala ze byl i zebym czula sie silna to stwierdzil ze sie zastanowi i ze to musi wyjsc od niego pracuje obecnie gdzie indziej bo niby tak wysLo wiem ze kiedya przyjedie ale kiedy? I czy cos mi da? A ja sie zakochalam i nie potrafie teraz funkcjonowac normalnie w domu tym bardziej z mezem mamy przerwe do konva roku czy poñecam bycie kochanka nie bo ona moze sie zakochac i bedzie tak czekac jak ja a czekam dopiero 3 tydzien i codziennie boli mnoe serce nigdy nie powiedzielismy sobie xo czujemy tylko ze tesknimy wiem ze mu chociaz teoche zalezalo,a jedyny plus ze tak wyazlo to to ze stalo sie to dosyx szybko a takto moze ciagloby sie latami pozdrawiam QUOTE=inez2014;1023550]Witam serdecznie, jestem nowym użytkownikiem forum. Przeszukując wątki, znalazłam wiele na temat miłości, związków i problemu zdrady. Zakładając nowy, chciałabym podyskutować o sytuacji, w jakiej się znajduję od jakiegoś już czasu. Od razu proszę, aby nie zabierały głosu osoby, które w żaden sposób nie zetknęły się osobiście z podobnym problemem, które nie mają żadnego bagażu doświadczeń tego typu. Proszę o głos kobiety, mężczyzn, które/którzy są w analogicznej lub podobnej sytuacji. Z prostego powodu, aby się wesprzeć, poradzić, nie zaś umoralniać i linczować. Bardzo proszę, żeby nie zabierali głos Ci, którzy tak naprawdę nie mają nic do powiedzenia.
Jestem mężatką i od ponad roku w związku z żonatym mężczyzną. Tak, wiem, sytuacja jakich wiele pewnie. Nie zamierzam się wybielać ani uważać za ofiarę. Bycie w tym związku jest całkowicie świadome przez nas oboje. Jesteśmy oboje po 40. roku życia i mając współmałżonków, spotykamy się. Gdyby to było tylko zauroczenie fizyczne, nie byłoby aż takiego problemu. Ale jest inaczej. To miłość, która wybuchła wbrew wszelkim zamierzeniom, wbrew jakiemukolwiek rozsądkowi. Żadne z nas nie mało wcześniej do czynienia ze zdradą, żyliśmy, jak to się mówi, przyzwoicie, krocząc przez życie bez ekscesów i pokus.
Ale stanęliśmy na swojej drodze. I od tej chwili już nic nie jest takie samo. To cudowna chemia, żar zmysłów, połączone z głęboką więzią, jaka się wytworzyła między nami. Całe życie czekaliśmy na siebie, spotkaliśmy się za późno, aby założyć normalną rodzinę, ale na szczęście na tyle szybko, że dane nam jest doświadczyć tego niewiarygodnego uczucia. Nie potrafię słowami opisać tego, co czuję do tego mężczyzny. Wypełnił on całą pustkę w moim życiu, wszystkie braki i luki, jakie były w moim życiu emocjonalnym. Pustka jaka pojawiła się w małżeństwie, oczywiście wszystko przyspieszyła. Decyzja o nawiązaniu tej relacji, pomimo oczywistej chemii, tego iskrzenia, nie była łatwa - były i nadal jeszcze są - wątpliwości, rozterki moralne, że przecież to nie jest okay, itp... Ale jednocześnie okazało się czymś absolutnie nie do przezwyciężenia, to silniejsze od wszystkiego, nie da się z tym walczyć i my dawno przestaliśmy. Nie wyobrażamy sobie życia bez siebie.
Nie chcemy ranić bliskich, nie naszym celem jest rozbicie naszych małżeństw. Ale też nie chcemy ranić siebie. Zrezygnowanie z siebie byłoby śmiertelną raną, bólem nie do wytrzymania. Jesteśmy dwiema połówkami jabłka, które długo się szukały, ale w końcu odnalazły.
Nie niszczymy sobie prywatnego życia, szanujemy swoją sytuację prywatną. Jest to trudne, to prawda, widujemy się nie tak często, jak byśmy chcieli. Ale te chwile, te godziny razem, dają nam tyle radości, energii i woli życia, że nie sposób, po prostu NIE SPOSÓB, z tego zrezygnować. Jesteśmy pokrewnymi sobe duszami. Potrzebujemy siebie nawzajem, jesteśmy dla siebie radością i wsparciem. Myślę, że nieco tragiczne jest to, że to, co nam łączy, takie piękne uczucie, jest oparte na niemówieniu, zatajaniu prawdy wobec naszych rodzin. Tak, to jest na pewno najboleśniejsze i ja zdaję sobie w pełni z tego sprawę. Jednocześnie, będąc dyskretnymi osobami na pewnym poziomie, utrzymujemy swój związek w tajemnicy, nie zadając bólu naszym rodzinom. No cóż, to nie jest idealne, ale nie chcę się nad tym teraz rozwodzić.
Jestem ciekawa, czy ktoś ma podobne doświadczenie i chciałby zabrać głos. Jesli tak, jak wygląda wasze sekretne życie, jak dzielicie swoje troski i radości w takim związku. Jeszcze raz proszę, aby nie odzywali się ci, którzy potrafią tylko wylewać pomyje na głowy innych i nawoływać ich do "nawrócenia". Nie o to chodzi.
Pozdrawiam ciepło...
[/quote]

Czy skontaktował się ktoś z Tobą? Wymieniliście poglądy?