Informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. forum rozmowy.polki.pl zostanie zamknięte. Jeśli chcesz zachować treści swoich postów lub ciekawych wątków prosimy o samodzielne skopiowanie ich przed tą datą. Po zamknięciu forum rozmowy.polki.pl, wszystkie treści na nim opublikowane zostaną trwale usunięte i nie będą archiwizowane.
Dziękujemy!
Redakcja polki.pl

Dodatkowo informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. wejdą w życie zmiany w Regulaminie oraz w Serwisie polki.pl

Zmiany wynikają z potrzeby dostosowania Regulaminu oraz Serwisu do aktualnie świadczonych usług, jak również do obowiązujących przepisów prawa.

Najważniejsze zmiany obejmują między innymi:

  • zakończenie świadczenia usługi Konta użytkownika,
  • zakończenie świadczenia usługi Forum: Rozmowy,
  • zakończenie świadczenia usługi Polki Rekomendują,
  • zmiany porządkowe i redakcyjne.

Z nową treścią Regulaminu możesz zapoznać się tutaj.

Informujemy, że jeśli z jakichś powodów nie akceptujesz treści nowego Regulaminu, masz możliwość wcześniejszego wypowiedzenia umowy o świadczenie usługi prowadzenia Konta użytkownika. W tym celu skontaktuj się z nami pod adresem: redakcja@polki.pl

Po zakończeniu świadczenia usług dane osobowe mogą być nadal przetwarzane, jednak wyłącznie, jeżeli jest to dozwolone lub wymagane w świetle obowiązującego prawa np. przetwarzanie w celach statystycznych, rozliczeniowych lub w celu dochodzenia roszczeń. W takim przypadku dane będą przetwarzane jedynie przez okres niezbędny do realizacji tego typu celów, nie dłużej niż 6 lat po zakończeniu świadczenia usług (okres przedawnienia roszczeń).

Życie w gruzach pięknego pałacu...

napisał/a: twentyfour 2009-10-17 22:16
Witam,
to mój pierwszy post na forum i aż mi głupio, że od razu w takim kontekście, ale... czasami człowiek musi...

Chciałbym opowiedzieć Wam coś, co ostatnio spotkało mnie. Być może ktoś pomoże mi zrozumieć. Wyszła z tego mała książka, ale chciałem opisać wszystko od początku do końca.

Mam 24 lata. Studiuję i pracuję. Do niedawna miałem jeszcze dziewczynę, nieomal narzeczoną. Za kilka dni skończy 24 urodziny.

Ja po 3 poważniejszych związkach, które sam zawaliłem (zazdrość, obojętność i brak zrozumienia)
Ona po 2 poważnych doświadczeniach. W obu przypadkach z "cwaniakami", gośćmi nad wyraz pewnymi siebie, wręcz aroganckimi. Obaj ją zdradzali.

Wszystko zaczęło się tak:

3 lata temu, na studiach poznałem świetną kobietę. Zaczęło się niewinnie, od kilku uśmiechów na korytarzu, kilku "cześć", aż w końcu narysowałem na kartce filiżankę kawy ze znakiem zapytania i uśmieszkiem. Pod spodem mój numer telefonu oraz imię i wręczyłem jak wchodziła do auli na wykład. Nie musiałem długo czekać na odp i już na następne zajęcia nie poszliśmy...

Z czasem pisanie smsów (kilkuset tygodniowo) przerodziło się w rozmowy, a to zaowocowało regularnymi spotkaniami, przy kawie i ciastku, lodach, drinku...
Zanim się obejrzałem, byłem zakochany po uszy. Ze wzajemnością.

Spotykaliśmy się przez jakiś rok, będąc jeszcze na studiach. Później obrona prac, zawsze byliśmy ze sobą blisko, zawsze dodawaliśmy sobie otuchy. Po obronie oboje poszliśmy na studia zaoczne, kontynuować naukę. Ona znalazła pracę szybciej, niż ja i tak się złożyło, że w innym dziale firmy potrzebowali kogoś, więc poleciła mnie przez swoich znajomych z pracy. Odbyłem rozmowę i zostałem przyjęty. Pracowaliśmy osobno, ale jednak razem. Razem do pracy jeździliśmy i razem z niej wracaliśmy. Z czasem postanowiliśmy zamieszkać razem.

Gdy już się wprowadziliśmy, wszystko było jak we śnie (i ani trochę nie przesadzam). Lepszego związku nie mógłbym sobie wymarzyć. Oboje mieliśmy na tyle swobody, by móc poświęcać czas naszym pasjom i znajomym. Ja miałem czas na spotkania z kumplami na pokerze, Ona zawsze mogła wyskoczyć do koleżanki, iść na kawę ze znajomymi, itd. Był to związek bardzo partnerski, bez nieuzasadnionej zazdrości (ale o tym za moment).

Żyliśmy tak prawie półtora roku. Dzień w dzień razem. Do Jej rodziny jeździliśmy razem (bo nie pochodziła z miejsca, w którym żyliśmy), a i u mojej rodziny byliśmy dość częstymi gośćmi. Nasi rodzice znali się i polubili, niejednokrotnie spotykając się ot tak, bez okazji w weekendy, wyjeżdżali razem na jakieś małe wypady (grzyby, itd).

A między nami? Między nami było po prostu pięknie. Starałem się jak jeszcze nigdy. Począwszy od małych prezentów bez okazji, poprzez krótkie "Kocham Cię" mailem w pracy, a na np. całonocnych pogaduchach o życiu i przyszłości kończąc. Zawsze mieliśmy dla siebie czas. Gdy mnie coś trapiło, wiedziałem, że mogę liczyć na Jej zawsze szczera i trafna radę... i vice versa. W sprawach seksu też nam się układało.

Jeśli zaś chodzi o obowiązki domowe, to był pomiędzy nami równy podział - ja gotuję i prasuje, ale za to Ona sprząta i pierze. Funkcjonowało bez zarzutu.

Przez te całe 3 lata pokłóciliśmy się tylko 1 (raz), jakiś rok temu. Była to dość spora kłótnia, po której nastąpiły pierwsze ciche dni. Ale i to przezwyciężyliśmy rozmową, wyjaśniając sobie co nas boli i znów wszystko wróciło do normy. Oprócz tej jednej kłótni mieliśmy jakieś małe sprzeczki, które mijały szybciej, niż się zaczęły.

Na początku lipca br. w zespole, którego byłem częścią zmienił się szef. Poskutkowało to wyrzuceniem 8 z 12 osób i obsadzeniem wolnych miejsc "swoimi". Poleciałem i ja. Mieliśmy zaoszczędzone pieniądze, więc nie martwiliśmy się o przeżycie. W sierpniu znalazłem nową pracę na podobnie płatnym stanowisku, więc znów wszystko wróciło do normy. W lipcu też zwolnionych zostało kilka osób z działu, w którym Ona pracowała, a na ich miejsca przyszły nowe.

W międzyczasie zrodził się plan kredytu hipotecznego. Byliśmy razem u doradcy finansowego i mieliśmy się umówić na następne spotkanie, już z konkretami.

Więcej, byłem tak pewien tego związku, że chciałem oświadczyć się Jej w jej urodziny (październik).

Nic nie wskazywało nadchodzącego końca. W sierpniu jeszcze byliśmy na wspólnym urlopie. Na początku września na urodzinach naszego wspólnego kolegi, a tydzień później na imprezie u Jej znajomej.

Od pewnego czasu jednak zauważyłem, że wychodzi z pracy "struta", a w domu opowiada zdawkowo, a najczęściej mówiła o jej nowym współpracowniku, że straszny jajcarz, itd. Kiedyś zapytałem się o niego, bo miałem dziwne odczucia. Oburzyła się, że zazdrosny bez powodu jestem. Pomyślałem - możliwe. Wiedziałem, że praca dobija ją małymi możliwościami awansu i wielokrotnie namawiałem do jej zmiany, wiec myślałem, że to może właśnie praca była przyczyną jej kiepskiego nastroju.
Później powiedziała mi, że ten "straszny jajcarz" zerwał zaręczyny po 11 latach związku.
Ten facet nie dawał mi spokoju i kiedyś urwałem się wcześniej z pracy, by po Nią pojechać. W pracy była normalna, uśmiechnięta, wesoła. Nawet rozmawiałem z "jajcarzem", ale jako, że nie lubię cwaniaków, nie przypadł mi do gustu. Jego wuj załatwił mu miejsce w tej firmie po tym całym "grupowym" zwolnieniu. Skąd to wiem? Sama mi powiedziała.

Kilka dni później musiałem jechać na szkolenie do Warszawy. Długo o tym rozmawialiśmy, bo cholernie się czegoś bałem. Ciężko to opisać, ale po prostu coś czułem.
Z Warszawy, starałem się dzwonić najczęściej jak tylko mogłem i było w miarę ok, jak rozmawialiśmy. Po moim powrocie (środa), Ona oznajmiła mi, że też ma szkolenie, ale weekendowe w Katowicach. Pracowałem w tamtej firmie, byłem na jednym szkoleniu, ale nie słyszałem żeby kiedykolwiek ta firma robiła szkolenia weekendowe. Coś mi się tu nie podobało, zwłaszcza, że na szkoleniu miał być też "jajcarz", ale za wszelką cenę starałem się odtrącić te złe myśli. Szczerze wtedy myślałem, że nasz związek jest na tyle silny, ma tak mocne fundamenty i przyszłość, że nie mam się o co martwić...
W sobotę rano pod dom przyjechał po nią jej kolega z pracy, którego ja też znałem. Pożegnaliśmy się i pojechała.
Przez 2 dni zadzwoniła raz, ale była tak samo pochmurna.

Wróciła w niedzielę wieczorem. Wtedy już czułem, że coś jest nie tak. Patrzyła na mnie tak "badawczo", niepewnie. Teraz to wiem, wtedy nie chciałem wiedzieć lub nie widziałem.

Następnego dnia po pracy, zjedliśmy obiad, zapytałem czy pozmywa, a ja w tym czasie skoczę na zakupy małe, bo mieliśmy oglądać film. Ubrałem się i zostawiłem karteczkę, że "zaraz wracam. Potrzebuję chwili dla siebie". bo nie mogłem już wytrzymać tego nastroju w domu. Spacerowałem, starając się uporządkować myśli. Cały czas jednak bałem się, że wrócę do domu i zastane kartkę z napisem: Odchodzę. Nie mogłem się od tej myśli opędzić.
Po ok 20 min wróciłem do domu. Siedziała na balkonie. Podszedłem, przytuliłem ją... nie odwzajemniła uścisku. Zapytałem wprost: Odchodzisz? Spojrzała mi prosto w oczu i odwróciła wzrok. W tym momencie świat mi legł w gruzach, a nogi po prostu mi się załamały i ukląkłem bezwiednie. Czułem się, jakby ktoś mnie młotem w łeb zdzielił. Takiego chaosu w głowie jeszcze nie miałem.

Zacząłem płakać, pytając dlaczego, co się stało? Odpowiedziała, że sama nie wie. "Coś pękło." Prosiłem i błagałem o kolejną szansę. Nic. Rozmawialiśmy do późnych godzin nocnych, po czym poszliśmy spać. Osobno. Nie umiała wyjaśnić mi dlaczego odchodzi. Następnego dnia, wziąłem urlop nż, bo nie potrafiłem zebrać myśli, a tym bardziej pracować. Jak wstałem, Jej już nie było.

Przez cały dzień siedziałem i myślałem. W desperackim akcie postanowiłem, że oświadczę się Jej. Pół dnia siedziałem, wycinając z papieru serduszka i rozsypując po podłodze. Przygotowałem kolację, kupiłem wino i różę. Pierścionka nie kupiłem, bo ostatnio skumulowały się nam wydatki (uczelnie), więc nie starczyło. Zamiast tego, skręciłem obrączkę z druciku... Wyciąłem duże serce i powiesiłem na klatce schodowej.
Pozapalałem świeczki wzdłuż przedpokoju i ubrany garnitur, który Ona strasznie lubiła czekałem.

Po Jej powrocie, zaprowadziłem Ją do pokoju. Zacząłem mówić ile dla mnie znaczy i że nie pozwolę Jej odejść. Ona zaczęła prosić, bym tego nie robił, aż w końcu zabrała rękę.
Znów, w płaczu, prosiłem i błagałem o szansę i wyjaśnienia...
Wieczór skończyłem sam w pokoju (Ona w drugim) z butelką wina.

Następnego dnia zadzwoniła z pracy i powiedziała, że dziś przyjedzie po rzeczy i wyprowadza się.

Całe pakowanie i wyprowadzka zajęło Jej (powiedziałem, że do tego ręki nie przyłożę) bardzo mało czasu. Jak skończyła, stwierdziła, że już wie dlaczego odchodzi. "Brak Jej było negatywnych emocji" w związku. Brak było kłótni. Stwierdziła, że "jajcarz" powiedział Jej kiedyś, że jest "kobietą żywiołem", a w naszym związku musiała tłumić te złe emocje. Dobrze wiedziałem, że nie miała kolorowego dzieciństwa, a i ja sam za młodu tez się naoglądałem... Postanowiliśmy, że w naszym związku tak nie będzie. Więc o co Jej chodziło?

Przez te 3 dni uroniła może ze 3 łzy w czasie naszych rozmów.

Kilka dni później, jak załatwiłem sobie urlop, pojechałem do siostry, do Wiednia. Tam pewnego dnia dostałem smsa od Jej brata z prośbą o kontakt. Zadzwoniłem i dowiedziałem się, że odeszła do "jakiegoś gościa z pracy, który zerwał dla niej zaręczyny i wyznał Jej miłość w pracy." Wiedział to z podsłuchanej rozmowy Jej i ich mamy.
Nie pytajcie mnie dlaczego Jej własny brat mi to powiedział, ale wiedzcie, że zawsze miałem z nim b. dobry kontakt - widziałem w Nim siebie sprzed lat.

Po moim powrocie umówiliśmy się na spotkanie żeby odebrała resztę swoich rzeczy. Byłem tak zły, że w moim monologu, dałem Jej do zrozumienia, że wiem i powiedziałem, że nie chcę Jej znać.

Dziś mija 20 dzień samotności. Jedyne czego chcę to nie obudzić się jutro. To wszystko tak cholernie boli. Nagle człowiek ma wszystko, a za chwile zostaje sam. Puste ściany, zbyt duże i zimne łóżko...
Tak mi Jej cholernie brakuje... Nie ma godziny, żebym nie zastanawiał się co złego zrobiłem? Zostawiła mnie po 3 latach, wydaje mi się, naprawdę poważnego związku dla faceta, którego zna od 3 miesięcy...

Nic już nie smakuje tak samo. Jestem wrakiem człowieka, którym byłem. Nie mam nawet motywacji żeby się golić, a nie mówiąc już o jakiś większych planach.

Ten związek pochłonął większość mojego zapału do życia, a przy okazji znaczną część znajomych.

Kochałem tą dziewczynę ponad wszystko. Nawet nie ponad wszystko, bo to Ona była wszystkim. Nadal kocham...

Nie mam nic i nic nie rozumiem. Dlaczego Ona odeszła? Co ten facet ma, czego ja nie mam? Co On może Jej zaoferować, czego ja nie mogłem?!

Co dzień zastanawiam się co robi i czy nie żałuje swojej decyzji.

Żyję z dnia na dzień w gruzach pięknego pałacu... Sam.
napisał/a: ~gość 2009-10-17 22:59
eehhh nic twórczego nie napiszę... pierwszy raz opis historii trafił mnie tak głęboko, najpierw ten romantyzm, aż poczułam ukłucie zazdrości, taka bajkowa historia... ale jej koniec, naprawdę smutno mi się zrobiło... nawet nie wiem co tu pisać, bo banały typu będzie lepiej nie pomagają, wręcz przeciwnie. Współczuję Ci, chociaż w maleńkim stopniu jedynie potrafię sobie wyobrazić to cierpienie. Nie wiem co bym zrobiła na Twoim miejscu... Życzę siły, tyle jestem w stanie napisać.
napisał/a: sorrow 2009-10-17 23:44
Biedna ta twoja dziewczyna. Zamieniła złoto na coś...hmm... coś innego, bo bardziej błyszczało (tak przynajmniej wynika z twojego opisu). Wiesz, że najprawdopodobniej jej najbliższe miesiące nie będą należały najszczęśliwszych? Dała się skusić... rzuciła się w nieznane zamiast docenić to co miała. To źle się kończy zazwyczaj. Mówię ci... wkopała się. Szkoda tylko, że i ty musisz przy tej okazji cierpieć :(.

Zapytam cię jeszcze o coś, bo... co tu dużo mówić... nie daje mi to spokoju. Taka sielanka z twojej opowieści się wyłania. Ona przed waszym związkiem była z "cwaniaczkami". Jak widzisz wiele się u niej nie zmieniło. Nadal ją ciągnie do tego typu gości. Mimo, że ją krzywdzili, ale ten magnetyzm zwierzęcy działa. W sumie na ma się czemu dziwić, bo człowiek się nie zmienia tak szybko. Zastanawiam się więc na ile ty się zmieniłeś. Czy nic już z tej zazdrości, obojętności i braku zrumienia nic nie zostało? Czy ta sielanka to tak na prawdę, czy też demony z twojej przeszłości jednak miały wpływ na to jak ona się w związku czuła?

Dziwne to wasze rozstanie... takie bez słów, bez wyjaśnień (oprócz tych zmyślonych). Styl, w którym ona odeszła wskazywałby na jakąś krzywdę z twojej strony (a tego nie sugeruję, bo nic o tym nie wspominasz).
napisał/a: edgar3 2009-10-17 23:59
pewnie to nic nie da ..hmm a raczej na pewno ale chcialem powiedziec ze tez calkiem nie dawno bylem w takiej sytuacji tkwiac jeszcze jedna noga w zwiazku jakies przeslanki kazaly mi snuc domysly co do jej "kolegi" pograzylem sie w nieufnosci zastanawialem sie dlaczego jestem gorszy od niego ta zazdrosc podejrzliwosc popsula zwiazek poza tym zawsze zapytana wypierala sie wmawiala ze nie mam racji przyznala mi ja dopiero po rozstaniu czulem sie jak naiwniak ktory zainwestowal wszystko co mial w konia ktory nigdy nie ukonczy wyscigu zalowalem ze sie otworzylem tylko po to zeby ona mogla podeptac moje uczucia ..kocham nadla lecz nie zapominam wiec na dobra sprawe nie moglbym z nia ponownie byc ..jak sie podnioslem? w sumie nie jestem pewien czy w ogole sie podnioslem ..moze dzieki wierze moze nowej pasji moze dzieki codziennosci ktorej wyzwanie podejmuje...
napisał/a: twentyfour 2009-10-18 01:02
@sorrow

Zdaję sobie sprawę, że mój opis przedstawia bajkową sielankę, ale uwierz mi, że tak właśnie było.

Teraz zauważyłem, że nie napisałem o zazdrości, o której napisać miałem.
Jeden z moich związków zakończył się przez moją dość chorobliwą wówczas zazdrość. Gdy zdałem sobie sprawę z faktu, że to właśnie moja zazdrość była powodem rozstania, dość mocno mnie to dotknęło (mam raczej refleksyjną naturę) i obiecałem sobie, że nigdy więcej...

A jak to wyglądało w ostatnim związku? Widziałem kiedyś przez ramię, jak czytała wiadomość na n-k od jakiegoś faceta z roku. Delikatnie rzecz nazywając strasznie ubolewał, że jest zajęta i nie mogą się spotkać. Chwile później, jak mu odpisywała, z ciekawości podglądnąłem i kulturalnie go spławiła. To jeszcze bardziej umocniło mnie w przekonaniu, że nie mam się czego obawiać. Z mojej strony zazdrości praktycznie żadnych objawów nie było, bo ufałem Jej ponad wszystko.
Z Jej strony, z kolei zazdrość była dość często okazywana, ale całkowicie bezpodstawnie, albo nieadekwatnie do sytuacji. Przykład - znalazła kiedyś smsa urodzinowego od mojej byłej (często pisała z mojej komórki smsy i czasem też Jej koleżanki odpowiadały na mój telefon) i strasznie to przeżyła. Zanim uświadomiłem Jej, że nawet na tego smsa nie odpowiedziałem (zakładając, że byłoby to dla mnie aż tak ważne), bo po prostu czasu nie miałem, zdążyła się popłakać i stwierdzić, że moja była coś ode mnie chce, robiąc mi z tego powodu wyrzuty.

Co do obojętności i braku zrozumienia. Wiem, że Ona mnie wielu rzeczy sama nauczyła. To dzięki Niej, albo dla Niej przestałem być obojętny, bo naprawdę przestałem. Nigdy nie okazałem braku zainteresowania Jej osobą, czy to na jakiejś imprezie, czy w rozmowach w domu. Zawsze starałem się mieć czas dla Niej. Wielokrotnie przedkładałem Jej problemy nad swoje. W czasie sesji, pomagałem Jej jak tylko mogłem, często najpierw siadaliśmy i kombinowaliśmy nad Jej notatkami, aż do skutku i niejednokrotnie zostawałem sam do rana nad książkami, gdy Ona już dawno spała. Ale nigdy nie miałem Jej tego za złe. Zawsze, jak czułem się zmęczony, spoglądałem na Nią, gdy spała i wiedziałem, że muszę się tego nauczyć, bo to będzie mały kroczek dla NASZEJ przyszłości. Ona była moją motywacją do wszystkiego.
Nigdy też nie padło z moich ust stwierdzenie typu "głupia jesteś, że się tym przejmujesz". Zawsze, gdy miała jakiś problem, siadaliśmy i rozmawialiśmy (a bardzo lubilem z Nią rozmawiać), proponowałem, sugerowałem i naprowadzałem, ale nigdy nie dyktowałem tego, co ma zrobić.

Tak myślę nad Twoim pytaniem i naprawdę ciężko mi znaleźć sytuacje, gdzie moje demony wygrywałyby ze zdrowym rozsądkiem.

Zdaję sobie sprawę, że nie jestem idealny, ale naprawdę się starałem i szczerze, to jedyne, co mógłbym mieć do zarzucenia, to fakt, że czasem chodziła spać sama, podczas gdy ja czytałem w necie różne artykuły branżowe lub skakałem po forach, itp.
Jestem też leniwy, jeśli wiem, że nie muszę czegoś zrobić, ale Ona zawsze potrafiła mnie zmotywować do tego, żebym jednak się za to wziął.

Ona miała swojego czasu problemy ze sobą samą, ale bardzo długo o tym rozmawialiśmy, bo kiedyś też przez to przechodziłem i jakoś udało mi się z tym poradzić (miałem dobrego mentora - siostrę), toteż sam chciałem Jej pomóc.
Poprzedni faceci wpoili Jej, że nie jest atrakcyjna, itd, co oczywiście było bzdurą, bo była naprawdę piękną kobietą i ciągłe rozmowy, drobne komplementy, z czasem zaczęły dawać rezultaty - zaczęła ubierać się świadomie podkreślając swoją kobiecość i razem zaczęliśmy chodzić na basen, czego wcześniej panicznie się bała.

Wiem, że to wszystko może wyglądać zbyt naciąganie, ale to, co opisałem w tym i poprzednim poście jest po prostu moim przeżyciem.

A co do samego rozstania, to dużo też przez tych kilka dni (28.09 - 30.09) rozmawialiśmy na spokojnie, o ile można nazwać spokojnym fakt, moje niekontrolowane zmiany nastroju. Bo gdy np skończyłem płakać, zaczęliśmy rozmawiać normalnie. Wtedy poprosiła mnie, żebym Ją znienawidził i pozwolił odejść, bo "nie jest mnie warta". Nie było tlumaczenia dlaczego. Było za to argumentowanie dlaczego powinienem ją znienawidzić. Gdy już wiedziałem, że wszystko, co zrobiłem zawiodło, powiedziałem z uśmiechem i łzami w oczach, że życzę Jej szczęścia i niech nie da się skrzywdzić. Później znów płacz, i tak na przemian. Nie kontrolowałem tego... po prostu.

EDIT:
Może dla rozjaśnienia, byłem wychowywany przez mamę i siostrę, które wpoiły mi chęć zrozumienia kobiet i umiejętność słuchania i wiele innych rzeczy na płaszczyźnie relacji damsko-męskich.

@vanilla
Dzięki, siła to jest chyba właśnie to, czego potrzebuję. Tylko gdzie ją znaleźć?

@edgar3
Ja właśnie zastanawiam się czy nawet gdyby wróciła, to czy potrafiłbym spojrzeć na Nią, bez widzenia tego, co zrobiła? Nie wiem. Po prostu nie wiem.
napisał/a: PabloFX 2009-10-18 10:35
napisal(a):Ja właśnie zastanawiam się czy nawet gdyby wróciła, to czy potrafiłbym spojrzeć na Nią, bez widzenia tego, co zrobiła? Nie wiem. Po prostu nie wiem.


wg mnie tak. milosc wybacza wszystko i pomimo ze jestem w bardzo podobnej sytuacji, to czekam i modle sie zeby wrocila. wiem ze na poczatku byloby ciezko zapomniec ale tak ja dla niej mysle jestem w stanie zrobci wszytsko tak i Ty dasz rade wszystko zrobic. ona musi zrozumiec co stracila zostawiajac Ciebie, a co 'zyskala' wiazac sie z nim...

trzymam za Ciebie kciuki, bo widze ze mamy podobne historie ;)
licze ze wyrazisz swoja opinie w moim temacie, moze cos mi doradzisz ;)
napisał/a: Ocean31 2009-10-19 11:19
Niestety jak pewnie zdajesz sobie sprawe, nie ma lekarstwa na straconą miłosc, tylko czas, duzo czasu. Jednak powiem Ci z wlasnego doświadczenia, ze mam troche odmienne zdanie niz PabloFX, bo jestem juz rok po takim rozpadzie idealnego zwiazku.

Trochę o sobie i swoim zwiazku.
Byłem 3,5 roku z dziewczyna, miłosc zycia, mieszkanie razem wspolne plany itp. Tez bylo idelanie mało kłótni a jak juz to o pierdoly. I tez romans w pracy, z przełozonym. Powiedziała ze chce przerwy, nie wie co czuje itd. chociaz wczesniej było bardzo podobnie jak opisał autor, czyli wielka miłosc, wielkie uczucie z jej strony, którego byłem bardziej pewien niz samego siebie. Niestety skonczyło sie podobnie, wyprowadzka, zero rozmow, zero proszenia o powroty z mojej strony, tylko cierpienie.

Po ponad pół roku, kiedy juz tam w miare o niej zapomniałem, zaczela sie odzywac, piszac ze byłem idealnym facetem, najlepszym, wogole naj naj naj, i ze kazda kobieta była by wniebowzieta zeby miała takiego faceta. Ogolnie daje wszelkie przesłanki ze bardzo by chciala do mnie wrocic, bo wie ze tylko ze mna bedzie szczesliwa.

Jednak ja mam teraz baaardzo duze watpliwosci, nie wiem czy ja jeszcze kocham, nie wiem czy bede potrafil zapomniec, i naprawde watpie czy potrafila by odzyskac moje zaufanie.

Takze drogi autorze, jestem na 100% przekonany, ze prędzej czy później Twoja kobieta zrozumie swoj bład i do Ciebie zechce wrocic, pytanie czy Ty bedziesz chciał.

Moja rada na teraz jest raczej standardowa. Zajmij sie własnym zyciem, odnów kontakty ze znajmomymi, zajmij sie hobby, sportem czy czymkowliek co sprawia Ci przyjemnosc.

Jeszcze troche pocierpisz, moze kilka miesiecy moze i dłuzej, ale zobaczysz ze świat jeszcze stoi dla Ciebie otworem :D

powodzenia:)
napisał/a: twentyfour 2009-10-20 10:32
Dziękuje wszystkim za poświęcony czas i słowa otuchy.:)

Trochę mnie nie było, ale nawał pracy i... zapisałem się na siłownię.) Ale o tym za moment.

@Ocean31
Już pomału zaczynam godzić się ze stratą i jeszcze wolniej stawać na nogi, ale pomagają mi w tym najbliżsi oraz organizowanie dnia w taki sposób żeby nie mieć czasu, ani sił na myślenie.

Co do tego, czy ją jeszcze kocham, to jestem pewien, że tak i to bardzo, a jeśli chodzi o wybaczanie i zapominanie, to może już niedługo wybaczę, ale zapomnieć pewnie nigdy nie zapomnę, zgodnie z tokiem rozumowania facetów.;)

Jednakże w życiu kieruję się dość specyficzną filozofią, dzięki której nie potrafię długo chować urazy (bo życie jest po prostu na to za krótkie), więc wiem, że gdy nastąpi ten moment, kiedy Ona zmądrzeje wróci, a ja ją przyjmę z otwartymi ramionami.

@PabloFX
Jak tylko będę miał dłuższy moment na siedzenie przy kompie, to postaram się napisać coś więcej, ale na dziś polecę Ci przeczytanie tego komentarza pod artykułem na Onecie.
KLIK!. Coś w tym jest...

Nam obu pozostaje czekanie. Ja dla zabicia czasu zapisałem się na siłownię i powiem Ci, że po 1,5 godziny dziennie po pracy w domu jedyne na co mam sile, to prysznic, kolacja i wegetowanie przed tv, nawet go nie słuchając. Takie katowanie się na maksa, żeby po prostu nie mieć siły na nic. Do tego same korzyści.;)


Ostatnio dzwoniła do mnie Jej mama, lekko roztrzęsiona i zapłakana, mówiąc, że sama nie wierzy w to, co się stało i nie zamierza tego tak zostawić, bo nie chce znać nawet tego nowego faceta swojej córki.
Się porobiło...

Miłego dnia wszystkim.;)
napisał/a: PabloFX 2009-10-20 16:59
Hmm jakbym siebie widzial ;)

tylko ze ja biegam duzo, neistety o wegetacji pzred tv nie ma mowy (klasa maturalna).

Patrycja ma ciagle wyrzuty sumienia, gryzie sie z tym okropnie, jest chyba etraz na etapie zastanawiania sie czy jendak nie nalezala nam sie jeszcze jedna szansa. niby nie chce z nim zrywac ale sama siostrze powiedziala ze nie czuje sie do konca spelniona, a ze mna byla. Tlumaczyla to tym ze jestesmy calkiem inni (ja i ten koles) i ona musi sie przyzwyczaic.

Jej rodzina i przyjaciele stoja murem za mna. Nawet 2 jej pwoiedzialo ze pzrez ostatni okres zcasu (odkad zerwala) strasznie sie zmienila. Ruszylo ja to mocno, niestety ten koles to dobry manipulator i co przyjedzie do niej to troche tlumi jej wyrzuty. Ja narazie czekam i nie staram sie do niej pisac, zcasme pogadamy, to wszytsko.