Dlaczemy my, facei, nie lubimy feministek?
napisał/a:
jente8
2008-10-17 16:39
Nie nago tylko z gołym biustem :P
napisał/a:
Fila
2008-10-19 19:55
kania Przecież równouprawnienie prowadzić ma do zrównania ról w rodzinie- to znaczy, że od tej pory nie ma podziału na "męskie" i "kobiece", ale dzielimy się według zręczności, grafiku pracy zawodowej, etapu w życiu, a nie według płci. \
W "ciapowatości", o której piszesz może chodzi o to, że istnieje różnica między wychowaniem przez matki, a oczekiwaniami kobiet nowego pokolenia- partnerek i żon. Faceci nie umieją wykazać się tym zrównoważeniem pracy zawodowej i troski o dom.
Choć np. w moim związku tak nie jest.
W "ciapowatości", o której piszesz może chodzi o to, że istnieje różnica między wychowaniem przez matki, a oczekiwaniami kobiet nowego pokolenia- partnerek i żon. Faceci nie umieją wykazać się tym zrównoważeniem pracy zawodowej i troski o dom.
Choć np. w moim związku tak nie jest.
napisał/a:
kania3
2008-10-20 23:49
Jeżeli jest związek partnerski i dzielą się wszystkim po równo zamiast na "męskie i kobiece" to super. Wtedy jest sprawiedliwy podział i w ogóle bajka. Różnice w wychowaniu przez matki raczej bym podpięła pod ten brak chęci do prac domowych- bo matki był może bardziej przyzwyczajone i same wychowane w tych "tradycyjnych rolach", że prace domowe to raczej królestwo kobiety i teraz ciężko jest wejsc pod te oczekiwania obecnych kobiet, na zasadzie "wszystko razem". Tu się zgadzam. A mi chodzi o taką życiową odpowiedzialność i o pracę, że mężczyzna nie ma na sobie już takiego ciężkiego obowiązku zapewnienia dobrobytu rodzinie, bo wie, że odciąży go kobieta. I się taki rozleniwia I nie czuje na sobie odpowiedzialności ciążącej na głowie rodziny. A chyba każda kobieta chce czuć silne męskie ramię.. :) I ile się słyszy o tym, że mężczyźni boją się niezależnych kobiet?
U mnie na szczęście tak nie jest, ale nie muszę szukać daleko takiego przykładu...
Chcialam tylko zwrócić uwagę na to, że oprócz dużych osiągnięć feministek- a osiągnięcia miały spore i chwała im za to- trochę nam też pokomplikowały życie i dołożyły obowiązków. Wszystko ma swoje plusy i minusy:)
U mnie na szczęście tak nie jest, ale nie muszę szukać daleko takiego przykładu...
Chcialam tylko zwrócić uwagę na to, że oprócz dużych osiągnięć feministek- a osiągnięcia miały spore i chwała im za to- trochę nam też pokomplikowały życie i dołożyły obowiązków. Wszystko ma swoje plusy i minusy:)
napisał/a:
jaca38gda
2008-10-21 13:08
Ja jestem przeciwny - nie zawsze wygląda to dobrze
napisał/a:
evimark
2008-10-28 11:57
Po części się zgadzam, choć pewnie rankingi płacowe i zawodowe w korporacjach pokażą że lepiej zarabiają i szybciej awansują fececi.
Prawda jest taka, że feministki są troche dla mężczyzn niewygodne, bo jak taka zona niczym bohaterka filmowa czy książkowa (a ostatnio jestem na etapie "Wzlotów i upadków super mamy") zamiast zajmować się dzieckiem w ramach równouprawnienia chce wieczorem popędzić z przyjaciółką na pilates prowadzony przez przystojnego instruktora to chyba nic dodawać nie muszę...
napisał/a:
jente8
2008-10-28 12:02
No tak, a dopóki to tylko mąż chodził z kumplami na piwo gdzie obsługiwała go seksowna barmanka, to wszystko było ok? :P Nie wątpię, że taki układ był i zawsze będzie dla wielu mężczyzn "wygodniejszy".
napisał/a:
Fragma_88
2008-10-28 20:58
Jak kobieta by gdzieś poszła to już wielka awantura,bo go zdradzi,bo tam jest przystojny instruktor,bo ktoś będzie na nią patrzył... bo to i tamto...
ale nie daj Boże jak facet pójdzie do baru na piwo,gdzie jest pełno napalonych dziewczyn i jego kobieta będzie miała jakieś zastrzeżenia,bo to i tamto...
wtedy awantura i zaraz 'niewygodna feministka' hehe:))
A przecież to normalne z obu stron,bo zawsze jest ryzyko 'A może on/ona tam kogoś pozna'
Czy po tym stwierdzeniu mogę uważać się za feministkę? Chyba nie co ;)
ale nie daj Boże jak facet pójdzie do baru na piwo,gdzie jest pełno napalonych dziewczyn i jego kobieta będzie miała jakieś zastrzeżenia,bo to i tamto...
wtedy awantura i zaraz 'niewygodna feministka' hehe:))
A przecież to normalne z obu stron,bo zawsze jest ryzyko 'A może on/ona tam kogoś pozna'
Czy po tym stwierdzeniu mogę uważać się za feministkę? Chyba nie co ;)
napisał/a:
evimark
2008-10-29 20:28
Wiecie, nie do końca mi chodziło o to, które bardziej jest zdolne do zdrady. Generalnie po prostu utarło sie, że kobieta pewne rzeczy w życiu musi... z racji bycia kobietą. Jako kobieta zwykle( choć nie zawsze, bo zdarzają się mężczyźni wyjątkowi:)) pracuje na etacie, w domu sprząta i gotuje, a mężczyzna tradycyjnie ciążko zarabia pieniądze i w domu musi mieć spokój... Kiedy więc kobieta próbuje "przywrócić równowage w naturze" i przerzucić ułamek powinności na kark partnera od razu postrzegana jest jak jakaś nawiedzona feministka. A to wyrywanie się na pilates to tylko przykład ze wspomnianych przeze mnie "Wzlotów i upadków super mamy", gdzie glówna bohaterka też znosic musi fochy partnera, gdy ten nagle sam parę razy musi zostac z dzieckiem zamiast wyrwać się jak zwykle do baru... Zresztą same przeczytajcie, co wam będę opowiadać:)
napisał/a:
jente8
2008-10-29 22:46
Owszem utarło się, że kobieta "musi" zajmować się domem, ale nigdzie w tym scenariuszu nie było tego, że ona jeszcze pracuje zawodowo. A skoro pracuje zawodowo tak samo jak mężczyzna, to i obowiązki domowe powinny na ich barkach spoczywać po równo. I tyle :P