II edycja konkursu literackiego "Chwile uniesienia"

napisał/a: ~radosna_wiosna 2009-01-31 18:23
Budzę się rano, 14 lutego i powoli otwieram oczy. Za oknem powoli pada śnieg, zlepiający się w większe płatki, które swobodnie falują na wietrze. Wyciągam się i nagle trafiam rękami na coś, co z pewnością nie jest częścią składową pościeli, na której leżę. To kartka. Przewracam się na brzuch i, przybliżając kartkę do oczu, staram się odczytać jeszcze zaspanymi oczami tekst, który na niej widnieje. W końcu litery układają się w ciąg, który brzmi: "Cześć Kochanie, spotkajmy się o 12:00 w centrum przy fontannie. Do zobaczenia."
Fontanna w lutym oczywiście nie działa, ale jest to przynajmniej znane miejsce, do którego można trafić z każdego punktu miasta. Choć chce mi się spać, wstaję i ubieram się, by zdążyć na wyznaczoną godzinę. W końcu kto jak kto, ale ja nienawidzę się spóźniać. On o tym wie, i kiedy przychodzę tam 10 minut przed spotkaniem, już czeka na mnie z bukietem niebieskich róż. Kiedy mi go wręcza, całuje namiętnie moje usta, na krótką chwilę przygryzając moją górną wargę, jakby w obietnicy tego, co nadejdzie później. Prowadzi mnie do samochodu i kiedy już w nim siedzę, zawiązuje mi oczy, żebym nie widziała, gdzie jedziemy. Zanim jeszcze opaska zaciśnie się na mojej głowie, wsadza język do mojego ucha, a później jego ręka trafia na mój biust. Gdy jednak chcę się odwzajemnić, odsuwa się ode mnie i zapala silnik, mówiąc, żebym była cierpliwa.
Jedziemy w milczeniu. Staram się poznać, gdzie jedziemy po ilości zakrętów, ale nie jestem w stanie. Czas też się rozciąga w taki sposób, że nie mogłabym stwierdzić, czy jedziemy pół, czy dwie godziny.
Kiedy wreszcie stajemy, on mnie powoli wyciąga z samochodu, silnie przytrzymując moje ramię, i prowadzi w jakieś miejsce. Nie czuję żadnych zapachów ani dźwięków. Nie wiem gdzie jesteśmy, ale wydaje mi się, że pewnie poza miastem, skoro nie można usłyszeć nawet odgłosu wiecznie pędzących samochodów, który słychać w promieniu kilku kilometrów od miasta. Najważniejsze, że śnieg przestał padać i teraz idzie mi się nawet przyjemnie, jako, że i zimny lutowy wiatr przestał wiać mi prosto w twarz.
Kiedy rozwiązuje mi opaskę, zaczynam rozumieć. Jesteśmy na starym nieużywanym wiadukcie o wysokości 50 metrów. Moście znanym z jednego. Obok stoją ludzie z gotowymi uprzężami dla nas dwojga.
"Mówiłaś, że chcesz to zrobić" - mówi mi cicho do ucha, po czym dajemy się przypiąć różnego rodzaju linkami i zapinkami do siebie i do lin, które odchodzą od uprzęży.
Kwadrans później stoimy już za barierą, patrząc w pięćdziesięciometrową przepaść, obejmując się jedną ręką, drugą zaś trzymając barierki.
Milczymy, a później nasz wzrok krzyżuje się na naszych twarzach. Patrzymy sobie głęboko w oczy i zaczynam czuć ogromne podniecenie, więc całuję jego usta silnie, aż tracę oddech i po chwili oboje puszczamy barierkę, spadając w przepaść, od której uchronić ma nas tylko lina. Spadając czuję, jak on obejmuje mnie drugą ręką, bynajmniej nie w strachu, tylko sunąc po moim ciele z pewną dozą agresywności, która sprawia mi niekłamaną przyjemność i pobudza moje zmysły coraz bardziej. Zbliżamy się do ziemi i nagle wyskakujemy znów do góry dzięki sprężystości liny, i tak kilka razy. Po paru minutach jest już po wszystkim, choć oboje czujemy narastającą adrenalinę, jakbyśmy dopiero mieli skoczyć. Po zdjęciu uprzęży dziękujemy instruktorom i dajemy się na chwilkę zagadać, po czym niespiesznie oddalamy się w stronę stojącego poniżej poziomu wiaduktu, samochodu. Słyszę nasz krótki, coraz krótszy oddech, gdy się zbliżamy i zaciskam coraz mocniej ręce, aby wytrzymać sytuację. Kiedy on otwiera mi drzwi auta, nie wytrzymuję i wciągam go za sobą na tylne siedzenie, a on od razu zaczyna ze mnie zdzierać ciepłe ubranie, przygryzając moja skórę w niektórych miejscach....Czujemy zapach potu i słodycz naszej śliny...
Wracając później do domu, znów milczymy, wiedząc, że to nie koniec.
Jedziemy do mnie. Powoli otwieram drzwi, czując na szyi jego ciepły oddech. Wchodzimy nie zapalając światła. Kierujemy się w stronę łazienki, by zmyć z siebie wcześniejsze wrażenia. Odkręcam kurek z ciepłą wodą i strugi wody wpadają do wanny, rozgrzewając jej porcelanowe zimno. W tym czasie staję za nim, i przesuwając dłońmi po jego plecach, powoli zdejmuję poszczególne części jego garderoby. Wchodzi do wanny i patrzy na mnie. Wtedy ja powoli zaczynam rozpinać guziki bluzki, później spodni...zostając w bieliźnie, zdejmuję najpierw figi i w staniku przysiadam na brzegu wanny z rozchylonymi nogami i powoli rozpinam stanik, rzucając mu go w twarz. Powoli zanurzam się w wodzie, a on nachyla się w moją stronę, by zakręcić kurek z wodą, znajdujący się za moimi plecami...i nie tylko po to....
napisał/a: iwonciaaa 2009-02-01 19:51
To był zwyczajny dzień. No może nie tak zwyczajny, bo były to walentynki. Ona zawsze bzikowała na punkcie czerwonych serduszek i innych kiczowatych gadżetów. On twierdził, że większej głupoty ludzie nie mogli wymyślić. O dziwo tego dnia zaprosił ją do kina. Wyjechali z samego rana, bo mieli daleko. Siedząc w autobusie słuchała najnowszej miłosnej piosenki i nuciła ją cichutko pod nosem. On zawsze gniewał się gdy tak robiła. Twardy, pewny siebie skejt.W pewnym momencie popatrzył na nią znacząco. Poczuła jak jej policzki rumienią się jak jabłka w jesiennym sadzie. Powiedział, że zaraz wraca. Stwierdziła, że pewnie kogoś zobaczył i zaraz wróci. Faktycznie, nie minęła nawet chwilka kiedy podszedł do niej z ogromnym bukietem czerwonych róż.Zamurowało ją! Skąd on go wziął?! Całą drogę pytała go o to, ale on tylko się uśmiechał i mówił że to nie wszystko. Nie wiedziała czego może jeszcze się spodziewać. Kiedy dojechali do kina i stanęli w kolejce po bilety, bileterka uśmiechała się do niego znacząco. Zdenerwowała się. Jakaś lafirynda wyraznie leciała na jej faceta. Ale po chwili zapomniała o sprawie. W kinie wszyscy traktowali ich królewsko, ale Iwona nie wyczuwała jeszcze podstępu. Myślała ,,Pewnie i im udzieliła się ta miłosna atmosfera. Kiedy weszli na salę, nikogo tam jeszcze nie było. Pewnie przyjdą uspokajał ją. Jeszcze pół godziny do seansu. Mijały minuty i nikt się nie zjawiał. Trudno, będziemy oglądali sami. Patrząc w wielki ekran i skubiąc popcorn zauważyła, że coś jest nie tak. Co to, nie ma reklam? - spytała. Ale on nie odpowiedział. Nagle ze zdziwienia Iwona otworzyła usta. Zamiast filmu na ekranie zaczęły się pojawiać ich wspólne zdjęcia, a w tle słyszała swoją ulubioną piosenkę ,,Only Hope'' Siedziała jak zaczarowana, setki myśli krążyły jej po głowie. Nagle na ekranie pojawił się napis ,,zaraz ktoś zada Ci ważne pytanie'', po chwili zaświeciły się światła. Zobaczyła jego - klęczał na podłodze z pierścionkiem : ,,Wyjdziesz za mnie'' - to było to ważne pytanie. Jak myślicie co odpowiedziała? ...Macie rację !
A co było potem? Potem zabrał ją do hotelu i całował tam gdzie jeszcze nikt nie dotarł
napisał/a: Malwika 2009-02-01 20:50
Kolejne nudne popołudnie w pracy. Przedświąteczny młyn widocznie omija rektorskie korytarze szerokim łukiem. Japońska delegacja siedzi juz od godziny w gabinecie szefa. Pani Basia wnosi właśnie drugą już serię „kawy czy herbaty” z zamówionymi wcześniej „ciasteczkami z Krakowa”. Mmm, ślinka cieknie, ale póki co, nie dla psa... Kaśka nie odbiera, pewnie u niej większy rozruch w pracy. Szlag, nawet z przyjaciółką nie można pobzdurzyć. Notatki do doktoratu przejadły się już zupełnie, wiadomości online nudzą, czaty nie dla mnie... Robię drugą kawę z buczącego ekspresu. Przynajmniej jego dźwięk zabija szumiącą w głowie nudę. Siadam z powrotem przy biurku i maczam usta w gęstej śmietankowej piance. Nawet kawa smakuje dzisiaj jakoś tak bezdusznie. Na GG żadnej żywej duszy. Cholera, czy tylko ja mama za dużo czasu? Ze znudzenia palce wodzą kursorem po panelu GG. Otwieram kontakty. Szukaj znajomych. Od niechcenia wpisuję - Jarek. Chyba przez miłe skojarzenia z przeszłości. Przedział wiekowy 30 – 38. Czterdzieści brzmi dla mnie za poważnie. Miasto – Kraków. Rezultat – jedenaście osobników płci męskiej o imieniu Jarek, Kraków. Dwóch aktywnych. Wybieram pierwszego z brzegu. Klik. Otwiera się okienko wiadomości.
Malwa: „nuda w pracy. czy to wystarczy by zagadnąć?”
Klik i poszło.
Zwijam okno na listwę i czekam wpatrzona w monitor. Jak mantrę mielę w zaciśniętych ustach: odpisze, nie odpisze, odpisze, nie... Jest. Miga na granatowo. Otwieram.
Jarek: „nuda czy podryw?”
Malwa: „0 podrywu, 100% nudy”
Jarek: „kupuję. wiec co cię ujmuje?”
Malwa: „ujmuje?”
Jarek: „co sprawia, że odczuwasz błogość, przyjemność, miły nastrój... ?”
Malwa: „kolacja w dobrym towarzystwie, dobry film, książka, taniec, seks.. „
Jarek: „chwilowo tylko ostatnie możliwe do spełnienia. kolor oczu?”
Malwa: „zielony” (i marzę o głębokim, zielonym oceanie, zatopionym w moim piwnym spojrzeniu. A co mi tam.) „długowłosa blondynka, jeśli mogę uprzedzić pytanie.”
Jarek: „tak też myślałem. szatynka o piwnych oczach”.
Malwa: „cała milczę. niech każdy ma swoja historię”
Jarek: „a niech mnie, nawet twoja spódniczka wydaje się milczeć. unosi się tylko leniwie na biodrach, gdy tak siedzisz w biurowym fotelu. Rozchyl lekko uda, a silikon w pończochach przestanie nieprzyjemnie drażnić delikatną skórę”. (Mam spodnie od kostiumu i lycrowe podkolanówki, ale co mi tam.. Facet zaczyna mi się podobać).
Malwa: „faktycznie, trochę wygodniej” (i jak zahipnotyzowana rozchylam lekko uda).
Jarek: „ustami i językiem pieszczę podrażnioną skórę. czuję pod palcami na łydkach, jak całe twe ciało gęsieje. odchylasz do tyłu głowę i zasnuwasz wielkie, ołowiane powieki na ten piwny, głęboki ocean. twoje piersi nabrzmiewają pod delikatnym, białym płótnem. nie masz stanika, pewnie jak zwykle. intryguje mnie to twoje lekkie wyuzdanie.”
Malwa: „za to majtek nie zapominam nigdy.”
Jarek: „a szkoda. z resztą ta seledynowa koronka ukazuje wystarczająco. Docieram juz do niej opuszkami palców. pieszczę i gładzę to twoje intimissimo cudo. uwielbiam twój wyraz twarzy w tych chwilach, lekko rozchylone usta, grymas rozkoszy, speszenia, radości... jeśli tak wyglądasz przy dobrej kolacji, to koniecznie zapraszam jeszcze dzisiaj wieczorem. u mnie. z dobrą muzyką.
Malwa: „i winem. lubię włoskie cierpkości. bilansują słodycz uniesień.”
Jarek: „kiedy docieram pod koronki twoja wilgoć jest mi milsza niż veuve clicquot i ocean indyjski razem. chciałbym spić ten nektar i zatrzymać jego smak w ustach na zawsze. ale kiedy juz dotykam końcem języka tego kielicha rozkoszy, moja podwładna klepie mnie w ramię i prosi o pomoc przy finansach. Nie znikaj, zaraz doślę adres.”

Wieczorem stoję przed wielką, drewnianą szafą, w którą ktoś wspaniałomyślnie wtopił ogromne, dwupłatowe lustro. Wybieram sukienki. Czy ja zwariowałam? Nie znam go. A jeśli ma żonę, dzieci, jeśli jest seryjnym mordercą, gwałcicielem. Jeśli... Po co zadręczać się pytaniami. Awanturnicza cząstka mnie postanawia spróbować. Jaką sukienkę wybrać? Mała czarna? Długa w kwiaty? Romantyczna, nostalgiczna czy seksowna? Po co idę, na randkę stulecia, na seks w wannie, czy może na luźną pogawędkę? Znów łapię się na setce pytań. Stop. Ryzykantka odzywa się za mnie. Nie ubiorę nic. Pończochy i długi płaszcz. Tak, tak robię.
W taksówce modlę się, żeby rąbek nagiego ciała niczym deus ex machina nie wysunął się przed taksówkarzem. Skąd nagle taka świątobliwość, przecież jadę na seks, seks w wielkim mieście. Nic, jadę sobie i już.
Stara kamienica wygląda stylowo i kusząco. Drżącą ręką pukam do drzwi. Wolę to od strażackiej syreny dzwonka, która mogłaby zbudzić czujność wszystkich lokatorów. Na tajniaka czuję się bezpieczniej. Drzwi otwiera szczupły blondyn o błękitnych oczach. Trochę zagubiony, zlękniony, ale ma w sobie jakiś ujmujący urok. Wchodzę do środka. W wąziutkim przedpokoju znów stawiam na ryzyko. Nagły przypływ odwagi mówi mi, że warto. Powoli odwiązuję pasek płaszcza. Płaszcz osuwa się na ziemię. Jarek chwyta mnie swą drżącą ręką i razem odpływamy w otchłań mrocznego pokoju.

Trzask zamykanych drzwi wyrywa mnie z rozkosznej zadumy. Kawa wylewa mi się na biurko i kropla po kropli sączy na spodnie. Japończycy wychodzą. Podnoszę się i zmieszana żegnam delegację głębokim ukłonem i angielskim Goodbye. Z utęsknieniem zerkam na monitor. Ten jakby spoglądał na mnie z politowaniem i powtarzał: no message, babe.
napisał/a: cappucinko 2009-02-01 21:10
[CENTER]„Nigdy nie jest za późno…”[/CENTER]

Zdarzyło się w normalnym miasteczku, małej miejscowości, jak każdej innej na świecie, zwyczajni ludzie, sąsiedzi, tacy jak my. Szare rodziny, pędzące gdzieś, wpadające w wir codzienności , w wir pracy, pogoni za pieniądzem, za lepszym życiem, za spełnionymi marzeniami, pragnieniami. Nie była to miejscowość z filmów, choć jedno łączyło te światy, wszyscy się znali, byli sąsiadami, każdy o każdym wszystko wiedział od deski do deski.
Marysia była zwyczajną dziewczyną, młodą, nadzwyczaj piękną. Miała nietypową urodę, długie blond loki i lazurowe oczy razem z jej anielską twarzyczką powalały na kolana niejedną osobę. Bujała w obłokach, była indywidualistką, marzycielką i izolowała się od innych. Miała swój świat, którego nikt nie rozumiał, nie znał. Za to ona, nigdy się nie skarżyła na brak towarzystwa, było jej to na rękę, mogła swobodnie odpłynąć w swoje fantazje i żyć swoim wyimaginowanym życiem ze snów. Wszyscy we wsi plotkowali o niej, że jako jedyna z rodziny wielodzietnej, bo było ich dziewięcioro, ma nie po kolei w głowie, że jest wariatką. Ale Marysia nie była taka. W szkole była jedną z najlepszych, w domu pomagała ile mogła, była wzorową córką dla swych strudzonych rodziców, idealną siostrą dla rodzeństwa i najważniejsze była zawsze sobą, choć rówieśnicy z nią nie przystawali. Ona wierzyła że jest szczególna, jedyna w swoim rodzaju, zresztą takie poglądy miała o życiu i egzystencji człowieka. Każdy z nas rodzi się jeden, i nigdy już taki ktoś się na świecie nie pojawi. Codzienność czy trudna czy łatwa, dla niej była zawsze taka sama. Wstawała cała w skowronkach, poświęcała się rzetelnie obowiązkom, szkole, rodzinie…po czym znajdowała czas na swoje marzenia, na wyobrażanie sobie rzeczy cudownych, których nie miała. Nie były to pieniądze, czy wille, czy inne materialne rzeczy, marzyła o miłości…prawdziwej, wyjątkowej, spontanicznej.
Pewnego popołudnia, tuż o zachodzie słońca Marysia jak co dzień poszła nad staw po wodę. Ponieważ miała trochę czasu, opuściła wiadro i wpatrując się w taflę wody, w której odbija się zachód słońca, rozpuściła włosy i w swojej jedynej sukience zaczęła tańczyć, wśród traw i kwiatów polnych. Jej sylwetka wirowała niczym liść na wietrze. Motyle latały wokół niej jakby się zmówiły. Nagle na autostradzie wiodącej przy polanie zatrzymało się auto. Auto drogie, z przyciemnianymi szybami. Kierowca zdenerwowany wyszedł i podniósł maskę samochodu, szukając usterki. Po kilku minutach wyszedł i pasażer auta, starszy ciemny brunet, w eleganckim garniturze. Poganiając kierowcę, dzwoniąc jednocześnie z telefonu komórkowego spojrzał w panoramę wsi. Nagle jego oczom ukazała się ona, smukła osóbka z roztrzepanymi włosami, tańcząca jak szalona i rozkoszująca się naturą, jak dziecko, jak ktoś kto siedzi w zamknięciu całe życie i nagle wychodzi by nacieszyć się światem. Ale ona robiła to w sposób tak cudowny, że jego oczy nie opuszczały jej sylwetki. Idylla została zakłócona, kierowca po naciśnięciu klaksonu kilkakrotnie ,oderwał wzrok mężczyzny, a Marysia płochliwie jak sarenka uciekła bojąc się.
Wracając dłuższą drogą do domu, mijając kręte ścieżki, zapadał zmrok. Zmęczona, zmarznięta dziewczyna marzyła już o ciepłej kolacji i wygodnym łóżku. Wiadro pełne wody robiło się coraz cięższe, a jej delikatne dłonie ostatkami sił dźwigały je do domu.
Przechodząc przez ulicę, dzielącą dwa laski nieopodal jej domu, coś ją tknęło. Z ciemności wyłonił się wielki potwór o oczach tak świecących że oślepiał jej oczy. Wystraszona, zamarła w bezruchu i sparaliżowana stała czekając na to co się wydarzy. Po chwili tylko klakson auta i potworny pisk opon sprawił że wiadro z wodą upadło. „To tylko auto”, pomyślała z ulgą, podczas gdy kierowca wyleciał na jezdnię i krzycząc na nią sprawdzał nerwowo czy jest cała.
Gdy obydwoje się uspokoili, kierowca podniósł wiadro i zaproponował jej, że ją zawiezie do domu. Późno już było, rodzice pewnie się niecierpliwią pomyślała, więc przystała na propozycję. W aucie rozmawiali, okazało się że mężczyzna pracuje jako kierowca dla pewnego bogatego przedsiębiorcy, który kupił dom w okolicy i nie dawno się wprowadził. „Mój szef szuka gosposi! Może znasz kogoś zainteresowanego?” powiedział. Marysia pomyślała o sobie, tym bardziej że bardzo chciała odciążyć swoich rodziców, więc umówiła się na spotkanie następnego dnia.
Z samego rana pobiegła pod dom, wskazany przez kierowcę. Duży, solidny dworek z wielkim ogrodem i fontanną po środku wprawił ją w zachwyt. Wyobrażała sobie dużą rodzinę, dzieci biegające tam i z powrotem, śmiech, krzyk…Kierowca podbiegł do bramy i zaprosił ją do kuchni. Od razu podał jej zakres obowiązków, ustalił formę płatności i kazał zabrać się jej od razu za pracę. „To ja nie poznam właściciela domu?” spytała. „Nie! Pan nie chce nikogo widzieć, więc lepiej rób co do Ciebie należy i nie wtykaj nosa w nieswoje sprawy!”. Było to dziwne, wręcz niewyobrażalne jak ktoś kto posiada taki wielki, ładny dom, zamyka się w swoim pokoju i nawet nie wychodzi na posiłki, nie przechadza się po ogrodzie, dookoła tylko cisza i pustka. Dni mijały, praca szła lekko i sprawnie, Marysia dowiadywała się coraz więcej o właścicielu posiadłości. Starszy mężczyzna, po rozwodzie, na dodatek chory, bo ciągle przez dom przewija się jakiś lekarz. Raz usłyszała nawet, że choroba nieuleczalna i dlatego żona go zostawiła a on postanowił wyprowadzić się i odizolować od świata. „Biedny człowiek” pomyślała o nim ze współczuciem.
Pewnego letniego poranka dziewczyna biegała po ogrodzie, zrywając kwiaty do domu. „Skoro Pan chory i nie wychodzi cieszyć się światem, to świat przyjdzie do niego”. Nuciła pod głosem piosenkę sięgając po kwiaty. Z pierwszego piętra domu, spod ciężkiej zasłony pojawiła się postać mężczyzny. Patrzył na Marysie, przypominając sobie, że już ją widział w podobnej sytuacji. „To ta sama dziewczyna, jestem pewien. Te włosy, ta sylwetka.” Pomyślał.
Nie wychodząc od tak dawna, postanowił wyjść…właśnie do niej. Gdy stanął tuż przed nią, Marysia zamilkła z zaskoczenia. „Jestem Wiesław Bergman, właściciel domu” przedstawił się. Ona, skrępowana, ukłoniła się podając cichutko swoje imię. Usiedli na ławce w cieniu, po czym Wiesiek spytał wprost: „ Dlaczego ty ciągle się uśmiechasz? Skąd ty bierzesz tyle siły i energii na to wszystko?” Marysia nie zastanawiając się ani chwili, powiedziała: „bo życie jest zbyt piękne, aby je marnować, pokażę Panu, jeśli Pan pozwoli”. Zgodził się.
Od tego momentu wychodzili razem. Stopniowo zaczynając od ogrodu, z dnia na dzień szli coraz dalej i dalej. Pokazywała mu okolicę, rozległe sady, w których kosztowali owoce, widoki na pola uprawne, dzikie, nienaruszone tereny, bez ingerencji człowieka. Spędzali czas nad rzeką, rozmawiając o wszystkim podczas pikników. Nie nudzili się. Co dzień odkrywali coś więcej. Lekarz, który odwiedzał dom, po raz pierwszy wyszedł zadowolony. Mimo iż choroba nie opuszczała Pana Bergmana, jego wola walki i nagły uśmiech na twarzy, przepowiadały coś dobrego. Wiesiek i Marysia byli nie rozłączną parą. Mimo różnicy wieku, prawie piętnastu lat, znaleźli wspólny język. On zaczął dostrzegać piękno wokół siebie i cieszyć się każdą chwilą, ona w końcu poczuła, że ktoś ją rozumie. Jakby znali się całe życie, jakby myśleli o tym samym. Nie mieli przed sobą tajemnic. Rozmawiali o chorobie. „Wiesz Marysiu” powiedział Wiesiek, „ja umrę!”. Na to ona: „Każdy z nas kiedyś umrze, ale nikt nie zna dnia ani godziny”. „Trzeba cieszyć się tym co się ma, każdym drobiazgiem, i żyć najlepiej jak się potrafi”. Siedząc tak nad rzeką, delektując się piknikiem, zaczęły nadchodzić ciemne chmury. Zaczęli się zbierać w pośpiechu, bojąc się, że złapie ich zaraz ulewa. Biegli do domu, czując już na sobie pojedyncze krople spadające z nieba mocno i regularnie. Nagle zrobiło się ciemno i tylko błyskawice rozjaśniały niebo...
napisał/a: cappucinko 2009-02-01 21:11
Ciąg dalszy...

Schronili się w pobliskiej altanie na terenie lasu, dookoła strugi deszczu, niczym bicze spadały na ziemię, rozpryskując błoto. Stali naprzeciw siebie, wpatrując się sobie nawzajem głęboko w oczy. Jej bluzka, zmoczona, opinała jej nagie ciało bez biustonosza. Jej młode, jędrne piersi z zimna stały się bardziej wydatne. Wiesiek nie wytrzymał. Dotkną jej twarzy, po której spływały krople i kciukiem pieścił jej młody policzek. Marysia, złapała jego dłoń i niepewnie położyła na swojej piersi. Bała się a zarazem nie potrafiła przestać. Dotykali się i pieścili. Każdy pocałunek na ich ciałach, każdy dotyk, przytulenie było bardzo spontaniczne i powolne. Delektowali się każdym bodźcem. To nie było zwykłe zbliżenie. On, choć chory i starszy…ona, młoda i nie doświadczona, ale tak naprawdę byli tylko kobietą i mężczyzną. Nie mogli oprzeć się pokusie. Rządza bliskości była większa. Cała aura, cała ta burza, podniecała ich bardziej. Nie było milimetra ciała, którym by się nie rozkoszowali, bez wstydu, żadnych ograniczeń…czas zatrzymał się w miejscu. Nie myśleli o przyszłości, żyli tą chwilą. Gdy ściągnął z niej ubranie, jej przemoknięte i drżące ciało zaczęło go uwodzić. Usiadła na nim i podniosła ręce do góry, jakby chciała tańczyć ze szczęścia w strugach deszczu. Ich zachwyt i dźwięki wydawane podczas seksu tłumiły grzmoty burzy, która osiągała swoje apogeum. Kochali się powoli, nie przestając się pieścić, coraz szybciej aż przerodziło się to w istne szaleństwo. Szczytowali jednocześnie, ich ciała drżały ale nie z deszczu tylko z podniecenia. Gdy wtulili się w siebie, przestało padać. Jakby natura współgrała z ich doznaniami. Wyszła tęcza, słońce wyjrzało zza chmur. Ubrali się i trzymając się za ręce szli przed siebie wracając do domu. Od tej pory Wiesiek i Marysia byli nierozłączni. Spędzali z sobą każdą chwilę czy to w dzień czy w nocy. Kochali się jeszcze nie jeden raz, i za każdym razem było to równie cudowne jak ich pierwsze zbliżenie. Wiesiek był w końcu szczęśliwy. Mimo wieku, mimo negatywnych przeżyć, mimo choroby, która coraz bardziej osłabiała jego ciało, poznał kobietę, którą kochał tak bardzo że nie da się tego ubrać w słowa. „Nigdy nie jest za późno…na miłość” powtarzał do samego końca. Pewnego dnia już się nie obudził…
W testamencie zostawił jej posiadłość, aby mogła zamieszkać w niej z rodzicami i rodzeństwem. Aby było jak marzyła, dom pełen hałasu, dzieci, śmiechu. Ku zdziwieniu majątek też zapisał jej. Jednak pieniędzy nie przyjęła dla siebie. Otworzyła fundację pomagająca spełnić nieuleczalnie chorym, ich marzenia. Na grobie Wieśka oprócz drogich zniczy i ogromnych wieńców od jego rodziny, codziennie można znaleźć świeże polne kwiaty od Marysi, jego spełnionej miłości, którą było dane mu przeżyć…
napisał/a: nesoxochi 2009-02-02 11:06
Kładziemy się obok siebie na wznak. Łóżko jest bardzo duże więc mamy swobodę ruchu.
Alkochol szumi mi jeszcze w głowie. Właśnie mieliśmy bardzo udaną imprezę.
Na wspomnienie o niej w umyśle od razu przywraca obraz.
Pół nagie dziewczyny zmysłowo wijące się po parkiecie, mężczyźni
spoglądajćy na nie z pożądaniem również wciągnieci w wir tańca.
Finezyjne drunki lejące się bez umiaru w usta pięknych ludzi.
A pośrodku tej niemalże boskiej maskarady my dwoje.
Złączeni w niesamowitym tańcu. Twoja ręka błądziła po moim ciele zachłannie.
Nasze ciała łączyły się a w tym samym dusze i umysły osiągały skrajną ekstazę.

Uśmiechnęłam się do siebie, to było wspaniałe. Ale ja chcę więcej.
W tej samej chwili poczułam czyjeść dłonie na swoich plecach. Podniosłam się lekko.
Wziąłeś mnie w swoje ramiona. Całowałeś mocno, nasze języki wiorowały w kolejnym
namiętnym tańcu. Położyłam ci dłonie na torsie. Serca coraz szybciej pompowały krew do ciała.
Nasze usta i serca złączyły sie i zaczęły bić w tym samym tępie.
Twoje dłonie najpierw delikatnie gładziły moje plecy, dotykały każdy kawałek ciała który był
dostępny. Przeszył mnie dreszcz. Każda komórka mojego ciała pragnęła twojego dotyku.
Zdarłeś ze mnie cienką bluzeczkę jedym ruchem. Sutki sterczały zadziornie i nie musiały
długo cię zachęcać. Od razu zamknąłeś na nich swoje usta. Ssałeś je i podgryzałeś.
Język zataczał na nich rozkoszne kręgi. Moje ciało lekko wygięło się w łuk.
Oddech lekko przyśpieszył. Twoja dłoń wciąż bawiła się moimi piersiami.
Ugniatały i pieściły. Usta całowały wrażliwe miejsce na obojczyku.
Palce muskały plecy i biodra. Gdy dotarły wreszcie do krawędzi jedwabnych spodenek
sprawnym ruchem podniosłeś moją pupę do góry i zdjąłeś je. Pogładziłeś moje pośladki
poczym niespodziewanie dałeś mi lekkiego klapsa. I zwinnie zdarłeś ze mnie majteczki.
Ująłeś mnie w ramiona i położyłeś na plecach. Zsunąłes się do krawędzi łożka i zagłębiłes między moimi udami.
Najpierw całowałeś moje uda,i miejsca niebiezpiecznie blisko moich miejsc
erogennych. Serce biłe mi coraz mocniej, skóra naprężyła się w oczekwianiu.
Wtedy twój jężyk wślizgnął się we mnie. Wirowałeś we mnie we wszystkie możliwe strony.
Wyszedłeś i zaczęłeś pieścić mój guziczek a twój palec wszedł we mnie.
Najpier porusząłes nim miarowo potem coraz szybciej, aż wkońcu wszedł i drugi palec.
Doprowadzona do przepaści rozkoszy wyszeptałam 'wejdź we mnie, proszę'
Poszłusznie oderwałeś się ode mnie, przekręciłeś mnie na bruch, i wbiłeś się
we mnie od tyłu. Cała twoja męskość rozpierała mnoe od środka. Twoje ruchu były silne i zdecydowane.
Czułam twoje pożądanie, miłość, namiętność. Rękoma pieściłeś moje piersi, gdy ja wyginałam swoje ciało
z rozkoszy. Nasze oddechy były teraz płytke i głośne. Czułam że zaraz dojdziesz, tak jak ja.
Ostatnie mocne pchnięcia i fala orgazmu przeszywająca całe moje ciało. Mięśnie napięły się, poczułam
orzyjemne ciepło rozchodzące się z podbrzusza do każdej komórki w ciele. Chwilę później doszedłeś we mnie.
Twoje nasienie wypełniło mnie bo brzegi. Padliśmy zmęczeni na łożko.
Powoli uspakajaliśmy oddechy. Położyłam głowę na jego piersi a dłoń tam gdzie miał serce.
Biło dość szybko. On gładził mne po głowie. Powiedział wtedy "
- Kiedy dziś ze mną tańczyłaś, pomyślałem że takiej kobiety inni faceci mi zazdroszczą.
Teraz jestem jestem tego pewien.


Chyba jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze z facetem - pomyślałam.
napisał/a: ~alicias 2009-02-02 14:48
W wannie

Wystawiła z piany gładką nóżkę. Woda pięknie opływała jej piersi, a jej sutki lśniły od balsamu. Popatrzyła na Niego zachęcającym wzrokiem. Nie musiała dwa razy powtarzać, od razu rozebrał się i wskoczył do wanny. Woda była gorąca. Ona zaczęła się pieścić. Sam widok Jej, dotykającej swoich skarbów, od razu postawił Jego penisa na baczność. Chciał w Nią wejść, pragnął Jej, ale Ona była nieubłagana. W końcu wzięła Jego penisa do ust. To było cudowne uczucie. Ssała Go i łaskotała językiem. On poczuł, że to już, już za chwilę… Nagle Ona przestała:
- Nie tak szybko. – wymruczała Mu do ucha. Teraz ona rozstawiła nogi. Zaczął ją pieścić – była gładziutka. Usiadła na krawędzi wanny. Mógł w końcu zatopić swój język w jej muszelce. Z każdą minutą Ona zaczynał głośniej jęczeć. Nagle wstała i wypięła przed Nim swoje pośladki.
- Weź mnie. – powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. On tylko na to czekał. Od razu mocno ją chwycił, a Jego ruchy były mocne, gwałtowne i szybkie. Ona chwyciła Go za dłoń i pokazała, że ma pieścić jej diamencik. Już po chwili oboje przeżyli miłosne uniesienie. Razem opadli w gorącą toń. Wyszli z wody, spojrzeli na zaparowane lustra i zaczęli namiętnie się całować.
- Kocham Cię. – powiedziała do Niego.
- Ja Ciebie też Kocham. – odpowiedział. Chwycił ją, podniósł, zaniósł nago do pokoju i położył w łóżku. Wtulili się w siebie mocno, trzymając się za ręce. Każde z nich marzyło, by ta chwila trwała wiecznie…
sheep
napisał/a: sheep 2009-02-02 17:10
Zapach jej włosów… część pierwsza
Była noc. Gdzieniegdzie tylko w oddali paliły się pojedyncze lampy. Powolnym, lecz pewnym krokiem szedł On w czarnym płaszczu do ziemi. Między palcami zamotała się różowa chustka. Lekki podmuch wiatru wyplątał ją z Jego dłoni i poszybowała figlarnie jakby chciała się zabawić w końcu jednak upadła na swej właścicielce, w ciemnym zaułku, jej ciało wciąż było ciepłe, Jednak nie wydające już oddechu. Jej twarz tak spokojna jakby tylko spała. Nie było nic nadzwyczajnego w tym widoku. Jej różowa sukienka była nienaruszona. Tylko te dwie krople krwi na jej szyi nie pasowały do spokoju jej martwego ciała…
Minęły Go dwie postacie. Spojrzeli wszyscy na siebie i bez słowa minęli się. Postacie skierowały się ku zaułkowi by chwile potem przenieść ciało jak to zwykli robić.
Wszedł do domu. Miał wrażenie, że ktoś Go obserwuje jednak wyrzucił te myśli z głowy. Smutek był silniejszy. Znów się nie udało. Także tym razem nie była to Jego Ukochana. Minęło tyle czasu, tyle lat a On wciąż szukał swej wybranki, z którą rozdzielił Go niegdyś okrutny los. Szedł ku łazience po drodze zrzucał kolejne części swej garderoby. Wziął chłodny prysznic, po czym przepasał się ręcznikiem i wszedł do pokoju. Resztki wody spływały po Jego umięśnionym brzuchu, po pępku i znikały w puchowym materiale. Jakby machinalnie włączył muzykę, podszedł do okna. Wpatrywał się ot tak po prostu nie wiedząc dokładnie w co. Nagle po lewej stronie wielkiego drzewa spostrzegł jak poruszyła się czarna plama, cień. Po chwili usłyszał wiatr i wszystkie drzewa zaczęły posłusznie wyginać swe wierzchołki. Pomyślał, że to tylko gałąź zabawiła się Jego wyobraźnią. Odszedł. Zrzucił ręcznik i położył się nagi do łóżka.
Mieszkał w dużym domu na obrzeżu miasta. Jednak w pobliżu znajdowało się jeszcze kilka domostw. Był to stary dom, wyglądem przypominał rezydencje z sag rodzinnych wielkich familii. Duże drewniane drzwi oddzielające każde pomieszczenie, wejściowe częściowo przeszklone z dużymi, zimnymi klamkami i podwójnymi zamkami. Okna wielkie, niezależnie od pory roku zawsze któreś było lekko otwarte. Tym razem okno w jego pokoju było niedomknięte, w tej chwili rozwarło się szerzej i cień zawitał na dywanie. Powoli i bezszelestnie zbliżył się do Jego ciała. Postać zdjęła czarną skórzaną rękawiczkę i delikatnie musnęła jego kark. Zwilżonymi ustami zbliżyła się ku Jego twarzy i szepnęła: „Kochany”. Gwałtownie zbudził się i począł rozglądać. Zawiedziony stwierdził, że to tylko sen zbudził. Resztę nocy spędził w swym fotelu zapatrzony w ciemność.
Po jednej z pobliskich ścieżek szła dziewczyna o błękitnych oczach. W dłoni trzymała swój długi płaszcz. Wiatr pieścił się z jej włosami, które odsłoniły jej lewe ramię, na którym było widać kawałek wytatuowanego Anioła.
Nastał poranek, dopiero teraz Jego powieki przesłoniły źrenice i pozwoliły Mu zasnąć.
Obudził Go telefon. Nie odebrał jednak. Podszedł do stolika by sprawdzić wczorajszą pocztę. Wśród zwykłych białych kopert znajdowała się srebrna, na której czarnym atramentem wykaligrafowane było jedynie Jego imię. Było to zaproszenie na imprezę zorganizowaną przez pewną grupę ludzi. Był jednym z nich…
Zjawił się późnym wieczorem jak zawsze w swym długim czarnym płaszczu. Byli już prawie wszyscy. Zobaczył przy barze swego przyjaciela. Tamten zaprosił Go do baru, przy którym stał, ruchem ręki. Zaczęli rozmawiać jednocześnie podpatrując innych i wymieniając poglądy o nowych członkach. W pewnym momencie zauważył dziewczynę z charakterystycznym tatuażem na ramieniu. Nie zastanawiając się krzyknął jedynie do przyjaciela:
- To Ona!
I pobiegł za nią przeciskając się wśród innych. W pewnym momencie wbiegł w ciemny korytarz. Niestety nie było Jej tam. Nagle czyjaś dłoń chwyciła Jego ramię. Był to tylko przyjaciel. Wciąż stojąc przed nim i nie odwracając się szepnął:
- To była Ona.
- Przyjacielu minęło już 200 lat a Ty wciąż Jej szukasz…
- Tak Jej… Tylko Jej.
- Może już czas przestać. Przecież to czyste szaleństwo. Może nawet zapomniałeś już jak Ona wygląda…
Poczuł pod swą dłonią jak mięśnie napinają się.
- Nie. Nigdy.- syknął… a słona kropla spłynąwszy po jego policzku przywitała się z miękkim czerwonym dywanem…
- Dobrze Ci radzę. Możesz mieć każdą. Weź sobie Agnes na dzisiejszą noc jest nawet podobna do… Proszę Cię, choć na dzisiejszą noc spróbuj zapomnieć o Niej.
- Nigdy.
Z powrotem wszedł do zatłoczonego salonu. Podszedł do dziewczyny o brązowych włosach załapał jej dłoń i pociągnął za sobą. W pierwszym momencie zaskoczona po chwili jednak posłusznie podążyła za nim z dumą w oczach, że to ją wybrał.
Poszli na górę do jednego z pokoi. Sam nie wiedział, po co ale postanowił posłuchać słów Marco, swego wiernego i najlepszego przyjaciela.
Agnes zaczęła zdejmować Jego płaszcz. Była natrętna jednak na razie nie przeszkadzał mu ten fakt… miała podobne włosy do…
Znaleźli się na łóżku. Jej dłonie wpełzły pod Jego koszulę, palce wbiły się jakby chciały zatopić się w ciele. Włosy pieściły Jego szyję, gdy całowała całą twarz. Jednak nie robiły tego tak delikatnie jak Jej włosy… Przemógł się i powoli jakby od niechcenia począł rozpinać jej bluzkę. Jednym ruchem rozpiął stanik… Zamknął oczy i w wyobraźni przywoływał wspomnienia wspólnych nocy z Nią… Jego dłonie pieściły ciało Agnes w ten sam sposób jak Jej… Palce delikatne przesuwały się w dół po jej plecach, gdy znalazły się na pośladkach chwyciły je i uniosły w gorę i przyciągnęły ku Niemu. W tym momencie jej pierwsi znalazły się na wysokości Jego twarzy. Zaczął delikatnie całować… Jednak Agnes była coraz bardziej niecierpliwa. Z powrotem usiadła na jego kolanach. Kąsała Jego szyję. Włosy oplotły Mu twarz. Jej ręce zsuwały się po brzuchu. Poczuł zapach jej włosów… zaczęła rozpinać Jego spodnie, ręce wpełzły do środka…
- Nie. Nie mogę. Nie chcę. – wyszeptał.
Odepchnął ją. Zabrał koszulę i płaszcz. Wyszedł… bo jej włosy nie były tak delikatne jak Jej włosy, jak Ona sama… nie miały takiego zapachu jak… Szukał tego zapachu od tylu nocy… wśród tylu kobiet…
Zbiegł szybko po schodach i wyszedł. Musiał poczuć świeże powietrze. Oparł się o mur, obrócił i oparł się czołem o niego.
- Szaleństwo. Czyste szaleństwo. Czysta miłość. Kochanie najdroższe me Kochanie Miłości ma odnajdź mnie, bo ja nie potrafię… Powoli zanika mi Twój obraz. Proszę nim będzie za późno…
Poczuł czyjąś obecność. Gwałtownie się obrócił. Nie było nikogo, jednocześnie jakby ktoś podpatrywał Go. Czuł to. Spojrzał na ziemię. Leżała tam czarna skórzana rękawiczka. Jego rękawiczka…
sheep
napisał/a: sheep 2009-02-02 17:11
Zapach Jej włosów... część druga
Wrócił do swego domu. Na schodach siedziała postać w czarnym płaszczu. Dziewczyna. Otworzył drzwi. Wszedł. Wstała i także weszła zamykając drzwi.
- Napijesz się czegoś? Pewnie zmarzłaś? Zabłądziłaś?
- Czekolady. Od zawsze znam swój cel. – powiedziała a miała tak słodko delikatny a jednocześnie pewny głos.
W pokoju panował półmrok. Jak zawsze paliło się jedynie w kominku.
Siadła w Jego fotelu. Światło delikatnie oświetlało jej twarz przesłoniętą brązowymi włosami. Podał jej czekoladę.
- Więc nie zabłądziłaś.
- Chcę tę noc spędzić tylko z Tobą.
- Nie jesteś tą, którą szukam.
- Jeśli zapach także i mych włosów nie będzie Ci odpowiadał zabij mnie…
- Skąd wiesz o…?
- Twoja rękawiczka – powiedziała i podała Mu ją.
- Dziękuję, ale…
- Już mówiłam znam swój cel.
Odstawiła kubek i poszła na górę… Na schodach znalazł jej płaszcz. Wszedł do pokoju.
- Nie chcę Cię skrzywdzić…
- Moim celem jest ta noc. Jeśli szukasz innej po prostu zabij mnie. Tak samo jak dziewczynę w różowej sukience lub poprzednie.
- Skąd…
- Dzisiejszej nocy oboje potrzebujemy bliskości więc spędźmy ją razem.
Podszedł do niej. Światło księżyca nieśmiało i delikatnie oświetliło jej postać. Błękitna sukienka na ramiączkach spływała po jej ciele do kolan. Długa apaszka oplatała jej szyję a jej końce zasłaniały plecy. Siadła na brzegu łóżka twarzą ku oknu. Spoglądała na księżyc.
Kim ona jest…? Niezwykła nieznajomą? Dlaczego właśnie On? Marco mówił, że może mieć każdą… może…
Jej tajemniczość tak bardzo Go do niej przyciągała. Jednak w myślach ciągle miał Ją…
Zbliżył się. Siadł na łóżku tuż za nią. Zaczął gładzić jej plecy. Wsunął dłoń pod szal i poczuł bliznę. Szybko odsunął i nie mógł uwierzyć. Odwróciła się twarzą do Niego. Odsunąwszy dłonią Jego rozpiętą koszulę odsłoniła lewą pierś, na której miał wytatuowane jedno skrzydło. Położyła rękę na nim.
- Bez Ciebie nie potrafię latać…- wyszeptała.
Spojrzał w jej oczy. Piękne błękitne oczy. Zbliżyli swe twarze.
- Kochanie…
- Kochany. Odnalazłam Cię tak jak prosiłeś… - szepnęła mu do ucha.
A Jej włosy poczęły delikatnie muskać Jego twarz. Zapach… To był ten zapach… tak upragniony…
Sukienka leżała gdzieś na podłodze koło Jego ubrania. Ich ciała oplecione błękitną apaszką. Jej naga sylwetka była idealnie śnieżnobiała. Gładka jak jedwab. Choć byli tak bardzo spragnieni siebie nawzajem powoli obsypywali się pieszczotami. Jakby chcieli zasmakować każdego skrawka skóry i zostawić tam choć jeden pocałunek. Ucałował jej kostki, delikatne kolana, aksamitne dłonie, brzuch, jędrne piersi, subtelną szyję i rozkosznie soczyste usta… Po chwili wrócił językiem do piersi zataczając coraz to mniejsze kręgi wokół sutków, zaczął delikatnie je ssać. Znów obsypał Jej brzuch pocałunkami i zszedł niżej między nogi. Złożył pocałunek. Zaczął pieścić Ją językiem. Jej mięśnie stawały się coraz bardziej napięte. Słychać było pomruki, które wkrótce przeistoczyły się w jęki zachwytu i rozkoszy. Całe Jej ciało było naprężone niczym struna. Nie była w stanie znieść więcej. Chwyciła Jego włosy. Pocałunkami po ciele wrócił do Jej twarzy i spojrzał w piękne, czyste błękitne oczy. Chciał dać Jej tak wiele, nadrobić cały ten czas. Tej nocy dać wszystko czego nie dał.
- Spokojnie Najdroższy, mamy mnóstwo czasu. – szepnęła, jakby znała Jego myśli. Lekko uśmiechnęła się.
Oplotła Go nogami… wszedł w Nią. Po chwili przewróciła Go na plecy i znalazła się na górze. Spokojnie zaczęła kołysać biodrami, poruszać się w przód i w tył, odchyliła się odrobinę do tyłu. Spojrzał na Jej piersi, były takie wspaniałe, jędrne, falowały. Teraz i On poczuł rozkosz.
Kochali się całą noc.
Słońce zaczęło wschodzić. Leżeli nadzy przytuleni do siebie. Jej głowa spoczywała tuż obok Jego. Dłonią gładziła Go po lewej piersi, po skrzydle. Delikatnie głaskał Jej lewe ramię a pierwsze promienie oświetliły je. Ukazał się na nim anioł bez jednego skrzydła… Bez siebie nie potrafili się wznieść… Teraz byli w swoim niebie…
polec
napisał/a: polec 2009-02-05 01:44
Kiedy szła ulicą, nie zastanawiała się nad tym, że pada, że pogoda jest pod psem, a życie nie układa się tak jakby bardzo chciała. Co za marny los!- pomyślała. W szklanej witrynie zobaczyła swoje odbicie, rozmazany makijaż, nie ułożone włosy, było jej wszystko jedno. Jakże komicznie wyglądało to ze szpilkami i elegancką spódnicą. Czy to naprawdę Ja-pomyślała. Marzyła o domu i ciepłych bamboszach. Chciała schować się pod kołdrę, przed deszczem, uciec i nigdy spod niej nie wyjść. Z rozmyślań wyrwał ją okropny dźwięk klaksonu. Stała przed srebrną luksusową limuzyną, o dziwo!, na środku drogi. Nie wiedziała jak się tam znalazła. Po chwili wyskoczył jakiś mało sympatyczny, gruby gość w garniturku, - Życie Ci nie miłe!!! – krzyczał. Wystraszyła się, odskoczyła, cicho przepraszając. Po czym z tylnego siedzenia ów samochodu wysiadł, wysoki brunet. Podszedł. Zobaczyła kolor jego oczu, zielony, jak głęboki ocean. Niezwykły. Pstryknął ręką na mało przyjemnego pana w garniturku, a ten zniknął, schowawszy się za kierownica luksusowego auta.
- Mogę Ci jakoś pomóc? – zapytał. Miał głęboki ale strasznie zimny głos, nawet dramatyczny. Zimny drań-pomyślała. Drgnęła. Niewiele mówiąc objął ją ramieniem i bez będnych pytań zaprowadził na tylne siedzenie samochodu. Jechali w milczeniu, może 20 minut, może 30. Mężczyzna nie odezwał się słowem, patrzył tylko przez szybę na odbijający się cień auta w szklanych witrynach sklepowych. Zastanawiała się raz po raz co tam robi, co robi w tym samochodzie, z nim???. Zobaczyła butelkę wina. Zamyśliła się. Luksusowe wino, zawsze pasuje do ekskluzywnych marek, do takiego życia, a jakie życie prowadzi ten człowiek, to nie dla mnie!, pomyślała.
Po chwili usłyszała szum żwiru wydobywającego się spod opon. Auto stanęło. Gruby, gburowaty człowieczek z za kierownicy otworzył im drzwi. Zobaczyła, piękny dworek. Na cudownie oświetlonej werandzie widniał napis „Hotel Zameczek”. Rzeczywiście zameczek, ale nie dla mnie – przemknęło jej przez głowę. Odwróciła sie i szybkim, zdecydowanym krokiem zaczęła oddalać się stamtąd, po prostu uciekać. Po chwili dogonił ją milszy z dwójki panów z limuzyny.
- Nie idź, proszę – Spojrzał jej w oczy. Miał w sobie tyle bólu, jego wzrok był taki cierpki, przeszył ją dreszcz, nawet niepokój.
- Zimno Ci ? , proszę!. Powiedział ściągając marynarkę.
- Proszę, daj się namówić chociaż na lampkę wina.
Uległa. Ale tym razem to ona zamieniła się w niemowę, życiowa zamiana ról. Owinięta w marynarkę, weszła do hotelu.
- Dobry wieczór, panie Sebastianie. Pokój już czeka – wyszczerzyła zęby młoda kobieta z recepcji. Po czym posłała jej pogardliwe spojrzenie.
W między czasie przysięgłaby, że szofer-gbur, puścił jej oczko. Nie, zdecydowanie musiało jej się wydawać.
A więc nazywa się Sebastian, dobrze wiedzieć - pomyślała. Szła, podziwiając piękne arrasy i obrazy w urokliwych złotych ramach w dyskretnie oświetlony korytarz. Sebastian przeciągnął kartą przez czytnik i usłyszała brzęk w zamka pokoju 442. Pchnął drzwi, a ona zdecydowanym krokiem weszła do pokoju.
- Mogę skorzystać z toalety? - zapytała. Kiwnął tylko głową. Kiedy weszła do pięknie urządzonej łazienki, oniemiała. Była niesamowicie misterna, delikatna. Ukradkiem usłyszała rozmowę Sebastiana przez telefon. Zobaczyła swoje odbicie w lustrze i aż się przestraszyła. Umyła twarz, zmyła makijaż, a raczej jego resztki i to co z niego zostało gdzieniegdzie. Przeczesała i upięła włosy, tak jak powinny one wyglądać. Sięgnęła po krem leżący na półeczce pod lustrem i posmarowała twarz. Zobaczyła delikatne zmarszczki, ale też niesamowite rysy twarzy.
Uchylając drzwi, usłyszała krzyk, krzyk Sebastiana do słuchawki.
- Do jasnej cholery z Wami nigdy nie można nic załatwić!. Ile razy mam wysyłać zamówienia i podpisane papiery, które już dawno powinny być w realizacji.!! – rzucił telefonem.
Do pokoju zadzwonił dzwonek. Sebastian wychylił się, po czym jego wzrok natknął się na nią. Zmieszała się.
- Proszę- krzyknął.
Do pokoju wjechał miły pan z wózeczkiem ubrany w czerwony, pingwinowy kostiumik, który jakoś dziwnie spojrzał na nią. Sebastian podziękował kelnerowi, wsuwając mu do kieszonki pokaźny napiwek
polec
napisał/a: polec 2009-02-05 01:48
Odwróciwszy się w stronę okna, otworzył wino. Rozlał do kieliszków, podał jej i usiadł na łóżku, zakrywając dłońmi twarz. Poczuła nieodpartą ochotę na to, żeby go przytulić. Skarciła się w myślach jednocześnie za ten instynkt macierzyński. Jednak podeszła do Niego i usiadła tuż obok. Łóżko było miękkie, chyba wodne. Położyła mu rękę na ramieniu, najdelikatniej jak tylko potrafiła. Gest dobrej woli ?. Przetarł tylko oczy i pochylił się, a następnie opadł na łóżko, bez emocji. Nic nie mówiąc wstał i otworzył drzwi na taras. Na podłodze zobaczyła nieliczne kamyczki żużla, te same, których szmer słyszała na parkingu. Sebastian też je zauważył. Chwycił kilka i zamachnąwszy się wyrzucił je z całym impetem przed siebie. Jakby chciał wyrzucić z siebie całą złość, gniew, niepewność. Odstawiła kieliszek i podchodząc, powiedziała:
- Przeziębisz się. –odwrócił się, spojrzał jej głęboko w oczy i chwycił w pasie. Pocałował tak namiętnie, niemal gryząc. Spragniony, rządny, czy może chcący się zaspokoić i wyżyć na niej swoje emocje, a raczej w niej. Nie myśląc długo, podniósł jej udo, przygniatając jednocześnie jej ciało do zimnej ściany i krępując swobodę ruchów. Jęknęła. Wsadził jej rękę pod spódnice. Jego ręce wędrowały po pośladkach, po czym rozerwały matki. Dotknął palcem jej ust, pocałował, bardzo ogniście, nerwowo, nawet wydawało się jej , ze parzy. Wsadził rękę w jej włosy, pociągnął, nawet szarpnął. Drgnęła, bo zabolało.... Przytulił ją do siebie, chwytając za kark. Poczuła jego bijące serce i rozgrzane temperaturą ciało, jego ciepło i zmieszany zapach wody kolońskiej.
Spojrzeli sobie w oczy. On wysoki, barczysty, ona niska, drobna kobietka. Nie dawał jej wyboru. Kiedy początkowo była zmieszana jego pocałunkami, on widząc to nie pozostawił jej złudzeń. Objął rękoma jej piersi. Pociągnął za bluzkę, którą pod wpływem siły po prostu zerwał. Słychać było tylko upadające guziki. Odsunął się od niej, patrzył na jej ciało. Raz po raz przejeżdżając po udzie, to po szyi, coraz mocniej zaciskając ręce na jej biuście. Znowu.
Nie pomogło nawet płytkie, wysapane przez Nią – Ałłłła.
On ściągnął powoli koszulę, cały czas na Nią patrząc. Czuła się zagubiona, ale z drugiej strony, brakowało iskry do wybuchu pożaru pożądania. Zobaczyła jego ciało, muskularne, duże dłonie. Ślad po obrączce, stary ?.
Sebastian po chwili przestał. Oblizał wargi i uderzył pięścią w futrynę okna, położył na niej głowę. Ubrała się pospiesznie, chwyciła kurtkę i pobiegła do drzwi. Lekko uchyliwszy drzwi, ręka Sebastiana zamknęła je z trzaskiem. Sebastian już jej nie pragnął, on jej pożądał. Chwycił w dłonie jej maleńką twarz i pocałował niesamowicie delikatnie, ale nie mogła złapać oddechu. Nie zastanawiając się, podwinął jej spódnice i wziął ją na drzwiach wejściowych.
- Jesteś piękna- wyszeptał. – Pragnę Cię, odkąd Cię zobaczyłem. Jego głos, juz nie był taki chłodny, miał inną, dużo cieplejszą barwę.
Zagotowało się jej środku. Chciała, żeby to robił, dobrze, czuła jego przewagę fizyczną. Pieścił jej ciało. Jego ruchy były intensywne, pełne pożądania, zmysłowe, przez sekundy spoglądał jej w oczy, nawet się uśmiechnął. Po chwili zaniósł ją na łóżko. Szybkim ruchem, pozbawił jej reszty ubrań, była naga. Nie dyskutując, rozchylił jej uda i zanurzył między nimi głowę i chwycił tak, że nie miała szans się poruszyć. Jego język wirował, pieszcząc łechtaczkę, wślizgując się od czasu do czasu do pochwy. Trzymał ja mocno, mimo,że się wiła jak piskorz. Raz po raz, kiedy przestawała nad sobą panować, wyrywały się jej jęki zachwytu. Sebastian, po chwili położył się na niej, przygniótł swoim ciałem, a ona nie myślała o niczym innym, żeby tylko w nią wszedł, już tam, natychmiast. Usta spierzchły, wyschły na pieprz od szybkich oddechów.
Sebastian, raz po raz całował ją i poruszał się rytmicznymi ruchami, wchodząc i wychodząc z niej. Po chwili, przewrócił ją na brzuch. Chwycił bez ogórek za dłonie i wchodził w nią, mając kompletną kontrolę sytuacji. Mimo to, był tak cudownie męski....poczuła jego ruchy, coraz szybsze, mocniejsze. To było nie do opanowania. Naglę ogarnęły ją dreszcze, a on widząc to, chwycił ją jeszcze mocniej. Chciał jej przedłużyć ten moment. Widział,że odczuwała orgazm, czuł, kiedy zamknęła oczy. Ślina spłynęła z jej ust, ostatni krzyk. Poczuł się usatysfakcjonowany, męska duma została zaspokojona, pierwotny instynkt. Spojrzał na nią, kiedy leżała bezwiednie na łóżku. Chwycił jej dłoń i położył na swoim przyrodzeniu. Ruszając raz po raz, rytmicznymi ruchami, każąc jej tym samym masować nabrzmiałego już penisa. Chcąc mu sprawić przyjemność, nachyliła się aby wziąć go do ust. On chwycił ją jednak za włosy i spojrzał w oczy. Powoli tracąc kontakt. Poczuła po chwili na swoim dekolcie i piersiach, ciepło spływającego leniwie nasienia i głęboki oddech Sebastiana. Pocałował ją w czoło. Leżeli obok siebie, po czym on wstał i napił się wina, podając i jej kieliszek. Okrył ja delikatnie kołdrą, nie pozwolił się ubrać. Jego ciało, było dla niej takie idealne.
- Chce Cię mieć dzisiaj nagą, tylko dla siebie – wyszeptał do ucha.:D
napisał/a: Aszka7 2009-02-05 03:29
Nie wiem czyja to wina... Po prostu spojrzałeś w me oczy o ułamek sekundy za długo..
A może sposób w jaki spojrzałeś tak na mnie podziałał?
Przywołuje te chwile usilnie, staram się przypomnieć, ale czy to teraz ma jakieś znaczenie?
Gdy przechodziłam obok czułam Twój palący wzrok pod skórą, i zapach Twego ciała.. Echo Davidoffa do dziś szumi mi w głowie..
I nagle poczułam jak łapiesz mnie za rękę. Podświadomie pragnęłam, abyś mnie zatrzymał.
Wieczór był wyjątkowo ciepły. Pamiętasz? O czym rozmawialiśmy spacerując uliczkami Starego Miasta? Ach tak, o pracy, książkach, muzyce. Naszych wspólnych zainteresowaniach.
Poczułam Twój oddech na szyji, gdy wychodziliśmy z restauracji. Szepnąłeś do ucha :"Bądź ze mną dziś blisko". Odwróciłam się do Ciebie, a Twoje usta przywarły do mego niewypowiedzianego: "Tu i teraz...".
Pięc minut drogi bylo wiecznością, milczeliśmy. Rozmowa nie była już interesująca, bo wiedzieliśmy co nas czeka.
Mój wielki, pusty dom. Przedpokój pełen luster. Gdy tylko zamknąłeś za sobą drzwi, objąłeś mnie w pasie i przywarłeś do tego zimnego lustra.
Gęsia skórka na mym ciele sprawiła, że sie uśmiechnąłeś. Znów popatrzyłeś mi w oczy, znów zbyt długo. Pierwszy pocałunek spadł na mój dekold.. Całowałeś delitaknie, czułam jak końcem języka drażnisz moje wszystkie nerwy. Przygryzłam wargi z rozkoszy, tak bardzo pragnęłam twych ust... Nagle poczułam twoje dłonie na mych udach. Gładziłeś moje opalone nogi, całując ramiona.
Uklęknąłeś. Podniosłeś delikatnie sukienke i poczułam Twój jezyk w najintymniejszym miejscu mego ciała.. Chłód lustra przestał mi przeszkadzać. Zdążyłam szpnąć jeszcze tylko "Nie, prosze", ale nie potrafiłam dłużej stawiać oporu. Moje uda rozchyliłeś powoli, pieszcząc moje ciało językiem. Jęczałam z rozkoszy, a ty przyspeiszałeś z każdym moim jękiem.. Coraz mocniej, szybciej.
Kolana ugięły się pode mną. Wstałeś, wziąłeś na ręce. Nie mogłąm mówić. Pokazałam tylko gdzie jest sypialnia. Położyłeś mnie na łóżku. Zaczęłąm rozpinać powoli twoją koszulę.
Dotykałeś mych nabrzmiałych piersi, pieściłeś je jak nikt inny. Wszystko wirowało, stawało się intensywniejsze: światło, zapach, dotyk. Uśmiechając się odwróciłeś mnie na brzuch.
Całowałeś teraz moje pośladki, a twa ręka zabładziła między moimi udami. Lizałeś moje plecy delikatnie od pośladków po samą szyję. Chciałam Ciebie więcej. "Wejdz we mnie" - błagałam.
Dlaczego się śmiałeś z mojego szaleństwa? Sam mnie do tego doprowadziłeś... Udawałeś, że nie słyszysz mych próśb. A ja na skraju rozkoszy i rozpaczy nie mogłam wytrzymać.
Przedłużyłeś tą chwilę do momentu obłedu... ale gdy we mnie weszłeś.. Byłam ci za to wdzięczna.. Poczułam Cię w sobie z taką siłą, serce waliło jak oszalałe kiedy powoli ruszałeś się we mnie.
Chwyciłeś mocno przeguby mych dłoni, wchodziłeś we mnie powoli, później coraz rytmiczniej, coraz szybciej, coraz..Tak! Krzyczałam "Mocniej", teraz spełniałeś moje prośby..
Mój najlepszy orgazm w życiu. Moje ciało zaczęło drgać, zalała mnie rozkosz tak potężna, że nie kontrolowałam już nic.. Nic nie było, ani Ciebie, ani mnie.. Poprostu nieopisana fala rozkoszy...
Ocknęłam się gdy przywarłeś do mego ciała. Oddychaliśmy szybko, niespokojnie. Dużo czasu minęło zanim emocje opadły.
Zasnęłam wtulona w Ciebie. Zdążyłam jeszcze usłyszeć twój głos i "Dziękuję" wypowiedziane szeptem.
Nie wiem czyja to wina... Po prostu spojrzałeś w me oczy...
Dziś to ta noc wydaje mi się ułamkiem sekundy... Kiedy obudziłam się a na poduszce znalazłam tylko Twój zapach..