Konkurs „Miasto ślepców”

napisał/a: renatak0 2009-03-23 21:25
Nie będę oryginalna.Film "Godziny" to obraz ,który głęboko zapadł mi w pamięci. Nie tylko gra Julianne Moore lecz wszystkich trzech aktorek.Jednak Julianne Moore zagrała postać najbliższą mojemu sercu. Postać kobiety, której pozornie niczego do szczęścia nie brakuje a jednak to coś nie pozwala jej normalnie żyć i być spełnioną. Chyb każda z nas ma takie rozterki lecz nie posuwa się do tak radykalnych kroków.Kreacja Julianne More wywarła na mnie ogromne wrażenie,uderzyła w strunę mej wrażliwości i pozwoliła na przeżycie niecodziennych emocji podczas oglądania tego filmu.
napisał/a: niania5 2009-03-23 22:09
"I'm not there"

To film o życiu Boba Dylana. Julianne Moore gra tam Alice Fabian.
Nie będę pisać o tym jak bardzo ten film mi się podobał, bo nie dlatego zapadł w mojej pamięci. Na tym filmie byłam w kinie z moim chłopakiem. To miał być zwykły sobotni wypad do kina. Po filmie mój ukochany zaprosił mnie na romantyczną kolację, po której... wręczył mi pierścionek zaręczynowy!!!
Nie ma się więc co dziwić, że od tamtej pory na wspomnienie o filmie "I'm not there" na mojej twarzy gości szeroki uśmiech!!!
napisał/a: monludki5 2009-03-24 09:17
[CENTER] Julianne Moore... Julianne Moore... kto to taki? pomyślałam czytając konkursowe pytanie... ACh wiem!
"Życie , którego nie było".. Przecież zagrała tam główną rolę! [/CENTER]

No i niestety na tym kończy się moja wiedza , dotycząca ról, które "wzięła na siebie" Julianne .

Nie mogę zrobić porównania, które stało by się sprawozdaniem z umiejętności Julianne. Jednak to, że lubię thrillery i dramaty, daje jej już na wstępie moich rozważań wielki plus..

Sam film szalenie mi się podobał.. w pewnym momencie nawet pomyślałam, że ta kobieta - nie znałam jeszcze wtedy jej z imienia i nazwiska - ma niesamowity dar.. i że najprawdopodobniej żadna inna, nie wczuła by się w tą rolę tak jak ona..

Polubiłam ją.. za co? otóż za to, że potrafi "Stać się osobą, którą gra".. Zaraz mi powiecie, że od tego jest w końcu aktor. Ale ja stanę Wam naprzeciw i oznajmię, że TAK! od tego jest.. ale czy każdy to potrafi??? No właśnie..
Czasami błędy aktorskie są tak widoczne, że oglądanie filmu staje się niekomfortowe.. Gubię gdzieś wtedy fabułę filmu i wytykam aktorom błędy, których pewnie sami nie zauważyli..
Z Julianne Moore było inaczej.. Ona CAŁA była treścią fabuły.. Żałoba, którą nosiła po stracie ukochanego dziecka wręcz "owinęła się na niej jak wąż boa". Ścisnęła ją tak mocno, że wyglądała, jakby brakło jej tchu.
Julianne całą sobą przeżywała to, co się stało..

Jej gra była mistrzowska! Do tego sama aktorka wzbudziła od razu moją sympatię.. Widać ma to coś..

Na potrzeby konkursu przejrzałam jej życiorys.. Zagrała już w tak wielu filmach, a ja widziałam tylko jeden.. Planuję to zmienić..
napisał/a: ~GosiaInuszka 2009-03-24 09:26
Oglądałam wiele filmów z Julianne Moore, a tym, który zapadł mi głęboko w pamięć był obraz z 2004 roku "Życie, którego nie było" (The Forgotten). Aktorka wciela się w nim w rolę Telly Paretta - matki, która straciła w katastrofie lotniczej 8 - letniego syna. Pogrążona w bólu nie mogła uporać się z codziennym życiem. Rozpadło się jej małżeństwo, kobieta była załamana i szukała pomocy u psychiatry - doktora Munce'a, którego gra Gary Sinise. Ten wyjaśnił jej, że nigdy nie miała syna, że to jedynie twór jej chorej wyobraźni. Oszołomiona tą wiadomością próbowała znaleźć dowody istnienia Sama - jego zdjęcia, kasety wideo, albumy. Ale wszystko to zaginęło bez śladu. Telly była przekonana, że zwariowała dopóki nie spotkała ojca innego dziecka, które zginęło w tej samej katastrofie lotniczej. Razem rozpoczynają poszukiwania dowodu istnienia ich dzieci. Prywatne śledztwo utwierdza ich w przekonaniu, że za zniknięciami ich dzieci kryje się tajemnica, którą wszyscy, za wszelką cenę, chcą zatuszować. Większość krytyków filmowych bardzo surowo oceniła tę produkcję, ich recenzje zaczynały się słowami: "Spartaczona robota...", "Film, którego (lepiej, aby) nie było... ", "Kosmiczna bzdura...". Dlatego właśnie uważam, że kreacja pani Moore zasługuje na szczególne uznanie, za swą wyrazistość, rzetelnośc przekazu, profesjonalizm gry aktorskiej. Łatwo jest dobrze zagrać w wybitnym filmie, z doskonałym scenariuszem, u wspaniałego reżysera, znacznie trudniej poradzić sobie w kiepskiej produkcji z fatalnymi recenzjami. Julianne Moore poradziła sobie doskonale, bo jest profesjonalistką w każdym calu. Jej kreacja została doceniona przez Akademię Science Fiction, Fantasy i Horroru, która to w 2005 roku nominowała ją w kategorii "Najlepsza aktorka filmu sci-fi". Dlaczego właśnie ten film zapadł mi tak w pamięć? Na pewno to, że sama jestem matką, miało na to duży wpływ, ale i doskonała rola Julianne Moore, przyczyniła się do tego bardzo.
napisał/a: Kamilla1990 2009-03-24 10:45
Julianne Moore, a tak właściwie Julie Anne Smith, we wszystkich produkcjach poczynając od popularnego serialu "As the World Turns" (gdzie zagrała podwójną rolę - bliźniaczek Frannie i Sabriny) potrafi zaszokować zręcznością gry aktorskiej. Wynika to zapewne z tego, że zaczynała na deskach teatru, gdzie mogła rozwinąć skrzydła i zostać zauważona, co wcale nie jest w tym fachu takie proste. Większość z nas kojarzy ją z filmów, które odniosły sukces takich jak: „Boogie Nights”, „Koniec romansu”, „Daleko od nieba”, „Godziny”, "Ścigany", "Hanibal". W mojej pamięci natomiast głęboko zapadł film „Benny & Joon”, gdzie Julianne zagrała drugoplanową rolę Ruthie, dziewczyny z którą spotyka się główny bohater Benny (Aidan Quinn). Cały film opiera się na znakomitych kreacjach Johnnego Depp'a w roli Sama i Mary Stuart Masterson, która zagrała Joon. Jednak rola Julianne, mocno skontrastowana z rolą Joon, jest tak wyrazista, urocza, że mimo iż epizodyczna, po prostu rewelacyjna! Gra ona kelnerkę, w której zakochuje się Benny. Jest piękna, zmysłowa, inteligentna, dowcipna. Chociaż w filmie pojawia się tylko kilka razy, nie można oderwać od niej wzroku, jest idealnym dopełnieniem głównych bohaterów, a bez jej roli, cała opowieść nie stanowiłaby "logicznej" całości. Film pokazuje miłość "normalną", Benna i Ruthie i "chorą", Sama i Joon. Tą niesamowitą i bajeczną kreują oczywiście Deep i Masterson, ale ja jestem zwykłą dziewczyną, która woli bukiet czerwonych róż od tostów robionych żelazkiem. Cała historia została opowiedziana z niezwykłym ciepłem - takim, którego potrzebuje czasem każdy człowiek. Czego by nie mówić - ta opowieść jest rozczulająca, być może naiwna, ale za to piękna. Film ma w sobie magię i dlatego każdy powinien go obejrzeć.
napisał/a: wrotka 2009-03-24 22:54
Zastanawiliście się kiedyś co by było, gdyby sterowała naszym życiem jakaś potężna siła? Pociągałaby za sznurki i bawiła sie nami niczym marionetkami lalkarz? Budująca scenerię naszego życia zupełnie nie licząc się z nami, wręcz traktując jak zwierzątka doświadczalne ? Czy naprawdę to co nam się przydarza jest losem , fatum, przeznaczeniem? a może jesteśmy tylko odtwórcami ról już dawno dla nas napisanych, a gdy warunki są ku temu sprzyjające scenarzysta do woli zmienia scenariusz ? ŻYCIE KTÓREGO NIE BYŁO to film niesamowity , na pograniczu fantastyki. Mimo, że fabuła jest przewidywalna, to film ogląda się z prawdziwym zainteresowaniem. Julianne Moore gra rolę matki, która nie może się pogodzić ze śmiercią swojego 8 letniego syna. Nie może zrozumiec, dlaczego wszyscy z jej otoczenia wmawiają jej, że ukochany syn nigdy nie istniał, że był tylko wytworwm jej wyobraźni.
Zagadka jest intrygująca, a widz zastanawia się do czego doprowadzi seria tajemniczych wydarzeń. Jak silna jest miłość matki? Najsilniejsza ze wszystkich miłości.... i właśnie o tym jest ten film, o miłości matki , która wskrzesza życie , którego jakiś czas nie było.
flossy
napisał/a: flossy 2009-03-25 10:45
Nie oglądałam wszystkich filmów z tą aktorką, ale 1 z tych, które widziałam zapadł mi szczególnie w pamięci - a mianowicie - "Picasso - Twórca i niszczyciel", gdzie Julianne Moore grała Dore Maar. Film ten jest filmem biograficznym i przedstwia życie Picassa w okresie związku z Françoise Gilot. Julianne Moore nie gra tam najgłówniejszej roli, ale spotkała się w nim z mistrzami aktorstwa (np. z Anthonym Hopkinsem) i pokazała na co ją stać (1 z pierwszych jej filmów). Jej rola oraz cały film zrobiły na mnie tak duże wrażenie, że zaczęłam bardziej interesować się sztuką, jej historią oraz biografiami słynnych artystów - za co dziękuję tym aktorom i reżyserowi:)
napisał/a: katrina7899 2009-03-25 14:00
Ameryka lat 50-tych – przykładni mężowie, jeszcze wierniejsze żony, piękne domy dopieszczony w szczegółach przypominające muzea, gromadka dzieci pięknych i idealnych. Oto wizja Ameryki lat 50-tych. W tym idealnym świecie zdarzyły się dwie rzeczy, które nie powinny się nigdy zdarzyć bowiem były szeroko niemoralne, zagłuszane i wstydliwe a mianowicie związek homoseksualny oraz przyjaźń z czarnoskórym mężczyzną.
Główna bohaterka odkrywa, że została oszukana i zdradzona przez swojego męża. Każda zdrada jest bolesna ale miłość męża ( którego się bardzo kocha) do drugiego mężczyzny jest dla kobiety wstrząsem. Rozumie natychmiast że cały jej świat ( czytaj: idealny dom, idealne dzieci) był tylko fikcją. Zawiedziona, zdradzona, oszukana nagle znajduje się bardzo daleko od tytułowego nieba. Nie ma już tego wzorca rodziny, którym się cieszyła i żyła.
Zraniona kobieta w takich sytuacjach chowa swoje emocje w sobie lub spotyka innego mężczyznę, który staje się powiernikiem jej smutków. I nic niewłaściwego tu nie ma poza jednym szczegółem. Tym mężczyzną jest czarnoskóry ogrodnik ....
Film pokazuje oblicze kobiety, która boryka się z kłamstwem zadanym przez najbliższego (znakomicie odtworzona rola przez Julianne Moore). W tym momencie pojawiają się setki pytań typu dlaczego a na drugim miejscu – co powiedzą sąsiedzi. Jak ukryć tą szokującą prawdę. A co powiedzą sąsiedzi na przyjaźń i w końcu związek z czarnoskórym mężczyzną? A może warto zastanowić się dlaczego zbliżyła się do ogrodnika? Czy tylko dlatego, że miała dobrego słuchacza tuż obok siebie? Nie, nie tylko dlatego – odpowiedź znajdziecie oglądając film.
„Daleko od nieba” to film o tym o czym się nie mówiło a niestety działo się. Ameryka lat 50-tych narzuciła pewien styl życia nie dając możliwości jego zmieniania. Historia ta to dobry temat na scenariusz filmowy. Z perspektywy czasu związki homoseksualne to nic niewłaściwego ale oszustwo i zakłamanie w stosunku do samego siebie to niewłaściwe ( mówię o ślubach homoseksualistów po to tylko, żeby ukryć swoją prawdziwą orientację).
napisał/a: bidoneczka 2009-03-25 21:38
Julianne Moore najbardziej, jak dotąd podobała mi się w filmie "Magnolia" z 1999 roku. W filmie bardzo poruszyła mnie właśnie Julianne Moore grająca Lindę, która wyszła za mąż za dużo starszego mężczyznę dla jego pieniędzy, a teraz, gdy on umiera na raka, odkrywa, że go kocha. "Magnolia" jest dla mnie arcydziełem dla miłości. Opowiada o miłości, bólu, przebaczeniu, żalu i dążeniu do zaspokojenia własnych pragnień. To historia ludzi, którzy będąc na pewnym etapie swojego życia dotarli do momentu, w którym to życie prosi się o rozliczenie, najtrudniejsze, bo nad samym sobą. Chyba najważniejszy morał, jaki płynie z tego filmu, to to, iż miłość potrafi być silna, bezwzględna, nieugięta. Łatwo prowadzi i do szczęścia i do śmierci. W moim przekonaniu "Magnolia" to film o uszanowaniu samego siebie. O naprawie sumienia, o tym jakim żalem jest utrata miłości, o tym, jak trudno zdobywa się przebaczenie.
Ten film uzmysłowił mi, jak wiele może zdarzyć się jednego dnia. Wielkimi jego zaletami dla mnie są prawdziwość,realność. To doskonała opowieść o potrzebie miłości, którą odczuwa każdy człowiek. Film sprawił, że zastanowiłam się nad sobą.

"Magnolia" to dla mnie film, w którym granica między filmową fikcją a rzeczywistością jest tak zatarta, że podczas oglądania odczuwałam życie bohaterów niemal na własnej skórze. Odczułam we własnym sercu, że nigdy nie należy ignorować czyichś uczuć, bo przyjdzie chwila, kiedy sami zapragniemy odwzajemnienia. A ta chwila odrzucenia jest gorsza od samej śmierci.
Zakończenie filmu było dla mnie zaskakującym, niesamowitym przeżyciem, które utkwiło w moje głowie do dziś.
napisał/a: Fraggy 2009-03-26 12:58
Julianne Moore jest wybitną aktorką! Potwierdzić to może szeroki repertuar filmów w jakich grała, od komedii, romansów, po dramaty, thrillery. Jest niewielu artystów, którzy byliby znakomici w każdym rodzaju. Wydaje mi się, że Julianne tak ma :) Prócz całej gamy filmów, warto zwrócić uwagę u boku jakich gwiazd grała, zwykle towarzyszą jej także bardzo dobrzy aktorzy, dlatego pewnie wychodzą tak dobre filmy z jej udziałem. Co ważne, wiele z filmów z jej udziałem powstało na podstawie wybitnych dzieł literackich, bo zwykle tylko takie doczekują się ekranizacji.
Widziałam wiele filmów z Jej udziałem, w każdej roli odnalazła się doskonale. Potrafi tak dobrze wcielić się w grane przez siebie role, że czasem zastanawiałam się, jaka jest naprawdę. Na pewno wrażliwa, z jej twarzy bije tak wiele emocji, tak wiarygodnie odtwarza napisane jej w scenariuszu zachowania, że robi to ogromne wrażenie :)
Film, który chciałabym polecić, który przedstawia jakby Julianne od najlepszej aktorskiej strony, gdzie gra główną rolę jest "Życie, którego nie było". Kolejny świetnie wykreowany przez nią portret psychologiczny, kobiety, która traci dziecko w wypadku lotniczym. Nie potrafi się z tym pogodzić, odnaleźć w nowej rzeczywistości, po stracie synka. Rozpada się jej małżeństwo. Idzie na terapię do psychiatry, który wmawia jej, że to wszystko sobie wymyśliła, że nie miała syna, nie było żadnego wypadku... Giną wszystkie pamiątki po dziecku. Nie wie, co się dzieje, obawia się, że zwariowała... Aż poznaje mężczyznę, który miał podobny przypadek... We dwoje próbują odkryć tę wielką tajemnicę.
Finału nie opowiadam, bo może ktoś będzie chciał sam zobaczyć ten film, który gorąco polecam.

Także namawiam do zapoznania się z różnymi rolami, w jakie się wcieliła, gdyż warto!
napisał/a: nesca76 2009-03-26 16:45
Jak zagrać kobietę, która jest w stanie oczarować geniusza?
Jak zagrać muzę, która zostaje porzuconą przez artystę?
Jak zagrać porzuconą, która na propozycję małżeństwa z ust innego mężczyzny, odpowiada "Po Picassie tylko Bóg"?
Spójrzcie na portret Dory Maar pędzla genialnego Hiszpana i zobaczcie w nim rysy Julianne Moore z filmu "Picasso - Twórca i niszczyciel".
melisa78
napisał/a: melisa78 2009-03-26 19:12
Julianne Moore najbardziej podobała mi się w filmie "Ewolucja" bardzo sympatycznej komedii fantasy, w której grupa naukowców bada życie przeróżnych gadów i robaków z innej planety, które na naszej swojskiej Ziemi wylądowały wraz z meteorytem. Świetna rozrywka i zabawa, a Julianne idealnie wpasowała się w konwencję tego filmu.

Poza tym uważam, że ma fajny kolor włosów, który wyróżnia ją na tle innych Hollywoodzkich gwiazd i gwiazdeczek.