Konkurs "Dla niej wszystko"

goskaf1
napisał/a: goskaf1 2011-05-22 07:32
Zbliżał się sylwester, a ja nie miałam z kim i gdzie iść...dlatego koleżanka zaproponowała mi abym poszła z nią i jej chłopakiem na tą samą imprezę. Kawalera obiecali,że mi znajdą;) Zgodziłam się, bo wolałam to niż siedzienie w domu. Grześka zobaczyłam w dzien sylwestra, kiedy podjechali po mnie przed imprezą. Dostałam różyczkę. Od razu mi się spodobał, od razu coś zaiskrzyło:) Bawiliśmy się super, a o pólnocy Grzesiek niby w żartach powiedział, że bedę jego żonką....i tak zostało. Po 3 latach braliśmy ślub:)
mamadwojga
napisał/a: mamadwojga 2011-05-23 18:59
Pierwsze spotkanie…
Był Sylwester. Z grupą znajomych pojechaliśmy do Srebrnej Góry. Było mnóstwo osób, część znałam bardzo dobrze a części nie znałam wcale. Wieczór Sylwestrowy przypominał trochę teledysk do piosenki Last Christmas. Wszyscy wspólnie dekorowaliśmy salę, szykowaliśmy jedzenie w kuchni. Mieliśmy wynajęte całe schronisko do dyspozycji naszej grupy.
Nadszedł wieczór. Wszyscy zasiedliśmy przy dłuuugim stole. Pech chciał że usiadł obok mnie kolega zwany „Klejem” który dosłownie... kleił się do dziewczyn. „Kleju” sprostał przezwisku i mniej więcej po trzydziestu sekundach zaczęłam rozglądać się za nowym miejscem do siedzenia.
Mój wybór padł na przemiłego starego znajomego – Stasia, który siedział na końcu stołu. Stasiu ucieszył się niezmiernie że się do niego dosiadam i natychmiast wyczarował krzesło dla mnie. Postawił je na rogu stołu.
Na ten widok powiedziałam:
„Stasiu, ale przesuń się bo jak usiądę na rogu stołu to się nikt ze mną nie ożeni”.
Na to zareagował nieznajomy długowłosy chłopak siedzący obok Stasia. Najpierw zlustrował mnie od góry do dołu po czym powiedział:
„Siadaj. Jak się nikt z Tobą nie ożeni to ja się ożenię.”
Co też rok później uczynił.
Pobraliśmy się rok później w styczniu. I jesteśmy razem już ponad siedemnaście lat.
kathiee
napisał/a: kathiee 2011-05-25 13:51
Październik.
Kolejny dzień w pracy, za oknem jesień . Smutno. Idąc po korytarzu zauważam "Jego". Jego twarz, jego oczy, lekki uśmiech.
- Dzień Dobry - ukłonił się do mnie.
- Dzień Dobry - odpowiedziałam. Czyżby jakiś nowy pracownik? Gdzie pracuje? Jak się nazywa. Jestem osobą niecierpliwą, zawsze muszę wszystko wiedzieć. Odwiedziłam kogo trzeba i już wiedziałam, że na imię ma Bartek, pracuje w dziale XY i jest sam (oczywiście o stan cywilny nikogo nie pytałam, ale koleżanka zauważyła o co mi chodzi i sama napomknęła). Ona zapewne też dopytywał się o mnie, bo parę dni później ponownie mijając się na korytarzu powiedział :
- Dzień dobry Pani Kasiu. Uśmiechnęłam się lekko i odpowiedziałam.. No ale dzień za dniem mijał tak samo jak my mijaliśmy się na korytarzu. NO właśnie - mijaliśmy! Ani ja nie byłam w stanie podejść do niego i zacząć rozmowę (choć przyznam się, że już sporo o nim wiedziałam) i on tak samo.

Styczeń.
- Kasia jest impreza firmowa, idziesz? - zapytała się Mariola.
- Jasne! - co jak co, ale imprezy firmowej ja nie odpuszczę! Oczywiście wiedziałam i snułam w myślach plany, że Bartek tam będzie i może wreszcie uda nam się zamienić więcej słów niż "Dzień Dobry" czy"Miłego dnia". Czy pierwsza podejść, czy może poczekać aż on zrobi pierwszy krok? Ale na co czekać! W pewnym sensie intrygowało mnie to, czemu nigdy w pracy nie podszedł, choć w jego oczach widziałam chęć poznania, chęć zamienienie parę słów.. On zapewne w moich oczach widział to samo. Spodobał mi się. A najbardziej te jego piękne, błyszczące oczy!

Koniec stycznia.
W pracy od rana zamieszanie - impreza popołudniu, kto jak idzie ubrany, jaki makijaż wybrać, itp. itd.. Ubrałam klasyczną małą czarną, wybrałam delikatny makijaż, usta podkreśliłam czerwoną szminką.
Weszliśmy do sali - pękała ona w szwach! No tak, 300 pracowników to trochę dużo.. szukaliśmy ze współpracownikami wolnego miejsca. Jest! A obok.. Bartek z kolegami z pokoju... Troszkę zawstydziłam się, zaczerwieniłam i usiadłam. Bartek kiwnął głową na przywitanie, odwzajemniłam. Mijały minuty, kwadranse a my siedzieliśmy kilka stołków od siebie. W końcu zaczęła grać muzyka, wszyscy pomknęli na parkiet a On podszedł do mnie, wyciągnął rękę i zaprosił na parkiet - dla mnie było to romantyczne jak w bajce!
Przetańczyliśmy ze sobą cały wieczór, wyszliśmy jako ostatni. Bardzo dobrze nam się rozmawiało nie potrafiliśmy się rozstać. Odwiózł mnie do domu, staliśmy pod domem godzinę i rozmawialiśmy. Oczywiście w trakcie dowiedziałam się, że on wypytał kogo trzeba by dowiedzieć się co nieco o mnie, ja tak samo - śmieliśmy się z tego niesamowicie:
- Zamiast podejść, pogadać my jak ciotki-klotki wszystkich się pytaliśmy, tylko nie siebie.!

Po tej pierwszej "randce" - tak, impreza firmowa okazała się naszą pierwszą (wreszcie wyczekaną) randką, byliśmy ze sobą i jesteśmy do dziś.

Mamy nr. 13 (ponieważ jesteśmy 13 parą złożoną z pracowników zakładu), to dla nas ta 13 jest bardzo szczęśliwa. Oby taka szczęśliwa została na zawsze!
napisał/a: aniana2 2011-05-27 20:49
Nasze pierwsze spotkanie miało miejsce na potańcówce. Uwielbiałam chodzić na takie zabawy, muzyka przy prawdziwej orkiestrze to było coś, nie to co teraz puszczone z płyty.
Był tam i ON, wysoki blondyn z długimi włosami. Ja umiałam doskonale tańczyć, on już mniej. Ale mnie to nie przeszkadzało gdy zaprosił mnie do tańca. Wspaniale się razem bawiliśmy. Zaproponwał, że odprowadzi mnie do domu, a ja się zgodziłam. Tyle, że nie od razu mu powiedziałam, że mieszkam dwie wioski dalej, a to jakieś 8 kilometrów!
Odpowadził mnie pod sam dom, przegadaliśmy całą drogę z gwiazdami świecącymi na nocnym niebie. I tak od jednej potańcówki wszystko się zaczęło:)
napisał/a: agf 2011-05-28 12:32
Pierwszego neutralnego spotkania nie pamiętam, bo razem chodziliśmy do liceum, ale nie mieliśmy wtedy ze sobą nic wspólnego. Potem były wspólne studia i tam się zaczęło. Zanim umówiliśmy się jednak tak prywatnie, tylko w dwójkę, spotykaliśmy się całą grupą. Kiedyś, gdy jeszcze nie byliśmy parą wyszliśmy na studiach dużą grupą do pubu. Pamiętam, że pachniałam moim nowym nabytkiem - "pysznymi" perfumami brzoskwiniowymi Yves Rocher. Kilka osób przy naszym stoliku zwróciło uwagę na ich ciekawy zapach (tym bardziej, że to była zima), a ja sama naprawdę byłam nimi zachwycona. I gdy kilka dni później kwracaliśmy - ja z nim- razem z uczelni, on powiedział: "Przypominasz mi brzoskwinkę". Spytałam: "Tak ładnie brzoskwiniowo pachnę?", a on na to "nie, masz taki sam meszek na twarzy ..."
Cóż, do dziś dzień wypominam mu ten pierwszy "komplement" na naszej wspólnej drodze życia... :)
kamila313
napisał/a: kamila313 2011-05-28 18:29
Moją miłość poznałam dzięki Gadu-Gadu. Z braku zajęcia szukałam na GG dostępną płeć przeciwną. Zaciekawił mnie pseudonim komar i postanowiłam do niego napisać. Okazał się miłym i interesującym mężczyzną i tak na GG rozmawialiśmy około 3 miesięcy. Pisał, że pasjonują go spływy kajakowe i przesłał mnie kilka fotek z kajakami. Dzięki temu wiedziałam jak wygląda. Spodobał się mnie jeszcze bardziej. Ja swojego zdjęcia nie wysłałam. Z rozmów na GG przeszliśmy na sms-y- tak było wygodniej. Pewnego piątkowego popołudnia zobaczyłam go na peronie PKP. Ja wracałam z zajęć, on z pracy. Wstydziłam się podejść. W pociągu usiadłam w tym samym wagonie, ale bardzo dalego od niego. Siedziałam i myślałam, co tu zrobić. Jedziemy tym samym pociągiem i żeby się nie spotkać? Wiedziałam, że jeżeli nic nie uczynię, to będę tego żałować. Wzięłam komórkę i napisałam do niego- poinformowałam, że jedziemy tym samym pociągiem. Komar zaproponował, żebyśmy spotkali się na peronie po wyjściu z pociągu. Byłam lekko przestraszona, ale i szczęśliwa. Pierwszy kontakt wzrokowy wypadł pozytywnie. Umówiliśmy się na wieczór do klubu, a po 2 latach wzięliśmy ślub.
martalobos
napisał/a: martalobos 2011-05-30 12:00
U mnie to było jak z bajki. Byliśmy zarejestrowani razem na pewnym forum, zaczelo sie od pisania pw do siebie, nie wiem jak on, ale ja pomyslalam wtedy "on musi być mój"! No i dopiełam swego, po paru miesiącach znajomości internetowej pojechałam w jego strony (450 km), spotykaliśmy się, od razu mi się spodobał (ja jemu też). Jeździliśmy do siebie, a w pewnym momencie powiedzieliśmy STOP. Wzielismy slub i mieszkamy u mnie w mieście, na szczęście szczęśliwie :)
napisał/a: anusia12346 2011-05-30 14:05
mojego obecnego męża poznałam przez jego brata spotykałam się z jego bratem na stopie kolezenskiej mieliśmy swoją paczkę znajomych i kiedyś poszliśmy na dyskotekę a właściwie taką wiejską potupajkę. zauważyłam jak Michał rozmawia z jakiś chlopakiem i patrzą na mnie ale nie zwracałam uwagi za bardzo. gdy siedziałam z kolezanki przy stoliku ten tajemniczy chłopak na mnie patrzył siedzaiła na przeciw mnie na drugiej stronie sali cały czas nasze spojrzenia sie spotykały i zatrzymywały na dłuższą chwilę nie mogliśmy od siebie oderwać wzroku w pewnym momencie On wstał zaczął iść w moim kierunku - podszedł do mnie zapytał czy zatańczymy nie zastanawiając się zgodziłam się. w tańcu się przedstawił powiedział ze jest bratem Michała i zazartował ze bedzie miał śliczną bratową. taniec się skończył ja pojechałam do domu ale miałam cichą nadzieje ze jeszcze sie spotkamy . długo nie czekałam już z rana dostałam od Niego sms. zaczeliśmy się spotykać po 2 latach zostaliśmy rodzicami a po 3 latach zostaliśmy małzenstwem :>
napisał/a: poranna_rosa 2011-05-30 14:14
To była zabawa, ciepła letnia noc,
zobaczyłam Go wśród innych ludzi,
biła z Niego taka jakaś moc,
która serce do życia budzi.

Podeszłam więc (nie wytrzymałam)
i chciałam się przedstawić,
a On mi powiedział kim jestem
i ze mną tylko chciał się już bawić...

Przetańczyliśmy prawie całą noc,
wpatrzeni tylko w siebie,
czułam jak wiruje we mnie ta moc,
jakbym znalazła się w niebie...

Wkrótce minie piętnaście lat,
odkąd jesteśmy razem,
a dla mnie On jest jak cały świat,
pełen wspólnych marzeń.

napisał/a: hannex38 2011-05-31 06:40
Od dłuższego czasu siedziałam przed komputerem wściekła na samą siebie, po co ja marnuje tyle czasu. Coś jednak mówiło mi, że powinnam tak jeszcze posiedzieć, że może wreszcie coś się wydarzy, coś, ktoś na kogo czekam podświadomie. Przed ekranem pojawiały mi się coraz to nowe pseudonimy, coraz to nowe zachęty do rozmowy. Wszystko to nie ma sensu. Czego ja szukam? W sieci mogę znaleźć tylko zdesperowanych pracoholików lub napalonych małolatów! Czy jest tu w ogóle ktoś normalny oprócz mnie? Nie, ze mną pewnie też jest coś nie tak!
Tak pogrążając się w swoim smutku i depresji, wśród natłoku pytań w stylu: "Cześć, ile masz lat? Jesteś naprawdę dziewczyną ?" zauważyłam nagle zachętę do rozmowy inną od wszystkich: "Cześć zdarza Ci się mieć ochotę spontanicznie wytarzać się w śniegu?" Powodowana ciekawością i pchnięta dziwnym uczuciem bratnich dusz, z rezerwą odpowiadam "Cześć, jasne!" nie wiedząc czy to jest skierowane do mnie, i czy ktoś ma w sobie tyle bagażu spontaniczności i ciepła ile bije z tych kilku słów, które do mnie wysłał. Dalej rozmowa toczy się gładko. Z przerażeniem patrzę na zegarek, że straciłam poczucie czasu. Od pięciu godzin rozmawiam z kimś kogo nie znam tak jakbyśmy znali się od dawna, a przecież tak naprawdę nie wiem nawet jak on się nazywa, ile ma lat i skąd pochodzi, ale to przecież nie jest ważne, dla tych kilku chwil, w których czujesz, że możesz "przerozmawiać" z kimś w nieskończoność żyje się tak naprawdę, dla tych chwil stonowanych ciepłem spokoju. Wiem, że internet pozwala na szybkie złudzenia bliskości, ale czy aż do tego stopnia? Rozmawiamy o podróżach, o naszych poglądach na temat życia, o wszystkim i o niczym. Czułam się jakbym zakochała się w kimś od pierwszego wejrzenia. Czuję się przy tym naiwnie, jak małe dziecko, jakbym właśnie poznawała świat i jest mi z tym dobrze. W pewnym momencie na ekranie czytam propozycję "Wiesz, za tydzień będę w Sopocie , może jednak się wytarzamy w tym śniegu ?
Ot tej pory minęło kilka miesięcy nie tarzaliśmy się , bo nie było śniegu, ale było piękne! Spotkałam się z osobą, która oczarowała mnie swoim humorem , spontanicznością ,ciepłem i ciekawością świata i inteligencją.
W te lato mamy w planach tarzanie się w trawie gdzieś w naszych polskich górach, a co będzie dalej, nie wiem, ale na pewno będzie wspaniale i niezapomnianie. Nareszcie czuję, że żyję, ... jestem szczęśliwa i Adam chyba też.
napisał/a: iwonciaaa 2011-05-31 09:48
Umówiliśmy się na randkę całkowicie się nie znając.
Inicjatywa koleżanki, która rozdawała mój numer na prawo i lewo, twierdząc, że już na mnie czas.
Tomek zafascynował mnie bo w ogóle się nie narzucał i w dodatku był bardzo tajemniczy.
Umówiliśmy się na parkingu przy Parku i kiedy pojawiłam się na wyznaczonym miejscu, mój żołądek zaczął się kręcić w tempie ekstremalnej karuzeli.
Nie wiedziałam jak wygląda , nie wiedziałam jakim autem przyjedzie, nie wiedziałam nic.
Każdy samochód podjeżdżający w tej okolicy wywoływał palpitacje serca.
Kiedy z jednego wysiadł on z różą w ręku, myślalałam, że się popłaczę.
To było niesamowite !
eliza88
napisał/a: eliza88 2011-05-31 10:00
Czy znacie to uczucie,kiedy widząc kogoś po raz pierwszy wiecie,że
jeszcze wasze drogi się zejdą? Mnie zdarzyło się to tylko jeden jedyny
raz i pamiętam to do dziś,choć 22 lipca mija już 18 lat………
Praktycznie początek jest bardzo banalny: Lato,wakacje na wsi u rodziny...
Msza w kościele i czuję,że za mną stoi ktoś,kto mnie obserwuje. Nie
przepadam za takimi sytuacjami i nie lubię się oglądać, ale wtedy coś
mnie wołało: Spójrz za siebie...no więc oglądnęłam się i zobaczyłam
najbardziej błękitne oczy na świecie bezczelnie we mnie wpatrzone.
Pomyślałam: Tego już za wiele- takie piękne oczy nie upoważniają go do
wpatrywania się we mnie z taką intensywnością! Zrobiłam minę obrażonej
księżniczki i wróciłam do obserwowania tego co przede mną.
Od owej niedzieli minęły 2 dni a ja nie mogłam zapomnieć tego
błękitu..Nikt z mojej rodziny nie znał właściciela tych oczu, co mnie
wprawiało w kiepski nastrój.
W tamtych czasach Internet nie był jeszcze znany a jego namiastką było
CB Radio. Moja kuzynka owo urządzenie posiadała i miała wielu
znajomych, z którymi rozmawiała. Pewnego dnia okazało się, że jeden z
jej znajomych z eteru to właśnie ten osobnik o którym nie mogłam
zapomnieć. Opowiadał o dziewczynie w spódnicy w kropki ,która stała
przed nim w kościele. Kolana zrobiły mi się jak z waty i nie mogłam
uwierzyć, że mówi właśnie o mnie! Ale co robić dalej ? Za kilka godzin
wyjeżdżam do domu , nie zdążę już go zobaczyć :(
Życie po wakacjach zaczęło wracać do normy, ale wciąż śniły mi się te
błękitne oczy. Listy od kuzynki utwierdzały mnie w tym ,że on też o
mnie myśli i że w lecie na pewno się spotkamy. Ale do lata tak dużo
czasu....
Reszta historii innym razem,bo tematem jest pierwsze spotkanie........