Konkurs "Mój sposób na dziecko"

napisał/a: justynaXsanko 2008-09-18 16:53
Do tej pory z Kingą (2,5l) nie miałam żadnych problemów, wydawała się grzeczna, rozsądna i wiele rozumiała. Jak była malutka nocne pobudki do ponad roku były rzadkim zjawiskiem, a jeśli już się zdarzyły to mamina pierś uspokajała.Potem przesypiała całą noc, sama wchodziła do łóżeczka i zasypiała.Buntów żadnych nie przerabiałyśmy. No po prostu idealne, grzeczna córeczka.
Aż do czasu kiedy ...poszła do przedszkola.Pierwsze dni dzieci strasznie płakały, krzyczały i rzucały się na podłogę, a Kinga jakby na to nie zwracała uwagi bawiła się zabawkami, za to w domu totalna odmiana.
Dopiero teraz mam problemiki:
1.krzyczy, piszczy aby coś dostać, postawić na swoim - my staramy nie reagować i nie ulegać.
2. rzucanie się na podłogę, na szczęście tylko w domu - prosimy aby tak nie robiła, a gdy prośba nie skutkuje to nie reagujemy,
3. nie chce sama zasypiać i w nocy często budzi się wołając "mama", jakby bała się,że mama znów ją zostawi i pójdzie do pracy- siedzę przy łóżku jak zasypia i głaszczę ją po plecach (sposób sprawdzony) to ją bardzo uspakaja,opowiadam miłe rzeczy.
4. buntuje się, np. nie chce sprzątać zabawek - "kochanie jak posprzątasz zabawki, to ci włączę tą bajkę (albo dam coś co w danej chwili chce)". Zazwyczaj chwilę przemyśli,po buntuje się a potem posprząta.Inny sposób na porządki to zabawa w sprzątanie np.;ja sprzątam klocki czerwne i zółte a ty niebieskie zielone i ...kto pierwszy porzuca je do skrzynki.

Wiemy,że dla 2,5 latki to wielkie zmiany (przedszkole, mama do pracy, parę godzin z opiekunką), dlatego poniekąd rozumiemy jej zachowanie. Dużo poświęcamy jej czasu na zabawę,dużo rozmawiamy, tłumaczymy,mówimy że ją kochamy i jest dla nas najważniejsza, aby nie myślała że przedszkole to kara .Zaskoczyło nas to Kingi zachowanie ale wierzymy że będzie wszystko dobrze.

NASZA MAŁA BUNTOWNICZKA W PRZEDSZKOLU
napisał/a: lady0756 2008-09-18 21:33
Tak naprawdę nie istnieją idealni rodzice ani idealne dzieci. Harmonię we wspólnych relacjach można jednak wykształcić poprzez wspólne rozmowy. Moim zdanie rozmowa z dzieckiem jest w stanie zdziałać cuda, trzeba tylko wiedzieć do jakich argumentów należy się odwoływać.
Dla wielu rodziców wyjście na zakupy z dzieckiem to prawdziwa udręka- maluchy mają tę przykrą przypadłość zapierania się jak dzikie osiołki w okolicy działu z zabawkami. Jak mali terroryści nie ustąpią, póki ich żądania nie zostaną spełnione. W takiej sytuacji kryzysowej dobrze jest mieć przy sobie, np. w portfelu, zdjęcie ulubionej zabawki dziecka- misia, lalki... Tego najbardziej ukochanego- chyba każdy maluch ją posiada. Gdy maluszek zapiera się przy regale z zabawkami można wyjąc fotkę, pokazać dziecku i powiedzieć, że Misiowi czy Lali byłoby bardzo przykro, gdyby przyprowadzić do domu nową zabawkę- że czuł/a by się tak jak dziecko w przedszkolu, z którym nikt nie chce się już bawić- że teraz bardzo tęskni i szybciutko wracamy do domu, żeby urządzić przyjęcie na cześć Starego Misia/Lali. Takie obrazowe odwołanie się do uczuć dziecka powinno pomóc. Poza tym perspektywa przyjęcia też mocno podziała na wyobraźnię i myśli przestaną uporczywie krążyć wokół działu z zabawkami.
Czasem bywa tak, że dzieci specjalnie zachowują się nieznośnie, gdy do domu przychodzą goście. Moim zdaniem, jedyną radą na to, jest dogadać się z maluszkiem, że jemu też po zapytaniu rodziców wolno zaprosić do domu znajomych z podwórka, przedszkola... Ale nie wolno dokuczać się, kiedy do mamy i taty przychodzą goście, bo rodzice też będą grzeczni kiedy do niego/niej przyjdą w gości znajome dzieci.
Takich sytuacji jest wiele. Mają różne scenariusze, ale gdy dobrze się zastanowić są też elementy wspólne. Podstawowy to kompromis. Podobnie jak w relacjach z dorosłymi tak i z dziećmi, nigdy nie można tylko kazać, prosić i żądać. Trzeba też oferować coś w zamian. Najlepszą ofertą jest miłość i zrozumienie. Gdy tych nie zabraknie, wszystko uda się intuicyjnie rozwiązać. :)
napisał/a: Carioca 2008-09-21 21:12
Mam rocznego synka Stasia i kilka klęsk i sukcesów wychowawczych za sobą :) Najważniejsza jest konsekwencja i spokój. Kiedy Staś próbuje otworzyć np. piekarnik, a powiedzenie jeden raz " nie wolno" totalnie nie działa, to siadam przy piekarniku i pacyfikuję do skutku każdą próbę ataku na piekarnik. Staś już wie, że "nie wolno" to naprawdę nie wolno.
Pobieranie krwi, szczepionka, zaglądanie do gardełka - bobas przeżywa trochę niemiłych sytuacji, zawsze wtedy trzymam go pewnie w ramionach i nie chlipię z nim, tylko spokojnie mówię mu "wszystko jest dobrze, nie bój się", działa. Synek nie jest zadowolony z tych zabiegów i broni się, ale jak tylko się skończą - momentalnie znów jest zadowolony i nie przeżywa sytuacji.
napisał/a: reni 2008-09-21 23:25
witam mamusie!
ja mam 2 coreczki-4,5 i 3 lata.mimo ze roznica wieku niewielka one sa rozne od siebie jak dzien i noc.starsza mimo ze nie spala do 3,5 lat aniolek.mlodsza spi od zawsze cala noc urwisek.na spanie starszej nie znalazlam sposobu a uwiezcie probowalam wszystkiego,po prostu z dnia na dzien zaczela przesypiac cale noce.wiem ze jest sie wykonczonym niespiacym dzieckiem ale niestety niektore dzieci tak maja.teraz to bardzo inteligentnai super grzeczna dziewczynka.
z druga juz nie jest tak latwo,nieraz musze liczyc do 10 zeby sie uspokoic.ma czasem napady zlosci i wtedy je ignoruje,widze ze przy konsekwentnym dzialaniu juz sa efekty.kiedy w sklepie cos chce pozwalam na kupienie 1 rzeczy.przewarznie wybiera jogurt lub kindera wiec moge na to pozwolic.pozniej juz jest grzeczna.starsza zawsze sprzata zabawki mlodsza nie ale widzac ze chwale starsza i ona sie dolacza.
tez twierdze ze kazde dziecko jest inne i inny sposoby sa na niego ale najwazniejsze sa konsekwencja i duzo milosci nawet jesli nie sa tymi aniolkami z reklamy
napisał/a: jahalina 2008-09-22 08:18
Kiedy moja córeczka miewała kolki w nocy, pomagała na to tylko płyta z muzyką Mozarta i termoforek na brzuszku. A gdy płacz zaglądał jej w oczy włączałyśmy największe, dziecięce przeboje i dalej...odstawiałyśmy harce oraz tańce, tańcząc np. salsę;)Dostrzegłam, że muzyka ma niezwykły wpływ na samopoczucie nie tylko dorosłego człowieka. Stwierdzam, iż dziecko również chętnie poddaje się takiej muzycznej terapii.

Na płacz i posłuszeństwo pomaga też zaangażowanie mej córci do gotowania i sprzątania. kiedy sama ściera kurze, kleji pierogi i wykrawa ciasteczka czuje się potrzebna i dorosła. Traktujmy poważnie nasze dzieci, a współpraca z nimi bedzie układać się bez potknięć;)
napisał/a: interaneta 2008-09-22 11:00
Kiedy dowiedziałam się , że jestem już matką a właściwie to że będę za 6 miesięcy. To zaplanowałam sobie , że będę matką idealną , która ze wszystkim sobie poradzi i ze wszystkim da sobie radę. W ruch poszły książki o wychowaniu dzieci, programy w TV , prasa fachowa i opowieści bardziej doświadczonych koleżanek i bratowej z dziecięcym doświadczeniem. Wiedziałam wszystko „teoretycznie” można powiedzieć alfa –omega wychowania dziecka. Byłam pewna , że nic mnie nie zaskoczy żadne gorączki , kolki, biegunki, wysypki, płacze nocne i inne dodatkowe „uroki” posiadania małego dzidziusia. Byłam gotowa zostać matką idealną. A plany moje sięgały prawie dorosłości mojej nienarodzonej jeszcze córki. Zaplanowałam że będę dobra , tolerancyjna , wyrozumiała i tak dalej i dalej i co najważniejsze nie będę taka jak moi nad opiekuńczy rodzice. Kiedy jednak nadszedł dzień prawdy nie wiedziałam nawet jak trzymać moje słoneczko , gdy pierwszy raz przyniesiono mi ją po porodzie. Karmienie piersią okazało się wyższą szkołą jazdy. Ale dzięki personelowi szpitala i koleżanek z porodówki jakoś dałam sobie radę. Prawdziwą tragedią okazało się domowe kąpanie Oliwki , nie pomagało nic dobre nie drażniące kosmetyki, super miękka mata, idealna woda, cuda nie widy i cała rodzina do pomocy nie wyłączając obu babci. Wszystko na nic Oliwka tak się „darła” przy kąpieli , że baliśmy się , ze sąsiedzi naślą na nas policję! Któregoś razu zestresowana szykując kąpiel włączyłam sobie taką płytę z muzyką relaksacyjną , którą kupiłam kiedyś jak ćwiczyłam yogę. Wiecie takie tam odgłosy natury z lasu i łąki. Wykąpałam Oliwkę a ta nawet nie zapłakała . I TU NASTĄPIŁ PRZEŁOM moja córka potrzebowała na uspokojenie głosu natury, a o tym nie wyczytałam w żadnej gazecie. Śpiew ptaków, skrzeczenie żab, szum strumyka i cykanie świerszcza zdziałało cuda . Myślę , że przy wychowaniu dziecka nie ma gotowych recept na wszystko dlatego pozostaje nam improwizować i tak mam zamiar wychowywać swoje dzieci .
napisał/a: tomasam 2008-09-23 13:13
-"Kochanie, posprzątaj zabawki."
-"Nieeeeeeee!!!"/"Nie chcę"/"Później to zrobię."
Zapewne każda mama doskonale zna ten problem. Nie widziałam dziecka, które lubiłoby sprzątać,ale mam kilka sprawdzonych (w domu i w przedszkolu) sposobów jak sprawić, by nasze pociechy pokochały tę nudna czynność.
1. Pierwsza i najważniejsza metoda to zamiana obowiązku w zabawę. Gdy w przedszkolu mamy cały dywan "usłany" klockami, misiami i różnego rodzaju drobiazgami, zawsze staram sie w jakiś atrakcyjny dzieciom sposób zorganizować "wielkie sprzątanie sali". Np. "Dziś naszą salę odwiedzi Pan
Miś Czyścioszek. On bardzo lubi porządek. Spróbujmy przygotować naszą salę na przyjście gościa" lub "To jest Pan odkurzacz(pokazuję dzieciom duże pudełko po klockach) i jest głodny. Będzie bardzo zadowolony, gdy go nakarmicie tymi pysznymi klockami. Powiem Wam w sekrecie, że najwiekszą ochotę ma na te apetycznie wyglądające klocki koloru czerwonego. (gdy dzieci wkladają klocki do pudełka, ja wydaję różne odgłosy, zachęcając w ten sposób dzieci do sprzatania: "mniam mniam", "ale pyszne", "doskonale klocki", "dziekuję" itp.)"
2. Często łączę sprzątanie z nauką, bo to doskonała okazja, gdy można nauczyć dziecko liczenia oraz klasyfikowania przedmiotów ze względu na kolor, wielkość, kształt. Np. gdy na podłodze mamy masę różnokolorowych klocków, mówię np: "Ale dziś mamy brzydką pogodę. Spójrzcie za okno jaki wieje wiatr. Oooo widzę, ze i w naszej sali nieźle narozrabiał. Wiatr pomieszał wszystkie nasze klocki. Spróbujemy to naprawić". (daję dzieciom różnego rodzaju pojemniki, mogą to być miski lub koszyki i proszę, żeby posegregowały klocki np wg kolorów. Czerwone klocki do pojemnika nr1, zielone do nr2 itd.)
3. Dzieci często nie reagują na polecenie "Posprzątaj zabawki". gdyż jest ono zbyt ogólne. Lepszym sposobem jest wydawanie krótkich, konkretnych poleceń typu: "Połóż gry na półce", "Ułóż misie na regale", itp.
4. Nalezy uczyć dziecko, że wszystko ma swoją kolej. Np."Gdy posprzątasz w pokoju, pójdziemy na plac zabaw". Nie jest to forma nagrody, tylko nauka kolejności rzeczy.
5. Dzieciom, które lubią rywalizację mozemy zaproponować konkurs: "kto najdokładniej posprząta zabawki, zostanie "Królem Porządku"( zawsze pamietajmy, by posadzić zwycięzcę na tronie, wręczyć mu berło i założyć koronę).
6. Dość radykalna metoda dla opornych leniuszków to zabranie na pewien czas niesprzątniętych przez dziecko zabawek. W razie, gdy dzieci nie chcą sprzątać mimo moich usilnych starań, wyciągam mój "magiczny niebieski worek". Dzieci już wiedza co to oznacza i z reguły samo pojawienie sie worka w zasiegu ich wzroku wystarcza, by zabawki wróciły na swoje miejsca. Jeśli dzieci są nieugięte, pakuję porozwalane zabawki do worka, zawiązuje go i zanoszę do schowka na kilka dni. Po tym czasie oddaję dzieciom zabawki i uprzedzam, że następnym razem gdy ich nie będa sprzątały, zrobię dokładnie to samo. W tej metodzie najważniejsza jest konsekwencja!
napisał/a: antomi 2008-09-23 15:11
W dzisiejszym zagonionym, zapracowanym świecie my rodzice jakże często oczekujemy od dzieci natychmiastowego posłuszeństwa a gdy go nie otrzymujemy zaczynamy bądź to przekupywac, "zrzędzic", czy nawet grozic klapsami. Sopsoby takie pewno sprawią iż dziecko wykona polecenie ale tylko dlatego, że się po prostu boi.
Oboje z mężem staramy się wychowywac nasze dzieci przez motywację, negocjacje, wsparcie, okazywanie szacunku. Wiemy, ze one nas słuchają i uczą się od nas.
Cierpliwośc, wyrozumiałośc, własciwy dialog z dzieckiem z pewnością zaprocentuje w przyszlosci a wpojone zasady pozostaną na całe życie.
Kiedy dziecko mówi "nie " - a jakże często tak jest :cool:staram sie myslec jak ja czulabym sie na jego miejscu, czy napewno potrafi zrobic to o co go proszę. Staram sie nie ganic, nie winic, nie zawstydzac.
Podam kilka przykładów z naszego codziennego życia :

1. Mikołaj uwielbia się kąpac i w wannie mógłby siedziec godzinami. Rozumiem go bo to wielka frajda siedziec w cieplej wodzie i bawic sie zabawkami, Kiedyś nie reagował na prośby aby wyjśc gdy prosiłam więc wprowadziłam budzik.
W trakcie kąpieli nastawiam go na określoną godzinę i inforumę, że gdy zadzwoni trzeba wyjśc i się wytrzec abyśmy zdążyli jeszcze przeczytac przed snem bajke. Gdy dziecko mimo to nie poslucha mówie, że jest mi przykro i teraz juz nie bedziemy mieli czasu aby wspolnie poczytac.

2. Telewizor- odwieczny problem o nie ogladanie bajek godzinami. Wiem, że muszę nauczyc go jak w inny sposób można także fajnie spędzic czas. Wprowadziłam zasadę, która mówi, ze telewizor oglada nie wiecej nic 2 godziny dziennie. Sama także nie pokazuje dzieciom, że spędzam czas przed tv , a ich programy starm sie ogladac razem z nimi. Gdy Mikołaj nie chce wyłączyc telewizora spokojnie mówie , że dzisiejszy czas juz wykorzystał a teraz może zając sie wieloma innymi fajnymi rzeczami - tu pomagam mu zorganizowac jakąś zabawę.

3. Mysle że wiele zieci nie lubi jeśc widelcem i nie używa serwetek wycierajac buzie w rękaw. Bardzo czesto siedzac przy stole cierpliwie tłumaczę i pokazuję jak powinno sie sporzywac posilki, Staram sie nie podawac czesto potraw takich jak frytki czy pizza aby dziecko mogło jak najczesciej używac widelca i noza. Czesto chwale i pozwalam aby razem ze mna nakrywał do stołu.

Sytuacji jest tak wiele iz pewnie jeszcze długo bede uczyc sie jak zapanowac nad swoimi dziecmi:D
napisał/a: ~weronika1605 2008-09-23 15:26
Często wspominam opowieści mojej mamy z czasu gdy byłam jeszcze w ciąży... mama snuła opowieści o tym jakim byłam urwisem, jaki to był ze mnie niejadek... mi zaś w głowie świtały wtedy wspomnienia mniejsze i większe i powracały emocje jakie towarzyszyły mi w wielu sytuacjach z dzieciństwa. Gdy urodziłam synka miałam 22 lata, i odważnie postanowiłam że z mądrości rodziców będę korzystać ale nie popełnię ich błędów. Teraz mój synek ma ponad 2 latka i mogę powiedzieć że odniosłam sukces na wielu płaszczyznach:) oto moje sprawdzone recepty:
1. Gdy Piotruś był niemowlęciem i nie rozumiałam jego płaczu nerwowo wyszukując sposobu na ukojenie jego łez, tłumaczyłam sobie: spokojnie, nie robisz nic źle, gdydy umiał mówić na pewno byście się dogadali, tu nie zadziała do trzech razy sztuka, za 20 razem wpadniesz na to przez co płacze...
2. Gdy zaczął się okres dokarmiania, rozszerzania diety, czasem 100 rad i 50 gazet nie pomagało, ale wtedy w głowie miałam słynne opowieści mamy o noszeniu obiadów do sąsiadów i postanowiłam że tego uniknę. Doszłam do wniosku że przecież i mi niektóre rzeczy nie smakują a co dopiero dla rocznego brzdąca, więc jadł do co lubiał a z dnia na dzień dodawałam po łyżce nowości do sprawdzonych potraw i zwiększałam proporcje. Teraz gdy Pietrucha nie chce jeść, to spokojnie zabieram posiłek i podejmuję drugą próbę za godzinę, zawsze działa bo przecież człowiek nie jest zawsze głodny:)
3. Słodycze ech... mały bardzo je lubi, ale dopracowałam jeden szczegół, jeśli chce słodkości to wie że ma po nich umyć zęby i tak zawsze zjawia się ze słodką minką,trzymając w rączce szczoteczkę i prosząc o czekoladkę
4. Rozbrykany, uparty, zbuntowany dwu latek... Nie mogłam pozwolić sobie na miękkie serce i branie mnie na łzy czy krzyk. Po dziesięciu może dwudziestu podejściach do załatwiania "małych awantur" tez doszłam z urwisem do wprawy. Po 2-3 ostrzeżeniach że nie wolno, jeśli mały dalej idzie w zaparte to już wtedy nie ma odwrotu "idziemy za karę do pokoju", to samo dzieje się jeśli coś wymodzi pomimo tego że uczę go że coś jest nie dobre, jak kara mija są uściski i całusy, a z dnia na dzień kar jest coraz mniej wystarczają ostrzeżenia:)
Po prostu trening czyni mistrza, i należy być wytrwałym i konsekwentnym, nie poddawać się jeśli pierwsze 10 razy coś nam nie wyjdzie, trzeba kochać mądrze i wyrozumiale, nie tracąc przy tym wiary w siebie. I zero kar cielesnych! "Twarda ręka" mojego ojca zostawiła w mojej psychice i na mym ciele nie jeden ślad... O tym nie zapomina się nigdy... Mam teraz 24 lata więc jestem młodą mamą, jestem też po rozwodzie, który jak i małżeństwo przeszedł przez mój dom jak huragan co wpływało tez na mojego urwiska. Ale do wytrwałych świat należy, dużo miłości i uwagi pozwoliło mi wynagrodzić wszystko synkowi a przy okazji nie straciłam też głowy i nie pozwoliłam sobie wejść na głowę (chociaż czasem to jest łatwe wyjście) i z dumą mogę powiedzieć że dobrze mi idzie wychowywanie smyka w pojedynkę i przechytrzanie czasami mojego zbuntowanego dwu latka:) Ach i jeszcze jedno, jeśli Piotruś jest u babci i dziadka a oni pozwalają mu na zbyt wiele to i dziadkowie słyszą zawsze słynne "a ty a ty nie wolno tak robić":)
anetakam0
napisał/a: anetakam0 2008-09-23 21:58
napisal(a):Twoje dziecko daje ci popalić? Pewnie masz swoje wyjątkowe i wypróbowane sposoby na nocne pobudki, płacz albo nauczenie posłuszeństwa. Podziel się jednym z nich z innymi rodzicami na forum polki.pl!


Mam dwoje dzieci - Synuś 15 lat - oj jego "podejść", żeby robił co każę to ... ale jakoś daję radę :)
Opracowałam (wspólnie z mężem) system nagród i kar - czyli marchewka i kij - nasze "marchewki" to: dłuższy czas na komputerze, zakup książki - wychowaliśmy sobie mola książkowego, wspólny spacer np do pizzerni, atrakcyjna a niedaleka wycieczka wspólna z nami i znajomymi, ugotowanie ulubionej potrawy (dziś-brokuły zasmażane z żółtym serem); "kije" to: zakaz komputera - oj boli, zakaz komputera - oj boli, zakaz komputera - innych nie mamy i nie musimy (póki co) mieć :)

Inaczej z córcią: ona ma dopiero (jutro właśnie-24 września) 10 miesięcy więc o karach nie ma mowy a i nagrody - jakoś nic do głowy nie przychodzi, ale sposobów cały stos mam:
1. nocne pobudki: - do mojego łóżka i śpi - jak mi się uda nie zasnąć to "wrzucam" ją spowrotem do łóżeczka;
2. płacz: - ponieważ pięknie śpiewam to jej śpiewam :) na szczęście mieszkam w domku jednorodzinnym, więc sąsiedzi nie protestują - to nic, że słoń na ucho..., z muzyki zawsze dost,... - widać ludzie nie poznali się na moim Talencie - mała jest zawsze zachwycona; inny sposób to na nóżki i tupu tupu, ale to nie zawsze skutkuje; jeszcze inny to magnesy na lodówce - szczególnie ten BabaJaga; jeszcze można zawołać kota - lub lepiej psa - oni są najlepszymi przyjaciółmi (choć Moniś szarpu-szarpu robi)

Tak najbardziej przy małej skutkuje metoda "na zagadanie" - jak chce naszą komórkę to chowamy i dajemy zabawkę dawno nie widzianą; jak płacze bo boli to przytulamy i ratujemy; jak płacze bo ... płacze to rozśmieszamy - np kulając po podłodze - a hitem jest ostatnio noszenie w kocyku pod tytułem: "tak bocian Monisię nosił" pomaga na wszystkie smutki duże i małe.
3. nauka posłuszeństwa - no cóż konsekwencja konsekwencja i jednomyślność; i nie ma czegoś takiego jak:za mała na naukę posłuszeństwa - niestety - albo na szczęście

Pozdrawiamy Aneta i Monisia
napisał/a: Kamilla1990 2008-09-23 22:33
Leżakowy Stworek
Ja oczywiście nie mam jeszcze dziecka, ale chciałabym podzielić się z wszystkimi, moim zdaniem, bardzo fajnym pomysłem na przedszkolne leżakowanie. Ja osobiście bardzo lubiłam poobiednią drzemkę w przedszkolu, ale wiadomo, że nie wszystkie maluszki za tym przepadają. W moim przedszkolu był taki zwyczaj, że wszystkie dzieciaczki, które przychodziły po raz pierwszy do przedszkola, dostawały "Leżakowego Stworka". Była to taka jednokolorowa, szmaciana lala, uszyta z dość dużego kawałka materiału, główkę miała wypchana chyba watą, a brzuszek - grochem. Na szyi przewiązana była kokarda, na której było napisane imię i nazwisko dziecka. Stworek mieszkał w worku ze śpiworkiem i piżamką i każde dziecko dostawało go po obiedzie i musiało ułożyć do snu. Trzeba się było razem położyć, przytulić "Leżakowego Stworka", czasem po cichutku zaśpiewać piosenkę lub wytłumaczyć o czym jest bajka, którą czyta Pani. Jak teraz to wspominam to Stworki nie były jakieś ładne, ale wszystkie Maluszki bardzo się nimi opiekowały i nie pamiętam, aby w mojej grupie, były jakieś problemy z leżakowaniem. Co więcej, niektóre dzieci tak je polubiły, że ich Mamy musiały szyć podobne, aby dzieci miały takie w domu, bo te przedszkolne mieszkały tylko w przedszkolu, a Pani nieraz opowiadała wymyślone historyjki z ich życia (jak to nie lubią jak Ich Dzieci kłócą się czy nie chcą myć zębów). Uważam, że powierzenie zadania uśpienia ulubionej zabawki może być dobrym pomysłem na kłopoty z zasypianiem niektórych dzieci.
rakastan
napisał/a: rakastan 2008-09-24 08:52
Metoda na zasypianie
Naszczęście nie mam z tym większego problemu, gdyż od małego uczyłam dzieci, że mają zasypiać same. W końcu rodzice też potrzebują chwili wytchnienia wieczorem, żeby się zrelaksować i nabrać sił na następny dzień. Pomaga w tym dobrze ułożony harmonogram dnia. Po przyjściu z przedszkola jest obiadek, po obiadku zabawa lub spacer (to zależy oczywiście od pogody). Potem kolacja, mycie, czytanie bajeczki i spanie. W 90% przypadków moje dzieci zasypiają od razu, a w 10 % zaczyna się chodzenie po domu pod byle pretekstem. Wtedy odprowadzam dziecko do łóżeczka do skutku i tłumaczę, że trzeba iść już spać, bo wstajemy rano do przedszkola. Często też puszczam muzykę lub czytaną bajeczkę z odtwarzacza CD.
Metoda na sprzątanie
Prośba o posprzątanie zabawek w przypadku moich dzieci bardzo rzadko się sprawdza. Słyszę wtedy zazwyczaj wymówkę w stylu: "Ja nie umiem", albo "Siostra nie chce ze mną sprzątać, więc ja też nie będę". Ostatnio powiedziałam, żeby córeczki posprzątały pokój i zaczęłam opowiadać, że mamusia by się bardzo ucieszyła i że byłoby super jakby po posprzątaniu przyszły do mnie do dużego pokoju i powiedziały żebym zamknęła oczy i zaprowadziły mnie za rękę do swojego pokoju. Potem muszą powiedzieć, żebym otworzyła oczy i wykrzyknąć: Taadam! Taadam! Niespodzianka! Zadziałało, wszystko odbyło się według planu. W końcu trzeba sobie jakoś radzić. Pokój był posprzątany, a największa radocha była, że można było powiedzieć: Taadam!
Metoda na nie marudzenie i zjedzenie posiłku
Któż nie usłyszał słów od swojego dziecka: "Nie zjem tego, bo tego nie lubię!". Najlepszy sposób to zaciekawienie dziecka jakąś opowiaską. Siadam przy dziecku i pytam: "Wiesz skąd się biorą jajka?" - (bo to właśnie znajduje się na talerzu). Na znak kiwania głową na nie, zaczynam opowiadać o kurach, które mieszkają na wsi i dziobią sobie ziarenka na podwórku itd. Dziecko słucha i zazwyczaj posiłek znika z talerza. Często tak jest, że dziecko czegoś nawet nie spróbuje, a mówi że to jest niedobre.
Metoda na nadmierne rozbrykanie
Bieganie po domu i krzyki można stłumić w bardzo łatwy sposób. Pada propozycja z mojej strony w stylu:
- może porysujemy albo wytniemy pieska albo kotka;
- może poukładamy puzzle;
- może pooglądamy albumy jak byłyście dzidziusiami.
Metoda w 100% sie sprawdza. Siadamy wtedy przy stole albo na kanapie i co najważniejsze jest cicho i spokojnie.[/SIZE][/FONT]