Konkurs "Spotkanie z Cohenem"

SyEla
napisał/a: SyEla 2010-10-11 20:13
Drzwi otwiera zdziwiony ale elegancki Starszy Pan który z zaciekawieniem spogląda na mnie. Przedstawiam się i mówię że byliśmy umówieni na kawę. Drzwi otwierają się jeszcze szerzej tak samo jak uśmiech Pana Leonarda Cohena. Bez słów zrozumiałam że jestem miłym gościem w jego domu. Wchodząc do środka zauważam na ścianach stare fotografie przeplatane z nagrodami i dyplomami. Przechodzimy do salonu mijając pokój pełen pamiątek. W salonie siedzę na wyścielanych płótnem krześle. Na stole leży biała serweta i zdobna cukiernica. Gospodarz Domu przynosi dwie filiżanki czarnej parzonej kawy. Początkowa rozmowa jest bardzo oficjalna ale po chwili zaczynam wypytywać Pana Leonarda Cohena o jego najlepsze wspomnienia. Wypytuje go szczegółowo o tym jak wyglądał jego świat gdy był małym chłopcem. Po trzech wypitych kawach orientuje się że jest późną godzina i ze muszę Wracać. Zostawiam Panu Leonardowi mój nr telefonu i zapraszam Go na kolejną kawę. Pan Cohen jak prawdziwy dżentelmen zamawia mi taksówkę. Odprowadza mnie do niej. Żegna się zamykając drzwi od samochodu. Moja taksówka odjeżdża a sam Leonard Cohena zastanawia się: A kto to był?
SyEla
napisał/a: SyEla 2010-10-11 20:14
Drzwi otwiera zdziwiony ale elegancki Starszy Pan który z zaciekawieniem spogląda na mnie. Przedstawiam się i mówię że byliśmy umówieni na kawę. Drzwi otwierają się jeszcze szerzej tak samo jak uśmiech Pana Leonarda Cohena. Bez słów zrozumiałam że jestem miłym gościem w jego domu. Wchodząc do środka zauważam na ścianach stare fotografie przeplatane z nagrodami i dyplomami. Przechodzimy do salonu mijając pokój pełen pamiątek. W salonie siedzę na wyścielanych płótnem krześle. Na stole leży biała serweta i zdobna cukiernica. Gospodarz Domu przynosi dwie filiżanki czarnej parzonej kawy. Początkowa rozmowa jest bardzo oficjalna ale po chwili zaczynam wypytywać Pana Leonarda Cohena o jego najlepsze wspomnienia. Wypytuje go szczegółowo o tym jak wyglądał jego świat gdy był małym chłopcem. Po trzech wypitych kawach orientuje się że jest późną godzina i ze muszę Wracać. Zostawiam Panu Leonardowi mój nr telefonu i zapraszam Go na kolejną kawę. Pan Cohen jak prawdziwy dżentelmen zamawia mi taksówkę. Odprowadza mnie do niej. Żegna się zamykając drzwi od samochodu. Moja taksówka odjeżdża a sam Leonard Cohena zastanawia się: A kto to był?
vulcan
napisał/a: vulcan 2010-10-12 14:57
Spotkanie z Cohenem

Nie mam bladego pojęcia jak wyglądałoby takie spotkanie, ale wiem jak mogłoby być, gdybym to ja był gospodarzem.
Mogę pomarzyć tak?...
Od czegoś trzeba zacząć, a zatem śniadanie. Spotykamy się przed świtem, w kufrze spakowane wędki spinningowe. Zanim wyjedziemy z miasta zatrzymujemy się na jakiejś stacji benzynowej. Zaspana panna upycha parówki do gorącej, pszennej dziury, całość doprawia musztardą do tego gorąca kawa z nutą bourbona (przecież mamy kierowcę) i juz nas nie ma. Zdążyliśmy przed porannym szaleństwem na ulicach! Gdy docieramy nad wodę mgła zaczyna unosić sie ogrzewana porannym słońcem. Wypływamy na jezioro, a właściwie wpływamy w mleczna chmurę, która wszystko otula, a na twarzy pozostawia wilgotny chłód. Właściwie nie rozmawiamy. Cieszymy się bezruchem drzew i trzcin, słońcem które, mimo, iż to październik grzeje wspaniale. Głód spędza nas z wody około południa. Wracając do miasta zatrzymujemy sie przy wojskowej garkuchni. Grochówka z boczkiem i bigos pachną i smakuja wspaniale! No, teraz można zacząc planować dzień. Okazuje się, że jesteśmy zgodni, iż brak planu to najlepszy plan. Porzucamy auto w miejscu do tego przeznaczonym i śmigamy na dworzec kolejowy.
Jak to po co??? Na piwko i na peronie posiedzieć, na pociągi się pogapić. To jasne przecież. Koziołki i tak przegapiliśmy. Z dworca piechotą idziemy na Plac Wolności. Jest ciepło. Siedzimy i palimy. Widok cieszy! Panny na szpileczkach przebiegają, ktoś prosi o parę groszy-dzielimy się i schodzimy na Rynek. Ludzi pełno, bo to sobota więc zmykamy w boczne uliczki. Jest klimat w małej knajpce, więc kotwiczymy na dłużej. Czerwone wino smakuje jak rzadko kiedy, więc wreszcie możemy nagadać sie bez żadnych barier... Zawsze chciałem napić się czerwonego wina z człowiekiem, który tchnął życie w Lawrence"a Breavmana i ożywił dla mnie nocny Montreal w jednej z najważniejszych dla mnie powieści. Robi się późno, a co z kolacją? Wychodzimy na tętniąca życiem ulicę. Coś niesamowicie pachnie! Nie wiedziałem, że wino tak wyostrza zmysł węchu! Zatem kolacja! Myślę, że coś równie tradycyjnego jak śledź po japońsku, karp po żydowsku czy ruskie pierogi, będzie najlepsze na zakończenie dnia. A więc kebab z sosem, który przyjaciół nie przysparza. Jemy idąc wśród zgiełku nocy. To był wspaniały dzień. Obiecujemy pisać do siebie co ślina na klawiaturę przyniesie.

Do Redakcji!

Proszę wybaczyć moja tutaj obecność. Nawet kobieca strona mojej natury jej nie tłumaczy.

Z całym szacunkiem, ale nie mam i zapewne w przyszłości mieć nie będę wiele do powiedzenia na temat kosmetyków, makijażu i porad w zakresie fitnesu. To domena mojej Żony, która tutaj się udziela. Nie mogłem jednak odmówić sobie frajdy jaką było fantazjowanie na temat spotkania z kimś na kogo muzyce się wychowałem, autorem powieści " Ulubiona Gra", nie mającej sobie równej, porównywalnej jedynie chyba z "Buszującym w zbożu", która na zawsze zapadła mi w duszy. Dziękuję za temat do marzeń i pozdrawiam serdecznie!!!.
napisał/a: Sesil 2010-10-12 17:22
Wcześniej byśmy ustalili, że nasze spotkanie będzie całkiem spokojne i na luzie...Postanowilibyśmy zrobić wieczór spotkań naszych przyjaciół. Rano bym przyjechała do jego domu z pełnym bagażnikiem różnych produktów...i razem z Cohenem byśmy walczyli w kuchni a przy tym rozmawiali, śmiali się jak starzy znajomi, przed przyjściem gości wyruszylibyśmy razem na spacer a po powrocie razem witali naszych wspólnych gości. Potem byłaby biesiada przy stole i wszyscy rozmawialiby jakby się znali wiele lat. Na koniec pamiątkowe zdjęcie...i zawarcie znajomości na dłużej:)
napisał/a: justynaXsanko 2010-10-13 17:22
Mając takie zaproszenie zabrałabym ze sobą męża lub odstąpiłabym mu to zaproszenie, bo jest zdecydowanie większym fanem Cohena niż ja.
Trudno przewidzieć jak wyglądałoby takie spotkanie. Może mąż zabrałby na spotkanie dobrą polską wódeczkę albo inną buteleczkę czegoś smacznego. I tak sącząc alkohol rozmawialiby nie tylko o muzyce, sukcesie Cohena, ale także o kobietach, samochodach i o czymkolwiek jeszcze faceci plotkują.
Na koniec dostałby płytę z autografem dla mnie:rolleyes:
napisał/a: izabela_77 2010-10-15 10:32
Moją fascynację Cohenem widać na pierwszy rzut oka. Moje serce bije mocno, ciało wpada w coraz większą ekstazę... A Cohen - jak typowy sławny mężczyzna obserwuje to spod oka i już wie, ze będzie chciał to wykorzystać. Różnica wieku nie ma znaczenia. zaczynamy się całować i pieścić. robi się coraz goręcej.... Powoli tracę przytomność z nadmiaru wrażeń. Wtem.... do domu wchodzi jego wieloletnia partnerka, którą dotychczas skrzętnie ukrywał. wpada w szał, zaczyna krzyczeć i płakać. A Cohen? Cóż, wiadomo, że ja jestem dla niego przygodą. Zapomina o mnie, zajmując się swoją partnerką, przeprasza ją i zapewnia o tym, ze to co zobaczyła nic nie znaczyło. Słucham tego i połykam gorzkie łzy. Upokorzona i samotna opuszczam dom Cohena.
napisał/a: ewano7 2010-10-15 20:27
"Zatańcz ze mną i w swym pięknie niech skrzypce drżą, przez paniczny strach aż znajdę w nim bezpieczny port. Chcę oliwną być gałązką, podnieś mnie i leć... Zatańcz ze mną po miłości kres.."
Te słowa prześladują mnie od dawna..
będąc nastolatką próbowałam sobie wyobrazić jak by to było, gdyby Leonard zaśpiewał ją tylko dla mnie, gdyby los pozwolił nam się spotkać i przeżyć wspaniały wieczór. Kiedy słucham tego utworu, za każdym razem zamykam oczy. A wtedy moja wyobraźnia szaleje: zatracić się w tańcu po miłości kres...
Czemu nie ze mną?
Parę dni temu dowiedziałam się, że wygrałam konkurs, w którym główną wygraną jest spotkanie z Panem Cohenem. Nastąpiła radość, euforia, ale i pytanie: jak to będzie, czy mój język angielski jest na tyle dobry, że nie zbłaźnię się złą wymową, czy zrozumiem co do mnie mówi Wspaniały Mistrz? Czy sama będę mogła powiedzieć mu to wszystko co przez tyle lat układałam w głowie ?
Z drżeniem nóg wsiadam do limuzyny, ubrana w piękną zwiewną suknię, otulona ulubionym zapachem perfum..dojeżdżam do Jego wspaniałej posiadłości. Naciskam dzwonek.. w progu stoi ON: uosobienie wszelkich moich marzeń. Uśmiecha się do mnie, a ja czuję jak uginają się pode mną kolana i nie jestem w stanie zrobić kroku. Gospodarz wyciąga do mnie rękę, widząc niepewność i niedowierzanie, przedstawia się: "Leonard Cohen, bardzo mi miło".
To nie sen ? Nie spadnę za chwile z hukiem z kanapy ? To się naprawdę dzieje ?
Czy jest na świecie ktoś, kto Cię nie zna, że mi się przedstawiasz? pomyślałam..
Ewa.. przestawiam się nieśmiało..drżąc z emocji. Leonard widząc to, uśmiecha się przepraszająco i mówi: "Proszę się nie denerwować, ja nie gryzę". Zaczyna opowiadać mi coś o sobie, a ze mnie spada ciężar nerwów wszelakich. Widzę, że nie było się czego bać, mój Idol jest niesamowicie otwartym, ciepłym i miłym człowiekiem pełnym humoru i serdeczności. Po wspaniałej kolacji, oprowadza mnie po swoim "królestwie", a ja mam wrażenie, że jestem w innej, piękniejszej bajce. Nagle słyszę cichy śpiew Leonarda: "Dance me to the end of love". Mistrz prosi mnie do tańca, a ja przytulam się i odpływam w przestrzeń prawdziwie kosmiczną, prawdziwie nierealną... Jestem w niebie? Tak, to moje niebo bo wymarzone, takie realne i tak niebiańsko piękne.
napisał/a: Teresa1 2010-10-16 13:47
To było wspaniałe,ale dziwne spotkanie.Udając się na nie miałam pewne obawy,jak się ubrac?jak zachowac?o czym rozmawiac?.Wielka gwiazda,występująca na największych scenach świata,mająca miliony fanów... i dolarów.Powitanie,w iście słowiańskim stylu, rozwiewa wszelkie obawy i wątpliwości.Leonard jawi się jako miły i ciepły starszy pan,o szerokich horyzontach myślowych.Rozmawiamy o wszystkim;o życiu,miłości, polityce, muzyce...Z jego ust pada wiele ciepłych słów o Polsce i Polakach,o koncertach w naszym kraju. Jednak czas płynie nieubłaganie. Trzeba się rozstac,ale jego magiczny głos będzie brzmiał w moich uszach przez długi czas...
napisał/a: drewienko 2010-10-16 17:29
Porozmawialibyśmy o życiu, o tym jak to jest, gdy tak dla wielu ludzi jest się całym światem, o spokoju ducha i o miłości - a wszystko działoby się na werandzie domu Cohena, wśród odgłosów cykad i granatowego nieba. Z chęcią poczułabym na własnej skórze moc jego utajonego wdzięku. Spojrzała w jego głębokie oczy i wsłuchała się w przejmujący głos. Zapadlibyśmy się w miękkie fotele i zapomnieli o całym świecie (przynajmniej ja bym zapomniała:)) pogrążeni w rozmowie o wdzięku życia. Później przenieślibyśmy się do rozświetlonego dyskretnie wnętrza jego domu, aby rozkoszować się panującą w środku łagodnością i harmonią kremowych ścian i jasnego drewna przeważającego w wystroju oraz muzyką - delikatną i jakże ujmującą. Zajęłabym miejsce tuż przy oknie, by czuć wyraźnie zapach ziół stojących na parapecie. Cohen poczęstowałby mnie kawą z bitą śmietaną, cynamonem i miodem. Obejrzałabym z nieukrywaną przyjemnością jego mały wernisaż fotografii, który ozdabia ściany jego domu. A następnie zaśmiewalibyśmy się z historii z dawnych lat opowiedzianych przy okazji wyświetlania slajdów, które potwierdziłyby otwartą naturę Cohena, jego luz do życia i najmilszą osobowość - którą miałam okazję poznać dzięki swoim wyobrażeniom poprzez ten konkurs:)
napisał/a: agf 2010-10-17 09:27
Jest lato i mimo, że jego dom jest wielki i przytulny, decydujemy się wyjść do ogrodu. Ogród jest rozległy, w dole płynie strumyk i tam się udajemy. Siadamy pod rozłożystą koroną drzewa. wspaniałym zrządzeniem losu :) mamy przy sobie koszt piknikowy, a w nim różne pyszności. Zajadając pieczone kasztany i sącząc szampana siedzimy w ciszy nie czując presji, że któreś z nas musi coś mówić. Czasem dobrze jest pomilczeć. Nie będę zadawać pytań, naciskać. W końcu rozmowa toczy się sama, powolnym tempem. Jak rozmowa? Taka zwyczajna - o życiu. O wyborach, decyzjach, miłości,smutku.
napisał/a: lulu_mortese 2010-10-17 10:47
Jak ma być show, to będzie show! Poprosiłabym Leonarda by usiadł na wysokim krześle na środku mojego osiedla i po prostu zaczął śpiewać... na przykład z samego rana, z nieco sennym głosem współgrałby z polskimi sennymi i mglistymi porankami. Jego aksamitny głos obudziłby z pół osiedla, jedni wyszliby na balkony, inni po prostu przed blok by móc patrzeć i słuchać tego mistrza ballad. In my secret life....
ps- a potem zaprosiłabym go na pyszną, poranną caffe latte:o
napisał/a: NATIK999 2010-10-17 16:02
Był piękny, jesienny dzień, kiedy Leo otworzył mi drzwi. Byłam stremowana i zauroczona. Zaprosił mnie na spacer po alejkach jego wspaniałego ogrodu. Z błyskiem w oczach opowaidał o każdej roślinie i widać było, iż rozpiera go duma. Spacerowaliśmy w ciepłych promykach jesiennego słońca, a pod stopami szeleścił nam dywan z liści w kolorach złota, olwki, dzikiego wina i rubinu. W pewnej chwili Leo złapał w locie szybujacy, samotny liść klonu i wręczył mi jak wspaniałą różę. Włożyłam ten liść do sztambucha i do dziś przypomina mi o tym cudownym spotkaniu.