Konkurs "Weekendowy relaks w SPA"

napisał/a: CEO 2010-12-25 16:28
[CENTER]Mam już dosyć siatkówki (slang pol. chodzić na zakupy)
W wolnym czasie
Wolę pojeździć w basie (slang pol. bus – autobus)
By zobaczyć coś na czasie

Może Modern Tate Gallery
Albo wypić ‘Bloody Mary’ (nazwa drinku)

Zostać Ministrem Głupich Kroków i zginąć we mgle
Wpaść (sic!) do domu publicznego (slang pol. Public house = pub)
Razem z kolegą
Darts, snookers, Ale (ang. piwo fermentacji górnej, pol. lecz)
Omijać (beep) ‘hukers’ (ang. hookres- prostytutki)

Jak widać problem to idio(ma)tyczny !
Wszak Londyn sam w sobie
Jest śliczny :

To miasto jest jak kobieta
o kolorowej osobowości
Gdy poznasz jej wszystkie twarze
zrozumiesz istotę przyjemności

Najzieleńsza na świecie trawa
wolny wstęp do muzeów ...
W ten weekend
zapowiada się świetna zabawa

Eros na Trafalgar Square
swoboda słowa w Hyde Park na West Endzie
‘five o’clock ‘w Dorchester
wieczór z ‘stiff upper lip’ na East Endzie ... (ang. stiff upper lip – rezerwa, nie okazywanie emocji)

W WEEKEND
DOBRZE BAWIC MOŻNA SIĘ WSZĘDZIE !!!

Wystarczy nie być w gorącej wodzie ‘company’
Pomimo zamglenia warto także wpaść do hammamu w City SPA
By sprawdzić jak się własne ciało, umysł i duch ma

Dla grze(CZ)sznych panienek
Liczy się przecież c(I)ałokształt !!!
:)








.[/CENTER]
napisał/a: Natashka 2010-12-26 12:28
Weekend w SPA... Czy to nie brzmi pięknie? Już teraz wyobrażam sobie ciepło wody termalnej, długi relaksacyjny masaż i przyjemną aromaterapię. Czy ty już to widzisz? Czy wyobrażasz sobie te łagodne kolory pomieszczenia, w którym się znajdujesz? Czy jesteś w stanie już teraz odczuć ten relaks, rozluźnienie całego Twojego ciała? Bo wiesz przecież, że to wszystko robisz wyłącznie dla Siebie. A jak często spędzasz czas z myślą tylko o Sobie, Swoim zdrowiu fizycznym i mentalnym? Pewnie nie często... Straszne tempo naszego współczesnego życia doprowadza nas właśnie do takiej sytuacji kompletnego zapomnienia o Sobie i o Swoich potrzebach, bo ciągle nam się mówi, że mamy koncetrować się na innych. Cóż, wydaje się to być trochę niesprawiedliwe i dlatego też masz prawo aby spędzić czas dla Siebie, dbając o swój poziom zadowolenia, a nie poziom zadowolenia innych.
Teraz już wiesz co to jest SPA i co może zrobić dla Ciebie. Teraz wiesz też, dlaczego też ja chcę tak bardzo odczuć przyjemność przebywania w tym cudnym miejscu spokoju dla myśli i ciała.
napisał/a: Forward 2010-12-26 15:14
DZIEŃ CODZIENNY
Dalej, szybciej, wyżej ... . Miasto ma swój rytm. Pośpiech szczególnie łatwo da się odczuć w godzinach szczytu. Podróżni zachowują się tak, jakby podążali wzdłuż wytyczonej linii, przestrzegając jasno sprecyzowanych reguł, których nigdy nie złamią. Posuwają się z dokładnością do 1 m, stosując przemyślaną oszczędność czasu i środków. Obcasy wystukują miarowy rytm szybkich kroków. Ich spojrzeń nic nie jest w stanie przykuć. Miliony samotnych ścieżek, na których skrzyżowaniu nic nie ma, nic poza pustka albo iskra, która tli się zaledwie ułamki sekund i gaśnie. Przypadkowość, sztuczne uśmiechy, pośpiech ... – wszystko to sprawia, że miasto staje się ogłuszającym kłamstwem. Trzeba wielkiej wprawy i swoistej mądrości by bez uszczerbku dla psychiki przetrwać w takiej wielkomiejskiej dżungli.
WEEKEND
A weekend ? Dla wielu to wielkie wyzwanie. Czują się niczym amatorszycy na planie. Atomizacja społeczeństwa to fakt dokonany. Żyjąc bez rozszerzonych rodzin większość mieszkańców wielkiego miasta tęskni za rytuałami, które pełnią rolę nabożeństw. Sacrum i profanum od wieków przeplatają się w życiu człowieka. Ten zaś opuściwszy ziemię świętą nadal podświadomie dąży do pewnej formy sakralizacji swego życia. By zbliżyć się do tego co boskie i duchowe staje się anonimowym wyznawcą, który oddaje cześć i chwałę Panu w nowoczesnych świątyniach typu sanktuaria fitness, wellness czy SPA. Tam to co dzieje się na powierzchni skóry nabiera znacznie głębszego wymiaru. Tam dzieło sztuki własnego życia nabiera harmonii i sensu. Holistyczne programy piękna sprawiają, iż promienieje ono od wewnątrz. Gesty upiększania, ćwiczenia fizyczne czy dieta są niczym prajęzyk modlitwy. Kształtowanie ciała poprawia duchowe samopoczucie.
Wymarzony weekend to dla mnie, mieszkanki wielkiej aglomeracji miejskiej, pora by powiedzieć ‘tak’ dla samej siebie.
napisał/a: fiston 2010-12-26 17:21
Wymarzony weekend?
...Budzą mnie promienie wschodzącego słońca. Czuję jak łaskoczą moje policzki. Nie chcę jeszcze wstawać, w półśnie odwracam się do ściany, chowam twarz w poduszkę, ale zza okna słyszę pierwsze odgłosy wstającego po nocnym odpoczynku miasta: skrzypienie otwieranych rolet, ochrypłe nawoływania sklepikarzy…
To nie sen!!!
Jestem w Mediolanie! Ta myśl działa na mnie mocniej niż najmocniejsza kawa. Wyskakuję z łóżka jak z procy aby nie stracić ani sekundy dnia.
Błogosławię w duchu koleżanki, które podarowały mi tak wspaniały przezent. Po rozstaniu z Mężczyzną Mojego Życia straciłam sens życia. Potrzebowałam odmiany. Moje Anioły wiedziały to i … pewnego dnia czekał na mnie bilet i liścik: „Leć i baw się dobrze. Żyj”.
Schodzę na ulicę. Uwielbiam na wpół uśpione miasto, turyści jeszcze nie wylegli rozkrzyczaną masą na jego ulice , upodabniając je do kolorowego ptaka. Mieszkańcy, ci, którzy mogą, pewnie też smacznie śpią. Powoli rozkładają swoje kramiki uliczni sprzedawcy, brzęczą klucze, skrzypią otwierane drzwi sklepów. Za kilka chwil miasto stanie się tętniącym życiem stworem, pochłaniającym kolejne fale spieszących się gdzieś ludzi. Idę pustą ulicą w kierunku Piazza Duomo. To lubię w Mediolanie: nie sposób się zgubić – tak wiele ulic rozchodzi się promieniście z Piazza Duomo. Z lotu ptaka miasto przypomina gigantyczną pajęczynę. Świeże jeszcze o tej porze powietrze chłodzi moją twarz, mój nos rejestruje ponętne zapachy dobywające się z jednej z licznych tu kawiarenek i piekarni. Mijam siedzącego na ławce mężczyznę, który trzymając przy twarzy lusterko, pracowicie się pudruje. Na razie połowę jego twarzy pokrywa biały proszek, druga zaś, ogorzała od południowego, włoskiego słońca odcina się od nienaturalnej bieli. Za kilka chwil dokończy charakteryzację, owinie się w białe prześcieradło, którego rąbek wystaje z torby, stanie na jakimś pudle, krześle czy innym podwyższeniu i zastygnie w bezruchu. Jedynie brzęczący dźwięk monety wyzwoli go z pozornego marazmu ku uciesze licznie zgromadzonej dzieciarni i ich rodziców pracowicie starających się uchwycić potomstwo na pamiątkowym zdjęciu: oto Marcinek podający rękę, Lucie składająca ostrożny całus na policzku przebranego klauna, Christoph wrzucający parę centów do sfatygowanej czapki leżącej u jego stóp. Później zdjęcia trafią do albumów, zostaną powieszone na ścianach dziecięcych pokojów i będą roztaczać delikatny zapach Mediolanu, aż wspomnienia wyblakną zupełnie i nikt już nie będzie pamiętał kiedy i z jakiej okazji zdjęcie zostało zrobione. Ja wolę rejestrować życie w Mediolanie oczami, uszami, smakiem i zapachem, wolę to niż płaskie obrazy na kawałkach papieru… Jestem pełna podziwu dla ulicznych artystów, naprawdę potrafią tkwić w bezruchu długie godziny w południowym skwarze bez najmniejszego drgnienia powieki. Nie wyobrażam sobie Mediolanu bez nich, straciłby swoją atmosferę, a przecież przechodząc obok nich rzadko zaszczycam ich uwagą, są dla mnie nieodłącznym elementem miasta. Czy to znaczy, że nie jestem już turystką? Chyba tak. Jestem dumna z tego, że nie zaliczam się do chmary biegających turystów, obwieszonych aparatami, wpatrzonych w plany miasta, zaczytanych w przewodniki, a z drugiej strony… zazdroszczę im świeżości spojrzenia, pierwszego zachwytu. Spoglądam na Mediolan zupełnie innymi oczami,miasto wrosło we mnie, zagościło w moim sercu, moich oczach. Znam jego smak i zapach, który zmienia się w zależności od pory roku.
Mijam horrendalnie drogie kawiarnie w Galleria Vittorio Emanuele, uwielbiam obserwować ludzi, którzy w nich przebywają, czuję, że moje oczy już nie mogą być bardziej otwarte, a ciągle im mało… Ja mam swoje kawiarenki z daleka od gwaru turystów. Przechodzę przez Piazza Duomo, zostaję wciągnięta w wielojęzyczny tłum, kotłujący się na placu, ludzie biegają, dzieci wrzeszczą, nachalne gołębie biją się o ziarna rzucane im na ziemię. Lubię ten kosmopolityczny tłum, ale o wiele bardziej wolę moje miejsce w Mediolanie, zaledwie kilkanaście minut od centrum.
Docieram na niewielki placyk: na ławce w cieniu ogromnych platanów siedzą dwie staruszki i rozmawiają z ożywieniem, popierając każde słowo odpowiednią gestykulacją. Ich ochrypłe, zdarte głosy wyraźnie wwiercają się w ciszę tego spokojnego przedpołudnia. Wyglądają, jakby się kłóciły, ale wiem, że to tylko pozory: Włosi chyba nie potrafią mówić bez pomocy rąk. Gestykulują przy każdej okazji, zawsze z podobną werwą. Kobiety na moment przerywają, spoglądają na mnie, ale widocznie nie znajdują nic ciekawego w mojej postaci, bo za chwilę podejmują dyskusję z jeszcze większą energią. Przechodzę przez maleńki skwer, nigdzie nie ma żywego ducha, nie mam pojęcia dlaczego, sjesta przecież jeszcze się nie zaczęła, ulice wyludniają się dopiero w czasie obiadu, który jest posiłkiem i spotkaniem w gronie rodziny i przyjaciół w jednym. Podoba mi się tutaj: małe, kamienne domki, w oknach obowiązkowo okiennice, w chwili obecnej w większości zamknięte. Ponieważ upał daje się już powoli we znaki, kto pamiętał o przymknięciu okiennic na pewno będzie miał w domu przyjemny chłodek. To moje „miasto w mieście” a przecież też Mediolan. Mijam małą, przytulną kawiarenkę. Nos jednak każe mi zawrócić: Wchodzę: małe, drewniane stoliki, nieliczne krzesła, przy barze wyglądający na zadomowionego klient, pije espresso, w niedbałej pozie, zatopiony w lekturze lokalnej gazety. Poza nim nikogo. Miło tu i przytulnie, dosyć mroczno, mimo, że przez okna sączą się promienie słońca. W strudze jasności wirują drobne cząsteczki kurzu. W powietrzu unosi się ledwo wyczuwalny zapach drewna.
Mocne espresso to jedyna rzecz, której mi teraz potrzeba. Nie w celu pobudzenia, ale mam ochotę poczuć na języku gorycz tej ekstramocnej kawy, tak bardzo kojarzącej mi się z Mediolanem.
Kelner podchodzi do mnie i częstuje maleńkimi, migdałowymi ciasteczkami, na koszt firmy, dodaje. Są pyszne, pachnące, zarumienione, nasączone syropem pomarańczowym. Unoszę jedno do ust, odgryzam kawałeczek… Jestem w Niebie, które nazywa się Mediolan. Czuję, że moje zmysły są wyostrzone maksymalnie, oczy i uszy gotowe na rejestrację zdarzeń, przygotowane na eksplozję doznań… Wychodzę na zalaną słońcem ulicę, powietrze uderza gorącą falą. Już jest upał, a do południa jeszcze daleko…
To miasto daje mi chęć życia. Tętniące życiem i ukołysane letnią sennością. Miasto kontrastów.
Będzie dobrze…


Katarzyna Krawiec
Ul. Powstańców Śl. 36 a /5
42-600 Tarnowskie Góry
napisał/a: wbazylia 2010-12-26 18:41
Mój wymarzony pobyt w SPA na pewno odbyłby się z moją przyjaciółką. Razem poddawałybyśmy się dobrodziejstwom SPA jednocześnie plotkując. wykorzystałybyśmy tem czas na maxa.
napisał/a: ulcia21 2010-12-26 22:46
Chcialabym--Odpoczac w ciszy,spokoju,domowej atmosferze.Relaksujaca
muzyka,magia zapachu.Na powitanie dostaje relaksujaca herbatke,z imbirem po ktorej ide
do sauny z aromaterapia.Nastepnie dostaje szklanke soku i relaksujacy masaz
.Ide do pokoju gdzie zjadam lekki lanch i godzinke odpoczywam przy cichutkiej
muzyce,Po czym ide na peeling ciala ktory dziala oczyszczajaco,ujedrniajaco
,a moja skora pozostaje po nim gladka i miekka w dotyku.I niestety dzien
en sie konczy.Siadam z filizanka czerwonej herbaty i patrze na piekne gory.Czas spac.Rano wstaje wypoczeta zrelaksowana.Ide na basen,pozniej robie manicure i pedicure.Nastepny dzien minal,Szkoda ze tak szybko.
Ale chwile niezapomniane,ja wypoczeta,jakby odmlodzona wracam do rodziny z usmiiechem na ustach,A za miesiac robie taki wypad z przyjaciolka.:)
katska7
napisał/a: katska7 2010-12-27 11:53
Mój wymarzony weekend to aktywność aż do bólu - wspinaczka skałkowa i pościerane dłonie, maraton rowerowy i mrowienie łydek, bieg na przełaj do utraty tchu. Przypływ adrenaliny i niesamowite samozadowolenie po wysiłku fizycznym, że oto ja dałam rade w szarych odmętach Bałtyku, na tatrzańskich szczytach i dzikich kniejach, to to czemu chętnie oddałabym się weekendowo.
napisał/a: briggie 2010-12-27 16:49
Mój wymarzony weekend byłby weekendem ekstremalnym. Jeszcze przed śniadaniem poleciałabym na paralotni, a chwilę później sturlałabym się z jakiegoś wzniesienia w wielkiej kuli (czyli zażyłabym zorbingu:). Po południu wybrałabym się nad Drawę i poekscytowałabym się raftingiem w rwącym nurcie, a wieczór i noc spędziłabym w nawiedzonym zamczysku. Nie wyspawszy się skupiłabym się maksymalnie i przeszłabym po linie rozpiętej między przęsłami mostu Siekierkowskiego, a jeszcze przed obiadem pograłabym w paintball w starym magazynie. Na koniec jeszcze nurkowanie do wraków i może rundka na quadach i tak wypoczęta już mogę wracać do obowiązków mamy.
SyEla
napisał/a: SyEla 2010-12-27 20:37
Bardzo bym chciała bym w taki weekend oddac sie profesionalnemu oku obiektywu. Dwa dni profesjonalnej sesji Zdjęciowej w plenerze i w studio. To dopiero swietnie spędzony czas. Wielotematyczna sesja z profesjonalistami. Oj to jest moje marzenie.
Zmiana charakteryzacji, zmiana makijazu zalezna od ujecia. Do tego na koniec świetna pamiatka w postacji zdjęc które przypominały by mi o tak udanym weekendzie.
napisał/a: iwonciaaa 2010-12-28 09:47
Wymarzony pobyt w SPA?
Oderwanie się o tej zimnej, mokrej, śliskiej rzeczywistości.
Przeniesienie w miejsce pachnące słońcem, piaskiem i lekkim powietrzem.
Skąpe bikini i opalone ciało nasmarowane olejkami.
Pielęgnowane przez specjalistów: masowane,kąpane, oczyszczane:)
gawusia
napisał/a: gawusia 2010-12-28 13:40
Odnośnie weekendowego relaksu nie mam zbyt wygórowanych wymagań, najważniejsze aby podczas tego wypoczynku towarzyszył mi mój partner :) Zarówno on jak i ja przez ostanie miesiące prowadziliśmy bardzo nerwowy tryb życia wiążący się głównie z pracą i nauką dlatego chwile relaksu w SPA byłyby dla nas zbawieniem :) Myśleliśmy o takiej formie wypoczynku od pewnego czasu jednak natłok obowiązków nie pozwolił nam na zorganizowanie takiego wypadu :) Jeśli ktoś zrobiłby to za nas bylibyśmy bardzo wdzięczni :)
3misiowie
napisał/a: 3misiowie 2010-12-30 12:47
Już od dawna marzę o wolnym dla mnie i tylko dla mnie weekendzie. A to dlatego iż od ponad 3 lat siedzę w domu z dziećmi i rzadko wystawiam nosa poza pieluchy.

Weekend – 2 dni. Najpierw zrealizowałabym swoje małe marzenie i wybrałabym się na cały dzień do magicznego dla mnie miejsca – do salonu SPA by przede wszystkim poprawić swoje samopoczucie i odprężyć się. Przy okazji wyszłabym do ludzi. Wybrałabym sobie czekoladowy całościowy masaż i peeling ciała oraz masaż twarzy. Po całym dniu spędzonym na „upiększaniu mnie” w domu czekałby na mnie mąż z wytworną kolacją (Dzieci oczywiście bylyby u dziadkow). Wieczór – choćby ten jeden spędzilibyśmy tylko we dwoje. Mąż sprawdzałby czy zabiegi w Spa podziałały na mnie ;) ja podziękowałabym mu za kolację. 

Drugiego dnia wybrałabym się sama do sklepów, tak do kilku. Chcialabym mieć możliwość w spokoju obejrzeć nowe ciuchy, poznać nowe trendy sezonu – być może udałoby mi się kupić jakiś nowy ciuszek do kolekcji. Obejrzałabym sobie wystawy sklepowe, popatrzyłabym na zwykłą ludzką codzienność. Bardzo mi tego brakuje.