Stracilam dziecko...Moja historia.

napisał/a: jagna25 2009-11-03 22:06
madziulek81 napisal(a):Witam
12 marca 2007 byl nojgorszym dniem w moim zyciu ale zaczne od poczatku.
30 wrzesnai 2006 roku ujrzałam upragnione dwie kreseczki nasze szczescie nie mialo granic. Pierwszy trymestr ciazy byl ciezki bo niemal calymi dniami wymiotowalam i zle sie czulam schudlam jakies 3kg. 21 listopada maialm pierwsze usg i ujrzalam nasze malenstwo fikajace w brzuszku. Okazalo sie, ze mam nietypowy ksztalt lozyska ale powiedzieli, ze to sie zdarza. Poza tym czulam sie rewelacyjnie. Az do 12 marca obudzilam sie rano bo czulam bol brzucha poszlam do lazienki i na bieliznie zauwazylam plamke krwi zaczelam plakac bo wiedzialm, ze cos jest nie tak poza tym od rana nie czulam ruchow. Od razu poszlam do przychodni lekarz mnie zbadal serduszka malenstwa bilo poczulam ulge. Ambulansem zawieziono mnie do szpitala zaczelam odczuwac pierwsze skurcze ale mialm nadzieje, e je powstrzymaja byla godzina 8.00. Leki na podtrzymanie nic nie daly o 14.30 urodzilam w 26+4 dni tygodniu ciazy mojego synka z waga 940gram i 34cm niestety serduszko nie dalo rady. Moje upragnione malenstwo umarlo w czasie porodu. Chcialam umrzec razem z nim...pogrzeb i tesknota, pustka za synkiem byla nie do zniesienia. Pomyslalam, ze tylko kolejna ciaza zlagodzi bol i zmniejszy pustke...udalo sie po 7 miesiacach znow ujrzalam dwie kreseczki radosc i strach. Ciaza nie byla latwa krwawienie w 9 i 20tc na szczescie nie byly grozne. Pozniej skracanie sie szyjki i w 23tc decyzja o zalozeniu szwu bo znow grozil mi przedwczesny porod. Do tego okazalo sie , ze mam paciorkowca grupy B mimo wszystkich przeciwiwienstw losu wciaz sie nie poddawalam myslalam pozytywnie i wierzylam, ze wszystko sie dobrze skonczy. Synka urodzilam 17 czerwca 2008 roku w 35tc z waga 2380gram i 45cm byl zdrowym i kochanym dzeickeim moim malym cudem.
Dziewczyny trzeba miec nadzieje i wierzyc, ze sie uda :)

Pozdrawiam


Dziewczyny Madziulek ma rację:)
napisał/a: jagna25 2009-11-03 22:14
schatzinha napisal(a):Myśle, że wy zrozumiecie...

Mam córeczke, ma już 2 latka i bardzo chcieliśmy mieć drugie dziecko. Byłam długo jedynaczka i nie chciałam tego dla mojej kruszyny.
W czrewcu zaszłam w ciążę. Co za radość, udało się!
Wakacje, odwiedziny rodziny...nie mieszkamy w Polsce.
Potem wakacje w Polsce. Wróciłam do pracy...nagla ewakuacja budynku..bieg w dół z 4 piętra oby szybko wyjść. ...Po kilku chwilach pojawiłą sie plamka krwi. Byłam już w 21 tygodniu, poyślałam, że to nie może być coś strasznie groźnego , ale poszłam do domu, odpocząć. Następnego dnia wizyta u lekarza i USG. Lekarz stwierdził, że wyniki badań robione tydzień wcześniej są ok i zalecł USG.
A tam szok. Lekarz zimno powiedział - Tu nie ma co ogladać. Ciąża sie zakończyła jakieś 4 tygodnie temu. Prosze iść do szpitala.
Byłam pewna, że to partacz nie lekarz, to nie było możliwe...
W szpitalu po kilku godzinach stwierdzono, że ciąża nie zagraża mojemu życiu, a że nie jestem z ich regionu powinnam następnego dnia jechać do siebie do szpitala.
Cała noc spędziłam, że świadomościa, że mam w sobie martwe dziecko.
Naspępny dzień w szpitalu...ludzkie traktowanie...dzieciątko urodziło sie po 2ch dniach. Malutki ważył tylko 110 gram, poród był szybki 5 godzin.Zabrano go na badania, nigdy już go nie zobaczyłam.
Jestem w domu z mlecznym biustem i bałaganem w głowie.
Mąż wspiera mnie jak może, rodzina dzwoni (nie moga przylecieć bo to inny koniec Europy).

Powiedzcie, czy jestem zła matka. Ja bardzo chce dziecko, chce zajść w ciąże. Czy tym go zdradzę? czasem myśle, że tak. Nadal czuje wielki żal po stracie dziecka. Ale czasem wmawiam sobie, że on do końca nie stał sie moim dzieckiem, że nigdy go nie karmiłam , nie uśmiechał sie do mnie i nigdy nie poczułam go w moich rekach. Czasem myślę, że to było małe stworzenie Boże, ktoremu nie udało się zobaczyć świata. A zaraz potem...czy jestem potworek..czy jestem prawdziwą matka...czy matka może tak szybko nad tym przejść.
Nie potrafie wyjść do ludzi. Potrawie powiedzieć co sie stało, nawet w zimnych słowach, ale niespodziewane pytania sprawaiją, że płacze. Czy to normalne?


Kochana nie zdradzisz swojego dziecka. Ja zaszłam w ciążę 6miesięcy po poronieniu, bałam się iść do lekarza bo coś będzie nie tak, lepiej się nie upewniać. Ale wszystko poszło jak należy. Nie bój się daj sobie czas na żałobę. I do jasnej ch... wyjdź do ludzi, oni nie gryzą. (przepraszam że tak ostro ale mi to pomogło) A na głupie pytania nie odpowiadaj, albo zaznacz, że nie chcesz o tym mówić.
Żadna z nas nie jest złą matką. My chcemy tylko trochę szczęścia w życiu.
schatzinha
napisał/a: schatzinha 2009-11-04 12:23
Dziękuję dziewczyny

Ja bym chiała już zajść w ciążę...ide w czwatrek do lekarza. Tylko że ja nie miałam zabiegu, tu sie go raczej nie robi, no i moje ciało reaguje dość dziwnie. Nadal krwawie i mam mleko :( A tak bardzo chce urodzić jeszcz tu, bo mam tu prace i jak tylko sie uda wyjechać, gdzieś bliżej Polski.
napisał/a: magdalenka1986 2009-11-23 15:40
Serce mi pęka z bólu gdy
czytam Wasze historie, nie mogę się powstrzymać od łez... Ja nie miałam takiego dramatu w swoim życiu,chociaż od zawsze się tego bałam, gdyż i babcia i moja mama poroniły... myślałam,że teraz kolej na mnie... Mój synek urodził się cały i zdrowy teraz ma 3 latka, a ja znowu jestem w ciąży i przechodzę ją gorzej niż pierwszą i teraz problemy z wynikami badań...przez cały czas się denerwuję,że coś może pójść nie tak, ale trzeba być dobrej myśli.
Pewnie myślicie sobie,że co ja sobie moge myśleć, gdy nigdy nie straciłam dzieciątka... ale uwierzcie,że naprawdę gdy tylko czytam opowieść o stracie dzidziusia to czuję się tak jakbym to ja je straciła i te emocje przechodzą na mnie...
Przepraszam,że wogóle się wypowiadam na tym wątku
Życzę Wam aby Wasze dzieciątka, o które się zapewne staracie urodziły się całe i zdrowe. Powodzenia :) Jesteście cudownymi mamusiami, bogatymi w tyle doświadczeń i cierpienia, a mimo wszystko macie ogromne serduszka i wielką moc miłości, którą możecie przelać na kolejne Pociechy.
Pozdrawiam i naprawdę Podziwiam Was wszystkie i każdą z osobna za wytrwałość.
napisał/a: madzisko1406 2009-12-08 10:47
Cześć .
Ja mojej niuni nie straciłam ale musiałm walczyć o to .
6października 2008 ból brzucha taki że nie mogłam sie wyprostować szpital chirurgia szykują mnie do operacji mówią że to wyrostek ,ja cały czas powtarzam że spóxnia mi sie okrs i mogę być w ciąży no to od niechcenia pani doktor zawiozła mnie na usg "no miała pani racje to 5-6 tydzień " chwila ciszy ale to ciąża pozamaciczna trzeba usunąć załamałam sie świat mi sie zawalił tak chcieliśmy z mężem dziecka ale sie nie poddałam i poszłam do drugiego lekarza żeby sie upewnić po zrobieniu drugiego Usg no przykro mi ciąża obumarła proszę przyjść do szpitala jutro musimy wyczyścic panią . Załamka co bedzie dalej tak nie może być dlaczego ja ,ale dalej sie nie poddałam w ten sam dzień poszłam prywatnie do lekarza on zrobił mi dokładne badania i powiedział że wszystko jest w pożądku byłam szczęsliwa ........potem 35 tydzień całą noc nie czułam ruchów rano też poszłam do szpitala ktg było nie prawidłowe zaczeto indukcje porodu byłam przerażona po 5 globulkach i kroplówce z oksytocyną i nic rozwarcie na 2 palce ktg wraca do normy ale ruchów dalej nie ma i tak przez tydzień ale cały czas pod kontrolom lekarza mojego termin miałam na 10 czerwca modliłam sie żeby było wszystko w pożądku ze szpitala wyszła na własną proźbe 7 czerwca bo juz nie mogłam wytrzymac tam nic ze mna nie robili nie interesowało ich to co a mówię ....10 czerwca rano zaczeł sie bóle ale były słabe co 15 minut więc nie panikowałam o 16 mąż wrócił z pracy to bóle były co 4 minuty zabrałam rzeczy i pojechałam do szpitala położyli mni e na sali przed porodowej bo niebyło miejsca na porodówce dali jhakiś zastrzyk nie wiem co to ale złagodził troche bóle ale i tak całą no nie spałam rano na moje szczęść w Boże Ciało miał dyżur mo lekarz kochany człowiek odrazu trafiłam na porodówke , kroplówka skurcze co 1 mionute ale rozwrcia nie ma masarz szyjki wody odeszly rozwarcie na 8 i bóle parte 15 minut i słyszę płacz mojego dziecka byłam szczęśliwa 3600 i 55 długi .Nastepnego dnia rano przyszedł pediatra że mały ma bardzow ysoki i nadal rośnie poziom CRP niewiedzą co jest nie tak założyli mu wenflon w główkę i podają antybiotyki a ja cały czas płacze po 5 dniach dalej rośnie ja muszę wyjść do domu bo nie ma wolnych łóżek 15 wyszłam do domu a moje szczęści zostało nastepnego dnia rano wróciłam do szpitala z krwotokiem musiałam leżećcały czas wieczorem dałam radę wstac sama z łóżka poszłam na patologie noworodka do mojego szczęścia ale mnie nie wpóścili nie mówili czemu cały czas płakałam nie wiedziałam co sie dzieje . Rano 17 czerwca postanowiałm wziąść sprawy w swoje ręce wypisałam sie do domu i postanowiałam zabrac dziecko ze sobą bo ciągle go faszerowali antybiotykami i nie wiedzieli co mu jest wiec zabrałam moje szczeście do domu i tak 11 grudnia minie 6 miesięcy jak jest z nami zdrowe . Spokojnie niczego sie nie załatwi w naszych szpitalach wszystko trzeba krzykiem bo inaczej traktuja człowieka jak smiecia . Trzeba być mocnym i walczyć o swoje sprawy . Może jest jeszcze szansa .
napisał/a: julik 2009-12-08 17:29
hej. Dużo nas jest - matek które straciły dzieci. Ale nie wolno nam tracić nadziei. Ja mam dwie córki 12-letnią i 3 letnią. Pomiędzy nimi było jeszcze dwoje. Pierwsze straciam w 12 tc. Ból ,złość na cały świat. Minęło 3 lata kolejna ciąża- pełna nadziei i szczęścia. w 20 tc kontrola u lekarza- wszystko ok za tydzień na usg. 21 tc usg- serduszko mojego aniołka nie bije. i znowu ból złość i jeszcze raz ból.... Nawet nie dali mi zobaczyć dziecka. Minęły olejne trzy lata, dałam soie spokój z zachodzeniem w ciążę. Wiek konkretny- 35 lat stasza córka ma 8 lat odchowana, ja już trochę wygodnicka noi co tu kryć nie chciałam przechodzić znowu przez coś tak potwornego jak strata ciąży. Grudzień 2005 -okres mi się spóżnia i jaki taki mało obfity jest. Sylwester 2005/2006 a mnie się kiecka nie zapina na biuście. Zaraz po nowym roku wizyta u gina- jestem w ciąży. Strach o dziecko potężny ale mój lekarz to dusza człowiek- nie wolno się martwić on stanie nagłowie żeby było ok. no i 31 lipiec 2006 moje ciśnienie głupieje- 37tc ciśnienie 160/100- szpital. 3 sierpnia godzina 2,45 na świat przysżla moja żabunia- zdrowa śliczna.
Dziewczyny nie załamujcie się zawsze jest nadzieja że będzie dobrze.
A o moich dwóch aniołkach nigdy nie zapomnę. Zawsze są ze mną
napisał/a: Ka_Ma_88 2010-11-03 16:31
Witam...
Chciałabym to z siebie wyrzucić.... Myślałam, że z czasem będzie mniej bolało, ale niestety jest gorzej....
Wszystko zaczęło się 8 kwietnia 2010, wieczorem zaczął boleć mnie brzuch. Pomyślałam, że następnego dnia pójdę do ginekologa. Nie zdążyłam. O 1:15 w nocy bóle brzucha były nie do wytrzymania. O 1:30 poczułam coś ciepłego między nogami....to był mój Szkrab... Myślałam, że serce mi pęknie... Nie mogłam przestać płakać. Mąż zawiózł mnie do szpitala, kiedy powiedział pielęgniarce, że poroniłam odpowiedziała mu: "Co miało wylecieć to już wyleciało".... Ja to wszystko słyszałam.;( Później przez 2 dni lekarz próbował mi wmówić, że żadnej ciąży nie było.....Traktował mnie jak idiotkę, histeryczkę, nawet moje tłumaczenia, że ginekolog stwierdził ciąże, że mam badania za sobą nie pomogły...Potem okazało się, że ciąża jednak była 10 tydzień. Przeszłam w szpitalu piekło, nawet nie potrafie o tym pisać....
Teraz znów zaczęliśmy starać się o dziecko, jak narazie bezskutecznie... A ja tak bardzo tęsknie za moim Szkrabem...:(
napisał/a: natalia19855 2011-12-06 18:00
Hej, na imię mam Natalia. To moje początki na tym forum....

09.06.2011 wizyta kontrolna w gabinecie, godzina 17:00.
Pani Natalio, wszystko jest w porządku. Zaczyna Pani 24 tydzień.Będzie Pani miała dziewczynkę. Proszę jechać na wymarzony urlop...-słyszę od pani doktor. Byłam szczęśliwa. Kilka dni nad morzem na pewno dobrze nam zrobi- mi i mojej dziewczynce i mojemu chłopakowi. Super. Jedziemy. Wrócliśmy do domu a ja zamiast się pakować powiedziałam " nigdzie nie jedziemy Michał, nie chce. Wolę zostać na miejscu. Tu jest mój lekarz. Pojedziemy może innym razem?!'

10.06.2011
Budzę się ok 8:00 rano, jemy śniadanie w łóżku w końcu mamy urlop, a właściwie Michał ma bo ja byłam na zwolnieniu- nie chciałam iść, ale mój pracodawca tak wolał.
po obfitym sniadaniu znowu drzemka budzę się ok południa i czuję ból, w nerkach w plecach. Rodzę czuję to. Michał mnie pakował a ja modliłam się by to nie była prawda....

10,06.2011 godzina 13:00
zostałam przyjęta na oddział. lekarz mnie nie zbadał".. to na pewno kolka nerkowa..." usłyszałam Dostałam dwa zastrzyki i polecenie leżenia. Leżałam , ale bolało. Po namowie chłopaka zbadali mnie- Pani rodzi-usłyszałam .....
Błagałam, prosiłam lekarzy by uratowali moje dziecko.
Urodziłam 11.06. walczyłam, kroplówki, zastrzyki nic nie pomogły(
Moja dziewcznka Oliwia urodziłam się o 12:41, słyszałam ja. Plakała, zyła...Była moja. taka mała i bezbronna.Zmarła....

Dla mnie to prawdziwy dramat. Ma, żal do swojego lekarza. Miałam nieciekawe wyniki moczu a dostałam tylko furagine. Ciagle slyszałam od niej, ze wszystko jest ok w ciazy takie wyniki moga byc. W szpitalu, gdzie urodziłam, lekarze pukali się po głowie i mówili co to za lekarz, który dal tak słaby lek....
Pochowałam Oliwię trzy dni później.

denerwują mnie ludzie, którzy mówią " młoda jesteś, będziesz mieć następne"..wiem o tym, ale ból ktory jest w środku będzie zawsze...nigdy nie zapomnę o tym co mnie spotkało...
napisał/a: mbielec 2011-12-07 13:42
Natalio (tak ma na imię mój Szkrabik :)) Przykro mi bardzo. Ból zostaje na zawsze. Zzwłaszcza żal do ludzi którzy mają się nami opiekować a dostajemy od nich obojętność.
Pamieta się zawsze o tej Kruszynce której nie dane było zostać na tym świecie.
Odpocznij psychicznie, zrób badania i do dzieła :)