BEZSENS ISTNIENIA

napisał/a: olszass 2007-03-15 20:22
rozumiem o co chodzi. to już jest nie zbyt ciekawie, że nawet przed depresją, gdy było względnie dobrze, nie czułaś zbytnio sensu życia. ale to już jest odmienna kwestia, że nie ułożyłaś go sobie tak jakbyś chciała. może to twoja wina, może kogoś lub czegoś innego. nie wiem bo cię nie znam. może jest jakaś szansa, jakaś nadzieja, że coś jeszcze zrobisz ze swym życiem. może znajdziesz jakiś cel. ja znalazłem mimo, iż przed chorobą też go nie miałem. ale byłem w miarę szczęśliwy. bez celu, marzeń ale nie było źle. po chorobie poznałem życie na nowo. czułem się jak ptak wypuszczony na wolność, który przekonany był, że już nigdy się nie wzbije w górę; niczym były więzień przed pierwszym stosunkiem (z kobietą) po wyjściu na wolność, który sądził, że już nigdy nie zamoczy.

nie wiem co ty robisz każdego dnia. podejrzewam, że nie masz zajęcia żadnego. pewnie nie pracujesz.... chciałbym ci pomóc ale to nie takie proste... niestety.
napisał/a: Shall 2007-03-15 23:37
wlasnie.

depresja depresją, i gdyby byla ona jedynym problemem poradzilabym sobie bo dawalam sobie rade w gorszych sytuacjach.

nie chce wnikac w to z czyjej winy. to pzeciez nie ma juz teraz znaczenia. nie cofne czasu.
nie ulozylam sobie zycia nie tylko tak jak chcialam, ja go sobie wogole nie moglam ulozyc. doszlo do czegos takiego ze za co sie nie wzielam, cokolwiek nie zaczynalam, kilka krokow w dana strone co tez zawsze kosztowalo troche wysilku i momentalnie wszystko sie walilo
jedno po drugim

zazdroszcze ci ze udalo ci sie cos takiego znalezc, ja chociaz nie widze juz szans, nie mam sil by sama cokolwiek teraz zrobic, to mam oczy i uszy szeroko otwarte, by ta szansa jezeli ona wogole jest, nie przeszla obok mnie.

ale z drugiej strony boje sie, ze to cos sie znajdzie, ze zauwaze to i zlapie sie tego
a potem to strace, tak jak wszystko inne
napisał/a: olszass 2007-03-16 05:23
więc musisz poznać przyczynę niepowodzeń. może to kwestia podejścia do życia, sytuacji itd, może to sposób myślenia... mi też kiedyś wiele rzeczy się nie udawało. wszystko chrzaniłem. inni sobie dawali radę ale nie ja. przyszedł jednak moment, że powiedziałem stop. zmieniłem podejście do życia. nie pozwoliłem by proste rzeczy zawładnęły mną,

nie ma jednak sposobu na życie. wiem jedno - trzeba być twardym. ale jak trudno jest takim być podczas choroby. to też wiem.
napisał/a: mmagnieszka 2007-03-26 15:15
Witajcie użytkownicy forum! Chciałam Wam powiedzieć, też bardzo długo walczyłam z obniżonym nastrojem, bezsensem tego świata oraz kołatałam się ze wszystkimi emocjami. Dzięki Waszemu wsparciu znalałam światełko w tunelu. Najmądrzejszą decyzją mojego życia było jednak spotkanie z terapeutą. Bardzo się go bałam. Pierw zdecydowałam się na kontakt on-line ze specjalistą. Długo nie wierzyłam w tą metodę i bardzo się bałam. bałam się otoczenia i tego, że nikt mnie nie zrozumie. Jednak pewnego dnia spotkałam w sieci panią Agnieszkę Pietrzyk, która zajmuje się psychoterapią. I właśnie w jej wirtualnej poradni znalazłam pierwsze wsparcie. potem za jej namową ( i nie ukrywa po długiej korespondencji ) zdecydowałam się na wizyte w poradni. Miałam wsparcie wirtualnych specjalistów obok siebie. Pierwszy krok był najgorszy, pierwsza wizyta, ...ale potem już było lepiej z każdym dniem. Jeśli chcecie namiary do niej wystarczy, że wyślecie maila na adres e-porady@twojapsychoterapia.pl. Wszystkie informacje znajdziecie na stronie http://www.twojapsychoterapia.pl. pani Agnieszka naprawdę jest rzetelną osobą i życzliwie podchodzi do ludzi i ich problemów. Ma czas dla nas.

Polecam...gdyż warto zrobić pierwszy krok ku szczęściu.

Agnieszka

jekby co mój mail: mmagnieszka@poczta.onet.pl
napisał/a: Shall 2007-03-26 22:12
a gdzie znalazlas ten kontakt on-line?
napisał/a: szary78 2007-11-26 18:01
Cześć Shalimar,przeczytałem Twoją obszerną historię i jest mi bardzo bliska bo jestem chory na depresję od 10lat,sorry że tak krótko ale jestem ciekaw co z Tobą?

Pozdrawiam
Trzymaj się
napisał/a: Bejka 2008-05-29 20:15
hej wam ;) zapewne po mojej wypowiedzi mnie zlinczujecie tu odpowiedziami ale czytałam wasze wpisy i nie mogłam wytrzymać, aby się nie wyrazić swojego zdania. Osobiście nigdy depresji nie miałam i uważam, że jest to wytwór społeczeństwa XXI wieku. I zapewne też bym czuła bezsesn istnienia, gdybym siedziała zamknieta w domu przez kilka miesięcy. Jest tyle powodów, żeby czuć się szczęśliwym: miłość, bycie z drugą osobą, cieszenie się jej szczęściem i smucenie się jej smutkami, macierzyństwo, nie ma nic piekniejszego niz dac zycie nowemu człowiekowi, można miec marzenia, piekne marzenia, ktore mozna spełniac, jesli tylko nie wmowimy sobie, ze nic sie nie udaje, swiat jest zly, ludzie okrutni a zycie nie ma sensu ;/ Ludzie... macie życie w swoich rękach i mozecie zrobic z nim co zechcecie, a poki co, jedynie je marnujecie ;/ Zamiast siedziec i uzalac sie nad sobą, wyjdzcie do ludzi, pozwolcie sobie pokazac, ze swiat moze byc piekny. Żadne leki nie przywroca wam radości zycia. Radośc zycia mozecie przywrocic sobie sami. A jak nie potraficie byc szczesliwy to zyjcie po to, zeby uszczesliwiac innych. Potrafie zrozumiec, ze ktos sie zalamie przykrymi doswiadczeniami. Potrafie i słowa nie powiem... Ale jak ktos mi mowi o "depresji sezonowej" no to ludzie, na milosc boska, rzucam wszystko bo pada deszcz. No paranoja ;) A jesli sie myle... to wyprowadzcie mnie z błedu ;) pozdrawiam i zycze wszystkim dojscia do zdrowia, jesli koniecznie uznajecie ten wasz "bezsens istnienia" za chorobę ;) I odkrywajcie ze zycie moze byc piekne, zanim obudzicie sie jako 70-latkowie ze swiadomoscia ze zniszczyliscie cale swoje zycie, z ktorym mogliscie zrobic co chcieliscie ;)
napisał/a: olszass 2008-05-29 21:51
tak , przeczytałem Twój post do połowy i dalej już mi się nie chce. widzę, że jesteś ograniczona nie mogąc zrozumieć, że chemia w mózgu ma prawo mimowolnie się pochrzanić. nie wszyscy sami się wkręcają w depresję. w stwardnienie rozsiane, grypę, schizofrenię też sami się ładują ?
napisał/a: szary78 2008-05-30 18:13
Cześć Bejka!
Nie zamierzam Cię "lińczować" bo nie obrażasz ludzi na których temat się wypowiadasz ale przykre i trochę przerażające jest to że kompletnie nie potafisz albo nie chce Ci się wyjść na chwile ze swojego świata i skóry i próbować postawić się w sytuacji nas tu piszących. Bujasz się w swoim świecie,nie dopuszczasz do myśli że może "chcieć to nie zawsze albo często nie móc" że depresja to choroba,to chemia,to często jak dzień i noc-nie da się zatrzyamć jednego kosztem drugiego,że wcale nie musi się wydarzyć coś strasznego,to straszne dokonuje się samo w głowie wbrew twej woli i że to nie "wymysł ludzi XXI wieku" jak koszmarnie to ujełaś. Ja doskonale rozumiem, lubię i trochę zazdroszczę ludziom którzy są tak optymistyczni a przedewszystkim ZDROWI jak Ty! z tym że ja ich rozumiem i nie oceniam że są szurnięci bo kochają życie a ja nie. Chyba nie ma sensu dalej brnąć w ten temat bo Ty jesteś z innej planety. Nie życzę tylko komuś z Twoich przyjaciół czy znajomych którzy zapadną na ten stan żeby zwrócili się do Ciebie bo jak palniesz coś w stylu Twojego postu to możesz dobić nieświadomie kogoś konkretnie. Życze Ci więcej otwartości i zrozumienia na problemy innych-to wszystkim może wyjść tylko na dobre! Pozdrawiam!
napisał/a: henew 2008-06-07 07:01
Siemanko!
Chcialbym po krotce opisac swoj problem i poprosic o rady, ktore moglyby sprawic, ze on zniknie. Mam 28 lat i cierpie na niezdiagnozowana jeszcze w moim przypadku dolegliwosc. Do wyboru mam rozne opcje: depresja, fobia, psychoza, skleroza nie wiem, jedno wiem napewno dokucza mi to w zyciu bardzo. Na poczatku zaczalem miec problemy z pamiecia, nastepnie z kontaktami z ludzmi, nie umialem sie wypowiedziec, nie umialem sie porozumiec, znalezc jakiegos ciekawego tematu do rozmowy, czytalem ksiazki, z ktorych malo wynosilem. Z czasem zaczalem sie odseparowywac od przyjaciol, przestalem utrzymywac kontakt, wmawiajac sobie, ze nie potrafie juz z nimi normalnie rozmawiac, tak sie czulem. Pewnego dnia wieczorem uderzylo mi cos do glowy, cos w rodzaju podsumowania dotychczasowego zycia. Przypominalem sobie rozne fragmenty, wydarzenia i w kazdym z nich coraz bardziej krytykowalem siebie, w kazdym coraz bardziej sie oczernialem, tym samym coraz mocniej sie pograzalem w smutku i beznadziei. Tak jakbym stal obok w tych konkretnych wydarzeniach i patrzyl na to co robie, i tylko krecil glowa i mowil co za glupek. Bylo to dwa lata temu. Do dzisiejszego dnia nie potrafie sie pozbyc wnioskow z owego wieczora, co gorsza dochodza kolejne, stare i bierzace, coraz czesciej i dosadniej sie krytykuje, coraz bardziej ranie moje i tak juz bardzo chore i niezaspokojone ambicje, w ogole przestalem byc towarzyski, nawet z najlepszym kumplem nie umiem juz rozmawiac, czujac, ze przytlacza mnie swoimi wypopwiedziami. Wszystko dlatego, ze zaczalem czuc sie glupi, ze cale zycie mialem swiadomosc, ze jestem ciekawa osoba, ze ludzie sluchaja moich rad, ze wiem wszystko (heh) itd a teraz czuje sie totalnie glupi i niezdolny do pamietania roznych powaznych rzeczy. Kupilem sobie ksiazki, zaczalem czytac, zeby stac sie ciekawszym, ale co z tego jezeli w ogole ich nie moge zapamietac. Poza tym boje sie ludzi, strasznie sie boje grup ludzi, z ktorymi mam rozmawiac, nie umiem zadnego slowa wypowiedziec a jak juz powiem to jest to cos co wazy tone, tone bzdur (i to nawet jezeli sa to przyjaciele), wtedy maksymalna kompromitacja zamyka mi buzie do konca spotkania, i cisnie na oczy krew, ktora prawie je rozsadza. Wszystko jest spowodowane niesamowita zloscia ... na siebie. Probowalem znalezc nowe srodowisko, nowych ludzi, ktorzy mnie nie znaja , ale jeszcze gorzej na tym wyszedlem, bo nie znali mnie wczesniejszego i od razu zaistnialem jako looser jak to mowia po angielsku. Podsumowujac te moje beznadziejne opowiesci z krypty, chce zapytac czy jest jakies lekarstwo na syndrom nadmiaru negatywnego samokrytycyzmu? Co mam zrobic aby naprawic wyjalowiona z pamieci glowe? Czy jest ktos kto moze mi powiedziec co sie ze mna dzieje? Czy moze ktos mi pomoc zahamowac coraz czestsze wieczorne lzy?
Pozdro
napisał/a: tusia86 2008-07-20 20:05
Odkąd pamiętam nie lubiłam siebie. Beształam się w głowie za wszystko. Za to, że coś powiedziałam, bądź nie powiedziałam. Za to, że jestem spokojna, podczas gdy marzyła mi się zwariowana, otwarta, niczym nieskrępowana aparycja. Zawsze nieśmiała, znerwicowana... po prostu nie mogłam zaakceptować siebie. Wielokrotnie poszukiwałam pomocy by ujażmić moją huśtawkę nastrojów. A najczęściej wyglądało to tak: jest chwilę dobrze (i wtedy myśli typu 'wcale nie jesteś taka zła, dasz sobie z tym radę') i nawet pojawia się odrobina entuzjazmu, a później długi okres rozsypki ('wszystko do dupy, nic nie ma sensu'). Zawsze jakoś udawało mi się znaleźć powód, by wysilić się i walczyć o normalne życie. I wtedy znowu przez jakiś czas było nawet ok. Ale te dotychczasowe dołki chyba nie były jeszcze depresją, albo były depresją w 'ubogim' wydaniu... wtedy jeszcze nie wiedziałam czym jest ta choroba. Myślałam podobnie jak Bejka, że to tylko 'użalanie się nad sobą' i że trzeba się po prostu kolejny raz pozbierać. Jakieś 2,5 miesiąca temu było mi dane przekonać się jak bardzo byłam w błędzie. W jednym momencie jakby ktoś przeciął wszystkie 'pozytywne' kabelki w mózgu. Zaczęło się nerwicą, a właściwie jej somatycznymi objawami, nad którymi nie mogłam zapanować. Uczucie bardzo ciasno związanego worka wokół mózgu i niemożność wypowiedzenia się (jakby coś wrednego w głowie kradło mi słowa albo przestawiało literki). Później pojawiły się inne objawy nerwicowe (trzęsiawki, dudnienie serca, potliwość, zaburzenia wzroku i zatkane uszy) oraz depresyjne (zmęczenie, apatia i obniżony nastrój, brak koncentracji, drażliwość i inne 'dupstwa', które większość z Was dobrze zna). Teraz naprawdę wiem, że depresja to poważna choroba. Myśli samobójcze sie są mi obce. Tak ciężko się uporać z własną głową.
Coś, co innym wydaje się nienormalne, nam stawia wyzwanie każego dnia. Powiem szczerze, próbując postawić się w sytuacji obserwatora, moje zachowanie też wydawałoby mi się dziwne. Dlatego w pewnym sensie rozumiem Bejkę. Jednak jej wypowiedź niczego dobrego na tym forum nie wniosła. To tak jakby kolejny lincz w naszych głowach- 'weź się w garść'. Kiedy, cholera, to nas (mnie) już przerasta, a jedynym wyjściem wydaje się przeszczep mózgu lub... sami wiecie co. Czekam już 4 tygodnie aż moje leki zaczną działać. Wiem, że leki same niewiele zdziałają, więc robię co mogę, żeby im pomóc, ale to tak potwornie trudne, kiedy... nic już nie cieszy, nic wydaje się nie mieć sensu, a wszyscy wokół wydają się tacy beztroscy i silni. Jak z tego wyjść raz na zawsze? Tak, by nasze marzenia współgrały z naszymi możliwościami (bądź na odwrót), a każdy dzień cieszył.
Shalimar, dokładnie rozumiem o czym piszesz. Tyle było tych potknięć i każde kończyło się tak samo, że brakuje wiary, że w końcu uda się wygrać raz na zawsze. Jedynym powodem trzymającym mnie teraz przy życiu, jest moja rodzina, która mimo, że sprawiam jej cholernie dużo problemów, nie chciałaby zapewne mnie stracić... oraz Bóg, którego ostatnio zaniedbałam. Tak, może uznacie to za dziecinne, ale nie podcinam sobie żył czy nie łykam tabletek, dlatego, że boję się mojego 'życia' i mojej rodziny po mojej śmierci. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam.

W ramach ścisłości. Napisałam to wszystko, by się 'wygadać' w jednym ze słabszych momentów moich zmagań. Wydaje mi się, że to forum pomaga nam tym, że rozumiemy się nawzajem i staramy się sobie pomóc podsówając jakieś pomysły czy chociażby samym stwierdzeniem 'rozumiem Cię doskonale'. Może oszczędźmy sobie podważania innych spojrzeń czy krytykowania, bo to może 'nowych' ludzi odstraszyć, a 'starych' pogrążyć jeszcze bardziej. Wspierajmy się. Mam nadzieję, że mój post może liczyć na zrozumienie.

pozdrawiam depresantów
napisał/a: dorunia1 2008-09-05 09:41
WITAM CIE SERDECZNIE.


MAM NADZIEJE ZE CZUJESZ SIE CHOC ODROBINE LEPIEJ... DOSKONALE CIE ROZUMIEM- SAMA BORYKAM SIE Z DEPRESJĄ. COS STRASZNEGO. OKROPNOSC. BYLAM NA SKRAJU ZYCIA. PODJELAM WALKE. NA RAZIE SIE TRYZMAM ALE JEST CIEZKO. TO TAK JAK BYM BYLA INNA OSOBA , NIE SOBA.:( NIE MAM RADOSCI ZYCIA(ANHEDONIA) ZYJE Z DNIA NA DZIEN...
NAPISZ CO U CIEBIE...
POZDRAWIAM
]DOROTA