Dziwne żółte coś w kale od 2 lat
napisał/a:
Dorota8p
2018-08-09 15:37
Mam to samo, najpierw mniejsze, potem większe. I wiesz co to jest ? Dorota
napisał/a:
Tedy56
2018-09-29 12:27
Mam to samo od 2 lat. Badania ok. Kolonoskopia i gastroskopia ok. Po pokazaniu zdjęcia "tego czegoś" gastrolog stwierdził, że nigdy w życiu czegoś takiego nie widział. Brak pomysłów co dalej
napisał/a:
jzw
2019-01-29 20:36
czy ktoś już wie co to jest?
napisał/a:
HidoiAkumu
2019-02-25 21:34
Wracam po 3 latach od włączenia się w post i też jestem ciekawa co u Was słychać, jak mają się sprawy stolcowe?
Ktoś pokonał to cholerstwo, znalazł jakąś drogę? Ma coś, czym może się podzielić i pomóc innym zdanym na siebie?
Powiem Wam szczerze...napiszę, raczej.
Ech... robiłam te lewatywy. Robiłam i fakt faktem wyleciało ze mnie co wyleciało, a mianowicie, jak dobrze sięgam pamięcią- bo było to jednak 3 lata temu, po pierwszej lewatywie i posiedzeniu na wiaderku, ujrzałam całe dno usiane jasnymi, lekko żółtawymi "pestkami dyni", tylko nieco mniejsze w swoim rozmiarze.
Zrobiłam dwie lub trzy lewatywy pod rząd.
Czułam się po nich wyczerpana totalnie. Potem resztę dnia tylko leżałam i spałam. Piłam i jadłam warzywa i owoce.
Następnie zrobiłam sobie kurację sodową. Piłam na czczo sodę z pół lub jednej łyżeczki rozpuszczonej w szklance wody. Czy coś to dało? Nie wiem. Ale zapewne nie zaszkodziło, bo soda zawsze dobra. Tylko, oczywiście z rozwagą.
Nie mniej, po tych lewatywach i piciu sody, ograniczeniu do minimum wszelakich słodkości, trochę mi się polepszyło. W kupie już niby nic nie występowało.
Jednakże, po dziś dzień od tamtej pory, mój kał rzadko kiedy jest taki, jak być powinien- czyli stolcowaty. A zauważyłam, że najbardziej zbity jest wtedy, gdy zjadam mięso i podroby.
I tutaj pytanie, czy to wszystko też może mieć związek z tym, że mam niedobory Żelaza, Potasu, wit B12, rozwijające się gdzieś tam w tle Hashimoto, na które choruje teraz połowa Polski i zaniżoną wiecznie ferrytynę.
I generalnie od tego czasu, rozwoju tego wszystkiego mam też problem z nadmiernymi gazami, ale najgorsze i tak są beknięcia. Straszliwie bekam! I jest to silniejsze ode mnie. Nie wymuszam. Czasem po prostu mam wręcz uczucie, że jak nie uwolnię tego powietrza z przepony, to aż będzie boleć i będę czuć dyskomfort.
Najgorzej jest, kiedy najem się czegoś niekoniecznie zdrowego, czy po prostu jakaś cięższa kuchnia.
Wszystko ustępuje, kiedy mam dni, że w zasadzie nic nie jem, albo mało co... Wtedy zazwyczaj nie bekam, nie mam gazów, bo na dobrą sprawę nie mają skąd się brać.
W międzyczasie rozważałam też różne diety, wyjścia.
Nawet to, że mam nietolerancję glutenu, temu ten stolec taki luźny, momentami jakiś piankowaty, jak masło orzechowe w konsystencji. Koloryt w sumie zależy od tego, co zjem danego dnia, ale wielkich odchyleń od "brązu" nie ma. :)
Więc reasumując... chciałabym wiedzieć, czy może wykminiliście coś od rozpoczęcia dysputy w tym temacie?
A... i przypomniałam sobie, że w zeszłym roku robiłam sobie jedną lewatywę i w sumie, nie przypominam sobie, żeby coś ze mnie specjalnego wyleciało.
Mimo to, kupa nadal nie jest taka jak przed 3 laty, gdzie to się zaczęło, a okrutne beki i gazy nadal są.
Pozdrawiam wszystkich i oczekuję na odpowiedzi! XOXO
Ktoś pokonał to cholerstwo, znalazł jakąś drogę? Ma coś, czym może się podzielić i pomóc innym zdanym na siebie?
Powiem Wam szczerze...napiszę, raczej.
Ech... robiłam te lewatywy. Robiłam i fakt faktem wyleciało ze mnie co wyleciało, a mianowicie, jak dobrze sięgam pamięcią- bo było to jednak 3 lata temu, po pierwszej lewatywie i posiedzeniu na wiaderku, ujrzałam całe dno usiane jasnymi, lekko żółtawymi "pestkami dyni", tylko nieco mniejsze w swoim rozmiarze.
Zrobiłam dwie lub trzy lewatywy pod rząd.
Czułam się po nich wyczerpana totalnie. Potem resztę dnia tylko leżałam i spałam. Piłam i jadłam warzywa i owoce.
Następnie zrobiłam sobie kurację sodową. Piłam na czczo sodę z pół lub jednej łyżeczki rozpuszczonej w szklance wody. Czy coś to dało? Nie wiem. Ale zapewne nie zaszkodziło, bo soda zawsze dobra. Tylko, oczywiście z rozwagą.
Nie mniej, po tych lewatywach i piciu sody, ograniczeniu do minimum wszelakich słodkości, trochę mi się polepszyło. W kupie już niby nic nie występowało.
Jednakże, po dziś dzień od tamtej pory, mój kał rzadko kiedy jest taki, jak być powinien- czyli stolcowaty. A zauważyłam, że najbardziej zbity jest wtedy, gdy zjadam mięso i podroby.
I tutaj pytanie, czy to wszystko też może mieć związek z tym, że mam niedobory Żelaza, Potasu, wit B12, rozwijające się gdzieś tam w tle Hashimoto, na które choruje teraz połowa Polski i zaniżoną wiecznie ferrytynę.
I generalnie od tego czasu, rozwoju tego wszystkiego mam też problem z nadmiernymi gazami, ale najgorsze i tak są beknięcia. Straszliwie bekam! I jest to silniejsze ode mnie. Nie wymuszam. Czasem po prostu mam wręcz uczucie, że jak nie uwolnię tego powietrza z przepony, to aż będzie boleć i będę czuć dyskomfort.
Najgorzej jest, kiedy najem się czegoś niekoniecznie zdrowego, czy po prostu jakaś cięższa kuchnia.
Wszystko ustępuje, kiedy mam dni, że w zasadzie nic nie jem, albo mało co... Wtedy zazwyczaj nie bekam, nie mam gazów, bo na dobrą sprawę nie mają skąd się brać.
W międzyczasie rozważałam też różne diety, wyjścia.
Nawet to, że mam nietolerancję glutenu, temu ten stolec taki luźny, momentami jakiś piankowaty, jak masło orzechowe w konsystencji. Koloryt w sumie zależy od tego, co zjem danego dnia, ale wielkich odchyleń od "brązu" nie ma. :)
Więc reasumując... chciałabym wiedzieć, czy może wykminiliście coś od rozpoczęcia dysputy w tym temacie?
A... i przypomniałam sobie, że w zeszłym roku robiłam sobie jedną lewatywę i w sumie, nie przypominam sobie, żeby coś ze mnie specjalnego wyleciało.
Mimo to, kupa nadal nie jest taka jak przed 3 laty, gdzie to się zaczęło, a okrutne beki i gazy nadal są.
Pozdrawiam wszystkich i oczekuję na odpowiedzi! XOXO
napisał/a:
Kwiatpolny
2019-03-15 10:34
MAM TO SAMO
Myślę, że jest to Rop Worm, czyli robal sznurkowy... dodatkowo oprócz tych tzw. ziaren kukurydzy i sznurków ja mam dziwne białe jakby kamyczki, większe i mniejsze... takie jakby duże ziarenka piasku.
Zaczęłam walkę naturalnymi środkami, od czasu do czasu robię też lewatywy z olejkiem eukaliptusowym. Ale trzeba też włączyć lewatywy z kawą organiczną (sklep Pure green- kawa do terapii Gersona)
Polecam Wam stronę Poletka zdrowia - kobieta dużo wie na temat tego robala i możliwości walki z tym... fuj
Myślę, że jest to Rop Worm, czyli robal sznurkowy... dodatkowo oprócz tych tzw. ziaren kukurydzy i sznurków ja mam dziwne białe jakby kamyczki, większe i mniejsze... takie jakby duże ziarenka piasku.
Zaczęłam walkę naturalnymi środkami, od czasu do czasu robię też lewatywy z olejkiem eukaliptusowym. Ale trzeba też włączyć lewatywy z kawą organiczną (sklep Pure green- kawa do terapii Gersona)
Polecam Wam stronę Poletka zdrowia - kobieta dużo wie na temat tego robala i możliwości walki z tym... fuj
napisał/a:
Kwiatpolny
2019-04-25 09:12
Od 2 tygodni parzę zioła... jest to mieszanka : Komosa meksykańska, Piołun ziele, Ostropest, Rzepik pospolity, Nagietek, Mięta, Pokrzywa, Goździki całe.
Dwa pierwsze mają szerokie działanie p.pasożytnicze, pozostale chronią wątrobę i pomagają wymiatać to świństwo z jelit. Piję napar 2 x dziennie przez 5 dni, potem 5 dni bez ziółek... ale w tych 5 dniach bez naparu z ziół łykam 2 x dziennie diatomit czyli ziemię okrzemkową która również oczyszcza mnie z pasożytów, candidy, zabitych robali które pozostają niestety w narządach...
Wychodzi ze mnie strasznie dużo różnego rodzaju świństw, są to jak do tej pory części jak kukurydza, większe skórzaste, prążkowane części -jakby skóra która często połączona jest z jakby niciami... poza tym duże ilości śluzu, takie dziwne śluzowate sznurki (myślałam na początku że to są glizdy), dużo białych i czarnych "kamyczkow" lub grubego piasku.... zrobiłam juz 2 serie po 5 dni i muszę odrzucić Piołun, bo on niestety w nadmiarze szkodzi i jest trucizną.
raz lub dwa razy w tyg robię lewatywy z kawy oraz olejku eukaliptusowego...
Najgorsze jest to, że temu oczyszczaniu nie ma końca... ciągle to świństwo wyłazi ze mnie...
Będę nadal kontynuować to odrobaczanie... zobaczę jak długo....
Dwa pierwsze mają szerokie działanie p.pasożytnicze, pozostale chronią wątrobę i pomagają wymiatać to świństwo z jelit. Piję napar 2 x dziennie przez 5 dni, potem 5 dni bez ziółek... ale w tych 5 dniach bez naparu z ziół łykam 2 x dziennie diatomit czyli ziemię okrzemkową która również oczyszcza mnie z pasożytów, candidy, zabitych robali które pozostają niestety w narządach...
Wychodzi ze mnie strasznie dużo różnego rodzaju świństw, są to jak do tej pory części jak kukurydza, większe skórzaste, prążkowane części -jakby skóra która często połączona jest z jakby niciami... poza tym duże ilości śluzu, takie dziwne śluzowate sznurki (myślałam na początku że to są glizdy), dużo białych i czarnych "kamyczkow" lub grubego piasku.... zrobiłam juz 2 serie po 5 dni i muszę odrzucić Piołun, bo on niestety w nadmiarze szkodzi i jest trucizną.
raz lub dwa razy w tyg robię lewatywy z kawy oraz olejku eukaliptusowego...
Najgorsze jest to, że temu oczyszczaniu nie ma końca... ciągle to świństwo wyłazi ze mnie...
Będę nadal kontynuować to odrobaczanie... zobaczę jak długo....
napisał/a:
bea.bea
2019-05-30 13:15
To jest z pewnością rodzaj przwry...
najprawdopodobniej przywra wątrobowa, liver fluke...
standardowe badania kału na pasożyty są bardzo ograniczone, szkoda, że się p tym nie informuje...
pozdrawiam
najprawdopodobniej przywra wątrobowa, liver fluke...
standardowe badania kału na pasożyty są bardzo ograniczone, szkoda, że się p tym nie informuje...
pozdrawiam