Poroniłam, on mnie chce zostawić, ratunku!

napisał/a: pronceska 2010-11-19 13:23
Z mężem poznaliśmy się jeszcze w liceum, to była, dosłownie, miłość od pierwszego wejrzenia! Grał mi na gitarze, chodziliśmy na romantyczne spacery, kwiaty, niepowtarzalne wycieczki rowerowe. Wszystkie koleżanki mi go zazdrościły, bo od zawsze jest nieziemsko przystojny, ponadto zawsze był szarmancki, nie to co inni rówieśnicy, wyróżniał się na ich tle, co mi bardzo imponowało. Jemu też na mnie zależało i zależy chyba nadal… Po liceum wyjechałam do innego miasta na studia, ale nadal regularnie się spotykaliśmy, co drugi weekend on przyjeżdżał do mnie, potem ja do niego aż w końcu mi się oświadczył!

Pobraliśmy się będąc na drugim roku studiów, związku z tym że oboje studiowaliśmy dość prestiżowe kierunki, żal było je pozostawiać, jednak ja pierwsza naiwna pomyślałam coś w stylu „a co tam” i ze ślepej miłości zaprzepaściłam prawie cztery semestry na Akademii Sztuk Pięknych, o której marzyłam wiele lat. No ale cóż, widziałam jak mu zależy na jego kierunku, że bardzo się zaangażował w naukę i w to, żeby potem utrzymać rodzinę. Byliśmy sielankowym małżeństwem, ja gotowałam, zajmowałam się domem, trochę malowałam i wystawiałam to w okolicznych galeriach. Mąż skończył studia i firma w której był na stażu, praktycznie od razu zaproponowała mu pracę za pieniądze, o które nam się nawet nie śniło.

Razem z zastrzykiem finansowym pojawił się pomysł, aby powiększyć naszą rodzinę. Od dawna snuliśmy marzenia, jak to będziemy mieć dwójkę dzieci, chłopca i dziewczynkę, najchętniej bliźniaki. Zaczęliśmy się starać. Odstawiałam tabletki antykoncepcyjne, zaczęliśmy urządzać romantyczne kolacje przy świecach, bo to podobno pomaga. No i się staraliśmy…
Udało się! Sześć miesięcy minęło, no i byłam w ciąży. Bardzo się cieszyliśmy. Rodzina, znajomi, wszystkim się chwaliliśmy, wyobrażaliśmy sobie, jak to będzie i tak dalej… W trzecim miesiącu poroniłam, lekarz powiedział, że to ze stresu, ale ja byłam naprawdę bardzo pogodna, denerwowałam się sporadycznie. Ciężko to przeżywałam, dziwnie to przyjął mój mąż, bo z kamienną twarzą, jakby się tego spodziewał, ale pomagał mi i chyba po prostu przeżywał to na swój sposób. W sumie zanim zdążyłam do końca dojść do siebie znowu byłam w ciąży, teraz już się tak nie chwaliliśmy, ja byłam traktowana, jak chora, mąż chuchał i dmuchał na mnie, a w szczególności mój brzuch, spełniał wszystkie moje zachcianki, czytał miliony książek o ciąży i wszystko co tam czytał wcielał w życie. Baliśmy się, że znowu coś będzie nie tak. No i chyba słusznie, bo historia się powtórzyła, znowu w trzecim miesiącu…

Oboje wpadliśmy w depresje, zamienialiśmy ze sobą, dosłownie, kilka zdań dziennie, ja nie jadłam, on wypijał kawę i wychodził do pracy, w której spędzał dużo więcej czasu niż kiedyś, stał się pracoholikiem, wracał do domu, otwierał laptopa i nadal pracował do późnych godzin wieczornych, doszło do tego, że nie zasypialiśmy razem już w ogóle. Ja powoli zaczęłam wracać do sił, bardzo pomogło mi malowanie i spotkania z psychologiem, mąż na nie chodził, bo pracował…

Którejś niedzieli postanowiłam w końcu poruszyć ten temat. Przecież trzeba wrócić do życia! Stało się nie da się tego odwrócić nic z tym nie możemy zrobić, za jakiś czas spróbujemy znowu. Zaczęłam mu tłumaczyć, że będę teraz jakoś z zdrowiej jeść, może jakiś sport, np., bieganie i że moglibyśmy to robić razem. A on nic, siedział i się na mnie patrzył. Martwiłam się o niego, bo był bardzo nieobecny, wiedziałam że potrzebna jest mu wizyta u psychiatry, ale nawet nie chciałam tego na głos mówić, bo bałam się reakcji. A on co? Wybuchł!!! Zaczął na mnie krzyczeć i wyzywać, że on takiej felernej kobiety to nie chce! Że to na pewno przez aborcję, że na pewno się puszczałam i po skrobance teraz mieć dzieci nie mogę, że ma mnie już dosyć i jakby wiedział, że nie dam mu dzieci, to nigdy by się ze mną nie ożenił. Że zrobiłam to specjalnie, że dzieci to sens życia i tak dalej… Czułam się okropnie, krzyczałam na mnie przez 40 minut, po czym wsiadł samochód i nie było go w domu przez dobę… Myślałam, że musi to wykrzyczeć i teraz będzie lepiej, ale nie jest coraz gorzej, od tej awantury minął tydzień, a on chce, żebym się wyprowadziła. Zaproponowałam mu już adopcję, a on mnie wyśmiał i powiedział, że benkarta po obcych wychowywać nie będzie, bo on jest zdrowy i może mieć własne. Nie wiem, co mam zrobić, kocham go, wydaje mi się, że nie jest takim okrutnym człowiekiem, przecież go znam, właściwie to mam pewność, że to jest wywołane ogromnym smutkiem po utracie… Powiedział, że zakłada sprawę rozwodową, ale ja go kocham i nie chce tego… Nie wiem, co mam zrobić, pomóżcie.
dafifi
napisał/a: dafifi 2010-11-19 13:33
olej debila. nie zasługuje na ciebie. to jakis cham i prostak!
napisał/a: escada 2010-11-19 13:34
dokładnie! nie ma co się nim przejmować!
napisał/a: escada 2010-11-19 13:36
może wizyta u psychologa? tylko jak tak się zachowuje to nie bedzie to łatwe....
moze cos w stylu - chodz ze mna do specjalisty, moze on nampomoze. nie zwalaj winy naniego - chcoiaz z niego kawal chama, moze jeszcze uda uratowac sie malzenstwo.

szkoda ze po pierwszym poronieniu nie poszliscie do psychologa zebywam pomogl
napisał/a: escada 2010-11-19 13:41
Myślę, że musisz się z tym pogodzic. on chce rozwodu. poszedł na łatwiznę i zamiast pracowac wraz z tobą nad zwiazkiem, dzieckiem, itp poszuka sobie innej. wiem ze to okrutne, ale on sie poddal bez walki. tak mu wygodniej.
co z tego ze go kochasz? jest okrutny i nieczuly. olej. unies sie honorem duma. znajdziesz kogos lepszego.
idz do pracy zajmij czyms mysli...
ile Ty masz w ogole lat?
pracujesz/ czy jestes na jego utrzymaniu?
napisał/a: ~pipi 2010-11-19 14:46
Hmm a dlaczego tyle czekałaś z tą rozmową? Takie sprawy nie są do zostawienia na później. Moim zdaniem jeśli on by chciał się postarać to na pewno jest możliwość poddać sie WSPÓLNIE terapii. Ale jeśli on wszystko dalej będzie traktował w kategoriach: to Twoja wina to jak najbardziej radzę wybrnięcie z całej sytuacji, bo co to za małżeństwo? Czyż już teraz nie czysta fikcja?
napisał/a: ~królewna śnieżka 2010-11-20 00:03
Cóż, siłą go przy sobie nie zatrzymasz, moim zdaniem powinnaś dać mu odejść. Nie wierzę w to, że jesteś szczęśliwa w tym związku. A to, że się przed nim poniżasz, pewnego dnia odbije się na twoim zdrowiu psychicznym.
blue89
napisał/a: blue89 2010-11-20 16:48
Ciężka sprawa... Ale Ty już nic nie zdziałasz, jeżeli żal i gorycz nie przeminie nic nie ulegnie zmianie... Nie ma co się płaszczyc. Wyprowadź się i przeprowadź sobie terapię odkochania i zapomnienia... Może wróc na studia?
napisał/a: prozerpina 2010-11-23 11:52
tak, wróć na studia i zacznij żyć samodzielnie. jakby mój mąż powiedział mi coś takiego to zwyczajnie nie potrafiłabym z nim być. są słowa, które budują między ludźmi mur i nie da się go pokonać. te słowa usłyszałaś od męża. nigdy ich nie zapomnisz i życie z tym człowiekiem nie będzie takie jak dawniej. poza tym rozstanie to nie koniec świata. to nowy początek.
napisał/a: ~kryska 2010-11-26 15:26
Po studiach, ale to młodzieniec nierozumny i jakiś rozbójnik. Głupi to krzyczy,bo tylko głupi myśli,że jest najmądrzejszy. On tobą gardzi. Mądremu i rozsądnemu można pomóc,podpowiedzieć, poradzić. Np.czy bierze pod uwagę, że to jego plemniki mogą być tak słabe, że płód po pewnym czasie obumiera. Prawdopodobne,że przeciążenie pracą i stresem albo genetyczne uszkodzenia.. To może stwierdzić lekarz albo ciąża z drugą kobietą... Ale u tego pana wyrokuje pycha i wyniosłość. A pouczać szydercę... można, ale będzie Cię nienawidził. W końcu Twoje dziecko nie musi mieć go za ojca. A Twoja miłość może nie jest całkiem ślepa, więc na pożegnanie namaluj mu damskiego boksera albo Adama wiejącego w krzaki albo dzikiego wojownika bez dzidy... za to przed komputerem. A sama idź na studia i do pracy,tu nie ma co ratować.
napisał/a: renia0877 2010-11-29 23:05
Zgadzam się z Kryska, on nie zasługuje na taką żonę jak ty. Czeka cię teraz trudny czas, przejdź przez to z podniesioną głową i świadomością, że najgorsze już przeszłaś, może być juz tylko lepiej. Bardzo mocno cię ściskam i nie załamuj się z powodu tego człowieka, szkoda tak fajnej dziewczyny :/
napisał/a: escada 2010-11-30 15:32
musisz olać palanta! stanowczo!