Problemem jest mój brat.

napisał/a: Malabiedrona 2014-01-08 13:22
Piszę tutaj w nadziei na pomoc, mądra poradę.
Problemem jest mój brat. Dobiega do 40, w swoim życiu przepracował nie więcej niż 2, 3 lata, z czego większość czasu spędził na L 4.
Zawsze był leniwy. Po zawodówce rozpoczął techniku, które przerwał bo koleżanka naopowiadała mu, że w zaocznym liceum jest fajniej, które także przerwał, bo stwierdził, że okolica jest niebezpieczna. Nie za bardzo się uczył w tych szkołach. Zatrudniony był chyba dwa razy. Raz u kolegi, który go zwolnił i raz w hiperrmarkecie, gdzie zupełnie zniechęcił się do pracy. Od wielu lat siedzi w domu i nic nie robi. Przestał w ogóle wychodzić, za wyjątkiem sytuacji, gdy poznał jakąś dziewczynę. Twierdził, że ma agorafobię, ale gdy poznał jakąś dziewczynę, potrafił nawet na drugi koniec Polski sam pojechać. Jeździł po całej Polsce do dziewczyn. U nas w mieście mówił, że nie pójdzie do sklepu, ani do pracy, bo jest zbyt niebezpiecznie, a z drugiej strony potrafił iść gdzieś samotnie w nocy przez obcą wieś, jak pojechał do dziewczyny. Gdy rodzice zaczęli mu to wypominać, że jaka to choroba, skoro jak jak pojawia się dziewczyna to wychodzi, to przestał jeździć. Pieniądze na wyjazdy miał ze sprzedaży swoich rzeczy. Utrzymują go rodzice, raz w miesiącu dostaje też 50 zł kieszonkowego od babci. Wiele lat temu rodzice szukali pomocy u psychiatrów -bezskutecznie. Jak jeden zadał mu pytanie, czy jemu przypadkiem nie jest tak wygodnie, przestał chodzić do psychiatry. raz trafił na psycholog, która przy nim zaczęła tłumaczyć moim rodzicom, że to, że on ma odwrócone krzyże i pentagramy na ścianie i mówi, że jest satanistą, to jego prawo i religia -do dziś on się tej opinii trzyma i powołuje na panią psycholog. Kiedyś psychiatra zapisał mu jakieś tabletki, po których miał wychodzić z domu, ale całe ciało mu po tym zesztywniało i trafił wtedy do szpitala. Jak na lekarz z pogotowia usłyszał po jakich to tabletkach, odwiózł go do szpitala psychiatrycznego, gdzie spędził kilka miesięcy. Po tych kilku miesiącach była poprawa na kilka miesięcy. Przez wiele lat molestował moich rodziców żeby jeździli do szpitala po recepty na lekarstwa dla niego i tak było, ale w kilku latach rodzice się wkurzyli, że co z tych lekarstw jak on i tak do pracy się nie kwapi. Teraz już nie zażywa. Czasem wyjdzie z domu jak mu się zachce, ale generalnie siedzi w domu i mówi, że jest "biedny bo ma agorafobię". Kiedyś kupiłam mu książkę jak pokonać agorafobię, to pomijał w niej jakieś konstruktywne rady i tylko szukał haków na wszystkich dookoła, przytaczając fragmenty w stylu, że "gruboskórne jest mówić chorej osobie, aby wzięła się w garść". Ta sytuacja staje się coraz bardziej przytłaczająca. O ile rodzice przez pierwsze lata walczyli, teraz pogodzili się z losem. Ale mnie boli, że zawsze będą go mieli na karku, boję się, że kiedyś dojdzie do jakiejś tragedii. Wiele było rozmów, teraz rodzicom nie chce się o nim gadać, zmieniają temat, albo denerwują się. On nie jest ubezpieczony, nawet nie chce słyszeć o rejestracji w Urzędzie Pracy. Nie można starać się o jakieś leczenie, bo właśnie nie jest ubezpieczony, a nikogo nie stać leczyć go prywatnie. Jest gdzieś w Polsce jakiś ośrodek, gdzie jedzie się na pół roku na leczenie, gdzie jest zapewniona psychoterapia, ale do tego trzeba być ubezpieczonym. Często mówił, że chciałby tam pojechać, ale ja mam wrażenie, że on to traktuje bardziej jako jakieś wakacje, bo ostatnio mówi też, że w sumie nie pojechałby, bo mu się nie chce jechać na tak długo i wolałby, żeby tata go woził na psychoterapię. Zawsze najważniejsze są dla niego dziewczyny i tak jakby się zatrzymał, bo dobiega 40 a wciąż podobają mu się takie 17, 18, 19 lat i tylko z takimi znajduje wspólny język. Zawsze dziewczyny stawia na pierwszym miejscu, a kiedyś nawet było tak, że nie podjął pracy tylko dlatego, że stwierdził, że nie mógłby wtedy o każdej porze dnia rozmawiać z jakąś dziewczyną z innego miasta. Gdy mu się czasem przypomni tego typu sytuacje, on zawsze odwraca fakty i zasłania się agorafobią. Odkąd też pamiętam był zboczony, jak miał kilka lat podglądał babcię w toalecie, mnie jak miałam kilka lat, to zamęczał pytaniami, czy jak będę dorosła to pokażę mu swoje piersi, później też ciągle chciał gadać na takie tematy. Dla mnie dodatkowo męczące w tej sytuacji jest to, że niechęć do jego żerowania na rodzicach potęguje to, że męczy mnie fakt, że przez całe dzieciństwo i wiek nastoletni mój brat molestował mnie seksualnie, a ja nie mogę o tym nikomu opowiedzieć, właśnie przez to, że to dotyczy mojego brata, a nie kogoś obcego. Molestował mnie, trochę bił, ale bardziej było to molestowanie. Raz jak miałam chyba 8 lat powiedziałam rodzicom, była próba rozwiązania problemu z ich strony, ale później to wszystko znów wróciło, a ja już drugi raz im nie powiedziałam. To się ciągnęło do okresu gdy miałam jakoś 13 lat, potem skoncentrował się na podglądaniu mnie w łazience, co trwało gdzieś do okresu gdy skończyłam 19 lat. Tutaj nadmienię, że jest ode mnie starszy o 3,5 roku. Teraz w dorosłym życiu wiem, że miał z tego powodu wyrzuty sumienia, przeprosił mnie, pytał czy mam teraz problemy łóżkowe przez to, ale ucięłam rozmowę. Drażni mnie jego obecność, nie lubię, gdy jest blisko mnie na odległość bliższą niż pół metra, denerwuję się wtedy. Drażni mnie, gdy jest zbyt blisko mojej córeczki. Męczy mnie to, że nie mogę o tym porozmawiać ani z rodzicami, bo to ich syn i nie chcę pogarszać i tak już tragicznej sytuacji. Oni myślą, że to było tylko wtedy, gdy miałam 8 lat i że po ich interwencji się skończyło. Nie mogę porozmawiać z moim mężem, bo wiem, że to by wpłynęło na i tak kiepski kontakt między nimi. Mojemu mężowi działa na nerwy to, że on tak pasożytuje i gdyby się dowiedział jeszcze o tym, byłoby między nimi fatalnie. Wie, że coś było w moim dzieciństwie, ale nie wie, że sytuacja dotyczy mojego brata. Wszyscy mieszkamy w jednym mieszkaniu. Razem z moim mężem i dzieckiem wyprowadzimy się do 2 lat, może wcześniej. Będziemy wtedy mogli kupić mieszkanie. Moi rodzice wciąż powtarzają, żebyśmy kupili tylko dwa pokoje i zamienili się z nimi na te 3, a oni razem z moim bratem pójdą na te 2. Ja tak nie chcę, ale czuję taki nacisk i domyślam się, że może chodzi o to, że jak oni zostaną z nim na 3 pokojach to on w końcu sprowadzi jakąś dziewczynę, która nie będzie pracować (wszystkie jego dziewczyny nie są pracujące) i że będą mieć na głowie jego, dziewczynę i pewnie dziecko. Rozumiem to, ale też czuję presję i denerwuję mnie, że zawsze wszystko przez mojego brata, jakby mało było tego, że jak kiedyś rodziców zabraknie to będę mieć go na swojej głowie. On a tej kwestii stosuje wobec mnie szantaż emocjonalny, mówiąc, że w takiej sytuacji, skoro się znajdzie bez środków do życia, popełni samobójstwo. Nie wiem co można zrobić. Dziękuję, że to wszystko przeczytałaś/eś.
aniwey
napisał/a: aniwey 2014-01-08 18:57
Malabiedrono - na takie osoby najlepiej zastosować terapię szokową: uciąć dostęp do pieniędzy. Sama mam kuzyna, który całe życie mieszkał z rodzicami we Włoszech, nie chciał się uczyć. Ma dopiero 22 lata, ale rodzice się wkurzyli, wysłali do Polski i kazali sobie radzić. I sobie radzi - pracuje jako doradca klienta włoskiego. Nie dziwię się, że jesteście już zmęczeni. Wiem, że to, co piszę, brzmi ostro, ale chyba to jedyne wyjście.
chmielka
napisał/a: chmielka 2014-01-08 19:16
Spodziewam się właśnie dziecka i nie wyobrażam sobie, żeby ktoś z nami mieszkał, a jeszcze ktoś, kto zachowuje się jak Twój brat... Może wynajmijcie mu jakiś pokój w mieszkaniu z innymi osobami? Niech w końcu pozna, czym jest dorosłość.
dziewiatka9
napisał/a: dziewiatka9 2014-01-09 15:31
Trudno mi coś doradzić, ale jedno wiem na pewno - bardzo Ci współczuję, widzę, że dużo przeszłaś. Nie daj sobą całe życie manipulować, myślę, że pomysł z wynajęciem mu gdzieś pokoju jest ok.
napisał/a: Malabiedrona 2014-01-10 11:57
Dziękuję za odpowiedzi. Pomysł z wynajęciem pokoju i odcięciem od jedzenia jest ok, tylko że moi rodzice nie zdecydują się na taki krok, a to oni go utrzymują. Uważam, że powinno się też odciąć go od internetu, ale jak kiedyś moi rodzice mieli taki zamiar, to szalał. Zmanipulował ich całkowicie. Jak mu coś mówią, to odpowiada im, że on się na świat nie prosił. Martwię się o nich, bo my z mężem w pewnym momencie się wyprowadzimy, a oni zostaną z moim bratem całkiem sami, będą coraz starsi i słabsi, a jemu coraz łatwiej będzie na nich pasożytować i manipulować nimi. Boję się, żeby do jakiejś tragedii nie doszło. Moi rodzice stracili już nadzieję że coś się zmieni i nie podejmą żadnego kroku, już nawet rozmawiać na ten temat nie bardzo z nimi można. Marzę, żeby można było go wywieść do jakiegoś ośrodka gdzieś daleko, na jak najdłużej i żeby wrócił odmieniony, zaczął pracować, żyć normalnie... Wierzcie mi, ale czasem nie mogę na niego patrzeć, jak snuje się taki upaśony nierób po domu, w samych gaciach i jeszcze uważa, że wszyscy powinniśmy mu współczuć, bo jest "biedny, chory". Co jakiś czas wymyśla coś sobie, żeby uwprawiedliwić swoje siedzenie w domu, kiedyś stwierdził, że ma problemy z oddychaniem i za małą pojemność płuc, a jak poszedł na badanie, to wyszło, że ma większą pojemność płuc niż przeciętny człowiek. Fizycznie jest zdrowy jak byk. Ale od tego siedzenia w domu przez tyle lat, to z psychiką na pewno nie jest już ok i będzie coraz gorzej. On praktycznie nie wychodzi z domu od lat.
aniwey
napisał/a: aniwey 2014-01-10 15:22
A nie da się go wywieźć do tego ośrodka? Co trzeba spełnić, żeby to załatwić? To też mogłoby być dobre rozwiązanie :)
napisał/a: Malabiedrona 2014-01-27 09:47
Pomysł jest dobry, ale do tego trzeba mieć ubezpieczenie, a on nie jest ubezpieczony. Do Urzędu Pracy nie chce się wybrać (tata by go zawiózł w obie strony), a tam by go ubezpieczyli. Jak zawsze widzi tysiąc problemów: a że kolejki w Urzędzie Pracy, a jemu zrobi się słabo, a że i tak go skreślą, bo nie podejmie pracy itd. Moi rodzice go nie ubezpieczą, bo stracili nadzieje, że to coś zmieni i słabo stoją finansowo. Jedynie my moglibyśmy go ubezpieczyć, ale mój mąż się nie zgodzi, bo nie mamy za bardzo kasy, a nie wiadomo, czy on da się wywieść do tego ośrodka: raz mówi, że tak, raz że nie. Kiedyś on sam starał sobie załatwić jakoś ubezpieczenie, gdzieś dzwonił się dowiedzieć co w takiej sytuacji, gdy potrzebuje się leczyć psychiatrycznie, to okazało się, że nic z tego, bo nie mieszka sam, tylko z innymi osobami, które mogą go ubezpieczyć :/
chmielka
napisał/a: chmielka 2014-03-20 13:58
Malabiedrona - i jak się skończyła ta historia? :)
Marite
napisał/a: Marite 2014-04-06 01:50
Moja sąsiadka spakowała takiego pasożyta w worki na śmieci i wystawiła za drzwi, trzy dni na wycieraczce, policja tez go olała i nagle ozdrowiał. CuD!
napisał/a: sebajedrzejc 2014-07-30 14:40
W jakim mieście meszkacie? Tam na prawdę jest tak niebezpiecznie? Może powinny byc więcej patroli policyjnych?
napisał/a: alinka1976 2015-01-14 12:06
ja myślę ze powinien zostać odcięty od wszystkiego. Nie trzymałabym takiej osoby na swoich barkach, szantażuje a nie szanuje pracy swoich bliskich. Uważam że to rodzaj zaburzeń psychicznych i żeby wziął się za siebie coś musi nim wstrząsnąć. Niech ma gdzie spać ale żywi i ubiera się sam nawet jeśli trzeba będzie zamknąć lodówkę na kłódkę. Wiem że to strasznie brzmi ale często jest tak że ktoś weźmie się za siebie dopiero jak sięgnie dna i choć to trudne potrzebne są drastyczne rozwiązania
napisał/a: danusia20 2015-03-15 19:44
Dokładnie terapia szokowa dla osoby nie pracującej siedzącej na garnuszku matki czy siostry, tylko pytanie co zrobi po wyrzuceniu go z domu gdzie pójdzie, do kolegów zacznie kraść napadać na ludzi trafi do więzienia i co dalej? mama wasza umarła by z obawy o syna, mimo że jej doskwiera że jest zła ale kocha bo to jej dziecko i na ulicę nie wyrzuci, musicie z nim porozmawiać że tak postąpicie jak się nie zmieni po prostu nastraszyć chłopaka..