8 lat jakby nigdy nic....

napisał/a: kristoff 2009-02-07 00:24
Po raz pierwszy w życiu mam taki problem, że nawet najbliższe mi osoby,rodzina, koledzy, nie potrafią mi w nim pomóc. Właśnie z tego powodu postanowiłem opisać to gdzieś, gdyż już nie wiem co mogę jeszcze zrobić, żeby odnaleźć właściwy kierunek we własnym życiu.

Byłem z nią 8 lat...byliśmy zaręczeni...początki mieliśmy trudne bo miała trudny charakter i wiele osób ostrzegało mnie, że kiedyś się na niej przejadę. Nikogo nie słuchałem. Zobaczyłem w niej dobrą dziewczynę, zaufałem jej, i po pewnym czasie bardzo ją pokochałem.

Po dwóch latach, zdradziła mnie. Nie powiedziała mi prawdy, kłamała prosto w oczy bez mrugnięcia. Nie znałem całej prawdy ale wyczuwałem, że coś jest nie tak. Chciałem się z nią rozstać...ale przekonała mnie że tak naprawdę się mylę, zapewniała mnie o swojej ogromnej miłości, przysięgała że nigdy nie pozwoli żebym kiedykolwiek miał jakieś wątpliwości. Kochałem ją...postanowiłem zaufać i dać nam szansę. Następne lata ubiegały nam jak w bajce.

Chcę być całkowicie szczery...kiedy byliśmy ze sobą jakieś 4 lata pojawiła się koło mnie inna dziewczyna która bardzo mi się spodobała. Jednak w życiu kieruję się pewnymi zasadami z których podstawowa to nie oszukiwać innych. Szczerość to dla mnie podstawa każdego związku. Dlatego mimo, że nic nie zrobiłem z tą dziewczyną, powiedziałem jej o tym, że jest ktoś kto mi się podoba. Wiem, że ją to zabolało...Zdawałem sobie sprawę, że to może być tylko głupie zauroczenie, i wciąż kochałem moje słonko więc podjąłem szybką decyzję, pozostałem w związku w którym widziałem przyszłość. Niektórzy nazwą to zdradą -ja nazwę to siłą bo mimo, że miałem chęci, nie zdradziłem swojej dziewczyny.

Później znowu było jak w bajce-zresztą nie licząc drobnych sprzeczek, takich nic nie znaczących, my się nigdy nie kłóciliśmy...nie mieliśmy większych problemów. Ona wiecznie mi powtarzała, że kocha mnie nad życie, że jestem dla niej całym światem. Ja byłem mniej wylewny przyznaję ale wiedziała, że czuję to samo do niej. Po jakimś czasie zaręczyliśmy się a nasz związek wyglądał jak wzorcowy...przynajmniej dla mnie i wszystkich którzy nas otaczali. Powiązałem z nią całe swoje życie, poznałem ją z całą rodziną znajomymi, dzieliliśmy razem wszystko. Stała się dla mnie całym światem.

Niestety otrzymałem propozycję podjęcia studiów za granicą. Razem podjęliśmy decyzję, że powinienem wykorzystać taką okazję, żeby było nam w przyszłości lepiej. Ona kończyła studia...pojechałem sam. Codziennie rozmawialiśmy przez internet. Po pół roku przyjechała do mnie, zamieszkaliśmy tam razem i było cudownie...później udało mi się zorganizować przyjazd do Polski na pół roku tak żebyśmy jak najwięcej czasu byli blisko siebie i było dobrze...Ona znalazła dobrze płatną pracę ja robiłem swoje...ale przyszedł czas kiedy musiałem wrócić na studia za granicę...Wyjechałem sam... na 8 miesięcy, ona pracowała, planowaliśmy że po powrocie jak tylko będą możliwości weźmiemy ślub. Codziennie rozmawialiśmy przez internet, codziennie powtarzała mi jak bardzo mnie kocha, jak to jestem dla niej całym światem...

Projekt którym się zajmowałem był bardzo ciężki, zdaję sobie sprawę, że często nie miałem dobrego humoru, bo wszystko nie układało się tak jak powinno, i wiem, że trochę z tych żali wylewałem na nią, mało się uśmiechałem, nie miałem się tam na kim oprzeć a ona była jedyną osobą której mogłem przyznać się do własnych słabości. Ale zawsze wiedziała, że moje uczucia do niej są takie same...i poznała mnie już na tyle żeby wiedzieć, że mam żelazne zasady i nigdy jej nie oszukam.

Przyjechałem do Polski...stęskniony jak pies, pełen wiary, z wielkimi planami-to była kobieta której poświęciłem całe swoje młode życie. Chciałem się przy niej zestarzeć, mieć dzieci...ufałem w jej miłość----ona kopnęła mnie w tyłek....

Zaczęła od przyznania się do tego że 6 lat wcześniej mnie zdradziła, że moje przypuszczenia wtedy były prawdziwe...pomyślałem-dawno temu-nie ważne...ale jej chodziło o co innego...mimo, że powiedziałem jej, że zostawiam przeszłość w niepamięci zerwała zaręczyny i powiedziała, że potrzebuje czasu...nie zakończyła związku ostatecznie...powiedziała, że się zastanawia...

Problem polegał na tym, że we mnie zrodziły się podejrzenia jakie zrodziłyby się u każdego logicznie myślącego człowieka-pomyślałem że kogoś ma...Zwłaszcza, że często nie było jej w domu, wyłączała telefon co się wcześniej nigdy nie zdarzało. Mówiła mi, że spotyka się z koleżankami-podobno poznała jakieś nowe koleżanki i z nimi spędza tyle czasu. Wcześniej znaliśmy wszystkich naszych znajomych, byliśmy wszędzie razem. Dzwoniłem do niej, chciałem się z nią spotykać bo to całkowicie naturalne po tak długim czasie, ale ona mnie unikała na wszelkie sposoby. Na dodatek kłamała ponownie-mówiła mi że nie może się ze mną spotkać bo źle się czuje a później jechała do tych nieznanych koleżanek. Wściekałem się, wariowałem bo co można sobie myśleć.

Zrywała ze mną dwa miesiące-raz po raz mówiąc , że mnie kocha i że chce wszystko naprawiać później że jednak nie bo nie czuła ode mnie miłości. Powody dla których ze mną skończyła to głównie moje podejrzenia w stosunku do niej ...ale ludziska czy to ja jestem nienormalny???? Jeśli tak napiszcie mi że moje obawy o jej uczciwość to moja głupota, może zrozumiem. Podczas naszych rozmów ona cały czas płacze...mówi że jej ciężko...ale kiedy mówię jej że można to załatwić od zaraz bo ja nigdzie nigdy nie odszedłem-tylko jeszcze bardziej płacze...

Czy uważacie że szczęśliwy związek trwający 8 lat może się rozpaść z powodu drobnostek??? Bo ja uważam, że coś takiego może zakończyć tylko tornado. Zainwestowałem w tą dziewczynę swoją miłość. Moja miłość odejdzie z nią. Bo jak można wierzyć w miłość kiedy osoba która jest najbliższa uderza tam gdzie najbardziej boli. W całym swoim życiu miałem tylko jedną słabość.....ją. Kiedy jej nie ma nic nie ma....a ja nie widzę dla siebie przyszłości...i po raz pierwszy w życiu coś mnie boli tak bardzo....
napisał/a: aneczka263 2009-02-07 00:39
Hmmm, nie kopie sie lezacego, ale na pewno chodzi Ci o szczerosc z naszej strony, wiec wydaje mi sie, ze ona chyba kogos ma. Dlaczego wylacza telefon na spotkaniach z tymi kolezankami, dlaczego nie chce sie z Toba spotykac, tym bardziej, ze dlugo sie nie widzieliscie? Nie chce wzbudzac w Tobie podejrzen wobec niej, ale tak sie zachowuja osoby zdradzajace. Ona jest rozdarta wewnetrznie, bo z jednej strony ciezko jet jej od Ciebie odejsc po tylu latach, a z drugiej chcialaby sprobowac z tamtym. Nie masz mozliwosci, zeby ja jakos sprawdzic? Albo moze po prostu zapytaj, czy kogos ma. Gdyby odpowiedziala, ze ma, bedzie Ci ciezko, ale ta niepewnosc chyba jest gorsza. Ja bym wolala wiedziec.
napisał/a: ~gość 2009-02-07 14:00
że też takie niewarte tego dziewczyny trafiają na uczciwych facetów.. no i na odwrót... wiem, że Ci cholernie ciężko, ale moim zdaniem ona nie jest Ciebie warta. gra przed Tobą cały czas i tak jak aneczka26 napisała może być rozdarta czy zmarnować 8 lat związku i próbować z kimś innym, czy zostać przy Tobie. Osobiście uważam, że Twoje podejrzenia i obawy są jak najbardziej zasadne i to nie jest głupota. Doświadczenie nauczyło Cię, a Twoja dziewczyna pokazała, że stać ją na zdradę, więc masz prawo mieć obawy. Skoro zrobiła to po 2 latach związku, to co za problem po 8... Sądzę, że zbyt ją kochasz, żeby zostawić i nie dasz rady tego zrobić, więc pozostaw jej decyzję, oby była dobra dla Ciebie...
napisał/a: kristoff 2009-02-07 14:55
Dziękuje Wam za odpowiedzi...

Wiem że do ideałów nie należę...tak jak pisałem nie jestem wylewny..nie powtarzałem jej bardzo często, że ją kocham. Kiedy rozmawialiśmy o ślubie zawsze powtarzałem jej, że wszystko w swoim czasie-bo uważam, że podjęcie takiego kroku wymaga pewnych podstaw materialnych-trzeba mieć chociażby pracę-ja jeszcze kończyłem studia-ale zawsze jej mówiłem, że się pobierzemy i ona zdawała sobie z tego sprawę, w końcu byliśmy zaręczeni....

Czasem reagowałem trochę przesadnie-kiedy np ubierała się zbyt wyzywająco-zwłaszcza, że robiła to tylko kiedy nie miała spędzać czasu ze mną. Zawsze miałem wrażenie, że robi to aby podobać się wszystkim dookoła -tak jakby to było najistotniejsze dla niej. Ona jest śliczną dziewczyną-faceci ślinią sie na jej widok-a ona czasami zachowywała się tak jakby właśnie o to jej chodziło. Bałem się, bałem się bardzo...może dlatego nie komplementowałem jej bardzo często-chciałem żeby zrozumiała że jej piękno to nie najważniejsze co ma do zaoferowania. Ceniłem ją za co innego.

Od dwóch miesięcy katuję się, szukam gdzie popełniłem błąd...ale nie mogę uwierzyć, że byłem dla niej złym chłopakiem-gdyby tak było myślę, że nasz związek rozpadłby się dużo wcześniej-skoro była ze mną tyle lat to znaczy, że musiało być dobrze-zwłaszcza że nie dostawałem od niej wyraźnych sygnałów, że jest nieszczęśliwa....tak jak pisałem wcześniej my się prawie nie kłóciliśmy...a sprzeczki trwały 5 minut i rzucaliśmy się na siebie. Kiedy byłem w Polsce nigdy nie brakowało jej mojej bliskości, pocałunki, przytulania, seks -wszystko było zajebiste.

Ciężko mi to pisać ale chyba wolałbym, się dowiedzieć, że kogoś ma...wtedy i tylko wtedy będę mógł przestać ją kochać...i uznam, że nie jest warta mojej miłości....
Bo miłość to dwie osoby, nie więcej, nie mniej....
napisał/a: ~gość 2009-02-07 15:02
eh masz typowy syndrom ofiary- winy szukasz w sobie i usprawiedliwiasz osobę, która wyrządziła Ci krzywdę. Jasne, że nikt nie jest idealny, ale byłeś jej wierny, miałeś okazję, a nie zdradziłeś. Nawet nie wiesz jak podbudowałeś wasz gatunek w moich oczach. Kolejny dowód na to, że porządni faceci istnieją. Nie obwiniaj siebie, bo to z nią jest coś nie tak...
napisał/a: kristoff 2009-02-07 18:38
Tylko co dalej???? Mam 26 lat i zniknął mój cel nr 1 w życiu. Nie mam motywacji do robienia czegokolwiek. Od paru lat miałem jasno nakreślone cele a obecnie nie widzę przyszłości. Trudno mi wyobrazić sobie życie bez niej...a z kimś innym??-nierealne... Jak wtedy komukolwiek zaufać??? Jak znaleźć w sobie siłę żeby nie zwariować???
napisał/a: ~gość 2009-02-07 19:00
kristoff napisal(a):Tylko co dalej???? Mam 26 lat i zniknął mój cel nr 1 w życiu. Nie mam motywacji do robienia czegokolwiek. Od paru lat miałem jasno nakreślone cele a obecnie nie widzę przyszłości. Trudno mi wyobrazić sobie życie bez niej...a z kimś innym??-nierealne... Jak wtedy komukolwiek zaufać??? Jak znaleźć w sobie siłę żeby nie zwariować???


Wyluzuj, zabij czas przy pomocy hobby, za pół roku, rok, dwa lata znajdziesz cel nr 1 bis.
napisał/a: przemek0810 2009-02-07 21:53
onomatopeja12345 napisal(a):Wyluzuj, zabij czas przy pomocy hobby, za pół roku, rok, dwa lata znajdziesz cel nr 1 bis.


Dokładnie. Moje podejrzenia o to, że ma kogoś są identyczne jak poprzedników. Całe życie przed Tobą
napisał/a: aga9484 2009-02-17 10:12
cześć Kristoff - mi się właśnie wali związek siedmioletni i myślę tak samo jak ty. Wali się, bo jeszcze do końca nie podjął decyzji - on nie ma nikogo na boku - wiem to na pewno i nas też dzieliło pięć lat jego studiów w innym mieście. Nigdy odległość nie była dla niego problemem, a teraz nagle coś się stało, a zostało mi raptem kilka miesięcy do obrony. Najgorsze jest to że mówi że mnie kocha i nie wie czy zerwać bo m in. boi się o mnie, że mnie znowu skrzywdzi, że pewnego dnia po prostu wyjdzie i nie wróci, o to że się załamię... chyba na to już za późno. Wszyscy mi mówią żebym go zostawiła, ale jak można zostawić osobę którą kocha się bardziej niż własne życie, którą chcę poślubić i mieć z nią dzieci?.... Do tego wszystkiego mamy wspólnych znajomych, to on nauczył mnie wychodzić do knajpek, spotykać się z ludźmi. Jest moim jedynym przyjacielem. A teraz nie mam już nic... i co mi z tego że obiecał, że jeśli się rozstaniemy to zawsze będzie mi pomagał, przecież to jak sól na rany...
Rok zaczął mi się dobrze - znalazłam pracę, robię prawo jazdy, ale to wszystko miało sens bo ON był ze mną... a teraz czuję się porzucona mimo że ostatnie słowo jeszcze nie padło. Wiem jakie będzie... Gdy wczoraj o tym rozmawialiśmy moja dusza krzyczała żeby nie wyrywał mi serca po kawałeczku tylko niech już całe weźmie, w końcu i tak należy do niego, ale nie miałam odwagi powiedzieć tego na głos. Praca mnie nie cieszy, ciągle płaczę przed komputerem, czuję pustkę, nie umiem sama wychodzić do ludzi, w domu mnie tego nie nauczono.

A do tego wszystkiego powiedział mi że jestem wspaniałą i wartościową kobietą.

Nie potrafię bez niego żyć....
Nie chcę...
napisał/a: ~gość 2009-02-17 14:38
aga9484, moja rada- posuń mu z liścia, a jak cokolwiek otrzeźwieje z tego szoku, to powiedz, żeby nie zgrywał sieroty tylko wziął się w garść, bo przecież tyle już przetrwaliście, że te pare miesięcy nie jest dla was dużym wyzwaniem. wjedź mu na ambicję :)
napisał/a: ~gość 2009-02-17 14:45
aga9484, on Cię strzasznie krzywdzi takim zachowaniem
To bardzo okrutne, rozstawać sie z kimś po kwałku, trzymać go w niepewnośći. To wręcz tortury psychiczne.

Zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo Ci źle, ale musisz coś zrobić. Wóz albo przewóz...

Porozmawiaj z nim i powiedz, że albo sie rozstajecie, albo nie. Nie bedziesz tak tkwiła w niepewności.

Strasznie mi przykro

Teraz jest jakaś fala rozstań, mnóstwo moich znajomych się rozstaje, szok
napisał/a: kristoff 2009-02-17 18:54
cześć Aga-przykro mi z Twojego powodu...wydaje mi się, że od jakiegoś czasu panuje epidemia-ludzie zapominają o miłości albo zwyczajnie nie chcą o nią walczyć...Żałuje, że wcześniej nikt mnie nie zaraził wirusem "w serduszku pusto" bo pewnie dzisiaj tak bym nie cierpiał...

Czas podobno leczy rany, ale dni mijają a ból zostaje i tak naprawdę jest tylko jedno co mogłoby pomóc-powrót tej jedynej osoby. Ja cały czas żyję w złudzeniach, bo to daje mi siłę żeby wstawać rano. Zdaję sobie sprawę, że to głupota, ale nie potrafię inaczej-zbyt długo ona była dla mnie całym światem... Liczę na to, że któregoś dnia otrzeźwieje. Życzę Ci żeby on też się przebudził, bo miłość nie jest jak autobus do którego można wsiadać i wysiadać do woli bez konsekwencji... Najbardziej zastanawiające jest to co im daje taką siłę żeby wybierać tą trudniejszą drogę. Po tylu latach nie można się nagle przebudzić i stwierdzić, że się nie kocha...bo jeśli tak jest to nie warto kochać...

I może tak właśnie trzeba...Miłość nie jest warta bólu który za sobą niesie... i łatwo byłoby powiedzieć, że to zwyczajnie zła inwestycja uczuć... tylko, że nikt nie pozostaje zaślepiony przez tyle lat.

Trzymaj się Aga każda epidemia kiedyś mija :)