Błagam, niech mi ktoś pomoże!!!!!!!!

napisał/a: emgielka 2013-06-12 13:48
Po zapoznaniu się z wiadomością. Polecam Ci kontakt z psychologiem. Podaje namiar : http://psycholog.i-wroclaw.pl/
napisał/a: rozwodka 2013-12-02 12:39
Naprawdę współczuję sytuacji. Tak jak wiele osób wcześniej, polecam jak najszybciej zakończyć ten toksyczny związek. Im dalej będziesz w to brnąć, tym będzie trudniej. Pamiętaj, że Twój stan także odbija się na córeczce, poza tym, czy chcesz, by dorastała w nieszczęśliwej rodzinie? Bądź silna! Znajdź wsparcie w innych osobach, skoro rodzina Ci tego nie może dać. Dobrym pomysłem jest także wizyta u terapeuty, który pomoże Ci zwalczyć depresję. Powodzenia!
napisał/a: Morris1622 2013-12-23 00:22
Zawsze możesz pójść do domu samotnej matki, tam otrzymasz pomoc zróno psychologiczną, jak i dach nad głową, pomoc przy załatwieniu rozwodu, pracy i mieszkania.
napisał/a: marcinvoodoo 2015-01-01 14:37
kmf84 napisal(a):Mam 26 lat, jestem 3 lata mężatką. Owocem naszego małżeństwa jest nasza córeczka Ola.
Zanim wzięliśmy ślub, wszystko było w porządku, uwielbialiśmy spędzać z sobą czas, mieliśmy wspólne plany i marzenia. Po ślubie wszystko się zmieniło. Mąż zaczął mnie traktować jak swoją własność. Szybko okazało się, że jestem w ciąży. Ciąża była zagrożona, groziło mi poronienie,musiałam iść na zwolnienie lekarskie, aby ratować moje maleństwo. Po kilku miesiącach mąż zaczął mi wypominać, że nie pracuję, moje dochody są za małe, zatem jestem darmozjadem - byłam w szoku! Przecież byłam w ciąży - ciąży wysokiego ryzyka - po prostu nie mogłam wrócić do pracy, czy on na prawdę tego nie rozumie?! Pomyślałam wówczas, że może po porodzie, kiedy zobaczy swoją córeczkę jego nastawienie się zmieni.
Niestety, nie zmieniło się nic, a w zasadzie było tylko gorzej. Ciągle mnie kontrolował, sprawdzał kieszenie, torebki, kiedy zwróciłam mu uwagę to - mnie uderzył. Kolejny szok! Później było już tylko gorzej, codzienne awantury, codzienne poniżanie. Po urlopie macierzyńskim nie mogłam znaleźć pracy, mąż stwierdził, że to dla tego, ponieważ nie jestem nic watra. Kiedy znalazłam pracę, to zarabiałam za mało aby być coś warta. Byłam szmatą, suką, wreszcie k****wą, poj*****bem. I tak codziennie, kilka razy dziennie, niszczył moje rzeczy, kasował moje zdjęcia (Oli po porodzie np), wszystko na czym mi zależało. Pewnego dnia, trzymając naszą Olę uderzył mnie w twarz tak mocno, że rozciął mi wargę, zrobił krwiaka. Bił coraz częściej, pewnego razu podbił mi oko, po czym zapytał - no i jak teraz pójdziesz do pracy???

Z wiecznie uśmiechniętej, radosnej duszy towarzystwa (na studiach wszyscy chcieli się ze mną przyjaźnić) zamieniałam się w nieszczęśliwą, zaniedbaną młodą - starą kobietę. Przestałam wierzyć w siebie (no w końcu nic nie byłam warta, nic w życiu nie osiągnęłam), zamknęłam się w sobie, przestałam wychodzić z domu. Ludzie zaczepiali mnie na ulicy pytając dlaczego jestem taka smutna, czy coś się stało. Nic, po prostu żyję. Pewnego dnia w pracy usłyszałam od mojej szefowej, że mam w sobie tyle potencjału, ale go nie wykorzystuję bo w siebie nie wierzę. Dodało mi to otuchy - pomyślałam że może jestem coś warta i komuś potrzebna - mąż niestety szybko mi odebrał złudzenia, twierdząc że nie mam sobie niczego wyobrażać, bo przecież jestem nikim.
Do tego jestem złą matką. Staram się jak mogę, aby moje dziecko było szczęśliwe - i chyba jest, bo codziennie słyszę że mnie kocha, ale wg męża jestem wyrodną matką. Nie wiem dlaczego. Nie wiem co ja takiego złego robię, bo nie uzyskuje odpowiedzi. Do mojej Oli mówi po prostu, że "mamusia jest głupia i jest złą mamą". Pracowałam po 13 - 14 godzin dziennie i nie mogłam czasami poświęcić tyle czasu ile bym chciała, ale jak tylko mogłam to poświęcałam i poświęcam jej każdą minutę życia.
No właśnie, a propos pracy. Miałam taki rodzaj pracy (turystyka) że nie było mnie w domu 13 - 14 godzin na dobę, czasami więcej, pracowałam też na zmiany nocne. Bywały miesiące, że przepracowałam po 300 godzin. Kiedy wracałam do domu (np po nocy), to nie mogłam sobie pozwolić na chwilę odpoczynku. Padając ze zmęczenia (wstawałam po 5 rano, przyjeżdżałam po 21 - 22.) musiałam sprzątać, prać, zmywać naczynia po całym dniu - mój mąż nie raczył po sobie nawet kubka umyć. Czasami wracając z pracy czułam takie zmęczenie, że prawie zasypiałam za kierownicą, a w domu zasypiałam na siedząco, dokładnie w tym, w czym przyszłam.

Jestem nieszczęśliwa, nie mam po co żyć, nie jestem nikomu potrzebna, tak się czuję, pomimo, że wiem że dla Oli jestem wszystkim.

Pochodzę z bardzo tradycyjnej rodziny, konserwatywnej, wykształconej. Ale niestety nie mogę liczyć na ich wsparcie. Mój mąż skutecznie mydli im oczy mówiąc, że to tylko moja wina, ja jestem zła. On mnie nie bije, stara się za wszelką cenę.
Problem polega na tym , że nie robi nic, kiedy pytam co z nami dalej będzie, to on zatyka sobie uszy, odwraca się, albo mnie przedrzeźnia. Ma 37 lat, a zachowuje się jak dziecko. Nie ma między nami żadnego kontaktu, żadnej więzi.

Teraz straciłam pracę, bo Ola wylądowała w szpitalu, już wszytko dobrze. Ale.... Jestem nic nie warta. Nikt mnie nie chce.

Tak samotna nigdy się nie czułam, nie wiem co mam robić.
Nie piszcie, że mam odejść, uciekać itp.
Nie mam gdzie. W nikim nie mam oparcia. Ciągle płaczę, z bezsilności, rozpaczy, samotności. Najbardziej szkoda mi Oli, ona nic nie jest winna.

Błagam niech mi ktoś pomoże!!!!!


Nie wiem jakim cudem ale podczas rejestracji wszedłem na twój profil mogę go edytować ale nie zrobię tego chcę ci pomóc jak to odczytasz napisz do mnie [email]marcin.voodoo@gmail.com[/email]
napisał/a: kasiaaskaa 2015-07-02 15:11
Ja na szczęście tak źle nie trafiłam - z mężem się dogadujemy. są oczywiscie czasem jakies male spięcia, ale to sporadyczne. Mysle ze w podobnej sytuacji ucieklabym z dzieckiem jak najdalej. sa rozne fundacje, ktore pomagaja mamą z dziećmi w takiej sytuacji. a jak juz odwazysz sie uciec, to popracuj tez nad soba... nie moze byc tak, ze dalaś sobie wmówić, że jestes bezwartościowa - Twoja córka to widzi i wezmie przykład z mamy. Nie pozwól na to! IDz do psychologa - jak jestes z Wawy to moge polecic przystan psychologiczną - i spróbuj popracowac ze sobą nad wlasnym obrazem siebie.
napisał/a: Becia88 2015-09-16 09:16
mój były mąż postępował podobnie. Kiedy zdecydowałam się odejść próbował wmówić mi że bez niego sobie nie poradzę bo jestem życiową sierotą.Oczywiście był wewnętrzny niepokój co to będzie ale postanowiłam mu pokazać kto ma racje. I co, wynajmuję mieszkanie, mam partnera który mnie w pełni akceptuje, jest moim przyjacielem, pracuję i mam się świetnie a on. Ciągle na garnuszku u rodziców, taki superman. Najważniejsze to uwierzyć w siebie, we własne możliwości i pokazać że jesteś silna i dasz sobie radę.
napisał/a: Becia88 2015-10-28 12:26
no i jak sytuacja???
napisał/a: mediatorka 2016-06-21 14:55
Rozwód- dlaczego warto pójść na mediację?
Rozwód, obok śmierci małżonka i ciężkiej choroby, to jedna z najbardziej stresogennych sytuacji w życiu. Jest takie trudne, bo dotyczy najważniejszej sfery życia, jaką są bliskie związki z ludźmi.
Ludzie często przy rozwodzie kierują się złymi emocjami, chcą odwetu, skupieni są na sobie i swoim bólu, zapominając o innych np. dzieciach.
Dlaczego mediacja?
- skraca ona postępowanie sądowe- często ogranicza się ono do jednego posiedzenia, sąd poprostu zatwierdza porozumienie wypracowane na mediacjach przez małżonków,
- daje możliwość "odwentylowania" się, powiedzenia o swoich uczuciach, emocjach,
- eliminuje możliwość zadawania sobie kolejnych ran podczas procesu sądowego, "prania brudów" małżeńskich, wywlekania publicznie intymnych spraw małżeństwa etc.,
- dzięki mediacji można poukładać relacje z dziećmi, tak aby dzieci miały obydwoje rodziców,
- można w szybki sposób i sprawny poukładać sprawy majątkowe, bez kolejnych procesów i kolejnego stresu w sądzie,
- mediacja umożliwia wypracowanie sprawiedliwej dla każdej ze stron ugody, to strony decydują o tym jak będzie wyglądała ugoda, w przypadku sądu- to sąd rozstrzyga i decyduje,
- mediacja pozwala zaoszczędzić pieniądze, które trzeba wydać w przypadku procesu sądowego na adwokatów,
- bardzo często w wyniku mediacji dochodzi do pojednania się stron,
- mediacja pozwala na uniknięcie stresu związanego z występowaniem w sądzie czy w roli powoda czy pozwanego.
[url]www.mediatorka.org.pl[/url] https://www.facebook.com/mediatorka.info/
napisał/a: kjarzyna 2016-07-04 11:45
Jeśli chodzi o rozwody to ja jestem jednak za tym, żeby jeszcze spróbować się jakoś porozumieć, dogadać - rozwód uważam za ostateczność. Dodam także, że warto (jeśli już musimy się rozwodzić) wynająć dobrego prawnika. W internecie jest wiele artykułów na temat porad prawnych w przypadku rozwodów, większość z nich może dać nam cenne informacje jak postępować, szczególnie jeśli w przypadku rozwodu ma także miejsce podział majątku bądź też rozwód jest z powodu przemocy w rodzinie - można wtedy takiej cholerze (tzn "mężowi") solidnie dokopać.
artykuł
napisał/a: magdacxz 2016-07-04 14:15
Hm, proponuje skierowanie go na terapię, bo to już nie są żarty, kiedyś może tak traktować dziecko, dzieci, a tego nie zniesiesz. Cóż, ultimatum postawione z Twojej strony to najlepsze wyjście, a jeśli sie nie zmieni to zmien to w czyny, albo terapia, albo rozwód. Nie możesz sobie pozwolić na coś takiego, nie ma opcji.
martha_22
napisał/a: martha_22 2016-10-03 20:07
Trochę już czasu upłynęło od chwili, gdy autorka tego wątku napisała tutaj po raz ostatni, ale ja od razu powiedziałabym stanowczo dość!! Może to wynika z mojego charakteru, bądź też czasem oślego uporu, ale w sytuacji gdy mężczyzna podnosi rękę na kobietę, nie ma mowy o żadnym porozumieniu. Uderzył raz, uderzy drugi i nie widzę tutaj usprawiedliwienia w żadnych chorobach psychicznych. Mam nadzieję, że w tym przypadku rozwód już doszedł do skutku, bo gdyby przez te jak dobrze policzyłam 4 lata, Ola wyrastała u boku takiego ojca, byłaby wyniszczona emocjonalnie. Tutaj nie ma się na co oglądać. Trzeba znaleźć prawnika specjalizującego się w rozwodach, jak chociażby przyjmujący we Wrocławiu adwokat Wojciech Podgórski i od razu składać pozew o rozwód, oraz alimenty na dziecko. Tutaj można liczyć na pomoc na każdym etapie postępowania przed sądem, więc na pewno nie ma się nad czym zastanawiać.
napisał/a: kamilla821 2017-03-03 16:03
martha_22 napisal(a):Trochę już czasu upłynęło od chwili, gdy autorka tego wątku napisała tutaj po raz ostatni, ale ja od razu powiedziałabym stanowczo dość!! ...


Totalnie się z Tobą zgadzam, ja też byłam nękana przez byłego męża. Dopiero po przeczytaniu tysiąca postów kobiet pdoonych do mnie oraz pomocy pana Mindykowskiego podniosłam się i powiedziałam STOP! Jestem szczęśliwa, od roku i 10 dni :) W rocznicę postanowiłam opowiedzieć Wam o sobie i zacząć pomagać takim osobom jak ja w podjęciu najlepszej decyzji ;)