CZY MOZNA ŻYC SZCZESLIWIE BEZ ZAUFANIA?:(

napisał/a: hunter70 2009-10-11 00:19
Nigdy nie radzilem sie w takich miejscach bo zawsze uwazalem ze dobrze postepuje...ale teraz juz sam nie wiem..moze ja za wiele wymagam od zycia?:( moze to ja jestem przewrażliwiony??:(

7 lat temu poznalem dziewczyne...od razu sie zakochalem...idealna..tajemnicza..indywidualzistka ...miala calkowita pogarde dla schematow, masówek i powtarzalnosci...byla idealna!
bylismy baaardzo szczesliwi przez 3 lata
gdy po 3 latach ona poszla do tego samego miasta na studia mialo byc jak w bajce...wspolne mieszkanie...wspolne imprezy...wspolne zycie....

po kilku dniach na uczelni zaczela sie obracac w grupie osob w ktorej przewazali mezczyzni:) byli to znajomi z grupy, wiec postanowilem jej nieograniczac i nie okazywalem zazdrosci uwazalem ze jak jestesmy 3 lata to chyba ja znam i nic nie mze sie wydarzyc...

jak sie okazalo jeden z kolesi strasznie za nia latal juz od pierwszego dnia robil aluzje...czule slowka... zaproszenia na spacery... ...pisal jej maile...ze zyc bez niej nie umie...ze czeka tylko do poniedzialku zeby znowu ja zobaczyc na uczelni
Wyczuwałem ze cos jest nie tak i stalem sie czujny...calkowicie przez przypadek przeczytalem smsa od niej do niego, tresc sugerowala ze cos juz sie dzieje...byla to odpowiedz na jego zaproszenie na spaccer...byal to odmowa ale nie stanowcza..
...gdy wyczulem ze woli spedzac czas z grupa niz ze mna postawilem sprawe jasno...ze ja takiego zycia nie widze...ROZSTALISMY SIE...

oczywiscie powiedzialem ze wydaje mi sie ze cos miedzy nimi sie dzieje ale odparla ze jak zawsze przesadzam i ze jestem przewrazliwiony:(
...zamieszkalismy osobno...
napisał/a: sorrow 2009-10-11 00:35
hunter70 napisal(a):co sadzicie ..czy to ja jestem przewrazliwiony?...czy na swiecie sa jeszcze normalne kobiety?....czy mozna życ bez zaufania...i byc szczesliwym? czy sa jakies okolicznosci lagodzace???

Jaki przewrażliwiony :)??? Żyć bez zaufania można... ale to życie miernej jakości i chylące się ku upadkowi. Posłuchaj... człowiek jest istotą inteligentną, a to między innymi oznacza, że uczy się na błędach. Ona najwyraźniej się nie nauczyła niczego. Dalej brnie w te kłamstwa i oszustwa... musi mieć to bardzo głęboko zakodowane. Jakie by tu wymyśleć okoliczności łagodzące... hmm... można jeśli się uprzeć. Może jest nałogową kłamczuchą i nie potrafi się bez tego obejść? Tylko to marne tłumaczenia... takie jak usprawiedliwianie męża bijącego żonę, bo nie panował nad sobą, bo jest alkoholikiem. Celowo pomijam ten element "zdrady" tutaj, bo według mnie właśnie kłamstwo z jej strony i spowodowany tym brak zaufania z twojej rozbije prędzej, czy później wasz związek.
napisał/a: arturo1 2009-10-11 09:36
hunter70, rybki w akwarium ucza sie szybciej

hunter70 napisal(a):.czy zrobilem blad ze jej wybaczylem za pierwszym razem..?

Nie zrobiles zle, wybaczajac za pierwszym razem, zarowno Ty jak i ona zasluzyliscie(?) na druga szanse... szkoda tylko, ze pozwoliles na to by ta druga nie byla ta ostania.
Mam nadzieje, ze podejmiesz sluszna decyzje i bedziesz... KONSEKWENTNY.
napisał/a: hunter70 2009-10-11 14:00
sorrow napisal(a):. Celowo pomijam ten element "zdrady" tutaj, bo według mnie właśnie kłamstwo z jej strony i spowodowany tym brak zaufania z twojej rozbije prędzej, czy później wasz związek.


czyli nie jestem nienormalny?:) bo uwazam tak samo...nigdy jej juz nie uwierze...było mi z nia cudownie...ale ktos z nas sie na pewno zameczy i lepiej zakonczyc to teraqz niz jak beda dzieci...:(

...co do rybek w akwarium to tlumaczylem sobie to tym iz jestem jej pierwszym chlopakiem....zaczelismy sie spotykac jak miala 17 lat...nie znala zycia...wiedzialem ze moze ja zafascynowac inne towarzystwo...inny chlopak...
...teraz ma 24 i takie zachowanie według mnie nie jest juz normalne...

zaczalem tutaj temat bo przez te sytuacje z fajnego, pewnego siebie chlopaka stalem sie zakompleksionym, nieszczesliwym czlowiekiem ktróry boi sie iż nigdy nie bedzie szczesliwy...

dziekuje za odpowiedzi..utwierdzily mnie w przekonaniu ze "każdy" na moim miejscu zakonczyl by to szybciej...

pozdrawiam
napisał/a: sorrow 2009-10-11 15:56
hunter70 napisal(a):dziekuje za odpowiedzi..utwierdzily mnie w przekonaniu ze "każdy" na moim miejscu zakonczyl by to szybciej...

Wcale nie każdy... o czym możesz się przekonać czytając historie na forum :).
napisał/a: hunter70 2009-10-11 16:07
czyli teraz bedziesz mnie przekonywał ze robie bład?)
a juz było mi lepiej ...a teraz znowu bede to rozkminial:(
...w ogole milosc jest do dupy...predzej czy pozniej ktos zawsze bedzie cierpial!
napisał/a: kolejnyzwielu 2009-10-11 17:33
hunter70 napisal(a):czyli teraz bedziesz mnie przekonywał ze robie bład?)
a juz było mi lepiej ...a teraz znowu bede to rozkminial:(

Raczej nikt do niczego nie chce Cię przekonywać .
Tylko Ty znasz siebie i JĄ - i tylko Ty potrafisz ocenić czy to co robisz jest złe czy dobre.
Tutaj jedynie zobaczysz podobne ( ?) rozterki.
hunter70 napisal(a):...w ogole milosc jest do dupy...predzej czy pozniej ktos zawsze bedzie cierpial!

A bez miłości ?? Czy nie to bardziej Cię w tej chwili zaprząta ?
Tyle , że miłość którą czujesz teraz nie jest chyba odwzajemniona - więc czy to naprawdę miłość czy tylko poświęcenie ??
Cokolwiek zrobisz zawsze będziesz zadawał sobie pytanie "czy postąpiłem słusznie ?" I życzę Ci żebyś na to pytanie odpowiedział sobiie - "tak - tak właśnie miało być "
napisał/a: hunter70 2009-10-12 00:09
kolejnyzwielu napisal(a):
A bez miłości ?? Czy nie to bardziej Cię w tej chwili zaprząta ?
Tyle , że miłość którą czujesz teraz nie jest chyba odwzajemniona - więc czy to naprawdę miłość czy tylko poświęcenie ??
Cokolwiek zrobisz zawsze będziesz zadawał sobie pytanie "czy postąpiłem słusznie ?" I życzę Ci żebyś na to pytanie odpowiedział sobiie - "tak - tak właśnie miało być "


masz racje...ale mimo tego ze przezylem wiele fajnych chwil załuje że sie kiedys zakochalem!! nie chcialbym tego przzyc jeszcze raz...ale jednoczesnie wiem ze nowa miłośc moze przyspieszyc proces zapomnienia:( kolo sie zamyka i tzreba zyc dalej...

..czytajac te forum widze ze moj problem to tylko jakis zart...wiec chyba musze byc wdzieczny za tylko takie zmartwienia i za to ze wyszlo to szybko...
dzieki i pozdraiwam
napisał/a: tusia36 2009-10-18 22:23
Witaj
Zadaj sobie pytania czy nadal chcesz być okłamywany, czy potrafisz żyć w niepewności, czy potrafisz od nowa zaufać??? Jedno twoje nie i ... zapomnij o niej.
Ja żyję w takim związku, zostałam bo myślałam że zapomnę, że zaufam. Tego nie da się zapomnieć, mam dosyć, wciąż łapię go na kłamstwach, ale cóż. Mamy dzieci i dla nich jestem z nim. A może brak mi po prostu odwagi.
napisał/a: hunter70 2009-10-18 22:45
dziekuje Ci:) ...właśnie dzisiaj mam kryzys...znowu sie zastanawiam czy nie przesadziłem z reakcją....wszyscy mi mówią że to nie możliwe ...ze kobiety naprawde myślą że faceci potrzebują pomocy...ze nie zdają sobie sprawy że wiekszosci facetom zależy tylko na jednym.....zastanawiam sie ze moze ona naprawde chcial mu pomoc...poprostu tak z dobrego serca...moze moja reakcja jest wyolbrzymiona?(

ale po twojej odpowiedzi mam sily na kolejny dzien watpliwosci;)

...bardzo mi przykro że masz taką sytuacje...odwaga wlasnie jest trwanie dla dobra dzieci...a nie odejscie...gdybys nie miala odwagi pewnie dawno bys go opuscila..

..a mam do Ciebie pytanie..jak moge:/
- czy nie było żadnych sygnałów ze cie oklamuje zanim pojawiły się dzieci?

PS. Nie wiem czy bym wytzrymał z nia po tym wszytskim...duzo ludzi mi mówi ze ja za duzo mysle...ze nie powinienem sie zastanwaiac...jak ma sekrety to ja tez powinienem...tylko ze ja chybanie potrafie..(

pozdrawiam i zycze duzo szczescia:)
napisał/a: emc 2009-10-19 09:34
Witajcie wszyscy.....
Dla mnie kwestia zdrady do jakiegoś czasu byla obca... Myslałam, że mnie to dotyczyć nie będzie. 14 lat razem, 7 lat po ślubie, przeżyliśmy razem naprawdę ciężkie chwile jescze zanim zostaliśmy małżeństwem, pokonaliśmy wiele trudności... I co? W zeszłym roku, pewnego letniego wieczoru.... Siedzieliśmy u znajomej, jej mąż nieobecny, nasze dziecko oddane pod opiekę teściowej... Wyszłam z pokoju na jakieś 5 minut, rozmowy zamilkły, jak wróciłam zerwali się jak oparzeni.... Po jakimś czasie wyszłam do łazienki, tuż obok pokoju.Specjalnie. 10 min siedziałam na wannie, w zupełnej ciszy. Slyszałam tylko skrzypienie fotela, żadnych rozmów. Wróciłam, reakcja podobna do porzedniej, więc zabrałam telefon i po prostu wyszłam. Miałam pewnośc, że coś było, analizowałam wcześniejsze wydarzenia, np. włączenie korków automatycznych, które sama potrafię włączyć w ciągu 10 sekund, natomiast mój szanowny robił to u tej samej koleżanki 40 minut... Nieiwerny wrócił do domu tuż po mnie.... Twierdził, że nic się nie stało. Ze to ona się do niego dobierała. Ze to ona pierwsza zaczęła. Nie uwierzyłam, tzn do końca nie uwierzyłam, bo nawet gdytby nie miał ochoty, powinien cos poowiedzieć , jakoś zareagować. A ja w tej nieszczęsnej łazience nie słyszałam nic.... Żadnego słowa sprzeciwu.
Ani jedna ani druga strona nie miała sobie nic do zarzucenia. Nie usłyszałam głupiego przepraszam. Przeryczałam noc, przemilczałam kolejne parę dni, potem pojechaliśmy na wakacje.... najgorszy urlop jaki miałam kiedykolwiek. Udawaliśmy, że było OK, nie chciałam obciążać znajomych naszymi problemami. Problemy zaczynały się wieczorem... Nie miałam ochoty na najmniejsze czułości, czułam żal do niego. Myślałam, że się przełamię, ale każdy jego dotyk budził we mnie wstręt. Przełamałam się po 4 mieisącach. Do tej pory nie ma tematu. Jak tylko chcę z nim porozmawiać o tym co się stało, słyszę że nie stało się nic i wyolbrzymiam. Nie interesują go w ogóle moje odczucia po tamtym wieczorze, miał do mnie pretensje, że nie pozwalam się dotykać... Nie zapomniałam, nie jestem w stanie zapomnieć. Na moje nieszczęście ta dziewczyna mieszka w moim bloku, parę bram dalej. Bardzo często spotykam jej męża, który ciągle pyta, kiedy w końcu przestanę się gniewać na jego żonę. Wyszło na to, że to ja robię problem.... Tam gdzie go nie ma, podobno.
Nie potrafię mu zaufać już tak jak kiedyś. Mamy dziecko i wiem, że dla niej nie mogę zakończyć małżeństwa. Dałam mu szansę, ale to nie znaczy, że zapomniałam.
Minął rok...
Nasze życie wygląda dziwnie... Czasem dobrze, czasem źle... Podobno jak w każdym związku.... Wiem, że się cos zmieniło, jednak w oczach znajomych dalej funkcjonujemy jako zgodne szczęśliwe małżeństwo... Zobaczymy jak długo. Ale chyba tak do końca szczęśliwym po zdradzie być nie można... Jako strona oszukana wiem, że brak totalnego zaufania strasznie męczy.
napisał/a: hunter70 2009-10-20 00:59
...wlaczenie korków nie trwa na pewno tak długo( ...powiem szczerze ze powinnas z nim porozmawiac..wiem ze to banalne ale powiedz mu wprost co cie boli..albo lepiej napisz list..wtedy moze przeczyta do konca a nie ci przerwie...

bardzoo ci wspolczuje bo w porownaniu z moim problemem jest to tragedia...jest dzieciaczek...

..ale wydaje mi sie ze jeszcze raz mozna zaufac ...mimo calkowitego oszyustwa...wydaje mi sie ze po jakims czasie jezeli sie to nie powtorzy na pewno bedziecie jeszcze szczesliwi...

..ja po pierwszym "oszustwie" i "zdradzie"