Jak i czy warto odbudować zaufanie po zdradzie żony?

napisał/a: Strażak Sam 2012-02-10 00:31
Dzięki za komentarze. Prawdę mówiąc nie wiem, co jeszcze dodać. Ostatnią odpowiedź uważam za najbardziej trafną. Przedostatnią - nie do końca, gdyż autorka pod koniec postu dała mi do zrozumienia, że nie przeczytała wszystkiego, a i tak postanowiła skomentować. Spox, nie gniewam się. :)

Mam zamiar zrobić wszystko, co będę potrafił, by utrzymać nas przy życiu. Nie robię tego dla dobra dziecka, tylko dla dobra rodziny. Jeśli żona przyznała się do błędu i stara się robić co tylko się da, by znów przekonać mnie do siebie, to oczywiste jest dla mnie, że dam jej szansę. Sobie również. Przygotowuję mocne Walentynki. Będzie wszystko, co potrzeba. Z teściową już dawno ustaliłem, że przejmie bobasa. :) Myślę, że jest szansa na powrót naszych uczuć. Nie zmienia to faktu, że nie będę się już czuł w tym związku tak beztrosko, jak kiedyś. Jeśli nie "zawsze", to na pewno "długo" będę miał na uwadze to, że jej uczucie do tego gościa może się jeszcze obudzić. Wtedy kończymy przedstawienie.

Macie rację... też miałem sporo za paznokciami, jednak nie piłem od końca 2010, wtedy zacząłem zajmować się małą w każdej wymaganej chwili, kąpiele, przewijanie, usypianie... Cały 2011 rok. Właśnie w tym roku wszystko trzasło. :)

Dodam na koniec, że nie mam i nigdy nie miałem charakteru bezwzględnego przywódcy i nie byłem agresywny wobec żony. Nigdy nie doszło do rękoczynu. Nie ustawiałem jej po swojemu. Robiła, co chciała. W niczym nie robiłem jej sprzeciwów. Miała pełny dostęp do mojego konta i nigdy nie rozliczałem jej z tego, co kupiła i na co wydała. Zawsze miała i ma pełną dowolność w urządzaniu domu tak, by wszystko było po jej myśli. Lubi to, a ja zawsze jej w tym pomagam. Wiem, że rozpuściłem ją trochę w ten sposób. Ponadto brak moich sprzeciwów w różnych kwestiach sprawił, że odbierała to, jako brak mojego zainteresowania. Śmieszne, co? Teraz konsultuję z nią każdy jej zakup i staram sie doradzać lub odradzać, by widziała, że jej sprawy również mnie interesują.
( Zalecam to większości panów )

Na koniec najdziwniejszy element tej historii... gdybym nie dowiedział się o zdradzie żony, rozpadlibyśmy się jeszcze w 2011, bo zanosiło się na to nieuchronnie. Te nasze ciągłe niesnaski, różnice i złośliwości sprawiły, że nie widzieliśmy w sobie nic, co byłoby powodem do wspólnego życia. Teraz - kiedy oboje uświadomiliśmy sobie istnienie błędów, jakie ciągle popełnialiśmy (a potrzebny był do tego aż taki wstrząs), wiemy, czego unikać i jak sobie z tym radzić.

...co nie zmienia faktu, że wciąż jestem czujny.


Pozdrawiam.
napisał/a: lordmm 2012-02-10 16:07
Nadzieja to domena facetów zdradzonych, rzeczywistość tkwi w kobiecie zdradzającej. Podobno są takie kobiety, które są wierne i podobno są takie, które zrozumiały coś po zdradzie.

Miej więc nadzieję, że Twoja taka jest :)
napisał/a: Strażak Sam 2012-12-30 09:41
Powracam do tematu..... Jak co roku jesienią zaczyna się coś psuć. Teraz jest już mocno popsute, ale zaczęło się właśnie jesienią. Tzn. nie zaczęło, a eksplodowało. Ja eksplodowałem...
...ale od początku.

Chęć naprawy tego związku była dobrym pomysłem i uważam, że próby ratowania miłości raczej w każdym przypadku są słuszne. Uważam tak nadal mimo rozsypania się mojego związku i oczekiwania na kolejną - ostatnią już sprawę rozwodową. Tym razem jednak nie chodziło o zdradę, czy coś podobnego, a o ewolucję. Jaką ewolucję, pytacie? Ano taką, że żona zdobywszy pracę na wysokim szczeblu dużej państwowej instytucji zaczęła obrastać w piórka. Ja natomiast - mimo szczerych chęci - znając już smak zdrady i rozstania, chyba nawet nieświadomie zacząłem przygotowywać się do możliwości życia bez niej, będąc przy niej. Głupie, wiem. Ona coraz częściej zaczęła zwodzić mnie w łóżku zmęczeniem i jakimiś bólami, po czym następnie ja - wiedząc, że w domu znów spotka mnie zimna blacha, zacząłem wracać wcięty.

Jestem niewolnikiem przyjemności, a wiedząc, że w domu będę mógł jedynie przytulić się do czyichś pleców, zacząłem sam dbać o własne rozrywki. Nie zrozumcie mnie źle - rozrywki nie są dla mnie jedyną formą spędzania wolnego czasu. Dużo czasu poświęcałem i poświęcam córce. Wychowuję ją aktywnie, dbając o to, by była podręcznikowym przedszkolakiem. Uczę ją poprawnej wymowy, odkładania rzeczy na miejsce po ich użyciu, mycia rączek, wycierania pupy itd. Nie piję w jej obecności. Nie przychodziłem do domu po alkoholu, gdy mała jeszcze nie spała. Umiem to rozgraniczyć. Poza tym wciąż nie zdradziłem i nie zrobię tego z inną do rozwodu.

Poza zimnotą żony doszły jeszcze kierowane w moją stronę jej wychowawcze wykłady na temat tego, co zrobiłem źle, jak postąpiłem, jak mogłem postąpić.... i ogólnie - o tym, że jestem zły. Ja nie wyrzucałem jej takich rzeczy, choć mogłem: nie odkładała rzeczy na miejsce, co powodowało postępujący w mieszkaniu bałagan przez co wstyd było zaprosić kogoś do domu; co tydzień wyrzucałem pusty słoik po jej majonezie i nawet nie zauważyłem, kiedy przekroczyła 100 kg wagi; godzinami oglądała wszelkie możliwe seriale w TV wykorzystując czas przerw reklamowych na kontynuację oglądania innych seriali na laptopie. Spędzała godziny robiąc wymyślne posiłki dla mnie, gdy wielokrotnie mówiłem jej, że bardziej potrzebuję jej bliskości. Mało tego - nie uwierzycie - starając się zaakceptować jej oziębłość, uznałem siebie za seksoholika i starając się odnaleźć jakieś dogodne rozwiązanie, zacząłem truć się bromem, by ostudzić swoje seksualne zapędy. Nawet nie wiem, czy zauważyła moją impotencję. Może było jej to na rękę...

Coraz częściej byłem uświadamiany w tym, że robię coś źle. Ciężko jednak było mi to połączyć z prawdą. Kiedy zaczęła się nasza wspólna historia, byłem szeroko pojętym ćpunem nie stroniącym też od alkoholu w jakiejkolwiek sytuacji, palącym fajki, bzykajacym wszystko, co rozwierało przede mną nogi. Ona była wysokim, brzydkim obżartuchem, w którym jednak pociągała mnie inteligencja. Wydaje mi się, że w ciągu naszego życia wszelkie moje negatywy uległy zmianie. Nie ćpam. Palę mniej. Przestałem nawet pić przez rok czasu. No i nigdy nie zdradziłem, choć okazji miałem wiele. U niej zmiany przybierały odwrotny kierunek, choć w innych kategoriach.

W końcu, któregoś jesiennego dnia wróciłem do domu wcięty i usłyszałem standardowe jej teksty na temat mojego postępowania. Wyznała mi to włączając pauzę w serialu i odkładając chipsy. Biorąc pod uwagę zachwianą równowagę pomiędzy tym, co daję jej, a tym, co od niej otrzymuję (w połączeniu z ówczesną swoją alkoholową odwagą), oznajmiłem jej, że jestem taki, bo nie mam już dalej zamiaru starać się o nas, gdy ona jest taka. Powiedziałem, że mam już dość i dalej tak już nie chcę. Dwa dni potem była już w sądzie wznawiając postępowanie rozwodowe. Oto było jej rozwiązanie.

Przez następne dni słuchałem jej pretensji o to, że tak łatwo to wszystko oddałem... Nie chce mi się już tego komentować. Rozwód 14 stycznia. Przygotowywałem się na to rok czasu. Wiem już, że dam radę. Ona dopiero teraz czuje to, co ja wtedy. Nie rusza mnie to jednak. Majątek podzielony. Alimenty ustalone. Mieszkamy już w różnych miejscach. Nowy etap życia czas zacząć. Życzę jej jak najlepiej... z jakimś niepijącym impotentem, który w domu będzie robił za gosposię, którą próbowała ze mnie zrobić, m.in. narzekając na niewyjęte ze zmywarki naczynia, ale o tym nie będę się rozpisywał. ;) Jeśli ma to jakieś znaczenie dodam, że oboje zarabiamy m/w średnią krajową.

Pozdrawiam wszystkich czytelników i dziękuję za uwagę.
napisał/a: ~gość 2012-12-30 15:47
A kto się weżnie za 100kg świnkę :). Na pewno nikt normalny :D
napisał/a: Monini 2012-12-30 22:22
Masakra po prostu...
Ten temat to jest najlepszy dowód na to, że nie da się odbudować związku po zdradzie.
W ogóle nie rozumiem jak tak można postępować.
Strażak Sam, powodzenia i mam nadzieję, że ułożysz sobie życie i będziesz szczęśliwy, sam czy w związku