On chce ślubu, a ja nie

napisał/a: pereXka4 2009-07-11 14:44
Ale niby dlaczego ja mam się wyprowadzać, żyć w spartańskich warunkach, skoro mi jest dobrze też na wsi z moją rodziną? Mam sobie coś udowadniać,co?
Cikitusia
napisał/a: Cikitusia 2009-07-11 19:06
Chyba Amelia miała coś innego na myśle..... Niż spartańskie warunki i udowadnianie sobie czegoś....
Ale ja jedenj rezcy totalnie nie rozumiem. Mówisz że nie chcesz ślubu, a w podpisie pisze że do ślubu zostało 46 tygodni. To o co tak naprawdę chodzi?
napisał/a: pereXka4 2009-07-13 11:41
Być może faktycznie źle zinterpretowałam wypowiedź Amelii i zbyt impulsywnie zareagowałam za co bardzo przepraszam.
Cikitusia mój opis powstał później niż ten wątek. Zresztą już wcześniej pisałam, że podjęłam decyzję i zgodziłam sie na ślub choć nadal mam obawy. Jednak zrozumiałam, że te obawy będą towarzyszyć mi zawsze, bo taki już mam charakter.
Dałam taki opis, ponieważ z jednej strony cieszę się z powodu tego ślubu. Mieszkamy daleko od siebie, więc widujemy się w niektóre weekendy i jest nam ciężko. Cieszę się na myśl, że będę miała go przy sobie co dzień, że będę każdego dnia zasypiała i budziła się przy nim.
Jednak ślub ten wiążę się też z pewnym poświęceniem. Będę musiała wyprowadzić się z domu:( i to nie jakieś 20- 30 km dalej, ale ponad 120km. Będę mieszkać w innym regionie, z dala od całej rodziny, przyjaciół. Będę musiała ponownie szukać pracy w zupełnie obcym mi mieście. To też sprawia, że jestem trochę rozdarta wewnętrznie...
napisał/a: ~Iskierka25 2009-07-13 22:31
Dlaczego godzisz się na coś co nie da ci szczęścia?
napisał/a: pereXka4 2009-07-14 11:47
Miłość czasami wymaga poświęcenia...jeśli zostanę "u siebie", ale z dala od T. to też nie będę szczęśliwa. Zawsze kogoś będzie mi brak. Nie mówię, że będę nieszczęśliwa w małżeństwie. Sądzę po prostu, że na początku będzie mi ciężko
napisał/a: Amelia29 2009-07-14 12:02
Tak, na początku zawsze jest cięzko. Ale nasze życie to droga i aby iść do przodu, rozwijać się, trzeba w życiu wprowadzać zmiany.
Na terapi nazwywaliśmy to " siedzenie we własnym błotku":) tzn jest nam wygodnie, przyzwyczailismy się do tego a wyjście z domu wymaga wysiłku.
Nie myśl że się poświęcasz, zrozum że rezygnujesz z czegoś na rzecz dużo większej rzeczy.
napisał/a: ~Katarzyna1984 2009-08-24 14:21
A ja nie zgodzę się z powiedzeniem, że "życie na garnuszku rodziców to pasożytnictwo". Zależy od tego jak ludzie do tego podchodzą.
Sama z mężem żyję u rodziców, nie dlatego, że nie pracujemy lub wszystkie zarobione pieniądze mamy na przepuszczenie "własne zachcianki". Wszystko to co zarobimy odkładamy na mieszkanie, a rodzice w dniu naszych zaręczyn sami zaproponowali nam taką możliwość.
Moi rodzice żyli u swoich rodziców przez 3 lata (dorabiali się), rodzice mojego męża podobnie.
My planujemy mieszkać z nimi przez około 4 lata. Pewnie w między czasie urodzi się nam dzidziuś (rodzice już sami zaproponowali, że kupią nam np. wózek, łóżeczko itd) - duża pomoc !!! A jak już odłożymy i my i oni będą się cieszyć, że nie musieliśmy wyrzucać pieniędzy w błoto płacąc komuś za wynajem, borykać się z kredytami, nie pojechać na wczasy bo brak kasy lub zaczynać "jak sieroty" bez pomocy nikogo. Nie jestem sierotą, więc dlaczego miałabym się męczyć i zaczynać od niczego?

Mam kochanych rodziców i wporządku teściów, którzy rozumieją to że jak człowiek jest młody i pragnie się ożenić to nie pójdzie na ulicę. Że młodość rządzi się wlasnymi prawami i że trzeba się ubrać raz do roku pojechać gdzieś na wczasy aby odpocząć po pracowitym roku pracy i jednocześnie składać na swoje własne lokum "MIESZKANKO". Bo mieszkań nie rozdają za darmo, a wynajmować lub zaciągać kredyt to głupota. Wynajmować - bo płaci się nie na swoje, a kredyt - bo trzeba spłacac z dużymi odsetkami.

Pozdrawiam