Po zdradzie...

napisał/a: balbina73 2009-06-24 14:38
Czytam od jakiegoś czasu to forum. Czasmi się wypowiadam. Tego posta piszę z kilku powodów. I ku przestrodze innym, co by nie zdradzali, i żeby pokazać, że po zdradzie też może być dobrze oraz żeby pokazać, że jak ktoś raz zdradzi nie jest pozwiedzane że zrobi to po raz kolejny.
Zacznę od początku.
Poznaliśmy się jeszcze w podstawówce. Mijaliśmy się na korytarzu szkolnym. Ja miałam lat 13 on 15 Byliśmy i jesteśmy bardzo różni od siebie, jak ogień i woda I traf chciał, że przypadkiem spotkaliśmy się u wspólnego kolegi na imprezie. Zaczęliśmy rozmawiać ze sobą, potem w wspólnym gronie przyjaciół spotykać, potem spotkania były sam na sam. Byliśmy młodzi, ciekawi życia, szczęśliwi, zakochani. Mijały dni i tygodnie. Pewnego dnia rozstaliśmy się. Jednak nie na długo. Myśleliśmy że tak będzie lepiej. Ale nie było…jedno myślało o drugim, jedno za drugim tęskniło. I znowu zaczęliśmy się spotykać. Po pewnym czasie okazało się, że jestem w ciąży. Byłam za młoda, przerażona przyszłością. Przytulił mnie i powiedział, ze będzie dobrze, że damy sobie radę. Zaufałam, pobraliśmy się a za jakiś czas urodziłam ślicznego synka. Na początku nie było łatwo. Nie pracowałam. Kończyłam jeszcze szkołę policealną. Starałam się godzić obowiązki domowe z wychowaniem syna i nauką. Udało się  Poszłam do pracy, potem na świat przyszedł drugi syn. I znowu mijał dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Dzieci rosły a my zaczęliśmy oddalać się od siebie. Przyszła szara rzeczywistość. Zaczęło w niej brakować uśmiechu, pocałunku, miłego słowa. Niby było wszystko ok., ale to tak tylko wyglądało. Próbowałam porozmawiać z mężem ale to nic nie dawało. Kończyło się kłótnią, albo stwierdzeniem że wymyślam, że to moja urojona wyobraźnia. Czułam ze coś jest nie tak, że coś się psuje. Nie byłam szczęśliwa, nie uśmiechałam się, brakowało mi czegoś. Mąż przychodził do domu z pracy. Czekał na niego dobry obiad, wysprzątany dom, uśmiechnięta żona. Lecz uśmiech szybko uciekał gdzieś. Mąż zjadał podany obiad, bral pilota, piwo i zwalał się na tapczan. Dzień się kończył i tak w kółko. A ja. No cóż…. Jak zawsze robiłam dobrą minę do złej gry. I co jakiś czas próbowałam rozmawiać. Oczywiście z marnym skutkiem. Co prawda po ciąży przytyłam (tyle że nie z przesadą). Ale kocha się nie za wygląd tylko za to jakim się jest. Choć nie powiem żebym nie była atrakcyjną kobietą. Nie dość że podobno wymyślałam, to stałam się dla niego gruba i obrzydliwa. Kiedyś mi powiedział że wolałby taką lalkę barbi a nie to co ma. Nic się innego nie liczyło. Byłam dla niego głupia, brzydka i gruba. Nie raz jak próbowałam porozmawiać to słyszałam do tego że mam się leczyć. Kończyło się kłótnią, wyzwiskami w moją stronę i próbą wyprowadzenia się. Maż po jakimś czasie zaczął szkołę. Zobowiązałam się pomóc mu w tym w zamian za pomoc w obowiązkach domowych. I tak ja prace jemu pisałam a on mnie wciąż wyzywał o byle co. Nawet zaczęłam podejrzewać ze kogoś miał. Jak zapytałam to powiedział, ze nie. Wierzę mu. Sytuacja się nie poprawiała. Wręcz przeciwnie. Nadto mąż postanowił wyjechać żeby zarobić kasę. Żeby niby lepiej się nam żyło. Tylko zapomniał wtedy, ze pieniądze to nie wszystko i one szczęścia nie dają. Podobno na jakiś czas tylko. Chciałam jeszcze przed wyjazdem wyjaśnić naszą sytuację. Odpowiedział że nie ma co wyjaśniać. A szkoda. Któregoś wieczora, jeszcze przed podjęciem decyzji o wyjeździe jak pisałam mu pracę i miałam włączone gg, pisałam coś do pracy, w narożniku monitora pojawiła się koperta i napis: nieznajomy przesyła wiadomość. Pomyślałam sobie: znowu jakiś nieszczęśliwiec albo napaleniec chce się bzyknąć. Przeczytałam. A tam ani słowa o bzykaniu czy tym podobne. Nigdy nie odpisywałam nieznajomym. Tym razem było inaczej. Nawiązała się rozmowa, okazał się normalnym facetem, który po prostu chciał pogadać. Pisaliśmy do 3 nad ranem. Oczywiście małżonka nie obchodziło w ogóle co robię. Pisaliśmy przez kilka dni. Było naprawdę miło. Po jakimś czasie zaproponował spotkanie. Ja mu odparłam że wolę nie, bo mnie podwójne życie jak co nie interesuje i że nie zamierzam pchać się w jakiś taki związek. Uszanował. Ale kusiło. Spotkaliśmy się w końcu. I jakie było moje zdziwienie i zaskoczenie. Nie dość że znałam go z widzenia, to jeszcze ujęło mnie to że nie próbował mnie nawet pocałować czy dotknąć. Po prostu gadaliśmy sobie jak dobrzy znajomi. Spotkaliśmy się kilka razy, rozmawialiśmy przez telefon, na gg. Nie chciał się ze mną przespać. Powiedział to kiedyś, bo dla niego byłam wartościową, miłą i ładną kobietą, która była na zakręcie życiowym. Uważał że jak dojdzie do czegoś więcej to mnie skrzywdzi tym. Miał rację. Z mężem nadal się nie układało. Choć cały czas próbowałam coś zrobić z naszym małżeństwem. Chciałam je poskładać, chciałam być znowu szczęśliwa z mężem a nie z kim innym. Znajomość zerwałam. Nie umiałam okłamywać męża. Ale przyszedł taki dzień, kiedy to maż wyzwał mnie po raz kolejny od najgorszej, uderzył mnie, powiedział ze jestem beznadziejna i dlatego ze mną nie sypia już od jakiegoś czasu. Wyszłam z domu. Nie chciałam się kłócić, nie chciałam słuchać wyzwisk w stosunku do mojej osoby. To za bardzo bolało. Płakałam. Poszłam do poznanego faceta. Jakiś czas się nie widzieliśmy. Przytulił… wtedy doszło do zdrady. Z jednej strony było mi dobrze. Ktoś zauważył, ze jestem normalną, wartościową kobietą. Z drugiej strony było mi źle, że złamałam słowa przysięgi małżeńskiej. Ale stało się. Tego już nie można było cofnąć. Zerwałam znajomość. Postanowiłam albo naprawię małżeństwo albo rozwiodę się i rozpocznę nowe życie. Ale przyszedł dzień, że mąż kilka dni po tym jak zerwałam znajomość przeczytał sms-a w komórce. I przyszły pytania, jak mogłam, dlaczego on, dlaczego to zrobiłam. Była złość i postanowienie rozstania się. Mąż postanowił się rano wyprowadzić. Odpowiedziałam mu na pytania dlaczego. Powiedziałam jak mnie traktował i co cały czas czułam i ze próbowałam powiedzieć i rozmawiać i ze nie chciał słuchać. Rano poszedł do pracy. Ja nie doszłam. Zasłabłam w drodze do pracy. Odebrał mnie ze szpitala. Potem mogliśmy spokojnie porozmawiać. Bez krzyku. Oboje płakaliśmy jak dzieci. Nigdy nie zapomnę jego łez. Podsumował tylko, że był głupi, bo mógł stracić kobietę którą bardzo kochał i kocha ale nie potrafił tego okazać. Powiedział, że wybacza ale nie zapomni. I czy ja będę chciała w takiej sytuacji z nim być. Ja obiecałam ze więcej tego nie zrobię on że się zmieni. I nagle zrobiłam się dobrą, atrakcyjną żoną. Pamięta o pocałunku, o przytuleniu. Od tego czasu minęło już półtora roku. Nauczyliśmy się rozmawiać ze sobą, chodzimy do kina, na kawę. Dostaję bez okazji kwiaty. Oboje dbamy o nasze małżeństwo, oboje staramy się. Nie zamierzam więcej go zdradzić, cały czas go kochałam i kocham i wiem że on też. Tak że nie zgodzę się z opinią wyczytaną na forum, że ciało puszczone raz puszcza się cały czas. Zależy wszystko od tego w jaki sposób doszło do zdrady oraz od ludzi w związku. My staramy się żeby nasz był z dnia na dzień coraz lepszy, trwalszy i mocniejszy. Nie powiem są też gorsze dni. Ale kto ich nie ma
napisał/a: voice02 2009-06-24 17:02
Ależ stopniowałaś napięcie...

napisal(a):mijał dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Dzieci rosły a my zaczęliśmy oddalać się od siebie. Przyszła szara rzeczywistość.
(...)

Czułam ze coś jest nie tak, że coś się psuje. Nie byłam szczęśliwa, nie uśmiechałam się, brakowało mi czegoś.
(...)

Byłam dla niego głupia, brzydka i gruba. Nie raz jak próbowałam porozmawiać to słyszałam do tego że mam się leczyć. Kończyło się kłótnią, wyzwiskami w moją stronę i próbą wyprowadzenia się.
(...)

Chciałam jeszcze przed wyjazdem wyjaśnić naszą sytuację. Odpowiedział że nie ma co wyjaśniać. A szkoda.
(...)

W narożniku monitora pojawiła się koperta i napis: nieznajomy przesyła wiadomość. Pomyślałam sobie: znowu jakiś nieszczęśliwiec albo napaleniec chce się bzyknąć. Przeczytałam. A tam ani słowa o bzykaniu czy tym podobne. Nigdy nie odpisywałam nieznajomym. Tym razem było inaczej.
(...)

Po jakimś czasie zaproponował spotkanie. Ja mu odparłam że wolę nie,
(...)

Ale kusiło. Spotkaliśmy się w końcu.
(...)

Nie chciał się ze mną przespać. Powiedział to kiedyś, bo dla niego byłam wartościową, miłą i ładną kobietą, która była na zakręcie życiowym. Uważał że jak dojdzie do czegoś więcej to mnie skrzywdzi tym.
(...)

Z mężem nadal się nie układało. Choć cały czas próbowałam coś zrobić z naszym małżeństwem.
(...)

Znajomość zerwałam. Nie umiałam okłamywać męża.
(...)

Ale przyszedł taki dzień, kiedy to maż wyzwał mnie po raz kolejny od najgorszej, uderzył mnie, powiedział ze jestem beznadziejna i dlatego ze mną nie sypia już od jakiegoś czasu. Wyszłam z domu. Nie chciałam się kłócić, nie chciałam słuchać wyzwisk w stosunku do mojej osoby.
(...)

Poszłam do poznanego faceta. Jakiś czas się nie widzieliśmy. Przytulił… wtedy doszło do zdrady. Z jednej strony było mi dobrze. Ktoś zauważył, ze jestem normalną, wartościową kobietą. Z drugiej strony było mi źle, że złamałam słowa przysięgi małżeńskiej. Ale stało się.

itd... itd...


I twoja teza, bardzo bliska wielu kobietom, które zdradzają, że widać potrzeba zdrady, by w związku było lepiej... Ja się z tą tezą nie zgadzam, ale niech Ci będzie. Skoro dzięki temu zbliżyliście do siebie, to chociaż tyle. Mogło się jednak skończyć dużo gorzej, o czym na pewno na tym forum dużo przeczytałaś...

Życzę wam wytrwałości, a Tobie - w razie, gdyby znów spowszedniało - znalezienie sobie rozrywki innej niż seks pozamałżeński.
napisał/a: sorrow 2009-06-24 19:51
Niestety... niektórzy ludzie potrafią się zmienić, albo dojrzeć niektóre sprawy tylko pod wpływem jakichś nagłych wydarzeń. Poza tymi momentami żyją jak w transie, ślepi na to co się dookoła nich dzieje. Podejrzewam, że to zasłabnięcie dodatkowo zadziałało, bo co innego nie chciec kogoś już widzieć na oczy, a co innego stracić na zawsze z tego świata. Takie zdarzenie potrafi dodatkowo otworzyć szeroko oczy. Twój mąż najwidoczniej też do takich ludzi należy. Dobrze, że wszystko obróciło się na waszą korzyść. i oby tak dalej :).
napisał/a: balbina73 2009-06-25 09:45
voice02 napisal(a):Życzę wam wytrwałości, a Tobie - w razie, gdyby znów spowszedniało - znalezienie sobie rozrywki innej niż seks pozamałżeński.


To nie chodziło tylko o sex. Moze się źle wyraziłam, może inaczej odebrałeś niż chciałam. Widzisz jak przez wiele lat starasz się, zawsze w domu wysprzątane, wyprane, obiadek zaraz po przyjściu do domu pod nos podstawiony, nawet piwo w lodówce kupione, żona poza kilkoma kilogramami nadwagi zawsze zadbana a on tego nie widział, choć jak powiedział nie to że nie widział ale nie doceniał tego co miał... to po wielu takich latach wystarczy że ktoś zauważy, że jesteś normalną osobą, z którą mozna pogadać, pośmiać się. Wystarczy że nie jesteś nienormalny i masz się leczyś bo masz urojenia. Wystarczy, że ktoś zauważy że wogóle jesteś.
Ja podjęłam dezyzję o rozwodzie. Nie chciałam ciągnąć takiego małżeństwa. Wtedy wyszła sprawa o wyjeździe. Postanowiłam przeczekać. Myślałam że się wtedy ułoży, że zatęsknimy. Wyjzad nie wypalił, pracodawca okazał się oszustem. Zamiast zarobić straciliśmy na tym. Ale to nie było ważne. Po tygodniu nie zważając na nic wsiadłam w auto i w 22 godziny zrobiłam ponad 2000 km, pojechałam po niego. Myślałam że choć mnie przytuli. Jakże się myliłam. Powrotna droga była koszmarem. Tak po prostu musiało być. Już tego samego dnia mnie obrażal i wyzywał. Ale ja jeszcze czekałam, liczyłam że może na następny dzień, może za tydzień... ale nie było. Do zdrady doszło dopiero po roku. Nie ma na to usprawiedliwienia... wiem... i bardzo żałuję że tak musiało się skończyć żeby zauważył że jestem i że go kocham.

[ Dodano: 2009-06-25, 09:56 ]
sorrow napisal(a):niektórzy ludzie potrafią się zmienić, albo dojrzeć niektóre sprawy tylko pod wpływem jakichś nagłych wydarzeń


Mogę tyko powiedzieć niestety... Szkoda że nie umiał słuchac jak mówiłam, jak prosiłam... Ale cóż. Temat zamknięty. Najważniejsze że oboje teraz chcemy i oboje do tego dążymy. I tak zostanie ;)
napisał/a: ~gość 2009-06-25 16:43
voice02, ale ta sytuacja to chyba nie byla tak do konca jej wina wiec darowalbys sobie uwage
voice02 napisal(a):Życzę wam wytrwałości, a Tobie - w razie, gdyby znów spowszedniało - znalezienie sobie rozrywki innej niż seks pozamałżeński.

czasem swiete wiezy malzenstwa, nie sa takie swiete. przysiega obejmuje wiele przyrzeczen- mowi tez cos o szacunku, ktorego maz bynajmniej jej nie okazywal (wyniszczanie kogos psychicznie jest o wiele gorsze niz zdrada)
napisał/a: balbina73 2009-06-26 08:18
Zdepresjonowana napisal(a):.......ale ta sytuacja to chyba nie byla tak do konca jej wina wiec darowalbys sobie uwage


Dziękuję Zdepresjonowana... ja i tak się za to wciąż obwiniam. Może dlatego że przez cały czas za wszystko obwiniana byłam ja. Moze za mało jednak walczyłam a może nie. Nie ważne. Było minęło. Ważne żeby było juz zawsze ok.

Zdepresjonowana napisal(a):wyniszczanie kogos psychicznie jest o wiele gorsze niz zdrada


Masz z pewnością rację. Nie da się opisać tego co czułam, co przechodziłam. Mialam tyle razy powiedziane że jestem beznadziejna i że do niczego się nie nadaję że w końcu w to uwierzyłam. Moze czasami taka terapia szokowa jest potrzebna.
napisał/a: ~gość 2009-06-27 10:02
Smutne w tej historii jest to, że zdrada faktycznie czasami jest jedynym lekarstwem na odbudowanie małżeństwa.
Oby mąż już na zawsze zmądrzał, a Ty byś nie dała się skusić więcej.
napisał/a: polak55 2009-07-10 02:23
a ja na jego miejscu wyrzucilbym wszytkie walizki i Ciebie pierwsza za drzwi a na miescie bym opowiedzial jaka mam zone..zeby koledzy pocieszyli sie troche.a nie przyszlo do glowki zeby mu rzucic papiery rozwodowe i zabrac sie i wyjsc (albo cos w tym stylu) szok bylby podobny ale nie lepiej sie stuknac z obcym facetem podziwiam meza...szacunek dla Niego(mimo jego bydlactwa)
jak mi powtarzano:jezeli ktos jest swinia chamem i bydlakiem to ja wcale nie musze taki byc.
napisał/a: balbina73 2009-12-09 11:03
Dawno nie pisałam w swoim wątku. Może nie będę opisywać teraz co się przez ten cały czas wydarzyło. Ale ciekawa jestem co pollak55 teraz mi odpisze.

polak55 napisal(a):a ja na jego miejscu wyrzucilbym wszytkie walizki i Ciebie pierwsza za drzwi a na miescie bym opowiedzial jaka mam zone..zeby koledzy pocieszyli sie troche


Myślę że to było by faktycznie najprostsze wyjście ale czy oby dobre. Za to ciekawa jestem co czytelnicy Forum, wieszający "psy" na tych co zdradzają powiedzą na to.
Postanowilismy faktycznie poskładać małżeństwo. Postanowiliśmy mieć swoje gniazdko. Mąż zaczął do pracy wyjeżdżać do innego miasta, oddalonego od naszego o ok 550 km. W domu był raz na tydzień albo na dwa. Powiedział, że tak lepiej żeby zarobić jakieś pieniadze. Było mi smutno z tego powodu i ciężko. Cała sprawa z szukaniem mieszkania została pozostawiona mnie. Więc mój dzień od sierpnia przedstawiał się w ten sposób, że rano wstawałam do pracy, po pracy biegłam oglądać wyszukane mieszkania, potem do domu ogarnąć wszystko, czyli pranie, sprzątanie, gotowanie, dzieci i ich lekcje. Potem siadałam do kompa i szukałam mieszkania do późnych godzin nocnych. I znowu rano pobudka, praca itd. Co dziennie to samo. W między czasie dzieci chorowały... A ja... sama. Mówiłam sobie że w zacnym celu, zaciskałam zęby i starałam się ten ciężki okres przetrwać. W końcu po dwóch miesiącach znalazłam odpowiednie mieszkanko. Oczywiście mąż nadal był w delegacji. Przyjechał tylko je obejrzeć. Cale formalności pozostyały na mojej głowie. I znowu dużo spraw. Na mieszkanie braliśmy kredyt. Nie przypuszczałam że tyle załatwiania będzie :( Wytrzymałam. Już był wyznaczony termin na podpisanie w końcu umowy kredytowej. I tu dopiero się zdziwiłam. Wyszło, że mąż jadąc sobie do pracy do innego miasta nie tylko jak to on nazwał "ciężko pracował". Praca była taka jak zawsze w tych samych godzinach, nic więcej. A potem... Potem moja druga połówka chodziła sobie po pubach i już wolę nie wiedzieć gdzie jeszcze i dobrze się bawiła. Po prostu żyć nie umierać. Nie ma obowiązków, zmęczonej ciągłym bieganiem żony... raj. Jak sie wydało to przepraszał, mówił że sam nie wie dlaczego tak robił, że tak wyszło. Obiecywał że już nic nie zrobi by mnie zranić. Starałam się uwierzyć. Wyjeżdżał nadal. Pewnego dnia gdy pakował się na kolejny wyjazd zadzwoniła jego komórka. To było na trzy dni przed podpisaniem umowy kredytowej. I co zobaczyłam na wyświetlaczu... imię nie znanej mi kobiety. Zapytałam... po wielu wykrętnych odpowiedziach dowiedziałam się że to jakaś kobieta z którą sobie sms-ował. Ale że to nic takiego, ze to niby ona zaczęła, że on nie chciał... To po co sms-ował?? Nie chciałam podpisać tej umowy. On wyjechał a ja zostałam z problemem sama. Poprosił tylko żebym przemyślała i podjęła decyzję czy chcę być z nim czy nie i czy będę umiała mu wybaczyć. Czy wybaczyłam... staram się. Umowe podpisałam i remontujemy nasze gniazdko. Ale wydaje mi się że z dnia na dzień coraz bardziej się od siebie oddalamy. Zastanawiam się czy to wszystko da się jeszcze naprawić.
Zreszta po tym jak się wydało z tym balowaniem na delagacji syn trafił do szpitala. Miał operację. Zostałam z tym sama. Jak zadzwoniłam do meża, powiedział że nie mam mu przeszkadzać bo on już śpi...

Ciekawe co teraz na taki rozwój wydarzeć wypowiedzą się Ci co tak przekreślają osoby które zdradziły swoją drugą połowę. I kto komu powinien wystawić walizki za drzwi??
napisał/a: arturo1 2009-12-09 11:22
balbina73 napisal(a):Ci co tak przekreślają osoby które zdradziły

Jest takie powiedzenie, ze lepiej byc samemu niz z byle kim.
A najsmutniejsze jest to, ze pasuje ono jak ulal do Was obojga.
napisał/a: dgw 2009-12-09 11:30
Uć, trochę za ostro.

Człowiek jest ułomny, pamiętaj o tym i może popełniać seryjnie błędy.

Oni żyją kilka lat razem, a mogą spędzić jeszcze dziesiątki w szczęściu. Czy ktoś im tego zakazał. To są Ci sami, choć nie tacy sami ludzie, jak w dniu ślubu a wtedy świata poza sobą nie widzieli nieprawdaż.
napisał/a: Magdalena32 2009-12-09 11:37
balbina73 napisal(a):Ciekawe co teraz na taki rozwój wydarzeć wypowiedzą się Ci co tak przekreślają osoby które zdradziły swoją drugą połowę. I kto komu powinien wystawić walizki za drzwi??


Ty go zdradziłaś, on zdradził Ciebie jesteście kwita.
może on trochę za mocno pojechał w tym skoro olał wypadek syna. ale to nie zmienia faktu że oboje jesteście siebie warci.