Rozczarowana,nie przyznająca się

napisał/a: nieznajoma 2007-08-04 12:39
czasmi dochodzilam do wnisosku,że to jego wina,że za malo się stara,powątpiewalam we wszystko.Bo ile można tlumaczyć zaistniale sytuacje,rozumieć to.Wiem,żę nie może walic glową w ścianę,że też go to wykańcza.
napisał/a: MEE 2007-08-04 12:42
Droga Aniu, a czy on tak martwi sie o Ciebie? Czy zastanawia sie nad tym, ze Twoj stan z czasem moze spowodowac jakies powiklania psychosomatyczne?

Pamietasz. Pisalismy o tym i zgodzilismy sie co do tego, ze jak choruje dusza to i cialo!
napisał/a: MEE 2007-08-04 12:45
Nie mozna ciagle tlumaczyc zachowania tylko jednej strony. Czy on nie widzi koga ma u boku?
napisał/a: MEE 2007-08-04 12:54
Aniu, wracam za ok. 1,5 godz.
napisał/a: nieznajoma 2007-08-04 13:08
Widzi.On zdaje sobie sprawe że cięzko to przechodzę.Mowi że stara się byc przy mnie wyluzowany,bym nie czula jego problemow.On tez psychicznie nie wytrzrymuje tego.Dusi w sobie bezsilność,zlośc,widzi mnie w tym.walczy o to do czego ma prawo ile może.Ale nie może sprostać,przeszkoczyć pewnych przeszkód.Tkwimy jakby w pułape.Staralismy się trzymac razem,wspierać,ale czym dlużej trwa napięcie odsuwamuy sie od siebie.Pożniej rozmawiamy,jest troche lepiej,sytacje nie zmienia sie i tak ciągle.Chcę z nim byc ale mam dośc tych wszystkich problemow.Niejedna para nie wytrzymałaby tego wszystkiego,a my jakos sobie radzimy.Możliwe,że gdyby wiele sytuacji rowiązalo się szybciej,byloby nam łatwiej..tego jestem pewna..
Tak ,mam bole glowy itd.jestem nerwowa,zniechęcona.Chce by te sprawy wreście się skonczyly,bysmy mogli zyc normalnie.
napisał/a: MEE 2007-08-04 15:02
Droga Aniu, nie wiem czy jest to jakies pocieszenie, ale wiele par przechodzi przez cos jeszcze gorszego. Nie poddawaj sie. Ludzie rozmaicie reaguja na permanentny stres. Niestety z niektorymi z nich w takich sytuacjach zwyczajnie nie daje sie wytrzymac, bo swoj bol i zale odreagowuja na nas.
napisał/a: nieznajoma 2007-08-04 16:28
U nas nie było jakiegos otwarego przenoszenia frustacji zlości na siebie.Też się zastanawiam czy moje odbieranie naszego związku nie wynika z całej zewnetrznej sytuacji czy rzeczywistych problemow miedzy nami,ktore są niezależne od czynnikow zawnetrznych.Napewno się oddalilismy,byłam/jestem niezadowolona z tego jakie prowadze życie.Czasmi nie potrafie postawić granicy między tym co jest miedzy nami a klopotami.
Z czasem tak tlumilam bezradną zlość,że zaczelam mysleć iz te przeciwności nie istnieja naprawdę a on je wymysla.Chociaż fakty są obiektywne,prawdziwe.Mialam go dość,bo nie mogłam zrobić nic więcej.Nie mialam wplywu na opieszalość,niekompetencje zupelna urzednikow,ich nieopdpowiedzialność za pracę.Instytucje podchodzą do ludzi jak do matwego podania,każdego,najmocniejszego mozna w ten sposob wykończyc.Tutaj jeszcze jjego zdrowie,nasze uwiklania w sprawy innych,ktorym chcialoby się pomoc,wesprzeć.Jesli samemu nie można sobie poradzic.
Też jestem niełatwą osobą we współżyciu.
napisał/a: nieznajoma 2007-08-04 16:39
W ub r spedzilam świeta grudniowe za granicą.Nie obchodzimy świąt ale i tak bylo mi cziężko.On święta przespał.Ja bylam tam.Swieta minely tak jak każdy inny dzień,ale gdy przyszedł sylwestr..Chcialam by on byl przy mnie.Aby widzial to co ja moglam zobaczyc..Przez 2 godziny nocne było poprostu pieknie,,a jego nie bylo.Musialam jechac,a może nawet sama zdecydowalam że 2tygodniowy wyjazd jest oplacalny.On i tak byl zajęty.Liczylismy że dostanie paszport na ten krótki czas,ale nie dostal.Dostal póżniej ale tak w pewnych instytucjach tak namieszali,że wyszło całkiem inaczej.Do kogo miałam mieć żal?Do systemu ale na nich nic nie wplywa.Wiec czulam zlośc do niego,że mu nie zalezy,jest obojetny.Ile można normalnie funkcjonować,rozumiem ,miesiące,krótszy okres,który ma jakies okreslone granice.Ale u nas mialo się rozwiązywać,mijały pierwsz terminy ,rozczarowania,ciągle patrzenie ,że bedzie lepiej.i nic.Można się w tym wszystkim pogubić.