Zdrada..najgorsza chyba...

napisał/a: ~gość 2009-10-13 13:51
Loniek!Mam naprawde ogromnie trudno.Mieszkam z coreczkami u niego z jego ojcem tzn.moim tesciem.Jest chory na raka chyba juz w ostatnim stadium wiec napewno sie nie wyprowadze bo tesc mnie potrzebuje.Poza tym to on sie wyprowadzil i mieszka z nia w wynajetym mieszkaniu.Coreczki maja z nim bardzo dobry kontakt i obojetnie jakim kosztem nie pozwole tego zmienic.Widzi sie z nimi codziennie bo codziennie do nich przyjezdza oraz zabiera je co drugi weekend.Nie wiem jak dlugo tak bedzie gdyz Jego partnerka za kilka miesiecy urodzi Mu synka a mieszkaja w kawalerce wiec co dalej jest duzym znakiem zapytania.Mam nadzieje,ze jakos sie to rozwiaze.Poza tym dalej daje na dzieci.Finanse nie sa problemem,wrecz przeciwnie chyba probuje jakos zrewanzowac krzywde wobec mnie wiec jest o.k.Z rodzina rozmawialam na ten temat ale poprosilam,aby nie wypowiadali sie na ten temat.Wiesz, zaraz jak im o tym powiedzialam(po 2 m-cach jak ja sie dowiedzialam) byl w ich ustach najgorszym draniem.Ale ja o tym wiedzialam i nie chcialam sluchac ich komentarzy.Teraz jest troche lepiej,nie placze tak duzo i mysle wiecej o sobie.Probuje stac obok tego w miare moich mozliwosci.Wtedy boli troche mniej.Nie wiem jak sie skonczy to wszystko ale czym dluzej to trwa to zamyka za soba brame do mego serca.
Posluchaj!Moze to,ze mieszka teraz sam to dobry znak i bardzo Ci tego zycze.Bo moj maz wyprowadzajac sie do niej zadecydowal nie rozwazajac jak bedzie lepiej dla nas wszystkich.Poprostu pomyslal tylko o sobie i pokazal ze swojej strony straszny egoizm.Najbardziej w tym wszystkim pomogla mi wizyta u psychologa.Chodzilam na kilka sesji i to pomoglo mi odbic sie od dna.Zycze tobie duzo sily i powodzenia.Bedze sledzic twoje losy i w miare mozliwosci podtrzymywac cie na duchu bo moga jeszcze nadejsc dni cierpienia wiekszego niz teraz czujesz.Pozdrawiam.
napisał/a: Loniek 2009-10-13 14:38
Anulka , strasznie mi przykro że znalazłaś się w takiej sytuacji. Twój mąż nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jakie szczęście zmarnował. Życzę Ci aby pojawił się na Twojej drodze ktoś, kto zasłuży na Twoją miłość, jestem pewna , że chodzi sobie teraz po świecie i szuka Cię . Ja powtarzam sobie jak mantrę każdego dnia robiąc makijaż, czesząc włosy- "kiedyś będę szczęśliwa" i głęboko w to wierzę. Tobie też tego Życzę z całego serca! Jesteś bardzo dobrym człowiekiem, a ja głęboko wierzę w to że zbierzemy kiedyś plony z tego co zasialiśmy...pomyśl jakie będą wspaniałe!
Wiem, że przede mną długa , wyboista droga, ale z Waszą pomocą dam radę. To forum ratuje mnie od obłędu, kiedy nachodzą mnie straszne myśli, lęki, nieogarnięty smutek siadam tutaj i czytam...pomaga.
Lordmm, tutaj wiek czy staż nie ma znaczenia. Cierpimy niezależnie od tego. Mam nadzieję, że Twoja wybranka i Ty znajdziecie wspólną drogę.
Pozdrawiam gorąco.

[ Dodano: 2009-10-13, 17:42 ]
No strasznie to brzmi wszystko.
W znakomitej większości nie da się nie zgodzić z tym co tu napisane. To jednak opis sytuacji tylko jednej ze stron... a zawsze są dwie. Należy jednak potrafić wejść w "buty" drugiej osoby, wejść w nie jak są sygnały, zanim dojdzie do czegoś więcej co potem jest nieodwracalne. Jeśli ktoś sygnalizuje, że coś stanowi problem to należy się zastanowić czy to błahostka, czy dla niego poważny i realny problem ? Traktowanie sygnałów za błahe i nieznaczące doprowadza drugą osobę do myślenia "nie obchodzi jej co dla mnie ważne?" zdrada jest bezwzględnie naganna ale jeśli mówić o winie... to zazwyczaj jest po obu stronach. Loniek nie to jednak jest najważniejsze. Ważne czy da się z tego jeszcze wrócić do związku? Odpowiedz sobie czy dasz radę nie wspominać o tym co się stało? czy będziesz umiała żyć bez podejrzeń (choć to trudne) ? Potem potrzeba Jego decyzji i działania w jednym z kierunków. Powodzenia.

[ Dodano: 2009-10-13, 21:45 ]
Pewnie się zastanawiacie dlaczego Loniek napisał to co napisał w dodanych.Hmm...otóż nie Loniek to napisał...podstępny drań sobie poczytał i wtrącił trzy grosze. No tak, macie teraz co oceniać...
napisał/a: Stranger 2009-10-14 09:34
Loniek napisal(a):Zgadzam się z tym, że nie wie co robić, jest zagubiony. Ale ja też. Dlatego postaram się żyć dla siebie, czekać na rozwój wypadków, dać nam czas.

Niby dobre postanowienie, ale ma jedną zasadniczą wadę. Im więcej czasu będzie mijać, im dłużej on będzie funkcjonował poza domem, tym trudniej będzie Ci pozwolić mu na powrót do domu, jeśli takowy będzie miał miejsce. Teraz jesteś zrozpaczona, wszystko co wydawało się tak bardzo stałe i stabilne nagle przestało istnieć, dlatego tak bardzo chciałabyś, żeby on wrócił. Ale to tak naprawdę nie jest tęsknota za nim tylko za tą stabilizacją, spokojem, bezpieczeństwem i poczuciem rodzinnej całości, które towarzyszyły Ci przez sześć lat małżeństwa. Ale musisz zdać sobie sprawę z tego, że to już nie wróci. Że nawet jeśli Twój mąż wróci do domu, tego poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji nie będzie, bo nie będziesz mu już ufać. Zresztą sama piszesz, że podejrzewasz go o recydywę. Dlatego jeśli ma się Wam jeszcze udać, nie możecie czekać. Każda minuta, którą spędza teraz z tamtą kobietą, każdy kolejny pocałunek, każda czułość i zbliżenie oddala Ciebie od niego i jego od Ciebie. Z czasem będziesz oswajać się z myślą, że nie będzie go w domu, że musisz inaczej ułożyć sobie życie. Być może nawet zaczniesz zwracać uwagę na sygnały od innych mężczyzn, świadczące o tym że możesz dla kogoś być atrakcyjna. Bo przecież tyle czasu nie zwracałaś na te sygnały uwagi, prawda? W konsekwencji okaże się, że jak Twój mąż wreszcie się zdeklaruje i postanowi wrócić do domu, Ty już nie będziesz tego chciała. Bo w szafie nie będzie już miejsca na jego ubrania, a w sercu chęci do zmagania się brakiem zaufania i uczucia.

Loniek napisal(a):zastanawiam się nad sensem ratowania tego związku, bo szanse , że to się powtórzy w przyszłości są chyba ogrooomne?!

Bardzo trudno jest odpowiedzieć na to pytanie. Przypuszczam, że zdecydowana większość odpowie, że z pewnością tak właśnie będzie. Ale ja uważam, że to zależy od bardzo wielu czynników. A zasadniczo jednego. Jeśli uda się odbudować Wasz związek i obojgu będzie Wam w nim dobrze, on nie będzie miał potrzeby szukać wrażeń na zewnątrz. A obecny kryzys być może nauczy go tego, że jeśli faktycznie jest mu źle w związku (choć podawane przez Ciebie przyczyny jego utraty zainteresowania Tobą są śmieszne) to się o tym mówi i takie problemy się wspólnie rozwiązuje. Jeśli postanowicie być razem, polecam udać się na jakąś terapię do dobrego psychologa. To naprawdę otwiera oczy na wiele spraw i pozwala uniknąć powtarzania błędów. Szczególnie tych popełnianych nieświadomie.

powodzenia!
napisał/a: Loniek 2009-10-14 17:25
Błahostki- czy faktycznie te smsy ponaglające, kłopoty z wyjściem z kolegami to nie przypadkiem jakieś ogromne sprawy? Co jeśli to urosło do wielkich problemów, które z dnia na dzień zatruwały nasze życie? Nieświadomie zupełnie sprowadziłam na siebie to nieszczęście...bo jeśli mój mąż otwierał się przede mną, sygnalizował te problemy w przeszłości to jestem winna...
Może nie słuchałam go zbyt dokładnie, musicie widzieć, że miałam zawsze problem z okazywaniem swoich uczuć, przy byle kłótni ja zamykałam się w sobie i siłą trzeba było coś ze mnie wyciągnąć. Potem następował moment pogodzenia i było dobrze z naszą komunikacją , do ...następnego razu. Taki ze mnie skryty człowiek.Teraz wiele się zmieniło, mam potrzebę mówienia o uczuciach, emocjach, chcę się otworzyć i robię to , jeśli nie przed nim to chociaż tutaj, żeby było mi łatwiej.Chciałam żeby Te "błahostki" stały się dla mnie małe, bo przez nie rozpada się moje małżeństwo. Ale jak widzę dla mojego męża to ogromny problem, bo świadczy o braku zrozumienia z mojej strony. Poniekąd tak było, ja chciałam to bagatelizować, bo dowiedziałam się o tym co stanowi problem, kiedy już było zbyt późno aby coś z tym zrobić. Po prostu nie było już szansy wygrać , bo pojawiła się ta trzecia osoba - idealny partner do rozmowy, wstrzeliła się w nasze problemy, w idealny moment .M. zdążył już wtedy wyidealizować ją, a mnie skutecznie sobie obrzydzić i odsunąć od siebie. I pomimo moich starań nie potrafił już patrzeć na mnie w "ten" sposób. Strasznie mi ciężko znowu, pojawiły się myśli to moja wina - nie chciałam go zrozumieć, nie słuchałam, nie widziałam...
MAM TO NA CO ZASŁUŻYŁAM
napisał/a: majka 83 2009-10-14 21:01
Loniek napisal(a):ewnie się zastanawiacie dlaczego Loniek napisał to co napisał w dodanych.Hmm...otóż nie Loniek to napisał...podstępny drań sobie poczytał i wtrącił trzy grosze. No tak, macie teraz co oceniać...

Nie mamy czego oceniać, bo za mało o sobie napisałeś "podstępny draniu", powiedz dlaczego tylko sygnalizowałeś, a nie starałeś się rozmawiać, dlaczego poszukałeś sobie odskoczni, zamiast ratować swoje małżeństwo?Nie wystarczy sygnalizować, należy coś z tym robić..., my się nie umiemy domyslać, czasami potrzeba coś powiedzieć wprost.
Po co krzywdzisz i wpędzasz w poczucie winy matkę twoich dzieci..uważasz,że za mało bólu jej jeszcze sprawiłeś, musisz jej jeszcze dołożyć? Już wystarczy mężu Loni, naprawdę wystarczy. Masz okazję to naprawić, teraz Twoja żona zauważyła jaki jesteś biedny, masz okazję porozmawiać...zrób to, jeżeli naprawdę chodzi Ci o rodzinę...nie oddalaj się bardziej.
Loniek napisal(a): zdrada jest bezwzględnie naganna ale jeśli mówić o winie... to zazwyczaj jest po obu stronach

Owszem, obie strony sa winne kryzysowi w związku, ale zdrady jesteś winny tylko Ty sam.., nie twoja żona.
Loniek napisal(a):. Loniek nie to jednak jest najważniejsze. Ważne czy da się z tego jeszcze wrócić do związku? Odpowiedz sobie czy dasz radę nie wspominać o tym co się stało? czy będziesz umiała żyć bez podejrzeń (choć to trudne) ? Potem potrzeba Jego decyzji i działania w jednym z kierunków. Powodzenia.


Na to pytanie może Ci odpowiedzieć tylko Twoja żona, o ile potrafisz jescze rozmawiać, o ile chcesz ratować to co masz w życiu najcenniejsze : swoja rodzinę.
Co do reszty zgadzam się, potrzeba decyzjii...i działania w jednym kierunku.

P.S Dobrze,że zajżałeś na to forum, poczytaj sobie historię po historii..., poczytaj o rozpaczy, bólu, wyrzutach sumienia albo ich braku..to również Twoja historia,nie musi się zakończyć żle...

Pozdrawiam.