zrospaczona kasia

napisał/a: kasiulka00 2010-08-10 09:58
Witam. Nie wiem od czego zacząć ponieważ to co się stalo jest czymś niewyobrazalnym dla człowieka i trudnym do opisania i do wyobrazenia sobie ze cos takiego mogło sie stac, ale sprobuje. Dwa miesiace temu miałam ślub. Wszystko było pieknie przygotowane kościół, przyjecie i zabawa, było cudownie jak z bajki tak jak sobie wymarzyłam, niestety czar radosci bardzo szybko zniknął i zaczał sie horror. Kilka dni po slubie mój mąż oswiadczył ze chce rozwodu, zaczał szalec ze wszystko co bylo na weselu było źle, stale powtarzał ze od swoich gosci sie rozne rzeczy dowiaduje co im nie pasował i o wszystko maja on i oni ale. Nie wiem co mu tak bardzo niepasowało poniewaz moi goscie i znajomi sa bardzo zadowoleni, do dnia dzisiejszego wspominaja jakie dobre było jedzenie, jak ładnie wygladałam i jak dobrze sie bawili ( nawet pomimo tego ze zespol byl beznadziejny dostosowali sie do takiej muzyki jaka była i nic Mi nie powiedzieli bo nie chcieli mi robic przykrosci, dopiero pozniej jak moj maz zaczał wymyslac rozne rzeczy zapytałam mojej rodziny czy cos im niepasowało i sie dowiedziałam ze on nie ma powodu byc niezadowolony bo wszystko było super załatwione i dograne, a za tym wszystkim Ja z moja rodzina jezdziłam bo on stale nie miał czasu na nic i wszystko było mu nie potrzebne, ale zespol to byli znajomi mojego meza i ja nie mogłam nic zrobic zeby byl inny a pozatym powiedzial ze dobrze graja to mu uwierzyłam i sie zgodziłam).Od tej pory stale wypomina mi ze gdyby mnie nie poznał kilka lat temu to by był z kims innym i moze by był szczesliwy, ze on chce rozwodu, nie słysze od dnia slubu miłego słowa tylko stale kłótnie i wyzwiska, nie mam juz na to dłuzej siły. Tak bardzo go kochałam oddałam mu swoje serce, byłam na kazde zawołanie, wspierałam go gdy kłócił sie z matka, ale on odrzucał mnie wtedy nie chciał ze mna rozmawiac, nie odbierał nieraz cały dzien telefonu, bo twierdził ze on wtedy woli byc sam ze soba, mowiłam mu ze mnie tym rani ze mnie odrzuca, ze chce zeby mi sie zwierzał i byl szczery ze mna bo na tym polega zwiazek dwojga osob na wspolnym wsparciu w trudnych chwilach,ale on nie chciał, wolał milczec, wiele razy cyganic i krecic zebym sie tylko nie dowiedziała prawdy. Przez to ze nie byl ze mna szczery straciłam do niego zaufanie, powiedziałam mu ze skoro on nie mowi mi prawdy, ukrywa wiele rzeczy i nie jest szczery na codzien co robi itd to ja tez mu nie bede mowiła, bo bez sensu jak on wszystko o mnie bedzie wiedział gdzie ide po pracy, co robie itd a on mi nic nie mowi. Moje pytanie "co robisz" było szczere, chciałam zebysmy w jakis sposob uczestniczyli w swoim zyciu skoro widywalismy sie tylko raz w tygodniu, to był nieraz powod zagadania do niego gdy był zły ma cos lub na kogos nie koniecznie na mnie. I przestałam mu sie zwierzac i mowic wiele rzeczy jak dawniej bo czułam sie beznadziejnie ze ja mu mowie a on nie jest ze mna szczery. W miedzyczasie wiele roznych rzeczy dowiedziałam sie od jego matki ale gdy jemu o tym mowiłam wszystkiemu zaprzeczał. Z poczatku zastanawiałam sie jak matka chcaca zeby syn sie ozenił moze mowic takie rzeczy do jego przyszłej zony i zastanawiałam sie czy to jest prawda czy rzeczywiscie tak jest czy to prawda co ona mowi czy ona nie mowi tego przypadkiem celowo zebym go zostawiła bo bała sie ze z kolei zostanie sama jak faktycznie uswiadomiła sobie ze jej syn sie zeni ale poniewaz pewne fakty sie potwierdzały naocznie i od jego rodziny sie dowiadywałam ze to prawda to to jeszcze bardziej utwierdziło mnie w tym ze przestałam mu ufac przez to ze nie byl szczery nie przyznał sie do tego co ona i inni mowili. Nie raz mowil do mnie brzydkie słowa ktore bardzo mnie bolały i raniły, bardzo duzo razy przez niego plakałam jak sie ze mna poklocil przez telefon i mi nawtykał roznych "słów", ale pomimo ze tak mnie traktował ja bardzo chciałam byc z nim. Nieraz sie poklocilismy i zastanawiałam sie jak on moze mi tak robic? dlaczego? myslałam przeciez ja nie zasłuzyłam na to? ale za jakis czas po tym co było nie tak był miły, kochany wydawało mi sie zawsze ze bardzo mnie kocha i zakazdym razem mu wybaczałam rózne rzeczy, owszem nie zapominałam bo to tkwiło i tkwi nadal w moim sercu ale wybaczałam na dana chwile jego przewinienie, wyciagałam reke na zgode nawet jak to nie była moja wina to jakies nieporozumienie bo bardzo mi na nim zalezało zeby go nie stracic i byłam wstanie wszystko dla niego zrobic zeby był ze mna, stale go przepraszałam i prosiłam zeby sie nie gniewał. Zawsze byłam mu wdzieczna za to co od niego dostałam jakies drobne upominki, kwiaty czy pomadki. Nieraz było mi naprawde bardzo przykro on nawet niezdawał sobie sprawy jak bardzo cierpiałam w sercu, jak płakałam gdy mowił cos złego, nawet jak sie poklocilismy to plakałam bo zastanawiałam sie czy to moja wina czy jego ( ale on o tym nie wiedział, nigdy nie wierzył jak płacze, widziała tylko moja rodzina, chociaz pozniej sie z tym ukrywałam płakałam jak szłam do łazienki albo jak lezałam wieczor przed snem tuliłam sie pod kołdrą tak zeby mnie nikt nie słyszał). I faktycznie nikt oniczym nie wiedział. Wiele razy łagodziłam rózne sytuacje gdy cos było zle, ale teraz z czasem widze ze popełniłam duzy bład ustepujac mu na kazdym kroku, robiac wielokrotnie to co on chciał i godzac sie na jego propozycje. Mimo to ze nieraz miałam inne zdanie godziłam sie na jego propozycje, dla spokoju zeby sie nie kłócic. Przyzwyczaił sie do tego ze to co on mowi jest najwazniejsze ze musi byc tak jak on mowi i w pewnym momencie zatraciło sie to co ja chciałam, nie miało dla niego znaczenia to ze ja chce inaczej, ze ja mam inne zdanie. Przyczym jak mu o tym powiedziałam to sie wkurzam ze przeciez on liczy sie z moim zdaniem. :( Czasem robilismy cos tak jak ja chciałam ale wielokrotnie myslałam i wiedziałam ze gdy sie nie zgodze to bedzie kłotnia i nieporozumienia i "niemiłe słowa" wiec wolałam ustapic.
To jest dla mnie nie do pojecia poniewaz nie tak sobie to wyobrazałam. Chciałam byc szczesliwa zona i matka, miec u swego boku kochajacego meza ktory bedzie mnie wspierał a ja jego , na ktorego bym zawsze mogła liczyc na dobre i złe chwile. Nie wiem co sie stało. Był taki dobry dla mnie, wydawało mi sie ze swiata poza mna nie widzi, owszem z poczatku naszej znajomosci byl inny, potem sie troche zmienił, mielismy lepsze i gorsze chwile ale nikt nie mowi ze swiat i zycie jest usłane rozami i wiem ze nie jestm krolewna i nie spotkam ksiecia z bajki ale chciałam byc ze zykłym człowiekiem i moc obdarzac go swoja wielka miłoscia i czułoscia jaka mam w sercu.
Teraz dalej gdy rozmawiamy i mu cos niepasuje powtarza ze odejdzie, za kazdym razem ze chce rozwodu. Prosze pomozcie co mam zrobic? Jak dalej zyc? Jest jakas szansa zeby on sie zmienił? Narazie nie ma zadnej poprawy na lepiej. Przynajmniej ja nie widze. Jestem załamana tym co mam zrobic prosze pomozcie. Trwac dalej w tym zwiazku ktory zaczał sie dopiero dwa miesiace temu czy dac sobie spokoj? Nie wiem co mam robic?
grabusia4
napisał/a: grabusia4 2010-08-10 10:06
Daj mu ten rozwód i niech spierdziela, za młoda jesteś żeby sobie psuć życie, znajdziesz kogos kto bedzie chciał byc twoim mężem nawet bez cudownego wesela.
Nie daj sie poniżyć bo przemoc psychiczna to najgorsze co może się przytrafić.
Cikitusia
napisał/a: Cikitusia 2010-08-10 10:21
A mi się wydaje raczej, że ten rozwód to dla niego jest swoista karta przetargowa. Wie dobrze że gdy wspomni o rozwodzie to ty zrobisz wszystko byle tylko do niego nie doszło. Wiem że to trudne, bo jesteś dopiero co po ślubie, bo bardzo go kochasz, ale szkoda sobie marnować życia i "wypalać się" emocjonalnie.
Na Twoim miejscu choć wiem że to będzie bardzo trudne podczas jego słów "chce rozwodu" powiedziałabym ok. I zapytała czy on ma złożyć pozew czy ty masz to zrobić?
I wówczas jeżeli zauważy że jesteś pewna to albo faktycznie sam złoży pozew i będzie czekał aż zaczniesz go błagać żebyście spróbowali jeszcze raz.
Albo będzie czekał aż ty to zrobisz, bo jest pewny że nie miałabyś odwagi tego zrobić.
Tak więc, żadna z nas nie może Ci powiedzieć co masz zrobić. Musisz zdecydować sama. Ale życzę powodzenia i szczęścia w każdej drodze którą wybierzesz.
capuccino90
napisał/a: capuccino90 2010-08-10 12:09
On Cię tym rozwodem szantażuje i tyle Ci powiem...
Też tak nadskakiwałam kiedyś facetom (teraz jestem 3,5 mies po ślubie) ale się skończyło i się zmieniło.
On teraz będzie Tobą pomiatał bo sama go tego nauczyłaś - niestety taka jest brutalna prawda. Podejrzewam, że w jego oczach w tym momencie nie jesteś zoną tylko służącą... Naprawdę przykro mi to mówić ale sama to przeszłam i naprawdę wiem co gadam... Nie nadskakuj mu dziewczyno! Ty masz mieć swoje zdanie i prawo do wyrażania go a on? Jak mu coś nie pasi to drzwi otwarte. Ma raczki, nóżki, gębę to niech sobie radzi... No chyba że wolisz zeby było jak dotychczas : on Cię zgnoi i zmiesza z błotem, a Ty go za to przeprosisz i jeszcze mu żarcie pod gębę podstawisz z uśmiechem... Nie daj się i tyle..
Naprawdę też tak robiłam bo nigdy nie miałam okazji ani szansy nauczyć się jak ma wyglądać zdrowy związek - nie miał mnie nawet kto tego nauczyć. Ale w tym momencie nie ma zmiłuj. Mam swoje zdanie to je wyrażam i koniec bo mam prawo i do tego i do podejmowania decyzji i wcale nie mam obowiązku przepraszać za coś czego nie zrobiłam... I mój mąż to rozumie bo od początku uczyłam go szacunku do swojej osoby i do praw drugiego człowieka (w sensie że nie "służyłam" mu jak pies i nie kajałam się)...
A Ty mu takim przepraszaniem naprawdę robisz przyjemność bo on teraz czuję się jak pan i władca mający służącą która jest jak pies... Chce rozwodu? Nie jest szczęśliwy? Spakuj go i bye, bo to się nigdy nie zmieni i nie bedzie lepiej...
napisał/a: ~kasiekzuza7 2010-08-10 14:10
pozew o rozwód i niech spieprza...wiem że Ci trudno teraz ale zycie jeszcze nie raz pozytywnie Cię zaskoczy
napisał/a: fabienne79 2010-08-10 15:07
Daj mu rozwód i tyle. A tak między nami sama jesteś sobie winna, bo skoro facet nie szanował cię przed ślubem to tym bardziej nie będzie po. Smutne, ale prawdziwe. Sama pozwoliłaś na to, żeby tak cię traktował... Życzę powodzenia
napisał/a: kasiulka00 2010-08-12 09:21
do capuccino90.polki.pl

On Mnie tym rozwodem szantażuje ale ja dalej nie widze jego checi poprawy.
Cały czas mowi ze chce zamieszkac razem, wynajac mieszkanie i byc razem ale nic w tym kierunku nie robi. Po ślubie mielismy wynajac mieszkanie i do tej pory nie wynajelismy poniewaz ustalenia z przed slubu co do miejsca gdzie bedziemy mieszkac nie maja dla niego zadnego znaczenia, mowi ze to co ustalilismy jest teraz niewazne i chce zeby wynajac tylko tam gdzie on chce. W okolicy jego obecnego miejsca zamieszkania i niedaleko jego mamusi.

Myslałam ze jak zamieszkamy razem, a zarazem zdaleka od jego matki to on przejzy na oczy, doceni zone, własne zycie, ze bedzie dazył do czegos lepszego niz miał do tej pory, ze bedzie sie starał dla nas, ( przynajmiej tak deklarował ze chce ze bedzie sie starał ) dla naszego bycia razem, ze bedzie chciał załozyc prawdziwa rodzine jakiej nie miał do tej pory. :(
A w tym momencie od dnia slubu stałam sie dla niego nikim, juz w dniu slubu wszyscy zauwazyli ze cały czas jest przy swojej matce, stale z nia rozmawia, ona cos od niego chce, a ja ? ja byłam na uboczu, ja go o cos pytałam czy prosiłam to stale gdzies musiał isc, ktos go wołał, komus cos obiecał, bawiłam sie ze wszystkimi zarówno z rodzina z jego strony jak i z mojej tak samo ze znajomymi jego i moimi, bolało mnie ze jak siedziałam przy stole to sama i stale miałam łzy w oczach co wszyscy zauwazyli i pytali co sie stało, gdzie on jest itd az w koncu stwierdziłam ze skoro on nie chce sie ze mna bawic, chodzic po rodzinie i znajomych porozmawiac to dlaczego ja mam sobie moj "najwspanialszy dzien i wieczor marnowac " niepozostało mi nic innego jak bawic sie z wszystkimi a z nim tylko czasem. Zreszta przed slubem wszyscy mowili ze ze soba sie najmniej tanczy ze kazdy chce zatanczyc z mlodymi a my mamy na to całe zycie wiec poddałam sie temu poniewaz nic nie mogłam zrobic i bawiłam sie ze wszystkimi, przyjełam to ze tak ma byc.
Duzo by tutaj pisac trzeba było w dwoch slowach nie da sie opisac tego co robił i robi i zeby oddac moje uczucia jakie temu wszystkiemu towarzyszą.


Sorki ze tak zapytam ale z tego co widze to jestes młodziutka masz dopiero 19 lat to skad w tobie takie stwierdzenie ze " ,,, nadskakiwałam kiedyś facetom ,,," mowisz jakbys miała conajmniej ze 30 lat i kilka ładnych zwiazków.

Ja mu nienadskakiwałam a to ze byłam dla niego miła, dobra, i tak bardzo go kochałam ze robiłam wszystko dla niego i byłam na kazde zawołanie to owszem moja wina ale ja w ten sposob okazywałam mu swoj uczucie i przywiazanie, to jak bardzo go kocham i chce byc z nim. Wiele dla niego zrobila, a ja mu stale powtarzałam ze chce oprocz innych rzeczy ktore sa naturalna koleja zycia, zeby tylko miał dla mnie czas, ale on niestety go dla mnie nie miał, stale co innego wazniejsze i spotkania tylko raz w tygodniu, ile razy mowiłam o spotkaniu w tygodniu to stale słyszałam odmowe ze nie ma czasu, pracuje, jest zmeczony itd,,,

Stale robilismy cos po jego mysli, nie tak jak jabym tego chciała ale gdy mu o tym powiedziałam ze chce inaczej twierdził, ze zdziwiam, wymyslam, ze robimy tak jak ja chce, wkurzał sie jak sie sprzeciwiałam jego zdaniu.
Mowiłam mu ze mam swoje zdanie i prawo robic, mowic i myslec tak jak ja cos chce ale on sie o to wsciekał i stale mi wmawiał ze wymyslam, ze tak bedzie lepiej jak on mowi, no a ja ,,,, zgadałam sie na to co chciał dla swietego spokoju bo gdybym nie ustapiła to walka by nie miała konca, stale przegadywanie sie, kłócenie, udowadnianie kto ma racje i tak wkolko. Ja tego nigdy nie byłam nauczona, tak zaciecie walczyc o wszystko raniac innych, zawsze byłam uczona zgody, ustapienia, załagodzenia sprawy. :(

On twierdzi ze sobie radzi ale ja wiem co mi mowiła jego matka ze nic nie robi, ze jest len :(

A jak ty to zrobiłas ze nauczyłas się jak ma wyglądać zdrowy związek?
Jak zrobiłas to ze jestes taka twarda w swoich słowach "... Mam swoje zdanie to je wyrażam i koniec bo mam prawo i do tego i do podejmowania decyzji i wcale nie mam obowiązku przepraszać za coś czego nie zrobiłam ..."
Nie bałas sie ze go stracisz jak bedzie widział ze jestes taka twarda i nim zadzisz?
Ja tez go od początku uczyłam szacunku do swojej osoby ale z czasem za duzo sobie pozwalał i jak mu sie sprzeciwiałam to sie wkurzał.
A ty jak to zrobiłas zeby twoj chłopak ciebie szanował? Jak mu to wbiłas do głowy? Chyba ze akurat trafiłas na takiego faceta ktory jest dobry, ma poukładane w głowie i teraz jak dodatkowo spodziewacie sie dziecka to go to motywuje do bycia dobrym. Jest młody tez moze sie wystraszyc obowiazku jaki na niego spadnie. Nie boisz sie tego?
napisał/a: kasiulka00 2010-08-12 09:22
do capuccino90.polki.pl

On Mnie tym rozwodem szantażuje ale ja dalej nie widze jego checi poprawy.
Cały czas mowi ze chce zamieszkac razem, wynajac mieszkanie i byc razem ale nic w tym kierunku nie robi. Po ślubie mielismy wynajac mieszkanie i do tej pory nie wynajelismy poniewaz ustalenia z przed slubu co do miejsca gdzie bedziemy mieszkac nie maja dla niego zadnego znaczenia, mowi ze to co ustalilismy jest teraz niewazne i chce zeby wynajac tylko tam gdzie on chce. W okolicy jego obecnego miejsca zamieszkania i niedaleko jego mamusi.

Myslałam ze jak zamieszkamy razem, a zarazem zdaleka od jego matki to on przejzy na oczy, doceni zone, własne zycie, ze bedzie dazył do czegos lepszego niz miał do tej pory, ze bedzie sie starał dla nas, ( przynajmiej tak deklarował ze chce ze bedzie sie starał ) dla naszego bycia razem, ze bedzie chciał załozyc prawdziwa rodzine jakiej nie miał do tej pory. :(
A w tym momencie od dnia slubu stałam sie dla niego nikim, juz w dniu slubu wszyscy zauwazyli ze cały czas jest przy swojej matce, stale z nia rozmawia, ona cos od niego chce, a ja ? ja byłam na uboczu, ja go o cos pytałam czy prosiłam to stale gdzies musiał isc, ktos go wołał, komus cos obiecał, bawiłam sie ze wszystkimi zarówno z rodzina z jego strony jak i z mojej tak samo ze znajomymi jego i moimi, bolało mnie ze jak siedziałam przy stole to sama i stale miałam łzy w oczach co wszyscy zauwazyli i pytali co sie stało, gdzie on jest itd az w koncu stwierdziłam ze skoro on nie chce sie ze mna bawic, chodzic po rodzinie i znajomych porozmawiac to dlaczego ja mam sobie moj "najwspanialszy dzien i wieczor marnowac " niepozostało mi nic innego jak bawic sie z wszystkimi a z nim tylko czasem. Zreszta przed slubem wszyscy mowili ze ze soba sie najmniej tanczy ze kazdy chce zatanczyc z mlodymi a my mamy na to całe zycie wiec poddałam sie temu poniewaz nic nie mogłam zrobic i bawiłam sie ze wszystkimi, przyjełam to ze tak ma byc.
Duzo by tutaj pisac trzeba było w dwoch slowach nie da sie opisac tego co robił i robi i zeby oddac moje uczucia jakie temu wszystkiemu towarzyszą.


Sorki ze tak zapytam ale z tego co widze to jestes młodziutka masz dopiero 19 lat to skad w tobie takie stwierdzenie ze " ,,, nadskakiwałam kiedyś facetom ,,," mowisz jakbys miała conajmniej ze 30 lat i kilka ładnych zwiazków.

Ja mu nienadskakiwałam a to ze byłam dla niego miła, dobra, i tak bardzo go kochałam ze robiłam wszystko dla niego i byłam na kazde zawołanie to owszem moja wina ale ja w ten sposob okazywałam mu swoj uczucie i przywiazanie, to jak bardzo go kocham i chce byc z nim. Wiele dla niego zrobila, a ja mu stale powtarzałam ze chce oprocz innych rzeczy ktore sa naturalna koleja zycia, zeby tylko miał dla mnie czas, ale on niestety go dla mnie nie miał, stale co innego wazniejsze i spotkania tylko raz w tygodniu, ile razy mowiłam o spotkaniu w tygodniu to stale słyszałam odmowe ze nie ma czasu, pracuje, jest zmeczony itd,,,

Stale robilismy cos po jego mysli, nie tak jak jabym tego chciała ale gdy mu o tym powiedziałam ze chce inaczej twierdził, ze zdziwiam, wymyslam, ze robimy tak jak ja chce, wkurzał sie jak sie sprzeciwiałam jego zdaniu.
Mowiłam mu ze mam swoje zdanie i prawo robic, mowic i myslec tak jak ja cos chce ale on sie o to wsciekał i stale mi wmawiał ze wymyslam, ze tak bedzie lepiej jak on mowi, no a ja ,,,, zgadałam sie na to co chciał dla swietego spokoju bo gdybym nie ustapiła to walka by nie miała konca, stale przegadywanie sie, kłócenie, udowadnianie kto ma racje i tak wkolko. Ja tego nigdy nie byłam nauczona, tak zaciecie walczyc o wszystko raniac innych, zawsze byłam uczona zgody, ustapienia, załagodzenia sprawy. :(

On twierdzi ze sobie radzi ale ja wiem co mi mowiła jego matka ze nic nie robi, ze jest len :(

A jak ty to zrobiłas ze nauczyłas się jak ma wyglądać zdrowy związek?
Jak zrobiłas to ze jestes taka twarda w swoich słowach "... Mam swoje zdanie to je wyrażam i koniec bo mam prawo i do tego i do podejmowania decyzji i wcale nie mam obowiązku przepraszać za coś czego nie zrobiłam ..."
Nie bałas sie ze go stracisz jak bedzie widział ze jestes taka twarda i nim zadzisz?
Ja tez go od początku uczyłam szacunku do swojej osoby ale z czasem za duzo sobie pozwalał i jak mu sie sprzeciwiałam to sie wkurzał.
A ty jak to zrobiłas zeby twoj chłopak ciebie szanował? Jak mu to wbiłas do głowy? Chyba ze akurat trafiłas na takiego faceta ktory jest dobry, ma poukładane w głowie i teraz jak dodatkowo spodziewacie sie dziecka to go to motywuje do bycia dobrym. Jest młody tez moze sie wystraszyc obowiazku jaki na niego spadnie. Nie boisz sie tego?

ja zrobic zeby facet cie szanował a zarazem go nie stracic?
napisał/a: kasiulka00 2010-08-12 09:24
do capuccino90.polki.pl

On Mnie tym rozwodem szantażuje ale ja dalej nie widze jego checi poprawy.
Cały czas mowi ze chce zamieszkac razem, wynajac mieszkanie i byc razem ale nic w tym kierunku nie robi. Po ślubie mielismy wynajac mieszkanie i do tej pory nie wynajelismy poniewaz ustalenia z przed slubu co do miejsca gdzie bedziemy mieszkac nie maja dla niego zadnego znaczenia, mowi ze to co ustalilismy jest teraz niewazne i chce zeby wynajac tylko tam gdzie on chce. W okolicy jego obecnego miejsca zamieszkania i niedaleko jego mamusi.

Myslałam ze jak zamieszkamy razem, a zarazem zdaleka od jego matki to on przejzy na oczy, doceni zone, własne zycie, ze bedzie dazył do czegos lepszego niz miał do tej pory, ze bedzie sie starał dla nas, ( przynajmiej tak deklarował ze chce ze bedzie sie starał ) dla naszego bycia razem, ze bedzie chciał załozyc prawdziwa rodzine jakiej nie miał do tej pory. :(
A w tym momencie od dnia slubu stałam sie dla niego nikim, juz w dniu slubu wszyscy zauwazyli ze cały czas jest przy swojej matce, stale z nia rozmawia, ona cos od niego chce, a ja ? ja byłam na uboczu, ja go o cos pytałam czy prosiłam to stale gdzies musiał isc, ktos go wołał, komus cos obiecał, bawiłam sie ze wszystkimi zarówno z rodzina z jego strony jak i z mojej tak samo ze znajomymi jego i moimi, bolało mnie ze jak siedziałam przy stole to sama i stale miałam łzy w oczach co wszyscy zauwazyli i pytali co sie stało, gdzie on jest itd az w koncu stwierdziłam ze skoro on nie chce sie ze mna bawic, chodzic po rodzinie i znajomych porozmawiac to dlaczego ja mam sobie moj "najwspanialszy dzien i wieczor marnowac " niepozostało mi nic innego jak bawic sie z wszystkimi a z nim tylko czasem. Zreszta przed slubem wszyscy mowili ze ze soba sie najmniej tanczy ze kazdy chce zatanczyc z mlodymi a my mamy na to całe zycie wiec poddałam sie temu poniewaz nic nie mogłam zrobic i bawiłam sie ze wszystkimi, przyjełam to ze tak ma byc.
Duzo by tutaj pisac trzeba było w dwoch slowach nie da sie opisac tego co robił i robi i zeby oddac moje uczucia jakie temu wszystkiemu towarzyszą.


Sorki ze tak zapytam ale z tego co widze to jestes młodziutka masz dopiero 19 lat to skad w tobie takie stwierdzenie ze " ,,, nadskakiwałam kiedyś facetom ,,," mowisz jakbys miała conajmniej ze 30 lat i kilka ładnych zwiazków.

Ja mu nienadskakiwałam a to ze byłam dla niego miła, dobra, i tak bardzo go kochałam ze robiłam wszystko dla niego i byłam na kazde zawołanie to owszem moja wina ale ja w ten sposob okazywałam mu swoj uczucie i przywiazanie, to jak bardzo go kocham i chce byc z nim. Wiele dla niego zrobila, a ja mu stale powtarzałam ze chce oprocz innych rzeczy ktore sa naturalna koleja zycia, zeby tylko miał dla mnie czas, ale on niestety go dla mnie nie miał, stale co innego wazniejsze i spotkania tylko raz w tygodniu, ile razy mowiłam o spotkaniu w tygodniu to stale słyszałam odmowe ze nie ma czasu, pracuje, jest zmeczony itd,,,

Stale robilismy cos po jego mysli, nie tak jak jabym tego chciała ale gdy mu o tym powiedziałam ze chce inaczej twierdził, ze zdziwiam, wymyslam, ze robimy tak jak ja chce, wkurzał sie jak sie sprzeciwiałam jego zdaniu.
Mowiłam mu ze mam swoje zdanie i prawo robic, mowic i myslec tak jak ja cos chce ale on sie o to wsciekał i stale mi wmawiał ze wymyslam, ze tak bedzie lepiej jak on mowi, no a ja ,,,, zgadałam sie na to co chciał dla swietego spokoju bo gdybym nie ustapiła to walka by nie miała konca, stale przegadywanie sie, kłócenie, udowadnianie kto ma racje i tak wkolko. Ja tego nigdy nie byłam nauczona, tak zaciecie walczyc o wszystko raniac innych, zawsze byłam uczona zgody, ustapienia, załagodzenia sprawy. :(

On twierdzi ze sobie radzi ale ja wiem co mi mowiła jego matka ze nic nie robi, ze jest len :(

A jak ty to zrobiłas ze nauczyłas się jak ma wyglądać zdrowy związek?
Jak zrobiłas to ze jestes taka twarda w swoich słowach "... Mam swoje zdanie to je wyrażam i koniec bo mam prawo i do tego i do podejmowania decyzji i wcale nie mam obowiązku przepraszać za coś czego nie zrobiłam ..."
Nie bałas sie ze go stracisz jak bedzie widział ze jestes taka twarda i nim zadzisz?
Ja tez go od początku uczyłam szacunku do swojej osoby ale z czasem za duzo sobie pozwalał i jak mu sie sprzeciwiałam to sie wkurzał.
A ty jak to zrobiłas zeby twoj chłopak ciebie szanował? Jak mu to wbiłas do głowy? Chyba ze akurat trafiłas na takiego faceta ktory jest dobry, ma poukładane w głowie i teraz jak dodatkowo spodziewacie sie dziecka to go to motywuje do bycia dobrym. Jest młody tez moze sie wystraszyc obowiazku jaki na niego spadnie. Nie boisz sie tego?

Ja zrobic, jak postepowac z facetem zeby on cie tzn mnie szanował, pragnał, kochał i sie znowu nieprzejechac na kłamstwie?
capuccino90
napisał/a: capuccino90 2010-08-18 11:55
kasiulka00 napisal(a):Po ślubie mielismy wynajac mieszkanie i do tej pory nie wynajelismy poniewaz ustalenia z przed slubu co do miejsca gdzie bedziemy mieszkac nie maja dla niego zadnego znaczenia, mowi ze to co ustalilismy jest teraz niewazne i chce zeby wynajac tylko tam gdzie on chce. W okolicy jego obecnego miejsca zamieszkania i niedaleko jego mamusi.


Nie wiem czy inni się ze mną zgodzą, ale małżeństwo to taka instytucja w której zdanie zarówno żony jak i męża ma taką samą wartość, chyba że małżonkowie wcześniej między sobą ustalili jak to będzie wyglądało i oboje na te ustalenia przystali... I nigdy nie spotkałam się z tym żeby mój mąż powiedział mi że jakieś ustalenie sprzed ślubu jest nieważne bo on chce inaczej...

kasiulka00 napisal(a):Myslałam ze jak zamieszkamy razem, a zarazem zdaleka od jego matki to on przejrzy na oczy, doceni zone, własne zycie, ze bedzie dazył do czegos lepszego niz miał do tej pory, ze bedzie sie starał dla nas, ( przynajmiej tak deklarował ze chce ze bedzie sie starał ) dla naszego bycia razem, ze bedzie chciał załozyc prawdziwa rodzine jakiej nie miał do tej pory.


Kasiu, jeśli do tej pory był maminsynkiem to nawet jeśli byś go wywiozła na marsa to i tak zdanie mamusi byłoby najważniejsze i mamusia dalej zajmowałaby 1 miejsce w rankingu - niestety, bo jest to strasznie przykre...

kasiulka00 napisal(a):Sorki ze tak zapytam ale z tego co widze to jestes młodziutka masz dopiero 19 lat to skad w tobie takie stwierdzenie ze " ,,, nadskakiwałam kiedyś facetom ,,," mowisz jakbys miała co najmniej ze 30 lat i kilka ładnych zwiazków.


Wiesz... Ja bardzo wcześnie musiałam wydorośleć, i bardzo szybko zaczęłam związki traktować poważnie... W sumie byłam w 2 poważnych związkach przed małżeństwem... czasem metryka nie idzie w parze z dojrzałością psychiczną ;)

kasiulka00 napisal(a):Ja mu nienadskakiwałam a to ze byłam dla niego miła, dobra, i tak bardzo go kochałam ze robiłam wszystko dla niego i byłam na kazde zawołanie to owszem moja wina ale ja w ten sposob okazywałam mu swoj uczucie i przywiazanie, to jak bardzo go kocham i chce byc z nim.


wiem, że to dla Ciebie sposób na okazywanie uczuć bo ja sama długo to praktykowałam (i o dziwo praktykuję nadal, ale z małymi modernizacjami :D ) ale to naprawdę nie jest dobry sposób...

kasiulka00 napisal(a):Stale robilismy cos po jego mysli, nie tak jak jabym tego chciała ale gdy mu o tym powiedziałam ze chce inaczej twierdził, ze zdziwiam, wymyslam, ze robimy tak jak ja chce, wkurzał sie jak sie sprzeciwiałam jego zdaniu.


I to mnie dziwi... Przepraszam, ale nie jesteś jakimś jego lokajem czy parobkiem na usługach który ma przytakiwać bo "Jaśnie Pan" tak sobie życzy - on musi zrozumieć, że nie jest Panem i Władcą a Ty jego służącą... Tylko, że to może być ciężkie... Będzie się stawiał, robił awantury, twierdził ze wydziwiasz, no bo "jakim prawem sprzeciwiasz się Jaśnie Panu" i wgl...

kasiulka00 napisal(a):Mowiłam mu ze mam swoje zdanie i prawo robic, mowic i myslec tak jak ja cos chce ale on sie o to wsciekał i stale mi wmawiał ze wymyslam, ze tak bedzie lepiej jak on mowi, no a ja zgadałam sie na to co chciał dla swietego spokoju bo gdybym nie ustapiła to walka by nie miała konca, stale przegadywanie sie, kłócenie, udowadnianie kto ma racje i tak wkolko. Ja tego nigdy nie byłam nauczona, tak zaciecie walczyc o wszystko raniac innych, zawsze byłam uczona zgody, ustapienia, załagodzenia sprawy.


Po 1 : wmawiał - świetnie użyte słowo... Wcale nie wymyślałaś... On próbował Ci to wmówić, żebyś uwierzyła i żeby mógł Cię wyszkolić

kasiulka00 napisal(a):On twierdzi ze sobie radzi ale ja wiem co mi mowiła jego matka ze nic nie robi, ze jest len


Moja teściowa też mówiła że mój mąż to leń, a ja się pukałam w głowę bo przecież nigdy w życiu nie pokazał tego - później jak już byliśmy ze sobą dłuższy czas niż wtedy kiedy to mówiła to znów pukałam się w głowę bo "jak mogłam być tak głupia żeby nie uwierzyć a miała świętą rację"

kasiulka00 napisal(a):A jak ty to zrobiłas ze nauczyłas się jak ma wyglądać zdrowy związek?
Jak zrobiłas to ze jestes taka twarda w swoich słowach "... Mam swoje zdanie to je wyrażam i koniec bo mam prawo i do tego i do podejmowania decyzji i wcale nie mam obowiązku przepraszać za coś czego nie zrobiłam ..."


Jak się nauczyłam jak ma wyglądać zdrowy związek? Mamy wspólnego kumpla z mężem - taki "przyjaciel rodziny".. Kiedyś przyjechał prosto po robocie z moim chłopem do domu i zobaczył taką oto scenkę rodzajową:

Mój mąż usiadł przy stole, ja nerwowo i szybciutko podałam pod nos obiad i usłyszałam "pieprzu nie ma?" na co moja reakcja była jednoznaczna nerwowe "matko, jest - zapomniałam..." i biegiem do kuchni. Wydawało mi się, że robię dobrze, bo przecież on zarabia a ja siedzę w domu - jego praca jest o wiele cięższa więc należy mu się...

A ten kumpel wtedy przy moim mężu zapytał mnie czemu to robię i że przecież on ma nogi i ręce tak samo jak i ja i sam może sobie przynieść...
Coś mnie tknęło, później jeszcze z nim rozmawiałam, bo było mi ciężko się "przestawić" i szukałam rad i od tamtej pory owszem, pod nos talerz podstawię ale po przyprawy chodzi sam - przecież może, krzywda się nie stanie nikomu...


kasiulka00 napisal(a):Nie bałas sie ze go stracisz jak bedzie widział ze jestes taka twarda i nim rządzisz?


Jeśli by odszedł to by znaczyło, że byłam dla niego zwykłą służącą - jeśli mu zależy, nie odejdzie :) Wiesz ile razy ostatnio się kłóciliśmy? I to ja mu zarzucałam wiecznie coś... Ale w momencie kiedy podchodzę do drzwi i chwytam za klamkę to mnie zatrzymuje... Raz nawet byłam już spakowana ale nie pozwolił mi wyjść... Dlaczego? Bo mu zależy... Bo kocha... Jeśli kiedyś pozwoli mi wyjść albo odejdzie to trudno - lepsze to niż męczyć się z kimś kto Cię nie kocha i komu na Tobie nie zależy... :)

kasiulka00 napisal(a):A ty jak to zrobiłas zeby twoj chłopak ciebie szanował? Jak mu to wbiłas do głowy? Chyba ze akurat trafiłas na takiego faceta ktory jest dobry, ma poukładane w głowie i teraz jak dodatkowo spodziewacie sie dziecka to go to motywuje do bycia dobrym. Jest młody tez moze sie wystraszyc obowiazku jaki na niego spadnie. Nie boisz sie tego?


Kasiu, to nie mój chłopak tylko mąż :D hehe

Poza tym to wcielony diabeł... Nigdy nie był "grzeczny"... Ostatnio coraz częściej słyszę od niego, że przystopował jak mnie poznał bo mu zależy... I kazał się pilnować żeby nie robił takich głupot jak kiedyś... Nie musiałam nic robić specjalnego żeby zaczął mnie szanować - Kilka razy wykrzyczałam mu w twarz że albo zacznie mnie szanować, liczyć się z moim zdaniem i traktować tak jak powinien albo się pożegnamy i tyle w sumie wystarczyło...

Pamiętaj - jeśli mu zależy to do niego dotrze, przemyśli i coś będzie robił w tym kierunku żeby było między Wami ok...

A obowiązku się nie boi - planowaliśmy i ślub i dziecko, staraliśmy się o to, więc jestem spokojna... Dużo na ten temat rozmawiamy ostatnio i oboje boimy się pierwszych 3 miesięcy życia naszej córci, i doszliśmy do wniosku, że musimy się mocno wspierać jeśli chcemy sobie poradzić jak najlepiej :)
grabusia4
napisał/a: grabusia4 2010-08-18 13:42
Uczenie faceta dopiero po ślubie szacunku do partnerki jest troche spóźnionym zabiegiem choć nie twierdze ze nie może się udać, mój mąz przed slubem jeszcze gdy mnie porównał do swojej mamy usłyszał jedno zdanie"jak ci tak dobrze u mamusi to do niej wypie...." od tamtej pory mam spokój mało tego sa nawet potrawy które robie duzo lepiej od jego mamusi co sam przyznał w obecnosci zainteresowanej wiec sorki że to powiem ale twój mąz załozył sobie ze Cie wyszkoli po slubie bo przed jeszcze bys mu uciekła , weź jakis porządny wałek i mu udowodnij ze Twoje zdanie jest tak samo wazne przed jak i po slubie.
napisał/a: kasiulka00 2010-08-26 09:09
Witam. Nie wiem co mam zrobić. :confused:
Sama nie wiem czy mam podjąć decyzję o rozstaniu z mężem czy nie.
Bardzo się boję i mam wiele wątpliwości, związanych z tym co będzie gdy on się o tym dowie, jak zareaguje, czy się zgodzi skoro tego chciał, czy będzie robił trudności, że np. będzie mówił, że nie chce, a potem będzie Mnie niszczył przy tym, będzie wyciągał brudy by dowieść swojego.
Proszę pomożcie co mam zrobić. :(