Konkurs "Czytelniczka"

napisał/a: agf 2010-10-17 16:28
W ostatnim czasie przeczytałam "Dom nad rozlewiskiem" Małgorzaty Kalicińskiej. I mimo, że obawiałam się, że to będą nudy to jestem pod ogromnym wrażeniem tej książki i polecam wszystkim. (W przeciwieństwie do serialu, który według mnie jest nudny i kompletnie nie oddaje uroku książki i całej opowieści).
Słowa jakie przychodzą mi na myśl by ją opisać to piękna, urocza, urokliwa, wzruszająca. Jest napisana bardzo przystępnym językiem, zdarzają się też humorystyczne dialogi, ale tak na prawdę chodzi o to, że jest to taka prawdziwa piękna historia kobiety osadzona w naszych czasach i naszej rzeczywistości. Często jest smutna, ale takie bywa życie, jednak przede wszystkim jeśli ktoś zechce się otworzyć, pokazuje jak należy krok po kroku smakować życie, jak uczyć się doceniać piękno - piękno dookoła nas, krajobrazów, pór roku, ale także piękno przyjaźni i miłości, piękno każdego dnia spędzonego z kochaną osobą. Bardzo mnie urzekła ta opowieść i zdecydowanie polecam ją wam, jeśli chcecie przeżyć piękną historię ...
napisał/a: drewienko 2010-10-17 19:43
Książka nad którą zastanawiam się do dziś, która zmusiła mnie do głębokiej refleksji nad życiem i nad tematem STRATY w życiu. Książka, która rozwścieczyła mnie momentami, bo nie umiałam zaakceptować jej prawdy. Książka która uzdrowiła mi serce z bólu, pokazała sens utraty. Czasem nawet myślę, że miała na mnie uzdrawiający wpływ, wytłumaczyła mi konieczność straty w życiu, choć wydawało mi się to absurdalne. "To, co musimy utracić" Judith Viorst, to balsam dla duszy, pokrzepienie umysłu, ta książka jest jak dobra przyjaciółka lub kochająca, pełna wrażliwości matka. Polecam!
napisał/a: kropelka551 2010-10-17 22:43
Przeniosłam się niedawno w świat intryg otwierając drzwi wspólnie z Beatą - jedną z bohaterek ksiązki do Klubu Matek Swatek. Brzmi tajemniczo, ale zarazem jak interesująco… Matki planują, knują, stwarzają sytuacje, które mają na celu przyspieszyć i zaprowadzić ich samotne trzydziestoletnie dzieci na ślubny kobierzec. Śmieszne sytuacje, spotkania i dialogi spowodowały, że kilkanaście razy „wybuchłam śmiechem” zapominając o rzeczywistości i o swoich problemach. Utożsamiłam się z Anką , bo też tak jak ona nie mam jeszcze męża, mam podobne wykształcenie, nie mam może tak jak ona 30, ale zbliżam się do niej wielkimi krokami.
Po przeczytaniu książki ‘Klub Matek Swatek” Ewy Stec zaczęłam się zastanawiać, czy mojego narzeczonego Adama nie wybrała dla mnie moja mama :D
napisał/a: noctuelle9 2010-10-17 23:02
Moje ulubione książki to „Gringo wśród dzikich plemion” oraz „Rio Anakonda” Wojciecha Cejrowskiego – poza oczywistym faktem, że napisane są pełnym humoru, wartkim językiem, a opowiadają o zupełnie nam nieznanym, tajemniczym i fascynującym dzikim świecie, to jest w nich wiele ponadczasowej mądrości. Mądrości, która – o dziwo – jest ukryta w najgłębszych zakamarkach kolumbijskiej dżungli i zapewne niemal żadnemu czytelnikowi nie starczy odwagi na to, by wyruszyć jej na spotkanie… Kiedy czytam wspomnienia naszego Gringo wydaje mi się, że chciałabym we mgle, w indiańskim czółnie popłynąć w górę rzeki Rio Anakonda – choć wiem doskonale, że jej nazwa jest fikcyjna, a plemiona, opisywane przez Cejrowskiego, które nad nią mieszkały wiele-wiosek-temu, znalazły już dla siebie inne miejsce na ziemi. Wierzę jednak w to, że w tamtym miejscu – jednym z najdzikszych zakątków na kuli ziemskiej – mogłabym pojąć indiańskie, a jak dla mnie magiczne, postrzeganie czasu. Otóż w Amazonii nie składa się on z chronologicznie mijających lat, tylko następujących po sobie okresów deszczu i susz, szczęścia i smutku, głodu i obfitości… których nikt nie liczy. O ile nasze życie można porównać do księgi, o tyle życie amazońskich Indian jest raczej workiem wspomnień, których kolejność nie jest istotna w takim stopniu jak ich jakość. Czy przemierzając amazońską dżunglę udałoby mi się uwolnić od terroru wiecznie pędzącego i uciekającego bezpowrotnie czasu? Tego nie wiem..., ale moim marzeniem jest władowanie mojego rozpędzonego życia do indiańskiego worka wspomnień. Chciałabym wyciągnąć z niego po powrocie z podróży kolorowe, nasycone zielenią obrazy z dżungli, wielobarwne pióro z ogona boga Quetzalcoatla… a może amazońskiej papugi?...
napisał/a: akinom44 2010-10-17 23:30
"Grubaskę" Rudolfa jest kanciapką życia:)
napisał/a: ladymalik 2010-10-18 13:43
Zakochałam się w powieści Dawida Grosmana „Kto ze mną pobiegnie”, której akcja rozgrywa się w Jerozolimie. W Jerozolimie bezustannie dryfującej pomiędzy trzema religiami, w mieście z pogranicza rzeczywistości i świętości , w którym splatają się ze sobą dwie kultury – cywilizacja Zachodu i orientalność Wschodu, tworząc specyficzną , magiczno-egzotyczną atmosferę. Ale ja nie podążam za wielonarodowym tłumem spragnionym religijnych uniesień, nie idę na górujące nad miastem , otoczone aurą majestatu i bogatej historii wzgórze świątynne – to nie ta wycieczka, ja biegam po PRAWDZIWEJ Jerozolimie z Asafem i Tamar. I odkrywam zupełnie inne oblicze tego miasta – obdartego z aury świętości, z brutalnością codziennego życia, pełne wyrzutków, złodziei, handlarzy narkotyków i ulicznych artystów. To właśnie oni – Asaf i Tamar ale też Lea, Szeli, Szczęsny zabrali mnie w pasjonującą podróż po współczesnej Jerozolimie, pokazali smutną rzeczywistość izraelskiej ulicy ale też urok krętych, wspinających się i opadających spiralami serpentyn uliczek, nostalgicznych zaułków pełnych knajpek i straganów, zieleń judejskich wzgórz wokół miasta. Ale nade wszystko uświadomili mi, że mimo wszechobecnych duchów przeszłości Jerozolima tętni życiem, jest nowoczesną metropolią a sakralny wymiar miejsca nie czyni jej wolną od problemów dzisiejszego świata. Uwiodła mnie ta dwoistość natury Jerozolimy – świętej a zarazem do bólu rzeczywistej, przeniknęła mą duszę, zabrała w podróż – na razie wirtualną, kiedyś mam nadzieję prawdziwą…
napisał/a: ~kasiunia347 2010-10-18 22:30
Jestem zagorzałą fanką serialu "Sex w wielkim mieście",również uwielbiam książkę o tym samym tytule.
Nie znam lepszego sposobu na poprawę nastroju niż kilka stron "Sexu" przed snem.
Wiele tekstów znam na pamięć-mogłabym z powodzeniem dorabiać na planie jako suflerka:)
Kiedy kupuję ubrania,często myślę o Carrie:czy dana rzecz jest w jej stylu.
Dzięki temu niedawno kupiłam kurtkę w kolorową kratę.
Co prawda mój mąż wstydzi się mnie,kiedy mam na sobie ten "koc", ale Carrie,moja modowa inspiracja, właśnie w podobnym "kocu" przemierzała ulice Nowego Jorku.
Oczywiście moim wielkim marzeniem jest wyjazd do Nowego Jorku-obowiązkowo odwiedzenie serialowych miejsc,chociażby restaurację Pastis,gdzie jadały filmowe przyjaciółki i cukiernię Magnolia Bakery przy Bleeker Street.
Tak jak Sarah Jessica Parker kocham miejskie życie (nowojorskie podobałoby mi się zdecydowanie najbardziej).
Prawie wszyscy moi znajomi marzą o domach z ogródkiem (oczywiście po części ja także) i wycieczkach do lasu,a ja niezmiernie utrzymuję, że najpiękniejszy las, jaki kiedykolwiek chciałabym zobaczyć, to las świateł nocą na Broadwayu.
A jako mieszkanka Częstochowy przekonuję,że wszędzie dobrze,ale w okolicy Aleji NMP najlepiej.
I jeśli kupię sobie kiedyś szpilki od Manolo Blahnika, to będę w nich dumnie paradować właśnie po tej okolicy,
żeby w końcu usiąść z przyjaciółkami na ploty w miejscowym Pastis.
napisał/a: erikakr 2010-10-18 23:39
Jestem krótkodystansowcem a więc nigdy nie wygrywałam konkursów na najlepszego czytelnika miesiąca, nie zmierzałam do biblioteki w każdą sobotę ani też nie prowadziłam biblioteczki z ulubionymi dziełami, gdyż grube, wielotomowe utwory przerażały mnie swoją objętością - odstraszały setkami stronic, przez które przedzierałabym się ślamazarnie nudnymi wieczorami, ziewając i popijając kubkiem kawy a może nawet i podjadając przy tym, by umilić sobie te męki jakie przeżywałam czytając nawet opracowania szkolnych lektur na widok, których podskakiwało mi ciśnienie niemiłosiernie. Nigdy nie byłam molem książkowym, nie jestem i za pewne nigdy nie będę ale w swojej nierozpoczętej czytelniczej karierze mogę poszczycić się ponad tysiącem przeczytanych jednym tchem stronic - będących dla mnie w pewnym okresie zafascynowania ów książką - czymś zbawiennym, czymś co sprawiało mi tyle radości, co wyzwalało tyle uczuć, że stało się cząstką mnie - oderwaniem od rzeczywistości, która wtedy nie miała dla mnie dużego znaczenia, która była wręcz zbyt szara i monotonna bym mogła się nią przejmować. Zmierzch Stephanie Meyer i kolejne tomy tej sagi to książki które porwały mnie całą - bez reszty! - do świata zupełnie innego, do świata lepszego w każdym calu, świata pełnego prawdziwej anie jak tu - zakłamanej miłości, która przezwyciężą wszystko, do świata pełnego nienawiści i pożądania, pełnego barw i kontrastów! Z każdym słowem, z każdym wersem i z każdą stroną, stawam się coraz bardziej nieobecna. Uciekałam od obowiązków, od strapień i problemów - na rzecz historii, która tak mocno mną wstrząsnęła, która urochomiła we mnie uczucia dotąd niespotykane - odezwała się we mnie nieprzezwyciężona potrzeba miłości i bliskości, którą jak się później okazało nikt nie mógł mnie obdarować - a przynajmniej nie w ten sposób jaki bym chciała.. Bo chciałam przecież tego czego dostać nie mogłam! Chciałam mężczyzny idealnego - nieśmiertelnego, akceptującego każdą moją wadę, oddanego i wiernego. Za mocno puściłam wodze fantazji. Pozwoliłam na moment, a w zasadzie na troszkę dłużej poddać się marzeniom - tym nierealnym.. Trudno później - po tylu wieczorach, nocach po tylu dniach! - wrócić do normalności, szarej rzeczywistości, w której nie ma miejsca na krwiopijcze i oddane wampiry, na miłość wieczną i nieśmiertelność. Kiedy historia zmierzała ku końcowi dawkowałam sobie przyjemność czytania, by móc jak najdłużej bansować między tymi dwoma jakże odległymi światami, jednakże nadeszła ta chwila, w której to się skończyło a rozpoczęło się coś mniej przyjemnego - oswajanie z tym co jest tu, z tym czego nie tu nie ma, z tym co mnie czeka i z tym co mnie nie spotka.. Ze zmierzchomanii się nie wyleczyłam, po prostu wyrosłam - dojrzałam ale wspomnienia pozostaną i to one właśnie niepozwalają mi wymienić innego tytułu nijeżeli tego pod ów pytaniem jaka jest moja ulubiona książka - bo ulubiona (i wcale nie jedyna!) to właśnie saga Zmierzchu - saga, która potrafiła mnie wciągnąć i pochłonąć bez reszty - a to na prawdę spore osiagnięcie, którym za pewne żadna powieść się nie poszczyci - pełna obaw niepozwole już aby fikcja przejeła władanie nad rzeczywistością, z którą potrafiłam się pogodzić i którą stuprocentowo zaakceptowałam!
napisał/a: ~OlkaG87 2010-10-20 10:14
Gratuluję dziewczyny!
napisał/a: helenka1 2010-10-20 22:18
Dziękuję i gratuluję!Dziewczyny macie info na skrzynce pocztowej, bo ja nic nie mam:(
napisał/a: kropelka551 2010-10-20 22:29
helenka1 napisal(a):Dziękuję i gratuluję!Dziewczyny macie info na skrzynce pocztowej, bo ja nic nie mam:(


helenka1 sprawdź pocztę na [url]www.ja.w.polki.pl[/url]

DZIĘKUJĘ za wyróżnienie i gratuluję pozostałej 4 :)
SyEla
napisał/a: SyEla 2010-10-22 07:32
dziekuje!!! i gratuluje!!!!