Zaręczyny i ślub na studiach dziennych - pytanie

napisał/a: Miya 2009-04-06 21:03
Ja po prostu nie widzę powodu dla którego powinnam myśleć, że na pewno się nie uda itd. Nie rozumiem czemu się bulwersujecie i koniecznie chcecie mnie sprowadzić na "dobrą" drogę.
napisal(a): powiedzmy, że dostaniesz sie na asesure ale nomonacji dostać nie musisz i co wtedy dalej będziesz na utrzymaniu rodziców w wieku 30 lat będąc żoną troche chora sytuacja

Asesor notarialny zarabia spokojnie na tyle, żeby wystarczyło na spokojne życie, więc wtedy rodzice nie będą musieli mnie utrzymywać.
napisal(a): W tym rzecz, że jesli nagle kiedyś zderzysz się z rzeczywistością, a nie z bujaniem w obłokach wypełnionych pieniędzmi rodziców, to to zderzenie prawdopodobnie bedzie miałao siłę wybuchu bomby jądrowej.

Ale o jakie zderzenie z rzeczywistością ci chodzi. Jeśli o to co się stanie jeśli moi rodzice z jakiś przyczyn(odpukać trzy razy w niemalowane) nie będą wstanie mnie utrzymywać to mam zabezpieczenie w nieruchomościach, lokatach itd. Nie zginę.
napisal(a): Twoje znajomości już Ci zagwarantowały pracę asesora? Nie wyobrażam sobie jak można żyć tak bujając w obłokach i zakładając na miliard procent coś za pewnik coś co być moze stanie się za parę łądnych lat.

Bo jeśli się w siebie wierzy i ma trochę oleju w głowie to trzeba zakładać pozytywny a nie negatywny wynik. No ale dobrze załóżmy, że stanie się coś nieprzewidzianego i nie przyjmą mnie na asesurę, dalej mam wykształcenie prawnicze i dość duże pole manewru(od pracy w korporacji, po udzielanie porad prawnych, na pracy w gazecie kończąc) ale ok. nie udaję mi się znaleźć pracy w zawodzie. Jest milion innych możliwości. Żeby nie szukać daleko choćby zostanie wedding planerem. :P Okazję leżą na ulicy.
napisal(a): Spójrz na to z innej strony, jeśli szef cie opiernicza a ty to olewasz, to masz pierwszy powód do odpowiedzenia sobie na pytanie - "dlaczego on rozwiazał ze mną umowę o pracę?" No ale zapomniałęm, ze Ty już w sumie to jesteś zatrudniona jako asesor a później po 3 latach laba i sielanka.

Źle się wyraziłam, nie mówię żeby olewać uwagi szefa, należy je przyjąć do wiadomości, poprawić i przeprosić. Chodziło mi o to, że takie jego zachowanie nie wpłynie negatywnie na jakość mojej pracy czy też humor.
napisal(a):No widzisz, i tu się różnimy znowu. Ja po prostu potrafię znaleźc pewne priorytety.

Ha! Czyli jednak musisz z tego coś wybierać. To znaczy, że moja teoria jest jednak prawdziwa i nie da się połączyć studiów(w tym działalności naukowej) dobrego wykonywania swojej pracy i "życia"(ogólnie rozrywek, hobby i rozwoju) a jeszcze trzeba znaleźć czas na sen i parę innych przyziemnych spraw.
napisał/a: Karolinka_U 2009-04-06 21:07
Miya napisal(a):zyli jednak musisz z tego coś wybierać. To znaczy, że moja teoria jest jednak prawdziwa i nie da się połączyć studiów(w tym działalności naukowej) dobrego wykonywania swojej pracy i "życia"(ogólnie rozrywek, hobby i rozwoju)
da się te rzeczy pogodzić
napisał/a: kania3 2009-04-06 21:18
A ja się po części z Wami zgadzam i po części też z arTemidą. Moi rodzice również mają podejście jak rodzice Miyi i cieszy mnie to, bo czuję, że mam wsparcie, ale nie wyobrażam sobie, żeby utrzymywali mnie po ślubie. Jakoś by mi głupio było, słowo mężatka gryzie mi się z byciem całkowicie na utrzymaniu rodziców, chociaż finansowo by im wyszło dokładnie to samo. Wiadomo, że w pierwszej kolejności tak wszystko próbujemy zrobić, żeby samemu do wszystkiego dojść. Zabierając się za coś, stajemy na głowie, żeby nie prosić rodziców o pomoc. Ani ja, ani mój chłopak z góry nie zakładamy, że rodzice MUSZĄ pomóc, bo nie muszą. Ale czasem jest tak jak mówi arTemida- różne rzeczy się w życiu zdarzają, których człowiek nie przewidzi i wiem, że w takich sytuacjach rodzice by nam pomogli. Wy byście nie pomogli swoim dzieciom? Kluczowe słowo POMOGLI (żebyśmy się dobrze zrozumieli;)), a nie utrzymywali non stop, bo to by było przegięcie. Tak na dobrą sprawę rzadko kto zaczyna swoje życia całkowicie bez niczyjej pomocy. Nie widzę w tym nic złego o ile nie jest to zakładanie z góry "będzie lekko bo rodzice zapłacą za wszystko".
napisał/a: repcak1 2009-04-06 21:37
Miya napisal(a):
Ha! Czyli jednak musisz z tego coś wybierać. To znaczy, że moja teoria jest jednak prawdziwa i nie da się połączyć studiów(w tym działalności naukowej) dobrego wykonywania swojej pracy i "życia"(ogólnie rozrywek, hobby i rozwoju) a jeszcze trzeba znaleźć czas na sen i parę innych przyziemnych spraw.

Nie prawda, z niczego nie musiałem wybierać i rezygnować. Z powodzeniem radzę sobie łączyć wszytsko to co napisałaś (oczywiscie mam inne zainteresowanie). Z powodzeniem łączę spędzanie wspólnego czasu z narzeczona i dzielenie się z nią moim życiem wraz ze studiami (nie mam jak na razie jakiś wtop na studiach plus uczestnicze w kole naukowym, teraz robimy duży projekt, który mamy nadzieję zakonczY się wydaniem ksiażki), pracą (pracuję i zarabiam na przyszłe życie i mam się dobrze) przyjaciółmi (od liceum trzymam się z paczką przyjaciół i nikt nikogo nie zaniedbuje) znajomymi (mam ich sporo), regularnym uczestniczeniem ww meczach Lecha w poznaniu (od 7 lat mam karnet i bardzo zradko opuszczam jakieś mecze przy Bułgarskiej), gre w bowling (teraz już dla rozrywki, jeszcze niedawno trenowałem, ale z przyczyn niezależnych ode mnie musiałem skończyć treningi) udzielaniem się dla zespołu Hunter poprzez ich promocję itp. plus takie przyziemne sprawy jak gry na komputerze czy rower. I mam na to wszystko zcas - widzisz - wszstko da się połaczyć i pogodzić na niczym nie tracąc. A jeśli chodzi o słówko "priorytet" to dla mnie priorytetem jest moja wspólna przyszłość z narzeczoną i studia oraz praca, zeby zarabiać na przyszłe wspólne życie - a resztę z powodzeniem godze ze swoimi priorytetami i niczego nie zaniedbuję.

Miya napisal(a):Bo jeśli się w siebie wierzy i ma trochę oleju w głowie to trzeba zakładać pozytywny a nie negatywny wynik.

Tak, tylko trzeba uważać, by się ten olej nie przelał. Bo zakłądanie, ze wszystko co sobie wymyśle musi się udać i koniec kropka, jest dla mnie śmieszne, bo w życiu różne rzeczy się zdarzają. I niekoniecznie musi być za kilka lat tak jak sobie teraz to wymysliłaś. Życie weryfikuje plany. I właśnie o takie zderzenie z rzeczywistością mi chodziło. Tez jeste osobą pozytywnie myślącą, ale nigdy nie zakłądam czegoś za pewnik, bo uważam, ze tak nie mozna, bo można się na tym grubo przejechać.
napisał/a: Madzinka1 2009-04-06 22:15
Kurcze wiecie co, normalnie Was podziwiam Piszecie, że łączycie pracę, studia, ,kilka kierunków, dodatkową działalność... Ja miałam to szczęście, że przez cały okres studiów mieszkałam z rodzicami i oni mnie utrzymywali - tzn jedzenie i opłaty, nie musiałam za to płacić. Ale aż się głupio czuję, bo widzę, że takie postawy są piętnowane . Ja wychodziłam z takiego założenia (zresztą moi rodzice też), że lepiej studiować, osiągać jak najlepsze wyniki - co przekłada się przecież na pieniążki - stypendium ministra wynosiło ostatnio 1300 zł. Więc nie rozumiem dlatego piętnujecie to, że ktoś pracuje w kołach naukowych, fundacjach itd. Przecież nawet finansowo opłaca się to bardziej niż praca zarobkowa. Zgadzam sie z tym co pisze Miya, że nie da się wszystkiego pogodzić... Ja nie umiałabym. I też stawiałabym na studia...Dzięki temu, że pracowałam na 5 roku za darmo (w ramach wolontariatu) dostałam od razu po studiach dokładnie taką pracę jak chciałam. Niektóre moje koleżanki mówiły, że trzeba być skończonym idiotą, żeby chodzićdo pracy za darmo, że lepiej właśnie iść do McDonaldsa czy gdziekolwiek... Powiem tyle, w tym momencie, te które tak uważały 2 lata po studiach nie dostały wymarzonej pracy w zawodzie. Ja i przyjaciółka, z którą wymyśliłyśmy ten wolontariat pracujemy na pełny etat.
Także moje refleksja... czasami warto trochę dłużej zdać się na rodziców :)
Mój post nie jest atakiem na Was, tylko zrozumcie, że nie każdy jest tak zdolny i pracowity jak Wy i pozwólcie każdemu postępować jak uważa za słuszne. Amen
napisał/a: repcak1 2009-04-06 22:26
Madzinka napisal(a):Piszecie, że łączycie pracę, studia, ,kilka kierunków, dodatkową działalność... Ja miałam to szczęście, że przez cały okres studiów mieszkałam z rodzicami i oni mnie utrzymywali - tzn jedzenie i opłaty, nie musiałam za to płacić. Ale aż się głupio czuję, bo widzę, że takie postawy są piętnowane


Czytanie ze zrozumieniem się kłania. Cały Twój post jest kompletnie nietrafiony ze względu na to,że kompletnie nie zrozumiałaś o co nam chodzi. Nikt tu nikogo nie piętnuje tego, ze na studiach mieszkasz z rodzicami i oni Cię utrzymują. Ja też aktualnie na razie jestem w takiej sytuacji, a pieniadze, które zarabiam odkłądam na życie po ślubie oraz wydaję na swoje prywatne sprawy, tak by po ślubie jak najbardziej się usamodzielnić i wyprowadzić z przysżłą żoną chociażby do jakiegoś mieszkania, które bedziemy wynajmować. Większosć jest jednak zdziwiona i lekko zniesmaczona faktem, żeby już jako małżeństwo być tylko i wyłącznie utrzymankiem rodziców. O to nam chodzi, że po postach Miya widać, ze dla niej małżeństwo to zwykłą zabawa w dom, gdzie i tak i tak kasę na wszystko bedą kłąść rodzice niż rzeczywiste życie jak oddzielna, samodzielna choćby w większej części, utrzymująca się z pracy zarobkowej rodzina.
napisał/a: Madzinka1 2009-04-06 22:28
Necia napisal(a):i nie zaluje ze wzielam kredyt studencki i ze wyszlam za mąz i sami sie z mezem utrzymujemy i sami ten kredyt spłacimy

Neciu ale ja Cię doskonale rozumiem i podziwiam .
Tylko dajmy każdemu decydować jak chce żyć. Ktoś chce się "bawić" w męża i żonę to ma do teog prawo. Dla mnie jednak sakrament małżeństwa ma niewiele wspólnego ze sprawami finansowymi i jest to głównie SAKRAMENT. To za co ktoś potem będzie żył jest indywidualną sprawą. Takie jest moje zdanie i go nie zmienie

[ Dodano: 2009-04-06, 22:34 ]
repcak napisal(a):Czytanie ze zrozumieniem się kłania.

No raczej nie mam z tym problemów. To chyba Ty nie zrozumiałeś o czym piszę.
repcak napisal(a): a pieniadze, które zarabiam odkłądam na życie

No właśnie - pracujesz :) Dlatego jesteś ten "dobry" ? Jak ktoś studiuje tylko i wyłącznie to już z pewnością leniuch ?
repcak napisal(a):Większosć jest jednak zdziwiona i lekko zniesmaczona faktem, żeby już jako małżeństwo być tylko i wyłącznie utrzymankiem rodziców.

Oj bardzo mi przykro, że czujecie taki niesmak. Nie rozumiem, dlaczego? Dlaczego waszym zdaniem Miya nie ma prawa tak żyć, jak chce? Nie rozumiem tego oburzenia.
napisał/a: repcak1 2009-04-06 22:36
Madzinka napisal(a):a miałam to szczęście, że przez cały okres studiów mieszkałam z rodzicami i oni mnie utrzymywali - tzn jedzenie i opłaty, nie musiałam za to płacić. Ale aż się głupio czuję, bo widzę, że takie postawy są piętnowane
Przepraszam bardzo, ale nikt nie piętnował tutaj takiej postawy, wiec powiedz mi gdzie tu jednak jest czytanie ze zrozumieniem?

Madzinka napisal(a):No właśnie - pracujesz :) Dlatego jesteś ten "dobry" ? Jak ktoś studiuje tylko i wyłącznie to już z pewnością leniuch ?

Czy ja coś takiego powiedziałem? Mówimy o kompletnie dwóch innych kwestiach.
napisał/a: Madzinka1 2009-04-06 22:39
Miya napisal(a): Jeśli chodzisz na studia, udzielasz się np. w kołach naukowych, dokształcasz itd i jeszcze rzetelnie wykonujesz swoją pracę nie masz masz czasu albo masz go mało na odpoczynek

Żeby nie być gołosłowną - chodzi mi o tą opinie, z którą się zgadzam. Ja nie dałabym rady pracować plus studiować dwa kierunki plus pracować w ramach wolontariatu. Z czegoś musiałam zrezygnować i w pierwszej kolejności odpadła praca zarobkowa. Bo bez wykształcenia ile bym zarobiła? (myslę, że max, 1000 zł na rękę), robiąc to wszystko bez pracy miałam 1300 zł. Więc skoro Miya chce studiować i będzie to robiła rzetelnie, to wcale nie będzie skazana na rodziców.

[ Dodano: 2009-04-06, 22:42 ]
repcak napisal(a): rzepraszam bardzo, ale nikt nie piętnował tutaj takiej postawy, wiec powiedz mi gdzie tu jednak jest czytanie ze zrozumieniem?

Wszyscy rzuiliście się na tą biedną dziewczynę. Nie rozumiem kompletnie dlaczego? Co Was tak boli? To że bierze pieniądze od rodziców jak mniemam i nie zamierza sama zarabiać (póki co)? To ja się przyznaję, że też nie pracowałam przez 24 lata swojego życia.
napisał/a: repcak1 2009-04-06 22:51
Madzinka napisal(a):Wszyscy rzuiliście się na tą biedną dziewczynę. Nie rozumiem kompletnie dlaczego? Co Was tak boli? To że bierze pieniądze od rodziców jak mniemam i nie zamierza sama zarabiać (póki co)? To ja się przyznaję, że też nie pracowałam przez 24 lata swojego życia.

Czy ty na prawdę nie potrafisz doczytać? Boże, nie chodzi nam o to, że ona sama, oddzielnie, jako jedna osoba, osobny cżłowiek (nie wiem jak dalej to Ci wytłumaczyć) jest na utrzymaniu rodziców studiując, tylko chodzi nam o to, że jako małzeństwo (dwoje ludzi, zakłądajacych rodzinę, dwoje ludzi, którzy powinni brać odpowiedzialnosć za siebie nawzajem, dwoje ludzi, którzy z którzy tworzą oddzielne gospodarstwo domowe, które powinno się utrzymywać z pracy zarobkowej, znów nie wiem jak to Ci dalej wytłumaczyć) jest na totalnym utrzymaniu rodziców - to jest dla nas takie dziwne, bo widać mamy inne definicje tego, co oznacza małżeństwo. Dla nas to nie tylko stwierdzenie "mam męża/żonę, a wy jeszcze nie, i widzicie jacy my jesteśmy lepsi", dla nas nałżeństwo to pozwolisz, ze zacytuję sam siebie:
"oddzielna, samodzielna choćby w większej części, utrzymująca się z pracy zarobkowej rodzina."

Madzinka napisal(a):Bo bez wykształcenia ile bym zarobiła? (myslę, że max, 1000 zł na rękę)

Nie generalizuj. Znam ludzi, którzy bez wykształcenia własną cieżką pracą doszli do bardzo przyzwoitych zarobków.
napisał/a: MałaAgacia 2009-04-06 22:54
Ja tu trochę stanę w obronie Miyi . Na początku zgodzę się z Wami, że to nieco dziwne jest planować ślub a nie planbowac osobnego zycia, z dala od garnuszka rodziców, ale wszystkim w jej rodzinie to PASUJE. Czyli patrzcie wyżej co pisze Madzinka podpisuję się pod tym ręcami i nogami

Co do reszty typu, że rzeczywistość zwali się na nią i sobie nie poradzi żyjąc w obłokach i wiecznie pod płaszczem ochronnym rodziców i wiecznym funodowaniem jej zachcianek. Miya jest na zupełnie innym pułapie finansowym niż przeciętny Polak. W związku z czym przyziemne problemy jejnie dotyczą, nie musi się martwić jak przeżyć do pierwszego, co kupić buty czy spodnie czy zreperować sobie zęba czy jechać na wakacje. Idzie ulicą widzi coś fajnego i jak ma ochotę to sobie kupuje i nie zastanawia ją czy ją stać czy nie itp. Nie ma trosk i zmartwień dnia codziennego z jakimi zmagają się Polacy to może sobie żyć obo tych problemów. Nie wiedzę powodu dla którego działanie w kole naukowym czy rozwijanie swoich zainteresowań (byle jakich np, szydełkowania lub sklejania samolotów) miałoby czymś złym. Po co ma iść do byle jakiej pracy jeśli wtedy nie będzie mogła przeczytac tylu książek ilu by chciała albo napisać referatu na jakąś tam konfe. Owszem każde doświadczenie zawodowe jest ważne i nawet najgłupsza praca rozwija i uczy, ale w jej przypadku nie jest ona konieczna. Przypuszczam, że gdyby Mija nigdy nie zaczęła pracować to tez by przeżyła.

Nierozumiem też czemu ma dziewczyna nie zakładać, że dostanie się na aplikacje czy coś tam innego. Mnie też wszyscy mówili, że eh jakie to ja mam zachciannki, marzenia i plany nierealne. Że marnuję czas na pierdoły (moja pasja zawsze była krytykowana przez rodzinę) że czemu nie pracuję, że czemu nie zdaję certyfikatów językowych itp itp. A ja zawsze szłam przez życie jak burza. Jakikolwiek absurdalny cel miałam, jeśli chciałam to go osiągnęłam i żadne doświadczenia i konwencjonalne metody osiągania celu mi w tym nie pomogły. zawsze byłam przekonana, że moje życie jest moje i to ja kreuję "zbiegi okoliczności" i wydarzenia w taki sposób, jakikolwiek sobie zamarzę i to co jest dla mnie dobre stanie się. I tak się zawsze działo. Z tego co rozumiem Mija podchodzi do spraw podobnie.
Niech robi to co uważa za słusze, zna siebie, zna swoje możliwości i realia swojego zycia. Nie zawsze potocznie rozumiene "dobro" jest indywidualnym dobrem każdego z nas.

[ Dodano: 2009-04-06, 22:58 ]
repcak, Ale dla Miyi i jej rodziny taka sytuacja jest OK. Rozumiem, że Was to dziwi i jest nie popularne. Ale dla nich jest w porządku. I to chyba Ty teraz nie do końca rozumiesz. Dla nie któych na pierwszym miejscu małżeństwo to bycie niezależnym i odpowiedzialnym, dla innych sakrament i przysięga przed Bogiem, że y i tylko ty i na zawsze są priorytetem i chcą być razem tu i teraz. A finanse i sytuacja życiowa ma mniejsze znaczenie. I tyle. Jedni czekają aż się dorobią a inni nie. Ważne że jej rodzinie to PASUJE.
napisał/a: Madzinka1 2009-04-06 23:04
MałaAgacia napisal(a):Niech robi to co uważa za słusze, zna siebie, zna swoje możliwości i realia swojego zycia. Nie zawsze potocznie rozumiene "dobro" jest indywidualnym dobrem każdego z nas.

Zgadzam się. To właśnie cały czas próbuję napisać.
Nie wiem skąd w repcak tyle złości... Nie wywołuj tu imienia Boga... Ja rozumiem Twoje argumenty, ale zrwacam uwagę na zupełnie inny aspekt tej sprawy. Nie musisz do mnie mówić jak to półgłowka, bo jest to conajmniej niekulturalne i nie spotkałam się z czymś takim, odkąd jestem na tym forum.
repcak napisal(a): to jest dla nas takie dziwne, bo widać mamy inne definicje tego, co oznacza małżeństwo.

A Miya ma inną definicję i Ty tego nie potrafisz uszanować.
repcak napisal(a):mam męża/żonę, a wy jeszcze nie, i widzicie jacy my jesteśmy leps

Miya nigdzie nie napisała, że wychodzi za mąż, żeby poczuć się lepszą od innych
Po to jest forum, żeby każdy każdy mógł napisać, jakie je jego zdanie, ktoś inny może odpowiedzieć, ale w tym wątku to się już zrobiła normalna nagonka . A tak naprawdę nie ma o co się kłócić moim zdaniem :)