Zaręczyny i ślub na studiach dziennych - pytanie
napisał/a:
~gość
2009-04-06 23:12
Tu raczej nie chodzi o krytykę, tylko o zdziwienie bo taka postawa jest dziwna, jeśli jej rodzina i facet to akceptuje nic nam do tego.
Wydaje mi się że jeżeli ktoś doradza w takich tematach, powinien znać dwie strony medalu, a jeśli zna tylko jedną (bez pracy i bez doświadczenia w tym temacie)to jego obraz jest zamazany i niekompletny.
Skupmy się na głównym problemie, jak rodzice zareagują, doszliśmy w większości że raczej euforycznie nie podejdą do tematu, po za kilkoma wyjątkami tu przedstawionymi przez "piętnowane" koleżanki
Taka wymiana poglądów ma pomóc w rozwiązaniu problemu i doradzeniu, wydaję mi się że pomoc bardziej doświadczonych uczestników forum jak najbardziej sie przyda
Wydaje mi się że jeżeli ktoś doradza w takich tematach, powinien znać dwie strony medalu, a jeśli zna tylko jedną (bez pracy i bez doświadczenia w tym temacie)to jego obraz jest zamazany i niekompletny.
Skupmy się na głównym problemie, jak rodzice zareagują, doszliśmy w większości że raczej euforycznie nie podejdą do tematu, po za kilkoma wyjątkami tu przedstawionymi przez "piętnowane" koleżanki
Taka wymiana poglądów ma pomóc w rozwiązaniu problemu i doradzeniu, wydaję mi się że pomoc bardziej doświadczonych uczestników forum jak najbardziej sie przyda
napisał/a:
repcak1
2009-04-06 23:16
No masz rację, trochę przesadziłęm, przepraszam.
Ponieważ nigdy nie rozumiałem zachowania osób w stylu głupiego programu na MTV My sweet 16 - dzieci bogatych rodziców, które myślą, ze wszytsko sie im należy. Tu trochę czuje, ze jest podobnie,
Dochodze do tego samego wniosku, ponieważ światy w których żyjemy (ja i Miya) są kompletnie różne, tak więc nie sadzę, żebyśmy się zrozumieli. MałaAgacia, wyjasniła jaka jest jej sytuacja rodzinna i ok, jeśli tak to traktuje to niech tak traktuje. Ja niestety nigdy nie zrozumiem posiadania aktu małzeństwa dla samego faktu jego posiadania bez idących za tym zmian w życiu i utrzymaniu się i tyle na ten temat.
napisał/a:
Emilianka
2009-04-06 23:30
Wow,to się rozkręciło
Madzinka,nikt nie piętnuje tego,że mieszkasz z rodzicami i oni Cię utrzymują,bo w tym nie ma nic złego.Tylko że większości z nas coś takiego kłóci się z definicją małżeństwa.To,że rodzice utrzymują Ciebie,kiedy się uczysz,to naturalne,ale z jakiej paki mają utrzymywać Twojego męża?Bądź odwrotnie-czemu rodzice męża mają utrzymywać Ciebie?W takiej sytuacji małżeństwo wygląda na kaprys dwojga rozpuszczonych bananów,chęć szpanowania przed koleżankami obrączką i mówienia "mój mąż",zamiast być założeniem nowej,samodzielnej rodziny.Kwestia innego podejścia do instytucji małżeństwa.
Mnie akurat "nosiło" i szlag mnie trafiał na myśl,że mam 21 lat a na wszystko dają mi rodzice-chciałam chociaż troszkę być samodzielna A własnoręcznie zarobione pieniądze smakują zdecydowanie lepiej Niemniej-nie musiałabym pracować.Tylko nie spodobało mi się podejście że praca nie w zawodzie to w żadnym razie-tak jakby to było poniżej godności studenta.
No i nie zniosłabym bycia na utrzymaniu rodziców po ślubie.Nadal byłabym przede wszystkim dzieckiem,a nie żoną.Dla mnie po ślubie mamy być mężem i żoną,a nie dalej dziećmi rodziców.Dla mnie to nie małżeństwo tylko zabawa w dom.
arTemida wasza sytuacja była inna.Wy chcieliście iść do pracy i zacząć samodzielne życie,bez pomocy rodziców.A że się złożyło inaczej-po prostu życie.Ale mieliście chęci!A tu nawet chęci brak,tylko od razu założenie,że rodzice dadzą i jeszcze dłuuuugo będą dawać.Więc jeśli w jakikolwiek sposób nasze wypowiedzi Cię doknęły-zapomnij,bo nie o takiej sytuacji mowa
No i jeszcze raz podkreślam-wszystko mozna pogodzić,tylko trzeba tego chcieć Jedno nie przekreśla drugiego-można i pracować,i studiować i bawić się
P.S Necia,widzę,że w wawie studiujesz?pewnie uw?jak tak,to muszę poprzeć Twoje słowa-na pierwszym roku zajęć mało,ale odsiew jest okrutny
Madzinka,nikt nie piętnuje tego,że mieszkasz z rodzicami i oni Cię utrzymują,bo w tym nie ma nic złego.Tylko że większości z nas coś takiego kłóci się z definicją małżeństwa.To,że rodzice utrzymują Ciebie,kiedy się uczysz,to naturalne,ale z jakiej paki mają utrzymywać Twojego męża?Bądź odwrotnie-czemu rodzice męża mają utrzymywać Ciebie?W takiej sytuacji małżeństwo wygląda na kaprys dwojga rozpuszczonych bananów,chęć szpanowania przed koleżankami obrączką i mówienia "mój mąż",zamiast być założeniem nowej,samodzielnej rodziny.Kwestia innego podejścia do instytucji małżeństwa.
Mnie akurat "nosiło" i szlag mnie trafiał na myśl,że mam 21 lat a na wszystko dają mi rodzice-chciałam chociaż troszkę być samodzielna A własnoręcznie zarobione pieniądze smakują zdecydowanie lepiej Niemniej-nie musiałabym pracować.Tylko nie spodobało mi się podejście że praca nie w zawodzie to w żadnym razie-tak jakby to było poniżej godności studenta.
No i nie zniosłabym bycia na utrzymaniu rodziców po ślubie.Nadal byłabym przede wszystkim dzieckiem,a nie żoną.Dla mnie po ślubie mamy być mężem i żoną,a nie dalej dziećmi rodziców.Dla mnie to nie małżeństwo tylko zabawa w dom.
arTemida wasza sytuacja była inna.Wy chcieliście iść do pracy i zacząć samodzielne życie,bez pomocy rodziców.A że się złożyło inaczej-po prostu życie.Ale mieliście chęci!A tu nawet chęci brak,tylko od razu założenie,że rodzice dadzą i jeszcze dłuuuugo będą dawać.Więc jeśli w jakikolwiek sposób nasze wypowiedzi Cię doknęły-zapomnij,bo nie o takiej sytuacji mowa
No i jeszcze raz podkreślam-wszystko mozna pogodzić,tylko trzeba tego chcieć Jedno nie przekreśla drugiego-można i pracować,i studiować i bawić się
P.S Necia,widzę,że w wawie studiujesz?pewnie uw?jak tak,to muszę poprzeć Twoje słowa-na pierwszym roku zajęć mało,ale odsiew jest okrutny
napisał/a:
arTemida
2009-04-06 23:32
Dla jednych taka jest dziwna a dla innych dziwne jest czekanie ze ślubem aż się ktoś usamodzielni, kupi mieszkanie i 2 samochody i będzie kimś.Każdy stawia na coś innego.
Ja szanuje ludzi którzy do wielu rzeczy dochodzą sami np finansują ślub, utrzymują się całkowicie samodzielnie na studiach ale uważam że jeśli ktoś ma szczęście że rodzice mogą to zrobić za niego to nie powinno się go piętnować że się bawi w męża/żonę.Skoro rodzice mają dzieci to wiadomo że chcą w nie inwestować jeśli mają na to fundusze i to nie powód żeby przepraszać że ktoś ma łatwiejszy start.
Nie zgadzam się z tym że to nie uczy odpowiedzialności albo że rodzice się wtrącają-wszystko zależy do charakteru rodziców i układów z nimi.
napisał/a:
MałaAgacia
2009-04-06 23:35
Dobrz prawisz arTemido. Też nie rozumiem dlaczego małżeństwo musi od razu wiązać się z samodzielnością finansową A nie może poprostu wypływać z miłości i chęci bycia razem i na zawsze? A reszta potem, przy okazji...
napisał/a:
~gość
2009-04-06 23:43
Dobrze, tylko to jest smutne że dzieci czasami nie zauważają ile to rodziców kosztuje wyrzeczeń, często rodzice robią dobrą minę do złej gry, bo nie chcą niczego odmawiać pupilkom, to nic że za pieniądze mogliby sobie pojechać na wspaniały urlop, czy kupić jakiś domek nad wodą i po prostu cieszyć się emeryturką lub wolnym weekendem o tym tu nikt nie wspomina, ciekawe czemu
napisał/a:
vox humana
2009-04-07 00:01
Właśnie!
Kurka, rodzice tyle lat odmawiali sobie wielu rzeczy, by utrzymać dzieci. Im nawet może to nie przeszkadzać, że nawet żonate/mężate dzieci wyciągają do nich ręce po pieniądze. Ale to po prostu nie fair wobec nich... I nie chodzi tu wcale o lepszy czy gorszy start ani o jakąś zazdrość... Według mnie tylko dorośli ludzie biorą ślub. A dorosłym dla mnie w pełni nie jest ten, który wciąż pasożytuje na garnuszku rodziców.
Kurka, rodzice tyle lat odmawiali sobie wielu rzeczy, by utrzymać dzieci. Im nawet może to nie przeszkadzać, że nawet żonate/mężate dzieci wyciągają do nich ręce po pieniądze. Ale to po prostu nie fair wobec nich... I nie chodzi tu wcale o lepszy czy gorszy start ani o jakąś zazdrość... Według mnie tylko dorośli ludzie biorą ślub. A dorosłym dla mnie w pełni nie jest ten, który wciąż pasożytuje na garnuszku rodziców.
napisał/a:
Miya
2009-04-07 02:40
Wiecie co, nie chcę mi się tego już chyba tłumaczyć, podobna sytuacja była w wątku ile za wesele. Ale ponieważ dyskusja nabrała rumieńców i zostały w nią wplątane "niewinne" osoby to odpowiadam.
Małżeństwo to nie jest dla mnie zabawa w dom. Już teraz mieszkamy razem po ślubie się to nie zmieni i uczymy się jakiegoś życia. Czy tak naprawdę jest ważne skąd ma się pieniądze? Przecież dostaję się określoną sumę i trzeba nią gospodarować. A czy pochodzi ona z pracy zarobkowej czy od rodziców nie ma aż takiego znaczenia. Przecież to nie jest tak, że ja siedzę w domu nic nie robię a pieniądze same lecą. Ja przecież studiuję, czyli tak jakby chodzę do pracy(nie umiem tego lepiej określić) poświęcam temu czas, energię itd.
Dobrze a czy to nie może nastąpić kiedy będziemy choć trochę ustawieni, np. posiadając choćby skończone studia?
Dziękuję za podanie tego przykładu idealnie przekazuję to co chce powiedzieć. Załóżmy, że robie po "waszemu" po 3 roku studiów idę do pracy zarobkowej, bo pomimo tego, że moi rodzice chcą i mogą mi pomóc uważam, że powinnam sama na siebie zarabiać. To nic, że na tym ucierpią najprawdopodobniej studia, mój mąż czy cokolwiek innego. I teraz również gdzieś po trzecim albo już w trakcie roku należałoby podjąć jakąś pracę praktykę w kancelarii. No i pojawia się super oferta praktyk w świetnej kancelarii niestety jest nieodpłatna, jak to zwykle z takimi ofertami bywa. I teraz co? Mam z niej zrezygnować, bo nie uda mi się połączyć dwóch prac ze studiami. Czy nie oczywistym wyborem będzie właśnie odstąpienie od pracy zarobkowej i rozwijanie się w kierunku którym wybrałam?
Dlaczego? Gdzie jest napisane, że taka jest definicja małżeństwa? Rozumiem, że twoja jest taka, szanuję ją potrafię zrozumieć, ale nie wiem dlaczego tak bardzo chcesz mi ją narzucić, bądź przekonać mnie, że źle robie. I nigdzie nie napisałam, że przez to, że będziemy małżeństwem będziemy czuć się lepsi. Może szczęśliwsi, pełniejsi ale lepsi? Bierzemy ślub bo się kochamy, bo jesteśmy pewni, że chcemy być razem, bo traktujemy to jako przysięgę itd. Nie wiem czemu względy ekonomiczne mają być decydujące.
MałaAgacia, dziękuję za obronę i wytłumaczenie pewnych spraw. Troszkę jednak przesadziłaś i sprostuję, aż taka bogata nasza rodzina nie jest. Powiedziałabym, że jesteśmy gdzieś w wyższej klasie średniej(takiej standardowej amerykańskiej).
No właśnie po co? W imię jakiejś niezrozumiałej dla mnie idei? Bo tak wypada?
Dokładnie, to taka chyba polska cecha, zakładanie zawsze najgorszych rzeczy i nawet nie spróbowanie. Po co się wybijać, najlepiej płynąć w jednolitej masie która równa w dół a równać należy zawsze do góry, wszystkim to wychodzi na dobre.
Chyba powinnam się obrazić. Nigdy nie byłam taka, nie uważałam, że coś mi się należy. Nie wyciągałam pieniędzy od rodziców jak wiedziałam, że to może zachwiać ich budżetem bo akurat przyszedł gorszy miesiąc.
Czyli dla ciebie aspekt ekonomiczny jest najważniejszy? Jeśli byście się kochali i wiedzieli, że chcecie być ze sobą a nie zarabiali na siebie, to nie wzielibyście ślubu po trzeba poczekać aż będzie się miało z czego założyć rodzinę?
Coraz więcej złości się wylewa z tych postów. Dlaczego? Rozumiem, że ktoś ma inne poglądy, doświadczenia, sposób na życie. Ale czemu zamiast poważnej, mogącej coś wnieść dyskusji dochodzi do obrażania się i złości? Powtarzam jeszcze raz, sytuacja się nie zmieni, my dalej będziemy się uczyć, mieszkać razem w wynajętym mieszkaniu itd. Koszty się nie zwiększą. Każde z rodziców będzie utrzymywać swoje dziecko. Jeślibyśmy brali przez ten cały okres pieniądze a nie byli małżeństwem a np. narzeczeństwem to byłoby ok? A nagle ślub wszystko zmienia? Nie rozumiem takiego podejścia.
Dziękuję za obronę. Ja również takich ludzi szanuję i podziwiam. Ale dlatego, że ktoś nie może sobie pozwolić na taką sytuację jak ja to mam się czuć gorsza, przepraszać, czy może w ogóle się nie odzywać?
Ale to nie jest tak, że rodzice sobie od ust odejmują żeby mnie na studiach utrzymać. Stać ich również na własne przyjemności, wyjazdy, zakupy, odnawianie domu itd. Mojemu ojcu do emerytury zostało 5 lat więc w tym czasie na pewno będzie też prowadził firmę a moja mama chciała w tym roku przejść na emeryturę ale lekarze dostali obiecane podwyżki i stwierdziła, że jej się to nie opłaca. A nawet jakby na emeryturę poszła to i tak wróciłaby na pół etatu, bo po prostu nie potrafi usiedzieć w domu.
Mam nadzieję, że wyjaśniłam wszystko. Dziękuję MałejAgaci arTemidzieMadzince, , , za obronę i trzeźwe spojrzenie. :) Naprawdę nie rozumiem dlaczego tak przeszkadza wam ktoś kto ma inny pogląd na życie.
Małżeństwo to nie jest dla mnie zabawa w dom. Już teraz mieszkamy razem po ślubie się to nie zmieni i uczymy się jakiegoś życia. Czy tak naprawdę jest ważne skąd ma się pieniądze? Przecież dostaję się określoną sumę i trzeba nią gospodarować. A czy pochodzi ona z pracy zarobkowej czy od rodziców nie ma aż takiego znaczenia. Przecież to nie jest tak, że ja siedzę w domu nic nie robię a pieniądze same lecą. Ja przecież studiuję, czyli tak jakby chodzę do pracy(nie umiem tego lepiej określić) poświęcam temu czas, energię itd.
Dobrze a czy to nie może nastąpić kiedy będziemy choć trochę ustawieni, np. posiadając choćby skończone studia?
Dziękuję za podanie tego przykładu idealnie przekazuję to co chce powiedzieć. Załóżmy, że robie po "waszemu" po 3 roku studiów idę do pracy zarobkowej, bo pomimo tego, że moi rodzice chcą i mogą mi pomóc uważam, że powinnam sama na siebie zarabiać. To nic, że na tym ucierpią najprawdopodobniej studia, mój mąż czy cokolwiek innego. I teraz również gdzieś po trzecim albo już w trakcie roku należałoby podjąć jakąś pracę praktykę w kancelarii. No i pojawia się super oferta praktyk w świetnej kancelarii niestety jest nieodpłatna, jak to zwykle z takimi ofertami bywa. I teraz co? Mam z niej zrezygnować, bo nie uda mi się połączyć dwóch prac ze studiami. Czy nie oczywistym wyborem będzie właśnie odstąpienie od pracy zarobkowej i rozwijanie się w kierunku którym wybrałam?
Dlaczego? Gdzie jest napisane, że taka jest definicja małżeństwa? Rozumiem, że twoja jest taka, szanuję ją potrafię zrozumieć, ale nie wiem dlaczego tak bardzo chcesz mi ją narzucić, bądź przekonać mnie, że źle robie. I nigdzie nie napisałam, że przez to, że będziemy małżeństwem będziemy czuć się lepsi. Może szczęśliwsi, pełniejsi ale lepsi? Bierzemy ślub bo się kochamy, bo jesteśmy pewni, że chcemy być razem, bo traktujemy to jako przysięgę itd. Nie wiem czemu względy ekonomiczne mają być decydujące.
MałaAgacia, dziękuję za obronę i wytłumaczenie pewnych spraw. Troszkę jednak przesadziłaś i sprostuję, aż taka bogata nasza rodzina nie jest. Powiedziałabym, że jesteśmy gdzieś w wyższej klasie średniej(takiej standardowej amerykańskiej).
No właśnie po co? W imię jakiejś niezrozumiałej dla mnie idei? Bo tak wypada?
Dokładnie, to taka chyba polska cecha, zakładanie zawsze najgorszych rzeczy i nawet nie spróbowanie. Po co się wybijać, najlepiej płynąć w jednolitej masie która równa w dół a równać należy zawsze do góry, wszystkim to wychodzi na dobre.
Chyba powinnam się obrazić. Nigdy nie byłam taka, nie uważałam, że coś mi się należy. Nie wyciągałam pieniędzy od rodziców jak wiedziałam, że to może zachwiać ich budżetem bo akurat przyszedł gorszy miesiąc.
Czyli dla ciebie aspekt ekonomiczny jest najważniejszy? Jeśli byście się kochali i wiedzieli, że chcecie być ze sobą a nie zarabiali na siebie, to nie wzielibyście ślubu po trzeba poczekać aż będzie się miało z czego założyć rodzinę?
Coraz więcej złości się wylewa z tych postów. Dlaczego? Rozumiem, że ktoś ma inne poglądy, doświadczenia, sposób na życie. Ale czemu zamiast poważnej, mogącej coś wnieść dyskusji dochodzi do obrażania się i złości? Powtarzam jeszcze raz, sytuacja się nie zmieni, my dalej będziemy się uczyć, mieszkać razem w wynajętym mieszkaniu itd. Koszty się nie zwiększą. Każde z rodziców będzie utrzymywać swoje dziecko. Jeślibyśmy brali przez ten cały okres pieniądze a nie byli małżeństwem a np. narzeczeństwem to byłoby ok? A nagle ślub wszystko zmienia? Nie rozumiem takiego podejścia.
Dziękuję za obronę. Ja również takich ludzi szanuję i podziwiam. Ale dlatego, że ktoś nie może sobie pozwolić na taką sytuację jak ja to mam się czuć gorsza, przepraszać, czy może w ogóle się nie odzywać?
Ale to nie jest tak, że rodzice sobie od ust odejmują żeby mnie na studiach utrzymać. Stać ich również na własne przyjemności, wyjazdy, zakupy, odnawianie domu itd. Mojemu ojcu do emerytury zostało 5 lat więc w tym czasie na pewno będzie też prowadził firmę a moja mama chciała w tym roku przejść na emeryturę ale lekarze dostali obiecane podwyżki i stwierdziła, że jej się to nie opłaca. A nawet jakby na emeryturę poszła to i tak wróciłaby na pół etatu, bo po prostu nie potrafi usiedzieć w domu.
Mam nadzieję, że wyjaśniłam wszystko. Dziękuję MałejAgaci arTemidzieMadzince, , , za obronę i trzeźwe spojrzenie. :) Naprawdę nie rozumiem dlaczego tak przeszkadza wam ktoś kto ma inny pogląd na życie.
napisał/a:
arTemida
2009-04-07 08:34
Może dlatego że pomoc dzieciom nie oznacza rezygnacji z własnych planów
Przynajmniej w moim przypadku tak jest ale niestety nie może się to przełożyć na jakieś eskapady bo mój tata jest poważnie chory, ale stać go na prywatnych lekarzy, drogie leki, rehabilitacje, wyjazdy lecznicze.Rodzice oboje już nie pracują, mama prowadzi stowarzyszenie (oczywiście chartatywnie).Dom mają nie nad jeziorem ale w takim miejscu gdzie są łąki, lasy, sarny podchodzą rano pod dom, choć to tylko 3 km od miasta.Nie widzę też żeby u rodziców znajomych w analogicznej sytuacji pogorszył się komfort życia.
Nasi rodzice nie musieli brać kredytów żeby sfinansować ślub i wesele, wiedzieliśmy że mają oszczędności m.in. na ten cel.Mają też zabezpieczenie na życie no i przede wszystkim mają nas i na nas też mogę liczyć.
Kiedyś już chyba o tym pisałam i podobne opinie pojawiły się wyżej-nie widzę różnicy w utrzymywaniu dziecka -studenta stanu wolnego i dziecka-studenta w małżeństwie(każdy rodzic swojego).Oczywiście jeśli rodzice się zgodzą a w przypadkach które są tu opisywane jak i w moim nie było problemu żeby się dogadać w tej sprawie.Dla każdego rodzica priorytetem jest mieć wykształcone dziecko bo to stanowi podstawę do tego że sobie poradzi i nie będzie przez całe życie obciążeniem dla starych rodziców.Jeśli rodzice chcą i mogą pomóc to dlaczego nie można tej pomocy przyjąć?Dla kogo mają przeznaczać swoje oszczędności jeśli nie dla dzieci?
Dokładnie.
My nie jesteśmy dziećmi bez serca które stoją tylko z wyciągniętą ręką.
Wiemy na co możemy sobie pozwolić i kiedy.M.in dlatego nie mamy do teraz własnego samochodu bo nie mielibyśmy za co go utrzymać i spadło by to na barki rodziców.A jak pożyczamy do rodziców samochód to z własnych oszczędności wlewamy do niego benzynę a nawet staramy się partycypować w kosztach naprawy bo przecież też go zajeżdżamy.
Naprawdę znamy wartość pieniądze i to że się szybką kończą i trzeba ja umiejętnie wydawać.Jak nie mamy nie idziemy do knajpy na kolacje czy do teatru.
napisał/a:
Karolinka_U
2009-04-07 10:08
nie rozumiem dlaczego wychodzisz z założenia, że cos ucierpi na tym mam męza, studia, prace i nikt/nic na tym nie cierpi
Madzinka u Ciebie jest trochę inna sytuacja
I jak ktos dobrze napisał po slubie chciałam odciążyć rodziców
Madzinka u Ciebie jest trochę inna sytuacja
I jak ktos dobrze napisał po slubie chciałam odciążyć rodziców
napisał/a:
MałaAgacia
2009-04-07 10:47
Karolinka_U, Można studiować i studiować. Można przewijać się przez niektóre zajęcia i egzaminy licząc na to, że się zda. Można też udzielać się kołach naukowych i na konferencjach. Ja należę do dwóch kół, taka działność + studiowanie dzienne i wyjazdy na konferencje zabierają bardzo dużo czasu. Cieszę się, że nie muszę iść do pracy na etat, bo nie byłabym w stanie tego pogodzić. Oprócz tego normalne życie, facet, dom, samorozwój i pasje - nie byłoby szans na pogodzenie wszystkiego bez uszczerbku na którymś z tych elementów.
Życie jest po to żeby żyć. Drobne przyjemności nadają mu sens. Moim zdaniem jeśli ktoś może rozwijać siebie, brać z dnia codziennego to co najlepsze i z tego czerpać szczęście powinien to robić i już. Tak to już jest ten świat skonstruowany, że jedni muszą procować od razu, inni mogą to odłożyć na później i nie ma co się pieklić, potępiać, zazdrościć i tłumaczyć czemu tak się wiedzie swoje życie a nie inaczej.
Życie jest po to żeby żyć. Drobne przyjemności nadają mu sens. Moim zdaniem jeśli ktoś może rozwijać siebie, brać z dnia codziennego to co najlepsze i z tego czerpać szczęście powinien to robić i już. Tak to już jest ten świat skonstruowany, że jedni muszą procować od razu, inni mogą to odłożyć na później i nie ma co się pieklić, potępiać, zazdrościć i tłumaczyć czemu tak się wiedzie swoje życie a nie inaczej.
napisał/a:
Karolinka_U
2009-04-07 10:55
ale ja to robie
do pracy nie musiałam iść a chciałam a to róznica i wcale nie zazdroszcze bo nie ma czego
do pracy nie musiałam iść a chciałam a to róznica i wcale nie zazdroszcze bo nie ma czego