Półtoraroczny ból gardła i półtoraroczne nieudane leczenie

napisał/a: RakuNH 2010-03-16 14:54
Mam jeszcze do Pana pytanie. Lekarz wziął te badanie odpornościowe rzucił okiem i nic...

Wszystko jest na nich w miarę OK?
napisał/a: Hubert@ 2010-04-18 09:36
RakuNH i jak tam Twój stan zdrowia? Wysłałem Ci PM
napisał/a: RakuNH 2010-04-18 15:38
Sorki że zapomniałem o Twoim PW. Już jesteśmy w kontakcie;]

A stan zdrowia - MASAKRA! I gardłowo i powoli psychicznie. Wrzucam jeszcze taką małą rozpiskę na podstawie wszystkich dokumentacji. Może ona zawierać lekkie błędy ale ogólnie powinno być wszystko zgodne z prawdą:

Od września 2008 do listopada 2008 – 5 angin, kuracja antybiotykami (Forcid, Augmentin)
Listopad - grudzień 2008 – sól pieniążka, płyn lugola, biparox
Styczeń 2009 – szepionka uodparniająca, nazwy nie pamiętam (dalej utrzymujący się ból gardła)
10 Marzec 2009 – wycięcie migdałów (poprawa stanu jednak dalej „podrażnione gardło”
Kwiecień 2009 – do płukania polopiryna, woda utleniona
Kwiecień 2009 – Nystatyna, mucosolvan, no spa, ranigast, SST, Fluimucil (?) (ból gardła bardzo nie dokuczał ale sytuacja lepsza niż przed wycięciem)
Lipiec 2009 – ACC 600, cirrus, controloc, claritine
Październik 2009 – Sinupret, Aersius,
Listopada 2009 – Rihinocot
Grudzień 2009 – siemię lnianę, Witamina A +E, polycaccinum (polepszenie po zakończeniu brania szczepionki, dalej nieprzyjemne gluty ale mniejszy ból)
Styczeń 2010 – Fixonase (znaczne pogorszenie)
Marzec 2010 – plastyka małżowin nosa (po zabiegu glosal i nosil i sinusrinse do płukania) – bez zmian
Kwiecień 2010 – Bioprazol, Alugastrin, płyn Jugola, rinopanteina – bez zmian
Teraz – Nolpaza, Pecto grill, Dicorineff, Mucofluid, Alugastrin (dalej płukanie Sinusrinse) – bez zmian, nos drożony ale co z tego skoro gardło dalej boli…. ;/

Wykonane badania:
Gastroskopia, USG brzucha, morfologia krwi, badania odpornościowe, dwa wymazy z gardła, cytologia śluzówki nosa i gardła, RTG zatok, badanie odpornościowe
napisał/a: Hubert@ 2010-05-04 16:25
I zmieniło się cokolwiek?
napisał/a: RakuNH 2011-04-04 16:49
Nie chciałem zapeszać, ale poprawiło się jakiś miesiąc po zaprzestaniu brania jakichkolwiek leków (czyli jakoś od początku października)... Powiedzmy, że byłem mocno sfrustrowany i sobie użyłem życia w procentowym znieczuleniu i po prostu ból zamiast się wzmóc (w sumie miałem to już gdzieś) to się powoli zmniejszył. Gardło dalej jednak wyglądało beznadziejnie - zaglucone, grudki na tylnej ścianie i tyle języka, więc się przedwcześnie nie cieszyłem. Problem polega na tym, że od lutego/marca zaczęły mi się trafiać dni kiedy zaczynałem je znów odczuwać, a od kilkunastu dni czuje jakby powracało do "starego dobrego stanu". Trudno powiedzieć co na to wpłynęło bo zdarzyło mi się sporadycznie spożywać alkohol (raz na miesiąc) i na drugi dzień było od dziwo zwyczajnie, trafiła mi się też choroba z bólem gardła, kaszlem i zatkanym nosem i byłem pewien, że wszystko wróci, a jednak przeszło wraz z chorobą. Na razie nie mam siły myśleć co robić, bo myślałem, że przynajmniej z tym będzie już spokój.
napisał/a: dan4tech 2011-10-31 09:57
Jak się czujesz jak to teraz wygląda bo zmagam się z tym samym...:(
napisał/a: RakuNH 2011-10-31 10:42
Odpisałem Ci na priv.

A w sumie to trudno powiedzieć - raz lepiej raz gorzej (częściej jednak gorzej), a pełna diagnostyka w zasadzie bez żadnego poważnego punktu zaczepienia. Innymi słowy branie jakichkolwiek leków to bardziej strzały i ryzyko, niż walka z konkretnym problemem.
napisał/a: RakuNH 2013-11-01 10:50
Witam wszystkich

NIESTETY muszę odświeżyć temat, bo od września problem powrócił, ale od początku.

Moje życie na przestrzeni tych dwóch lat 2011-2013 wyglądało dosyć dziwnie. Niby kategorycznie odrzucono problemy immunologiczne (miałem wiele badań i nie pamiętam już co wrzucałem, a co nie, więc jakby ktoś chciał pomóc to wrzucę wszystko co potrzeba), ale cały czas cyklicznie byłem chory. Pozytyw był taki, że były to naturalne choroby, czyli katar, kaszel - szprycowałem się jakimś Fervexem i wraz z bólem gardła przechodziło. Zawsze pierwszym objawem jakiejś choroby był ból gardła.

W wakacje 2013 normalnie pracowałem, żyłem praktycznie normalnie i niczego sobie nie odmawiałem. Niestety w połowie września PO PROSTU wstałem i bolało mnie gardło. Pomyślałem sobie, że nie będę dramatyzował, bo przejdzie - nie mogę przesadzać i być przewrażliwionym. Kupiłem sobie rower, ale zrobiłem na nim 10 kilometrów (trasa od salonu do mnie) i czekałem aż przejdzie, bo przecież musi przejść. Parę dni brałem tradycyjny zestaw (Theraflu, Tamtum Verde, Disnemar). Już się zacząłem martwić, bo minął tydzień i nie pomogło (a poza jednym wypadem po rower siedziałem w domu). Odstawiłem więc, bo ile można się szprycować takim syfem. Kolejny tydzień, to jakaś impreza rodzinna, ale alkohol też nic nie zmienił. Dwa dni było prawie że dobrze, ale później znów to samo. Kilka dni chodziłem na uczelnie, ale nie dało rady tak funkcjonować.

Zgłosiłem się do swojego laryngologa, który mnie zawsze traktował poważnie (a różnie z tym bywało), bo już to wszystko za długo trwało. Dostałem Apo-Napro, Gropinosin, Eurespal i Nasonex (którego ostatecznie nie brałem, bo bałem się fektu takiego jak po Fixonase, czyli niezbyt dobrego) + Luivac. Doktor stwierdził, że gardło jest zaczerwienione i w rezerwie dostałem antybiotyk Klabax 500. Skończyłem te wszystkie leki (w tym całą serie Luivacu) kilka dni temu i żadnych efektów.

Postanowiłem więc wczoraj poczytać o tym Klabaxie.Co mi szkodzi? Jak ma pomóc to wezmę mimo, że opinie o jego skutkach ubocznych są straszne. Już kilka godzin po tabletce gardło zaczęło mnie jeszcze bardziej boleć (w zasadzie głównie przy przełykaniu śliny). Jestem po dwóch dawkach i jeśli chodzi o gardło to ze źle zrobiło się bardzo źle (w sumie niewielka różnice, bo to i to jest męczące...), ale czuje że jakaś wydzielina mi się teraz w tym gardle odrywa i nie wiem co teraz robić dalej. Czy brać ten Klabax 500 czy na razie odpuścić. Teoretycznie nie powinien pogorszyć stanu laryngologicznego, ale mój organizm jest bardzo dziwny... :|

Dodam, że mam sobie zrobić kolejną tomografię zatok i być może operację zatok + operacje przegrody nosowej. Wątpię, żeby tu leżała jakaś wielka przyczyna, ale co mi zostało - na razie termin to 14 miesięcy, ale już wiem jak to obejść, więc może uda mi się to wszystko załatwić na początku przyszłego roku.

To tyle jeśli chodzi o kolejny rozdział mojej sagi...
napisał/a: dan4tech 2013-11-01 11:10
Współczuję stary... ja walczę od 2 i pół roku z gardłem i nic nie pomaga. DRAMAT Ponoć to efekt zaniku śluzówki i żadne metody leczenia tej trudnej choroby nie dają efektu- przynajmniej u mnie:(
napisał/a: RakuNH 2013-11-01 11:14
Tylko mnie ciekawi dlaczego przez w miarę długi okres było dosyć dobrze. To wszystko jest bardzo dziwne i nie bardzo trzyma się kupy. Nie za ciekawe jest też to, że przy takim samopoczuciu nie jest w stanie skończyć studiów i myśleć o jakiejś normalnej pracy, wymagającej ciągłej koncentracji, zaangażowanie. Mogę co najwyżej ulotki rozdawać... :|
napisał/a: kasia971 2013-11-01 19:01
Piszesz,że zaczęło boleć Cię gardło w połowie września, czyli wtedy, gdy zaczyna się sezon infekcji wirusowych. Nie piłeś nic zimnego, nie przewiał Cię zimny wiatr? Czy nosisz coś ciepłego wokół szyi, czy chodzisz w czapce, jak zrobi się chłodniej? W gardle może być bakteria, jakiś wirus albo grzyb. Czy jesz dużo słodyczy i w ogóle jak się odżywiasz? Czy czujesz, że spływa wydzielina z zatok po tylnej ścianie gardła? Czy palisz papierosy?
napisał/a: RakuNH 2013-11-01 20:06
Dzięki za zainteresowanie się sprawą.

Dzień wcześniej przejechałem na wsi (pracowałem przy drzewie) cztery kilometry po benzynę. Może już było chłodno, ale nie jechałem w krótkim rękawku i ta podróż trwała może dziesięć minut w obie strony. Jak to przy robocie jakieś piwko też się wypiło, ale praktycznie przez całe wakacje robiłem na budowie i wiadomo, że nie jako abstynent, a nawet zimą już się czułem na tyle dobrze, że spokojnie mogłem sobie wypić piwko na nartach i nic mi nie było. Analizując to wszystko tak dokładnie wiadomo, że można się do wielu rzeczy przyczepić, ale można dojść do jakieś absurdalnych zaostrzeń. Po prostu jak człowiekowi się nic złego nie dzieje, to stara się żyć normalnie i nie jest aż tak czujny. Wiadomo, że teraz człowiek myśli że mogłem nie jechać tu czy tam, mogłem nie kupować roweru (ostatnia sztuka) skoro mnie lekko gardło pobolewało, ale w takim rygorze można dojść do wielu absurdów. Raz jak wracałem do domu (mam pięć minut drogi z przystanku), to trafiła mnie taka ulewa, że mogłem wszystko wykręcać i nawet bielizny nie miałem suchej - takie rzeczy się zdarzają, ale profilaktycznie sobie coś łyknąłem i nic mi nie było. Bardzo często mnie łapały jakieś bóle gardła, przeziębienia, ale zawsze po kilku dniach, po tygodniu przechodziło, a teraz za bardzo nie chce i już...

Czapkę i szalik zimą mam zawsze, bo tej zimy było normalnie, ale poprzedniej zimy już po przebieżce na tramwaj przy -10 stopniach i przy oddychaniu ustami czułem, że już nie jest tak jak być powinno. Po prostu w szaliku i czapce czułem się komfortowo więc raczej nigdy nie zapominałem o tym.

Papierosów nie palę. Bardzo sporadycznie mi się zdarzy, ale we wrześniu o ile mnie pamięć nie myli, to ani jednego nie zapaliłem. Odkąd mam te problemy z gardłem, to za wszelką cenę unikam dymu papierosowego. Odżywiam się też raczej zdrowo i nie jem praktycznie słodyczy. Dopiero teraz trochę sobie humor poprawiałem niekoniecznie zdrowym jedzeniem, ale tu już skutek.

Jeśli chodzi o gardło to coś ewidentnie tam jest. Nie czuje może spływania, ale ewidentnie coś na tej ściance jest i często jest to zauważalne od góry. Wziąłem dwie dawki tego antybiotyku Klabax 500 i po nim gardło jeszcze bardzo mniej bolało, więc odstawiłem i teraz wróciło do normalnego bólu, ale ewidentnie coś ten antybiotyk "ruszył", bo jakoś czuje więcej tej wydzieliny w gardle. Dlatego też laryngolog mówi, że operacja przegrody i zatok to jedyne rozwiązanie. Jak jadę na rowerze, to po dwóch minutach nie jestem w stanie oddychać przez nos, bo po prostu zaczynam niemiłosiernie charczeć. Przy siedzeniu spokojnie taka ilość powietrza mi wystarcza, ale przy wysiłku już to jest problem. Także coś tutaj na pewno nie jest w pełni zdrowe - ale czy to pomorze? Nie mam pojęcia.

Na pewno zgadzam się co do jednego, że wrzesień-listopada na ogół były złe. Trudno mi dokładnie pamiętać jak się czułem, ale na pewno i rok temu i dwa lata temu najbardziej mnie wtedy coś męczyło, ale nie tak jak teraz.