Co robić ?:( PROSZĘ, podzielcie się opiniami i doświadczeniem :(

napisał/a: Althea23 2009-01-26 13:17
bla bla bla
napisał/a: ola_miko21 2009-01-26 15:11
Matkooo co za awaria! Podziwiam, ze tyle czasu wytrzymalas w tym malzenstwie. Wypadaloby doradzic rozmowe z mezem na temat tego co cie boli itd...zapewne ty sama to wiesz i po kilku rozmowach juz jestes. Pierwsze jednak co mi przychodzi na mysl (co jest nierealne, bo skoro studiujesz to domyslam sie ze nie masz na razie szans na podjecie pracy...moze sie myle) to zostawic go i niech spada na drzewo!
Malzenstwo = partnerstwo a przynajmniej tak by wypadalo, wydzielanie kasy, 10zl na wekeend:eek: co to ma byc wogole. Do tego nawiedzona tesciowa.
Ja sie nie dziwie, ze milosc ci sie konczy, kazda kobieta potrzebuje wsparcia i czulosci....strasznie mi ciebie zal. Mam nadzieje, ze jak juz skonczysz studia uda ci sie uniezaleznic i podjac jakies dobre dla ciebie kroki. Powodzenia!!!!
napisał/a: tasiuncia 2009-01-26 17:02
Jeju,az sie wkurzylam!Nie znioslabym takiego traktowania.Nie mozesz wrocic do rodzinnego domu?Dokonczysz nauke,rodzice pomoga(w miare mozliwosci)napewno dopoki pracy nie zaczniesz.On ojcem zawsze bedzie,ale mysl tez o sobie.Pozdrawiam.
Cikitusia
napisał/a: Cikitusia 2009-01-26 21:41
Zgadzam się z dziewczynami, Przeciez nie można żyć z kimś takim. Zyczę powodzenia i pisz czasem co tam u ciebie.
napisał/a: zdesperowana21 2009-01-26 22:11
MASAKRA!Współczuję ci z całego serca.Ale przeczytaj sobie mój wątek"ON CHCE MNIE PSYCHICZNIE ZABIĆ" .Ja uciekłam od męża.Jestem teraz szczęśliwa i inna.Nie stłamszona i pogubiona.
Nie rozstawaj się z tym forum.Między innymi dzięki niemu spojrzałam na wiele spraw zupełnie inaczej poznając opinię innych kobiet.Jestem bardziej radona i zadowolona z życia.Dzięki niemu wyrzuciłam z siebie cały ból i nie musiałam patrzec na litujące się nade mną oczęta.
Niepokoi mnie tylko że napisałas że wysyłałaś mężowi sygnały...a rozmawiałaś z nim?
Chociaz po tym co przeczytałaś to tak szczerze ci powiem że rozmowa raczej nic nie da bo pewnie dowie się o niej "mamunia" i dopiero sie zacznie męczarnia.
Podziwiam cie że piszesz że kochasz męża.
Ja po przeczytaniu tego wątku sądzę że to jakiś chory psych.tyran.
Nie szanuje i nie kocha.wybacz.
pozdrawiam.
napisał/a: mysza190707 2009-01-26 22:30
Ja też się poprostu wkurzyłam czytając to!! Rzeczywiście masz problem i to nie mały, ale mi się wydaje, że nic nie stracisz jak ostatni raz spróbujesz - znaczy porozmawiasz. Skoro i tak zdecydowałaś, że musisz podjąć ostateczną decyzję, czyli albo w prawo albo w lewo to moim zdaniem nic nie stracisz. Po drugie opisz bardziej jeśli możesz jak to było wcześniej i w którym momencie się zaczęła ta masakra małżeńska?? Po trzecie - z całym szacunkiem dla wszystkich starszych Pań - teściowych, ale to o czym piszesz to jest jak wątek z telenoweli. Czemu to wszystko tak daleko zaszło?? Czemu odrazu nikt nie reagował kiedy ona tak zaczęła na ciebie naskakiwać?? Nie rozmawiałaś o tym z mężem póki jeszzce można było coś zrobić?? Bo jak na obecną chwilę to sprawa wygląda tak, jeśli on cię kochał to po szczerej rozmowie i groźbie odejścia jest możliwość, że się opamięta - zależy jaki typ faceta i ja bym już dawno nie wytrzymała i taką wiązankę jej posłała - jeśli ty tego nie zrobiłaś to może będziesz miała jeszzcze okazję....... Co za stara .... masakra
napisał/a: Althea23 2009-01-27 08:17
Hmmm. Od czego by tu zaczac ? Sprawa wyglada tak, ze mieszkanie jest po męża babci. Tesciowa placi rachunki (glownie z tego wzgledu, ze mieszka z nami i studiuje jej coreczka i ze ja jeszcze studiuje). Ja jestem zameldowana z dzieckiem w innnym miescie (swojego pochodzenia, przy rodzicach), a Mąż w swoim... A moi rodzice pomagaja nam w postaci przywozenia jedzenia: jajek, miesa, maki, placa mi rachunki za komorke, czesto kupuja wnusiowi i nawet mnie i mezowi jakies ubrania (a tak sweterek w prezencie czy cos), sfinansowali mezowi studia podyplomowe w wysokosci 1800 zl, itd.
Mieszkanie jest w sumie tesciowej, wiec przyjezdza tu kiedy chce, po 21-ej, czesto bez uprzedzenia, wchodzi w butach, pali fajki, ma swoje wlasne klucze...
One są trzy. Tesciowa (60 lat) i jej dwie córunie : 33 i 22 lata.
Juz od poczatku byla dziwna sytuacja, najpierw z tym nocowaniem mojej siostry. Maz byl po stronie mamusi. A pozniej... u szwagierki w pokoju byl komputer i internet. CZasem, jak jej nie bylo, musialam skorzystac i o to tez byly awantury. Ze my tam wchodzimy, ze nie wiadomo jakie orgie wyprawiamy (jak zostawialam pranie, np. moj stanik przez przypadek...bo tak - jak robie pranie, to sa tam ubrania wszytskich, nawet szwagierki). Jak raz mialam malenkie dziecko na rekach i spadl mi smoczek, to poprosilam szwagierke, by mi podniosla, a pozniej dzwonila tesciowa, zebysmy nie zawracali biednej Karolince glowy, bo akurat byl u niej kolega i zakochani tez musza miec swoj czas. W ogole zero prywatnosci. Moi rodzice sugerowali, ze powinnismny sie stamtad wyprowadzic, chocby do mojego rodzinnego miasta albo gdzie indziej cos wynajac. Rodzina Meza juz od poczatku mnie nie lubila. Tesciowa dzwonila do mojej mamy i mowila, ze jestem nieprzygotowana do zycia. A Maz mowil, ze one mnie po prostu dobrze nie znaja. Ale po kazdej awanturze, maz normalnie zaczynal z nimi gadac, a ja bylam "ta gorsza".
No i stopniowo... ja zaczelam od tego wszytskiego uciekac,wychodzic z domu. Z przyjaciolmi, zwlaszcza z kolegami. No i wiadomo jak to wygladalo. Mam jednego przyjaciela, ktory mieszka w akademiku. Ma 2 braci. No i my po prostu sobie razem gotowalismy w tym akademiku, ogladalismy filmy, czasem piwko. Maz to wszytsko rozumial, bo "nie zdazylam sie wyszalec". Ciezko przezylam ciaze, porod, połóg, zwlaszcza, gdy maz nie przyjechal odebrac mnie z dzieckiem ze szpitala i juz w pierwsza noc w domu poszedl spac do innego pokoju. Wychodzilam na poczatku raz na tydzien-dwa o 20 i wracalam gora o 1-ej. No i te nieudane pozycie seksualne, powaga meza albo glupie zarty. On nie jest zlym czlowiekiem, ale ja mysle, ze do siebie nie pasujemy. On po pracy zawsze spi. Nigdy nie moze zrezygnowac z tej drzemki. Jak wyprawialam urodziny w tym roku, to zostawil mnie bez uprzedzenia na 3 godziny, tzn. pojechal niby do sklepu po chleb i do kumpla po plyte z muzyka, a okazalo sie, ze tez spal i jeszcze poszedl wyprobowac nowy samochod siostry. A ja i moi goscie sie martwili. Czekalismy z tortem. A maz przez 3 godziny nie odbieral telefonu.
A teraz w dodatku jestem chora :( Ide dzis do lekarza.
napisał/a: Althea23 2009-01-27 08:44
Napisze Wam jeszcze Dziewczynki jak to jest z tym moim przyjacielem. A wiec tak... Jak corcia miala pol roku, poszlam z mezem na Polowinki. I tam... wydawalo mi sie, ze widze znajoma twarz (chlopaka, ktorego kiedys poznalam przez internet, w zupelnie innym miescie, w ktorym chodzilam do liceum z internatem. Po kilku spotkaniach, dalam Arturowi kosza , pelna bylam idealow i wizji "prawdziwej milosci") No i na tych Polowinkach, podeszlam do Artura... Akurat potrzebowalam osoby do badan psychologicznych (za kilka miesiecy bede panią psycholog...heh....) Zaczelismy sie spotykac. Przyjaznic. Nic wiecej. Ja mam Meza, o on byl zakochany w innej..bez wzajemnosci. Super nam sie gadalo. Mozemy godzinami. On konczy informatyke w tym roku. Smialismy sie duzo. Praktycznie on mnie wyciagnal z depresji poporodowej. Mamy wspolne pasje - ksiazki fantastyczne, gry, filmy. A maz jest prawnikiem. No ale mniejsza z tym. Najwazniejsze jest to, ze to Artur czesto chodzil ze mna i dzieckiem do lekarza, przychodzil pomagac w domu (to od niedawna). Moj wlasny maz nie zmywal i nie odkurzal, to przyjaciel mi pomagal. O nic go nie prosilam. Chore, prawda ? Na urodziny corki, jedzenie przygotowywalam z Arturem, bo maz spal w drugim pokoju. Jak zlamalam zebro, to Artur przyjechal do mnie do szpitala, a Maz - pracuje w tym szpitalu stwierdzil, ze musza pojechac (on i Artur) zrobic zdjecia dziury, do ktorej wpadlam. To jest wlasnie jego troska - zalatwic mi chirurga, pomyslec o odszkodowaniu, itp. Ale reszta jak posąg. Zero przytulenia, czulosci, itd. No i wiadomo... kto mi pomagal jak zlamalam zebro ? Artur zwolnil sie z pracy i nie chodzil na zajecia, zeby w ciagu dnia przyjsc i mi jakos pomoc, bo wlasny mąż nie mial zamiaru...
Ogolnie taka spirala... Nie uwazam, ze to wina meza czy cos. Albo moja... Albo Artura... Tak mialo byc.... Ale trzeba to rozwiazac jakos...
Gdybym miala cieplo i wsparcie, nie zaczelabym uciekac i poszukiwac go gdzie indziej.
Probowalam poruszyc z mezem sprawe finansow w ten weekend. Powiedzial, ze nie "da mi sie w nic wciagnac, bo za pensje trzeba przezyc caly miesiac, a nie dwa dni". Tak jakbym ja byla nie wiadomo jaka rozrzutna.
Po prostu chyba mamy inne wzorce, inne modele zycia, inne sposoby okazywania troski i uczuc...
napisał/a: justangie 2009-01-27 09:04
Droga przyszla Psycholozko:)
to co napisalas po prostu nie miesci mi sie w glowie, Twoj maz jest egoista i maminsynkiem a cala ta historia przypomina mi "Plac Zbawiciela", jaki normalny facet pozwolilby zeby jego rodzina tak sie wtracala i obrazala jego Zone. Rozumiem ze w zwiazku roznie bywa ale Wasze relacje nie mieszcza sie w granicach normy! Mysle ze powinnas przerwac te chora sytuacje i jak najszybciej wyprowadzic sie od meza. Dobrze ze masz bliska osobe w postaci przyjaciela, ale na Twoim miejscu nie pakowalabym sie w romans zanim nie zakonczylabym zwiazku z mezem. I nie obwiniaj sie za te sytuacje, to Tobie ma byc dobrze i Ty masz byc szczesliwa!!!Glowa do gory!
napisał/a: ani_mru 2009-01-27 10:54
Wiem, ze łatwo się pisze jeśli sie nie ma takiej sytuacji jaką Ty masz. Uważam, że to wszystko jest jakieś chore. Przecież jesteście już rodziną (macie dziecko) a Twój mąż zachowuje się tak jakby jeszcze miał nie odciętą pępowinę... Przykre to... Napisałaś, że zarabia 4tys, jest prawnikiem. Myślę, że spokojnie wystarczyłoby Wam tyle, żeby sobie wynająć jakieś małe mieszkanie SAMI. Jeśli dalej będziecie mieszkać "na kupie" to wybacz ale wasze stosunki się nie poprawią. Może wtedy Twój mąż miałby mniejszy kontakt z mamusią i siostrzyczkami i więcej uwagi poświęcałby Tobie i dziecku. Na pewno warto spróbować, oddzielić siebie i jego od cycka mamusi (dla Cibie będzie lżej psychicznie a on może mieć ograniczony kontakt). A przyjaciel jest przyjacielem, jeśli jest prawdziwy to zrozumie, że chcesz ratować małżeństwo... Wydaje mi się, że powinniście tez z mężem więcej rozmawiać, ot tak po prostu usiąść sobie wieczorkiem przy herbacie i pogadać (bez żali i złości ale z troską o wspólne dobro) jak można naprawić tą całą sytuację zanim całkiem się wymknie spod kontroli... Powiedz mu, że potrzebujesz czasem przytulenia, że źle Ci jest bo czujesz, że masz wszystko na swojej głowie, powiedz, ze rozumiesz, że on pracuje i zarabia na rodzinę ale Ty tez nie masz lekko i wszytko Cię czasem wykańcza, powiedz, że jest Ci przykro kiedy jego mama Cie obraża bo Ty przecież się starasz (dbasz o dom i dziecko) i nie zasłużyłaś za takie traktowanie... Spróbuj powalczyć bo jest jeszcze o co. Powiem Ci z własnego doświadczenia, że mieszkanie bez rodziców i nie u rodziców jest o wiele lepsze niż razem. My mieszkamy w wynajętej kawalerce mimo, że moi rodzice mieszkają 20 min od nas w dużym domu SAMI. Nie chcieliśmy mieszkać tam bo cenimy sobie niezależność i wolność w naszych małych 4 kątach. Uwierz mi, słucham czasem koleżanek, mieszkających z teściami i zupełnie obce są mi ich problemy, że np teściowa niby to mimo chodem zapyta co gotuje na obiad albo dlaczego dzisiaj nie wychodzi z dzieckiem na spacer. Niby nic takiego a potrafią zrobić z tego taką awanturę, że głowa mała (niewinne wtrącanie się:). Strasznie się rozpisałam, mam nadzieję, że może chociaż dałam trochę do myślenia. Trzymaj się dzielnie i pisz na bieżąco co u Ciebie/Was. Pozdrawiam.
napisał/a: Althea23 2009-01-27 11:46
Opisze Wam jedną z sytuacji... Zostawałam na weekend sama, gdyż miałam duzo nauki, a maz stwierdzil, ze potrzebuje wyjechac, by odpoczac. Przed odjazdem pytam, czy zostawi mi pieniazki. On na to : a ile chcesz ? Ja: No na ksero do magisterki, na dezodorant, bilety, tak 50 zł. On: Tak duzo ? Przeciez za 3 dni dostanesz przelew 100 zł, to sobie kupisz dezodorant. Ja: No ale co przez te 3 dni ? Przeciez to podstawowy artykul higieniczny. On mi daje 50 zł. Ja pytam: To jednak mi dajesz ? Dziekuje. On: Nie mam drobniej. Chyba, ze zejdziesz ze mna teraz na dol do sklepu i rozmienimy. Albo wiesz co? Masz te 50 zl, ale zeby zostalo Ci sie 20 zl. Bo Ty w ogole o nas nie myslisz...
...
Po przyjezdzie Maz stwierdzil, ze te 20 zl. to ma byc dla mnie w nagrode, ze udalo mi sie zaoszczedzic. Bo ja nie umiem gospodarowac pieniedzmi i to bylby duzy postep...
napisał/a: Althea23 2009-01-27 12:09
Na poczatku byla mowa, ze jak najszybciej sie stad musimy wyprowadzic. Jak tylko zaczne pracowac, to czegos poszukamy. A ostatnio Maz wyskoczyl z tym remontem i powiedzial, ze on najpierw chce nowy samochod, troche sobie odpoczac, gdzies powyjezdzac i dopiero wtedy mieszkanie... A ja tu tyle nie wytrzymam ze szwagierka i ta chora atmosfera... W ogole ciezko... bo jak Maz idzie po 19-tej klasc corke spac, to wstaje po 21-ej... zanim sie dobudzi jest 22. I w ogole jest wtedy "niezywy". Lezy, zamula. Rozmowa nam sie nie klei, bo jak ja chce powaznie, to on zartuje; a jak ja chce pozartowac, to on odpowiada cos tam powaznym tonem, ze teraz jest zajety, czy cos w tym stylu. No i po tej 22-giej, to albo cos sobie czyta prawniczego lub o negocjacjach, albo oglada boks... A ja cwicze na stepperku czy cos... W lozku mamy dwie koldry... on spi odwrocony do mnie plecami... I tak bylo od poczatku. Wtedy ja sie ciagle do niego przytulalam, ale ile to mozna przytulac sie do plecow... I juz mi sie odechcialo :(
Czasem mam wrazenie, ze jak bedziemy mieszkac gdzie indziej, obojetnie gdzie, czy nawet sami, czy w super domu, to i tak niewiele to zmieni. Malzonkowie sa fundamentem rodziny. Wiez miedzy nimi tworzy dom. A co jesli bedziemy mieszkac oddzielnie, tesciowa sie troche oddali, ale nadal Maz bedzie mial takie podejscie to pieniedzy, nadal takie sposoy okazywania troski, a w lozku bedzie zimny...
W ogole on uwaza, ze kredyty brac bez sensu, wynajmowac, zeby komus placic co miesiac i nic pozniej z tego nie miec - tez bez sensu... To co w takim razie ?
Przypomniala mi sie jeszcze jedna sytuacja.. Maz wraca po weekendzie od tesciowej. Przywiozl witaminy dla corki. Vibovit. Jem sobie kolacje i on nagle, tak po prostu : " Tylko nie jedz Amelii witamin, bo byly drogie". Zdebialam... Mowie: po co mialabym je jesc ? Z reszta, gdybym chciala, to bys mi zalowal ? On: Dostala je od babci..
Chodzi mi tez nie tylko o takie "przyziemne" sprawy. Zycie to nie tylko praca.. Chcialabym rozmawiac o ksiazkach, na abstrakcyjne tematy, a nie tylko o promocjach w supermarketach, przetargach, dziecku...
Jak rozmawiamy, a ja mu cos nawet opowiadam, to on rzuci od czasu do czasu jakies : aha... Nie podoba mi sie nasza komunikacja. Jego taki brak zaangazowania, brak energii zyciowej. Nie wiem co sie z nim stalo.. Moja siostra sie smieje, ze "zdziadział".
Jak na ironię, pisze magisterke o zadowoleniu z malzenstwa... O temperamencie. Ktore pary sa zgodne i szczesliwe, a ktore nie. O czynnikach wplywajacych na satysfakcje malzenska, mianowicie o otwartości, empatii, seksie, intymności, spełnianiu potrzeb, itd.
:) Ide zaraz do lekarza.