ja zwątpiłam,a on mnie szalenie kocha!!!

napisał/a: Eliza9 2007-06-28 13:32
RaGaZza, mam nadzieje, ze przeczytasz moj post. Jestem w niemal identycznej sytuacji, jak Ty. No, niezupelnie, bo ja w istocie wyszlam za tego czlowieka.

"Ten czlowiek" to moj malzonek. Jest Amerykaninem, ale to nie ma nic do rzeczy, bo rownie dobrze moglby to byc "nasz" chlopak. Moje uczucia wzgledem niego przed slubem byly takie same, jak obecnie Twoje. Letnie, zadnych tam "motyli w brzuchu", choc mowilam, ze go kocham (bo on tak mowil).
Dobry chlopak, latwy w pozyciu (a z taka cholera jak ja czesto nie sposob wytrzymac), ceniacy rodzine i wartosci moralne, nie pije, nie pali, nie wspominajac o innych uzywkach. "Solid as a rock", jak powiedzial o nim rodzony brat. Kochal mnie i kocha. Ustepuje, nie czepia sie glupot, nie ma rozbuchanego ego, jak wielu mezczyzn, nie poniza mnie, NIGDY nie wyzywa, nawet nie uzywa ostrych wyrazen typu "glupia", co sie chyba kazdemu w klotni moze zdarzyc. ZAWSZE moge na niego liczyc, polegac jak na Zawiszy, jest na kazde moje skiniecie.

Jednym slowem - traktuje mnie tak, jak kazda chyba kobieta chcialaby byc traktowana. A o to w dzisiejszych czasach trudno, tak wnioskuje, sluchajac historii znajomych, kolezanek, historii w TV i kolorowych magazynach. Z takich momentach dziekuje Bogu, ze go mam, ze caly ten bol i frustracje zostaja mi oszczedzone.

Moj maz jest "do rany przyloz". Szanuje tez moich Rodzicow (choc jest bariera jezykowa Nie pamietam naszej ostatniej klotni, a jesli juz, to sa to sprzeczki, o blahostki. Blah blah blah. Starczy tych piesni pochwalnych. Tak czy owak, to nie byla wielka milosc (takowa zdarzyla mi sie 2 razy w zyciu, ale obie fatalnie sie skonczyly, i bardzo dobrze, bo to byly niezle kanalie
napisał/a: Eliza9 2007-06-28 14:55
O rany, "urwalo" mi wiadomosc. Potem musialam pisac ciag dalszy, pisze, pisze przez chyba 15 minut i WSZYSTKO MI SKASOWALO. Aaaaaa! Nie chce mi sie powtarzac, ale zaczelam, wiec musze.

Ale juz krocej.

Moglabym peany na jego czesc piac.
Ale czegos mi brakowalo. Tej ekstazy, dreszczyku niepewnosci, podniecenia... Tej pewnosci siebie graniczacej z arogancja (nie mylic z chamstwem), jaka pociaga mnie u facetow. Nie wiem sama, czego. Tego, ze nigdy nie dawal mi powodow do zazdrosci. Ze byl taki ulozony, przyzwoity, solidny... Nie wiem.
Wiedzialam, ze czas wyjsc za maz, bo po pierwsze, bylam gotowa na potomstwo. Po drugie, mama nieustannie powtarzala: „Dziecko, kiedy ty wyjdziesz za maz? Kiedy sie ustatkujesz? Kiedy przestaniesz hasac po klubach? Kto tam gdzies na swiecie na ciebie czeka?”
Wiec spotkawszy idealnego kandydata, rozpoczelam z nim zwiazek, po kilku miesiacach zakonczony malzenstwem. On chcial jeszcze troche poczekac, to ja go w to wrobilam, ze tak powiem. Po prostu chcialam wyjsc za maz. To bylo 2.5 roku temu. Teraz mam 29 lat.

Malzenstwo.... Moje jest chyba udane, bo nie powiem „szczesliwe” (co wyjasnie dalej). Maz wydaje sie byc moim najlepszym przyjacielem. Zawsze moge na niego liczyc. Wszystko dla mnie zrobi. Rozmawiamy ze soba godzinami, duzo sie smiejemy, zartujemy, czesto nadajemy na tych samych falach. Jest mi niezwykle oddany. Nigdy nie krytykuje. Mialam zly okres podczas naszego malzenstwa, w ktorym w krotkim czasie przytylam ok. 14 kg (z 44kg na 58, nie, nie bylam anorektyczka, jestem po prostu niewysoka). Wiem, ze lubi chude dziewczyny, a NIGDY nie pozwolil sobie na najmniejsza uwage na ten temat. Nie dal mi odczuc, ze go nie pociagam, ze sie zapuscilam.
Ach, moglabym jeszcze wiele dobrego na jego temat tu pisac, ale zaraz zasniecie.

W styczniu br. moj maz musial wyjechac do innego stanu, za praca. Tam teraz mieszka, 7 godzin drogi od domu. Odwiedza mnie raz na 2, 3 tygodnie. Na weekendy, czesciej nie moze. To daje 2 – 4 dni miesiecznie razem. Jest tam nieszczesliwy, samotny, to widac i slychac. Teskni za mna i za domem, wyczekuje tych krotkich wizyt. A wracajac tam jest bliski placzu, ten twardy facet, wojskowy, jest na granicy placzu. ON zawsze odwiedza MNIE, ja nie czuje wystarczajacej motywacji, aby do niego jechac.
On ma dosyc tej sytuacji, chce mojej rychlej przeprowadzki. Na razie mam tu prace, ktora lubie, ale z poczatkiem 2008 chyba pojade za mezem. Bo ile tak mozna, osobno zyc...

Ale do rzeczy. Po wyjezdzie meza szybko sie odnalazlam. Tzn. czulam sie samotna (nie mam tu zbyt wielu przyjaciol), ale jego nieobecnosc dala mi okazje zrealizowac moje skryte fantazje i marzenia. Zaczelam prowadzic „drugie zycie”. Przez telefon i w co drugi weekend dobra, oddana zona. Teskniaca. A w inne dni zaczelam wczuwac sie w role singla, beztroskiego, wolnego, szczesliwego 19-letniego stworzenia (choc mam 10 lat wiecej). Zaczelam hasac do klubow i lokali nocnych, tanczyc, pic, bawic sie.
Do tej pory zdradzilam mojego meza z 9 mezczyznami, tak, DZIEWIECIOMA (2 podczas wizyty w Polsce, 7 tutaj). To straszne, wiem, ale moje zycie nabralo kolorow, wczesniej byla to zalosna, monotonna egzystencja mlodej kobiety czujacej sie jak 40-to czy 50-latka. Teraz zakazany owoc smakuje wspaniale!

Mam kilku w miare stalych kochankow, nie wiedza o sobie nawzajem, ale od poczatku wiedzieli, ze mam meza.Chodzimy do restauracji, lokali, klubow, i... wiadomo. Maz oczywiscie nie ma o niczym pojecia. Ufa mi, wiec nie sprawdza, nie wydzwania tez wieczorami, bo chodzi wczesnie spac z racji godzin pracy. Wiec poki co wszystko uchodzi mi kompletnie bezkarnie. Z zadnym z tych mezczyzn nie wiaze sie emocjonalnie (a przynajmniej sie staram), kazdy z nich znaczy malo przy moim mezu. Gdyby przyszlo do wyboru, zawsze wybralabym meza. Aha, i nigdy przenigdy nikogo nie przyprowadzam do domu.

Z jednej strony ekscytuje mnie takie zycie, spelniam sie, zaspokajam, wypelniam ta „dziure” i pustke, obecna w moim zyciu od miesiecy, a z drugiej, niemal codzien nachodza mnie chwile zwatpienia, refleksji, frustracji, i STRASZLIWYCH WYRZUTOW SUMIENIA, potwornego strachu, ze wszystko sie wyda. Ze poniose zasluzona kare. Ze utrace skarb, jaki mam i jakim niewatpliwie jest moj maz. Bo jestem glupim babsztylem, ktory chyba lubi po pysku dostawac czy byc zdradzany. A majac wspanialego, oddanego faceta, dla ktorego stanowie (chyba) caly swiat, tak oto mu sie odplacam. Tylko dlatego, ze nie czuje „motyli w brzuchu”.

I nie, zeby moj maz byl nieatrakcyjny. A skad, jest szczuply, wysportowany, chodzi na silownie, biega, zdrowo odzywia. Nigdy nie smierdza mu skarpetki. Jest czysciutki i wypucowany. Nie mam najmniejszego powodu, aby nie miec do niego pociagu. I coz, seks z nim jest, ok, czasem przyjemny. Ale dla mnie raczej przymus. Bo skoro ekstazy nie bylo na poczatku, to nigdy jej nie bedzie. I on nigdy nie rozpali moich zmyslow tak, jakbym chciala. Mimo iz wszystko robi wlasciwie i prawidlowo.

Coz, niektore kobiety takie po prostu sa, beda szanowac i wyplakiwac sobie oczy za pomiatajacym nimi draniem (oby byl slodki i czarujacy od czasu do czasu), a majac chlopaka, dla ktorego istniejesz tylko ty, kreca nosem i szukaja silniejszych wrazen. Moze nie lubia takich potakujacych piesiow: „tak kochanie, tak kochanie”. Ja najwyrazniej do nich naleze.

Robie to, co robie, a jednoczesnie, patrzac obiektywnie, zdaje sobie sprawe, jak cennym skarbem jest moj maz. Gdyby dowiedzial sie o 5% moich wyczynow, padlabym na kolana blagajac o kolejna szanse. Gdyby mnie zostawil, chyba bym oszalala. Kocham go i cenie, na swoj sposob. Nie zamienilabym go na zadnego innego (no, sposrod tych, ktorych znam).

RaGaZza i dziewczyny w podobnym polozeniu, jesli jeszcze nie usnelyscie Nie wiem, czy moja historia zmotywuje was, aby zostac ze swoimi malo ekscytujacymi, ulozonymi, ale kochajacymi partnerami. Czy wrecz przeciwnie, historia mojego malo idealnego malzenstwa bedzie przestroga, aby nie pchac sie dalej w taki zwiazek. Wiem, ze to, co robie, jest pewnie ekstremalne. Ale jezeli juz teraz masz takie odczucia wzgledem swojego chlopaka, to moze nie brnac w to dalej...?
Choc moge ci zagwarantowac, ze na 99% przyjdzie czas, ze bedziesz tego gorzko zalowac, ze zaplaczesz za tym chlopakiem, gdy inny zlamie ci serce i zatesknisz za byciem ksiezniczka... Ja wiem, ze tak by bylo, wiec dlatego pewnie nigdy nie zostawie mojego.

Zycze ci wszytkiego najlepszego, bez wzgledu na podjeta decyzje. Przeczytawszy twoj list, wydalo mi sie, ze to ja sprzed paru lat...Nie bede udzielac tu przemadrzalych rad, bo w koncu moje wlasne zycie dalekie jest od idealu. Sorry, ze moj post taki przydlugi, ale tlamsilam to w sobie od miesiecy, nikt z mojego otoczenia nie wie, co wyprawiem, i musialam to w koncu z siebie wyrzucic.

Eliza

PS. Z poczatkiem 2008 planujemy z mezem rozpoczac starania o dziecko. Mam problemy, wiec jedyne wyjscie to in vitro, mam nadzieje, ze sie powiedzie. Nie, zeby dziecko mialo stanowic panaceum na moje problemy... Licze na to, ze wtedy moje mysli i energia skieruja sie na wlasciwe tory. Ze bedac matka, przestane myslec o glupotach i zaczne miec inne priorytety. I ze w koncu znajde szczescie w rodzinie i w ramionach meza.... Mam nadzieje, ze sie nie myle.
napisał/a: ragazza10 2007-06-28 16:45
Elizo,bardzo dziekuje za ten post..dałas mi do zrozumienia wiele spraw ale obawiam sie ze mam tak jak ty..chciałabym byc w takim bezpiecznym zwiazku ale tez z mozliwoscia wyszalenia sie...to wszystko jest straszne.

Zycze Ci POWODZENIA w dalszym zyciu i aby wszystko sie swietnie poukładało ..
napisał/a: gosiak6 2007-06-28 17:55
poczytaj post 12toji,tam wszystko czarno na białym...Zastanów się nad tym związkiem,nie wiem jak można ranić kogoś kto daje Ci miłość na wyciągnięcie ręki...mam nadzieję,że Ci się ułoży i nie będziesz po drugiej stronie barykady i nie będziesz prosiła kogoś o miłość.
napisał/a: Eliza9 2007-06-28 18:40
RaGaZza, ile masz lat?
napisał/a: ragazza10 2007-06-28 19:43
20 dopiero...i troche przytłacza mnie ten powazny zwiazek
napisał/a: ragazza10 2007-06-28 19:44
wydaje mi sie ze jestem na to za młoda i za głupia:(chce sie wyszalec ale nie kosztem tego dobrego chłopaka!
napisał/a: Eliza9 2007-06-28 20:29
A z dwojga zlego moze lepiej to zrobic (tzn. wyszalec sie) wlasnie teraz niz jakbys miala to czynic po zamazpojsciu. Zwlaszcza, ze oficjalnie juz nie jestescie razem ... (?)
Moze dobrze byloby poznac, jak to jest umawiac sie z innymi mezczyznami (i nie mowie tu o seksie), chocby na zasadzie porownania. To wlasnie mogloby ci uswiadomic, ze jednak go kochasz, a inni nie moga sie z nim rownac, lub przeciwnie. Moze wtedy zdalabys sobie sprawe, ze on to nie "ON", ten jedyny i wymarzony.

Nie wiem. Ale faktycznie, mlodziutka troche jestes na tak powazne zobowiazania. A z drugiej strony w 100% rozumiem Twoja obawe przed przekresleniem tego zwiazku, bo w dzisiejszych czasach niezwykle trudno o dobrego, lojalnego partnera, ktory na rekach cie bedzie nosil. Mala szansa, ze ci inni okaza sie rownie dobrzy, co twoj byly.

Moge tylko doradzic: nie podejmuj zbyt pochopnie decyzji o slubie, np. ze strachu przed samotnoscia czy z litosci nad twoim chlopakiem, bys potem nie wpakowala sie w takie bagno, jak ja :(
napisał/a: ragazza10 2007-06-28 22:06
dzieki Eliza naprawde mi pomagasz przynajmniej lepiej sie czuje teraz..I tak jak mowisz chce tez zrobic (wyszalec sie) ale mam obawe ktorej chyba juz sie nie pozbede ze jesli on sie dowie ze teraz "bawie"sie z innym to to nie ma mowy o powrocie ...Trudno raz sie zyje a ja musze dowiedziec sie jak bedzie mi w innym układzie!nie moge wszystkiego stawiac na jedna karte! mam racje???:)
napisał/a: Eliza9 2007-06-29 19:14
Nie ma mowy o powrocie... To on taki twardy i nieustepliwy jest? ;) Wydaje mi sie, ze masz absolutna racje w tym, co mowisz. Nie pakuj sie w malzenstwo nie bedac przekonana o slusznosci swej dezycji chocby w.... powiedzmy 85% (bo o te 100% to zawsze trudno).
Przed Toba statystycznie jeszcze 65 lat zycia :) wiec skoro juz dzis masz wzgledem chlopaka ambiwalentne uczucia i gra ci na nerwach i zaczynasz sie go czepiac o byle co, to po slubie raczej nie bedzie lepiej. Nie wierze w nagla cudowna metamorfoze Twoich uczuc. Wrecz przeciwnie. To moja skromna opinia.

Tak czy owak, glowa do gory, zycie przed Toba RaGaZza. Jejku, jakby fajnie bylo miec znowu te 20 lat, moze inaczej by czlowiek pokierowal swym zyciem... Nie no, teraz to jak stary piernik gadam.
napisał/a: ragazza10 2007-06-29 21:31
nie no spoko ,jestes spoko laska i bardzo dziekuyje za te wszystkie rady..:*
napisał/a: strazniczkaXsnow 2007-06-30 00:29
czesc dziewczyny
przeczytalam wasze posty,doszalam do wniosku ze jestem w takiej samej sytuacji.Kocham z calych sil mojego chlopaka,jest cudowny dla mnie,a raczej byl bo przedwczoraj sie rozstalismy,doszlismy do wniosku ze jednak osobno bedzie nam lepiej.Teraz wiem ze nie byl to dobry pomysl,minelo dopiero 2 dni a ja juz nie moge wytrzymac bez niego,chodze,blakam sie ,mysle tylko zeby sie do niego przytulic.Jednak caly czas w glowie i w sercu siedzi mi jego zachowanie.On nigdy nie lubil wychodzic,spotykac sie z ludzmi bo jest samotnikiem,zawsze przesiadywalismy u niego w domu nawet w weekandy,jakos nigdy nie umial nic zoorganizowac albo mowil ze nie bedzie sie ludziom narzucal,dlatego nie dzwonil do znajomych zeby zapytac czy nie wyjda z nami na party :( bylo mi ciezko ale kocham go i znosilam az do czasu gdy pojawil sie kolega ze szkoly.Zadbany kochas ktory podrywal mnie,zapraszal na imprezy bo lubi sie bawic,mnie to korcilo,uwielbiam sie bawic a poza tym mam dopiero 21 lat kazdy w tym wieku lubi szalec.Zaczelam z nim wychodzic bardzo szybko poznalam mnostwo ludzi,klamalam mojego chlopaka ze wychodze z kolezanka(ta zawsze byla gotowa dac mi alibi)tylko ze gdy bylam z kolega myslalam o chlopaku,gdy bylam z chlopakiem myslalam o koledze(zakrecone)wiem ze musze zdecydowac,musze podjac decyzje....tak bardzo chcialabym zeby moj chlopak zmienil sie troche,zeby nie zgrywal takiego uparciucha jakim jest,zeby sie otworzyl na swiat ,na ludzi,zeby wychodzil ze mna bawil sie dobrze i szalal tak jak robia to inni.Kocham go bo jest cudownym czlowiekiem,ma cudowne cialo i jeszcze mnie nikt tak nie traktowal jak on ,tesknie za nim ,tesknie i chce wrocic......pomozcie blagam