jak zakończyć małżeństwo ?

napisał/a: PolnyKwiatek 2009-09-02 00:51
Skoro to jeszcze nie jest ostateczna decyzja, to sądzisz o separacji?
napisał/a: kardot 2009-09-02 04:34
Nie za bardzo wiem jak to działa, choć mogę się domyślać.
Jak już wspominałem mniej więcej 20% naszego małżeństwa przeżyliśmy w takich
przymusowych separacjach - zwykle kilka miesięcy, najdłużej około roku.
Chyba tylko dzięki temu tak długo wytrwaliśmy razem. Były to takie niezaplanowane
przerywniki, które pozwalały wziąć oddech przed następnym okrążeniem stadionu...

Ale po pojawieniu się dziecka doszły problemy, no bo ja byłem w domu tylko w weekendy,
więc siłą rzeczy ciężar opieki nad dzieckiem spadł na nią. wcale nie zazdroszczę,
ale nic lepszego nie dało się wymyśleć.
Wiem jak to wygląda, więc myślę, że separacja to coś podobnego.
Myślę, że to takie połowiczne/tymczasowe rozwiązanie.
Ja raczej nie jestem zwolennikiem półśrodków.

Raczej skłaniam się ku ostatecznemu załatwieniu spraw.
Najlepiej na drodze pokojowej, tzn. podzielić "dobytek" co czyje,
podsumować finanse, sprawiedliwie podzielić i podziękować sobie za dotychczasowy
wysiłek i bye-bye.
Zdaję sobie sprawę, że to jest niemal niemożliwe, bo gdy ludzie dowiadują się
o możliwości rozwodu, to zaczyna w nich wstępować gniew i złość i w nieuchronny
sposób dochodzi do kłótni i sporów, głównie o finanse - taka jest prawda.
Na tym zyskują jedynie prawnicy, ale tak to przeciętnie wygląda.

Nie wiem tylko jak się za to zabrać. Co, mam powiedzieć przy obiedzie: "kochanie, postanowiłem odejść". ?? I uchylić się przed nadlatującym talerzem, hi, hi
tak było na jakimś filmie, zdaje się "American Beauty" - no niezupelnie tak,
ale to świetny film.
Tu jest ta scena:

https://www.youtube.com/watch?v=NRfZQN9cMfo


Wydaje mi się, że pisanie na tym forum pozwoli mi uporządkować pewne sprawy
i jakoś się z nimi oswoić, bo tak to jest łatwo się pogubić w swoich myślach.
napisał/a: kardot 2009-09-02 06:37
no i jeszcze jedna wspaniała piosenka

https://www.youtube.com/watch?v=EgL8TM3JcJY

Ersatz, cholera nie życie !
napisał/a: PierwszaZona 2009-09-02 09:07
Kardot, moim zdaniem użalasz się nad sobą. Weź się w garść i podejmij decyzję, na nowe życie nigdy nie jest za późno! Nowe życie samemu lub nowe życie z żoną. Skoro ten marazm trwa tyle lat, to czemu nic z tym nie zrobiliście do tej pory??Myślałeś że się zmieni a co zrobiłeś sam żeby to zmienić??
Piszesz, że w pracy jesteś lubiany i doceniany, a czy w pracy zachowujesz się tak jak w domu? czy może bardziej się starasz, jesteś milszy, bardziej zabawny żeby być z ludźmi w dobrych stosunkach a przekraczając próg domu zmieniasz się w zblazowanego męża?
A co z seksem? czy Twoja Żona Cię pociąga? czy często się kochacie? kto inicjuje seks zazwyczaj?
Wiesz wydaje mi się że powinieneś porozmawiać z Zona, powiedz jej co Ci leży i co chcesz zmienić (jeśli chcesz oczywiście) i zacznij coś zmieniać może zaczynając od siebie, jakieś hobby, coś co Ci sparwi Tobie przyjemność, zaskocz ją zrób coś miłego, może zajmij się domem przez 1 dzień, a niech ona w tym czasie zrobi coś dla siebie...
JEśli ze sobą nie rozmawiacie, to raczej nie wiesz co ona czuje, na pewno ma dużo żalu tak jak Ty, może trzeba usiąść i powiedzieć: wybaczam Ci a Ty wybacz mnie, to co złe i zacznijmy od nowa (oczywiście jeśli się tak faktycznie myśli)...albo wybaczmy sobie i idzmy dalej osobno. Ważne jest żeby uwolnić się od tego toksycznego uczucia, które pielęgnujecie w sobie od tylu lat.
Podajesz przykład American Beauty widzisz jak sie ludzie od siebie oddalili, do tego stopnia że kobieta chciala ukatrupic swojego meza, ale czy rzeczywiście przestała go kochać?Czy chcesz żeby Twoja żona od jutra zniknęła z Twojego życia na zawsze? Odpowiedz sobie na to pytanie.
napisał/a: ~justaa26 2009-09-02 11:58
Kardot zdajesz sie być inteligentym facetem;)
Jeśli naprawdę przez te wszystkie lata nie zaznałeś szczęścia u boku swojej zony to chyba nie ma się co łudzić, że nagle stanie sie cud... Nie każdy z każdy umie sie dogadać i wspólnie żyć... A jeśli nie ma miedzy Wami uczucia to tym trudniej sie porozumiec... Jeżeli czujesz, że musisz coś zmienic w swoim zyciu zeby choc troche tak naprawde "pożyć" to proponuje udac sie do prawnika, zasiegnac porady jak to szybko i łagodnie zakończyć, potem wrocic do zony i powiedziec, że odchodzisz. Innego wyjścia nie widzę. No chyba, że poczekasz jeszcze z 10 lat, może w miedzyczasie pojawi sie drugie dziecko albo kolejne niesprzyjajace okolicznosci aby odejsc i wtedy dożywotnio będziesz nieszczesliwy.
Przykro mi, że przez tyle lat Ci nie ukladalo i nie zaznałeś szczescia u boku swej parterki. Niestety takie to nasze życie często popieprzone. Uważam jednak, że nie możemy obawiać się zmian. Lepiej zaryzykować jeśli jest nam źle niż tkwić w tym do końca i żałować po latach, że się nie próbowało tego zmienić....
Powodzenia!
napisał/a: mgX26 2009-09-02 12:49
kardot, mialam na mysli, ze przykro sie czyta to w jaki sposob piszesz o swoim dziecku... Razi mnie, ze najbardziej boisz sie o swoje finanse, zamiast zastanowic sie jak to przezyje Twoj syn/corka. Nie mialam zamiaru Cie ani pouczac ani umoralniac, ani tym bardziej mowic jaki jestes zly i niedobry, bo odchodzisz od rodziny. Jestes dorosly i doskonale wiesz co jest dla Ciebie najlepsze. Tylko prosze, nie zapominaj o Dziecku w tym wszystkim, bo to Ono powinno byc priorytetem nie pieniadze.
Pozdrawiam.
napisał/a: kardot 2009-09-02 18:08
mgX26 napisal(a):kardot, mialam na mysli, ze przykro sie czyta to w jaki sposob piszesz o swoim dziecku... Razi mnie, ze najbardziej boisz sie o swoje finanse, zamiast zastanowic sie jak to przezyje Twoj syn/corka. Nie mialam zamiaru Cie ani pouczac ani umoralniac, ani tym bardziej mowic jaki jestes zly i niedobry, bo odchodzisz od rodziny. Jestes dorosly i doskonale wiesz co jest dla Ciebie najlepsze. Tylko prosze, nie zapominaj o Dziecku w tym wszystkim, bo to Ono powinno byc priorytetem nie pieniadze.
Pozdrawiam.


Pieniądze nigdy nie są i nie były dla mnie priorytetem.
Myślę, że mnie żle zrozumiałaś.
Jestem gotów oddać wszystko co mam, w zamian za wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Pieniądze nie grają roli.
Nie boję się o swoje finanse.

To co chciałem powiedzieć, że w przypadku rozwodu obie strony bardzo
tracą finansowo. Mężczyzna czasem zostaje zupełnie wyczyszczony.
Podam Ci przykład kolegi mojej żony. Ona zostawiła go po 20 latach małżeństwa. On płaci świadczenia na utrzymanie dorastających dzieci
a one i tak praktycznie mieszkają z nim, bo żona nie ma ochoty się nimi zajmować. Czyli faktycznie facet płaci podwójnie i nic nie może na to poradzić.

Poza tym chciałbym za wczasu wiedzieć czy w ogóle po rozwodzie będzie mnie stać na wynajęcie mieszkania i mniej więcej jakiego. Jak pisałem dom trzeba będzie sprzedać, bo żadne z nas go samodzielnie nie utrzyma.
Nota bene dom kupiliśmy właśnie od pary która się rozeszła

Dziecko najwięcej na tym straci, nie ma wątpliwości.
Zwłaszcza, że jest ono ze mną dość zżyte i napewno będzie mu smutno,
gdy odejdę.

Tylko co z tego. Mam dalej udawać, że wszystko jest OK i przytakiwać,
że wszystko co złe to przeze mnie ??? tylko dlatego, żeby dziecka przypadkiem nie skrzywdzić ? Czy uważasz, że jeśli skończę w szpitalu
dla psychicznie chorych to będzie to lepsze rozwiązanie.
napisał/a: kardot 2009-09-02 21:57
Dziękuję wam wszystkim. Podtrzymujecie mnie na duchu.

Czy w tym związku nie ma uczucia to trudno powiedzieć.
Moja żona twierdzi, że mnie kocha... więc chyba jest,
tylko, że raczej jednostronne. Ja mam do niej raczej
stosunek ambiwalentny z lekkim odczuciem niechęci.
Po tylu latach po prostu nie jestem w stanie czuć do niej coś więcej.
Do miłości nie da się zmusić - albo jest albo jej nie ma.

Dlaczego powiedziałem "tak" ?
Nie wiem, może ją kochałem, albo może tak mi się tylko wydawało.
Może to było jakieś zauroczenie, które z czasem minęło, gdy pojawiły
się realia codzienności. Trudno powiedzieć.
Dodatkowym aspektem jest też ówczesna sytuacja.
W Polsce w latach 80-tych wspólne mieszkanie przed ślubem raczej
było trudne do zrealizowania z wielu względów.
A po pewnym czasie "ręczne robótki" podczas nieobecności rodziców
nam się znudziły - chcieliśmy być razem.
A małżeństwo umożliwiło nam dostanie tymczasowego mieszkania -
kawalerki o powierzchni około 15 m^2.
Tylko niech ktoś nie napisze, że ożeniłem się dla mieszkania -
nie o to mi chodzi - pokazuję tylko jak to wtedy wyglądało.
Często w jednym mieszkaniu żyły 3 pokolenia. My chcieliśmy czegoś lepszego.

Generalnie uważam, że małżeństwo jest często przeceniane.
Uważam, że dla wielu może mieć pewne zalety, nawet znaczne,
ale nie dla wszystkich jest to cel życia.
Znam wiele osób, które nie wyszły za mąż/ nie ożeniły się lub są w związku nieformalnym i są bardziej szczęśliwe od osób żyjących w małżeństwie.

Oboje wychowaliśmy się w katolickiej tradycji i to dało nam bardzo zdeformowany obraz życia - w szczególności podejścia do seksu
do szczęscia itp. Teraz to się odbija w nieciekawy sposób.

Myślę, że gdybyśmy mieli sex przez jakiś czas przed ślubem,
to nie pobralibyśmy się.
Moja żona też twierdzi, że zbyt młodo wyszła za mąż.

Dlaczego powiedziałem "tak" ?
Na kilka dni przed ślubem podzieliłem się z moją narzeczoną moimi wątpliwościami - czy napewno dobrze robimy, czy to napewno
najlepsze dla nas rozwiązanie, czy nie trzeba z tym poczekać,
przemyśleć. Czy napewno do siebie pasujemy ?
Mamy przecież tak bardzo różne spojrzenie na świat,
na wiele rzeczy.
Ona po prostu mnie zbyła i praktycznie się na mnie obraziła,
że gadam głupoty pod wpływem kolegów ????

Ona po prostu nie dopuściłaby do takiej możliwości, by odwołać,
czy przełożyć ślub - bo przecież dla niej zawsze liczył się tylko szpan !
Najważniejsze, żeby mieć lepsze ciuchy od innych, lepszy samochód itp.
No cóż, takie nastawienie wyniosła z domu.
Cały czas uważa się za księżniczkę, która przez zrządzenie losu
wychowała się w M-3.
W dniu ślubu, niemal się na mnie obraziła, bo coś jej się nie spodobało
w moim ubiorze - który zresztą razem wybieraliśmy (tzn. według jej pomysłu).
Było mi bardzo przykro. Pamiętam to jeszcze po 20 latach.

Tak to mniej więcej wygląda.
napisał/a: PolnyKwiatek 2009-09-02 22:59
Bardzo dobrze, że piszesz o tym wszystkim i wyrzucasz to z siebie.
Zastanów się co Cię rani, co denerwuje...
Jednak gdy już wyrzucisz z siebie cały żal, pomyśl też o tym, co było (jest)
dobre w Waszym małzeństwie, bo nigdy nie jest tak, że wszystko jest źle.
Postaraj się być obiektywny. Pomyśl także tym, co lubisz w żonie, albo co lubiłeś w niej kiedyś? Na pewno coś w niej lubiłeś, coś Ci się w niej podobało...
Teraz jesteś przepełniony ogromnym żalem, więc najpierw na tym się skoncentruj, ale później pomyśl też o tym co było dobre. Tak, żeby być uczciwym z samym sobą...
Jeżeli naprawdę nie kochasz, na pewno zdeydujesz się na rozwód i odejdziesz.
Co zaś się tyczy separacji, to myślę, że od rozłąki różni ją to, że jest inne nastawienie psychiczne. Gdy ludzie żyją w czasowej rozłace, wiedza, że się znów spotkają za jakiś czas, jak i to, że tego chcą. Natomiast w separacji zdają sobie sprawę, że następnym krokiem jest już rozwód, a daje ona im możliwość spojrzenia z dystansu i pewnej odległości na swoje małżeństwo. Nie wiem czy separacja jest dobra, czy nie, na pewno jednak jeśli juz do niej dojdzie to nie powinna się przeciągać w nieskończoność.
Życzę Ci właściwej decyzji...
I dużo szczęścia...
napisał/a: kardot 2009-09-04 16:51
jeszcze raz dziękuję za rady i za życzenia...
bez tego typu forum trudno byłoby mi to wszystko przemyśleć,
bo właściwie nie mam nikogo bliskiego komu mógłbym się zwierzyć
i poprosić o radę.
napisał/a: PolnyKwiatek 2009-09-04 18:07
Kiedyś ktoś powiedział, że gdy mamy problem, to dobrze jest komuś się zwierzyć i wyrzucić z siebie żal nie tylko dlatego, że druga osoba nam coś mądrego doradzi (chociaż to też), ale między innymi dlatego, że mamy wtedy możliwość "usłyszeć swoje własne słowa" i nagle problem, który nas przytłaczał i wydawał sie być nie do rozwiązania, okazuje się rozwiązywalny
i sami zaczynamy do tego rozwiązania dochodzić.

Jak teraz się czujesz? Nadal jest w Tobie tyle niechęci do żony?
Jeżeli zdecydowałbyś się spróbować ratować małżeństwo, to jeśli trudno jest Ci porozmawiać spokojnie z żoną o tym jak się czujesz, to napisz list...
I niech ona też napisze do Ciebie...
A jeśli zdecydujesz się odejść, to niech to będzie Twoja własna, przemyślana decyzja.
Na pewno podejmiesz najlepszą możliwą decyzję co robić dajej.
A co do "łapania oddechów" to myślę, że w każdym związku jest to potrzebne
i nie ma w tym nic złego - każdy powinien mieć czas dla siebie, miejsce na swoje hobby i pasje... jeśli tego nie uwzględnimy, to nawet
w najwspanialszym związku z największej miłości mozemy zacząć się po iluś latach dusić, po czym dojść do mylnego wniosku, że nie kochamy...
napisał/a: Mari 2009-09-09 20:09
kardot jestem przerazona Twoja historia a szczegolnie takim zimno reporterskim streszeniem jakby nie bylo ladnych paru lat zycia :confused: .

Nie mam dla Ciebie wspolczucia bo wg. mnie na nie nie zaslugujesz...daczego? proste - CZAS!!! .

Nie znajdziesz usprawiedliwienia na zmarnowany czas swojej zony i przez zlosliwosc nie wspomne o Twoim :mad:.

Czlowiek ma do dyspozycji takie czesci ciala jak jezyk , ktory sluzy do wyrazania uczuc i innych emocji oraz podobnie dzialajacej czesci jak np. piesc , ktora mozna np. walnac w stol .
Czekales na cud ...one sie nie zdarzaja jesli o nie nie zawalczymy calym soba .
Wegetacja to jedna z najgorszych propozycji od zycia.


Pozdrawiam Cie cieplo i rusz dupsko !.Zawalcz o usmiech i cieple mysli , a zycie Ce zaskoczy. Smutasom mowimy nie!:D .