jak zwiekszyc szanse na poznanie kogos?

napisał/a: brat_pidd 2009-10-22 22:32
witam. jestem mezczyzna, rocznik 1986, 5 rok studiow, od roku pracuje.

do tej pory jedyna dziewczyne mialem w liceum, 6 lat temu, przez wiekszosc roku 2003.

trzymam sie z dala od klubow ze wzgledu na dym, halas itp. na uczelni juz nie bywam. w pracy dziewczyny moge podzielic na 3 grupy: za stare, za brzydkie albo zajete.

nie posiadam zadnego naturalnego zrodla nowych znajomych i raczej nie licze ze jakas fajna dziewczyna do mnie zagada w autobusie.

spedzam samotnie wiekszosc czasu wolnego - przegladam internet i ogladam amerykanskie seriale.

wydaje mi sie, ze w opisanym wyzej ukladzie moge spokojnie dojechac do 30stki o ile wczesniej nie umre z nudow.

mysle, ze nie jestem jakims wyjatkiem i dlatego chcialem sie zapytac w jaki sposob z samotnoscia radza sobie samotne dziewczyny. gdzie najlepiej szukac? co zrobic, by poprawic swoje szanse?

z drugiej strony wiem, ze popadanie w desperacje i traktowanie kazdej poznanej osoby jako potencjalnej partnerki to najlepszy krok ku temu by uczynic sie singlem na cale zycie :). trzeba robic swoje a milosc przyjdzie - no tak tylko tak czekam i czekam i ta bezczynnosc mnie dobija.

dzieki za opinie
brat pidd
napisał/a: ~nataszarostowa 2009-10-22 23:47
To ja może odpowiem w swoim imieniu, bo jesteśmy w tym samym wieku i (teoretycznie) podobnej sytuacji ;)
No więc też jestem całkiem zwyczajna, to znaczy ani szczególnie piękna, ani wybitnie uzdolniona, ale chyba jednak poznaję nieco więcej osób... Chociaż oczywiście nie chodzi o ilość, ale o jakość znajomości - a pod tym względem też jest zupełnie normalnie w moim przypadku, to znaczy z częścią zaczynam się kolegować, a z mniejszą częścią zaprzyjaźniam ;)

Ale nie o tym chciałam powiedzieć. Przede wszystkim tak jak Ty większość czasu spędzam praktycznie sama, to znaczy z nosem w książkach albo filmach i tak dalej. To po części mój obowiązek, bo studiuję (też na 5. roku, z tym, że dwa kierunki), ale też pasja.
No więc chcę Ci powiedzieć, że skoro wiem, że taki tryb życia prowadzę, to każdą chwilę spędzoną na uczelni, właśnie w autobusie, albo w Internecie, kiedy mam kontakt z innymi ludźmi, staram się jak najpełniej wykorzystać. NIGDY nie dzielę ludzi na za starych/za młodych, za brzydkich/za ładnych=nieosiągalnych. Ale na zajętych/wolnych dzielę, bo z pierwszymi nie wychodzę poza koleżeństwo albo przyjaźń ;)
Innymi słowy staram się rozmawiać ze wszystkimi osobami, z jakimi nadarza się okazja, bo od każdej mogę się dowiedzieć ciekawych rzeczy, dzięki każdej mogę poznać coś nowego... I to, przy okazji, daje mi poczucie pewności siebie i dzięki temu lepiej wychodzą mi kontakty z facetami.

Poza tym myślę, że dobrym pomysłem dla Ciebie byłoby częstsze "wychodzenie do ludzi", ale właśnie nie od razu po to, żeby poderwać jakąś dziewczynę, ale np. żeby chodzić na jakieś kursy/szkolenia/studia podyplomowe itd. itp. Cokolwiek, gdzie jest dużo ludzi. Nie ma sensu zamykać się w czterech ścianach - z doświadczenia wiem, że to nie przynosi nic dobrego.
Jeśli lubisz filmy, idź do kina na jakiś cykl, gdzie pokazuje się kilka filmów jednego reżysera, a pomiędzy tym są długie przerwy, podczas których widzowie mogą coś zjeść, podyskutować... Jeśli znasz się na Internecie, poszukaj na portalach randkowych (ale wiesz, lepiej na dwóch dobrej jakości, niż na wielu marnych ;)) osób o podobnych zainteresowaniach, spróbuj nawiązać jakiś kontakt, zaprzyjaźnić się z nimi na początek...

No, właśnie, masz przyjaciół, znajomych? Bo o nich nie wspomniałeś... Myślę, że oni też dają szczęście... W każdym razie sama mam trzy-cztery takie osoby, z którymi zawsze mogę pogadać o wszystkim, i na przykład czasem pytam ich o radę odnośnie spraw sercowych. To też ważne, oni mi często podpowiadają, co robię źle (np. za bardzo się staram albo za dużo czasu spędzam sama), a co jest OK (np. umiem słuchać i być z ludźmi w trudnych sytuacjach albo do twarzy mi w nowym kolorze włosów) ;)

sorry że tyle pisałam o sobie, ale pomyślałam, że to może da Ci do myślenia na zasadzie przykładu ;)

na koniec powiem tylko tyle, że po rozstaniu z chłopakiem, z którym byłam półtorej roku, myślałam, że to koniec: że pozostaje mi położyć się i umrzeć, bo już nigdy nikogo nie poznam i nie stanie się w moim życiu nic dobrego...
minęło pół roku...
i stało się w moim życiu tyle nowych, zaskakujących rzeczy, tyle się zmieniło, i ja sama się tak zmieniłam, że teraz za żadne skarby nie chciałabym się nigdzie kłaść ani tym bardziej umierać ;)
napisał/a: Elita82 2009-10-23 07:25
brat_pidd napisal(a):witam. jestem mezczyzna, rocznik 1986, 5 rok studiow, od roku pracuje.

do tej pory jedyna dziewczyne mialem w liceum, 6 lat temu, przez wiekszosc roku 2003.

trzymam sie z dala od klubow ze wzgledu na dym, halas itp. na uczelni juz nie bywam. w pracy dziewczyny moge podzielic na 3 grupy: za stare, za brzydkie albo zajete.

nie posiadam zadnego naturalnego zrodla nowych znajomych i raczej nie licze ze jakas fajna dziewczyna do mnie zagada w autobusie.

spedzam samotnie wiekszosc czasu wolnego - przegladam internet i ogladam amerykanskie seriale.

wydaje mi sie, ze w opisanym wyzej ukladzie moge spokojnie dojechac do 30stki o ile wczesniej nie umre z nudow.

mysle, ze nie jestem jakims wyjatkiem i dlatego chcialem sie zapytac w jaki sposob z samotnoscia radza sobie samotne dziewczyny. gdzie najlepiej szukac? co zrobic, by poprawic swoje szanse?

z drugiej strony wiem, ze popadanie w desperacje i traktowanie kazdej poznanej osoby jako potencjalnej partnerki to najlepszy krok ku temu by uczynic sie singlem na cale zycie :). trzeba robic swoje a milosc przyjdzie - no tak tylko tak czekam i czekam i ta bezczynnosc mnie dobija.

dzieki za opinie
brat pidd


pamietam jak ja sie kiedys nad tym zastanawialam stracilam mnostwo czasu na nauke jednoczesnie pracujac na znajomych nie mialam czasu i kontakty sie pozrywaly nauka sie zakonczyla a ja zdalam sobie sprawe ze mam 22lata i nie ma nikogo waznego w miom zyciu poczulam straszna pustke i potrzebe pojscia do ludzi chcialam sie bawic chcialam zakochac ale niewiedzialam od czego zaczac:)
i zaczelam od kolezanek w pracy pozwolilam zbilzyc sie do siebie kolezance bardzo towarzyskiej osobie pewnej siebie kobiecie wyzwolonej za jej namowa wychodzilam z domu zapraszala to tu to tam poznawalam panow nie koniecznie w moim typie ale te spotakania pozwolily nabrac mi pewnosci siebie kontakt z ta kolezanka mam do dzisiaj to bardzo bliska mi osoba teraz ona jest sama ale to kwestia czasu poniewaz jest to pewna siebie kobieta i zawsze ktos sie kolo niej kreci:) no ale wrocmy do mnie tak jak mowilam zaden z kolegow mojej kolezanki nie przypadl mi do gustu byli zbyt pewni siebie ale podczas pewnego koncertu rozpoznalam kolege z dawnych lat to byla wakacyjna znajomosc ale mam wspaniale wspomnienia choc trwlao to krotko ten chlopak sprawil ze nabralam odwagi na jeszcze i pojawiali sie nastepni chlopacy tacy kilku miesieczni nie powiem bolaly roszstania nie kazdy wybor byl trafny az w koncu moj narzeczony znalazl mnie w pracy nie chcialam sie z nim spotkac bo wogole nie bralam pod uwage ze moze cos z tego wyjsc ale on byl uparty i udalo sie mu mnie zaprosic na spotkanie a dalej to juz inna historia
takze moja rada jest taka pozwol sie poznac kolegom kolezankom nawet jesli nie sa w twoim typie bo wsrod znajomych twoich znajomych moze byc twoja zona:) takze zacznij od pracy bo od czego:) i nie boj sie isc do klubu mimo ze halas tam tez sa ludzie i wieksza szansa poznania kogos niz w autobusie:)
napisał/a: Elita82 2009-10-23 07:35
nataszarostowa napisal(a):To ja może odpowiem w swoim imieniu, bo jesteśmy w tym samym wieku i (teoretycznie) podobnej sytuacji
No więc też jestem całkiem zwyczajna, to znaczy ani szczególnie piękna, ani wybitnie uzdolniona, ale chyba jednak poznaję nieco więcej osób... Chociaż oczywiście nie chodzi o ilość, ale o jakość znajomości - a pod tym względem też jest zupełnie normalnie w moim przypadku, to znaczy z częścią zaczynam się kolegować, a z mniejszą częścią zaprzyjaźniam

Ale nie o tym chciałam powiedzieć. Przede wszystkim tak jak Ty większość czasu spędzam praktycznie sama, to znaczy z nosem w książkach albo filmach i tak dalej. To po części mój obowiązek, bo studiuję (też na 5. roku, z tym, że dwa kierunki), ale też pasja.
No więc chcę Ci powiedzieć, że skoro wiem, że taki tryb życia prowadzę, to każdą chwilę spędzoną na uczelni, właśnie w autobusie, albo w Internecie, kiedy mam kontakt z innymi ludźmi, staram się jak najpełniej wykorzystać. NIGDY nie dzielę ludzi na za starych/za młodych, za brzydkich/za ładnych=nieosiągalnych. Ale na zajętych/wolnych dzielę, bo z pierwszymi nie wychodzę poza koleżeństwo albo przyjaźń
Innymi słowy staram się rozmawiać ze wszystkimi osobami, z jakimi nadarza się okazja, bo od każdej mogę się dowiedzieć ciekawych rzeczy, dzięki każdej mogę poznać coś nowego... I to, przy okazji, daje mi poczucie pewności siebie i dzięki temu lepiej wychodzą mi kontakty z facetami.

Poza tym myślę, że dobrym pomysłem dla Ciebie byłoby częstsze "wychodzenie do ludzi", ale właśnie nie od razu po to, żeby poderwać jakąś dziewczynę, ale np. żeby chodzić na jakieś kursy/szkolenia/studia podyplomowe itd. itp. Cokolwiek, gdzie jest dużo ludzi. Nie ma sensu zamykać się w czterech ścianach - z doświadczenia wiem, że to nie przynosi nic dobrego.
Jeśli lubisz filmy, idź do kina na jakiś cykl, gdzie pokazuje się kilka filmów jednego reżysera, a pomiędzy tym są długie przerwy, podczas których widzowie mogą coś zjeść, podyskutować... Jeśli znasz się na Internecie, poszukaj na portalach randkowych (ale wiesz, lepiej na dwóch dobrej jakości, niż na wielu marnych ) osób o podobnych zainteresowaniach, spróbuj nawiązać jakiś kontakt, zaprzyjaźnić się z nimi na początek...

No, właśnie, masz przyjaciół, znajomych? Bo o nich nie wspomniałeś... Myślę, że oni też dają szczęście... W każdym razie sama mam trzy-cztery takie osoby, z którymi zawsze mogę pogadać o wszystkim, i na przykład czasem pytam ich o radę odnośnie spraw sercowych. To też ważne, oni mi często podpowiadają, co robię źle (np. za bardzo się staram albo za dużo czasu spędzam sama), a co jest OK (np. umiem słuchać i być z ludźmi w trudnych sytuacjach albo do twarzy mi w nowym kolorze włosów) ;)

sorry że tyle pisałam o sobie, ale pomyślałam, że to może da Ci do myślenia na zasadzie przykładu ;)

na koniec powiem tylko tyle, że po rozstaniu z chłopakiem, z którym byłam półtorej roku, myślałam, że to koniec: że pozostaje mi położyć się i umrzeć, bo już nigdy nikogo nie poznam i nie stanie się w moim życiu nic dobrego...
minęło pół roku...
i stało się w moim życiu tyle nowych, zaskakujących rzeczy, tyle się zmieniło, i ja sama się tak zmieniłam, że teraz za żadne skarby nie chciałabym się nigdzie kłaść ani tym bardziej umierać ;)


mysle ze u ciebie sytuacja jest troszke inna bo jednak wydajesz sie byc znacznie pewniejsza osobka niz kolega:) nie masz problemu z rozpoczeciem rozmowy poznaniem kogos kolega musi zacza malymi kroczkami z tego co wyczytalam nie ma zbyt wielu znajomych natomiat ty masz mozliwosc wyzalenia sie na ramieniu przyjaciolki a przyjaciolka w takim przypadku to skarb:)
napisał/a: ~nataszarostowa 2009-10-23 22:30
Tak, Elita82, znajomi naprawdę są dla mnie skarbem, dziękuję Ci za to, co napisałaś :)
Chciałam na swoim przykładzie pokazać bratowi piddowi, że mi też nie było łatwo, bo akurat u mnie nieśmiałość i najzwyklejszy strach przed rozmową nawet z osobami ze studiów (nie mówiąc już o ludziach zupełnie obcych) był jeszcze kilka m-cy temu ogromny ze względu na to, że wcześniej przez praktycznie dwa lata znałam tylko swojego chłopaka. Byłam na tyle ślepo do niego przywiązana, że zgadzałam się na tryb życia, jaki prowadził, to znaczy on chodził na imprezy i odwiedziny do znajomych zawsze beze mnie, ja w tym czasie studiowałam i miałam zawsze mnóstwo spraw do załatwienia, bo sama się utrzymuję (tata nie żyje), a mam 23 lata. Poza tymi momentami byliśmy cały czas razem, ale u niego albo u mnie w domu. Nie poznałam w ciągu tych dwóch lat izolacji od świata nikogo, więc kiedy on mnie zostawił, zrywając ze mną kontakt, poczułam, że nie mam się nawet na czym oprzeć, nie mam od czego zacząć... Było naprawdę źle :(

Ale odezwałam się do dawnych znajomych, tak po prostu na gg i naszej-klasie, i wtedy odkryłam to, o czym mówisz, Elita82: że to oni są moim skarbem: odpowiadają, cieszą się, że napisałam, mają ochotę jeszcze się ze mną spotkać.
Krok po kroku odbudowuję cały czas swoją pewność siebie i buduję nowe relacje, ale to właściwie jest samonapędzające się koło, wystarczyło się otworzyć, przełamać, wyjść do ludzi, i oni już teraz sami się znajdują :)
Właśnie mam nadzieję, że u brata pidda też tak będzie: po trochu, po trochu, ale coraz lepiej ;)

Dodam jeszcze, że były chłopak cały czas coś we mnie krytykował: a to, że mam krzywe zęby, a to, że jestem gruba, a to, że jestem cicha, a to, że za dużo mówię... I teraz kiedy umawiam się na randki, zawsze się panicznie boję, że chłopak, na którym mi zależy, sobie o mnie myśli takie rzeczy i że w związku z tym nie mam u niego żadnych szans.
Ale tym bardziej nie odpuszczam, nie szukam wymówek, tylko po prostu "robię się na bóstwo" i idę na randkę. Bo wiem, że nawet jeśli raz czy dwa się zestresuję i wypadnę beznadziejnie, to za którymś razem "zaskoczy" i zapomnę o słowach byłego faceta, bo dla nowego będę najpiękniejsza na świecie :D

W ogóle to pozdrawiam wszystkich samotnych i niezbyt pewnych siebie, którzy to czytają. Mam nadzieję, że nie poddają się tak samo, jak ja :)
napisał/a: brat_pidd 2009-10-24 09:11
dzieki za odzew ;p.

mysle, ze wcale nie jestem niesmialy. potrafie zagadac do obcej osoby (nawet w tak krepujacej sprawie zeby zwrocic komus uwage, zeby nie palil na przystanku). moj problem polega na tym, ze nie nawiazuje z ludzmi zadnej wiezi. powiedza mi czesc na korytarzu i tyle. mam trzech przyjaciol, wszyscy to chlopaki, ale oni nie maja zadnego pomyslu na to jak mi pomoc (dwoch jest podobnej sytuacji co ja, a trzeci jest od dawna w stalym zwiazku).

sugestia o tym zeby wyjsc i zaczac robic cos dla siebie (np na filmy) jest dobra, i juz sie z nia spotkalem. niestety jak przychodzi do decyzji, to rezygnuje, bo za zimno, bo za daleko, bo mi sie nie chce, bo i tak mam za malo wolnego czasu, a duza czesc lubie poswiecic na tzw czilaut w domu.
napisał/a: PolnyKwiatek 2009-10-24 10:15
Brat_Pidd, a może zapisz się na jakiś kurs hobbystyczny, poznasz w ten sposób nowych ludzi, poszerzy się krąg Twoich znajomych. Może podczas urlopu wyjeżdżaj czasem na jakieś zorganizowane wycieczki. Mógłbyś też pomyśleć o kursie tańca towarzyskiego, na takich kursach prawie zawsze jest przewaga dziewczyn :) Mógłbyś też założyć sobie konto na Sympatii, wiele osób w ten sposób poznało swoją drugą połówkę.
Któregoś dnia stanie na Twojej drodze kobieta, w której się zakochasz...
napisał/a: ~nataszarostowa 2009-10-24 11:39
niestety jak przychodzi do decyzji, to rezygnuje, bo za zimno, bo za daleko, bo mi sie nie chce, bo i tak mam za malo wolnego czasu, a duza czesc lubie poswiecic na tzw czilaut w domu.

No, właśnie! To bardzo typowe, mam dokładnie to samo, tylko zawsze kiedy zaczynam wymyślać takie wymówki, wyobrażam sobie, że mówię do siebie " Weź się w garść", przestaję o tym myśleć i na siłę, choćby nie wiem, jak bardzo wymówka byłaby dobra, WYCHODZĘ. Krok po kroczku: makijaż (co oczywiście w Twojej sytuacji odpada, więc już na wstępie masz łatwiej ;) ), ubranie, otwarcie drzwi, wyjście, zamknięcie drzwi, autobus... ;) A kiedy docieram na miejsce, to w sumie nie ważne, czy z danego spotkania wyniknie huczny ślub na kilkudziesięciu gości, czy zostaniemy przyjaciółmi, czy poznam kogoś, czy nie spotkam nikogo (bo np. w kinie na pokazie filmowym sa same pary). Dla mnie liczy się to, że w ogóle wyszłam, bo to znaczy, że po pierwsze pokonałam nieśmiałość, więc właściwie ona już nie istnieje, po drugie, dałam okazję sobie i innym do rozmowy, poznania się i dowiedzenia czegoś ciekawego, po trzecie, poruszałam się, pooddychałam trochę świeżym powietrzem, a to też ma zalety, kiedy się prowadzi siedzący tryb życia... i tak dalej.

Chodzi o to, żeby się nie martwić, że coś poszło kiedyś źle i teraz to już nie ma się szans, albo że np. jest za zimno, za ciemno, za daleko, albo że to i tak nieciekawi ludzie, nic z tego nie wyniknie, więc po co się wysilać. Bo jest po co, choćby po to, żeby z kimś pogadać, pobyć, razem z czegoś się pośmiać... I wiesz, przyjaciele są nie tylko po to, żeby zalatwiali za Ciebie to, co możesz zrobić sam, to znaczy też fajnie by było, gdyby Ci coś doradzali i w ogóle, ale najważniejsze, że po prostu są, że coś was łączy: zainteresowania, szkoła, praca, cokolwiek... Trzech to naprawdę dużo na początek. Poza tym zawsze możesz pogłębić relacje z jeszcze innymi osobami w twoim otoczeniu ;)
napisał/a: ~nataszarostowa 2009-10-24 12:01
Poza tym po prostu nie mogę się powstrzymać, żeby tego nie napisać:

właśnie wczoraj byłam na najgorszej randce w życiu. Chłopaka poznałam w ogóle bardzo ciekawie, bo odpowiedziałam na jego ogłoszenie dotyczące muzyki na gumtree.pl. Jakoś tak się nam miło mailowało, że po trzech tygodniach postanowiliśmy zaprzyjaźnić się też poza Internetem. I co?
Ja oczywiście spieszyłam się na spotkanie jak głupia, bo zajęcia na studiach się przedłużyły, i byłam 15 minut spóźniona :rolleyes: Weszłam do restauracji, a tam totalny tłok, żadnych wolnych miejsc, w końcu coś zajęłam, ale miejsce było beznadziejne: jaskrawe światło, niewygodne krzesła za daleko od siebie i tak dalej ;) Chłopak spóźnił się dalsze 15 minut, a ja w tym czasie zdążyłam się zanudzić, zestresować, nawyobrażać sobie złych rzeczy - wszystko na raz ;)
I co było dalej? NIC! Rozmowa kleiła się słaaaaaabo, nic się nie działo, po spotkaniu chłopak uścisnął mi rękę na pożegnanie i poszedł (!) Nie było nawet trzymania dłoni, nie odprowadził mnie na przystanek ani nie przyniósł kwiatka - totalne zaprzeczenie prawdziwej randki :mad:

Ale czy to oznacza, że więcej się do niego nie odezwę, bo to i tak nie ma sensu i nic z tego nie będzie? Nie, bracie piddzie! Bo to człowiek ciekawy sam w sobie, o fascynujących pasjach, wielkim doświadczeniu i tak dalej i tak dalej. I jest mi zupełnie wszystko jedno, jak minęła randka, bo cieszę się, że napisał mi po niej wieczorem miłego maila, a to znaczy, że nie zrywa znajomości, i może straciłam szansę na miłość, ale zyskałam okazję do bardzo dobrej przyjaźni :p

W ogóle myślę, że powinieneś dać sobie trochę czasu na poznawanie ludzi, tak jak ja sobie daję. Mam 23/24 lata (bo niedługo są urodziny ;) ), i ustaliłam sobie, że jeszcze dwa-trzy lata nie mam ochoty się martwić, że nie wyjdę za mąż czy nikt mnie nie zechce i nie będę miała chłopaka. Po prostu daję sobie tyle czasu na wzmocnienie pewności siebie, nawiązanie przyjaźni, poznawanie różnych, nowych ludzi. Jeśli przy okazji kogoś spotkam i uda się nam stworzyć coś dobrego (tzn. związek), byłoby pięknie. Ale jeśli nie, trudno: i tak najważniejsze, że zdobędę doświadczenie w kontakcie z ludźmi :D
napisał/a: brat_pidd 2009-10-24 13:27
zalozylem kiedys konto na sympatii, raz nawet spotkalem sie z jedna osoba. no ale to byla porazka. ona wygladala duzo gorzej niz na zdjeciu, ja tez jej chyba nie przypadlem do gustu. nawet nie poszlismy na herbate bo stwierdzilismy ze nie ma sensu. moze to zabrzmi drastycznie, ale dla mnie portale randkowe to miejsce dla desperatow, brzydali i dziwaków. nie mowie, ze to sie tyczy kazdego uzytkownika, ale odsetek jest wiekszy niz na ulicy ;p.

jeszcze jedna rzecz zniecheca mnie do brania udzialu w roznych wydarzeniach grupowych. wielu moich znajomych poznalo sie w naturalny sposob. fakt, ze ja musze sie zapisac na tance, zeby kogos poznac jest dla mnie uwlaczajacy. potem sie zapytaja ludzi, czemu przyszli na kurs. ktos powie: "kocham taniec" a ja co powiem "eee przyszedlem tu wyrwac jakas dupe".

boje sie, ze moje uczestnictwo w roznych wydarzenaich grupowych nie przyniesie skutku i bede czul ze moj wysilek poszedl na marne.
kasia89tn
napisał/a: kasia89tn 2009-10-24 16:02
U mnie podobna sytuacja - nie mam gdzie poznać kogoś nowego. Swój czas rozdzielam na siedzenie w domu z synkiem i uczelnię. W domu nikogo nie spotkam, na uczelni jak dotąd nie znam nikogo poza swoją grupą ćwiczeniową, a tam wolnych facetów brak. Duży wpływ na to miał fakt, że gdy wszyscy inni na I roku się ze sobą integrowali przy piwie, ja gnałam po zajęciach do swojego dziecka.
Na dzień dzisiejszy mam 20 lat, zero przyjaciół i żadnego faceta na widoku.
napisał/a: ~nataszarostowa 2009-10-24 16:44
to byla porazka. ona wygladala duzo gorzej niz na zdjeciu, ja tez jej chyba nie przypadlem do gustu. [...] stwierdzilismy ze nie ma sensu. moze to zabrzmi drastycznie, ale dla mnie portale randkowe to miejsce dla desperatow, brzydali i dziwaków. nie mowie, ze to sie tyczy kazdego uzytkownika, ale odsetek jest wiekszy niz na ulicy ;p.


No, wiesz, myślę, że z takim podejściem to naprawdę masz małe szanse na poznanie kogoś ciekawego:mad: Sorry za szczerość, ale po prostu aż się zdenerwowałam czytając takie rzeczy. Bo to znaczy że albo jesteś megaprzystojnym księciem z bajki (zupełnie normalnym, cokolwiek to znaczy wobec Ciebie, skoro całe dnie przesiadujesz w domu sam), albo masz stanowczo zbyt wysokie wymagania.


fakt, ze ja musze sie zapisac na tance, zeby kogos poznac jest dla mnie uwlaczajacy. [...] nie przyniesie skutku i bede czul ze moj wysilek poszedl na marne.

no tak, potwierdziło się, ze jesteś księciem, skoro takie rzeczy jak zagadanie do kogoś przez internet są uwłaczające. Cóż, pozostaje Ci tylko prowadzić dotychczasowy tryb życia, a wtedy na pewno nie poniesiesz żadnego wysiłku i nic się nie zmarnuje :cool:


Wiesz, co? Przepraszam Cię za ten sarkazm, ale po prostu albo coś zmienisz w swoim podejściu do rzeczywistości, albo Twoja sytuacja się nie zmieni. Weź to pod uwagę ;)