nie rozumiem...

napisał/a: endOFhappiness 2009-10-05 17:39
Nie mam się z kim tym podzielić, a niszczy mnie to od środka, chyba dlatego tu jestem...

Moja zona mnie zdradziła. Świat utracił barwy, nie ma już we mnie życia, wiary, nie umiem sobie z tym poradzić..
Ale od początku. Budując ten związek staraliśmy się robić to bardzo świadomie. Od początku kluczem miała być komunikacja, rozmowa. Jesteśmy ludźmi dynamicznymi, cieszącymi się z życia, z pasjami. Dobrze zarabiamy, ona jest piękną kobietą, ja jestem uważany za przystojnego mężczyznę, niczego nam nie brakuje. Idylla.
Każde z nas miało wcześniej partnerów i w konsekwencji różne doświadczenia, dlatego od początku ustaliliśmy fundamenty naszego związku – główny priorytet to zaufanie i prawda. Głęboko w to uwierzyłem.

Ukoronowaniem naszej miłości miała być córeczka, która urodziła się ponad rok temu. Mała jest najwspanialszą istotą na ziemi. Choć miałem dużo obaw tatusiowanie okazało się być super sprawą. Jestem z tych, którym przewijanie, kompanie i karmienie zupełnie nie jest straszne. Daje mi to wspaniałe przekonanie o głębokiej więzi. Bez obaw zostawałem z dzieckiem podczas tygodniowych szkoleń mojej żony ciesząc się z każdej sekundy jej dorastania. Moja mała księżniczka...
I tak uwierzyłem, że mam cudowną rodzinę..

Pół roku temu żona wróciła na drogę zawodową i poszła do nowej do pracy. Temat bardzo ją zaabsorbował – nowe miejsce, nowi ludzie, nowe obowiązki. Bardzo chciała się wykazać. Wspólnymi siłami próbowaliśmy pogodzić obie prace i wychowanie dziecka. Mieliśmy świadomość, że będzie trudno, ale gotowi byliśmy przezwyciężyć wszelkie trudy i zmęczenie.

Z czasem życie zawodowe całkowicie ja pochłonęło . „Wkręciła” się na całego. Jak bardzo dowiedziałem się w zeszłym tygodniu. Ktoś przysłał mi wiadomość, że ma romans z kolegą z pracy. Powiedziała: „to nie jest tak jak myślisz, to jest tylko kolega, nic się nie wydarzyło, tylko mały pocałunek..”. Wymuszone zabiegi szpiegowskie ujawniły zgoła inna prawdę. W odpowiedzi usłyszałem, że nie czuła moich uczuć..

Nie rozumiem... Nie rozumiem dlaczego jako lekarstwo wybrała zdradę.. Mieliśmy rozmawiać.. Rodzina ponad wszystko.. Nie rozumiem dlaczego tak wiele zaryzykowała.. Także szczęście naszego małego dziecka.. Nie jestem człowiekiem bez skazy, ale zawsze szukam najlepszych rozwiązań i kompromisów. Ugodziła mnie najboleśniej, jak tylko mogła. Przeraża mnie jej hipokryzja i okrucieństwo wobec bliskich. Bezwzględnie wbiła mi nóż w serce...

Poważnie rozważam opcję rozwodu. Ona z determinacją twierdzi, że mnie bardzo kocha, że chce walczyć, naprawić to wszystko, że to był błąd jej życia. Nie potrafię jej uwierzyć... Nie potrafię uwierzyć, że jest dobrą osobą... Zajęło jej raptem kilka miesięcy (dokładnie 6 – tyle pracuje) żeby zaangażować się w relacje z innym mężczyzną. Przerażająca jest perspektywa całego życia...

Do tej pory wydawało mi się, że jestem silnym człowiekiem. Zawsze stawiałem czoła wszelkim przeciwnościom, wiedziałem co mam robić, nigdy nie unikałem odpowiedzialności. Teraz wiem, że każdego można złamać.
napisał/a: ~gość 2009-10-05 21:02
Wyrazy współczucia.
"Nie czuła Twojej miłości" to trzeba było pogadać ,typowe rżnięcie głupa. Niestety ona chciała sobie zrobic skok w bok, niewierni robią to z pełną świadomością, decyzja należy do nich.
Rozwód to może zbyt mocne określenie, ale jakaś separacja bardzo by się przydała. Niestety to się wiąże z tym że córki nie będziesz miał na codzień.
Nie ma sensu się zmuszać do trwania w związku w którym była zdrada, jeśli Ciebie to przygniata, jednak zastanów się czy nie warto dać szansy zwiazkowi chociażby dla córki. Moze ona tak żałuje że będzie warto. Czasami niewierni szczerze żałują co pokazują przykłady z forum.
Jesli nie dasz rady tego udźwignąć i ona nie będzie się w to angażować to zawsze będziesz mógł odejść. Na rozstanie zawsze jest czas.
napisał/a: wujek g 2009-10-05 22:29
Cudowny post.
Trgiczny dla autora, aczkolwiek opisany w taki sposob, że aż czuc wylewajace sie emocje.
Dla mnie 25 letniego faceta przerazajace.
Jednakże dziekuję....
napisał/a: ~gość 2009-10-06 01:35
Witam Cię endofhapiness

End of hapiness jest wtedy jak ktoś umiera. Wtedy to dopiero nie można nic zrobić. A tu nikt nie umarł. A już na pewno nie Ty.

Będzie trochę słów i proszę przeczytaj co mam do powiedzenia.

Szczerze współczuję, ja mam podobną sytuację, też świeżą, nie mniej bolesną z punktu widzenia bólu w sercu, Moja Miłość to jeszcze nie żona, choć jak ja dowiedziałem się o akcji to myślałem nad podróżą życia i zaręczynami... Więc wyobrażasz sobie.

Niestety wiem, że niewiele rzeczy jest Cię w stanie teraz pocieszyć, nic nie sprawia radości. Ale uwierz mi, ciesz się, że żona mówi, że żałuje i że to był błąd jej życia.

Nie bierz do siebie tekstów w stylu ''nie czułam od Ciebie czułości'' i takich bredni, bo to jest klasyczny mechanizm obronny kobiety. Nie dopuszczaj do siebie myśli, że mogłeś zrobić to albo tamto, to by się nie stało co się stało. Jakby babcia miała wąsy to byłby dziadek. Krótka piłka.

Najważniejsze jest to - NIE MA W TYM ABSOLUTNIE TWOJEJ WINY. JESTEŚ NICZEMU NIEWINNY. ZDRADA JEST ZAWSZE WINĄ OSOBY ZDRADZAJĄCEJ.

Baby takie już są że szukają przysłowiowego miodu w d... Było jej za dobrze, mało tego, niech leci do tego kolesia, powiedz jej, że dajesz jej wolną rękę. Niech się na nim przejedzie, bo się przejedzie. Ty dałeś jej miłość, rodzinę, dom, dziecko i byłeś przy niej. To ona straciła coś.Romans jest atrakcyjny bo jest romansem. Wszystkie baby mówią, że facet to świnia. Stara prawda mówi, że faceci zdradzają ciałem, a kobiety sercem. Ale większość tych kobiet koniec końców uświadamia sobie, że postąpiły źle. A o tym możesz Ty pokazać jej najdobitniej przyjmując taktykę, którą proponuję i którą opiszę dalej. Piłeczka jest po jej stronie, pamiętaj.

Wiem, że czujesz się potwornie upokorzony, też tak miałem, to przechodzi. Przejdzie szybko, jeśli wbijesz sobie do głowy że nic nie zawiniłeś, bo nie zawiniłeś. Naprawdę. W moim przypadku było tak, że Moja Panna zauroczyła się w kolesiu podczas nadmorskiej eskapady, dowiedziałem się o tym, a ta afera trwała 2 tygodnie. Niby nic. Ale ja widziałem jak bardzo ona jest w nim zauroczona i widziałem, że niestety trudno będzie jej pozbyć się go. Kontakt był non stop po powrocie znad morza, miała być wycieczka do niego na weekend (mieszka z 500km od nas) a koleżka nie odpuszczał, cisnął. Dziwne, że skoro mu tak zależało, to on nie chciał ruszyć dupy do niej co? To jej też powiedziałem
Ja podjąłem walkę o nią, moją historię opisałem w temacie, który jest pod Twoim na liście tematów.

Tak więc ja miałem jeszcze taki problem, że Panna początkowo nie chciała ze mną być, mówiła nawet, że chce odejść i nie mieć nikogo, nie zasłużyła na nikogo, Ale ja nie odpuściłem bo kocham i jeszcze nie wiem jak to będzie, ale na razie jesteśmy razem i jest ok. Ja wybaczyłem i dałem szansę, z której ona chce skorzystać, ale to ONA ma się starać, a nie ja.

U Ciebie jest małżeństwo i dziecko. Można by powiedzieć, że gorzej, trudniej. Ja nie wiem z autopsji jak to jest, bo nie mam żony ani dziecka, ale oczytałem temat zdrady jak nie mogłem spać przez kilka nocy i pozwolę sobie powiedzieć Ci w mniej lub barrdziej obszernym skrócie co tu trzeba zrobić.

Po pierwsze pamiętaj, że masz pole do popisu i Ty obserwuj co jest grane. W razie czego, Ty już wygrałeś, pamiętaj o tym!!!

Według mnie powinieneś przyjąć taktykę następującą. Skoncentruj się przez najbliższe tygodnie na pracy i domu. Lubisz spędzać czas z małą, dajesz sobie z tym radę. Weź ją na spacer, sam, wiesz jak baby na to lecą, niech Cię Twoja zobaczy w parku czy pod blokiem z atrakcyjną sąsiadką jak się zachwyca Twoją Córeczką. Teraz zimno jak cholera to słabo, ale wiesz o co mi chodzi...
Chodzi o to, żebyś spędzał czas z dzieciakiem, kupował różne rzeczy, robił dużo w domu ale tak, żeby ona odczuła, że ten dom żyje bez niej. Umiejętnie jej nie dopuszczaj, oczywiście bez przegięć, ale niech ona zobaczy, że Ty sobie dajesz radę i że córeczka jest Twoim oczkiem. Ona sobie tylko wtedy uzmysłowi co jest grane, jak poczuje, że może stracić wszystko co ma. Bo jasne, że może to stracić. To ona tu narobiła burdelu a nie Ty!!! Gwarantuję Ci, że nie minie tydzień i ona zwariuje

A Ty dalej rób swoje.

Bez wątpienia warto walczyć o rodzinę. Z drugiej strony Twoja Żona to człowiek, a człowiek ma prawo do błędu. Ty jej możesz pokazać jak wspaniałym jesteś kolesiem wybaczając z podniesioną głową. Upokorzona jest Twoja męskość więc zrób tak, żebyś nie miał wyrzutów, że Twoja męskość jest dalej narażana na upokorzenia jakimiś błaganiami, wyrzutami, krzykami. Nie krzycz na nią, nie wyzywaj. Pokaż jej klasę. Mam nadzieję, że jeszcze nie doszło do żadnych scen serialowych

W mojej rodzinie była mega zdrada ze strony ojca. MEEEEEGA. I co? Rodzina po niej odżyła na nowo ze zdwojoną siłą. My (ja i siostra) byliśmy wtedy nastolatkami, w pełni świadomymi. Twoja córeczka nie wie co jest grane i dobrze dla niej, ale gorzej dla Twojej Żony, bo miała by kolejną parę oczu, w które bała by się spojrzeć. A ja podziwiam mojego ojca za to, jak pociągnął nas wszystkich do góry po tym wszystkim co odstawił.

Jeśli Twoja Żona nie jest w stanie tego zrobić, i to się nie uda, to, może to będzie bolesne, ale dobrze że się nie uda, bo nie chcesz mieć takiej Żony. W związku dwojga ludzi (ja nie patrze na małżeństwo przez sprawy kościelne, bo akurat w te sprawy jakoś nie wierzę za bardzo) chodzi o miłość, a w przypadku gdy jest dziecko, to tymbardziej o to chodzi. W każdym związku w końcu wkrada się rutyna i temu nie jest nikt winny, winny jest ten, co zamiast szukać rozwiązania pomiędzy sobą a partnerem, szuka go u kolegów i koleżanek, którzy radzą wtedy łooohoho jeden przez drugiego mądrości się sypią. A ten, kto dopuszcza się zdrady jest skażony i to ZDRAJCA musi sam zawalczyć.

Daj jej szansę i monitoruj to. Pamiętaj, dla Twojej córeczki dobrze się stało, że dostałeś taką lekcję tak wcześnie kiedy jest jeszcze czas na ratowanie tego.

Skaza zostanie na zawsze, ale to od Was zależy czy będziecie patrzeć na bliznę i ciagle ją oglądać czy nie będziecie już chcieli więcej takich blizn mieć.

Głowa do góry. Jutro na zakupy z małą!!!

Pozdrawiam
napisał/a: Stranger 2009-10-06 14:28
Wyrazy współczucia dla autora wątku... Sprawa jest bardzo, ale to bardzo trudna i obawiam się że bez pomocy specjalisty sobie z tym nie poradzisz. Bo niewypowiedziane żale i ciągłe podejrzenia wykończą ten związek, nawet jeśli będziecie autentycznie chcieli go naprawić...

Zastanowiło mnie jednak co innego. Te wszystkie odpowiedzi. Że baby tak mają, że nie wierzyć w dobre chęci, że zdrada jest zawsze wyłącznie winą osoby zdradzającej, że to, że tamto...
A ja się zapytam o jedno. Ilu z Was (tych odpowiadających) to praktycy, którzy problemu zdrady dotknęli sami, a ile to teoretycy? Ciekawe, że w takich dyskusjach nigdy nikt nie próbuje nawet dać głosu temu, który zdradził, o próbie zrozumienia motywów postępowania już nie wspomnę.

Przyczyn zdrady jest mnóstwo. Czasem jawnych, czasem niejawnych. Ale przyczyna typu "bo ją/jego swędzi" to malutki promil przyczyn, w dodatku prawie zawsze jej konsekwencją jest jednorazowy skok w bok, a nie długotrwały romans. Owszem, w bardzo wielu przypadkach winy za taki stan rzeczy nie należy szukać w osobie zdradzonej, ale czasem uważam że takie coś musiało się zdarzyć, bo inaczej związek który z różnych przyczyn i tak by się rozpadł, inaczej trwałby Bóg wie jak długo, męcząc obojga małżonków. I powoli przekonuję się do poglądu, że związków po zdradzie w ogóle nie powinno się reanimować, bo to i tak nigdy się nie uda...

Przepraszam autora wątku, że trochę zboczyłem z tematu jego indywidualnej tragedii, ale wbrew pozorom uważam, że jeden temat z drugim ma wiele wspólnego...

pozdrawiam,
napisał/a: ~gość 2009-10-06 14:46
Racja, nie byłem nigdy osobą zdradzającą. Ale wypowiedziałem się jako osoba zdradzona i wylałem swoje odczucia. I nadal myślę, że wina za zdradę leży po stronie osoby zdradzającej. Jak widzisz, że się kroi zdrada i się zakochujesz w kimś innym, to skończ obecny związek i wtedy zdrady nie będzie. Nie robisz tak, bo wygodnie jest mieć zawsze bramkę numer dwa. A boleć i tak będzie zawsze bardziej osobę zdradzoną czy zostawioną.

Autor wątku sam najlepiej wie co się u nich dzieje i na co jest ich oboje stać, choć z tym czy wie na co stać jego partnerkę w obecnej sytuacji jest słabo. I to zrozumiałe. Ale autor nie powinien za nic na świecie obwiniać siebie za to. On pozostał wierny jej i dziecku.

To ona się wyłamała a teraz tłumaczy się że to jego wina. Bzdura. Wygodnie jej było trzymać się dwóch gałązek na wypadek gdyby jedna się złamała. Więc teraz jedna się złamała. Niestety ta, która pozostała jest słabsza i pęknie szybko i szanowna pani z łoskotem musi spaść na ziemię, żeby się podnieść. To ona knuła związek z innym za jego plecami i miała 6 miesięcy na to żeby się opamiętać, nie opamiętała się, to jego wina? No proszę.

EndOfHappiness, trzymaj się mocno i pamiętaj, masz rodzinę, a to czy ona chce i jest warta Twojej wspaniałej rodziny to jest jej broszka. I choć będzie Cię boleć, to największą satysfakcją będzie dla Ciebie to, że wobec Twojej córeczki Ty zostaniesz ok moralnie. Niestety zyjemy w takim kraju, ze w przypadku rozwodu masz marne szanse na dziecko, rowniez dlatego, ze w koncu to facet jest tym zlym, ale na razie terroryzuj ja lekko i przejmij kontrole nad waszym, jeszcze wspolnym domem. Każdy może zostać ojcem lub matką, ale niewielu staje się mamą lub tatą. Ty jesteś super tatą. Pamiętaj.
napisał/a: Stranger 2009-10-06 15:15
lordmm napisal(a):Racja, nie byłem nigdy osobą zdradzającą. Ale wypowiedziałem się jako osoba zdradzona i wylałem swoje odczucia. I nadal myślę, że wina za zdradę leży po stronie osoby zdradzającej. Jak widzisz, że się kroi zdrada i się zakochujesz w kimś innym, to skończ obecny związek i wtedy zdrady nie będzie. Nie robisz tak, bo wygodnie jest mieć zawsze bramkę numer dwa. A boleć i tak będzie zawsze bardziej osobę zdradzoną czy zostawioną.

Z tym nie dyskutuję. Zawsze bardziej będzie boleć zdradzonego niż zdradzającego. Szczególnie wówczas gdy niczego się nie domyślał(a). I to chyba nie jest kwestia trzymania się dwóch gałązek. Myślę, że w zdecydowanej większości przypadków ta niebezpieczna znajomość zaczyna się w naprawdę niewinny sposób. Takiej lekko otumanionej osobie długo wydaje się, że nad wszystkim panuje i że to co się dzieje nie zagraża jego małżeństwu, dlatego trudno tu mówić o świadomym zakańczaniu jednego związku przed rozpoczynaniem nowego. A to że potem nagle okazuje się, że jest pozamiatane... Cóż, kwestia samodyscypliny.


lordmm napisal(a):Autor wątku sam najlepiej wie co się u nich dzieje i na co jest ich oboje stać, choć z tym czy wie na co stać jego partnerkę w obecnej sytuacji jest słabo. I to zrozumiałe. Ale autor nie powinien za nic na świecie obwiniać siebie za to. On pozostał wierny jej i dziecku.

Autor wątku jest w tej chwili pod wpływem bardzo silnych emocji. W takiej sytuacji nikt nie potrafi myśleć trzeźwo. Nawet jeśli w tym związku wcześniej nie było różowo (czego broń Boże nie sugeruję bo nie wiem jak było), to w momencie wyjścia na jaw romansu współmałżonka, człowiek traci grunt pod nogami, nagle okazuje się że wszystko co dotychczas wydawało się stałe i nienaruszalne, nagle pęka i się rozpada. Wówczas wiele osób zarzeka się że przecież ten związek był szczęśliwy, nic mu nie brakowało, wszystko było idealne... Bo w ten sposób próbuje przekonać siebie samego i wszystkich dookoła, a przede wszystkim odchodzącego małżonka, że popełnia błąd. Tego nie robi się świadomie.


lordmm napisal(a):To ona się wyłamała a teraz tłumaczy się że to jego wina. Bzdura. Wygodnie jej było trzymać się dwóch gałązek na wypadek gdyby jedna się złamała. Więc teraz jedna się złamała. Niestety ta, która pozostała jest słabsza i pęknie szybko i szanowna pani z łoskotem musi spaść na ziemię, żeby się podnieść. To ona knuła związek z innym za jego plecami i miała 6 miesięcy na to żeby się opamiętać, nie opamiętała się, to jego wina? No proszę.

Ludzie popełniają błędy. Często pod wpływem emocji robią rzeczy, których sami potem nie rozumieją. Dlatego będąc zagubionymi szukają wytłumaczenia własnych zachowań wszędzie dookoła, owszem, nie zawsze w odpowiednich miejscach. Śmiem jednak twierdzić, że nie było tu mowy o "knuciu związku" za plecami męża. Tak jak pisałem wcześniej, przypuszczam, że ona sama nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia jakie niesie ze sobą ten "niewinny kontakt", a im dłużej to trwało tym trudniej było się z tego wycofać. I że te 6 miesięcy na opamiętanie to owszem, bardzo dużo czasu, ale najpierw trzeba zdać sobie sprawę z tego, że jest się z czego opamiętać!
Żeby była jasność, ja kobiety nie usprawiedliwiam. Daję jej po prostu prawo głosu w dyskusji dlaczego tak się stało i czy da się to naprawić. A to czy jej wytłumaczenie kogoś przekona, czy da podstawy do naprawiania czegokolwiek, to już zupełnie inna sprawa... Ja osobiście chyba nie umiałbym wybaczyć zdrady...

pzd
napisał/a: ~gość 2009-10-06 15:34
co do omylności ludzi i ich prawa do popełniania błędow - oczywiście, ja osobiście wybaczyłem mojej zdrajczyni, też myślałem, że nigdy bym nie wybaczył. Tak jak napisałeś, dużą rolę w takich sytuacjach odgrywają ogromnie silne emocje, które mącą w głowie zdradzonemu i jest chuśtawka nastrojów, wszystko na granicy szaleństwa niemalże.

Zgadzam się ze wszystkim co powiedziałeś, chciałbym usłyszeć coś od autora wątku dowiedzieć się co u niego. Mam nadzieję, że czyta nasze posty i że mu to pomaga, tak jak mnie pomagało czytanie wszystkiego tutaj.

Pozdraiwam
napisał/a: Stranger 2009-10-06 15:39
lordmm napisal(a):Zgadzam się ze wszystkim co powiedziałeś, chciałbym usłyszeć coś od autora wątku dowiedzieć się co u niego. Mam nadzieję, że czyta nasze posty i że mu to pomaga, tak jak mnie pomagało czytanie wszystkiego tutaj.

Liczę na to i też mam nadzieję, że zabierze jeszcze głos.
Nie zaciemniam więc już tematu :)

pzd
napisał/a: endOFhappiness 2009-10-06 16:41
Bardzo dziękuje za wszystkie wypowiedzi. Oczywiście każdy punkt widzenia jest ważny i biorę go pod uwagę.

Kluczem jest jednak teraz dla mnie nabranie dystansu. Etap lawiny pytań bez odpowiedzi chyba po trosze mija. Emocje są złym doradca, a decyzje, które podejmę są krytyczne i określą moje dalsze życie. I mojej małej Kruszynki.. Każdy dzień to bardziej trzeźwe spojrzenie na temat. W końcu po trzęsieniu ziemi z rozsądkiem trzeba stawić czoła stratom.

Rozmawiamy...Wstępnie określiłem warunki, które pozwolą byśmy pozostali rodziną... Trudne warunki...
I zrobiłem to wyrachowaniem... Jak negocjacje z klientem, gdzie ja jestem stroną, która działa z pozycji siły.. Straszne..

Ona chce się z tym zmierzyć i podejmuje walkę. Tak mówi.. Co to za koszmar dla mnie, że będę to musiał weryfikować.. Że po prostu nie mogę jej uwierzyć..

Niedotrzymanie warunków kontraktu to kara śmierci dla naszego związku w trybie natychmiastowym. W tym systemie nie będzie już aktu łaski.

Mam tylko nadzieje, że te złe emocje, które wiszą w powietrzu nie zainfekują mojej Małej. Bardzo ją kocham
i jej szczęście jest celem mojego życia. To są jedyne uczucia, których jestem teraz pewien.

Pozdrawiam.
napisał/a: sorrow 2009-10-06 22:26
endOFhappiness, aż mi się przypomniało jakie to uczucie... z pewnością nikt by nie chciał spotkać się z czymś takim jeszcze raz. Napiszę kilka luźno powiązanych myśli, które powinny ci pomóc. Niektóre może od razu, inne dopiero później jak będziesz na nie gotowy.

Nóż w serce to idealne określenie tego co człowiek czuje. Szok jest tak duży głownie z tego powodu, że jesteś totalnie zaskoczony. Bezsens dalszego życia, brak chęci na cokolwiek, zaniedbania w pracy i w domu, nieustanny smutek, żal... no i te wytrzeszczone ze zdumienia oczy z pytaniem "dlaczego?". To wszystko już czujesz i nie tylko to. Tak będzie przez dłuższy czas... spróbuj się psychicznie przygotować nie na tygodnie, ale na miesiące. Z czasem oczywiście nie będziesz tego wszystkiego odczuwał tak intensywnie. Podejrzewam też, że wraz z przytłumieniem emocji negatywnych wytłumią się też te pozytywne (włącznie z miłością)... to taka reakcja obronna organizmu... znieczulenie. Ważne, żebyś wiedział (i wiesz, bo pisałeś o tym), że obecnie twoja psychika jest chora, a decyzje które podejmiesz mogą być obarczone dużym błędem. Lepiej się skupić na codziennych czynnościach, pracy, córce niż podejmować jakieś radykalne kroki. Będziesz miał też gonitwę myśli, które będą pochłaniały całkiem spory czas w ciągu doby. Myśli o niej, jaka ona zła, co z nim robiła, jak, kiedy, itd. Wiele z tych myśli będziesz próbował weryfikować poprzez rozmowy z nią. Z doświadczenia powiem ci, że to nic nie daje... tzn. nie pomaga. Im więcej pytań zadasz tym więcej będziesz miał wątpliwości (nawet jeśli będzie odpowiadała na każde pytanie).

Co do żony, to pewnie myślisz, że okazało się, że żyłeś z zupełnie obcą osobą. Że wasza miłość to farsa, że to jedno wielkie oszustwo. Takiej żony nie znałeś, to nie ta, z którą się ożeniłeś.... przecież ona nigdy by ci czegoś takiego nie zrobiła. A jednak... poznałeś ją z innej strony i ona najprawdopodobniej też się od tej strony dopiero co poznała. To nie jest tak, że cały związek był oszustwem. On był autentyczny i wszystkie dobre wspomnienia dalej o nim dobrze świadczą. To tylko ten ostatni okres będzie dla was mroczny na zawsze. Myślę, że twoja żona sama była do pewnego stopnia zaskoczona tym co zrobiła. Powiedziała ci, że to przez brak uczuć z twojej strony. Myślę, że po tym co zrobiła musiała znaleźć jakieś wytłumaczenie, jakieś uzasadnienie tego co się stało... najprościej poszukać czegoś u partnera (dużo gorzej u siebie). Znalazła ten brak uczuć i nim cię obarczyła. Tak samo jak ty jesteś pod wpływem silnych emocji, ona też jest... i to co robi może być zupełnie nielogiczne. Może się będzie wypierać, może ciebie obarczać winą, może błagać o przebaczenie, a jednocześnie... dalej być zauroczona w tamtym. Nie spodziewaj się, że możecie coś logicznie postanowić i oboje się tego trzymać. Jeszcze nie teraz.

Wina? Może jej być w tobie wiele... ale nigdy za jej zdradę. Za to tylko ona ponosi odpowiedzialność, bo taką podjęła decyzję (świadomie lub nieświadomie). Ty możesz być winny za rutynę, brak czasu poświęcanego rodzinie (chociaż piszesz o sobie odwrotnie), brak okazywania miłości żonie i za mnóstwo innych rzeczy. To wina za problemy w związku... ale nie za zdradę. Ona ma również swoją winę w osłabianiu waszego związku. To jej zaangażowanie w pracę was oddaliło do siebie. Wiem jak to jest mieć pracę, którą lubisz i cię tam doceniają. Łatwo zaburzyć wtedy w sobie odpowiedni dystans... a dystans trzeba mieć, bo to tylko praca. W rodzinę nigdy nie można inwestować pieniędzy, a jedynie czas jej poświęcony.

Napisałeś na końcu, że postawiłeś jakieś twarde warunki. Nie wiem co dokładnie masz na myśli. Jeden, który przychodzi mi do głowy to brak kontaktu z tamtym gościem. Drugi, to więcej czasu z rodziną. Te jak najbardziej mi się podobają. Nie wiem, czy w przypływie złych emocji obarczyłeś ją jeszcze czymś innym. Powinieneś w każdym razie wziąć pod uwagę, że dając jej szansę, a jednocześnie obciążając zbyt mocno obniżasz wasze szanse na szczęśliwe zakończenie. Żeby postawić wasz wagonik z powrotem na tor musicie pracować nad tym razem. Jak najmniej wracać do tego co się stało. Z czasem (choć już nigdy nie będzie między wami jak dawniej) znajdziecie wystarczająco radości, żeby spędzić ze sobą resztę życia.

Powodzenia i trzymaj się :)!
napisał/a: Stranger 2009-10-07 08:44
sorrow napisal(a):Napisałeś na końcu, że postawiłeś jakieś twarde warunki. Nie wiem co dokładnie masz na myśli. Jeden, który przychodzi mi do głowy to brak kontaktu z tamtym gościem. Drugi, to więcej czasu z rodziną. Te jak najbardziej mi się podobają. Nie wiem, czy w przypływie złych emocji obarczyłeś ją jeszcze czymś innym. Powinieneś w każdym razie wziąć pod uwagę, że dając jej szansę, a jednocześnie obciążając zbyt mocno obniżasz wasze szanse na szczęśliwe zakończenie. Żeby postawić wasz wagonik z powrotem na tor musicie pracować nad tym razem. Jak najmniej wracać do tego co się stało. Z czasem (choć już nigdy nie będzie między wami jak dawniej) znajdziecie wystarczająco radości, żeby spędzić ze sobą resztę życia.

Właśnie na to o czym napisał sorrow chciałem zwrócić uwagę. Chwali się chęć naprawiania związku, chwali się oferowanie drugiej szansy, tyle że w poczuciu krzywdy ludzie często nie zdają sobie sprawy, że tą drugą szansę dają obwarowaną takimi warunkami, że ciężka praca mająca na celu naprawić związek nie ma żadnego sensu...
Zdradzony partner często żyje w przekonaniu, że zdradzający jest jedyną osobą która musi się teraz starać, że wyłącznie w jego rękach spoczywa odpowiedzialność za sukces, albo porażkę. Często stoi na stanowisku, że "teraz to mi się wszystko należy a Tobie nic". A to nie tak. Prawda jest taka, że po takim zdarzeniu jak zdrada pomoc jest niezbędna obu stronom. Osoba zdradzająca, która postanawia naprawić zniszczony swoim wybrykiem związek często żyje w potężnym poczuciu winy i krzywdy wyrządzonej bliskim osobom. A w takiej sytuacji restrykcyjne warunki wspólnego życia, cała masa sygnałów dobitnie świadczących o kompletnym braku zaufania ze strony zdradzonego partnera, jakaś kontrola, filtrowanie kontaktów towarzyskich, zakazy spotkań z kimśtam, prześwietlanie komórek, maili itp to najkrótsza droga do porażki. Porażki, za którą i tak koniec końców winą obarczona będzie osoba, która zdradziła. "Bo nie starała się wystarczająco".
Ja zdaję sobie sprawę, że to cholernie ciężkie. Nie okazywać braku zaufania, powstrzymywać się przed sprawdzaniem komórki, przed gestapowskimi pytaniami typu: gdzie byłaś? z kim rozmawiałaś? czemu tak późno wracasz z pracy? itp, itd. Wiem, że to bardzo trudne dla osoby, której zaufanie zostało zdeptane i wyrzucone do kosza. Ale tylko w ten sposób można coś osiągnąć...

Życzę dużo wytrwałości i powodzenia!