Przeszłość seksualna partnerki - czemu mnie to gryzie ?

napisał/a: KokosowaNutka 2015-04-17 16:53
Krakers90, gratuluje jesli oceniasz czlowieka przez pryzmat ilosci jego partnerow seksualnych A wiesz, ze istnieje jeszcze takie cos jak serdecznosc, szczerosc, poczucie humoru, zaangazowanie w znajomosc, zaufanie, itp itd? Ja wole patrzyc na czlowieka calosciowo.
napisał/a: Rooda666 2015-04-17 16:55
Krakers90 napisal(a):Napisz mi proszę co Cię w tym rozśmieszyło?
nieodmiennie bawi mnie ocenianie ludzi przez pryzmat tego co, z kim i jak robią w łóżku. O występujących zwykle w pakiecie podwójnych standardach nie wspominając, bo to zbyt oczywiste.
Dla mnie to taki sam absurd jak klasyfikowanie ludzi - i stopnia, w jakim ich się szanuje - od koloru włosów, wzrostu czy dnia urodzenia.
napisał/a: claudia_m 2015-04-24 16:31
Niejednokrotnie spotkałam się z taką sytuacją - dziewczyna chce być szczera i naiwnie opowiada partnerowi o swoim dotychczasowym życiu seksualnym, a on w zamian za to ją zadręcza, bo w głowie mu się nie mieści, że szanująca się kobieta podobnie jak facet może pozwolić sobie na "szybki numerek bez zobowiązań" albo znajomość opartą wyłącznie na seksie...To naprawdę smutne, polecam traktować każdego jak człowieka bez rozróżniania na płeć, być może wtedy co po niektórzy przestaną myśleć głupio i szablonowo.
napisał/a: trygław666 2015-06-22 17:08
Witam ponownie
Widzę, że mój tekst spotkał się z odpowiedziami. Zgodnie z obietnicą rozwijam temat. Być może nie powinienem tylu rzeczy ujawniać, ale przede wszystkim może kogoś przestrzegę przed popełnieniem moich błędów, a poza tym przy moich latach, nie dbam o to. Nie pisałem, że postrzegam ludzi przez pryzmat partnerów seksualnych i kogoś mniej przez to szanuję, bo i mi sporo „brudu” za uszami się zebrało. Proszę czytać uważnie. Miałem kiedyś kilka najlepszych przyjaciółek (po prostu przyjaciółek) które potrafiły „zaliczyć” nawet po dwóch kolesi przez jedną imprezę, noc itp. Nie miałem nic przeciwko nim, ale nie wyobrażałem sobie takiej kobiety jako matki swojego dziecka, a nadto nie uważałem za możliwe dochowanie wierności w takim związku. Wiem, że każdego należy traktować przez pryzmat jego zalet, osobowości, a nie tylko przez ilość partnerów itp. Chociaż z drugiej strony człowiek jest postrzegany przez pryzmat własnego zachowania, a podobno jesteśmy ludźmi cywilizowanymi. Padło tu stwierdzenie, że zadręczam swoją kobietę; poprawka od kilku lat w ogóle o tym nie wspominam, tkwi to tylko we mnie; jeżeli już kogoś zadręczam to tylko siebie. Początkowo rzeczywiście zrobiłem jej z tego powodu awanturę, częściowo z przyczyn, które podałem wyżej. Ponadto: Po pierwsze kiedyś byłem bardzo zakochany i zostałem oszukany podobnie. Po drugie, po usłyszeniu od niej w jakim środowisku się bujała, mimo jej wszystkich deklaracji, podejrzewałem o wiele więcej niż mi powiedziała podczas pierwszej „szczerej” rozmowy (która wyszła przypadkiem, to ja uparłem się, żeby poznać „prawdę” - dla mnie nawet najgorsza jest lepsza od kłamstwa, aczkolwiek moja niepotrzebnie wspominała o niektórych sytuacjach, o których wiedzieć nie potrzebowałem; zabrakło tylko, żeby opowiedziała ze szczegółami) i wściekłem się, gdy wyszło że niestety ponownie miałem rację. W życiu byłem i jestem dość dobrym obserwatorem, znałem wiele kobiet i szybko nauczyłem się nieufności do nich (niestety przynajmniej w kwestii ilości partnerów seksualnych mają one kłamstwo we krwi),chociaż dotąd generalnie nie miałem powodu, by nie wierzyć ludziom katolickiego wychowania, dlatego poczułem się, jakby znaczna część mojego życia po prostu nie miała sensu. Faktycznie przeraża to, co piszą niektóre Panie. Wiem, że istnieją związki oparte tylko i wyłącznie na seksie, ale ja zawsze szukałem czegoś więcej, poza tym jak zawierzyć kobiecie, która była w takim związku/związkach, że się jest dla niej tym najważniejszym i największą miłością (najważniejszym dla kobiety jest podobno pierwszy partner seksualny, nieważne czy jest z nim czy nie- i w jakich okolicznościach odbyła swój pierwszy raz w każdym razie to absolut-nawet jeżeli kobieta nie zdaje sobie z tego sprawy, tak jest) Więc może rzeczywiście miłość to tylko chemia, jak kiedyś stwierdziło moje Słońce? I zakładanie rodziny nie ma sensu, po co skoro można się bujać z kim popadnie, a można to robić bardzo długo. Lepiej zrobić dziecko jakiejś na boku, żeby mieć potomka. Dzięki temu tekstowi i niektórym komentarzom zaczynam się zastanawiać, czy nie było przypadkiem tak, że przed trzydziestką mojej zapaliło się światełko ostrzegawcze, iż jeżeli teraz się z kimś nie zwiążę to zostanie sama? Przy tym jakim cudem kobieta, która siebie i innego/innych traktowała jak zabawkę zasługuje na to, by traktować ją inaczej? Może po prostu lubicie być traktowane jak zabawki? Przy okazji, gdybym był prawiczkiem to przez resztę życia wolałbym być sam niż wiązać się z nie dziewicą. Nigdy nie pojmę prawiczków, którzy tak postępują, ale rozumiem, że można się złamać pod wpływem emocji chwili. Wiem, że jest wielu nieśmiałych, wartościowych którym wyrwanie kobiety przychodzi z trudem, nie przejmujcie się tym; one pragną tego samego co i Wy. W żadnym razie nie wiążcie się z katoliczką po „przejściach”. Najgorsze w tym jest to, że łatwiej takie kobiety ulegają jakimś dresom nawykłym do wyrywania, niż niejednemu prawiczkowi uda się coś wyrwać; wielu ma po prostu problemy ze śmiałością, które kobiet raczej nie dotyczą. Myślę, że łatwiej jest o prawiczka w pewnym wieku niż o dziewicę. Rozumiem, że ktoś może się zakochać, ale lepiej odejść w odpowiednim czasie niż się męczyć przez wiele lat, jeśli nie przez resztę życia. Czas leczy niektóre rany, innych nie. No ale wracając do sedna sprawy i odpowiadając na pozostałe komentarze. Przez całe uczono mnie postępowania według zasady; nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe. I chociaż już od dawna nie jestem katolikiem wyznaję zasadę; „nie sądźcie byście sami nie byli sądzeni” Jeśli chodzi o zaufanie to w tym miejscu rodzi się pytanie:, dlaczego dowiedziałem się „prawdy” dopiero po ślubie? I jak tu mówić o tym zaufaniu? Zastanawiam się czym mnie jeszcze zaskoczy. Kolejne pytanie: jeśli przeszłość seksualna nie ma znaczenia, jeśli się kocha, to dlaczego wiele z Was tak skrzętnie ją ukrywa? Wiemy z historii, że zawsze tak było. Drogie Panie zrozumcie wreszcie, że facet zupełnie inaczej patrzy na seks niż kobieta. Jak można całkowicie oddać się kobiecie, która oddawała się wielu innym? Gdybym dowiedział się wcześniej, nie wiem jakbym postąpił ale na pewno nie robiłbym z siebie pajaca (zawsze śmiać mi się chciało na myśl o facetach skomlących o względy kobiet) i zaliczyłbym taką ilość kobiet, żeby wystarczyłoby mi to na resztę życia. Wyobraźmy sobie teraz hipotetycznie sytuacje; jestem ze swoją na spacerze i podchodzi do nas jakiś tam dresiarz, który mówi: jak mi twoja laska robiła loda to byłem wniebowzięty. I co? Znokautować takiego , za to że może mówić prawdę? Normalny facet potrzebuje rycerskości, ale co ma robić, gdy dostał coś (przepraszam kogoś) kogo mógł mieć każdy? To dla Was goście w zbrojach gotowi byli zaryzykować, a nawet oddać życie. Chociaż z tą czcią kobiet w średniowieczu też różnie bywało. Moje miłe Panie, jeżeli chcecie być traktowane przez innych jak bóstwa, może należałoby zacząć od siebie samych? Jeśli idzie o dalsze komentarze, propozycja traktowania ludzi bezpłciowo trąci mi genderem, a tego nie popieram. Poza tym rodzi się kolejny problem. Jeśli moja była z innymi to dlaczego odmawia mi czegoś (tym razem faktycznie chodzi o seks; ja go nie dzielę na po chrześcijańsku i po niechrześcijańsku), co inni pewnie bez problemu mieli (np. solidne obciąganko i tego typu) . Nie mam na myśli trzymania mnie do ślubu, to chociaż też nie było w porządku potrafię zrozumieć. Może właśnie problem tkwi w niedopasowaniu seksualnym? Ja mogę dwa razy dziennie, ona dwa razy w miesiącu . Może tylko za długo byłem sam i zbyt wiele razy sobie pewnych rzeczy odmawiałem, a mam do swojej pretensję, że ona nie. I jeszcze raz moje drogie Panie ponawiam pytanie: jakim cudem chcecie być traktowane jak bóstwa, skoro same się tak nie zachowujecie? Padło wcześniej doskonałe stwierdzenie: „Jesteście dla nas tym, ile same możecie nam dać”. Może w tym momencie warto się zastanowić, dlaczego tak wielu Waszych tzw. „mężów” w pewnym wieku zostawia Was dla młodszych; może mają już dosyć tego, co mieli wszyscy i gdy po pewnym czasie zdają sobie z tego sprawę, zaczynają szukać czegoś świeższego? Zastanawiam się ile ja wytrzymam to wszystko. Nie urwałem się z księżyca i wiem, że w pewnym wieku człowiek, jako stworzenie stadne, nieważne kobieta czy mężczyzna po prostu musi to zrobić. Pytanie tylko czy to znaczy, że mamy spółkować kiedy tylko chcemy, z kim chcemy i gdzie chcemy? Może właśnie o to chodzi. Niektórzy twierdzą, że tylko popęd nami kieruje. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć kobiet, które dają znanym lub nie znanym facetom na imprezach i dyskotekach (nie myślę o klasycznych lodziarach, ale o normalnych, często wykształconych, kobietach). Od razu zaznaczam za hipokrytę się nie uważam, mi też zdarzały się przygodne akcję, ale przecież w razie wpadki to kobieta zostaje z dzieckiem, a facet generalnie często nawet o tym nie wie. I nie mówcie mi o zabezpieczeniu, bo to nie zawsze działa. Zastanawia mnie jeszcze jedna sprawa; dlaczego tak wiele z Was uważa się za praktykujące katoliczki, a jak przychodzi co do czego to kłamiecie i najczęściej różne brudy wychodzą z worka. To jest właśnie najgorsza hipokryzja; obnoszenie swojego katolicyzmu tak, ale zostawianie tego co wygodne, a odrzucanie tego co nie. Głównie dlatego odpuściłem sobie kościół; nie ma czegoś prawie- albo jest albo nie. Ciekaw jestem jeszcze tylko jednego; jak to jest, że bujacie się z typami, którzy tak naprawdę mają Was gdzieś? Bo nie ma nikogo lepszego? Zastanawia, dlaczego taki dres przeważnie odchodzi, po załatwieniu sprawy? Ano pewnie dlatego, że nawet ktoś taki wie, jak się mają sprawy. Czasami myślę, że chodzi zwyczajnie o przeżycie „przygody” z wrednym typem. Tylko nie bierzecie pod uwagę tego, że jest wielu normalnych gości, którzy wcale nie są słabi. Siła, jeżeli tylko o to chodzi, nie jest domeną jedynie dresów itp. Osobiście sądzę, że jest to kwestia pozostałości po przodkach; samica musiała mieć samca, który jej się wydawał na zdolnego do upolowania zwierzyny, przy czym żadna jakoś nie zwracała uwagi na to, że większość tego typu samców ginęła na tych polowaniach, a przetrwali ci naprawdę najbardziej przystosowani. Z drugiej strony samiec musiał mieć dziewicę dla upewnienia się, że jego dziecko to naprawdę jego dziecko, ale to tak na marginesie. Podsumowując: twierdzicie, że jeśli się kogoś kocha to przeszłość seksualna nie ma znaczenia. Ciekawe, czy byłybyście z typem, który np. zostawił rodzinę, albo był gwałcicielem? Może to nie do końca trafne porównanie, ale żeby było wiadomo o co chodzi. Ponownie przepraszam znowu mi się zebrało na filozofię, ale trudno było zamieścić tyle przemyśleń w kilku zdaniach. Podkreślam, że podziwiam Panie, które chcą się zachowywać dla tego jednego; trzymajcie się dziewczyny (jeśli ktoś twierdzi, że kocha to poczeka ile trzeba) i wierzcie mi ktoś normalny z pewnością to kiedyś doceni. I ponownie rada dla prawiczków: nie wiążcie się z kobietami z przeszłością seksualną, nie mając swojej. Moje podstawowe pytanie wszakże brzmiało; czy jest ktoś z facetów na forum, którzy mają podobny problem i jak sobie z tym radzą? Na koniec kryzysu wieku średniego nie mam, jak na swoje lata jestem dosyć sprawny i wysportowany oraz zdrowy, pracuję.
Pozdrawiam
P. S. Jeżeli coś źle zrozumiałem będę wdzięczny za wyjaśnienie, jak rzeczywiście pewne sprawy wyglądają z kobiecej perspektywy.
napisał/a: 1121 2015-06-22 22:30
trygław666, nadajesz się na terapię.
napisał/a: KokosowaNutka 2015-06-23 06:53
Tekst z gwalcicielem wymiata
napisał/a: Rooda666 2015-06-23 08:08
112 napisal(a):trygław666, nadajesz się na terapię.
i to długą.
napisał/a: errr 2015-06-23 14:54
nie no, ja rozumiem, że przeszłość jest dla Ciebie ważna - dla mnie również - ale to
trygław666 napisal(a):Gdybym dowiedział się wcześniej, nie wiem jakbym postąpił ale na pewno nie robiłbym z siebie pajaca [...] i zaliczyłbym taką ilość kobiet, żeby wystarczyłoby mi to na resztę życia.
jest jakieś ostro pop.ieprzone...

Stary chłop jesteś a masz ten temat taki nieprzemyślany,
pomieszane, zaprzeczające sobie, pełne żalu wnioski... aż przykro czytać.



ps. ślub kościelny unieważniłbyś w palcem w nosie. Tylko po co? po co sobie tworzysz problemy?
napisał/a: trygław666 2015-06-23 17:54
witam ponownie
Najprościej jest wysyłać kogoś na terapie. Oczywiście wiem, że problem tkwi głównie we mnie. Próbowałem go leczyć wkrótce po dowiedzeniu się o pewnych sprawach. Po kilku terapiach, jednak stwierdziłem, że leczenie go nie usunie., a tylko kasa idzie. To tak jak konsekwencjami uczynku; co z tego, że należy on do przeszłości, ale te zostają nieraz do końca życia. Ok może przykład z gwałcicielem nie był do końca trafiony. Mogłem przywołać ten; moja koleżanka wyszła za typa, który okazał się bi- no i w końcu homo wygrało. Rozstali się teraz jest z innym gościem. Wiem, że w niektórych zdaniach sprawiam wrażenie, jakbym sam sobie przeczył. Postaram się prościej. Zawsze wiedziałem, że w pewnych związkach będę miał problemy z dochowaniem wierności, jak wielu innych. Teraz życzyłbym sobie tego (bo moja ukochana jest wspaniałą kobietą i w tej kwestii przeszłość faktycznie nie ma znaczenia, zresztą mamy cudownego syna), ale jak to zrobić skoro w sprawach łóżkowych nie mam tak, jak mnie nauczono (bo seks też musi być po chrześcijańsku, a rozmowy przynoszą niewielki skutek) Sądzę, że słyszałyście/słyszeliście o tzw. prawie pierwszych połączeń. Ponoć nie zawsze jest to absolut, ale ciężko z to zmienić, zwłaszcza w przypadku takim jak mój. W każdym razie, jeśli idzie o seks nie do końca dostaje to, czego potrzebuje moja natura. W kwestii tego "Gdybym dowiedział się wcześniej, nie wiem jakbym postąpił ale na pewno nie robiłbym z siebie pajaca [...] i zaliczyłbym taką ilość kobiet, żeby wystarczyłoby mi to na resztę życia" chyba nie jest niczym nowym stwierdzenie, że młodość musi się wyszumieć. Naturalnie próbowałem stworzyć stały związek, jak już pisałem, ale jakoś nic z tego nie wychodziło. Miałem inne priorytety: najpierw nauka, potem szukanie pracy i na końcu związek. Faktycznie jest we mnie ten smutek, ale główny problem tkwi pewnie w tym, że ja nie spróbowałem wszystkiego. A moje potrzeby są niestety ogromne i z wiekiem coraz większe, a zdradzać nie chcę. Chociaż z drugiej strony wiem, że człowiek przynajmniej fizycznie jest stworzeniem stadnym. Powtarzam, że chyba zbyt długo byłem sam i stąd te emocje. Poza tym gdzieś słyszałem, że każdy ma prawo do wyboru partnerki/partnera. Jeśli chodzi o inne sprawy chętnie się dowiem, gdzie nie mam racji. Badam swój problem od lat (niestety ciekawska natura) i korzystałem z różnych możliwych źródeł, zarówno pisanych i niepisanych. Pisząc najprościej; są sprawy, które są, jakie są, ale niektórym (tak jak np. mi) po prostu trudno się z tym pogodzić; buntownicza natura. I nie mam zamiaru się rozwodzić. Jak pisałem problem tkwi we mnie i szukam sposobu na uporanie się z nim. Temat został przeze mnie przemyślany dogłębnie, tylko w przypadku rozchwianych emocji czasami trudno pisać logicznie. No i pardon, ale za starego się nie uważam. Podsumowując: największą pretensję mam chyba jednak do siebie za tyle niewykorzystanych okazji.
Jeśli ktoś poczuł się urażony to przepraszam; nie to było moją intencją. Rozumiem, że niektóre teksty przykro się czyta, ale zbyt wiele spraw się nam w młodości nie przekazuje wprost i stąd te problemy. I nie dotykają one tylko prawiczków. Przedszkole czy szkoła podstawowa to zbyt wcześniej na edukacje seksualną, ale już w gimnazjum powinna ona być. Niestety w rodzinach coraz rzadziej się o tym mówi, jeżeli w ogóle. Oczywiście seks nie jest głównym powodem tylu rozbitych małżeństw, ale chyba jednym z najczęstszych.
pozdrawiam
P.S. Życie jest zbyt krótkie, żeby się dołować, trzeba więc żyć tak, żeby niczego nie żałować albo prościej: "Carpe Diem". Dopiero po latach odkryłem, ile prawdy tkwi w tym stwierdzeniu.
napisał/a: 1121 2015-06-23 18:11
trygław666, masz pretensje do całego świata, że Twoja żona ma od Ciebie większy przebieg, a ja mam dla Ciebie złą wiadomość. Twoja żona to Twój wybór i świadczy przede wszystkim o Tobie. Swoją drogą, jak jest Ci źle, to rozwiedź się i nie marnuj już więcej czasu. Teraz masz spokojnie szansę na coś 20+. Będzie i młodsza, i być może mniej doświadczona niż Twoja żona. Bycie w związku, w którym jesteś nieszczęśliwy to żaden interes.
napisał/a: trygław666 2015-06-23 18:45
Nie pisałem, że jestem nieszczęśliwy; po prostu trudno mi jest pogodzić się z pewnymi faktami; taki już jestem. W moim wieku człowiek potrafi się cieszyć z rzeczy, które wcześniej nawet nie przyszłyby do głowy. Wybór nie do końca świadomy trudno nazwać własnym, nie sądzisz? Chociaż pewne sprawy podejrzewałem wcześniej, co już pisałem. I nie mam pretensji do całego świata, nawet nie mogę go mieć do swojej kobiety. Jeśli do kogoś to tylko do siebie. Nie wiem czy ma większy przebieg. Zależy co liczyć; czy długość związków czy ilość partnerów/partnerek (ten ostatni wyraz dotyczy moich) . No ale jeżeli już o tym mowa to tak naprawdę wiem, że nic nie wiem, w kwestii jej byłych. No niby się przyznała, ale jak mam jej ufać po tej historii? Wierz mi, że mam ciekawsze rzeczy do roboty niż ślęczenie przed kompem no ale skoro się powiedziało a to pasowałoby również powiedzieć b tj. odpisać. Jak już pisałem rozwód nie wchodzi w grę. Najbardziej denerwuje mnie jej obecne katolskie podejście do życia; nie zawsze taka była. Sądzę, że wolałbym ją z jej dawniejszych lat. Kurcze gdyby od razu powiedziała mi jak się sprawy mają, pewnie wypracowalibyśmy jakiś kompromis. W końcu nie byliśmy dziećmi. Nie wydaje mi się, żebym , będąc po trzydziestce,odrzucił kobietę dlatego, że się bawiła. Po prostu sam musiałbym sobie powiększyć licznik i tyle, żeby po ślubie nie mieć pokus. No z tą dwudziestką to faktycznie nie problem, mój znajomy przed pięćdziesiątką wyrwał sobie laskę z liceum. Ale ja nie po to zakładałem rodzinę, żeby ją zostawić, Po prostu mam inne zasady. Z dwojga złego już sam wolę się ze sobą męczyć. Chociaż kończąc i tak nie wiem co przyniesie przyszłość. Może to właśnie ona mnie zostawi. Skoro była w kilku związkach to kto wie?
napisał/a: 1121 2015-06-23 19:09
trygław666, nie chcę być wścibski, ale czytając Cię mam wrażenie, że Twoim głównym problemem jest fakt, że Twoja żona nie daje Cię tak często lub ogólnie tak, jakbyś tego sam chciał. Jeśli moja teoria jest prawdziwa, to czy próbowałeś zamiast się pytać po prostu wziąć?