Totalny zamęt!
napisał/a:
meggi3
2009-11-04 13:11
Nie wiem czy go kocham, czy co to w ogóle jest. Mogę jedynie przypuszczać, że gdybyśmy się spotkali przed naszymi ślubami moglibyśmy tworzyć udany związek. Ale czasu bym nie cofnęła, bo z moim mężem mam najwspanialszą córkę na świecie. Może błędem jest po prostu to, żeśmy się po jej urodzeniu nie rozwiedli.
To nie ja jestem na jego skinienie, to ja powiedziałam stop.Przeczytaj dokładnie co napisałam.A to co czuje względem niego fizycznie, wiem tylko ja i teraz wy. Nigdy bym mu się do tego nie przyznała.A że on tak czuje też, wiem bo mi powiedział, a ja odpowiedziałam że już nie, Wiem, że zdradziłam się incydentem w samochodzie, ale wytłumaczyłam się, że to było chwilowe zauroczenie, wspomnienie. I nawet jeśli jak twierdzisz go kocham, to nie oznacza wcale, że chciałabym z nim być. To by oznaczało jego rozwód i odebranie dzieciom ojca, a na to bym się nigdy nie zgodziła. Zrobię wszystko, żeby tak się nie stało.
A co ze zdradą mojego męża? To się nie liczy, ja powinnam była przejść nad tym do porządku dziennego, jak by nigdy nic? Wtedy nie było takich for, na których mogłabym się wyżalić, dusiłam to wszystko w sobie.
I z tym się całkowicie zgadzam. I też dla tego cały czas nie umiem sobie tego wybaczyć, jako sobie.
napisał/a:
~gość
2009-11-04 13:17
Kurczę dziewczyny ja bym chciała was zrozumieć i doradzić, ale naprawdę nie potrafię. Same wiecie dlaczego wszyscy tak na was jadą:(
Przed chwilą czytałam post zdradzonego chłopaka, który chce się zabić, a tydzień temu kolega się powiesił, bo został zdradzony...może dlatego mi ciężko to zrozumieć. Ja wiem, że się pogubiłyście w życiu. Ale może dajcie szansę na szczęście swoim mężem i dzieciom. Bo w końcu to są najważniejsze osoby dla was...a bynajmniej powinny być.
Może powinnyście sobie same poukładać wszystko a nie niszczyć życie sobie i innym.
Kłamstwo ma krótkie nogi i kiedyś wszystko się wyda...a czy warto ryzykować? Myślę że nie...ale zrobicie jak uważacie.
Przed chwilą czytałam post zdradzonego chłopaka, który chce się zabić, a tydzień temu kolega się powiesił, bo został zdradzony...może dlatego mi ciężko to zrozumieć. Ja wiem, że się pogubiłyście w życiu. Ale może dajcie szansę na szczęście swoim mężem i dzieciom. Bo w końcu to są najważniejsze osoby dla was...a bynajmniej powinny być.
Może powinnyście sobie same poukładać wszystko a nie niszczyć życie sobie i innym.
Kłamstwo ma krótkie nogi i kiedyś wszystko się wyda...a czy warto ryzykować? Myślę że nie...ale zrobicie jak uważacie.
napisał/a:
sorrow
2009-11-04 14:26
meggi, nie ma się co oburzać. Piszesz, że oczekiwałaś pomocy, zrozumienia i próby wyjaśnienia tego co się stało. Tylko, że... tego w twoim pierwszym poście nie widać wcale. Opisałaś dość "wesołkowato" cała sytuację dodając, że wam już z mężem lepiej. Dopiero w późniejszych postach przedstawiłaś swoje oczekiwania odnośnie odpowiedzi.
Masz wyrzuty sumienia, ale czasu byś nie cofnęła. To nie są wyrzuty sumienia meggi... to tylko jakaś ich podróbka. Co do męża, to przeczytaj swój pierwszy post - "podejrzewałam go o zdradę". Później już tak nie piszesz... tylko, że to zdrada była na pewno i sam cię pchnął w tym kierunku. To jest takie usprawiedliwianie samego siebie według mnie. Skoro spotkałaś się z jakąś przykrą sytuacją, z czymś złym to naturalnym jest, że od tego starasz się trzymać jak najdalej. Ty natomiast wpakowałaś się w takie samo bagno dwukrotnie jakie ci (chyba) zafundował mąż.
Jakie jest tego wyjaśnienie pytasz. Jak dla mnie jedno. Byłaś nieszczęśliwa w małżeństwie (nie wnikam kto się do tego przyczynił), a znalazł się pocieszyciel jak to często bywa. W takich sytuacjach każda odrobina bliskości, czułości, zrozumienia od drugiego człowieka przeradza się w fascynację. Tak też było u ciebie włącznie z seksem. Nad czym się tu zastanawiać więcej? Jedynie nad sobą, nad swoimi wartościami (pewnie kiedyś byś siebie o to nie podejrzewała), czemu się zmieniły i nad tym jak zmienią się za 10 lat.
Masz wyrzuty sumienia, ale czasu byś nie cofnęła. To nie są wyrzuty sumienia meggi... to tylko jakaś ich podróbka. Co do męża, to przeczytaj swój pierwszy post - "podejrzewałam go o zdradę". Później już tak nie piszesz... tylko, że to zdrada była na pewno i sam cię pchnął w tym kierunku. To jest takie usprawiedliwianie samego siebie według mnie. Skoro spotkałaś się z jakąś przykrą sytuacją, z czymś złym to naturalnym jest, że od tego starasz się trzymać jak najdalej. Ty natomiast wpakowałaś się w takie samo bagno dwukrotnie jakie ci (chyba) zafundował mąż.
Jakie jest tego wyjaśnienie pytasz. Jak dla mnie jedno. Byłaś nieszczęśliwa w małżeństwie (nie wnikam kto się do tego przyczynił), a znalazł się pocieszyciel jak to często bywa. W takich sytuacjach każda odrobina bliskości, czułości, zrozumienia od drugiego człowieka przeradza się w fascynację. Tak też było u ciebie włącznie z seksem. Nad czym się tu zastanawiać więcej? Jedynie nad sobą, nad swoimi wartościami (pewnie kiedyś byś siebie o to nie podejrzewała), czemu się zmieniły i nad tym jak zmienią się za 10 lat.
napisał/a:
meggi3
2009-11-04 14:46
Bo inaczej nie potrafiłabym tego w ogóle napisać.
Nigdy nie uczestniczyłam w takim forum i napisałam tak, żeby dać jak najjaśniejszy obraz sytuacji. Specjalnie też zaczęłam od opisu moich zdrad, a dopiero później opisałam jak wyglądało moje małżeństwo, żeby się nie wybielać, tylko pokazać, że zawiniłam.
Chodziło mi oto, że nie cofnęłabym się do czasów z przed małżeństwa, bo moja córcia jest moim największym skarbem, a tak bym jej nie miała.
na to jest tylko jedna odpowiedź : więc skąd to choróbsko się u mnie wzięło? Może faktycznie słowo "podejrzewałam", było nie odpowiednie, bo wyniki badań ginekologicznych były jednoznaczne.
napisał/a:
sorrow
2009-11-04 15:08
Z tym akurat mogę się zgodzić, ale nie o to zdanie mi chodziło, tylko o takie:
Ja bym na twoim miejscu cofnął... miałbym i kochaną córeczkę i czyste konto.
Całkiem możliwe, że od niego. W zależności od choroby (bo różnie się rozwijają) mogło to być też od poprzedniego partnera, a mogło się zdarzyć na basenie, czy w publicznej ubikacji. Część chorób określanych jako "przenoszone drogą płciową" nie monopolizują seksu jako jedynej drogi przenoszenia.
napisał/a:
meggi3
2009-11-04 16:03
I tu się z tobą zgodzę, to by było najlepsze wyjście. Jakoś do tej pory cofanie w czasie miało dla mnie zawsze związek tylko z czasem przed małżeństwem, dlatego nie chciałabym tego ze względu na córeczkę. Cofnięcie do czasów z przed romansu kojarzyło mi się z próbą wymazania mojej winy, a tego się już nie da zrobić.
Jeśli chodzi o moją chorobę, no cóż ,nie jestem pierwsza naiwna i wiem, że nie wszystkie takie choroby można złapać tylko przy współżyciu. Zresztą po badaniu, lekarz wypytał mnie o różne rzeczy, typu jak ubikacja, basen,ręczniki, itp.A jak przyszły wyniki.. no cóż, leczeniu musiał się też poddać mój mąż, nie tylko ja. Zresztą lekarz stwierdził jednoznacznie. A mąż tłumaczył się właśnie tymi ręcznikami. Od poprzedniego partnera- z mojej strony nie mogło być , bo miałam go bodajże 8 lat wcześniej. Poza tym w ciąży byłam badana wręcz codziennie, a po ciąży wizyty kontrolne miałam co 2 miesiące, do tej pory tak się panicznie boję tego co przeszłam po ciąży, że nadal chodzę co 3-4 miesiące na wizyty.
napisał/a:
Magulka
2009-11-07 20:10
Wow Meggi, aż mi dech zaparło Myślałam, że takie cuda to tylko w sławnej Dynastii miały miejsce... Zagalopowałaś się w ciągu tych kilku lat, jazda bez hamulców, po trupach ale do przodu. Przestań to robić! Musisz sobie obiecać, że już nigdy więcej i trzymać się tego. Przecież wiesz, że źle robisz, więc skończ to raz na zawsze. Spróbuj jeszcze raz odbudować swoje małżeństwo, czasu nie cofniesz, zrobiłaś bardzo brzydko, ale jest jeszcze szansa, żeby wrócić na właściwy tor. Jeśli pomimo kolejnych starań stwierdzisz, że dłużej nie dasz rady, to się rozwiedź i spróbuj życia bez męża.
Nic nie usprawiedliwia Twojej zdrady po całej linii, nie ma co nad tym debatować. Martwi mnie jednak co innego, a mianowicie Twoje zepsucie do szpiku kości. Wiesz, że źle robisz, czujesz w sobie żal i rozgoryczenie, dlatego nie potrafisz z tym skończyć. Nie potrafisz się szanować i robisz tak, jak robisz. Ktoś pokaże Ci, że jesteś coś warta i już kolejny romans jest gotowy. Meggy może nie warto udowadniać, że się jest coś wartym? Ty to powinnaś wiedzieć, tylko Ty.
Zatraciłaś w sobie jakiekolwiek wartości i zasady, dlatego jest Ci tak ciężko. Przypomnij sobie jaka byłaś kiedyś? Jak wyglądałaś? Jakie miałaś poglądy? Przypomnij je sobie ze szczegółami, pomyśl jak wtedy się czułaś...
Pewnie byłaś normalną wartościową dziewczyną. Nie wyszło Ci w małżeństwie i swoją frustrację przemieniasz w romanse, chwilowe uniesienia, po których jesteś jeszcze "mniejsza" i jeszcze bardziej nieszczęśliwa. Jeśli czujesz, że w dużej mierze do spadku Twojej samooceny przyczynił się Twój mąż, to się wreszcie rozwiedź. Jeśli jednak Twój problem z samą sobą towarzyszył Ci od dawna i robisz tak, bo czujesz się wartościowa przez te ileś tam minut sexu, to niestety powinnaś poprosić o pomoc psychologa. Spróbuj jeszcze raz, pracuj nad sobą. Wiesz, że masz problem, to połowa sukcesu. Nie daj sobie wmówić, że jesteś nic nie wartą [Mod: pip-pip]. Jesteś tyle samo warta, co każdy z Nas. Trzymaj się Meggy!
Nic nie usprawiedliwia Twojej zdrady po całej linii, nie ma co nad tym debatować. Martwi mnie jednak co innego, a mianowicie Twoje zepsucie do szpiku kości. Wiesz, że źle robisz, czujesz w sobie żal i rozgoryczenie, dlatego nie potrafisz z tym skończyć. Nie potrafisz się szanować i robisz tak, jak robisz. Ktoś pokaże Ci, że jesteś coś warta i już kolejny romans jest gotowy. Meggy może nie warto udowadniać, że się jest coś wartym? Ty to powinnaś wiedzieć, tylko Ty.
Zatraciłaś w sobie jakiekolwiek wartości i zasady, dlatego jest Ci tak ciężko. Przypomnij sobie jaka byłaś kiedyś? Jak wyglądałaś? Jakie miałaś poglądy? Przypomnij je sobie ze szczegółami, pomyśl jak wtedy się czułaś...
Pewnie byłaś normalną wartościową dziewczyną. Nie wyszło Ci w małżeństwie i swoją frustrację przemieniasz w romanse, chwilowe uniesienia, po których jesteś jeszcze "mniejsza" i jeszcze bardziej nieszczęśliwa. Jeśli czujesz, że w dużej mierze do spadku Twojej samooceny przyczynił się Twój mąż, to się wreszcie rozwiedź. Jeśli jednak Twój problem z samą sobą towarzyszył Ci od dawna i robisz tak, bo czujesz się wartościowa przez te ileś tam minut sexu, to niestety powinnaś poprosić o pomoc psychologa. Spróbuj jeszcze raz, pracuj nad sobą. Wiesz, że masz problem, to połowa sukcesu. Nie daj sobie wmówić, że jesteś nic nie wartą [Mod: pip-pip]. Jesteś tyle samo warta, co każdy z Nas. Trzymaj się Meggy!
napisał/a:
meggi3
2009-11-09 12:04
To jest kilka twoich celnych trafień. Magulka, wiem że przeczytałaś ze zrozumieniem to co napisałam i zastanowiłaś się chwilkę nad tym co przeżywam. Pierwszy raz czytając komentarz, odniosłam wrażenie, że ktoś przeczytał moją opowieść tak jak ją napisałam i tak jak czuję.
Dzięki za celne uwagi i porady. Mogę Ci tylko powiedzieć, że staram się i też właśnie dlatego tu jestem. Pozdrawiam ciepło.
napisał/a:
ewulkana
2009-11-09 20:37
No meggi, ale Cie kamieniowali,albo ukamienowały ( bo większość to kobiety).
A to wszystko [Mod: pip-pip]. Zdrada to w jakis sposób wołanie o pomoc, a nie tylko wyładowanie napięcia seksualnego!
Zdradzilas, bo bylo Ci zle, a po tym co piszesz mialas to mialas prawo tak sie poczuc.
Poza tym wpieniają mnie te swietoszkowate opinie. Zycie uczy pokory i nigdy nie nalezy mowic nigdy. Ja Cie nie usprawiedliwiam ,ale po częsci rozumiem.
Fajnie, jakby Ci sie ulozyło w małenstwie. Tego Ci życze.
A to wszystko [Mod: pip-pip]. Zdrada to w jakis sposób wołanie o pomoc, a nie tylko wyładowanie napięcia seksualnego!
Zdradzilas, bo bylo Ci zle, a po tym co piszesz mialas to mialas prawo tak sie poczuc.
Poza tym wpieniają mnie te swietoszkowate opinie. Zycie uczy pokory i nigdy nie nalezy mowic nigdy. Ja Cie nie usprawiedliwiam ,ale po częsci rozumiem.
Fajnie, jakby Ci sie ulozyło w małenstwie. Tego Ci życze.
napisał/a:
arturo1
2009-11-10 10:41
ewulkana, jesli wpienia cie swietoszkowatosc, ktora jest niczym innym jak szacunkiem i miloscia do najblizszej ci osoby, ktorej przysiegasz "az do smierci", dla ktorej niejednokrotnie jestes w stanie poswiecic zycie to gratuluje odwagi a moze glupoty twoim zyciowym partnerom.
Zdrajcy to mordercy... mordercy uczuc. I ostatnia rzecza, ktorej powinni oczekiwac to zrozumienie.
Zdrajcy to mordercy... mordercy uczuc. I ostatnia rzecza, ktorej powinni oczekiwac to zrozumienie.
napisał/a:
ewulkana
2009-11-10 11:22
Wiem doskonale co znaczy milosc i szacunek. Znam znaczenie slowa "przysięga" Kocham swojego faceta caly czas jednakowo i absolutnie nie widze sie w ramionach innego.
Znalam kilka osob, ktorzy bijac sie w piers mowili "NIGDY" i wiesz co do tej pory chodza zdziwieni, ze mogli tak sami sie nie znac.
Apel do Ciebie- nigdy nie mow nigdy, bo żaden czlowiek nie jest na tyle wspanialy i pewny siebie,zeby nigdy sie nie zaskoczyc.
W zyciu sa pewne sytuacje, momenty i wtedy nawalamy, a teoretyczne gadki w stylu "nigdy w zyciu "mozna sobi8e wtedy w [Mod: pip-pip] wsadzic .
Dlatego osądzanie kogos,argumentujac" ja to nigdy" jest smieszne i nieprawdziwe.
Wiecej pokory, bo nie ma nic gorszego niz zaskoczyc sie samym sobą.
napisał/a:
meggi3
2009-11-11 11:03
Zgadza się ewulkana, to nie jest wszystko takie proste jak się innym wydaje i wcale nie jest mi z tym łatwo. Żeby był skutek, zawsze musi być jakaś przyczyna, czasem jest ona samolubna, czasem wynika z rozżalenia, a czasem po prostu ze zbyt dużego zamieszania w sercu. I tak jak napisała ewulkana:
Czasem człowiek nie spodziewa się sam po sobie wielu rzeczy.
Przez to właśnie zostały zamordowane moje uczucia, nie czułam nic. Zrobiłam źle, ale też źle się wtedy czułam. Więc cytat z Biblii "OKO ZA OKO" bardzo mi wtedy pasował. Cóż, teraz mogę już powiedzieć, że to były błędy, ale też nie wiem co by było ze mną gdybym tak nie postąpiła. Byłam tak załamana, że trafiłam do szpitala po próbie samobójczej. I wtedy moje przyjaciółki ruszyły do akcji, w czego następstwie wyszło jak wyszło.