Mówicie tutaj o ludziach słabych, których poczucie własnej wartości jest bardzo niskie.
są też ludzie, którzy twardo stoją na ziemi, gdy mówią "nigdy", to znaczy naprawdę nigdy.
Widzisz Magulka, ale to nie zawsze tak jest. Dopóki nie wyszłam za mąż byłam osobą pewną siebie, nigdy znaczyło dla mnie "nigdy" - i na tym też opierałam swój związek, swoją miłość. Nigdy nie traciłam kontroli nad sobą, ale mąż mnie złamał (psychicznie), a nigdy nie sądziłam, że coś takiego może się stać. W tej chwili jestem taka jak kiedyś, dawno temu; pewna siebie, powiedziałam sobie, że przez niego już więcej nie zapłacze, ale mimo to potrafię się przyznać do popełnionych błędów. I staram się naprawić własne życie, wyciągnąć jakieś wnioski, aby dalej nie podejmować błędnych decyzji. Nie przeczę też, że czasem odzywa się we mnie jeszcze ta biedna wystraszona istotka z pierwszych lat po ślubie, ale walcze z tym, mam wrażenie, że skutecznie. Dlatego też tu jestem, aby się uporać z ostatnimi demonami przeszłości. Staram się odbudować nasze małżeństwo na nowej czystej kartce papieru, nie jest to proste, ale widzę ostatnio(po tym jak zażądałam rozwodu, lub rozpoczęcia od nowa), że mój mąż też się stara, a przynajmniej próbuje. A może jednak się uda.
Meggi, ja nie powiedziałam, że człowiek silny nie może stać się tym skołatanym słabiutkim chucherkiem. Wiem co to znaczy, być zarówno jednym, jak i drugim. Wiem też co to znaczy, zatracić jakiekolwiek wartości i zatracić je przez kogoś. W imię miłości stać się czyimś popychadłem, znosić milion upokorzeń, aż wreszcie nadchodzi taki dzień, że człowiek zaczyna w to wierzyć, że jest nic nie wart. Ba... jest nawet święcie przekonany, że tak jest. Przeżyłam to na własnej skórze i dobrze wiem, jak to jest.
Jest się tak słabym, że nawet odejść, nie jest się w stanie, a kochany też tego nie zrobi, bo gdzie znajdzie taką ofiarę. Z silnej kobiety, pozostał już tylko wrak człowieka. Nie ma mowy wtedy o zasadach i wartościach. Pojawia się chęć zemsty i wyrwania się z objęć tyrana. Szuka się rzeczy, której on nie wybaczy i wreszcie da nam spokój raz na zawsze, czegoś co zamknie ten rozdział. Ja właśnie w takim momencie zdecydowałam się na zdradę. Miał mi tego nie wybaczyć, a stało się inaczej. Tylko dzięki temu, że moje dno osiągnęło już swoje maksimum, nic chyba gorszego zrobić nie mogłam, wreszcie mogłam wstać i powiedzieć koniec. Koniec chorej miłości, która doprowadziła mnie na to dno. Biedaczek nie mógł uwierzyć, że ofiara była skłonna go zdradzić, powiedzieć co o nim myśli i wynieść się raz na zawsze.
Człowiek słaby, który nie ma już zasad może zdradzić, może zrobić wiele złych rzeczy, co nie znaczy, że nigdy nie był inny, co również nie oznacza, że już nie wróci silny. Ja wróciłam i to ze zdwojoną siłą i raczej takim chucherkiem już się nie stanę, bo wiem kiedy pojawiają się początki tego dna.
Meggi, mam nadzieję, że wszystko się między Wami ułoży, że zaczniecie od nowa budować związek, ale na zupełnie innych zasadach, bo te stare się nie sprawdziły. Nie pozwól sobie kolejny raz wejść na głowę, uwierz w siebie jeszcze raz, a wszystko będzie dobrze. Mam nadzieję, że gdy tym razem pojawią się pierwsze oznaki, które mogą Cię doprowadzić do punktu, w którym ostatnio się się znalazłaś, to twardo powiesz stop, tak dalej być nie może. Trzymam kciuki! Buziaczki
Wiem też co to znaczy, zatracić jakiekolwiek wartości i zatracić je przez kogoś. W imię miłości stać się czyimś popychadłem, znosić milion upokorzeń, aż wreszcie nadchodzi taki dzień, że człowiek zaczyna w to wierzyć, że jest nic nie wart. Ba... jest nawet święcie przekonany, że tak jest.
Tak to się zgadza, przykro mi, że ciebie też to spotkało, ale cieszę się, że się podniosłaś i idziesz dalej z podniesioną głową. Mam nadzieję, że mi też się tak do końca uda.
mam nadzieję, że wszystko się między Wami ułoży
Ja też mam taką nadzieję.
Nie pozwól sobie kolejny raz wejść na głowę,
Nie, na to już nie pozwolę.
Dzięki za kciuki.
Pozdrawiam ciepło. Buźka.
Wiesz meggi żle zatytułowałąś swój post-"totalny zamęt" powinnaś zatytuawać go totalna pustka, pustka bo tyle zostało z Twojego małżeństwa, związków bez przyszłości, fałszywej przyjażni wobec zdradzanej żony...braku wyrzutów sumienia, trwania w małżeństwie ze zwykłej wygody i lęku przed samotnościa, rozwiązywania problemów w ramionach kolejnych kochankow,oskarżanie męża o swoje zdrady (!)....tak naprawdę nie jesteś kochana i nie potrafisz pokochać, totalna pustka....Ty nawet nie wiesz co to znaczy być dla ukochanego tą Jedyną,całe życie zadowalasz się namiastkami.
Chcesz odbudować swoje małżeństwo ale jednocześnie masz kontakt z kochankiem, nadal iskrzy miedzy wami...i Ty to nazywasz czystą kartą?
To zwykła obłuda.Ty nie żyjesz , ty trwasz i bierzesz to co ci przyniesie los.
Masz szczęście, że nie musisz oglądać skutków swojego postępowania, trzech rozbitych małżeństw,rozpaczy żon, nie mówiąc o Twoim męzu... skoro byłaś nieszczęśliwa z mężem trzeba było od niego odejść....
Twoje małżeństwo to ruina i emocjonalna pustka...to bardziej układ, może odbudujecie w miarę przyjazne relacje, lecz to bedzie jedynie namiastka tego czym powinien być prawdziwy związek. Gdybyś odeszła od męża dała byś sobie i mężowi szanse na prawdziwe związki wolałaś narzekać i go zdradzać.
Wiem dobrze co piszę, bo sama miałam romans i wiem jakie wyrządza szkody w psychice jak oddala od męża, ale uwież nigdy bym nie użyła słów,że to mój mąż jest po części winiem mojej zdrady, sama jesteś wszystkiemu winna i nie oskarżaj męża, mogłaś odejść...rozpocząć nowe życie...tylko nie miałaś dokąd bo kochankowie mieli rodziny i tak naprawdę żaden z nich nie chciał być z Tobą, nie miałaś do kogo odejść a samotności się bałaś.Jesteś niekochana meggi i Twoje życie jest puste..Twój mąż jest również nieszczęśliwy z Toba i też się boi zostać sam, stwórz z nim jakies przyjazne relacje, ale nie licz na wielkie buum, to nigdy nie wróci.
Możesz myśleć o mnie co chcesz, tylko szkoda, że nie przeczytałaś moich zwierzeń tak jak je napisałam. Nie znasz wielu szczegółów z mojego życia, więc nie powinnaś mnie aż tak ciężko oceniać. No ale to twój wybór tak pisać. Poza tym nie oskarżam męża o moje zdrady, bynajmniej nigdy mi to nie przeszło przez myśl. Byłam młoda, naiwna, zakochana, a on 10 lat starszy ode mnie -rozpieszczał mnie. O to go oskarżam, że zniszczył moją miłość do niego poprzez swoją brutalność i nieszczerość. A decyzja o romansie była moją własną, co prawda wynikającą z całkowitego zaskoczenia, ale jednak pozwoliłam na to, żeby się dalej potoczyło.
A to tak dla ciebie:" Kto jest bez winy, niech pierwszy żuci kamień"
. Należy wziąć jednak pod uwagę, że są też ludzie, którzy twardo stoją na ziemi, gdy mówią "nigdy", to znaczy naprawdę nigdy.
Droga Magulko! Wiele w zyciu przeszlam, wielu ludzi poznalam, ale nigdy takich o których piszesz. Jesli Ty znasz to gratuluje. Tylko mala rada dla Ciebie: nie dawaj za nich głowy, bo w razie czego trudno byloby Ci bez niej życ.
Na dole pod tekstem powtarza sie u Ciebie takie motto
Możemy przeżyć całe życie w przyjaźni i wzajemnym zrozumieniu, założyć rodzinę, kochać się każdej nocy i każdej nocy mieć orgazm, a mimo to czuć wokół żałosną pustkę, wiedzieć, że czegoś ważnego brakuje...
I to jest bardzo trafny komentarz do wypowiedzi Meggi
nie dawaj za nich głowy, bo w razie czego trudno byloby Ci bez niej życ.
"Wszystko sie moze zdarzyc" - na prawde wielkie odkrycie. Sarkastyczne gratulacje.
Jak sie nie chce nikogo rozjechac na drodze bedac pod wplywem alkoholu to sie nie siada za kierownice po jego spozyciu. Proste ?
Jak sie nie chce zdradzic to sie np. nie flirtuje, nie caluje, nie oszukuje itd... macie dziwaczne wyobrazenie, ze do zdrady wlasciwie dochodzi "przypadkiem" a co wazniejsze nie z waszej woli... o winie nie wspominajac.
Dlaczego cie tak oceniam, sama się sobie dziwię, jesteś tu na tym forum drugim przypadkiem budzącym we mnie takie emocje ( kolega Druid)może dlatego,że Twoim przewodnim mottem jest " oko za oko", zwykła zemsta, prymitywna chęć odwetu. To nie cytat z Biblii lecz stare babilońskie prawa, jeden z punktów Kodeksu Hamburabiego i nie ma nic wspólnego z wartosciami chrześcijańskimi,bo jeżeli nimi sie kierujesz a raczej zasłaniasz to brzmią one" kochaj bliżniego swego jak siebie samego" albo" nie czyń drugiemu co Tobie niemiłe".
Rozumiem przesłanki,które w początkowym okresie małżeństwa doprowadziły cię do depresji, nawet ten romans, jednak nie rozumiem dlaczego robisz to kobiecie, która powierzyła ci do chrztu swoje własne dziecko, darzy Cię ogromnym zaufaniem, dlaczego robisz to najbliższym?
Jak możesz się z nimi spotykać udawać kochaną cioteczkę i uważać,że nic sie nie stało.Dalczego raz na zawsze nie odczepisz sie od tej rodziny?
Chrześniak cię uwielbia, ciekawe czy tak będzie gdy sprawa się wyda,zacznie nienawidzieć właśnego ojca i murem stanie przy matce,czy ta kobieta wybaczy ci lata fałszywej przyjażni? Podobnie jak ty szuka przyczyn oddalenia męża, sama pakuje sie w romans a odpowiedz ma tak blisko. Jesteś skrajnie zepsutą wyzutą z wszelkich zasad moralnych kobietą, udajesz przyjażń wobec rodziny, której tak naprawdę jesteś największym wrogiem.
Przekroczyłąś granicę, takich rzeczy nie robi się w rodzinie a kuzynka męża jest rodziną.
Może obie zasłużyłyśmy na " ukamieniowanie" ale ja mam to czego Ty nigdy nie uzyskasz, wybaczenie strony pokrzywdzonej....u Ciebie zbyt wielu jest pokrzywdzonych...może romans da sie wybaczyć, lecz lat fałszywej przyjażni nigdy.
Nie napiszę więcej do ciebie, bo po co? Powiem ci jedno, takie sprawy wychodza po latach, zawsze tak sie dzieje i Ciebie dopadnie prawo, która stosujesz " oko za oko", życie Cie rozliczy, więc daj spokój tej rodzinie, ogranicz kontakty, po prostu się od nich odczep!
Meggi, bardzo źle postępujesz, nic nie usprawiedliwia zdrady, jak Ci źle z mężem to powinnaś od niego odejść a nie go ranić wydaje mi się że przydałaby się wam szczera rozmowa i prosze nie żal mu się jak Ci bardzo źle, co on miałby na to wszystko powiedzieć? jakbyś się poczuła gdyby nagle od ciebie odszedł dla innej którą by od dawna kochał? tak samo jak on ci nie pomógł gdy miałaś dołka tak samo ty mu nie pomogłaś jak stracił prace.
mąż stał się nerwowy, na moje pytania skąd to i jak to zapłacimy, nie umiał odpowiedzieć
Majko, piszesz tu wyłącznie prawdę oczywistą. Staram, się może tego nie widzisz ale tak jest. Mimo, że to iskrzenie tam gdzieś jeszcze jest, staram się je wyprzeć. Ja z tym walczę. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo. Zbłądziłam, ale jestem tylko człowiekiem, wierz mi gdybym mogła cofnąć czas, to bym to zrobiła. Jestem osobą pewną siebie, ale jednocześnie bardzo emocjonalną. Gdybym miała to wszystko w d----, to nie byłoby mnie na tym forum.
dlatego,że Twoim przewodnim mottem jest " oko za oko", zwykła zemsta,
"OKO ZA OKO" bardzo mi wtedy pasował. - Nie zaważyłaś tego WTEDY.Wtedy czułam się inaczej niż teraz, jak z perspektywy czasu patrze to sama siebie nie rozumiem.
nie rozumiem dlaczego robisz to kobiecie, która powierzyła ci do chrztu swoje własne dziecko, darzy Cię ogromnym zaufaniem, dlaczego robisz to najbliższym?
Ah, żebym ja to mogła zrozumieć, wierz mi nie zrobiłam tego specjalnie przeciwko niej, żyłam wtedy w jakimś innym świecie, w swojej głowie, byłam słaba i dałam się ponieść chwili.
Ty nigdy nie uzyskasz, wybaczenie strony pokrzywdzonej....u
Nie nie uzyskam, jestem sama sobie winna i do końca życia będę z tą myślą żyć i wcale nie jest mi z ty łatwo.
macie dziwaczne wyobrazenie, ze do zdrady wlasciwie dochodzi "przypadkiem" a co wazniejsze nie z waszej woli... o winie nie wspominajac.
Nie, arturo, do zdrady nie do chodzi przypadkiem, ale czasem pod wpływem chwili. Jeśli chodzi o winę, to przy każdym poście prawie krzycze tak , jestem winna i nigdy się tego nie wyparłam. JESTEM WINNA, ŹLE ZROBIŁAM!!!
meggi napisał/a:
Właściwie czasem myślę, że jest sam sobie winny, że go zdradziłam
meggi napisał/a:
Poza tym nie oskarżam męża o moje zdrady, bynajmniej nigdy mi to nie przeszło przez myśl.
Surrow, to co tu opisałam zdarzyło się na przestrzeni ponad 10 lat i opisałam to łącznie z uczuciami jakie mi wtedy towarzyszyły, a jakie teraz. Faktycznie użycie słowa nigdy, było z mojej strony nietaktem, ale to że kiedyś jako zagubiona osoba myślałam, nie znaczy, że teraz też tak myślę, może za bardzo chciałam to zaznaczyć.
Litościwy, rozmowy próbowałam z nim prowadzić od zawsze, krótko po ślubie powiedział mi że on nie widzi potrzeby na takie tematy rozmawiać, ale mimo to nie przestałam próbować.
tak samo jak on ci nie pomógł gdy miałaś dołka tak samo ty mu nie pomogłaś jak stracił prace.
A tutaj się mylisz, próbowałam z nim rozmawiać,prosiłam, radziłam, załatwiałam mu rozmowy o pracę bo się wszędzie dopytywałam, pożyczałam pieniądze jak nam zbrakło, nie zainteresował się wogóle skąd wziąść na leki, na życie i jego długi sprzed ślubu. Leżał w łóżeczku i telewizję oglądał do 12, a czasem nawet do 14 godziny. Zważ że w tyym momencie byłam w zagrożonej ciąży z komplikacjami , to nie był żaden dołek, chodziło o nasze dziecko i moje zdrowie.