W jednej chwili wszystko prysło

napisał/a: freefly 2009-09-18 00:43
Witajcie, jestem tu nowy.

Minął niedawno rok od naszego slubu.

Poznalismy się z zoną 4 lata temu, i mimo różnicy wieku 11 lat - ja mam 31 obecnie - dogadywaliśmy się znakomicie. 2 lata temu oświadczyłem się i po roku bylismy już najszcześliwsza parą małżeńską na swiecie.

Oboje z żoną mielismy przed ślubem bogatą "przeszłość". Pamiętam, ze bodajże na drugiej randce rozmawialismy o zdradzie i wtedy ona powiedziała "zdradzać trzeba umieć". Byłem tego samego zdania.

Pobralismy się z wielkiej miłości i pożądania, mimo, iż dzieliło nas wiele: wykształcenie, ja byłem z pieniędzmi, ona nie. Jednak przymykałem oczy na te sprawy. Nigdy nie oceniałem ludzi po wykształceniu, zaś to, że moge utrzymywać zonę i dać jej święty spokój od pracy i użerania sie, było moją dumą.

Nasłuchałem się wiele od kumpli i postronnych - że to małżeństwo dla pieniędzy, że byłaby nikim beze mnie, żebym się nie zdziwił... W takich sytuacjach człowiek wierzy jednak zawsze swojemu sercu, zwłaszcza, jeżeli ono mocniej bije dla tej drugiej osoby...

Rok naszego małżeństwa uznałbym za znakomity. Skończyliśmy robić dom, zamieszkalismy w nim, a ja miałem sporo pracy zawodowej. Pracowałem najcześciej od 7 do 15, rzadko popołudniami. Kilkakrotnie w ciągu roku bylismy na wakacjach, imprezach, spalismy w hotelach. Niczego nam nie brakowało.

Moja żona nie pracowała. Zresztą byłem do jej pracy nastawiony sceptycznie - jej poprzednie zajęcia kończyły się zawsze awanturą z pracodawcą, moją interwencją, i nie trwały dłuzej niż 3 miesiące. Żona prowadziła dom, chodziła do prywatnej szkoły na jezyk obcy, jednak mówiła wielokrotnie, ze chciałaby pracować. Nie mogłem jej niestety w tym pomóc - próby otwarcia biznesu dla niej się nie udały, pracy u innych też się nie dało załatwić. Wciąż jednak mówiła mi, że jest szczęsliwa, i było widać, że jest zakochana.

Zona chciała spróbować czegoś nowego i zawiozłem ją do stadniny na jazdę konną. Chciała, abym ćwiczył wraz z nią, jednak ja celowo odmówiłem. Zdawałem sobie sprawę, że dobrze bedzie dla niej, gdy będzie miała swoje hobby, nie wspólne ze mną. Chciałem, aby w jakiejś rzeczy była lepsza ode mnie. Wielokrotnie bowiem podkreślała swoje kompleksy związane z wykształceniem. Czekała w zyciu na sukces. Uważała, że sukces w naszym związku przypada jedynie mnie.

Po dwóch miesiacach treningów w stadninie żona zaczęła się zmieniać: Jej głównym tematem były konie i jej instruktor jazdy, gość zresztą niezbyt atrakcyjny i sporo starszy. Nie traktowałem tego wszystkiego jako realnego zagrożenia.

Któregoś razu wyjechała na zawody jako pomocnik w stajni. Wróciła o 12 w nocy w raczej zawianym stanie. Zaczęła się motać w wymówkach: ze złapali gumę, że mieli wypadek po drodze itp. Nie byłem tym zachwycony. Kiedy po paru dniach oznajmiła mi, że będzie jeżdzić na zawody co tydzień i NOCOWAĆ tam (zawody trwają dwa dni) - wyzwałem ją po prostu od [pip-piip].

Po jakimś czasie żona stwierdziła, że z tymi zawodami to był żart i oczywiście nigdzie jeździć nie będzie. Jednak ja byłem już mocno zaniepokojony. Dorwałem ukradkiem jej telefon.

A tam - łatwo się domyślić - na całego flirt. Dzwonia do siebie 10 razy dziennie o każdej porze. Nie miałem jednak na tej podstawie dowodu, ze sypiają ze sobą. Mogłem się jedynie domyslać. Nie powiedziałem jej jednak, ze przeczytałem sms-y; Puściłem za to "kaczkę", ze w tym telefonie wszystkie SMS'y się zapisują i serwisowcy moga do nich dotrzeć poprzez komputer. Po paru dniach zmieniła numer telefonu i oddała aparat do serwisu...

Moja luba zmieniła się w stosunku do mnie: znikły uprzejmośc i uśmiech, a pojawiła się obojętnośc, fochy, pretensje o niewiadomo co. W łóżku było tak sobie. Żona zaczeła też brać tabletki anty - mimo ze nigdy wcześniej nie udało mi się jej do tego skłonić. (to dla Ciebie, Misiu).

Któregoś razu żona wzięła samochód i powiedziała, że jedzie na 3 dni do rodziny. Prosiła, aby nie jechać z nią, gdyż "nie bede tym razem mile widziany". Wróciła nastepnego dnia rano. Jakos tak się wygadała, że wyszło na jaw, iż wcale nie była u rodziny, a pojechała na impreze organizowaną własnie w jej stajni. Jako że był tam tez jej brat, okazało się, ze doszło do afery pomiędzy nią, instruktorem a inną z uczennic, która przyznała wprost, że sypia z panem nauczycielem, zaś moja żona jej się wtrążala.

W tym momencie nadal (wiem, jestem idiotą) wierzyłem w prawdomówność mojej żony.

Po paru dniach miałem sporo pracy i pracowałem popoudniem i wieczorem. Skończyłem o 22. Po powrocie do domu zauważyłem, że nie ma samochodu. Żona wróciła o 12 w nocy. Nie musiałem się bawić w detektywa - zabluffowałem, ze byłem pod stadniną i wszystko widziałem.
Wtedy żona padła na kolana i zaczęła płakać. Błagała i prosiła, abym jej nie wyrzucał z domu. Przysięgała, że w zyciu już tam nie pojedzie. Prosiła, abym nie przekreślał ją przez tego kretyna. Powiedziała że zrobi wszystko o co proszę. Mówiła, że przekonała się, że jej nauczycielowi zależy tylko na jednym, a ona myślała, że widzi w niej dobrego zawodnika. Określiła to jako niewinny flirt.

Rozwścieczony wywaliłem kobietę za drzwi. Stukała i pukała. I jako, ze mam miekkie serce, spedziła na klatce schodowej całe 15 minut....

Usiedlismy i zaczeliśmy gadać. Poprzysięgła, że w życiu tam już nie pojedzie. Prosiła jednak, abym nic nie mówił jej rodzicom.

Dwa następne dni moja ukochana była dla mnie jak dawniej: miła, kochana, zainteresowana moją osobą. Jednak wkrótce znów złapała dół. Zmieniła wersję swej "bajki" o póżnym powrocie do domu. Już nie przepraszała. Stwierdziła, ze żadnego flirtu nie było. Wogóle że była tam tylko wyjaśnić jakieś sprawy. Stała się potwornie opryskliwa, docinała mi na kazdym kroku. Znów chciała tam jeździć, nawet chciała zaprosić pana instruktora do domu na wódkę (abym go lepiej poznał).

Nie minął tydzień. W sobotę wieczór nie dajac żadnych oznak swych zamiarów, żona zaczęła pakowac się do pudła i oznajmiła, że wkrótce przyjedzie po nią ojciec i że się wyprowadza... Kompletnie mnie zatkało. Gdy wyszedłem na moment z domu, nie było ani jej rzeczy, ani tescia, ani jej.

Na drugi dzień pojechałem do teściów wyjasnić, dlaczego własciwie zabierają z domu żonę i kto ich upoważnia do wtrącania się w sprawy naszego małżeństwa.

Liczyłem na rzeczową rozmowę i chciałem powiedzieć o moich podejrzeniach, gdyż - skoro wtrącają się w nasze życie - powinni znać wszystkie fakty.

Na miejscu zastałem kosmiczną awanturę, teścia rzucającego się do bitki, i jakieś chore teksty; Żądania finansowe wobec mojej osoby. Liczenie pieniędzy które rzekomo "kradnę" a ich córce żałuję. Dowiedziałem się, jaką to zgotowałem jej okropną przyszłość (nowy dom, trzy samochody, kilka razy do roku na wakacjach itd.). Nie szło porozmawiać. Zwymyślany i zbluzgany zabrałem się i wyszedłem.

Teraz siedzę sam w domu. Żona zaprzecza zdradzie. Twierdzi, że meczyła się ze mną całe małżeństwo. Że podczas gdy ja prowadziłem biznes, ona jedynie sprzątała i gotowała. Że ją ograniczam. Wrócić w najbliższym czasie nie chce.

Co mam robić?
napisał/a: kasiasze 2009-09-18 01:01
Nie macie dzieci, prawda?
Rozwieść się jak najszybciej i najmniej boleśnie.
napisał/a: alicja221 2009-09-18 01:10
freefly, a jak zareagowali rodzice Twojej zony, gdy sie poznaliscie? Bo z tego, co napisales, wynika, ze byla wtedy nieletnia. Poza tym, dlaczego nie poszla na studia? Namawiales ja do tego, czy raczej twierdziles, ze moze spokojnie zajmowac sie domem, bo Ty wszystko oplacisz?
Trudno powiedziec, czy wyszla za Ciebie tylko dla pieniedzy. Pewne jest natomiast, ze jest osoba bardzo mloda i nie wiem czy w pelni dojrzala do takich decyzji, jak np. malzenstwo. Rok od slubu, a ona juz kreci z innym? A jak bylo przed slubem? Nic nie wzbudzalo Twojego niepokoju?
napisał/a: Mitaminer 2009-09-18 08:19
Sądzę że nie warto się zbytnio rozpisywać z jakiego powodu twoja żona była z tobą. Mogę jedynie powiedzieć tobie że jeżeli widzisz że twoja żona w takie sposób się zachowuje to powinieneś jak najszybciej to skończyć.
Z tego co piszesz to wychodzi że jesteś pewny że cię zdradziła. Wiem że to można wybaczyć. Sam wybaczyłem. Ale to co piszesz dalej to jest juz nie do pomyślenia.
Kobieta która zdradziła na pewno po tym jak powiesz ze wybaczasz staje się dla ciebie taka jak była kiedyś. Tylko że taka która zrozumie swój błąd i żałuje tego będzie dla ciebie kochająca żona dłużej niż 2 dni. A to co9 nagadała swoim rodzicom to juz jest szczyt.
Radzę jedno. Wynająć detektywa, zebrać dowody zdrady i innych kłamstw, rozwieść się i chyba, co najbardziej trudne, wyrzucić z serca i życia.
napisał/a: duszek1 2009-09-18 08:21
Jak dla mnie w dziewczynie brak kompletnie ambicji, gdzie są studia, rozwijanie się??

Mając takiego męża, który tak o mnie dba starałabym się jak najbardziej rozwijać nie stać w miejscu i w różowym czepku jeździć do lanserskiej stadniny dla Paniczów... Przepraszam ale gdyby jakiekolwiek ambicje szła by w inną stronę - a wszystko wskazuje na to, że to młoda siksa, która kompletnie się nie wyszalała. W dodatku jej rodzice uważają, że to twoja wina ...

Moja rada: bierz rozwód - jesteś w idealnym wieku do tego aby odszukać drugą miłość i zarazem bardziej wartościową osobę. Pomyślałeś kiedyś tak abstrakcyjnie co by było gdybyś np. stracił pracę, coś nie poszło w interesach... i skończył by się dom... samochody... wakacje...????

Twoja żona by poszła w diabły bo nic nie masz...

Zasługujesz na kogoś lepszego - a żona jak będzie musiała iść na 12h do pracy w sklepie z ciuchami to dopiero zrozumie jak to było żyć jak pączek w maśle...

Będę trzymać kciuki za to żebyś poskładał sobie życie z inną lepszą kobietą ...
napisał/a: Pifko 2009-09-18 08:28
freefly, pogoń ją! Moim zdaniem ona nie dorosła do małżeństwa i będzie miała jeszcze dużo wpadek. Złóż wniosek o rozwód (mam nadzieje że nie macie wspólności majątkowej, bo ona jeszcze zarobi na tym rozwodzie)!
napisał/a: arturo1 2009-09-18 08:38
freefly, WYRACHOWANIE to jest to slowo, ktorego szukasz. Radze Ci bys zapoznal sie z nim osobiscie i niestety ale w chwili obecnej powinienes sie z nim zaprzyjaznic. Kiedy sie juz z nim zaprzyjaznisz dorzuc do swojego slownika takze slowa - detektyw i adwokat.
napisał/a: freefly 2009-09-18 12:11
Dziękuję za wszystkie odpowiedzi - jest mi lepiej.
Cóż Wam mogę powiedzieć... Macie rację.
Też obawiałem się kwestii majątkowych, na szczęście zabezpieczyłem się przed ślubem i w skład "majątku wspólnego" wchodzi właściwie jedynie trochę AGD, bo dom, samochody i kasa jest bezpieczna. Żeby być uczciwym powiem jednak, że żona zawsze miała mi to za złe ("robisz tak, abym ja w przypadku rozwodu nie miała nic").
Czy zdradziła czy nie - zrobiła sobie straszny kanał, wmieszała to swoich pazernych i wyrachowanych starych, którzy pewnie myślą, że puszczą mnie z torbami.
Pytacie o studia i jej samorozwój; Otóż ma jedynie wykształcenie zawodowe, więc jeżeli chciałaby zrobić maturę a potem studia, to przed nią co najmniej siedem lat nauki. Nie ukrywam, że nigdy nie byłem zadowolony, że mogłaby iść się uczyć. To przecież siedem lat, a gdzie dziecko, młodość, wspólne przyjemności? Miała ten luksus, że uczyć się nie musiała i pracować też. Podkreślam, że mi nigdy jej wykształcenie nie przeszkadzało. Zresztą - wiedziała przed ślubem, jakie mam wykształcenie ja, a jakie ona.
Ale raz spróbowała i poszła do szkoły, aby zrobić maturę. Pomagałem jej nawet (przyznaję - bardzo niechętnie) nad książkami. Po pół roku odpadła stamtąd. Jak zwykle musiałem interweniować, bo podpisała jakiś chory papier i szkoła chciała ją windykować.
Po jej wyprowadzce okazało się, ze niektóre rzeczy z domu są już wystawione na allegro... Nie wiem komu ona nosiła te pieniadze, rodzicom czy amantowi (amant mieszka w stajni i nie ma kompletnie nic).
Żona twierdzi, że całe życie (1 rok) ją ograniczałem, zdominowałem ją swoim ego i że jestem wampirem energetycznym, który wysysa z niej młodośc i dzięki temu odnosi sukces jej kosztem. Dokładnie to samo mówiła o swoim poprzednim chłopaku, gdy się poznaliśmy.
Na marginesie: nigdy nie kłóciliśmy się, nie miałem kochanek, nie znikałem na noc z domu, nie biłem jej. Teraz głównym argumentem jest jednak to, że na 15 minut wywaliłem ją na klatkę schodową, i że wiecznie kazałem oszczędzać pieniądze.
No i na koniec - w najbliższym tygodniu mamy lecieć na wyspy kanaryjskie. Żona jest oczywiście na wyjazd gotowa i nastawiona. Z tym że potem znów chce wracać do rodziców.
Rozmawiałem na ten temat z adwokatem i po wysłuchaniu tych wszystkich faktów rzekł: "czym Pan się właściwie martrwi?"
To na razie wszystko. Pozdrawiam.
napisał/a: Kinia 2009-09-18 12:22
I co pojedziecie na Kanary razem?? I później wrócicie??
Masz ochotę jeszcze z nią spędzać czas??
napisał/a: Mitaminer 2009-09-18 12:38
Jakie Kanary? Człowieku jedyne jakie jej się należą to te z autobusów :)
Nie jedz z nią nigdzie, bo albo będziesz miał spaprane wakacje i wrócisz psychicznie wymęczony albo zacznie jeszcze udawać ze wszystko jest OK i znowu cię omota tak, że wpuścisz ja do domu.
Jak adwokat mówi, ze nie masz się czym martwić to składaj papiery rozwodowe i nie łam się niczym.
Kończ to i uciekaj od niej. Jedyne właściwe rozwiązanie tej sytuacji.
napisał/a: freefly 2009-09-18 12:42
Tak. Uważam, że trzeba dać szansę.
To że tak zrobiła, to albo od początku planowała taki numer z rodzicami (i wtedy nie ma zmiłuj), albo po prostu w którymś momencie poczuła się niedoceniana (bez względu na to, czy miała rację czy nie - moim i Waszym zdaniem nie). Dlaego chcę jej przypomnieć w jakim facecie się zakochała i dać wspólne miłe chwile - być może pożegnalne.
Jeżeli po tym wszystkim znów zwieje to tym lepiej dla mnie - sąd nie będzie się wiele zastanawiał.
A może myślę źle? Chciałbym poznać Wasze zdanie - zwłaszcza Pań.
napisał/a: Pifko 2009-09-18 12:54
Kanary? czemu nie? Ja bym pojechał....ale nie z nią, wziąłbym kolegę i bawiłbym się na maxa. A po powrocie złozyłbym pozew o rozwód i dowidzenia. Jaka druga szansa freefly? Zostaw tę małolatę, niech sie wybawi!