zerwane zaręczyny

napisał/a: kaaja2 2008-08-28 01:20
Byłam prawie sześć lat w związku i miał być ślub...Układało sie nam bardzo dobrze. Spędzaliśmy ze sobą sporo czasu i porostu dzieliliśmy sie wszystkim. Ludzie odbierali nas jako super parę.Niestety wdały sie w nasze życie problemy, ale głownie wypływające ze strony naszych rodziców. Doszło do tego że zaczęli się nienawidzić, a to wszystko niestety zaczęło oddziaływać też na nas..Oni wtrącali sie do wszystkiego, suszyli mi głowę i i jemu, a to doprowadzało do awantur między nami ...! W tedy kiedy oni ( czyli rodzice ) zaczęli tak mieszać , byliśmy zaręczeni i planowaliśmy ślub.Powiedzieliśmy wtedy stop..i przełożyliśmy ślub za rok, bo doszliśmy do wniosku ze sami uzbieramy na wesele i nikt sie nie będzie wtrącał. Ale nic sie sumie nie zmieniło . Ja nie odwiedzałam go u niego , bo nie lubiłam tam chodzić on natomiast bardzo rzadko przychodził do mnie, dalej sie kłóciliśmy i było średnio. I tu poznałam kogoś a w sumie oboje z moim narzeczonym go poznaliśmy ! Wyszło jednak tak, ze spędzaliśmy ze sobą dużo czasu ponieważ on szkolił mojego psa. Kiedy sie widzieliśmy , rozmawialiśmy o wszystkim, bez kłótni i pretensji..było naprawdę miło . Takie spotkania , które miały być szkoleniem , przerodziły się w uczucie, które każde z nas starało sie ukryć . bo ja, jak i on wiedzieliśmy , jaka jest sytuacja.(te lekcje trwały w sumie pół roku.)W tym czasie pojechałam na wakacje z moim chłopakiem i było bardzo fajnie , ale tym razem,( jak zawsze nie chce mi sie wracać z powrotem do rzeczywistości) , to czułam , ze bardzo chcę i wiedziałam dlaczego. Po przyjeździe znowu sie spotkaliśmy i doszło do tzw zdrady , polegającej głównie na pocałunkach. Stwierdziłam wtedy jednak, ze człowiek ten nie jest mi obojętny i ze czuje do niego bardzo wiele ...
Uświadomiłam sobie , ze bardzo wiele nas łączy , ze jest wręcz przeciwieństwem mojego narzeczonego , który notabene zawsze miał do mnie pretensje, że jestem taka a nie inna.
Przemyślałam to co zrobiłam i doszłam do wniosku, ze mój chłopak nie zasługuje na to żeby go okłamywać i powiedziałam mu dzień później co zaszło i ze tamten nie jest mi obojętny.
Strasznie sie zdołował tym wszystkim... Spotykaliśmy sie wielokrotnie i rozmawialiśmy na nasz temat, aż ja doszłam jednak do wniosku ze muszę odejść, choć wiem, że on mnie strasznie kocha. Rozstaliśmy sie w przyjaźni, bez praktycznie żadnych kłótni.
W sumie teraz spotykam sie z tym drugim , jest mi z nim bardzo dobrze ale.. dalej nie wiem jednak czy dobrze zrobiłam..On mnie strasznie kocha i zrobił by dla mnie bardzo bardzo wiele.Nie wiem co tak naprawdę czuje ..zamotałam sie okrutnie. Brakuje mi mojego byłego ale zastanawiam sie czy to nie przyzwyczajenie po tych 6 latach. Chociaż jestem z tym , którego wybrałam to dalej nie jestem pewna i mam czasami wrażenie , ze wariuje. Zastanawiam sie też czy jest możliwe kochanie dwóch osób naraz i zastanawiam sie nad powrotem , a czasami wręcz przeciwnie. Poza tym nie chce ranić już nikogo , bo strasznie i tak już namieszałam w swoim życiu i nie tylko...
napisał/a: ~gość 2008-08-28 09:04
Najgzorzej jest właśnie wtedy, kedy samemu nie wie się czego się chce. To że przejmujesz się byłym jest całkiem zrozumiałe, ponieważ napisałaś że rozstaliście się w przyjaźni, a poza tym byliście ze sobą bardzo długo. Szkoda, że pozwoliliście żeby rodzice się wtrącali i zniszczyli to, co między wami było. A może wolisz to sobie tak tłumaczyć?? Przecież gdyby wszystko było ok też mogłabyś poznać tego faceta i go pokochać. Musisz poważnie się zastanowić co zrobić. Jeżeli teraz wrócisz do byłego, to unieszczęśliwisz obecnego. Cokolwiek zrobisz, ktoś będzie poszkodowany. Najgorzej będzie jeśli wrócisz do byłego, a później go znowu zostawisz, bo stwierdzisz, że to jednak nie ten... Życzę dobrej i rozsądnej decyzji
napisał/a: ~gość 2008-08-28 09:24
myślę, że po tych wszystkich kłótniach potrzebowałaś ukojenia, i niestety bądź na szczęście, je znalazłaś u drugiego mężczyzny.

kaaja napisal(a):Kiedy sie widzieliśmy , rozmawialiśmy o wszystkim, bez kłótni i pretensji..było naprawdę miło .


brakowało Ci takiego przyjemnego spędzania czasu, bez pretensji

kaaja napisal(a):Przemyślałam to co zrobiłam i doszłam do wniosku, ze mój chłopak nie zasługuje na to żeby go okłamywać i powiedziałam mu dzień później co zaszło i ze tamten nie jest mi obojętny.


brawo za odwagę i szczerość

kaaja napisal(a):Brakuje mi mojego byłego ale zastanawiam sie czy to nie przyzwyczajenie po tych 6 latach.


gdy ja sobie takie pytanie kiedyś zadałam: czy tak bardzo kocham czy jestem przyzwyczajona (też jestem w związku 6lat), to moje wątpliwości rozwiały takie chwile kompletnego szaleństwa, gdy nie mogę się doczekać spotkania, czasem siedzę jak na szpilkach mimo, że widujemy się codziennie i to, że łapię się na tym, że troszczę się bardziej o Niego niż o siebie a On w ten sam sposób o mnie. Jest wiele szczegółów po których możesz rozróżnić przyzwyczajenie od miłości :)
napisał/a: ~gość 2008-08-28 09:32
Myślę, ze zbyt pochopnie podjęłaś decyzję o odejściu, a na pewno o przyznaniu sie do wszystkiego swojemu byłemu narzeczonemu. Działałas pod wpływem emocji i świezego zauroczenia nowym człowiekiem. .
Ale stało sie i nie ma co teraz tego roztrząsać i rozpamiętywać. Teraz patrzysz pewnie bardziej obiektywnie na cała sytuacje i stad te rozterki. Dostrzegasz to, co jest dobre w twoim byłym , widzisz też, ze obecny jest takze wartosciowym człowiekiem. Zbyt szybko przeskoczyłas z jednego uczucia w drugie. Nie twierdze, ze źle zrobiłaś, ale stąd wg mnie twoje rozterki.

Teraz zanim podejmiesz kolejna decyzje, czy zostac, czy zostawic i wrócic, musisz byc pewniejsza i spokojniejsza. Chociaż osobiscie uważam, ze nie mozna wejsc dwa razy do tej samej wody i zwiazek z byłym nie byłby juz taki sam jak kiedys...
napisał/a: ~gość 2008-08-28 09:43
jesienna napisal(a):Teraz zanim podejmiesz kolejna decyzje, czy zostac, czy zostawic i wrócic, musisz byc pewniejsza i spokojniejsza.


Z tym się zgadzam. Gdybyś przez dłuższy czas odpoczęła od niech obojga to może nabrałabyś pewności. Ale myślę, że brakuję Ci też przyjemnie spędzonych chwil z byłym Narzeczonym, w końcu przez 6 lat Wam się wspaniale układało, końcówka tylko była burzliwa, przez co masz wrażenie, że możesz się tylko z Nim kłócić. Przypomnij sobie Wasze dobre chwile :)

jesienna napisal(a):Chociaż osobiscie uważam, ze nie mozna wejsc dwa razy do tej samej wody i zwiazek z byłym nie byłby juz taki sam jak kiedys...


a z tym się nie zgadzam. Znam wiele par, które też się na jakiś czas rozstały, potem wróciły do siebie i są bardzo szczęśliwe :)
napisał/a: Fragma_88 2008-08-28 11:50
jesienna napisal(a):Chociaż osobiscie uważam, ze nie mozna wejsc dwa razy do tej samej wody i zwiazek z byłym nie byłby juz taki sam jak kiedys...


Można wejść dwa razy do tej samej wody (: ja do mojego byłego wracałam kilka razy i wszystko było potem takie jak przed zerwaniem. Godziliśmy się i było po sprawie (:

Ale... fakt faktem... nasz związek nie przetrwał do dzisiaj (:
napisał/a: kaaja2 2008-08-28 15:33
Dzięki za wsze sugestie i przemyślenia...

Wydaje mi sie że to bardzo trudna sytuacja, do której sama doprowadziłam, ale stało się ...odrzuciłam to co znane na rzecz czegoś nowego i teraz może trochę żałuje...Wiem, wiem, ze powinnam sie ostatecznie zdeklarować czego chcę ale miotam sie dalej sama ze sobą. Dobrze ktoś z was powiedział, ze powinnam zrobić sobie przerwę i nie tak od razu zmieniać front bo to tylko pogarsza sprawę
Najgorsze jest to , że tak naprawdę to trzy osoby są smutne, bo nie tylko mój narzeczony. Ten, z którym jestem teraz, wie na czym stoi i boi się...no i ja oczywiście pomiędzy młotem a kowadłem. Kurczę kiedyś śmieszyły mnie takie historie, a teraz zostałam ich główną bohaterką!
napisał/a: Fragma_88 2008-08-28 17:19
Cóż,człowiek uczy się na błędach spoks... wszystko jakoś się ułoży!
napisał/a: sorrow 2008-08-29 19:31
Co szanowne panie o wchodzeniu do tej samej wody piszą? Tu nie ma tej samej wody. To nie jest rozejście się, a potem zejście. To związek, w którym jedna osoba zdradziła, więc nawet jeśli się zejdą, to to zdarzenie już na zawsze gdzieś tam w tle pomiędzy nimi zostanie (zakładając, że zdradzony wybaczy).

kaaja napisal(a):Najgorsze jest to , że tak naprawdę to trzy osoby są smutne

No tak... ale z drugiej strony cztery osoby są w końcu szczęśliwe, czyli wasi rodzice. Udało im się dopiąć swego. Ja też nie wiem, czy to przyzwyczajenie cię trzyma przy twoim byłym chłopaku, czy coś innego. Ponieważ przejmujesz się nim, to myślę że głównie trzymają cię litość i wyrzuty sumienia. Co by nie powiedzieć, to skrzywdziłaś go bardzo. A to, że w przyjaźni się rozstaliście... hmm... czyli, że się ukochaliście, a on z uśmiechem na ustach powiedział, że życzy ci wszystkiego najlepszego z nowym chłopakiem? Nie wydaje mi się to prawdopodobne... może z twojej strony, ale on wewnątrz siebie na pewno inaczej na to patrzy.

Stało się i już, więc uważam że powinnas się skupić na nowym związku. Jeśli okaże się zwykłym zauroczeniem, albo odskocznią od problemów, to trudno. Może jednak inaczej się wszystko potoczy. A z życia byłego wycofuj się jak najszybciej. W ten sposób dasz szansę i sobie na pełne zaangażowanie i jemu na to, żeby sobie znalazł kogoś innego.
napisał/a: ~gość 2008-08-30 23:11
sorrow, nie łap, proszę, za słówka. Użyłam niefortunnego sformułowania. Także uważam, że
jesienna napisal(a):zwiazek z byłym nie byłby juz taki sam jak kiedys....

z takich powodów, o których piszesz.
napisał/a: ~gość 2009-11-06 19:04
A mi narzeczona powiedziala w zaduszki ze podjęła decyzję i chce skonczyc zwiazek. zrobila to przez telefon. bylismy razem przez 5 i pol roku. mam 33 ona 8 lat mlodsza. przezyla ostatnio tragedie w swojej rodzinie. zarzucila ze nie otoczylem jej opieka po tych wydarzeniach. roznie sie nam zawsze ukladalo- i klocilismy sie i dasalismy ale zawsze najwazniejsze ze moglismy sie pogodzic. powiedzialem ze zawsze bede ja kochal i tak rzeczywiscie bedzie. swieza sprawa - w dzien radze sobie - najgorzej wieczorem i w nocy. mam ogromy smutek. rozstala sie jakos bez emocji bez serca dla mnie choc ja plakalem i placze kazdego wieczora. byla moja jedyna dziewczyna i choc w zwiazku wiele brakowalo to bylem najszczesliwszy na swiecie. choc czesto z roznych powodow nie moglismy sie spotkac to mozna bylo rozmawiac przez telefon. przez codzienne obowiazki stresy przyzwyczajenia powstawaly ogniska zapalne i klotnie ale mozna bylo je godzic bo sens chyba w dazeniu do zgody i kompromisu. a narzeczzenstwem bylismy kilka miesiecy. jakos nie skladalo sie wczesniej - ja odwlekalem - sam ten akt nie byl dla mnie wazny - myslalem ze milosc wystarczy - mi wystarczala - byla szczesliwa jak to zrobilem - mimo ze to na mnie nawet wymusila w pewien sposob - nie prawda ze tego nie chcialem - chcialem ale jakos tak... a teraz jej nie ma - bo ja mam wg niej starokawalerskie nawyki ktorych nie zmienie. nie mam juz do kogo zadzwonic - zapytac co robisz jak sie czujesz co planujesz jutro - nie pojde z nia juz na pizze nie odwiedzmy sie nie pojedziemy na wczasy. probowala u mnie mieszkac - ilka razy - nie wychodzila 2-3 dni i wracala do siebie - z roznych przyczyn - moze jakies niedostosowanie ktorego nawet nie sprobowalismy zwalczyc moze brak zrozumienia pozostawiony w zlosci obojetnie - tzn rob jak uwazasz. chcialem jakos ponaprawiac - bylismy 2 tyg temu na wycieczce - zeby byc dluzej i blizej siebie - wytlumaczylismy pewne rzeczy - tak przynajmniej myslalem - powiedziala ze chce zamieszkac sama zeby dojsc do formy i spokoju bo jej rodzinnych wydarzeniach - pomyslalem ok - potrzebuje samotnosci bo zawsze nie miala czasu zeby samam o siebie zadbac - po wycieczce zachorowalem - nie widywalem sie z nia - byly telefony - oddalilismy sie - niewiele bylo potrzeba zeby milosc przegrala tylko nie wiem z czym -. zawszestaralem sie byc wyrozumialy - moze inaczej to bylo postrzegane od drugiej strony. a teraz jej nie mam - nie mam juz narzeczonej - zostawila mnie pierscionek w domu - zabrala rzeczy a ja chodze po ulicy i w nadziei ze gdzies ja zobacze - ze moze napisze ze nie bylo tak zle bo tak zimno sie ze mna rozstala jakbym byl potworem - a ja uwazam ze mimo 2 trudnych charakterow mialem najpiekniejsze te lata z nia. i jak tu zyc...
napisał/a: hunter70 2009-11-06 19:52
wydaje mi się ze jezeli sie kocha to nie dochodzi do zblizenia z nikim innym! jezeli sie kocha to nie ma miejsca na watpliwosci...zdrady...itp..
....i w koncu jezeli sie kocha to nie ma szans na bycie szczesliwym z kims innym od razu po rozstaniu:/ ..wiec chyba przyzwyczajenie:/

PS. ale tak na prawde to mam takie same rozsterki(:( zakonczyl sie moj 7 letni zwiazek...tez mialy byc zareczyny tylko od rzau ustalilismy ze bedzie slub jak zaczniemy zarabiac..jak beda dobra materialne...
przez te 7 lat mialem czesto chwile zwatpienia...ale zawsze to jakos tlumaczylem..tym ze nie mialem nidgy tak powaznego zwiasku...ze jestem mlody...ze to normalne - ale wtedy chyba juz wiedzialem ze to nie milosc a przyzwyczajenie i chec bycia z kims:(
..teraz jak sie rozstalismy nie moge za bardzo sie rozkrecic..brakuje mi tego co stracilem..wspolnych chwil..wspolnych wyjazdow...niestety pamietam tylko dobre chwile:(
...ze strony mojej dziewczyny chyba tez to bylo przyzwyczajenie: caly czas mowila ze jestem jedynym..ze jestem idealny...ze kazda chwile tylko ze mna...a po rozstaniu w ciagu 10 dni ulozyla sobie calkowicie zycie:( chyba nawet potrafila zaczac spotykac sie z chlopakiem po 2 tyg od naszego rozstania ..dlatego jej uczucie do mnie to na pewno nie milosc a przywiazanie:(

alunia87 jakie to szczególy ktore odróżniaja milosc od przyzwyczajenia?:)