Znajomość... z małpą

napisał/a: Dziecko33 2008-10-08 20:25
Witajcie!
Nakreślę na czym z grubsza polega mój problem. Sądzę, ze w trakcie ew. dyskusji pojawią się inne szczegóły.
Półtora roku temu na forum poznałam chłopaka-właściwie mężczyznę.Ta znajomość rozwijała sie bardzo powoli . Długo pozostawaliśmy na stopie koleżeńskiej, nie wdając sie w szczegóły naszego życia. Było "miło"...po prostu.
Człowiek ten urzekł mnie przede wszystkim swoją łagodnością, spokojem i wew. równowagą. Czymś czego w moim życiu brakowało.
Jestem ...hmmm singlem? nie, to chyba nie własciwe okreslenie.
Od 4 lat walczę z depresją, zamknęłam się na kontakty z ludzmi. Ale bardzo mi tego brakuje. Jednak im dłuzej się alienowałam tym trudniej było mi do nich wyjść.W tej chwili mam 30 lat,mieszkam sama, a rytm życia wyznacza praca - dom.
Od niedawna moje kontakty z X bardzo się ociepliły. Poza mailami, kontakt telefoniczny...ostatnio bardzo bardzo intensywny.
Niestety nie mam za grosz zaufania do ludzi i nie potrafie tak po prostu uwierzyć w szczerość jego intencji..choć widzę, ze nic przede mną nie ukrywa. Wrecz przeciwnie-to ja nadal pozostaję na wpół anonimowa-nigdy mnie nie widział, nie wie też jak wygladło moje życie do tej pory (a było bardzo burzliwe).
Bardzo chcialabym aby to co sie miedzy nami rodzi mogło się rozwijać...ale nie możemy wiecznie dreptać w miejscu.On kilkakrotnie zapraszał mnie do siebie, do swojego miasta, czy choćby do miasta w połowie drogi (dzieli nas spora odległość)...nie odwazyłam się
Moje poczucie wartości znajduje sie gdzieś na poziomie kostek, dlatego trudno mi o sobie mówić...wstydzę sie błedów jakie popełniłam. A on, wydaje mi się ...zbyt dobry dlla mnie.
Zachowuję sie teraz jak rozedrgane dziecko..dziś doszło miedzy nami do przykrej sytuacji -wynikającej ewidentnie z tego, ze jestem przewrażliwiona.
Nie chcę go stracić .
Nie chce schrzanić tego co chyba jeszcze sie nie zaczeło.
Doradzcie. Cokolwiek.
napisał/a: Frotka 2008-10-08 20:43
Błędy przeszłości pozostaw za sobą. Każdy je popełnia, należy wyciągać z nich wnioski, lecz nie mogą przesłaniać przyszłości...

Nie bój się tego spotkania. Jeśli się na nie nie zdecydujesz, możesz później do końca życia tego żałować. Spotkanie to kolejny etap Waszej znajomości. Wszystko zawsze się odbywa etapami i to normalne, że z jednego etapu przechodzi się w kolejny. Każdy etap jest inny i każdy ma swój urok. Widzisz... już rozmaiwacie przez telefon -odważyłaś się na to i było warto, prawda?
A może spotkajcie się w Twoim mieście, na Twoim gruncie? Albo w połowie, w tym samym dniu wrócisz do swojego miasta...
Nie bój się zmian, to naturalna kolej rzeczy...

Pamiętaj, nie ma czegoś takiego jak "zbyt dobry dla mnie".
napisał/a: Frotka 2008-10-08 20:49
Piszesz, że nie potrafisz uwierzyć w szczerość intencji. Świat nie składa się z samych złych i podstępnych ludzi, są także ci dobrzy. Inaczej nie byłoby równowagi na świecie :D
Abyś się czuła pewniej, polecam Ci spotkanie w Twoim mieście, albo w połowie drogi.
Tak długo utrzymujecie znajomość, on nawet nie wie jak wyglądasz, a mimo to zbliża się do Ciebie -może to świadczy o tym, że uważa Ciebie za wyjątkową kobietę? Że urzekłaś go swoim wnętrzem?
Rozumiem, że to też singiel/samotny?
napisał/a: Dziecko33 2008-10-08 21:20
Dzięki Frotka za odpowiedz.:)
Zgadza się-jest sam.
Gdy się poznaliśmy był w zwiazku, "przetrwałam" ten związek, trochę podnosiłam go na duchu po rozstaniu, ale ani razu wówczas nie pomyslałam o nim jak, o mężczyźnie-po prostu -człowiek.
Mieszka i zyje sam...i co zabawne jest terapeutą, więc kiedy zaczynało robić się miedzy nami cieplej, okazywał mi już nie tylko zainteresowanie ale również troskę, zarzuciłam mu ze stara sie mnie terapeutyzować. Wtedy po raz pierwszy zadzwonił i powiedział coś co pozostało w mojej pamieci:"jestem terapeutą, ale jestem też człowiekiem-widzisz to?".
To był taki punkt zwrotny-ale od tego czasu mam w sobie burzę i tak ambiwalentne uczucia w stos. do niego, ze nie umiem już z nim normalnie rozmawiać. Złoszczę sie (!), bo jest tak cierpliwy i wyrozumiały. Znosi moje "sondowanie" i węszenie jakie ma intencje.
Nigdy nie spotkałam tak otwartej w stos. do mnie osoby .
Nigdy też sama taka nie byłam.
Wiem, ze uważa mnie za kogoś wyjątkowego -już nie ukrywa tego...a zaczęło się od dyskusji na forum, na którym dosyć czesto zabieram głos. Na forum potrafię mówić śmielej i jestem dosyć widocznym userem.Wypowiadałam sie na tematy jakie go interesują, w zw. z czym odważył się mnie "zaczepić" na 'pw.Wcześniej przez ponad pół roku, nie zamieniliśmy ze sobą słowa, poźniej trochę na forum-ale bez spoufalania się, a później @. W tej chwili..."życ bez siebie nie możemy...
Jasne -jesli mi zależy powinnam w to wejść-zaryzykować, zamiast żyć w takim zawieszeniu ale ja sie tak potwornie boję, ze on się mną zawiedzie. Boję sie, ze ma jakiś tam obraz mnie i kiedy się spotkamy, to wszystko pryśnie .Bardzo sie od siebie róźnimy-ja wycofana, nijaka, cała w emocjach (to oczywiscie moja ocena siebie), on-silny, ale i wrażliwy indywidualista(ideał-no nie? ;;)-dlatego podchodzę do tego co się teraz dzieje z wielką rezerwąnie wierzę w ideały).
napisał/a: kratka4 2008-10-08 21:22
W całości podpisuje sie pod tym co napisała Frotka:)
W życiu przychodzi czas na zmiany.Piszesz,że twoje życie było burzliwe,potem depresja-ok rozumiem.Ale zobacz ile radości przysporzył ci nowy nieznajomy:)Boisz się go stracić a jednocześnie go odtrącasz!!!
Uważam że spokojnie możesz sie z nim spotkać w twoim mieście,ewentualnie(skoro nie masz zaufania)na twoich warunkach.Nie masz nic do stracenia a wręcz przeciwnie mozesz wiele zyskać.Ale jak nie spróbujesz to sie nie przekonasz
pozdrowionka:)trzymam kciuki i zyczę odwagi
napisał/a: Frotka 2008-10-08 21:32
Ten Twój strach, że on się zawiedzie jest bardzo naturalny. Wydaje mi się, że coś podobnego czuje każdy, kto poznał się za pośrednictwem internetu.
Boisz się jego rozczarowania Tobą, wiem. Ale on już Ciebie w dużej mierze zna...
Ja także swojego Ukochanego poznałam przez internet. Oboje byliśmy wolni gdy się poznaliśmy. Dzieliło nas sporo kilkiometrów. Najpierw były maile, potem gg, tel... Codziennie rozmawialiśmy. Zbliżalaśmy się do siebie coraz bardziej. W końcu po pół roku on do mnie przyjechał. Bardzo się wtedy bałam, bałam się, ze się mną rozczaruje. Nie rozczarował się. Przeciwnie. Potem były kolejne spotkania... i kolejne... Zaczęliśmy do siebie jeździć, oraz wyjażdzać razem w różne miejsca.
Jestesmy teraz w bardzo szczęśliwym związku... Bardzo go kocham, sądzę, ze to jest ten Jedyny i cieszę się, ze kiedyś, dawno temu odważyłam się na to spotkanie.
Czasem warto zaryzykować...
napisał/a: Rosalee 2008-10-08 21:59
Ja rowniez w 100% zgadzam sie z Frotka, lepiej bym tego nie ujela;) Dziecko, ja mysle, ze jemu musi bardzo na Tobie zalezec, jak dla mnie swiadczy o tym fakt, ze tak dlugo jest, stara sie, nie rezygnuje ze znajomosci z Toba, a wrecz przeciwnie! Faceci nie czesto potrafia byc tak cierpliwi. Na pewno warto ryzykowac. Jesli odpuscisz kiedys mozesz zalowac, ze przepuscilas taka szanse kolo nosa nie dowiedziawszy sie nawet jak on wyglada. Nie spojrzawszy mu w oczy... Jesli sie nie uda - mowi sie trudno. Przynajmniej bedziesz wiedziala, ze dalas milosci szanse zaistnienia. Nic nie tracisz na tym spotkaniu, mozesz jedynie zyskac. I nie mysl prosze o tym tylko w kategoriach - zwiazek. Moze zostaniecie przyjaciolmi, ale zawsze jest szansa na cos wiecej:) Odwagi! Szczesciu czasami trzeba pomoc, milosci rowniez :) Pozdrawiam Cie cieplutko!
napisał/a: Dziecko33 2008-10-08 21:59
Rosalee napisal(a): Odwagi! Szczesciu czasami trzeba pomoc, milosci rowniez :) Pozdrawiam Cie cieplutko!

Dziękuję ;)
Potrzebne mi Wasze wsparcie, bo czuję sie jak sierota z tym wszystkim..przecież jemu nie będę w rękaw płakać..
napisal(a):Dziecko, ja mysle, ze jemu musi bardzo na Tobie zalezec, jak dla mnie swiadczy o tym fakt, ze tak dlugo jest, stara sie, nie rezygnuje ze znajomosci z Toba, a wrecz przeciwnie!

Wiesz co ja pomyslałam?że musi być z nim coś nie tak, skoro się ze mną zadaje...i co gorsza powiedziałam mu o tym:(


Ach, Frotka...cieszę się, że mnie rozumiesz...
Nigdy nie wierzyłam w takie znajomości, więc nawet nie dawałam jej szans przeniesienia do reala...ale piszesz, ze może być inaczej?...Qrcze-Twój związek i to co na jego temat piszesz, to taki kolejny kopniaczek kolanem " na szczęście":rolleyes:
Jestem straaaaszliwym tchórzem.
Moje obawy są jednak poniekąd uzasadnione. Jak pisałam- różnimy się i to jest kolejny powód dla ktorego wydaje mi się bezsensowne nawet ciągnięcie tego...
Cały czas mam to poczucie , ze jestem gorsza..Jest też tak, ze on nie jest w stanie spełnić tylu ról jakimi mógłby być przeze mnie obciążony:przyjaciela, spowiednika, kochanka, rodzica...
wiem, ze bez terapii sobie ze sobą nie poradzę, ale niestety odłożyłam ją na tzw. "lepsze czasy" i teraz jestem w kropce-bo mam szansę by zmienić swoje puste życie, ale nie jestem jeszcze na tę zmianę gotowa.
Nie nadaję sie do związku (mam za sobą kilka krótkich i ostatnie dwa:6 i 3 letnie).
napisał/a: Frotka 2008-10-08 23:18
To, że on się z Tobą zadaje nie świadczy o tym, że z nim jest coś nie tak, lecz że Ty jesteś wyjątkową kobietą.
Nie bój się tego wszystkiego, wygląda na to, że to jest mężczyzna, który potrafi czekać...
A może on właśnie potrzebuje takiej trochę zagubionej istotki, którą się będzie mógł opiekować?
Masz troszkę mało wiary w siebie, a przecież musisz być cudowną kobietą, skoro takiego fajnego faceta coś do Ciebie ciągnie...

Pamiętam jak ja bardzo się bałam spotkania. Najbardziej się bałam właśnie tego, że on się mną rozczaruje, że wyidealizował sobie mój obraz... Gdy już ustaliliśmy dzień jego przyjazdu emocje były niesamowite. Strach pomieszany z radością. Rozumiem Twój strach, trzeba go troszkę okiełznać, bo warto.

Myslę, że macie duże szanse na powodzenie, właśnie dlatego, że wszystko się tak ładnie, stopniowo rozwija. Zaprzyjaźniliście się, zaczęliście się do siebie zbliżać... Już jest jakaś więź.

Wierz mi, on na pewno też się w głębi duszy będzie bał przed spotkaniem, że to Ty nim sie rozczarujesz.

Ja też miałam za sobą nieudane związki... Zawsze w nich czułam, że czegoś mi brakuje, że to nie to... A teraz czuję się bardzo szczęśliwa...

Warto zaryzykować... Nie od razu będzie wszystko, ale to będzie taki kolejny etap, kolejny krok w dobrym kierunku. Myślę, że to spotkanie zbliży Was do siebie.

To musi być naprawdę fajny facet, tak się stara nie wiedząc nawet jak wyglądasz -jemu się spodobało Twoje wnętrze! Lubi z Tobą rozmawiać, cierpliwie czeka...

Warto spróbować...

Może zamiast mówic mu, ze coś z nim jest nie tak, ze sie z Tobą zadaje, zapytaj go co w Tobie lubi...

To nie jest tak, że nie nadajesz się do związku - po prostu nie spotkałaś wcześniej tej właściwej osoby.

Trzymam za Was kciuki...
napisał/a: arronia 2008-10-09 01:33
Też należę do tych, które są w związku "urodzonym" w sieci. Relacja nadal się kluje, bo geografia nam mocno w poprzek. Ale coś się tworzy, mimo trudności - jest naprawdę dobrze

Najpierw były rozmowy "literkami", potem przez skype. Rozmawialiśmy często, długo, chyba prawdziwie. W takiej odrealnionej sytuacji chyba jakieś złudzenia-wyobrażenia zawsze się tworzą na temat drugiej osoby, ale mimo wszystko myślę, że całkiem sporo się o sobie nawzajem wtedy dowiedzieliśmy. To co ważne, już się zaczęło dziać. A potem on przyjechał do mnie. Jasne, była niepewność. Obustronna. Ale spędziliśmy bardzo miły wspólny dzień. Taki przeżyty w teraźniejszości, z prawdziwym kontaktem z drugim człowiekiem. Nasz kolejny początek. A potem się potoczyło. Nosi nas póki co przez to z miejsca na miejsce, czasem rozdziela na jakiś czas - ale jesteśmy razem. Taki etap...

Tak naprawdę to było moje drugie spotkanie "z sieci" (konkretnie z portalu randkowego, bo przez forum dot. mojej pasji całkiem sporo ludzi właśnie tak poznałam, najpierw wirtualnie). Pierwsze było ładnych kilka lat temu. Rozmawialiśmy sobie z pewnym chłopakiem, ciekawiliśmy sobą, jakieś pokrewieństwo poczuliśmy, postanowiliśmy się spotkać. Nie myliłam się w tym, że był to facet ciekawy, miły, fajny. Ale nie dla mnie jako mężczyzna. No... nie zawsze iskrzy. Nic wtedy z tego nie wyszło, ale zachowaliśmy swoje namiary. Kiedyś, dużo później przydał mi się zawodowo, bo jest utalentowany w swojej dziedzinie Czyli i to spotkanie na dobre wyszło, choć inaczej, niż było w planie.

Statystyk nie znam, ale czasem dobre historie się plotą z takich sieciowych znajomości. A rozwagę oczywiście jest niezbędna. Choć nie musi nas obezwładniać do tego stopnia, żeby nie próbować, co jest za tymi nowymi drzwiami...
napisał/a: Dziecko33 2008-10-24 09:29
Witajcie...od dłuzszego czasu zbieram się do napisania jak sie sprawy toczą.
Wszystko posuwa się w ślimaczym tempie, ale jednak "do przodu".
Moje obawy zwizane ze spotkaniem tego człoweika w realu wynikały z wielu przyczyn.
Jego zachwyt nad moją osobą był dla mnie nie do przyjęcia. No bo jak można lubić, czy tak bezkrytycznie akceptować Taką -Mnie?-myślałam.
Hmmm...on jednak akceptuje...co więcej kiedy tylko dostrzegaw moim zachowaniu choćby próbę podporzadkowania się jego wyobrażeniom-mówi "nie".
Tak jakby chciał mnie taką .."koślawą", "z przeceny" (straszne jest to że traktuję się jak towar, a nasze relacje jak rodzaj transakcji-On mi coś daje, a ja natychmiast czuje potrzebę by odwdzieczyć się, zrewanżować...co najmniej tym samym. Zapędzam sie w ten sposób w kozi róg...)
Dałam mu już popalić kilka razy-bardzo się od siebie róznimy: on jest oazą spokoju, opanowania, taktu-ja idę na żywioł, kierując się tym co "tu i teraz " czuję. Osiągnął w życiu bardzo wiele (chodzi mi przede wszystkim o realizację własnych celów i ambicji), natomiast ja-rezygnując z marzeń, skazałam się na porażkę, którą do dziś dosyć mocno odczuwam. Czuję sie więc od niego na swój sposób "gorsza", choć on absolutnie nie daje mi tego odczuć-nie zasypuje mi informacjami o swoich sukcesach-wiem o nich z innych źródeł.
Dziwię się, ze do tej pory zamiast ze mnie zrezygnować (wiem, ze kilka razy sprawiłam mu przykrość), on coraz częsciej mówi już nie o sobie i o mnie ale o Nas
Dawno nikt mnie tak nie uszczęsliwiał swoją obecnością...jakakolwiek by ona nie była.
Nie ustaliliśmy na razie terminu spotkania, bo on wie, ze jest to dla mnie trudne....Mi w gowie świta pewien listopadowy weekend...odliczam czas do niego, ale na razie nic mu na ten temat nie wspominałam. I pewnie nie wspomnę, bo byłoby to zobowiązujące a ja straszliwie boję sie, ze ogarnie mnie tchórzostwo...i zrezygnuję.
Wiem, wiem -zachowuję się jak głuptas , bo choć bardzo chcę by pojawił się pełniej w moim życiu, obawiam się, ze mnie nie zniesie-boję się odrzucenia, boję sie ze ma jakieś tam wyobrażenie o mnie. Wiec mówię o sobie sporo negatywnych rzeczy-tak żeby nie miał złudzeń "z kim zacz"
Mimo to...nie rezygnuje...:rolleyes:
napisał/a: andzia52 2008-10-30 14:40
raz się żyje. zaryzykuj i postaw wszystko na 1 kartę. A może to nowy odcinek Twojego zycia. Powodzenia Ci życzę.