Znajomość... z małpą

napisał/a: Dziecko33 2008-12-01 10:10
Witajcie

Chyba minęło dostatecznie dużo czasu bym mogła cokolwiek napisać.
Pierwsza rzecz jaka się zmieniła-to zmiana we mnie.

Byłam(pewnie nadal jestem) naiwna. I nie jest to użalanie się nad sobą, ale fakt. Bardzo chciałam wierzyć w to, ze jestem kimś ważnym i wyjątkowym dla tego czł. i widziałam tylko to co sama chciałam widzieć: to ze mnie chciał.
To akurat nie ulega wątpliwości: chciał(czas przeszły nie jest tu bez znaczenia).
Po wszystkim co się wydarzyło, widzę jak się w stosunku do mnie zachowuje: ucieka, unika mnie.
Co wiecej poskładałam w całość to co przez tak długi czas o nim się dowiedziałam, co mi na swój temat sprzedawała, jak teraz się zachowuje.

Otóż wspominałam wcześniej, ze podczas naszej luźniejszej znajomości miał dziewczynę, którą poznał również w tym samym miejscu co mnie-na forum.
Po połrocznym związku z nią, zalił mi się, ze zaczyna się dusić, bo ona go osacza, bo wisi na nim jak bluszcz...i choć to "dobra kobieta", on nie daje rady-a nie chce jej ranić. I takie tam bzdury (teraz odbieram to jako"bzdury")Pocieszałam go, bo znałam tylko jego pespektywę i rozumiałam , ze może być mu ciezko, ze potrzebuje wiecej oddechu.
Przeskoczę teraz z tej retrospekcji do tego co jest dziś. Ano do "mojego Wspaniałego przykleiło się jakiś czas temu zagubione dziewczątko-zobaczyłam to przypadkiem-ale nie chciłam drążyć tematu, wierząc, ze to ja jestem ta najważniejsza, a on wie co robi-że tylko ją pociesza...
Z tym, ze owo dziewczątko chyba wyczuwając, ze jestem bliżej D. niż inni userzy (ale nie ujawniamy się z tym na ile blisko), zaczęła mi się zwierzać...
Niestety okazuje się, ze ideał ...ma swoją ciemną stronę.
Mianowicie, nie gra fair-ani ze mną ani z nią...ani z kilkoma innymi
Kilka dni temu podczas telefonicznej rozmowy (choć już wiało miedzy nami chłodem )zapytałam go czy mogę mu ufać i wspomniałam tę dziewczynę. Jeszcze wtedy nie rozmawiałm z nią prywatnie...po prostu widziałam na forum jak się uzewnętrznia ze swoimi uczuciami i zaproponowłama D. aby przyjrzał się bliżej tej relacji: czy aby dziewczyna się w nim nie zaduża...Zamilkł i po chwili odparł zdziwionym tonem, ze być może to mu umknęło(ciśnie mi się na usta : sratatata)...ale coś z tym fantem postara się zrobić (po raz drugi :sratatatata)
teraz widzę wyraźnie czego ten pan szuka...i jest mi tak cholernie wstyd, ze dałam się tak omotać, ze tak bardzo czuć się kimś wyjątkowym, ze oddałam mu siebie. Zaufałam mu.
To był bład-zaczynam myslęć o sobie...i o nim z obrzydzeniem. Chodzą mi po głowie rózne niefajne myslei, ze pewnie nie ja pierwsza i nie ostatnia jestem naiwana...ze on się fajnie bawił: mówiąc kolokwialnie, ze dałam się zrobić w trąbę.
Nie byłam z nikim w łożku od 4 lat. Z nim było mi naprawdę dobrze...jak na wrażliwego samotnika był całkiem śmiały. Podobało mi się to.
Teraz czuję się jak-bądz co bądz ekskluzywna-ale jednaj dziwka.

Sprzedałam się za kilka czułych gestów-bo nawet nie słow (bardzo jest oszczędny w rozdawaniu komplementów i czułości w 4 oczy. Na forum, na oczch innych robi to zadziwiająco śmiało)

Jaki wniosek? iluzje, złudzenia, marzenia, potrzeby-oboje mieliśmy tego aż nadto:ale kompletnie odmienne;/
Fakty są takie, ze mnie unika...a ja nie zamierzam tracić resztki (o ile takie są) godności, choć to odrzucenie bardzo mnie boli. I tyle mam do niego pytań...
Niedobrze mi gdy o tym myślę(zaczynam czuć wstręt..i strach ), mam do siebie ogromny żal, poczucie wstydu, porażki...przestałam chodzić do pracy(L4), wróciłam do leków (antydepresanty), czuję dziurę a wszystko wokół się wali. Nie chcę nawet wychodzić z domu.
głupia byłam...mogłam pozwolić na to by trwać w tym co było przez 1.5 roku. Mogłam dawać się adorować (to podnosiło moją samoocenę).

Spadłam na ziemię z hukiem.