Diamentowy konkurs

napisał/a: leoniu 2009-05-04 18:43
dlaczego wysłałam dwukrotnie???
eliza88
napisał/a: eliza88 2009-05-04 19:30
Nie jest łatwo zmieścić opis mego wyjątkowego prania w trzech malutkich zdaniach. Pralka z wsadem od góry - bez okienka i ja młoda mężatka-niedoświadczona jak panienka. Gdzież by mi przyszło do głowy,że od kluczyków do samochodu oderwał się najważniejszy wynalazek ludzkiego narodu, mianowicie pilot od zamka centralnego - któż otworzy drzwi bez niego?Jeden egzemplarz przez męża ukochany,bo równocześnie otwierający garażu bramy. Poszukiwania trwały godzin kilka lecz zakończyła je jedna chwilka-gdy wieszając pranie wypadł pilocik z kieszeni- zalany,stopiony w kolorze zgniłej zieleni. Co się działo dalej -zgadnąć nikt nie zdoła :) Na kilka nocy garaż zastąpiła stodoła !
dona811
napisał/a: dona811 2009-05-04 22:27
To było najbardziej stresujące pranie, jakiego doświadczyłam - nie piszę, że "zrobiłam", gdyż w życiu nie wrzuciłabym do pralki, ustawionej na 90 stopni (gotowanie) materiału, który powinno się prać ręcznie! Uczynił to zaś mój "kochany" braciszek, któremu pewnego pięknego dnia zachciało się wygotować pościel, ręczniki i parę innych białych rzeczy, które zauważył w łazience. Gdybym wiedziała, ile nerwów będzie mnie to pranie kosztować, na 100% nie poszłabym dzień wcześniej na imprezę do szefostwa, ba, w życiu nie zgodziłabym sie na to, aby po oblaniu mojej tuniki czerwonym winem moja szefowa pożyczyła mi swoją ulubioną bluzkę z ręcznie tkanego jedwabiu!!! Każda sekunda była jak godzina, każdy obrót pralki przybliżał mnie do konfliktu z szefową, do pozbawienia mnie szansy, abym mogła ze świeżo upieczonej stażystki stać się pełnoprawnym pracownikiem - oczami wyobraźni widziałam już siebie wertującą po nocach setki portali internetowych. Kiedy mój brat oznajmił mi "siostrzyczko, robię właśnie pranie - wrzuciłem do pralki twoją białą bluzkę", odmawiając po drodze "zdrowaśki" czym prędzej pobiegłam do łazienki, wyłączyłam pralkę, wyjęłam jej zawartość i... zobaczyłam ją. Była delikatna jak poranna rosa, jak pierwsze płatki śniegu i - co najważniejsze - cała i zdrowa...
napisał/a: kasia16007 2009-05-04 22:33
Najdziwniejszą rzeczą jaką udało mi się wyprać w automacie była sztuczna szczęka mojego szefa-pracodawcy u którego pracowałam w Niemczech jako pomoc domowa..Echh myślałam ,że mam jakieś przewidzenia gdy zaniepokojona dziwnym stukaniem z łazienki -weszłam i przez szklane drzwiczki pralki zobaczyłam śmiejące się do mnie zęby...:)No to niezłe pranie zrobiłam-nie sprawdziłam kieszeni spodni,okazało się,że bossa uwierała proteza i schował ją ukradkiem do kieszeni a po powrocie do domu zapomniał o niej i spodnie wrzucił do prania.Na szczęście wszystko dobrze się skończyło:ząbki zamiast moczyć się w profetixie wyprane zostały w proszku persil i odzyskały naturalną biel...
napisał/a: MJane 2009-05-05 09:10
Ze względu na to, że konkurs zaczął się jakby "od nowa" i nie wiem czy wpisy dodane wcześniej się będą liczyły - profilaktyczne przeklejam jeszcze raz treść mojej historii... :)


W mieszkaniu studenckim zdarzyć się może wszystko, szczególnie jeśli mieszka się z dwoma mężczyznami którzy do tej pory rozpieszczani byli przez mamusie i o nic martwić się nie musieli. Dopełniając cotygodniowego rytuału przeszłam po domu pytając wszystkich po kolei o dżinsy do prania. Tego dnia dowiedziałam się jakie tajemnice potrafią kryć męskie kieszenie - niestety dopiero po fakcie, czyli wyjmując rzeczy z pralki (nie pomyślałam, że ktoś może nie wyjąć śmieci z kieszeni...).
Okazało się, że razem z jeansami wyprałam:
- batonika Bounty - już otwartego - nie muszę chyba mówić jak to wpłynęło na kolor spodni...
- prezerwatywę - na szczęście zamkniętą i nie używaną ;)
- kawałek gąbki - pięknie obrosła wszystkie spodnie w postaci żółtych kuleczek
- chusteczki higieniczne - które do koloru żółtego dorzuciły trochę bieli
- i.... czerwone damskie majtki, które nadały jeansom różowy poblask. Oczywiście majtki nie moje. Do dziś zastanawiam się czy po jakiejś nocnej przygodzie, któryś z chłopaków schował je do kieszeni, czy może w tajemnicy sam nosi babskie ciuszki a te majtki przypadkiem zaplątały się w spodniach.
5 par jeansów wylądowało na śmietniku... To był ostatni raz kiedy robiłam wspólne pranie. Później musieli radzić sobie sami i z tym wiązały się równie ciekawe przygody, ale całe szczęście już nie dotyczyły mnie, ani moich ciuchów ;)
napisał/a: Aga_TM 2009-05-05 14:03
„To był upiorny dzień, wszystko się waliło i paliło, niebawem mieli przyjechać goście, a w domu bałagan i ciasto jeszcze nie gotowe...” – pomyślała mama. Nagle usłyszałam przeraźliwy wrzask: „sernik się zważył!!” – mama w panice krzątała się po kuchni. Nagle rzuciła w moją stronę: „Idź szybko włączyć pranie – w łazience jest sterta brudnych rzeczy!!” Pomyślałam ok, niech sama ratuje to ciasto, ja się szybko uporam z tym bałaganem w łazience. Posegregowałam rzeczy, zapakowałam pralkę, nagle mama woła: „Choć szybko włącz piekarnik – może jednak coś z tego będzie”. Pobiegłam do niej ucieszona, tym bardziej, że sernik w wykonaniu mojej mamy jest najlepszy na świecie. Zadowolona wróciłam rozprawić się z tą pralką, zamknęłam drzwiczki, wsypałam proszek i nacisnęłam START. Pralka ruszyła... I w tym momencie usłyszałam pisk i nie był to krzyk mojej mamy. Ten pisk dobiegł z wnętrza pralki. O rany – w pralce jest Nora – ukochana i wierna jak pies kurzofretka mojej mamy. Boże ratuj – pomyślałam i rozpoczęłam akcję ratunkową. Piątki 13-ego zawsze były dla mnie szalone, ale taka awaria... Nie mogłam się zdradzić mamie co się dzieje, bo zawał murowany i wtedy mogłyby być dwa trupy... Musiałam działać sama, zwarta i opanowana. Niestety panika wzięła górę, pralka ruszyła, Nora kręci się wewnętrz, a ja nie mogę zatrzymać tego ustrojstwa. Ratunku – coś we mnie krzyczało, ale siedziałam cicho jak mysz pod miotłą. Nagle mama zadowolona , że uratowała sernik zagląda mnie do łazienki i pyta: „Coś się stało? Źle się czujesz? Taka blada jesteś...” I w tym momencie puściła blokada w drzwiach pralki. Pytań mamy nie było końca: „Co z tym praniem? Zapomniałaś czegoś dołożyć?” – Nie, zapomniałam czegoś raczej wyjąć – odparłam. I się rozpłakałam, bo nie byłam pewna czy Nora żyje. Otworzyłam drzwiczki pralki i wyskoczyła z niej Nora – mokra i wystraszona, ale żywa! Nie mogłam uwierzyć, przetrwała w pralce „delikatne pranie”. Szybko ja wyjęłam, wytarłam ręcznikiem, zawinęłam w koc i popędziłam do weterynarza. Na skrzyżowaniu rozkraczył mi się fiacik, ale nic nie było już w stanie zepsuć mi humoru. Nora żyła i było to najwspanialsze co mi się zdarzyło. Weterynarz zbadał Norę i wszystko było z nią ok, żadnych uszkodzeń. Dał mi radę na przyszłość, abym na nią uważała, bo następne „pranie” może już dla niej nie mieć tak szczęśliwego zakończenia;)
napisał/a: abodak 2009-05-05 14:31
Dwa lata temu,przed urodzeniem synka pranie było zwykła czynnością,która nie dostarczała mi zbyt wiele emocjii.
Rok temu mój maluszek dostrzegł w pralce coś fantastycznego i mógł siedzieć z otwartymi szeroko oczkami przed okienkiem,w którym raz po raz pojawiały sie fragmenty tkanin.
Dzisiaj potrafi włączyć pralke,otworzyć drzwiczki dlatego przed rozpoczęciem prania robie wszystko aby odwrócić jego uwagę,najczęściej jest to zabawa pt,Szukaj"
Zaczynamy w jednym miejscu stratowym,maluszek odwraca buźkę a mama szybko biegnie gdzieś się schować po drodze wrzucam ubranka do pralki.
Tego dnia było podobnie,synek trzymając wielką bułke zaprowadził mnie do miejsca startowego, odwrócił buzie i mama biegnie,mijam postawioną w korytarzu pralke i z kosza na pranie łapie pierwsza bluzeczke i fru do pralki i lece dalej.
Dominik znalazł mame i radośnie biegniemy do miejsca starowego.Po kilku rundach pralka pełna,pranie przy okazji posegregowane i został ostatni etap czyli biegnąc do miejsca ukrycia włączam pralke.
Uff udało się, pralka pracuje mały zajęty wiec możemy biegać dalej.
Mijam pralke kolejny raz i widzę że na okienku pojawiają sie jakby fragmenty gąbki.
Oczekując na smyka aż mnie znajdzie myśle co to mogło być.Wracamy do miejsca startowego a okienko już w połowie pokrywa jakaś niezidentyfikowana mazia.Zatrzymujemy sie przed pralką i bacznie obserwuje co sie dzieje.Ubranek prawie już nie widac więc z trwogą przerywam cykl pralki.
Otwieram drzwiczki dotykam mazi i nie mam pojęcia co to jest nawet synek z ogromnym zainteresowaniem przygląda sie papce.
Wiem!!!!
Myślałam że odwróciłam uwage synka zabawą no cóż nie do końca.On równiez podczas biegania do pralki coś dorzucał!!!
Szukając mamy w kuchni zobaczył 4 świeżutkie bułki które postanowił uprać.
Nie musze nikomu tłumaczyć jak cięzko pozbyć sie rozmoczonego pieczywa z ubranek dobrze że pralka wytrzymała inwazje małego piekarza:)
napisał/a: aczp 2009-05-05 16:04
Miejsce akcji: łazienka babci Marysi, do której wchodziło się bezpośrednio z kuchni
Czas akcji: ok 25 lat temu
Główna bohaterka: pralka Frania, stara acz jara, dzielnie piorąca babciną bieliznę oraz niezliczone sterty bielusieńkich jak snieg serwetek robionych na szydełku, które potem zdobiły wszelkie powierznie płaskie w babci małym mieszkanku...
Bohaterka tragiczna: Babcia Maysia, naukochańsza babcia na świecie, która co dwa tygodnie rozpalała w piecu (latem to był koszmar), grzała wodę do swojej Frani (mimo, że mama za każdym razem powtarzała, żeby wyprała rzeczy w automacie), potem prała (tzn. Frania prała), wykręcała, gotowała białe rzeczy w kotle, krochmaliła (serwetki szydełkowe obowiązkowo), suszyła (ale nie za bardzo!, bo się trdudniej prasuje), prasowała (nawet majtki!!!)...nasza bohaterka po prostu kochała te co dwutygodniowe czynności, mimo, ze potem przez tydzień dochodziła do siebie po takiej robocie...
Czarne charaktery: Michał i Mateusz (moi bracia) - ulubieńcy bohaterki tragicznej, która skoczyłaby za nimi w ogień, gdyby rodzice chcieli ich ukarać...a niejednokrotnie były ku temu powody...
Opis akcji: Woda do prania nagrzana, Frania dzielnie "terkocze" w drzwiach łazienki piorąc białe (wg babci wymagające już prania) szydełkowe serwetki, które poszły do wody, jako pierwsze, bo były najczystsze (zasada prania we Frani- pierzemy od rzeczy najczystszych, kończymy na totalnych brudach - ale takich u babci nie było!). Zza fotel stojącego w kuchni wystają dwie głowy, obie blond z błyskiem w niebieskich oczach. Ręce należące do właścicieli owych głów rzucają do Frani małe kuleczki...To nowa gra, wygrywa ten, który trafi więcej razy do wody...Frania nie reaguje, wesoło "terkocze", a bohaterka tragicznanie krząta się przy kuchni, nie zwracając uwagi na "czarne charaktery"...Zabawa skończona, Frania kończy pranie, babcia rusza do łazienki, aby przełożyć serwetki do kotła, gdzie miały podlegać procesowi wygotowania (aby były jeszcze bielsze...jeśli to możliwe). Teraz akcja zdecydowanie przyspiesza. Z tego, co pamiętam jest mniej więcej tak:
Bohaterka tragiczna wyłącza Franię, wkłada rękę do wody po pierwsze serwetki i krzyczy w niebo głosy:" Boże !!! Boże!!! Co to jest????" Łapie przy tym szybkie oddechy, jakby brakowało jej powietrza...W tym czasie dwa czarne charaktery chowają się głebiej za fotel i udają, że ich nie ma, a po schodach prowadzących do babci biegnie mama wołając: "Mamo, co się tu dzieje ????"
Bohaterka tragiczna trzyma skołtunione brunatne "coś" w dłoniach, a łzy (dlatego tragiczna) spływają po policzkach...ZZa fotela zaczyna dochodzić odgłos chlipania...Wszystkie serwetki zostały dokładnie wymieszane z plasteliną, którą czarne charaktery rzucały zza fotela do Frani.

Zakończnie: Zawody w rzucaniu kulkami wygrał młodszy (Mateusz)
serwetki nigdy już nie pojawiły się na powierzchniach płaskich w mieszkaniu babci,
od tej pory bohaterka tragiczna robiła pranie w automacie synowej
stwierdzono rodzinnie, że mali chłopcy mają jeszcze mniejsze rozumki
kary nie było, bo bohaterce tragicznej zrobiło się żal ryczących głośno czarnych charakterów
napisał/a: czarna2318 2009-05-05 17:02
O tym jak wyprałam swój pierścionek zaręczynowy

Wpadłam zdyszana do mieszkania.Mój facet siedział przed tv oglądając mecz.W kuchni piętrzył się stos naczyń,a w łazience góra prania.Byłam zła.Bez słowa przywitania ruszyłam do łazienki,wrzuciłam kilka ciemnych rzeczy i włączyłam pralkę.Udałam się do kuchni,by napić się kawy.Kiedy sypałam kawę do kubka,usłyszałam donośny krzyk mojego faceta,wybiegającego z łazienki.
-Jak to się wyłącza?
-Ale co?-zapytałam
-No pralkę -odpowiedział-Wrzuciłaś do pralki moją jeansową kurtkę,a tam "coś" było.
-Coś,znaczy się co?
-Idż szybko wyłącz-pieklił się mój facet.
Wyłączyłam tą pralkę i z zaciekawieniem spoglądałam jak mój mężczyzna nerwowo przeszukuje kieszenie swojej mokrej kurtki.
-Uff...jest-usłyszałam po chwili.
Wytrzeszczyłam swoje brązowe oczy i ujrzałam czerwone puzderko w kształcie serca.
Byłam w szoku.
-A co to jest-spytałam zdziwiona,chociaż doskonale wiedziałam.
-Twój pierścionek zaręczynowy,którego omal nie wyprałaś.
No tak mokre pudełeczko wyglądało mało atrakcyjnie ale pierścionek to co innego:)
To była właśnie najdziwniejsza rzecz jaką udało mi się wyprać(przez przypadek,oczywiście) w mojej pralce:)
-
napisał/a: apoccalipsa 2009-05-05 17:16
Mąż przyniósł z dworu bieliznę, która wisiała na sznurze. Wydała mi się szara i niedoprana, a, że akurat wstawiałam pranie, więc wrzuciłam ją do pralki. Potem przyjrzałam się śnieżnobiałej bieliźnie i zorientowałam się, że NIE JEST MOJA lecz należy do sąsiadki, która korzystała z tego samego sznura...
napisał/a: Victor7 2009-05-05 23:53
Mój synek o dziwo! (na pewno nie ma tego po mnie) uwielbia prać w pralce. Do tego stopnia, że żona kupiła mu taką mini pralkę zabawkę. Jednak jego zaintersowanie prawdziwą pralką nie zmalało i wśród rzeczy jakie żona uprała razem z naszymi ubraniami znalazły się (tu lista mogłaby być długa, ale wybiorę te najciekawsze rzeczy) - moje kluczyki od samochodu, mój zegarek na rękę, mój telefon komórkowy, moje okulary, mojego PENDRIVE (widać, że synuś tatusia;)), jak i również trochę spożywki się uprało (np. batonik czekoladowy, chrupki kukurydziane, guma do żucia, mandarynka). Jak widać dzieci mają różne pomysły, a szczególnie dzieci, które są jak "żywe srebro";)
rendus
napisał/a: rendus 2009-05-06 00:09
Będąc młodą, niedoświadczoną jeszcze panią domu nie miałam w zwyczaju myszkować po cudzych kieszeniach. Notorycznie więc przydarzało mi się wypieranie przez nieuwagę rzeczy, których w zasadzie prać się nie powinno. Ofiarą padały przeróżne przedmioty, a to dokumenty męża, a to skórzany portfel, a to kluczyki z pilotem od samochodu. Innym razem "uśmierciłam" stary kopertowy zegarek z pozytywką, który mąż dostał po dziadku. Prałam też plastelinę ( nie polecam wszystko niszczy!) mojego synka i gumę do żucia. W żaden sposób nie mogłam wyrobić w sobie nawyku zaglądania do kieszeni przed wrzuceniem rzeczy do prania. Któregoś dnia wiedziona troską o czysty i schludny wygląd męża wrzuciłam do prania jego spodnie, oczywiście nie sprawdzając czy przypadkiem kieszenie nie kryją jakichś skarbów. Jakież było moje zdziwienie, kiedy przez szybkę w pralce zobaczyłam tańczące wśród obfitej piany banknoty stu złotowe! Przerażona natychmiast wyłączyłam urządzenie, w panice otworzyłam je nie bacząc na wodę, która z wdziękiem wylała się na podłogę! Drżącymi rękami wyjmowałam zawartość bębna! W pospiechu wyciągałam kolejne mokre banknoty z którymi nie wiedział co mam począć, by ich do reszty nie zniszczyć! Nie miałam pojęcia jak je wysuszyć w końcu przyszedł mi do głowy pomysł, by przyklejać je do płytek na ścianie. Okleiłam nimi prawie pół łazienki! Kiedy ostatni sześćdziesiąty banknot idealnie przylgnął do płytki zabrałam się za wycieranie zalanej podłogi. To zajęło mi trochę czasu i gdy wydawało się, że sytuacja jest opanowana usłyszałam uporczywy dzwonek do drzwi. Kiedy otworzyłam ujrzałam zdenerwowaną sąsiadkę, która robiła mi wyrzuty, ze zalałam jej mieszkanie. Próbowałam coś tłumaczyć ale ona zdenerwowana, nie słuchając wyjaśnień wtargnęła do mojego mieszkania energicznie kierując się do mojej nieszczęsnej łazienki. Kiedy zobaczyła ściany oklejone banknotami ze zdziwienia aż otworzyła usta i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Próbując rozładować napiętą sytuację zażartowałam, ze dopiero co je wydrukowałam i właśnie się suszą. A ona jak na mnie nie wrzaśnie, że to jest karalne i że nie spodziewała się tego po mnie! Groziła, ze wezwie policję i za nic nie chciała uwierzyć, ze sobie z niej zażartowałam. Kiedy w końcu poszła, usiadłam na kanapie i rozpłakałam się jak dziecko. Wiedziałam, ze czeka mnie jeszcze jedna trudna rozmowa, tym razem z mężem. Kiedy wrócił z pracy opowiedziałam mu co się stało. Najpierw był wściekły ale kiedy zobaczył, że pieniądze nie są zbyt zniszczone, cała złość mu przeszła. Okazało się, że pieniądze były pożyczką od teściów na spłatę naszego mieszkania. Kilka bardziej wypranych banknotów na szczęście udało się wymienić w banku. Od czasu tego incydentu minęło już kilka lat ale sąsiedzi i rodzina nadal żartują sobie ze mnie, ze prowadzę najlepszą pralnię brudnych pieniędzy w mieście. Nie muszę chyba dodawać, że od tamtej pory skrupulatnie i dla pewności kilka razy sprawdzam zawartość kieszeni wszystkich rzeczy, które wrzucam do pralki. [/B]