Diamentowy konkurs

napisał/a: mdepf 2009-05-10 16:51
Byłam na praktykach w USA, mieszkałam na osiedlu komunalnym. Głupio byłoby nie robić prania przez 5 miesięcy, więc w końcu przemogłam się i poszłam.... Wszyscy dobrze wiemy jaka została w nas wpojona wizja publicznych, amerykańskich pralni. Albo miejsce przemytu narkotyków, albo kłótni starych w kryzysie małżeństw albo miejsce plotek. Cichutko uchylilam drzwi, nikogo nie było, prócz rzędu starych warczących pralek, pomyślałam sobie "Dobrze, ze chociaz nikogo nie ma, nie zrobie z siebie kretynki :D przecież nie miałam pojęcia jak się ten wichajster uruchamia. Gdy wkladałam sobie pranie, po ówcześniejszym rozgryzieniu mechanizmu weszła kobieta, troche pogadałysmy, a anegdotka była z tego taka ze wyprala ona kiedys swojego 'kitty', gdy wyszla pomyslalam "boze to trzeba byc wyrwanym z rzeczywistosci aby kota uprac.... jednak nie wiedzialam ze ja ja przebije 1000 razy. Po 1,5 h wrocilam sobie , byly 3 kobiety , w tym moja 1 sasiadka. Zaczelam sobie wyjmowac pranie, gdy nagle ujrzalam, ze w mojej bieliznie siedzi SZCZUR!!! Wyprałam szczura, wyzbył sie zapewne wsyzstkich zarazków, a ja ucieklam z krzykiem zostawiajac wszystko jak bylo. Oczywiscie potem cala 'community" gadala o tym, a moja przemila sasiadka przyniosa mi pranie pod drzwi w tym koszyku, w ktorym pewnie sie skryl szczur, oczywiscie wszystko jak stalo znalazlo sie na smietniku, a ja zmuszona zostalam udac sie na zakupy... Smialam sie z hollywoodzkiego stereotypu blondyki pioracej kotka, a ja nie lepsza, jak jakaś kobieta Frankensteina wyprałam szczura...Przynajmniej wyzbył sie stereotypu brudnego zwierzaka :D
SyEla
napisał/a: SyEla 2009-05-12 15:24
Od jakiegoś czasu po skończonym praniu znajduje w pralce kasztanka. Podejrzewam o to mojego 2 letniego syna. Nauczyłam się za każdym razem sprawdzać ubrania i bęben pralki,jednak co któreś pranie razem z ciuchami wylatuje kaszanek.


Moja historia z wypranymi rzeczami jest bardzo bogata.
Wyprałam kiedyś swoje dokumenty, banknot 100 zł i 10 zł( dyszka była słabsza bo się "rozsypała" troszkę), zegarek (o dziwo chodzi do tej pory bez zarzutów),saszetkę kawy 3 w1, chusteczki higieniczne(klasyka), bilety autobusowe i wstępu na dyskotekę, zapalniczkę (nie wiem skąd się wzięła bo nigdy nie paliłam) i najstraszniejsza rzecz landrynka.
Odkąd jestem na swoim i mam dziecko, staram się zwracać uwagę co piorę i z czym piorę.Takie przypadki zdarzają mi sie coraz rzadziej. Jednie ten kasztanek mnie zastanawia:)

Mogę podać co bym przez ostanie pól roku wyprała gdybym nie zajrzała do bębna: rolkę papieru toaletowego, szczotkę toaletową, swój telefon, klucze, pilota, różne zabawki, łyżkę drewnianą, szampon, kamyki,gazetki reklamowe, chrupki kukurydziane, kredki,gruby pędzel do makijażu i kabel od aparatu. Nie wiem jak moje dziecko to robi ale drzwi do łazienki są raczej dla niego zamknięte.




napisał/a: trzpiot 2009-05-17 10:24
Droga Redakcjo, drogie Portalowiczki ,

Z powodow technicznych, nie moge wyslac mojego zdjecia do fotogalerii, tzn wysylalam juz 2 razy kilak dni temu i inne prace sie pojawily, moja jednak nie. Bardzo chialabym wziasc udzial w konkursie, dzis jest ostatni dzien nadsylania prac, wiec postanowilam moje zdjecie zamiescic tutaj -wiem ze to jest watek opisowy i przepraszam za zamieszanie. Jesli jednak w poniedzialek pokarze sie moja praca, usune wpis

Opis do pracy:

Oto moja ukochana bluzka. Dostalam ja od mamy na mature, jednak pranie jej to ciagly zyciowy egzamin, ktory musze zdac jesli chce aby dziurki jej zawsze byly takei same
napisał/a: jolliiee 2009-05-17 22:26
Historia to absurdalna, lecz najprawdziwsza pod słońca i księżyca światłem. Pewnego dnia, ranka przeraźliwie wczesnego, zaspanym krokiem powędrowałam w stronę pralki swojej, chcąc mieć tę przykrą czynność, jak najszybciej z głowy. Bez namysłu wrzuciłam do maszyny tej zacnej i kobiece rączki wyręczającej, kurteczkę, w której poprzedniego dnia do nocnych godzin późnych szalałam na koncercie, zapominając, że coś w niej pozostawiłam... Dowiedziałam się, jaką najgłupszą rzecz w życiu swoim już niemłodym zrobić mogłam, gdy...z pralki dźwięk się wydobywać rozpoczął, całkiem mi znajomy... Niestety, nie pomyliłam się, to telefon z pralki zadzwonił... I był to jego ostatni dzwonek, który z siebie zdołał wydobyć...
napisał/a: ~betitunia 2009-05-17 22:35
[CENTER]POLAR PS 663 S BIO – UKOCHANA PRALKA TEŚCIOWEJ :)[/CENTER]

Główną bohaterką mojego opowiadania jest bardzo stara bo licząca już prawie25 lat pralka POLAR PS 663 S BIO . Jest to jedna z pierwszych polskich pralek automatycznych bardzo popularnych w kraju w latach 70 i 80. Jej właścicielką jest moja ukochana teściowa. Kilkanaście lat temu zaraz po ślubie zamieszkaliśmy w domu rodzinnym mojego męża razem z jego mamą. Nie kupowaliśmy nowej pralki gdyż jak twierdziła teściowa
- ta ( czyli POLAR PS 663 S BIO ) jest trwała, pierze jak burza i generalnie im starsza tym lepsza a nie to co te nowe ;)
Tak więc kilka razy w tygodniu pralka wiernie nam służyła. Jednak szczęście nie trwa wiecznie. Któregoś pięknego dnia kiedy nasza praleczka jak zwykle ciężko pracowała i zajmowała się ciuszkami całej rodzinki nagle poczułam jakiś dziwny swąd wydobywający się z łazienki. Kiedy tam weszłam stanęłam jak wryta! Doznałam szoku. Nasz POLAR PS 663 S BIO stał w płomieniach a cała łazienka wypełniona była dymem!!!
- Pali się! krzyknęłam
W pierwszym odruchu szybko odłączyłam pralkę z kontaktu i zawołałam teściową. Ta przybiegła z kocem i nakryła pralkę aby zdusić płomień. Na szczęście szybko poradziłyśmy sobie z zaistniałą sytuacją i dzięki temu pożar nie rozprzeszczenił się. Przybyły mechanik do naprawy pralki stwierdził iż padła instalacja elektryczna i spaliły się jakieś przewody. Przy okazji wymienił nadpsuty już bęben i inne drobne rzeczy. Tak więc jakimś cudem przywrócił do życia „ przyjaciółkę” mojej teściowej :) Teraz nie mieszkam już z teściową ale muszę przyznać że mama nadal jest wierną posiadaczką pralki POLAR. Pralka nadal służy nie tylko teściowej ale także mnie i moim dzieciom gdyż bardzo często gościmy w domu rodzinnym mojego męża. Spędzamy tam całe wakacje i wszystkie święta. Choć przed i po tym zdarzeniu pralka przeszła jeszcze kilka napraw to teściowa nadal uparcie nie da się namówić na nowy zakup! Jeśli spotka mnie szczęście i uda mi się zdobyć nagrodę w tym konkursie to będzie to świetna okazja aby podarować teściowej nową diamentową przyjaciółkę SAMSUNG która będzie służyć jej przez kolejne długie, długie lata…a biedna zmęczona praleczka POLAR może doczeka się w końcu zasłużonej emeryturki !:D Myślę że dopiero wtedy mama doceni co znaczy pranie jak diament … lśniąco czyste, piękne i wieczne!

Oto portret ukochanej praleczki teściowej . Udało nam się też znaleść kilka zachowanych rachunków za naprawy. Trochę ich się uzbierało ...pewnie za cenę tych napraw już dawno była by nowa pralka :D
laurence
napisał/a: laurence 2009-05-17 22:40
Najdziwniejsza rzeczą jaką kiedykolwiek udało mi się prać była firanka z cieniutkich sznurków.
Zachęcona przez teściową zakupiłam sobie taką firankę, ponieważ miała ona lekko „dygotać” podczas najlżejszego podmuchu wiatru przy otwartym oknie i dawać pomieszczeniu efekt lekkości. „To będzie bardzo efektowne, poza tym takie firanki nigdy nie wychodzą z mody” – tymi słowami skusiła mnie na to „cudo”. Firanka okazała się trochę za długa na moje okno. Postanowiłam przyciąć równo sznureczki będące firanką, ale uprzedzona przez teściową, że firanka może się skurczyć po praniu postanowiłam najpierw ją wyprać a potem ciąć. Do firanki dołączony był specjalny woreczek do prania zasuwany na zamek, fachowy i solidnie wykonany. Nic nie zapowiadało katastrofy jaka wydarzyła się potem. Otóż woreczek okazał się zwykłym bublem, albo stało się coś, co nazywam „złośliwością losu”. Otóż: zamek rozsunął się podczas ruchów wody w pralce i firanka wysunęła się z woreczka… Niestety… po wyjęciu przypominała raczej kłąb splątanej włóczki niż firankę o delikatnym sznurkowym splocie. Rozplątanie sznurków zajęło mi sporo czasu. Firanka już nigdy nie dostąpiła zaszczytu by ozdobić moje okno. Jakiś czas potem posłużyła mi do zrobienia włosów anielskich do kostiumu aniołka i moja młodsza córka nosiła je z dumą na przedszkolnym balu. Tylko do tego się nadawała :)
Czy firanka to „dziwna” rzecz? Być może nie… Ale to jedno „dziwne” pranie nauczyło mnie, żeby woreczki do prania rajstop, firan, czy innej, delikatnej garderoby zabezpieczać wiązaniem mocną tasiemką, na podwójną „kokardkę” – od tamtej pory żaden woreczek nie zrobił mi już podobnego psikusa. Przezornie postępuję także z bielizną, którą wkładam do takiego woreczka: zapinam skrupulatnie wszelkie haftki, guziki, zamki etc – wszystko po to, by w praniu nie „zaciągnąć” nimi innych ubrań.
napisał/a: tinigrifi 2009-05-19 17:25
Właściwie sama sobie jestem winna, a zaczęło się od tego, że mój dwuletni synek dotykał świeczki stojącej na stole w salonie.Prosiłam by tego nie robił, bo się pobrudzi ponieważ świeczka byla posypana migotliwym brokatem.Jak się później okazało synek uznał, że skoro można się pobrudzić świeczką to jasne jest to, że świeczka jest brudna!Nastawiając pralkę segregowałam ubrania na jasne i ciemne, tym razem te drugie trafiły do bębna.Wyjęłam wszystko z kieszeni spodni, bo kilkakrotnie zdarzało mi się wyprać chusteczki, a raz nawet dowód rejestracyjny naszego auta.Niestety nie zajrzałam przed wrzuceniem ubrań do wnętrza pralki. Coś waliło niemiłosiernie w trakcie prania, ale uznałam, że sześcioletnia pralka moze się specyficznie zachowywać.Dopiero kiedy wyjęłam pranie ogarnęło mnie przerażenie, wszystko mienilo się brokatem.Za nic w świecie nie mogłam usunąć połyskujących drobinek z mokrych ubrań.Uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie wysuszyć rzeczy,następnie szczotką sczyścić na sucho oporne świetliste drobinki.Niestety nie uprzedziłam mojego męża żeby nie ruszał rzeczy z balkonu.Ten wstajac rano, jak zwykle uznał, że najprościej jest założyć koszulkę zdjętą z suszaki na balkonie(grzebanie w jego szafce zabiera sporo czasu).Wrócił wściekły do domu, wszyscy w pracy zarykiwali się ze śmiechu kiedy wpadł do biura w mieniącej się koszulce polo.Podpytywano go czy był na jakiejś spóźnionej sylwestrowej imprezie, lub czy spędził noc z kobietą lubująca się w błyskotkach.Koniec końców od tego czasu nosi w pracy przydomek "Błyskotliwy"...
sylka28
napisał/a: sylka28 2009-05-20 13:15
Pierwsza piękna, słoneczna sobota kilkanascie lat temu i czas zrobić pranie.Postanowiłyśmy z Babcią przeznaczyć na to cały dzień, bo takie słońce wiosną nie zdarza sie często, a na wietrze pranie zawsze nam ładniej pachniało. Po zimie została sterta swetrów, które trzeba wyprać i schować, żeby na następną zimę znowu je założyć, jakieś jeansy no i kilkanascie haftowanych serwetek, no bo jak pranie, to pranie, tym bardziej, ze automat zepsuty i trzeba powrócić w łaski starej dobrej Franki. Woda wlana?- wlana. Proszek wsypany?- wsypany, włącznik włączony?- włączony.- Działaaaaaaaa. Stara Dobra Franka zaczęła swoją pracę. Na pierwszy rzut poszły piękne, stare haftowane ręcznie serwetki Babci, łącznie z tymi, które haftowałam jako dziecko w podstawówce. Mama zachowała je na pamiątkę. Wrzuciłyśmy serwetki, no bo przecież Franka tak je wymemla, że nie zniszczy delikatnej tkaniny. W automacie to byśmy nie prały, bo szkoda, trzebaby recznie, a ze okazja i Franka została wyciagnięta, to tylko płukanie zostanie ręczne, niestety wszystkich ciuchów. Z babcią damy radę. I tak spokojne, ze serwetki sie piorą, wzięłysmy się z babcią za gotowanie obiadu, zanim trzeba bedzie pranie wyjać. Moi dwaj mali bracia bawili sie w pokoju bardzo głośno ganiajac jeden za drugim. Po jakimś czasie jakoś się tak cicho zrobiło, ale nic nie podejrzewałyśmy. Cicho, to cicho, pewnie poszli bawić sie na podwórko. Zadowolone, że mamy ich z głowy, obiad wstawiony na gaz, wróciłyśmy do łazienki sprawdzić jak tam nasza Franka sobie radzi. Jakiez było nasze zdziwienie, kiedy zobaczyłyśmy, że woda zrobiła się szaro-bura. No no ależ te serwetki musiały być brudne, pomyslałam, ale teraz to dopiero bedą bialuskie, bo i płyn do płukania mamy taki ładnie pachnący- myślałam. Jakiez było nasze zdziwienie, a potem złość, kiedy zaczęłysmy wyjmować serwetki z pralki. Wszystkie zniszczone, uciapane w czymś klejącym... fujjjjjjjj.....
Żadna nie nadawała się do użycia. Babci łzy stanęły w oczach, a ja zaczęłam już się domyślać, dlaczego przez chwilę w domu było tak cicho. Moi dwaj pomysłowi bracia postanowili wyprać we France PLASTELINĘ!!!!!! Babcia ze złości i żalu złapała motewkę, przylała chłopakom po du..ach aż się jedna wypustka złamała i ze złości krzyknęła: -Wy Francuskie Pieski!!!!!!!!!!!!!!!. Po kilku dnich babci złosć przeszła, no bo jak tu złościć sie na swoje ukochane wnuki? Mama odkupiła babci serwetki, ale już nie takie ładne, no bo tamte to w sumie pamiątkowe, ręcznie przez nas robione i przez babcię.... Strata była spora, ale po pewnym czasie powiedzenie babci weszło do naszego domowego słownika i stało sie żartem, jak ktoś coś nabroi. Do dziś, a minęło kilkanascie lat od tego dnia i babci już nie ma wśród nas, jej powiedzonko wciąż jest z nami i wciąż pamiętamy tamto sobotnie pranie. Pranie Plasteliny.
napisał/a: agusjot 2009-05-20 14:29
Mój synek, jak każde dziecko w wieku wypadania mlecznych zębów, czeka na moment wizyty Zębowej Wróżki.
Tego dnia mleczak wypadł rano przy śniadaniu. Schowany w chusteczkę miał czekać na wieczorny ceremoniał wsuwania pod poduszkę, ale żądza pilnowania skarbu była większa. Kuba ściskał go początkowo w dłoni, później, gdy ręka stała się niezbędna do budowy droida z kloców lego, zgodził się włożyć go do kieszeni spodni.
Piękny słoneczny dzień zachęcał do szaleństw na placu zabaw, szalał więc i mój Kuba.
Późnym popołudniem wstawiłam pranie, czarne od piachu w butach skarpetki, spodnie i bluza, której rękawy nosiły ślady żółtego musu piaskownicowego.
Wieczór.
Kuba kładzie się spać i nagle dramat. Gdzie jest mój ząb?
Przecież bez niego wróżka nie da mu prezentu!
Zamarłam, szybko pobiegłam do łazienki, gdzie suszyło się pranie, przeszukałam spodnie, nie ma! Pralkę, nie ma!
Pięknie, pięknie.
W jednym z odcinków Franklin zastąpił ząb kamykiem i nie dostał prezentu, więc i moje dziecko nie zgadzało się na żadną zamianę. Zaczął płakać.
Ja winiłam się, że nie sprawdziłam dokładnie spodenek, tylko dotknęłam z zewnątrz, kiedy do akcji włączył się mój mąż.
Ubrał Kubka w szlafrok i poszli razem do łazienki. Otworzyli filtr, pusto, poza małymi śmieciami, wtedy mąż przechylił pralkę do przodu, coś zastukało.
I wypadł!
Słowo daję, wypadł z tego filtra, maleńki mleczak, nie rozpuścił się, nie zgniótł. Dziecko skakało z radości.
Tej nocy zębowa wróżka przyniosła mu Anakina Skywalkera, takie czasy ;)
A ząb spoczął w pudełeczku w szafce, czysty jak nigdy.
napisał/a: antalis 2009-05-21 12:02
Jestem mama 20 miesiecznego szkraba. Synek wszedzie wejdzie, wszedzie zajrzy i wszystkiego dotknac musi. On tez byl sprawca mojego najmniej udanego prania.Okazało sie ze mały wrzucil do pralki ... swoja zurzyta pieluszke typu pampers. Pranie to bylo jednoznacznym dowodem ze te pieluszki na serio sa jednorazowe :) Pranie tez takie bylo :)Czesc prania zostala odratowana a ja po dzis dzien pierw przegladam dokladnie wrzucane pranie i nie zostawiam synka samego w łazience.
napisał/a: Iza3008 2009-05-21 21:33
Ostatnio miałam takie dziwne zdarzenie,wyprałam pranie w automacie jak zwykle rozwiesiłam je do suszenia po wysuszeniu składajac pranie zauwazyłam ze cos jest w kieszeni meza... no własnie co... zapalniczka zrobiłam wielkie oczy :eek:jak ja zobaczyłam, wyprałam zapalniczke!!!!!!!!Dobrze ze robiłam pranie w temp 40 stopniach,bo co by było jakbym akurat prała bielizne na 90 stopni.Powiedziałam o tym mezowi a on na to ze przynajmniej wiadomo ze nie" grzebie "mu po kieszeniach:)ach ci mezczyzni;)
napisał/a: illa 2009-05-22 02:51
[CENTER]Dnia pewnego, nasza 5-letnia córeczka, przez Tatę swego przekornie nazywana "chodzącym zniszczeniem", eksperymentalnie postanowiła przemycić w praniu makaronu ilość nie małą. I tak, niczego nieświadoma, wyprałam, choć może rzec należy, że ugotowałam...makaron.
Bo, gdzie praczki dwie tam jest i co zjeść![/CENTER]