Diamentowy konkurs

enigma10
napisał/a: enigma10 2009-05-06 00:26
To było jakiś czas temu, gdy mój pies był jeszcze szczeniakiem i dopiero uczyłam go zachowania czystości w mieszkaniu.
Tego dnia musiałam wyjść na trochę dłużej i piesek został sam na kilka godzin - okazało się po moim powrocie, że kilka godzin to jednak było zbyt długo dla takiego psiego maleństwa.
A że do tego psisko miało kłopoty z żołądkiem, to bardzo się zdziwiłam po powrocie do domu....otóż piesek uznał, że najlepszym miejscem do zostawienia śmierdzącej niespodzianki jest kanapa.

Cóż było robić?
Szybko zdjęłam zapaskudzoną narzutę oraz poduszki, zwinęłam je i wrzuciłam do pralki. Nalałam płyn do prania, nastawiłam odpowiedni program i pognałam z psem na spacer.
Po powrocie, zmęczona i zestresowana zaistniałą sytuacją, opadłam na kanapę i wyciągnęłam rękę po telewizyjnego pilota. Ale pilota nie było na oparciu kanapy, ani obok kanapy, ani pod kanapą....
Pies z zainteresowaniem mi się przyglądał, gdy na czworaka przemierzałam pokój; w desperacji zajrzałam do psiej mordy, myśląc, że może pożarł tego nieszczęsnego pilota i dlatego dostał rozstroju żołądka.
Słowo daję, że w psich ślepiach widziałam rozbawienie i lekką ironię;)

Dopiero po jakimś czasie wpadłam na pomysł, że - być może - w pośpiechu zwinęłam pilota razem z narzutą i wrzuciłam do pralki.
Pobiegłam do łazienki i zajrzałam do wnętrza pralki.
No cóż - pilot wesoło się kręcił razem z resztą prania.
Obok pilota wirowały baterie, które w czasie prania z niego wypadły.

Gdy wyjęłam pilota i go dokładnie wysuszyłam - działał bez zarzutu.
Tylko niektóre oznaczenia się z niego odkleiły - ale to w niczym nie przeszkadza.
Pilot działa do dziś. A ja starannie sprawdzam pranie przed włożeniem go do pralki.
napisał/a: wiewiorczak1 2009-05-06 13:21
A U Mnie To Róznie Bywa Zpraniem Zawsze Z Białym Gzdieś Się Znajdzie Jakaś Czerwona Skarpetka Co Jest Niewidoczna Dla Mojego Oka A Zawsze Sprawdzam Ale To Nie Jest Wielkim Problemem Bo Przez Moje Pranie Wypaliłabym Mieszkanie A Było To Tak Pojechałam Latem Z Znajomymi Na Koncert Az E Było Ciepło Z Kolezanka Kupiłyśmy Piekne Pomarańczowe Bluzeczki .no I Poszłysmy Na Ten Koncert No Az Gorąco Człowiek Się Poci,to Z Bluzek Szło Pot Wyciskac No I Gdy Po Koncercie Wtróciłam Do Domu Cała Byłam Zafarbowana Na Pomarańczowo I Mój Nowy Stanik Też Aże Pranie Nie Spowodowało Odbarwień I Nic Sie Nie Dało Z Tym Zrobic Postawiłam Na Gazie Wodę Z Garnkiem I Wrzuciłam Tam Mój Nowy Stanik No I Przy Tym Zasłam Zmeczona Dopiero Obudził Nie Smród I Jak Mój Stanik Był Zweglony W Garnku Wszystko Do Wyrzucenia ,dobrze Ze Mieszkania Nie Wypaliłam.juz Zostane Na Praniu W Pralce.
polec
napisał/a: polec 2009-05-06 13:46
Kiedy w domu jest małe dziecko, pralka staje się niezawodnym urządzeniem. A kiedy się zepsuje, to istna trauma. Nam się pralka nie zepsuła, ale z pomysłowością mojego synka Tomasza, nie a co walczyć. Toż to istny wiatrak. Mąż, idąc do pracy miał taką materiałową torbę, czarną ze swoimi dokumentami. Kiedy przyszedł do domu, nalałam na talerze zupę i zawołałam moich panów na obiad. Synek się,ociągał, a my z mężem usiedliśmy do stołu. Zjedliśmy i Panowie poszli majsterkować do garażu, a ja chciałam nastawić pranie. A- myślę sobie. Mąż miał brudną tę torbę, to ją przepiorę z czarnymi rzeczami. Materiałowa, wiec przetrwa. Usunęłam wszystkie dokumenty i coś mi w tej górnej kieszeni, tak szurało i szurało. Poszłam zapytać męża,sprawdziliśmy kieszeń i zgodnym tonem stwierdziliśmy, ze to ta tektura się połamała w środku i tyle. Wsadziłam.
Kiedy otworzyłam pralkę, wyciągnęłam jeden patyczek, dwa , pięć. A to paskuda, pomyślałam, syn wsadził do pralki wykałaczki!. Ale o to co ?, coś dziwnego. Wchodzi mąż i pyta, co tak śmierdzi siarką?. Wyciągnęłam wszystkie rzeczy, znaczna część była zabarwiona na zielono. nic już nie rozumiałam. Kiedy wyciągnęłam torbę męża, nie dość, że była w zielone groszki, to wysypało się z niej stado patyczków i pudełko po zapałkach "rybnickich". Szczęście w nieszczęściu, bo pralka przetrwała, ale mąż z synem wylądowali na dywaniku. Nie wiem czy mąż zapomniał, czy synek bawił się zapałkami, co świadczy o naszej nie odpowiedzialności. Nie wiem, ale od tamtej pory, każde szuru, szuru, wzbudza we mnie zgrozę. O ironio!. nie używamy więcej w domu zapałek!. :D
napisał/a: snupy3 2009-05-06 14:07
"Polska Masakra Pralką Automatyczną"

Zapewne wielu z nas myśli,że najczęstszym powodem lądowania dziwnych rzeczy w pralkach są dzieci.Oczywiście,prawdą jest,że nic nie pobudza kreatywności maluchów tak jak lśniący bęben pralki,lecz oto nasze dzielne dzieciaki muszą zmagać się o pierwsze miejsce w tej dziedzinie z równie pomysłowymi tatusiami.Z moich(i nie tylko moich) doświadczeń wynika,że największym potencjalnym zagrożeniem naszego prania jest mężczyzna! Prawdopodobnie dlatego,że nie jesteśmy zwykle owego zagrożenia świadome,koncentrując się na dzieciach,po których wiemy,że wszystkiego możemy się spodziewać.Z kolei mężczyznę traktujemy jako dorosłego człowieka,w pełni świadomego swoich czynów i wynikających z nich konsekwencji.
TO BŁĄD!
Co prawda zdarzają się wyjątki,gdzie mężczyzna nie tylko daje radę z praniem,ale i wspaniale gotuje,z pasją odkurza dywany,przewija dzieci i obsesyjnie czyści toalety,jednak prawdopodobieństwo spotkania takiego mężczyzny jest równe przeżyciu gradobicia na Saharze.W pozostałych przypadkach pozostaje pisanie zażaleń do producentów sprzętu AGD i próśb o natychmiastowe umieszczenie w pralkach zabezpieczeń ANTI-MEN.Osobiście głęboko ubolewam,że moja pralka nie posiada szyfrowanego zamknięcia a'la sejf pancerny.Pozwoliło by mi to uniknąć strat,jakie spowodował mój mąż,kiedy wyjechałam na szkolenie.
Otóż moja dwutygodniowa nieobecność posunęła go do ostateczności,jaką dla faceta jest pranie.Przez pierwsze dni udawało mu się przetrwać,dzieląc rzeczy na "brudne" i "brudne,ale można jeszcze założyć".Jednak życie mężczyzny porzuconego na pastwę losu nie jest łatwe i stawia przed nim wyzwania,którym na dłuższą metę opierać się nie da.I tak współmałżonek postanowił w końcu zrobić pierwsze w swoim życiu pranie.
W tym celu umieścił w bębnie pralki:
-swoją bieliznę osobistą
-naszą ślubną satynową pościel w kolorze ecru
-wycieraczkę gumową z zielonym napisem "WELCOME"
-żółty kocyk Ramusia(Ramuś-nasz owczarek długowłosy...BARDZO długowłosy).
-całą zawartość kosza na pranie,mieniącą się tysiącem barw-od jaskrawej czerwieni mojego żakietu po śnieżną biel obrusa.

I tak,kiedy wróciłam do domu,zastałam:
1. W wejściu-wycieraczkę gumową bez napisu "WELCOME":eek:
2. W sypialni-naszą ślubną satynową pościel w kolorze...bliżej nieokreślonym,za to owłosioną niczym rasowy merynos :eek:
3. W szafie-mój wymiętolony żakiet w artystyczne plamy:mad:
4. Pod psem-kocyk różowy :confused:
5. Wyraz twarzy mojego małżonka- bezcenny :D

Od tamtej pory mąż ma zakaz przebywania w obrębie urządzeń AGD,ze szczególnym uwzględnieniem pralki...
napisał/a: warzywaiowoce 2009-05-06 14:10
Żona sobie sukienkę kupiła,
Śliczna, biało-czarna i nowa była.

Pół wypłaty w sklepie wydała,
Bardzo się suknia jej podobała.

Żona w niej pracę obronić miała,
tak się uczyła, bardzo starała.

Raz dnia pewnego mąż robił pranie,
chciał bardzo pomóc,swej ślicznej damie.

I plamy z pudru na sukni zobaczył,
Długo nie myslał, suknie namoczył.

Plamy nie zeszły, biel nie zbielała,
I rzecz za to straszna się nagle stała.

Mąż długo nie myśląc, za suknie chwyta,
Ze swymi rzeczami ją w pralce upycha.

Chciał żonie pomóc, sukienkę wybielić
I tak fachowej pomocy udzielić.

Niestety jedynie poczynił szkody
Żona nie chciała takiej wygody

Bielo oto szara, oj co to się stało?,
Z rozmiaru 36 tylko 34 zostało.

Żona i suknia kolor zmieniły,
Żona zielona, sukni kolor siwy.

Sukienki żona, więcej nie ubrała,
Na nowe zakupy się udać musiała

Od tamtej pory prania zaniechałem,
Tę pracę domową w książki schowałem.

Choć to nie bajka, lecz rzecz prawdziwa,
Pralkę obsługuje, ma żona urodziwa.

Ja myję, gotuję, lecz pralki nie tykam,
Już się z tym problemem więcej nie borykam

Ma żona jednak kobieta honorowa,
Przydałaby się dla Niej wspaniała pralka nowa.

Ot moi Państwo, mistrzem Prania być chciałem,
Jednak nie wyszło, ekonomistą zostałem!
Monroe1591
napisał/a: Monroe1591 2009-05-06 16:44
• Zbliżało się wesele mojej kuzynki. Byłam bardzo podekscytowana tym faktem, jednak jedynym moim problemem było brak kostiumu na tą okazję. Wszystkie sukienki wisiały w bezruchu w szafie. Wydawały się bardzo ładne i modne, jednak już wiele razy ujrzały światło dzienne ;p stwierdziłam, że trzeba włożyć na siebie coś nowego! Na zakupy było już stanowczo za późno ! Wpadłam na świetny pomysł i pożyczyłam sobie śliczną, białą sukienkę od jednej z moich przyjaciółek. Była piękna, długa i porządna, kupiona w sklepie ze strojami dla tańca towarzyskiego, bo właśnie Justyna trenuje taniec towarzyski.
• W tym samym czasie, mama postanowiła, że trzeba przemalować sypialnie na kolor szafirowy(żeby było bardziej klimatycznie ;p) Zleciła więc zadanie tacie i natychmiast zabrał się do pracy.
• Sukienka była trochę nieświeża i uplamiona, więc postanowiłam ją wyprać. Wrzuciłam ją do pralki, do jednej komory wsypałam proszek, a do drugiej płyn(Lenor),w którym zawsze piorę ubrania. Nastawiłam i zadowolona poszłam na rolki, żeby zrzucić pare kilo przed weselem;)
• Kiedy wróciłam, pranie było już gotowe. Nie mogłam się doczekać tego widoku, świeżo-wypranej, cudnej tkaninki! wyciągam sukienke z bębna, a tu……………….:eek:!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!S U K I E N K A !!J E S T W K O L O R Z E !! S Z A F I R O W Y M !!dokladnie taka ,jak moja sypialnia!!nie wierzyłam własnym oczom…okazało się,że moje cudeńko świetnie się wyprało w proszku,tak jak należy,ale na końcu prania zostało wypłukane –nie w lenorze,a w cudownej farbie,którą tata przelał do pustej butelki po płynie.
• Nie wiedziałam jak mam powiedziec o tym Justynie,jak poinformować ją,że jej sukienka do tańca od dziś będzie niebieska,a nie biała! Szczęście w nieszczęściu-nie była zła na mnie, a nawet powiem,że się strasznie smiała z tej całej sytuacji i nie musiłam jej niczego odkupywać:D.Wynagrodziłam jej to w postaci pizzy i coca-coli;p
• Od tamtej chwili nauczyłam się niczego od nikogo nie pożyczać;p, a już na pewno nie prać! A na wesele musiałam pójść w starej czarnej małej,która z reszta potem podczas tańca –rozpruła się;P;P !!


Ps.Dlatego dziewczyny,pamiętajcie!zawsze upewnijcie sie czy w opakowaniu lenora,nie chowa sie świeża szafirowa farbka;P!
napisał/a: Aagateczka 2009-05-06 17:51
Moje extra dziwne pranie....

Jest ciemna, zimna noc. Pada deszcz. Atmosfera jak u Hickoka. Nawet ptaki złowrogo kraczą. W tej ulewie wracamy do domu. Nasze twarze odbijają się z zlanych strugami deszczu szybach autobusu. Jedziemy z urlopu. Niestety to, co miało być piękne przeraziło się w koszmar. Mamy opóźnienie 48 godzin – tyle staliśmy w słoweńskim szczerym polu w oczekiwaniu na autokar (nasz się zepsuł). Jest północ, a rano trzeba iść do pracy. Ociekający wodą, przekraczamy próg naszego mieszkanka. Walizki można dosłownie wykręcać… Zamiast przyłożyć głowę do poduszki, biorę się za pranie. Rzeczy z walizki wyrzucam na podłogę – SEGREGUJĘ, wrzucam do pralki i włączam program syntetyki. Zegar wybija 1:30. Przede mną tylko cztery godziny snu, a na wyświetlaczu pralki widnieją magiczne 32 minuty do końca programu. Ledwo żywa wciskam przycisk „pauza” i przestawiam program na odpompowywanie wody. Ostatkiem sił wciskam ponownie przycisk „start” i nagle huk. Postawiłam na nogi chyba cały blok. Bęben tłucze jak oszalały, pralka „skacze” po całej łazience, a ja zalana łzami z bezsilności padam na kolana. Nie wiem co się dzieje – nie poznaję tego urządzenia. Wraz z mężem przez 7 kolejnych minut walczymy z maszyną… Wreszcie stop. Otwieram drzwiczki, a tam pośród prania spogląda na mnie złowrogo 40 – centymetrowej długości korzeń żeńszenia (to cenne trofeum vel pamiątkę mój mąż ochraniał przez całą podróż). Jego druga część tkwi w bębnie. To koniec. Ubrania zniszczone, bęben uszkodzony, a my „spłukani” po urlopie nie mamy na nic pieniędzy…
rakastan
napisał/a: rakastan 2009-05-07 13:29
[CENTER]Na sobie ma fartuch
gotowa do startu,
w ręku brudne ubrania -
oto Mistrzyni prania.

- Upiorę wszystko, mówię Wam
każdej plamie radę dam.
Białe, czarne czy kolorowe
wszystko upiorę, będzie jak nowe.
Znam wszystkie proszki i sztuczki,
nie straszne mi są po sokach smużki.
- Plama po atramencie - prosta sprawa
tu sok z cytryny na pewno się nada.
Buraczki! No cóż wiele razy ćwiczone,
detergent, płukanie i już zrobione.
Na czekoladę polać odrobinę mleka,
trochę mydła, ciepłej wody - lepiej nie zwlekać.
Flamastry to dla mnie żadne wyzwanie,
biorę glicerynę i już czyste pranie.
-Żadna plama nie jest mi straszna,
to już od dawna jest sprawa jasna!
No i jestem Mistrzynią chyba,
bo z każdym brudem zawsze wygrywam.

I tak dzionek cały,
plamy Mistrzyni ulegały.

Aż raz w sobotę niespodzianie
z łazienki dobiegło dziecka wołanie.:
-Mamo, mamo! Zostaw te gary!
Tu się dzieją jakieś czary!
- Zobacz, pralka wody dolewa
i przy tym sobie śpiewa.

Mistrzyni biegnie przez dom cały
prawie pogubiła sandały.
Stanęła, ucha nadstawia
i słyszy muzykę jakby z radia.
Zagląda do pralki powoli
Patrzy, a tu tata dzwoni.

Mistrzyni tak się przechwalała,
że aż swój telefon wyprała.:D
[/CENTER]
luuna
napisał/a: luuna 2009-05-07 14:19
Pralka w domu konieczna, jak się później okaże nie tylko do prania.

Jestem osoba która lubi mieć wszystko porobione na czas. Tak zaplanować sobie czas, żeby przez weekend nie siedzieć przy stercie prania, prasowania, albo myśleć,że czeka mnie to na początekiem tygodnia.
I tak też było tego "feralnego" dnia. Było to 6 grudnia - pamiętam jak dziś. Przygotowałam sobie pranie nie załączyłam bo jechaliśmy z Tata na zakupy, a jakoś tak sie nauczyłam ,że piorę zawsze jak jestem w domu, w razie gdyby coś się stało, łazienkę zalało czy coś wole mieć na "oku".
Pojechaliśmy na miasto, pokupowaliśmy prezenty słodycze, masa słodyczy ( to jest to co moje rodzeństwo lubi najbardziej ) wróciliśmy do domu, z chłopcami odrobiliśmy lekcje,żeby potem mieli czas wolny na zabawę, a ja żebym mogła porobić w domu.
Poszłam do łazienki postawiłam pranie, czekałam aż się wypierze i w między czasie chciałam robić paczki.....póki chłopcy są na sankach. Ale nie mogłam znaleźć skrytki taty, przeszukałam dom i stwierdziłam ,że niezły ten schowek jak nawet ja co nie znalazłam i musiałam poczekać.
Jak wrócili ja miałam pranie już gotowe i mówię - Tato ja idę powiesić pranie a Ty przygotuj paczki bo dzieciaki się niecierpliwią,że Mikołaja niema.
Nagle patrze a mój Tata blady jak ściana się zrobił, oczy mu "latały", o boże - powiedział....nie wiedziałam co się dzieje.
Pobiegliśmy razem do łazienki i "niespodzianka" - pranie wyprawne, ale razem z prezentami, ręce załamałam, łzy miałam w oczach i nie wiem na kogo byłam bardziej zła, na siebie czy na tatę- co za pomysł??!! do pralki dać prezenty???
Wyciągam pranie i nawet nie opisze jak to wyglądało :( bo tego nie da się opisać, złotka poprzyklejane do ubrań, jasne ubranie nie było już jasne. Ja bym powiedziała ,że było to jedno "miź- maź". Nic kompletnie nic nie był do uratowania i jak się okazało pralka odmówiła posłuszeństwa- już nie mówiąc ile mnie kosztowało sił ,żeby ją doprowadzić do porządku i użytku dziennego.Najgorsze było to,że niespodzianka spotkała nas wieczorem sklepy pozamykane a dzieciaki czekają, płakałam, obwiniałam się,że nie dopilnowałam, Tata też zły na siebie - bo przez taką " niespodziankę" moje Kochane rodzeństwo musi poznać prawdę, że Mikołaj nie istnieje, że prezenty robiłam ja i tata,że..... zawaliłam na pełnej linii... zrobiłam rodzeństwu krzywdę odbierając im wiarę w Mikołaja.....
Mój mózg pracował na pełnych obrotach najwydajniej jak umiał, co zrobić???
Po naradzie powiedzieliśmy,że chyba byli niegrzeczni i nie dojechał ( z bóle serca mówiłam, przecież to nieprawda to najcudowniejsze dzieciaki świata) rodzeństwo płakało,w między czasie napisałam dwa listy ;) do obu braci,że już są za duzi na zabawki, wiem pewnie chcieliście słodycze - tak?? Ale ja Mikołaj już "dziadziuś jestem" - nowoczesny świat nie dla mnie..ja tylko lubie landrynki a Wy pewnie jakieś batony, bla, bla ,bla i dostali koperty z gotówką,żeby sami mogli sobie wybrać i kupić to co potrzebują...
Dzieciaki załamane, zapłakane poszły spać, wskakują do łóżka a tam koperta -zaskoczeni. Jeden już umiał czytać, nagłos przeczytał list. I krzyczy byliśmy grzeczni Mikołaj nie zapomniał, dostaliśmy prezent, kiedy on był?? zasypiając pytali co można za ta kwotę kupić, ile ta kwota jest warta, czy mogą słodycze.
Moje serce znów zaczęło bić,że jedna się udało, że jest nadal wiara w Mikołaja,że ja im jej nie zabrałam. Chłopcy zasnęli a my do "boju" ratować brania i pralkę. Finał taki,że z ubrań nie dało się uratować, pralka została naprawiona i co najważniejsze dzieciaki jeszcze parę lat wierzyły w Mikołaja, a ja od tamtej pory pięć razy sprawdzam pranie zanim uruchomię pralkę.
anita301066
napisał/a: anita301066 2009-05-07 17:41
Nasza przygoda z pralką zaczęła się zaraz po przeprowadzce do nowego mieszkania.
Nie wiedzieliśmy w co ręce włożyć , lecz postanowiliśmy że na pierwszym planie będzie pralka a to dlatego iż z poprzedniego mieszkania mieliśmy stertę prania,szczególnie naszego 3-letniego synka Michałka.
Następnie lodówka , kuchenka oraz cała reszta.
Zabrałam się więc za sortowanie prania , białe do białego , kolor do koloru.Przeglądając kieszenie spodni co robie zawsze znalazłam parę metalowych żołnierzyków mego synka i całe szczęście że je znalazłam z pralką nie ma żartów.
Wstawiłam pranie i poszłam się dalej rozpakowywać myślałam ,że końca nie będzie.W pewnym momencie spostrzegłam się ,że pralka nie wiruje a minęła z godzina od jej włączenia , poszłam więc sprawdzić co i jak.Okazało się ,że zatrzymała się w połowie prania ale dlaczego?Nie mogłam otworzyć pralki gdyż aby sprawdzić przyczynę gdyż blokada pralki wyłącza się po skończonym praniu.
Pomyślałam , no nie i to akurat teraz na nowym mieszaniu?Chwyciłam telefon w dłoń i zadzwoniłam po fachowca który zjawił się błyskawicznie.Udało mu się otworzyć pralkę i co ujrzał?
Po między bębnem a drzwiczkami pralki znajdował się żołnierzyk mego synka.
Ale przecież sprawdzałam wszystkie kieszenie , jak on się tam znalazł?
Bęben się zablokował i trochę zniekształcił , trzeba nowy rzekł fachowiec.
Usłyszawszy to mój synek powiedział:
-Mamo oddam swój bębenek!
Ale skąd go weźmiesz synku?zapytałam
-No z ucha Mamo!

Ach ile było śmiechu , aż do łez.Mąż nie mógł uwierzyć w zaistniałą sytuację , zresztą do dziś nie wierzy.
Dziś synek ma 10 lat i co jakiś czas pyta o jego wielki debiut na nowym mieszkaniu.Dziś pierzemy tą samą pralką lecz myślę ,że czas ją zmienić na lepszy model.
napisał/a: Broszka25 2009-05-08 19:14
[CENTER]Moja przygoda z praniem którą chce wam opowiedzieć,wydarzyła się dość dawno temu lecz zapadła w mej pamięci na długi czas i myślę ze dlugo jeszcze w niej pozostanie.

Był ciepły letni dzień,wróciłam z wakacyjnego wyjazdu w góry z dużą ilością odzieży do prania,ale moja sfatygowana pralka jak na złość nie chciała się nim zająć.

Zebrałam więc wszystkie rzeczy do torby podróżnej i ruszyłam w miasto w poszukiwaniu miejsca zwanego pralnią.

Gdy dotarlam na miejsce,okazało się że zapodziałam gdzieś pieniadze.Miałam jednak więcej szczęścia niż rozumu i jakiś miły pan "pozyczył" mi kilka zlotych by wyratować mnie z tej niezręcznej sytuacji.

Niewiele myśląc wrzuciłam pieniądze,zapakowałam ubrania do wielkiego bębna i nastawiłam pranie.Usiadłam sobie spokojnie i czekałam aż moje ulubione ubrania będa znów czyste i pachnące.Zatopiłam się w lekturze,lecz po chwili,spotkała mnie bardzo przykra niespodzianka.Gdy podniosłam wzrok z nad książki zobaczyłam coś co zmroziło mi krew z żyłach...

Znalazły się moje zguba...pieniądze prały się w moim nowym skorzanym porfelu,wraz z moimi rzeczami w wielkiej bezlistosnej maszynie!Niestety jak sie chwilę później okazało było zbyt późno na ratunek dla nich ;(
Gdy metalowy potwór w końcu uwolnił moje cenne ubrania ze swojej czeluści oraz resztki tego co zostało z mojego portfela,kart i pieniędzy miły pan o którym pisałam chwilę temu zaproponował swoją pomoc co okazało się najlepszą rzecza tego feralnego dnia.

Pojechaliśmy do banku bym mogła poprosić o wydanie nowych kart kredytowych a potem na lody by ochlodzić rozgrzane emocje co świetnie mi zrobiło...W banku było sporo zamiesznia ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło a lody okazaly się pyszne

Adam bo tak ma na imię mój wybawca,często śmieje się ze mnie,gdy czegoś zapomnę że głowę w pralce wyprać powinnam by odświezyć swoją pamięć ;D
[/CENTER]
napisał/a: foka 2009-05-09 14:56
Cóż tutaj dużo fantazjować wymyślać ja po prostu nie sprawdzam kieszeni w męża rzeczach dziwne ?? po prostu nie na widzę tego robić od zawsze i cóż stało się 25 lat temu może troszkę mniej upłynęło czasu po prostu wyprałam cały portfel z jego zawartością dowodem,przepustką do pracy biletem miesięcznym ,pieniążkami w mojej ,,Frani" ukochanej która to była cudem naszej rodzimej firmy krajowej i która to pomagała nam kobietą w naszym codziennym życiu jak nikt inny.Gdy spojrzałam po wyłączeniu i zobaczyłam,że coś pływa na powierzchni w pierwszej chwili myślałam,że to jakiś kawałek papieru itp.Po wyjęciu wszystkich rzeczy okazało się co to było :( a gdy męża o tym poinformowałam był wielki krzyk no i co ty narobiłaś.A ja cóż ,,Kochanie od zawsze wiesz,że nic nie zostawia się w kieszeniach jeśli coś dajesz do prania inaczej będzie to co się właśnie stało" i nic nie można było zmienić tylko dokumenty wyrobić portfelik wyrzucić a po pieniążki cóż bilonik został:)).I tak to było ja do dzisiaj nie sprawdzam kieszeni a jesteśmy już ze sobą 30 Lat ... i jest super:) A pralka cóż do niej należało prać a co to już inna sprawa.Więcej takich niespodzianek nie było no może chusteczka higieniczna się czasem wypierze w kieszeni ale to już mniejszy problem:).