Informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. forum rozmowy.polki.pl zostanie zamknięte. Jeśli chcesz zachować treści swoich postów lub ciekawych wątków prosimy o samodzielne skopiowanie ich przed tą datą. Po zamknięciu forum rozmowy.polki.pl, wszystkie treści na nim opublikowane zostaną trwale usunięte i nie będą archiwizowane.
Dziękujemy!
Redakcja polki.pl

Dodatkowo informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. wejdą w życie zmiany w Regulaminie oraz w Serwisie polki.pl

Zmiany wynikają z potrzeby dostosowania Regulaminu oraz Serwisu do aktualnie świadczonych usług, jak również do obowiązujących przepisów prawa.

Najważniejsze zmiany obejmują między innymi:

  • zakończenie świadczenia usługi Konta użytkownika,
  • zakończenie świadczenia usługi Forum: Rozmowy,
  • zakończenie świadczenia usługi Polki Rekomendują,
  • zmiany porządkowe i redakcyjne.

Z nową treścią Regulaminu możesz zapoznać się tutaj.

Informujemy, że jeśli z jakichś powodów nie akceptujesz treści nowego Regulaminu, masz możliwość wcześniejszego wypowiedzenia umowy o świadczenie usługi prowadzenia Konta użytkownika. W tym celu skontaktuj się z nami pod adresem: redakcja@polki.pl

Po zakończeniu świadczenia usług dane osobowe mogą być nadal przetwarzane, jednak wyłącznie, jeżeli jest to dozwolone lub wymagane w świetle obowiązującego prawa np. przetwarzanie w celach statystycznych, rozliczeniowych lub w celu dochodzenia roszczeń. W takim przypadku dane będą przetwarzane jedynie przez okres niezbędny do realizacji tego typu celów, nie dłużej niż 6 lat po zakończeniu świadczenia usług (okres przedawnienia roszczeń).

Konkurs "Jestem na TAK!"

napisał/a: Hekathe 2009-05-18 18:04
Szaleństwo....Ha...
Pamiętacie scenę jednego z teledysków Aerosmith, kiedy to Alicia Silverstone rzuca się z mostu na bungee, pokazując ukochanemu serdeczny palec...? No właśnie...
Mam lęk wysokości. Od zawsze, na zawsze. Ale... z lękami trzeba walczyć. Więc... Hop!!
Ma się znajomości - ma się zawsze dostęp do adrenalinki... i sprzętu do bungee...
Jeden telefon, drugi... "Jesteś pewna?!?!" - 50 takich pytań...
"Jak niczego innego!". Dzień wyznaczony, miejsce wyznaczone, paciorki zmówione...
Stoję na tym ogromny, paskudnym, wysokim moście i tonę w zimnych potach....
Podjeżdża Ukochany, próbuje mnie odwlec od pomysłu, wie, że się boję... No i ma rację... Bałam się jak jasna, ciężka choroba...
"Odliczamy od 10. Potem skaczesz. Nic Ci nie będzie, wszystko jest w porządku"
10, 9, 8, 7... 3,2...
Poleciałam.
Pewnie, to takie "typowe" szaleństwo. ALE... czy po takim typowym szaleństwie każdy traci głos na tydzień...? Chyba nie...
A ja straciłam. W życiu, jak Boga kocham, w życiu tak bardzo się nie darłam... Krzyczałam tak głośno, że samochody jadące po moście zatrzymywały się nie dlatego, że kierowcy widzieli tłum ludzi, tylko dlatego, że słyszeli przeraźliwy krzyk! TAK! Samochody, z ulicy!!!!Krzyk, pisk, jakieś pojedyncze słowa i - jak mi powiedziano - inne "nieludzko wysokie tony". Potem wymyślono bajkę, jak powstają zimne prądy...To Hekathe skacze z mostu i tak bardzo się wydziera, że zmroziwszy już krew w żyłach - musi zmrozić do innego - prąd w rzece...
Przez tydzień nie umiałam mówić. Gardło miałam tak bardzo podrażnione (bo nawet dyndając już po skoku nie umiałam przestać krzyczeć...), że przełykanie śliny było dla mnie nie lada wysiłkiem... Emocje i stres jeszcze nasiliły mi ból, zimne powietrze przełykane suchym gardłem podczas skoku podrapało mi przełyk... Zakaz odzywania się przez kilka dni, tony leków (haa, teraz jestem specem od gardłowych spraw!) i mleko z masłem jako "napój Bogów"...A fe!
Ukochany(któremu oczywiście palca nie pokazałam), roztrzęsiony i nie mniej wystraszony, mocno mnie przytulił, nazwał swoją ukochaną wariatką i powiedział, że dostałam zlecenie na wyburzanie budynków krzykiem:) hahaHA... A ja mu tylko wyskrzeczałam, że "hrrhrrSTRAhrhrSZhrNIE hrrBYŁhrrhrrrrO!". Ale byłam szczęśliwa... Naprawdę, szaleńczo, boląco szczęśliwa!
Minął już rok. Wysokości nadal się boję, wcale nie mniej, niż wcześniej...
A pogoda taka piękna...Hmmm;)
napisał/a: brzozak 2009-05-18 21:54
Szalona rzecz?
W moim życiu wszystko jest zaplanowane i poukładane. Dwie córeczki dokładnie w momencie w którym chciałam, do tego dziewczynki, czego chcieć więcej. Imprezy, ekstremalne sporty to nie dla mnie. W tym momencie najbardziej szalona dla mnie rzecz to ... kupno roweru ha ha koń by sie uśmiał
napisał/a: gaja30 2009-05-18 23:24
Na co dzień nie jestem szalona - za to bywam, kiedy nie ma czasu na roztrząsanie problemu i kalkulowanie. Mam parę niecodziennych wyczynów na koncie, ale te najbardziej spektakularne wiążą się nie z ludźmi, ale ze zwierzakami. Od dziecka latałam po drzewach i dachach, ratując kociaki, które postanowiły udawać wrony; jako ośmiolatka uciekłam nawet z domu prawie na cały dzień - razem z psem, którego moi rodzice nie chcieli przyjąć pod nasz dach jako czwartego szczekacza (oprócz trzech kotów). Znaleźli nas w końcu pod mostem w parku - wygraliśmy, spędziliśmy razem 9 lat i to była jedna z piękniejszych przyjaźni:)
Ale najmniej przemyślaną akcją było wyciąganie "spod noża" koziołka, którego wiekowa właścicielka chciała się pozbyć, bo sobie z nim nie radziła. Nie było czasu na myślenie - razem z koleżanką znalazłyśmy weterynarza, który obiecał przyjąć rogacza z bródką do swojego stada i dać mu pożyć w spokoju aż do emerytury. Wykupiłam więc od staruszki podrośniętego koziego malucha (okłamując rodzinę, że płaci ktoś inny), matkę kozę przekupiłam sałatą, spętałyśmy nieborakowi nogi i wsadziłyśmy wierzgającego do bagażnika fiata uno. Miałyśmy do pokonania jakieś 20 km - koziołek przez całą drogę beczał jak stado pobudzonych kozłów, kopał w bagażnik i wystawiał łeb prze otwór od strony siedzenia. Aśka gnała jak szalona, więc oczywiście złapali nas panowie w niebieskich mundurkach. Nigdy nie zapomnę ich min na widok naszej trójki, ale mandatu nie zapłaciłyśmy:) Przy wyładowywaniu koziego podlotka zaliczyłam solidnego kopniaka w kolano, ale akcja się powiodła:)
napisał/a: czarna2318 2009-05-19 07:09
Moje największe szaleństwo?
Casting w pewnym radiu.Gdy przeczytałam na plakacie,że regionalne radio szuka nowych głosów,zdecydowałam,że spróbuje swoich sił.To był impuls.Nie wiem czym się kierowałam.Ja nieśmiała dziewczyna ze wsi,wyruszyłam do wielkiego miasta,by robić karierę.Nie przerażały mnie nawet tłumy ludzi,chętnych do wzięcia udziału w castingu.Gdy weszłam do studia radiowego i kazano mi przeczytać tekst na kartce,byłam w takim stresie,że ledwo mogłam wydusić przez gardło słowa czytanego tekstu.Niestety nie udało się i nie zaczęłam radiowej kariery.Ale cieszę się,że spróbowałam,bo przy okazji zobaczyłam na żywo pana Cugowskiego z Budki Suflera:)Mam nadzieję,że to nie ostatnie takie szaleństwo w moim,życiu.Czekam,aż znów obudzi się we mnie ten impuls,który popchnie mnie do zrobienia czegoś szalonego:)
napisał/a: teresska 2009-05-19 08:28
najbardziej szalony... i jak sie okazalo kosztowny moj pomysl... wydarzyl sie pare lat temu...
narzeczony byl za granica i ja usychalam z tesknoty...:( i moja milosc i tesknota nie wytrzymywala...w nocy zamowilam taksowke na rano i - pojechalam 1000 km do kochanego...ktory jak wieczorem zobaczyl taksowke z Polski przed domem to prawie zemdlal... bylo fajnie,zabawnie i dosc drogo...:) ale czego to sie nie robi dla motylkow w brzuchu...:) :)
napisał/a: ~annakaras2009 2009-05-19 10:02
Mam siostre bliźniaczkę, często robiłyśmy różne numery, gdyż bardzo trudno Nas odróżnić. Nawet dziadkowie czasami jeszcze się mylą i dla formalności wolą się upewnić z kim mają do czynienia:) Rodzince mają sposób który trzymają w tajemnicy, i żadnen numer nie przejdzie. Od razu Nas rozpoznają.
Ciała takie same, włosy, dłonie, nawet ciuchy (chodzimy razem na zakupy i mamy takie same gusta), jednak coś Nas różni...
Co??
Lenistwo - lenistwo mojej siostry nie zna granic. Zamiast się uczyć, Ona woli chodzić na imprezki z koleżankami, plotkować, godzinami rozmawiać przez telefon lub umawiać się z chłopakami.
Ja natomiast cały wolny czas spędzałam czytając i ucząc się. Jestem domatorką a moja siostra duszą towarzystwa.
Siostrzyczka często powtarza, że jestem nudna a życie biegnie mi przez palce i dopiero mając 40 na karku stwierdzę, zmarnowałam połowę życia.
Pewnego dnia moja siostra oświadczyła mi, że nie umie nic kompletnie na kolokwium z podstaw prawoznawstwa.
A to wiązało się z nie dopuszczeniem do egzaminu.
Ja zaliczenie miałam już za sobą więc materiał miałam opanowany jak zwykle do perfekcji.
Po długim namowom, wiadrze wylanych łez postanowiłam pomóc siostrzyczce. Podała mnóstwo powodów dla których nie znalazła czasu na naukę.
Poszłam za Nią na egzamin.
Przyznam, że bardzo się bałam, byłam pewna, że ktoś zauważy, że to nie Beata.
Naszczęscie jednak tak sie nie stało.
Po 30 mnutach Profesor zebrał kartki, ja czym prędzej opuściłam sale, by nie wdawać się w rozmowy z nieznanymi mi ludzmi.
Siostra nie była jednak zadowolona, dostała 4+, i posądziła mnie, spadł jej ranking popularności, bo nie odpowiedziałam cześć jakiemuś jej koledze...
Siostrzyczka niezadowolona, ja pełna wyrzutów sumienia ... , tak zakończyła się Nasza zamiana ról...
To była szalona przygoda, z maksymalną dawką adrenaliny.
Jednak postanowiłam, że już nigdy więcej nie ulegnę mojej leniwej i lekkomyślnej siostrzyczce.
Takiego stresu nie przeżyłam jeszcze nigdy przed żadnym egzaminem :)
P.S. Mam nadzieję, ze siostrzyczce nie wpadnie do głowy już nigdy taki pomysł... kiedyś z przymrużeniem oka, stwierdziła, że na własny ślub kościelny wyśle mnie - swoją najukochańszą siostrzyczkę... :)
napisał/a: biedronka4 2009-05-19 11:17
W moje 16 urodziny , a było to ochochoooo już ładnych lat temu wybrałyśmy się z moją przyjaciółką Anką na Festiwal Rockowej Piosenki. A że ja miałam zadanie ze szkoły związane z robieniem ciekawych fotek to zabrałam aparat żeby coś uwiecznić na kliszy. W pierwszym rzędzie było cudownie widać wykonawców i cpykałam te zdjęcia aż skończyła mi sie klisza. Nie pamiętam nazwy tego zespołu , ale po koncercie podszedł do nas wokalista i poprosił o odbitki, byłam zaskoczona i wniebowzięta, moja koleżanka zresztą też! Anka z prędkością świata zaproponowała że jak chłopaki mają czas to pokażemy im miasto, i tak sie stało, było super, poznaliśmy się. To był początkujący zespół rockowy ale grali niesamowicie, ale najbardziej spodobało nam się że nie udawali żadnych gwiazd. Nawet sponsorów mieli biednych , bo znajomość nasza sie na tym nie skończyła i stała się rzecz szalona , kiedy przyjechali za jakiś czas na występy , nie mieli gdzie sie zatrzymać.Wyprosiłam i wymodliłam nocleg u mojej mamy w naszym domu i chłopaki sie zatrzymali. Było ich 4 i instrumenty, a chciałabym dodać że mieszkałam w 100 letniej bardzo biednej kamiennicy , w 2 pokojowym mieszkanku bardzo ciasnym , bez prawdziwej kuchni , z kibelkiem na dworku,i im to nie przeszkadzało. Mamunia moja zachowała sie cudownie , a szaleni chłopcy w podziękowanie na do widzenia oberwali w nocy wszystkie róże w parku miejskim , tysiące róż zdobiły jeszcze długo nasze domostwo , przypominając o szaleństwie naszym i zespołu rockowego.
napisał/a: annna84 2009-05-19 23:02
Najbardziej szalone było szukanie na czacie internetowym partnera na wesele... dwa dni przed weselem. Jako, że byłam singielką, a kolega, z którym miałam iść musiał wyjechać w delegację - wpadłam w desperację - a wtedy jak wiadomo robi się różne dziwne rzeczy. Z braku innych możliwości wybrałam czat. Nie wierzyłam, że uda mi się kogoś znaleźć, ale zdarzył się cud. Czułam, że to się źle skończy, ale umówiłam się z NIM dzień przed weselem. Było ok. Na weselu też było ok... i teraz też jest:) Niedługo minie rok, odkąd ponoszę konsekwencje mojego szaleństwa. Rzecz jasna nie żałuję:)
napisał/a: ~justaa26 2009-05-19 23:22
Może pomyślicie, że zwariowałam, ale moją najbardziej szaloną przygodą, niezapomnianym wspomnieniem, życiowym spontanem, ekstremalnym wyzwaniem i żywiołowym przeżyciem był....
....sex w windzie!!!
Polecam każdemu, bo takich doznań się nie zapomina i po latach wspomina z rumieńcem na twarzy;)
P.S. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że nie był to przypadkowy towarzysz "podróży"...
napisał/a: ~GosiaInuszka 2009-05-20 09:03
Moja Szalona Siostra
Nie jestem taka, jak główny bohater filmu "Jestem na TAK", ale Moja Siostra jest i to ona w naszej Rodzinie nie boi się nowych wyzwań i chwyta życie pełną garścią. Po zdaniu Matury zamiast iść na studia, wyjechała do Paryża, i to na długo przed wstąpieniem Polski do Unii. Oczywiście nie znała języka i nie miałyśmy tam nikogo znajomego. I tak naprawdę wszystkie moje szaleństwa przydarzyły mi się gdy byłam z Nią. A było ich całe mnóstwo! Któregoś razu wzięłyśmy dzieci i pojechałyśmy Jej samochodem do parku. Wypakowałyśmy hulajnogę, wózek, lalkę i ruszyłyśmy na wyprawę. Jakie było nasze zdziwienie, gdy po około półtorej godziny wracamy, a w naszym samochodzie drzwi pasażera otwarte na całą szerokość, obok stoi Policja - chyba ktoś nas okradł? Okazało się, że samochód owszem zamknęłyśmy, pilotem, ale drzwi zostawiłyśmy otwarte na oścież, Policja przejeżdżała, zobaczyła otwarty samochód, zatrzymała się i ponad godzinę pilnowała, aż właściciel łaskawie zjawi się. Oczywiście nic nie zginęło i Siostra mandatu też nie dostała, bo się Mundurowym Jej żal zrobiło.
Innym razem pojechałyśmy do Stolicy na sympozjum: ja, Siostra i jej koleżanka z pracy. Zarezerwowałyśmy 3-osobowy pokój w hotelu, ale okazało się, że przez pomyłkę mamy "dwójkę" i "jedynkę" (Siostra rezerwowała i Pani od rezerwacji zrozumiała, że o to jej chodziło). Siostra wpadła na pomysł, żeby w jednym pokoju zrobić sypialnię - przeciągnęłyśmy łóżko z "jedynki" przez cały korytarz, a w drugim - pokój naukowy, żeby w ciszy przygotować się do wystąpienia na tym seminarium. Rano szybko wyszłyśmy, wszystko poszło dobrze, a gdy wróciłyśmy Pani, która sprząta w hotelu powiedziała nam, że mało zawału nie dostała, gdy weszła do pokoju hotelowego, a tam nie ma łóżka. Pomyślała sobie, że już widziała wszystko, że ludzie z hotelu wynoszą - ręczniki, szlafroki, mydełka, ale żeby łóżko - tego jeszcze nie było. Zastanawiała się nawet jak to technicznie zrobić, bo pokój był na 3 pietrze, a przez główne wejście Recepcja zauważyłaby przecież. Na szczęście skojarzyła, że dwa pokoje wynajęte są na jedną firmę i odetchnęła z ulgą, gdy w "dwójce" zobaczyła 3 łóżka.
Kiedyś byłyśmy na zakupach w hipermarkecie, cała taśma zakupów, a coś się popsuło i kartą płacić nie można było, więc szybko biegniemy z Siostrą do bankomatu, a tu pech, maszyna zabrała Kartę Płatniczą. Siostra dzwoni więc szybki, na podany numer, a tam miła Pani mówi: "Czy mogłaby Pani zajrzeć do portmonetki i sprawdzić czy tam nie ma Karty?" Siostra zdenerwowała się trochę, ale sprawdza...i tu niespodzianka, Karta Płatnicza na swoim miejscu, co "połknął" bankomat - do dziś nie wiemy.
Zdarzyło mi się też jechać z Siostrą samochodem i słyszeć, jak nawigacja GPS krzyczy na nią. Moja mówi takim monotonnym głosem, że usnąć można, a Jej - gdy trzy razy nie skręciłyśmy w lewo (Siostra skręca tylko w prawo) - "podniosła głos" i krzyknęła: "W lewo!".
I tak mam z Nią cały czas! dlatego pomyślałam sobie, że magiczny brelok, który odpowiada na pytania, bardzo by się jej przydał. Pozdrawiam serdecznie.
napisał/a: myszata7 2009-05-20 12:06
Początek lat dziewięćdziesiątych był czasem kiedy zaczęłam interesować się ruchami ekologicznymi. Jak to z neofitami bywa w ową działalność zaangażowałam się całą duszą i ciałem, moim mottem życiowym było hasło: „W obronie Matki Ziemi nie ma kompromisów”. Mieszkałam wtedy w Nowym Targu i gdy rozpoczęto budowę zapory w Czorsztynie, uczestnictwo w akcjach protestacyjnych uznałam za swój święty obowiązek. Razem z grupą najbardziej zdeterminowanych towarzyszy zablokowaliśmy drogę przykuwając się do barykady i ciężkiego sprzętu pracującego na budowie. Na policję czekać długo nie trzeba było, przyjechali przygotowani z nożycami do cięcia metalu i dosłownie pozanosili nas do policyjnych samochodów ponieważ jako zdeklarowani pacyfiści stawaliśmy jedynie bierny opór co polegało głównie na leżeniu plackiem. Skończyło się krótkim aresztem i sprawą na kolegium w przyśpieszonym trybie. Miałam szczęście ponieważ trafiłam na proekologiczną sędzinę, a może po prostu sama miała nastoletnią dziatwę? W każdym razie wyrok był łagodny, a tamten okres wspominam mimo wszystko bardzo miło. Na pamiątkę do dziś przechowuję „służbową” koszulkę ;)
napisał/a: ela1951 2009-05-20 13:45
Moim prywatnym małym szaleństwem, które "popełniłam" kilka dni temu, aby uczcić udaną walkę ze zrzuceniem (póki co:)) 2 kg było kupno nowej bluzki nie bacząc na zbliżający się koniec miesiąca i rażące pustki w portfelu- co jest dla mnie przejawem niezwykłej odwagi :).
Bluzeczka jest koszulowa, niezwykle kobieca i po raz pierwszy chyba w moim życiu taka prawdziwie, soczyście zielona. Gdy ją założyłam uśmiechnęłam się do siebie w lustrze (i nie był to przejaw szaleństwa duszy, bo naprawdę się sobie w niej podobam) i teraz mogłabym dodać, że z moich oczu dało się wyczytać, że...
JESTEM NA TAK!!! ;)

Dziękuję!