Konkurs "Niezapomniane wakacje"

Redakcja
napisał/a: Redakcja 2009-07-17 16:53
Kochani, przepraszamy za opóźnienia w podaniu Laureatów konkursu, ale sezon wakacyjny trwa i stąd to zamieszanie.

Było bardzo trudno wybrać tylko 5 Laureatów, bo wszystkie Wasze propozycje były bardzo ciekawe, ale nagród mamy tylko 5.
Otrzymują je:
1. Sylka28
2. Jutrzenka17
3. zebrrra
4. agawa78
5. anakea30

Gratulujemy wygranej!!!
Redakcja wyśle informacje o wygranej na prywatną skrzynkę na forum.


Do wygrania jest 5 zestawów nagród. Każdy zestaw zawiera:

- film DVD "Moje wielkie greckie wesele
- przewodnik po Grecji Pascala
- ręcznik plażowy z filmu "Moja wielka grecka wycieczka"

Zadanie konkursowe:
Opisz nam swoje wakacje (podróż, wycieczkę), która najbardziej zapadła Ci w pamięci. Post należy zamieścić na forum polki.pl

Zasady konkursu:
1. Konkurs zostanie przeprowadzony na forum serwisu polki.pl w terminie od 17 do 31 lipca 2009 r.
2. Prace będą oceniane przez konkursowe jury złożone z Redakcji serwisu www.polki.pl.
3. Nagrody trafią do osób, których prace jury oceni najwyżej.
4. Jury podejmie decyzję dotyczącą zwycięzców 4 sierpnia i prześle informacje do osób nagrodzonych na ich prywatne skrzynki na forum z prośbą o podanie adresu wysyłki nagród. Wyślemy je pocztą niezwłocznie po uzyskaniu danych adresowych zwycięzców.
5. Prawa autorskie majątkowe do prac nadesłanych przez uczestników konkursu powinny należeć do uczestników konkursu. Uczestnicy konkursu ponoszą pełną odpowiedzialność wobec Organizatora w przypadku zgłoszenia przez osoby trzecie roszczeń z tytułu naruszenia ich praw wskutek wykorzystania przez Organizatora tekstów zgodnie z niniejszym Regulaminem.
6. Zgłoszenia muszą być unikalnymi treściami, stworzonymi specjalnie na potrzeby danego konkursu. Teksty, które dostępne są już w internecie, na innych serwisach będą dyskwalifikowane.
7. Wszelkie zgłoszenia nieprawidłowości i naruszenia zasad konkursowych należy zgłaszać na redakcyjną skrzynkę forumową do dnia poprzedzającego rozwiązanie konkursu. Po tym terminie Jury nie będzie takich zgłoszeń brać pod uwagę.
8. Dane do odbioru nagrody należy wysłać na redakcyjną skrzynkę forumową najpóźniej do 15 sierpnia 2009 r. W przypadku przekroczenia tego terminu nagrody przepadają!
napisał/a: ~Iskierka25 2009-07-17 18:58
Niezapomniane wakacje spędziłam wbrew pozorom w Polsce i to w miejscu pozornie mało ciekawym bo w SULEJOWIE.Byłam tam z paczka przyjaciół i mimo tego że nie było morza ani gór świetnie się bawiliśmy.Już nigdy,nigdzie i z nikim nie udało mi się powtórzyć tak wspaniałego wypadu.
Cikitusia
napisał/a: Cikitusia 2009-07-17 20:41
Wakacje???? Pozornie szara codzienność. Wakacje 2007 które spędziłam w domu. Wiek nie pozwolił mi już na wyjazd na kolonie, a niestety nie miałam funduszy żeby sama gdzieś pojechać. Wakacje spędziłam ze świetnym facetem, który pokazał mi że w moje wsi nie można się nudzić, choć zawsze tak myślałam. Chodziliśmy na festyny do okolicznych wiosek, mogłam się wyszeleć i wytańczyć co bardzo lubię, wylegiwałam się w słońcu nad rzeką, poznawałam nowy rodzaj muzyki, nowe smaki (jest kucharzem), nowe miejsca i nowe gry karciane...... To były wakacje jak ze snów, których nidgy nie zapomnę.....

A więc nie potrzeba drogich wyjazdów, czy zwiedzania średnoiwiecznych budowli aby poznać szczęście i dobrze się bawić w upalne dni....
enigma10
napisał/a: enigma10 2009-07-17 23:04
To było kilkanaście lat temu.
Siedziałam w domu i kułam do poprawkowego zaliczenia.
W ogóle nie planowałam żadnego wyjazdu w czasie wakacji.
Aż tu pewnego dnia wpadła do mnie grupka moich dobrych znajomych, kazała się szybko decydować - bo moi znajomi wymyslili, że pojedziemy na wycieczkę.
Do Gruzji. A co! Wszyscy jeździli do Włoch, do Francji - to my mieliśmy pojechać w przeciwnym kierunku.
Nie bez znaczenia było również to, że wycieczka miała dość atrakcyjną cenę.

Tak więc spakowałam się w ekspresowym tempie i pojechaliśmy.
Najpierw jechaliśmy autobusem. Potem była przesiadka do pociągu. Potem znów autobus, nocleg - a rano na lotnisko i wsiedliśmy do samolotu. Rosyjskiego odrzutowca....Leciałam pierwszy raz w życiu i wcale nie miałam żadnych obaw czy lęków. Myślę, że teraz za nic w świecie nie wsiadłabym do takiego rozklekotanego samolotu.
Zamiast do Suchumi - dolecieliśmy do Batumi. Lotnisko przypominało prowincjonalny dworzec pks, a my na tym lotnisku spędziliśmy noc.
Rano znów wsiedliśmy w autobus i krętymi górskimi drogami pojechaliśmy do Gagry.
Bo w Gagrze mieliśmy spędzić dwa tygodnie.

Po drodze widoki były cudowne. A w samej Gagrze też było pięknie - rosły palmy! Zostawiliśmy bagaże i pobiegliśmy nad morze. Bo Gagra lezy nad Morzem Czarnym.
Wprawdzie plaża była kamienista, ale w niczym nam to nie przeszkadzało. Kąpaliśmy się w ciepłym morzu, wylegiwaliśmy na plaży i jedliśmy niesamowite ilości owoców: arbuzów, melonów, winogron i fig. To była rozpusta owocowa;)

To były niezwykłe dwa tygodnie - cudowna przyroda, przyjaźni ludzie.
Tam dowiedzieliśmy się, że Abchazja to nie Gruzja i że z Gruzją nie łączą ich (Abchazów) zbyt dobre stosunki.
Gdy wyjeżdżaliśmy stamtąd, obiecaliśmy sobie, że wrócimy tam na pewno.
Niestety, niedługo po naszym wyjeździe wybuchła tam wojna i nie dane nam było dotrzymać tej obietnicy.
Szkoda.
Pozostały piękne wspomnienia i trochę zdjęć.
napisał/a: nagietkaa 2009-07-18 12:45
[CENTER]Słoneczna Pogorzelica [/CENTER]

[CENTER]Pogorzelica kojarzy mi sie ze wspaniałym słońcem, a ono z niesamowitymi promyczkami.....[/CENTER]

Pierwszy promyk słońca: jest jak śpiew ptaków, delikatnie budzi mnie do życia i prowadzi w kierunku plaży.....

Drugi promyk słońca: jest jak dobra, gorąca kawa o poranku, nie tylko dodaje energii, ale przede wszystkim ładuje baterie mojej wakacyjnej mocy na cały dzień.....

Trzeci promyk słońca: jest niczym spora dawka humoru, nie tylko wywołuje na mej twarzy uśmiech od ucha do ucha, ale przede wszystkim sprawia, że w mych oczach pojawia się prawdziwa radość.....

Czwarty promyk słońca: jest jak piasek, co lekko masuje moje stopy i sprawia, że mam okazję doswiadczyć nie jednego nadmorskiego masażu.....

Piaty promyk słońca: jest jak morski szum fal, jest najmiilszą i najprzyjemniejszą muzyka dla moich uszu w całej Pogorzelicy.....

Szósty promyk słonca: jest jak pogorzelicki wiatr, rozwiewa moje włosy i sprawia, że człowiek czuje się wolny jak ptak.....

Siódmy promyk słońca: to swiadomość tego, że jestem w miejscu, gdzie czuje się milo i bezpiecznie. Otoczona rodzina, przyjaciółmi, fajnie spedzalismy i spedzamy czas w Pogorzelicy, pełnej osobistego uroku oraz czaru, ktory nie pozwala przejechać tuż obok niej obojętnej.

[CENTER]Słonecznych wakacji dla wszystkich :) [/FONT][/CENTER]
napisał/a: biala1205 2009-07-18 16:45
Na wyjazd z TŻ zdecydowaliśmy się praktycznie w ostatniej chwili. Wystarczyło jedynie poszukać ciekawej oferty i wyruszyć w drogę. Nasz wybór padł na Hiszpanię.
Gdy dotarliśmy na miejsce, przywitało nas słońce. Temperatura była wysoka, więc nie chcąc tracić ani jednego dnia, wybraliśmy się na plażę. Piasek był ciepły, delikatnie masował stopy. Był koloru złotego, a lazur morza ciągnął się nieprzerwanie. Przepiękne były wspólne z TŻ zachody słońca, przy których siedzieliśmy wtuleni w siebie...
Pogoda sprzyjała zwiedzaniu. Zobaczyliśmy Barcelonę z jej licznymi zabytkami (m.in. Sagrada Familia, La Rambla), a wieczorem podziwialiśmy kolorowe fontanny. Kolejnym naszym celem był Marineland, gdzie można było zobaczyć pokaz umiejętności delfinów i fok oraz zobaczyć je z bliska. W owym parku było kilka ogromnych zjeżdżalni, z których korzystaliśmy bez przerwy, bawiąc się przy tym jak dzieci.
Hiszpanie to ludzie lubiący różnego rodzaju imprezy, więc będąc w Hiszpanii grzechem jest "nie zakosztować" prawdziwej zabawy. Razem z Hiszpanami wybraliśmy się na dyskotekę, gdzie szaleliśmy do białego rana.
Kosztowaliśmy kuchni hiszpańskiej oraz ich tradycyjnych alkoholi.
Przy okazji nauczyliśmy się kilku hiszpańskich zwrotów.
Wakacje były bardzo udane i na pewno ich nie zapomnę. Spontaniczne wyprawy zawsze są najlepsze!
sylka28
napisał/a: sylka28 2009-07-19 00:13
Dwa lata temu,wsiedliśmy z mężem w samochód i pojechalismy przed siebie. Cel był jeden- dobrze sie bawić, kierunek - południe Polski, Szlak Orlich Gniazd i kilka innych miejsc. Spakowalismy kołdrę, poduszki, pościel, koce, ciuchy, troche jedzenia... bo nie wiedzieliśmy, gdzie będziemy spać i w jakich warunkach. Zabraliśmy telefony, ładowarki, kanapki, termos z kawą i herbatą i raniuśko, skoro świt wyjechalismy na nasz pierwszy poważny urlop. W ostatniej chwili wyszukałam w internecie adresy domów noclegowych, schronisk młodzieżowych, pensjonatów. Nic nie rezerwowaliśmy, bo nie chcielismy sie śpieszyć. Dzwoniliśmy tego samego dnia, kiedy dojażdzalismy do miasteczka, w ktorym zdecydowalismy sie zostac na noc. To byly niezapomniane wakacje. Zwiedziliśmy Jasna Góre i nocowalismy w Domu Pielgrzyma, potem wyruszyliśmy dalej, zwiedzić ruiny zamku w Olsztynie, ruiny zamku Ogrodzieniec, gdzie pozostały dekoracje z kręcenia Zemsty przez A. Wajdę, potem spacer po Parku Ojcowskim, Jaskinia Łokietka, gdzie jak sie okazało doszlismy najdłuższa i najtrudniejszą drogą. My, świeżynki w takich wyprawach wybraliśmy się na szlak dla doswiadczonych piechurów. Uff, naszlismy sie i jakie było nasze zdziwienie, ze można było podjechać samochodem od drugiej strony, gdzie było maksymalnie 200 metrów do przejscia i juz było się w Jaskini. A my? Kutewka, szlismy ponad godzine w gore i w gore i konca widac nie bylo. Za to chlod jaskini to byl balsam na nasze rozgrzane i spocone ciala. Widok z ruin zameczku na dolinę Prądnika, wart wspinaczki i całej wyprawy. hihihi no i jakie bylo zdziwienia Pani ze sklepiku, jak zapytalam, czy sa splywy tratwami po Prądniku. Ale Zonk. do głowy mi nie przyszło, ze ta mała rzeczka, a raczej strumyczek ukryty wśród trawy, to właśnie ten Prądnik. Ja tu dużej rzeki szukałam, a tu masz ci los, na jaką ignorantkę wyszłam, aż sie zaczerwieniłam po koniuszek nosa hihihihi.
Zaliczylismy wizytę w Zamku na Pieskowej Skale, sfotografowaliśmy Maczuge Herkulesa, którą do tej pory podziwiałam tylko na zdjeciach. Najsmutniejszy dzień spędziliśmy zwiedzając Brzezinkę i Oświęcim, BYło strasznie smutno i strasznie gorąco, ale warto było. Każdy powinien choć raz tam być i wtedy nie pojawiałyby się głosy, ze Holokaustu nie było! Swiadomośc ogromu cierpień, morderstw, eksperymentów i walka ludzi o przetrwanie.... nie można sobie tego wyobrazić tylko czytając w podręcznikach do historii. trzeba stanac na polach Brzezinki i zobaczyć, że gdzie okiem sięgnąć stały baraki i więziono tam ludzi. przeraża skala całego przedsięwzięcia, skala morderstw...Ludzie Ludziom....niewyobrażalne, niepojęte, a jednak prawdziwe. Oświęcim zwiedzała akurat grupa z Izraela. Kiedy pod Scianą gdzie wykonywano egzekucje, chór zaśpiewał Ave Maria, łzy same leciały mi jak grochy i nie mogłam ich powstrzymać.
Potem zwiedzaliśmy Kraków, a jakże, Smoka też widzieliśmy i nawet wysłałam sms i zazionął ogniem specjalnie dla mnie, co nie omieszkałam uwiecznić na fotografii a Smok oznajmił mi to osobiście w SMS-ie. Aparat cyfrowy to podstawa takiej wyprawy. Skwar byl ogromny, kolejka po bilety na Wawel od 7:00 rano a i tak nie dostalismy biletow na wszystko, co chcielismy. w grocie Smoka chwila oddechu i ochlody, az sie nie chcialo wychodzic. sknerusy a moze raczej oszczednisie i przedsiebiorczy z nas ludzie, bo znalezlismy nocleg w Krakowie za 17 zlotych i to jeszcze parking dla autka za zamknieta na klodke brama, 20 minut tramwajem od starowki. przydaly sie kontakty z internetu):) Noclegi w internatach, tanie i wygodne.
Wielkie, pozytywne wrazenie zrobila na nas Wieliczka i kopalnia soli. Udalo nam sie trafic tak, ze nie bylo kolejek, spokojnie, malo turystow... pod ziemia zapach soli, wilgotno i chlodno, na powierzchni skwar, jakiego tego lata jeszcze nie bylo. Zwiedzanie kopalni warte bylo tych 50 zl od osoby, ale i tak najbardziej podobalo nam sie muzeum, ktore nie jest na trasie standardowego zwiedzania, a ktore mozna osobno, w cenie biletu zwiedzic z przewodnikiem. Warto. malo kto sie na to decyduje, bo i pierwsza trasa byla dluga i sporo osob bylo zmeczonych, ale my, nie wiadomo, kiedy tam pojedziemy drugi raz, wiec zostalismy. Nie przyszlo nam do glowy, ze pod ziemia karta platnicza nie zaplacimy. Glupoleeee. Ostatnie pieniazki starczyly nam na fasolke po bretonsku i zurek z kielbaska, ale na chleb nam juz nie starczylo. Chyba wygladalismy na glodnych, bo pani spojrzala na nas z wyrazem zrozumienia na twarzy, podala pajde chleba glodnym biedaczyskom i powiedziala, ze juz nam za ten chleb nie policzy... nauczka na przyszlosc, ze zawsze trzeba miec przy sobie troche gotowki. Muzeum piękne, ciekawe, przewodnik potrafil nas zaczarować opowiesciami. Wyjezdzajac na powierzchnie zalowalismy, ze trwalo to tak krotko, a przeciez spedzilismy tam caly dzien. Ostatni nocleg zaliczylismy niedaleko Wieliczki- spisalismy numer telefonu z ogloszenia na słupie. Okolica piekna, cicha, spokojna....Wycieczka niezapomniana. Spontaniczna, niezaplanowana do konca, nigdzie sie nie musielismy spieszyc i dzieki temu nie denerwowalismy sie, ze mamy zarezrwowane pokoje i trzeba gdzies byc na czas. dzieki temu nie klocilismy sie, nie poganialismy, milo spedzilismy czas, a mój mąż, spioch straszny, wstawał grzecznie o 7:00 rano i bez marudzenia szykowal sie codziennie na zwiedzanie. Aż nie mogłam wyjsc z podziwu.
Drugie niezapomniane wakacje, tez spontaniczne. Decyzja z dnia na dzien, wyjazd w góry, nasze Tatry, potem Słowacja, Tatralandia... no i najpiękniejsza chwila, kiedy po tym wyjeździe, na teście ciążowym pojawiły się dwie kreseczki. Dziś moje Dwie Kreseczki mają juz 7 miesięcy i na imię Ewa Maria. Kiedy spogladam na nią, przypomina mi sie każda piękna chwila tych Drugich, cudownych wakacji.... spacer nad Morskie Oko, śnieg w maju):) spacer Doliną Kościeliską, wspinaczka po mokrych kamieniach do Jaskini Mroźnej, gorące źródła w Tatralandii w Liptowskim Mikulaszu i oboje z mężem się zastanawiamy, czy nasze szczęście zakiełkowało na Słowacji, w Bukowinie Tatrzańskiej, czy zaraz po powrocie, kiedy jeszcze żyliśmy wycieczką i wspominaliśmy nasz wyjazd przytulajac się i wypoczywajac w naszym małzenskim łożu.

To są moje dwie niezapomniane wyprawy wakacujne, urlopowe i to w Polsce. Tyle jeszcze bym chciala u nas zobaczyc, ze na razie o wyjeździe dalej nie myślę. Tyle jest rzeczy do pokazanie Małej Ewce.... kiedyś mamusia i tatus zabiorą ja na szlak, na wyprawę w miejsce, gdzie powstała, jako mały groszek w brzuchu mamusi.
napisał/a: iwonciaaa 2009-07-20 20:09
Najwspanialsze wakacje miały miejsce w tym właśnie roku!
Tak to 2009 rok, dał mi tak wiele wakacyjnego szczęścia.
Ukochany zabrał mnie w góry. Piękne polskie krajobrazy i rozległe tereny cieszyły moje oczy już podczas jazdy pociągiem. ,,Samochód zostaje na wakacjach w garażu'' stwierdził mój ukochany, po czym z uśmiechem pokazał mi bilety na pociąg. Nie przeszkadzała mi nawet szkolna wycieczka, która zachowywała się gwarniej niż rój, ani starszy pan opowiadający sprośne dowcipy. Cieszyłam się pięknem widoków za oknem i obecnością ukochanego. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, byłam już zmęczona. Wchodziliśmy wciąż wyżej i wyżej, a ja niczym pewien sympatyczny osiołek zadawałam znane wszystkim pytanie ,,Daleko jeszcze?'' Daleko było ponad 1000 m.n.p.m
Było Warto! Góralski drewniany domek, specjalnie dla nas. Wiele by opowiadać najlepiej wspominam:
-gościnność ludzi
-góralskie biesiady
-oscypki, kozie mleko i naturalne produkty
-nasze wycieczki o 4 rano

Kocham Cię kochanie :)
napisał/a: ~moniau 2009-07-20 20:12
O podróżach mogłabym ksiązki pisać
Kocham to! Nie wiem jak można wybrać najpiękniejsze wakacje...bo dla mnie każde jedne są wyjątkowe, każde miejsce inne, magiczne, a czas tam spędzony zawsze z rodziną to niezwykły, niezapomniany i najpięknieszy czas...
Które wakacje najlepsze? nie mogłabym wybrac jednych, dlatego opsize ostatnie, bo to najświeższe wspomnienia, codziennie opisywane przez naszego synka, przed chwilą wieszane zdjęcie, ubrania jeszcze nie wyprane :), walizka jeszcze nie schowana... te wakacje czuć u nas w domu, ich zapach unosi sie na każdym kroku a muszelka leży w każdym kącie.
To również pierwsze wakcje w czwórkę, bo jak sie okazało zabraliśmy na nie "pasażera na gapę" który usadowił się wygodnie w moim brzuszku
Te wakacje spędzilismy w Tunezji, gdzie czas płynie wolno, dzień snuje sie w nieskończoność, plaża jest na wyciągnięcie ręki, basen widzimy z okna...a czego 4-rolatkowi potrzeba wiecej? jedynie rodziców
Tam też zobacyzliśmy pustynię, jechaliśmy na wielbłądach, a naszy synek rozwodził się na ich grzbiecie na tematy niemalże filozowiczne.."różnica psiej kupy i kupy wielbłąda" :) tam trzymyał w rekach lisa pustynnego, miał na bluzce salamandry, wspinał się na skały do oazy skalistej, widział wodospady, jechał jeepami, miał piasek w każdym zakamarku ciała, a basen to był jego drugi dom. Tam miał rodziców tlyko dla siebie, na stałe, bez przerw na pranie, gotowanie, sprzątanie... miał nas a my jego i siebie na wzajem na wyłącznośc, czy jest coś fajneijszego niż chwile wspólnie spędzone, czy jest coś fajniejszego niż spacer brzegiem morza, niż ganianie sie po plaży, wrzucanie się do basenu, niż obserwowanie uśmiechów najbliższych osób? niż radość najbliższych w każdej chwli dnia i nocy? Dla mnie nie ma nic fajniejszego!
to najcenniejsze i najwspanialsze chwile, nasze chwile! I nie ważne czy to jest Tunezja, Azja, Dominikana, Bałtyk, ważne ze jest się razem, że czas spędzony tam to taka odskocznia od rutyny, biegu, pędu i codzienności, to czas spędzony z bliskimi i dla nich...



napisał/a: gaja30 2009-07-20 23:12
Dla mnie wakacje zaczęły się w tym roku wcześniej niż zwykle - już w maju. Strasznie tęskniłam za przyrodą i nie mogłam się doczekać momentu, kiedy na zielonym kobiercu zapomnę o stresie dnia codziennego. Od dawna planowałam wycieczkę na Podlasie. Kusiła mnie żubrami Puszcza Białowieska, nęciły stareńkie cerkiewki i wiekowe synagogi rozsiane po wioskach i miasteczkach, gdzie diabeł, śpiewnie zaciągając, mówi wszystkim "dobranoc". "I wtedy przyszedł maj, zrobiło się gorąco", a ja spakowałam plecak, wyciągęłam sprzed komputera męża i odjechaliśmy w siną dal na nasze małe podlaskie wakacje;)

Nie bardzo wiedzieliśmy, jak będzie wyglądała ta wyprawa, i co najpierw zobaczymy. Tykocin, Białystok, puszcza, szlak cerkwi i szlak tatarski, może Biebrza - takie były plany, i pewnie udałoby się zrealizować większą część z nich, gdyby nie odkryta w ostatniej chwili maleńka notka w przewodniku i nazwa: Pentowo - Europejska Wieś Bociania. Dotarliśmy tam szosą z Tykocina na Kiermusy. Zostawiliśmy samochód na dzikim parkingu i pomaszerowaliśmy piaszczystą dróżką do celu. Klekot bocianów towarzyszył nam od pierwszych kroków, od czasu do czasu włączały się skowronki, które postanowiły konkurować z czerwonodziobymi. Las dyszał świeżością, słoneczko przygrzewało, bociany fruwały nad głowami - żyć, nie umierać - błogi uśmiech nie schodził nam z ust, a powieki opadały... Bocianoterapia na całego;)

Nietrudno było się domyśleć, że jesteśmy na miejscu. Nie musieliśmy nawet otwierać oczu - prowadził nas rosnący w siłę chór bociani. I oto meta: przepiękny stary drewniany dwór na nadnarwiańskiej łące i kilka ogromnych budynków gospodarczych, a na nich... ponad 20 gniazd! Trafiliśmy akurat na gody - ptaki nie były zajęte zdobywaniem pożywienia, ale na szczęście robiły sobie przerwy w miłosnym tańcu, kołując nad zabudowaniami. Można je było podglądać także z wieży widkowej i pomostu na starorzeczu Narwi, gdzie żerują. Ale to nie koniec atrakcji: na przepięknej łące pasło się stado koników polskich, które z wielką lubością podtykały miękkie łby do głaskania. A na drzewach prezentowały swe wdzięki najrozmaitsze ptaki, wypinając maleńkie piersi i nadwerężając gardła:)

To była piękna wyprawa - takie uroczyste otwarcie naszego wakacyjnego sezonu. I choć niedawno zaliczyliśmy zupełnie spontaniczny wypad do Turcji, a potem parę dni w Beskidach, to właśnie Pentowo jawi mi się sielsko i anielsko. Wrócimy tam jesienią - po nową dawkę wyciszenia i nieznanych emocji, kiedy ptaki urządzą nam spektakl pt. "Odlot"...
napisał/a: mychah 2009-07-21 12:58
kiedyś to były wakacje...kiedy człowiek, był znaczniej mniejszy, młodszy i na wszystko miał inne spojrzenie i swoje wytłumaczenie. Praktycznie co rok jeździłam do dziadka na wieś i to dla takiego małego urwisa był prawdziwy raj na ziemi, kąpiel w beczce, szklanka ciepłego mleka prosto od krowy, picie zimnej wody prosto z kranu, czy też pajda chleba wiejskiego, własnego, babcinego wypieku ze śmietaną i cukrem. To było życie, pełna przygód wyprawa z dziadkiem po siano, czy też zbieranie siana i boleśnie pokłute nogi. Kiedy siedziałam na wozie, na samym szczycie sianowej kopki czułam się lepiej niż nie jedna księżniczka. A jakie dla mnie wyróżnienie było moja pierwsza samodzielna przejażdżka ciągnikiem...to było coś ręce drżące i kierunek nie ten, co powinno się obrać:) Człowiek był zmęczony ale jaki zadowolony.. Kiedyś całkiem inaczej się do tego podchodziło, babcia wynagradzała lodami, a my z uśmiechem na ustach mogliśmy góry przenosić. Takie wakacje będę pamiętała całe życie i żaden piękny widok mi ich nie przyćmi, bo to były moje niedorosłe wakacje.
napisał/a: Jutrzenka17 2009-07-21 16:21
Zewsząd zasypywani jesteśmy atrakcyjnymi ofertami Last Minute, do Francji, Hiszpanii, czy bardziej egzotycznymi, do ciepłych krajów. Jednak ja wybrałam inną podróż, bo na Wschód, do naszych sąsiadów, Ukraińców. Wydawać by się mogło, że kraj niestabilny politycznie i taki, o którym prawdę mówiąc mało wiemy, nie ma nic do zaoferowania, ale nic bardziej mylnego. Sama doszłam do takiego wniosku, dopiero gdy się tam znalazłam.
Podróż rozpoczęłam od miasta, które ma dla Polaków wielką wartość sentymentalną, które na przestrzeni dziejów wielokrotnie należało do Rzeczpospolitej, a mowa tu oczywiście o Lwowie. Moim zdaniem najlepszą formą podróży jest pociąg. Dopiero w Przemyślu musimy przesiąść się do bezpośredniego, ukraińskiego pociągu do Lwowa. Sama podróż z Przemyśla do Lwowa trwa niespełna trzy godziny. Dla mnie już pierwszym zaskoczeniem był lwowski dworzec, wyglądający prawie jak zabytkowy pałacyk. Wysiadając z pociągu, naszym oczom ukazuje się pięknie oszklony peron. Zaskakuje też niesamowita czystość i śnieżnobiałe zasłony w oknach, co na ogół nie zdarza się w takim miejscu. Wychodząc na zewnątrz kolejne miłe zaskoczenie – lwowskie tramwaje. Może nie są one najlepszej jakości, ale są bardzo tanie, w przeliczeniu na złotego, płacimy jedyne trzydzieści groszy i możemy jeździć dowoli. Kolejnym punktem podróży jest zakwaterowanie, ale we Lwowie, to nie problem. Miasto ma wysoce rozbudowaną bazę hotelową, ale chyba najlepszym wyjściem jest zakwaterowanie u Polaków, mieszkających tam – warunki są bardzo dobre, a koszty niewielkie.
Zwiedzanie Lwowa to jakby przenieść się w czasy Cesarstwa Austriackiego. Miasto ma do zaoferowania piękną architekturę, mnóstwo pomników, ale również jest skarbnicą sztuki. Centralnym miejscem Lwowa jest Prospekt Szewczenki i odtąd radzę zacząć zwiedzanie. Pierwszym takim miejscem będzie opera. Budynek ten zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz jest niesamowicie podobny do wiedeńskiej opery. Ale żeby naprawdę móc poczuć atmosferę tego miejsca, trzeba się koniecznie udać na spektakl. Ja miałam przyjemność być na balecie i zapewniam, że jest to niesamowite przeżycie. Kontynuując zwiedzanie, na pewno nie można ominąć rynku, na którym znajduje się jedyna czarna kamienica w Europie. Co ciekawe cały plac jest wykonany z białego kamienia, a na każdym z jego rogów znajduje się fontanna, nawiązująca tematyką do antyku. W tym miejscu nie można się oczywiście nie natknąć na ulicznych sprzedawców. Taki handel jest dobrą możliwością, na to żeby spróbować narodowych przysmaków, czy zaopatrzyć się w pamiątki. Lwów jest miastem, gdzie spotyka się wiele kultur i religii. Najbardziej jest to widać, gdy oglądamy budowle sakralne. Jest tu rozmaitość kościołów katolickich, unickich, prawosławnych, a nawet ormiańskich, które zachwycają bogactwem i formą zdobień. Wrażenie robi kościół św. Elżbiety, który przypomina paryską katedrę Notre-Dame. Kolejny punkt wycieczki to niezaprzeczalnie cmentarz Łyczakowski, na którym pochowane są takie polskie sławy jak: Maria Konopnicka, Artur Grottger, Stefan Banach, czy Gabriela Zapolska. Ale chyba jeszcze ważniejszy jest cmentarz Orląt Lwowskich, symbol pojednania polsko-ukraińskiego. Każdy Polak musi odwiedzić to miejsce gdyż może mało kto wie, ale tam również znajduje się grób Nieznanego Żołnierza. Warto też zajrzeć do galerii i muzeów, jednym z ciekawszych jest Zbrojownia, czy też galeria z dziełami takich mistrzów, jak choćby Malczewski. Na uznanie zasługuje również kuchnia. Dania są naprawdę przepyszne, a przy tym takie tanie, że większość ludzi je właśnie w restauracjach, takich jak np. „Puzata Hata”. Jednak chyba najpiękniej Lwów prezentuje się nocą. Rzadko występują tu latarnie uliczne, bardzie popularne są światełka rozwieszane pomiędzy kamienicami co sprawia, że te wąskie uliczki nabierają jeszcze większego uroku. Życie nocne natomiast toczy się w kawiarniach, knajpkach, ale głównie na ulicach. Młodzież wychodzi wieczorami, na place i skwery i tam gra na instrumentach, tańczy i śpiewa, czego nie doświadczyłam nigdzie indziej. Dużym zaskoczeniem dla turystów może być ruch miejski, gdyż w rzeczywistości nie rządzi się on żadnym prawami. Ale pomimo to była to dla mnie niezapomniana podróż.
Dzięki tej wycieczce diametralnie zmieniło się moje nastawienie do podróż na Wschód. Natomiast Lwów stał się dla mnie symbolem miasta o bogatej kulturze, która swoim pięknem zachęca do odwiedzin, bo jak mówią słowa pewnej piosenki: „Bo gdzie jeszcze ludziom tak dobrze jak tu? Tylko we Lwowie!”.