Informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. forum rozmowy.polki.pl zostanie zamknięte. Jeśli chcesz zachować treści swoich postów lub ciekawych wątków prosimy o samodzielne skopiowanie ich przed tą datą. Po zamknięciu forum rozmowy.polki.pl, wszystkie treści na nim opublikowane zostaną trwale usunięte i nie będą archiwizowane.
Dziękujemy!
Redakcja polki.pl
Dodatkowo informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. wejdą w życie zmiany w Regulaminie oraz w Serwisie polki.pl
Zmiany wynikają z potrzeby dostosowania Regulaminu oraz Serwisu do aktualnie świadczonych usług, jak również do obowiązujących przepisów prawa.
Najważniejsze zmiany obejmują między innymi:
- zakończenie świadczenia usługi Konta użytkownika,
- zakończenie świadczenia usługi Forum: Rozmowy,
- zakończenie świadczenia usługi Polki Rekomendują,
- zmiany porządkowe i redakcyjne.
Z nową treścią Regulaminu możesz zapoznać się tutaj.
Informujemy, że jeśli z jakichś powodów nie akceptujesz treści nowego Regulaminu, masz możliwość wcześniejszego wypowiedzenia umowy o świadczenie usługi prowadzenia Konta użytkownika. W tym celu skontaktuj się z nami pod adresem: redakcja@polki.pl
Po zakończeniu świadczenia usług dane osobowe mogą być nadal przetwarzane, jednak wyłącznie, jeżeli jest to dozwolone lub wymagane w świetle obowiązującego prawa np. przetwarzanie w celach statystycznych, rozliczeniowych lub w celu dochodzenia roszczeń. W takim przypadku dane będą przetwarzane jedynie przez okres niezbędny do realizacji tego typu celów, nie dłużej niż 6 lat po zakończeniu świadczenia usług (okres przedawnienia roszczeń).
Konkurs "Niezapomniane wakacje"
A szkoda.
No nic, biorąc pod uwage iż owe 10 miesiecy spędzam nad morzem(ma sie to szczescie), na te dwa miesiace podczas których morze i nadmorskie miasteczka zmieniają się w najbardziej zaludnione chinskie miasta z ta różnicą ze ich wielkość się nie zmienia, zwykłam wówczas uciekać i chować głowę w piasek niczym struś, byle tylko dalej od morza.
Pamietam moje ,,inne" wakacje sprzed chyba 3 lat. NIe tak miało być, no ale....Moja chrzesna mieszkajaca w Polsce centralnej doszła do wniosku, ze powinnam przyjechac do niej. A ze słowa sprzeciwu nie znosi, cóz pojechałam...Mysle sobie gospodarka nic trudnego.
Niestety znów się myliłam. Jak zwykle.
Cały mój miesiac spędziłam w polu na zmianę zbierajac ogórki(jesli mam w nocy koszmar to zwykle śni mi się goniący mnie zielony ogórek ze szczękami...czemu ma szczeki tego nie wiem), pomidory, albo ewentualnie zbierajaca ziemniaki. Był też jakiś szalony pomysł wujka, aby pójść sadzić kalafiory....Błoto, pada, pora ponoć za póżna....ale co tam...Kalafiory. Miałam ogromna radosc , kiedy okazało się, ze zgniły.
Ot tak dla rozrywki ciocia zabierała mnie również do zbioru wiśni, porzeczek, śliwek i wszystkiego innego co rosło. Fakt faktem : opalona byłam bardziej niż po dwumiesiecznym leżeniu dzień w dzień na plaży. Umiałam odróżnic perlika od perliczki, wiedziałam, który kogut jest zbyt stary na jego ugotowanie, zas moja pogon wraz z moim kuzynem za uciekajacą nam przez pole sąsiadów krową dfo dziś jest w pamieci mieszkanców owej wioseczki.
Co ciekawe nauczyłam się wówczas nawet prowadzic traktor, gdyż jakos w pole chetnych zwykle było niewielu abypójsc...a ktos musiał podjeżdzać po skrzynki....a ze dla chcącego nic trudnego.....Miałam niestety wrazenie, ze ten traktor rozwali sie za pierwszym lepszymw niego kopnieciem, ale wolałam nie próbowac biorac pod uwage iz po spedzeniu 5 godzin w polu, nie chciałam isc kolejnej godziny do domu.
Wszystkie pozostałe wakacje były zwykłe....tu jedno miasto, zwiedzanie, inny kraj, znów zwiedzanie....A teraz proszę....Umiem odróżnić pszenicę od żyta, owies od jeczmienia...
Choc za koszmary z ogórkami należy mi sie jakieś odszkodowanie, bo ucierpiała na tym moja psychika i chyba mam przez to jakieś problemy egzystencjalne:D ale ze do wypłacenia odszkodowania nikt się nie spieszy obywam sie bez niego....:)
Atmosfera miasta ogranęła nas od pierwszych chwil. Przemieszczaliśmy się wąskimi uliczkami, przepełnionymi ludźmi, samochodami. Zaczęliśmy od zwiedzamia najpopularniejszego miejsca, czyli dwóch meczetów : Błękintego i Hagia Sophia. Wywarły one na mnie niesamowite wrażenie, sam dojazd do tego miejsca, był fantastyczną sprawą. Mianowicie jechaliśmy wzdłuż wybrzeża zatoki Złoty Róg, skąd mogliśmy podziwiać Morze Marmara. Kolejnym punktem naszej wycieczki była azjatycka strona miasta, na którą dostaliśmy się dzięki jednemu z niesamowitych mostów, łączących oba kontynenty. Później odwiedziliśmy jeszcze Topkapi oraz płyneliśmy Bosforem.
Moje wrażenia z tej wycieczki są wspaniałe, chociaż minął już rok prawie codziennie zdarza mi się wspominać Istambuł. To z pewnością najpiękniejsze miasto jakie w życiu widziałam. Niesamowite nagromadzenie zabytków, różnorodności, a także śmieszne doświadczenia z mieszkańcami miasta, oczywiście chodzi mi o panów, którzy nie ukrywają, że dana kobieta im się podoba :) Dla mnie to było pierwsze spotkanie z innym kontynentem, z wszechobecną inną religią, tak spontanicznymi, otwartymi, miłymi ludźmi. Wspomnienia, które nigdy się nie skończą, które ciągną mnie do tego miasta.
a) bo były to najmniej zorganizowane wakacje, na jakich zdarzyło mi się być, jedyne co mieliśmy zarezerwowane, to autobus Przemyśl - rumuńska Suczawa, cała reszta wyszła spontanicznie
b) były to najbardziej międzynarodowe wakacje - przemierzyliśmy Polskę, Ukrainę, Rumunię i Bułgarię, zahaczyliśmy także o Turcję
c) jeździłam wówczas najróżniejszymi środkami komunikacji: polski pociąg, rumuński autobus, rumuński pociąg B-klasowy, bułgarski busik, stambulska komunikacja miejska, bukaresztańskie metro, stateczek na Bosforze i wózek ciągnięty przez osła, bilety (poza osłem - on nie wydawał) mam do dziś
d) opijałam się bardzo egzotycznymi wtedy dla mnie napitkami: słone jogurty, przeraźliwie słodka herbata, ręcznie przygotowywana lemoniada, która przyprawiłaby sanepid o zawał, okropnie słodkie wina i rdzennie bułgarska tequila
e) widziałam cuda natury: bułgarskie góry, Bosfor, Dardanelle, Dunaj... powalające zabytki: Hagia Sofia, Błękitny Meczet, Nesebyr i rozkoszne potworki: Dom Ludowy w Bukareszcie...
f) jeździłam w najdziwniejszym towarzystwie: Polacy, cygańskie dzieci, Ukraińcy, wycieczka zakonnic, Rumuni, Turcy, kury, drzewka w doniczkach, pomidory i arbuzy
g) mówiłam wówczas (skutecznie!!!) bodajże w siedmiu językach, znając biegle trzy (z polskim włącznie) - stając się tym samym nową wersją świętego Piotra... Nigdy później to mi się nie zdarzyło :(
h) miałam wówczas w portfelu najdziwniejsze pieniądze, a w głowie najliczniejsze kursy : dolary, euro, hrywny, leje, lewy, liry tureckie.. To ile lewów kupi się za 300 lir tureckich, które najpierw trzeba zmienić na dolary??? Ha! :)
i) to także moje najtańsze wakacje 3 tygodnie egzotyki za 1000 zł otrzymane za skończenie studiów :) zdaje się, że jeszcze coś z tego zostało...
och... co to był za wyjazd
Dlaczego? Oto powody:
1. Spędziłam je z moimi najbliższymi przyjaciółmi.
2. To były moje pierwsze wakacje od 2 lat, od kiedy pracuję, a wcześniej nigdy nie wyjeżdżałam zbyt daleko i tak beztrosko.
3. Byłam na festiwalu w Węgorzewie a tydzień później na festiwalu Basowiszcza, więc nasłuchałam się ciekawej, oryginalnej i mocnej muzyki, którą lubię.
4. Między jednym a drugim festiwalem siedziałam na Mazurach, nad najpiękniejszym jeziorem, jakie można zobaczyć w życiu, z dala od Internetu, bez zasięgu telefonu i w małej chatce na skraju lasu, wychodzącej na to właśnie piękne jezioro.
5. Ilekroć marzłam, mogłam liczyć na ramię i kocyk z ukochanych rąk, z którymi razem się chowaliśmy pod prostokątnym kawałkiem materiału.
6. Po raz pierwszy miałam w obcym miejscu ( tj. w tej chatce na Mazurach) codziennie przyjemny sen, który pamiętałam - dotychczas działo się tak tylko w moim domu a u znajomych zazwyczaj nic mi się nie śni.
7. W trakcie Basowiszcz opaliłam się niemiłosiernie, ale o dziwo nie schodzi mi skóra z pleców, a po prostu wyglądam jak Mulatka - co też jest dla mnie niespotykane
8. Wracając do domu, poznałam samych sympatycznych ludzi.
9. Za dwa tygodnie jadę na koncert Żywiolaka do Białowieży i jadę prawie w tym samym składzie, co wcześniej więc wiem, że będzie mi dobrze i przyjemnie.
10. Po raz pierwszy od 2 pracujących lat nie martwię się pieniędzmi, mimo że ich nie mam i czuje się z tym wyśmienicie.
11. Po raz pierwszy w życiu wydaje mi się, że w życiu nie chodzi o to, by wspiąć się jak najwyżej, ale by po prostu dosięgnąć szczęścia, nawet jeśli jest niemodne i nie wiąże się z uczestnictwem w wyścigu szczurów.
Czego od wakacji mogę więcej chcieć?
![](https://rozmowy.polki.pl/webapps/modules/CMForum/html/front/magenta/assets/img/smiles/001.gif)
Pierwsze dni były ciężkie. Spiekota, trud, kurz pchający się do buzi, pierwsze odciski, kamienie pod stopami. Z drugiej zaś strony ukazywało się całe piękno pielgrzymki – ludzie bratający się ze sobą, wspólna modlitwa, wzajemna pomoc drugim osobom, radosne śpiewy i zmierzanie w jednym kierunku. Nie odstraszała mnie myśl codziennej trzydziestokilometrowej przeprawy, spania pod namiotem czy mycia się w małej miseczce. Ważny był postawiony sobie cel i intencje niesione w sercu. Ta pielgrzymka odmieniła moje życie – pozwoliła spojrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy, dostrzec to co wcześniej dla mnie było niedostrzegalne, polubić to co było nie do zniesienia, zauważyć bliźniego w drugim człowieku, docenić smak zwykłej wody i wygody własnego łóżka, a przede wszystkim uwierzyć, że to co pozornie niemożliwe może stać się osiągalne. W tym roku ponownie szykuję się w tę dziewięciodniową trasę na Jasną Górę – bo trzeba wiedzieć, że pielgrzymka działa jak pewnego rodzaju epidemia, którą zaraża się raz, a później choruje przez całe życie :)
Pierwszy wieczór spędzony w Egipcie nie może być zmarnowany! Wychodzę rozejrzeć się po okolicy, chcę jak najwięcej zobaczyć, zaspokoić moją ciekawość tego tajemniczego kraju. Mimo, że jest już późno, miasto tętni życiem. Ciągle ktoś mnie zaczepia, żeby kupić u niego perfumy, papierosy, pasek, sznurówki lub cokolwiek innego. Dookoła słychać tylko „How are you? Where are you from?”. Ciężko opędzić się od miejscowych- każdy z nich chce poznać, zagadać, zaprezentować swój towar lub po prostu przywitać się. W pewnym momencie serce podchodzi mi do gardła- zza zakrętu wychyla się grupa ubranych w długie czarne szaty postaci. Widać tylko czarne jak węgiel oczy. Szybko uspokajam łomoczące serce, uświadamiając sobie, że to tylko tutejsze kobiety wyszły na spacer. Czas wracać do hotelu- wystarczy wrażeń na resztę wieczoru.
Kair i piramidy w Gizie. Wyjazd w nocy więc kilka przespanych godzin spędzonych w autokarze. Miasto tętni życiem codziennym, na ulicach zgiełk, samochody pędzą, trąbiąc do siebie nawzajem. Na ulicach prawie sami mężczyźni, część z nich ubrana w długie sukna, niektórzy na boso. I oto stoi przede mną kairskie muzeum- olbrzymi gmach, o którym marzyłam połowę życia, a teraz sama nie wiem jak zabrać się do zwiedzania. Pierwsza myśl najlepsza- na początek chcę zobaczyć słynną maskę miłości mojego życia (tak, tak- zakochałam się platonicznie w młodym faraonie) Tutenhamona, a zaraz potem najpiękniejszą biżuterię świata, która niegdyś należała do pięknej Kleopatry.
Dzień wielkiego safari po Pustyni Arabskiej. W tumanie kurzu, spalona słońcem witam się z beduińskimi dziećmi. Patrzą na mnie jak na przybysza z innej planety. Częstuję je cukierkami, które zabrałam ze sobą z Polski na tę okazję. Dzieci dotykają moich włosów i biegają dookoła śmiejąc się i zaczepiając. Przewodnik woła mnie do namiotu, w którym siedzi już reszta grupy. Wnoszą shishę nabitą tytoniem arabskim. Słodki smak pieści moje podniebienie, a zapach orientu unosi się dookoła, bo już na zawsze zatrzymać się w moich wspomnieniach. Noc jest niezwykła- miliony gwiazd otulonych czarnym arabskim niebem. I ten księżyc…jakby w inną stronę niż u nas. Czuć ciężar powietrza- zlewa się ono z wodą w jedność- mimo, że morze zostało gdzieś za nami.
Ostatni dzień. Plaża jest cudowna… Tak bielusieńkiego piasku nie dotykałam nigdy w życiu. Jest jasny, delikatny, ciepły. Słońce pali mnie niemiłosiernie. Morze chłodzi moja podrażnioną skórę. Woda słona jak żadna inna, ale widoki nawet przy samym brzegu nieziemskie- ryby, meduzy i koralowce. Kładę się na plecach i dryfuję, unoszona przez słone fale. Jestem w raju…
Hahaha, dawne to dzieje, ale po kilkunastu latach, wciąż je wspominamy z uśmiechem na ustach!
Ja, rozpieszczony podlotek, może 13-letni, moich dwóch braci (sporo starszych, bo już pełnoletnich) i kolega – zabraliśmy samochód tatki i ruszyliśmy przed siebie w podróż po Polsce - bez planu i jakichkolwiek wyobrażeń na temat niespodzianek, miłych i niemiłych, jakie taka podróż może ze sobą nieść. Dodam, że do dziś nie mogę się nadziwić, że nasi rodzice, nader nadopiekuńczy, zgodzili się na tę eskapadę. Do tamtego czasu ze strachu bali się mnie wysłać samą na kolonię. Potem się okazało, że cały wyjazd umierali o nas ze strachu, no i niebezpodstawnie:) Ale ważne, że nie zabrakło nam na tej wyprawie dwóch rzeczy: pieniędzy i dobrego humoru.
Pierwszy przystanek – Bieszczady – i pierwsza przygoda. Pamiętam jak wypłynęłam materacem prawie na środek jeziora i właśnie wtedy zerwał się bardzo silny wiatr – raj dla surfiarzy, którzy po prostu chcieli mnie malutką zmieść z powierzchni wody swoimi deskami. Przypłynął po mnie brat – wpław – też mądry. Wszystko skończyło się szczęśliwie i choć w trakcie strach zaglądał nam w oczy to później już tylko był to temat do żartów.
Następnie zatrzymaliśmy się w okolicach Sielpii. Tu pewnego popołudnia nasze pole namiotowe zaskoczyła potężna wichura i dowiedzieliśmy się, co w takim wypadkach robią użytkownicy namiotów – ci słabsi (ja, brat i kolega) uciekają ze strachem do samochodu, ci odważniejsi i bardziej odpowiedzialni (najstarszy brat) stoją w środku i jedną ręką trzymają stelaż z całych sił, żeby namiot sobie nie odleciał. Druga ręka posłużyła mu do opróżnienia paczki przepysznych Kubanek – ciemnych ciasteczek kupionych na karciany wieczór – najwyraźniej bardzo się przejął rolą. Dla nas zostały już tylko okruszki.
Dojechaliśmy nad morze. Tam pamiętam jak obraziłam się na wszystkich (już nie wiem, o co) i uciekłam pewnego wieczoru na plażę. Chłopaki szukali mnie trzy godziny, a ja się świetnie bawiłam. Taka byłam złośnica! Tego dnia, nieco później, moi ‘opiekunowie’, troszkę przesadzili z alkoholem i jadłem i wszyscy jak jeden mąż byli chorzy cały następny dzień – a ja miałam ubaw.
Z nad morza mam jeszcze wspaniałe wspomnienia miłosne. Poznałam tam świetną dziewczynę w moim wieku – przebojową Anetę - i razem ‘poderwałyśmy’ dwóch starszych Marcinów. Pamiętam mój pierwszy prawdziwy namiętny pocałunek z języczkiem! Mogę opisać go jednym słowem: O-KRO-PIEŃ-STWO!
Zabawnymi historyjkami mogłabym sypac z rękawa. Ten wyjazd to po prostu skarbiec do dzisiaj wywołujących salwy uśmiechu opowieści zaczynających się od: ‘A pamiętacie jak w dziewięćdziesiątym czwartym …”. Przez te 3 tygodnie poznaliśmy MNÓSTWO ludzi, byliśmy w MASIE miejsc, jedliśmy i robiliśmy DZIESIĄTKI nowych, nieznanych nam do tej pory rzeczy, wybawiliśmy się na sponsorowanych koncertach, dyskotekach, w wodzie i na plaży. Mnie osobiście te wakacje bardzo odmieniły, przestałam być nieśmiała i ‘porządna’, to był mój pierwszy krok w samodzielność i dorosłość. Już nigdy coś takiego się nie powtórzyło. Reasumując - było cudownie!