Wygraj „Muzyczny telefon”

napisał/a: agn 2007-06-13 23:59
moja historia jest krótka, otóż ubrana pewnego dnia w koszule męską poszłam do ubikacji, w kieszeni na przodzie koszuli miałam telefon, . Telefon wpadł mi prosto do muszli klozetowej kiedy sie nad nią schyliłam. Musze powiedzieć że nawet się zaświecił. Po wyłowieniu go, poszłam do sąsiadów po suszarkę, zeby go osuszyć! Telefon działa do dziś, a było to 2 lata temu;]
Redakcja napisal(a):Marzy Ci się telefon, który reklamuje Beyonce?

Weź udział w zabawie, i wygraj najnowsze muzyczne telefony SAMSUNG F300 oraz 15 zestawów nagród: płytę Beyonce, koszulkę oraz smycz.

Opisz najciekawszą historię, jaka Ci się przytrafiła z telefonem.

Na propozycje czekamy od 13 czerwca do 20 sierpnia 2007

Nagrodzimy najciekawsze pomysły.
Regulamin dostępny na stronie www.f300.polki.pl w zakładce konkursy, przeczytaj: Regulamin konkursu

Zasady konkursu:
1. Konkurs zostanie przeprowadzony na forum polki.pl.
2. Najciekawsze propozycje zostaną wybrane przez Konkursowe Jury.
3. Nagrody główne w postaci 3 telefonów Samsung F300 trafią do trzech osób, których propozycje będą najlepsze, kolejnych 15 osób otrzyma zestawy nagród: płytę Beyonce, koszulkę oraz smycz.
4. Zwycięzcy zostaną powiadomieni o wygranej drogą mailową. Podczas rejestracji na forum należy podać prawdziwy adres mailowy, w celu uzyskania potwierdzenia wygranej.
5. Jury podejmie decyzję 23 sierpnia i prześle informacje do osób nagrodzonych z prośbą o podanie adresu wysyłki nagród. Nagrody wyślemy pocztą po uzyskaniu danych adresowych zwycięzców.

napisał/a: maslak2003 2007-06-14 08:01
moja koleżanka wygrała dawno temu w konkursie zaproszenia na koncert dj Bobo dla 4 osób i zadzwoniła do mnie czy nie chciałabym jechać tylko że to jest dziś, powiedziała. Oczywiście że chciałam, kto by nie chciał??? powiedziałam że przyjade samochodem do Warszawy i spotkamy sie na miejscu w Restauracji X na Świetokrzyskiej o 19tej. Wyjechałam z Żyrardowa na koncert dj Bobo ze swoim Samsungiem w ręce. W trasie Monika zadzwoniła do mnie 3 razy gdzie jestem i za ostatnim "padła" mi bateria a ja juz byłam lekko spóźniona :mad: dojechałam do Dworca Centralnego i zaparkowałam sie w jego pobliżu, próbowałam jeszcze raz włączyć telefon żeby zadzwonic do Moniki, bo miałam odebrac ją w Centrum i mieliśmy jechać na Torwar na koncert, ale zdążyłam tylko go włączyć i odrazu sie wyłączał. Pewien mężczyzna podszedł zapytał mnie czy może mi pomóc, zapytałam czy ma telefon ale powiedział że nie ma ale on tu mieszka i może przynieśc mi długopis, żebym spisała z telefonu numer do Moniki i z budki do niej zadzwoniła, pobiegł i zmachany przyniósł mi długopis i kawałaek kartki z zeszytu swojej córki, podziekowałam, włączyłam telefon i spisałam numer. No i teraz akcja wspomagania biednej Agusi , ciekawe czy ktoś pozwoli skorzystać ze swojego telefonu nawet odpłatnie, żebym zadzwniła do Moniki gdzie jestem... no i co okazało sie że 5 osób dało mi zadzwonić i co z tego skoro Monika siedziała w Restauracji X gdzie nie było zasięgu :mad: , załamana zaczęłam sie kierować na pieszo w tamtą strone, wsiadłam w autobus i znowu dał mi ktoś zadzwonić ale "abonent jest poza zasięgiem", wysiadłam na przystanku i była obok kwiaciarnia weszłam do niej pytając o sławetną reatauracje, Pan widział moje przejęcie i zapytał czy może pomóc, ja powiedziałam co mi sie stalo z telefonem i co mam do stracenia a on wyjął telefon stacjonarny i mówi "prosze dzwonić conajwyżej szefowa mnie zabije" , zadzwoniłam i dodzwoniłam sie cudem !!! :) okazało się że Monika pomyślała i wyszła już z restauracji i stała już pod Pałacem Kultury, więc ładnie podziekowalam, Pan pieniędzy nie chciał jak pozostali i pobiegłam w stronę Moniki. W końcu! W koncu ją znalazłam i zabrałam ją , jej chłopaka i koleżanke do siebie do samochodu i pojechaliśmy na Torwar. Zabawa była przednia, koncert niesamowity, wspaniałe efekty, ale i tak nic nie pobije efektu tego że dotarłam na ten cudowny koncert dzięki życzliwości Warszawiaków, którzy nie przyjeli nawet złotówki i dali obcej osobie skorzystać ze swojego telefonu ratując ją przed opresją i stratą niedoopisania! taka jest moja historia z telefonem komórkowym, oczywiście po tym zdarzeniu zawsze pilnowałam żeby bateria była naładowana a ostatnio juz wymieniłam ją na nową :D
napisał/a: ajla 2007-06-14 08:16
Jakieś 5 lat temu, gdy byłam jeszcze początkującą studentką zagubioną nieco w miejskiej dżunglii, zetknęłam się z dziwnym przypadkiem złodziejaszka telefonów. Otóż jechałam akurat w zatłoczonym autobusie, a z pośpiechu telefon włożyłam do kieszeni kurtki. Ścisk był przeokropny, a ludzi wokół multum. Nagle poczułam brak telefonu w kieszeni. Oblały mnie zimne poty. Musiałam go odzyskać! Autobus zbliżał się do przystanku. A ja niewiele myśląc, odwróiłam głowę do podejrzanie wyglądającego pana i skruszoną miną zapytałam grzecznie: "Przepraszam, czy nie widział pan mojego telefonu????" Pan odburknął, zrobił groźną minęi na przystanku szybko wyskoczył z autobusu. Nagle ktoś z tyłu krzyczy: "Proszę pana!!! Zostawił Pan swój telefon!!!" Patrzę... a to moja Nokia!!! Żal się złodziejowi zrobiło i podrzucił komuś, wysiadając? Przecież mógł zabrać go, nie przyznając się. Może uwiodła go ma smutna minka? Być może.. Do dziś mnie ten złodziej zastanawia...
napisał/a: kathrines 2007-06-14 08:35
To był dzień pełen pomyłek... Zaczęłam pracę w nowej firmie, stres był moim ciągłym towarzyszem. Biuro dopiero było w formie organizacji, nie było faksu, telefonów a spraw do załatwienia było mnóstwo. W erze komputerów niestety nie wszyscy jeszcze przywykli do sprawdzania swoich skrzynek mailowych, więc trzeba było kontaktować się ze współpracownikami telefonicznie. Szef był na tyle miły, że udostępnił mi swoją komórkę do przeprowadzania tych rozmów. Po skończonych negocjacjach poszedł do swojego gabinetu zabierając telefon.
Nawał obowiązków dawał się wszystkim we znaki i dopiero podczas przerwy postanowiłam odpowiedzieć na nieodebrane połączenia z mojej komórki, które musiałam zignorować ze względu na powierzone mi zadania. Tak sobie rozmawiam w najlepsze, gdy do mojego gabinetu wszedł szef z jakąś dokumentacją i po chwili, gdy skończyłam rozmowę dostałam reprymendę, że nadużywam jego telefonu do załatwiania osobistych spraw, że dopiero, co dostałam prace i popełniam taką gafę już na początku swojej kariery w tej firmie. Złość buchała z niego niczym dym z lokomotywy. Nie mogłam się nawet usprawiedliwić, nie dał mi dojść do słowa. Zdenerwowany wyszedł zabierając ze sobą mój telefon i trzaskając drzwiami.
I jak wytłumaczyć szefowi, że to fatalna pomyłka. Po prostu zbiegiem okoliczności byliśmy posiadaczami jednakowych telefonów komórkowych i niesłusznie mnie oskarżył o nadużywanie jego zaufania. Wiem, że spowodowane było to rozkojarzeniem wynikającym z morderczego dnia pracy. Ale mógł chociaż wysłuchać, co mam do powiedzenia wobec jego zarzutów. Podczas gdy zastanawiałam się jak zwrócić mu uwagę na tą pomyłkę nagle w drzwiach pojawił się właśnie on. Z wypiekami na twarzy i zawstydzoną miną przeprosił za odebranie połączenia skierowanego do mnie. Po czym położył telefon na biurku i wyszedł. Biedak musiał nabawić się nieźle wstydu. Domyśliłam się, że w bałaganie, jaki panował w biurze zawieruszył gdzieś swoją komórkę pod stertą papierów. Nie zauważył, że posiadamy jednakowe aparaty i gdy zobaczył go u mnie w ręku postanowił odebrać swoja własność. Zorientował się dopiero wtedy, gdy ktoś usilnie próbowano się do mnie dodzwonić. Odruchowo odbierał połączenia i ze złością odpowiadał rozmówcom, że to pomyłka, bo zawsze chcieli rozmawiać z nijaką Kasią. Jego złość tylko się potęgowała. Bo co mógł sobie pomyśleć? Że udostępniam jego numer telefonu swoim znajomym. Dopiero jak usłyszał kolejny dzwonek, który nie pochodził z tego telefonu, domyślił się, co się stało. Odnalazł wśród bałaganu na jego biurku swój telefon i teraz miał przed oczami dwa jednakowe aparaty. Musiał się czuć bardzo zakłopotany, co zresztą było widać po jego minie, gdy przyszedł przeprosić za swoje roztrzepanie i niesłuszne oskarżenia skierowane na moją osobę.
Jeszcze przez tydzień wstyd nie znikał z jego twarzy i unikał mnie jak ognia. Po czym wszystko wróciło do normy. Założono nam stacjonarne telefony i kłopot z telefonowaniem zniknął. A relacje z szefem od tej pory układają się wyśmienicie.
napisał/a: Zyszczak 2007-06-14 10:04
Mój mąż to wielki żartowniś. Często nie daję się już nabierać na jego wygłupy, ale czasami potrafi mnie jeszcze nabrać .
Pewnego dnia podjechaliśmy pod sklep, mąż został w aucie, a ja pobiegłam po szybkie zakupy. Gdy wychodziłam, mąż trzymał telefon przy uchu i wołał mnie, podał mi telefon i mówi, że to do mnie. Mówię: Słucham. Słyszę: Cześć. Odpowiedziałam: Cześć, zupełnie nie wiedząc z kim rozmawiam. Na migi próbowałam się od męża dowiedzieć kto dzwoni. Słyszę w słuchawce: Co słychać? Kompletnie zgłupiałam kto to dzwoni, a mąż prawie ze śmiechu tarzał się po parkingu. Okazało się, że podczas mojej nieobecności nagrał tę rozmowę na dyktafonie, który posiada jego komórka, a ja wzorowa żona nie poznałam głosu własnego męża.... do dziś mi to wypomina
napisał/a: alicjazg 2007-06-14 10:14
Jak byłam mała moj tata kupił telefon cegłę.
Dawał mi telefon z zalokowana klawiaturą.
Ale mi się udało odblokawać klawiaturke i doszło do tego że telefon sie wylaczyl ja ponownie go wlaczylam i wpisalam 3 razy zle pin i 8 razy kod puk po znudzonej zabawie grzecznie odlozylam telefon tata jak chial zadzwonic czy co tom nie mogl nic zrobic po pisalo karta zablokowana czy jakos tak. :D
O co sie dzialo telefonu do reki nie dostalam do 13 roku życia. Zanioslam moj telefonik do szkoly i dyr szkoly zarekwirował i oddał rodzicom i wtedy telefon oddany był mamie.....
Na 18 urodziny telefon kupiłam sobie sama ale długo nie wytrzyma bo mam go już lat trzy.
Ale ten telefon jest bez zatrzeżeń. :D :cool:
napisał/a: maaddzziiaa90 2007-06-14 10:17
Moja przygoda z telefonem miała miejsce kilka dni przed Pierwszą Komunią Świętą mojego brata. Jak wiadomo- dużo ludzi w domu, zamęt, przygotowania..
Kupiłam bratu ma komunię prezent- super zegarek.
Miałam bardzo dużo roboty w domu, związanej z komunią.
Dzień przed, mój prezent nie był jeszcze zapakowany. Z braku czasu, poprosiłam o to moją młodszą kuzynkę- Anię (za którą z resztą nie przepadam i ze wzajemnością).
Tak jak prosiłam- Ania ładnie zapakowała prezent. Najgorsze było jednak to,że w ten sam dzień zapodziałam gdzieś moją komórkę (Siemensa C65), ale pomyślałam sobie,że po komunii, jak ogarnie się dom- komórka się znajdzie..
W końcu przyszedł oczekiwany dzień komunii i rozpakowywania prezentów.. niestety- okazało się,że przede mną 2 inne osoby dały Maćkowi zegarek... było mi głupio, kiedy brat rozpakowywał mój prezent.. ale o dziwo- ten się strasznie ucieszył ! Przybiegł do mnie, z telefonem w ręce i powiedział : "Madziu, dziękuję Ci bardzo. Wiesz,że zawsze marzyłem o komórce, a mama mi nigdy na nią nie pozwalała. Dałaś mi najlepszy prezent. Mam teraz taką samą komórke jak Ty masz!". Nagle zorientowałam się, że brat trzyma mój telefon ! Ten sam model, ta sama szara obudowa ! To nie mógł być przypadek... Nie myliłam się... Mama spojrzała na mnie wrogo, bo oznajmiła każdemu z gości przed komunią, że mają nie kupować bratu telefonu, bo jest na to za mały. Jednak po krótkim czasie mama i jeszcze kilka osób zorientowało się,że telefon jest mój. Ja wiedziałam czyja to sprawka... Byłam zła na Anię... Zastanawialiśmy się co zrobić.. Przecież nie każę dziecku oddać telefonu, o którym tak bardzo marzył ! Tym bardziej,że po otrzymaniu mojego prezentu, od razu rozłożył się na kanapie i zaczął "grzebać" w "nowym" telefonie. No cóż... postanowiłam nic nie mówić i zostawić Maćkowi telefon. Za to rodzice obiecali, że kupią mi nowy. Teraz mam nokię 6100 i jestem zadowolona. Od Maćka wzięłam moją kartę, a jemu kupiłam nową.. i wszyscy są szczęśliwi :) No.. może oprócz rodziców, którzy muszą Maćkowi dawać co miesiąc 25 zł na kartę.

[email]madziarybnik@o2.pl[/email]
napisał/a: ellanka 2007-06-14 10:18
Ta historia zdarzyła mi się gdy dostałam swój pierwszy telefon w życiu, dobrych kilka lat temu. Nie należałam wtedy do osób, które pasjonują się nowinkami telefonicznymi, więc moja wiedza na temat komórek skupiała się na obsłudze aparatu, wysyłaniu i odbieraniu SMS-ów czyli podstawowych funkcji, a zaznaczam wszystko to było dla mnie nowe!!! O mozliwości wysyłania SMS-ów z kompa nie wspomnę.
Pewnego razu zaczęłam dostawać SMS-y, o treści " obserwuję cię, podobasz mi się od dawna", kolejny "ładnie dziś wygladasz" i jeszcze kilka w podobnym podrywowym nastroju. Normalnie zdębiałam. W biurze siedziało nas w jednym olbrzymim pokoju ze 30 osób, kto mógł sobie robić takie numery?...
Zaczęłam obserwować dyskretkie wszystkie osoby płci przeciwnej i nic. Z jednej strony takie SMS-y były miłe, z drugiej ...irytujace.
Jakos wtedy zachowałam się jak prawdziwa blondynka, bo skoro telefon był nowy to i niewiele osób miało do mnie numer telefonu.
Okazało się, że to mój mąż miał ze mnie taki ubaw i wkręcał mnie tak niecnie.
Oczywiście dostał za swoje jak sie przyznał, ze to on.
A ja, ja wykorzystałam ten numer dalej i w ten sam sposób wkreciłam swoje kolezanke :)
napisał/a: julias 2007-06-14 10:37
Kiedy byłam studentką mieliśmy wykładowcę, który na dźwięk dzwonka telefonu komórkowego dostawał białej gorączki. Pan magister nosił zawsze ze sobą dużą planszę przedstawiającą przekreślony telefon komórkowy, z którą na początku zajęć chodzi po całej sali i pokazywał każdemu z bliska. Miało to oczywiście oznaczać, że w czasie jego zajęć nie wolno korzystać z telefonów komórkowych, a zdaniem pana magistra stosowanie tego piktogramu jest zapewne skuteczniejsze niż zwykłe środki werbalne. No i faktycznie ta forma przekazu bardzo przemawiała do nas. Kiedyś w trakcie zajęć pana magistra zapomniałam o zakazie (nie wyłączyłam komórki) i oto w pewnym momencie komórka zamknięta w mojej leżącej na podłodze torebce delikatnym sygnałem dała znać o otrzymanej wiadomości tekstowej. Pan magister wpadł w furię. Stracił wątek i oskarżył mnie o to, że całkiem mu zepsułam wykład i że mnie dobrze sobie zapamieta . Ale co ciekawe, pod koniec zajęć pana magistra przydarzyła się jeszcze jedna przygoda z telefonem komórkowym. Oto nagle głośno i stanowczo, agresywnym polifonicznym dzwonkiem rozdzwoniła się komórka ... pana magistra. Przeprowadziwszy krótką rozmowę przez telefon pan magister bez wielkiego zażenowania wyjaśnił nam, że jego komórka ma prawo do niego dzwonić, ponieważ na drugim końcu linii jest jego własna i prywatna małżonka. :D
napisał/a: Doka1986 2007-06-14 10:58
Witam. Moja historia z telefonem z pewnością była najciekawszym zdarzeniem mojego życia ale i najokrótniejszym doświadczeniem jakie zdobyłam. Jestem studentką i uczę się zaocznie 130 km od mojego miejsca zamieszkania. Na jednym z wyjazdów do szkoły wracałam z zajęć na dworzec busów i przechodziłam przez dzielnicę starych kamienic. Dzielnica ta słynna jest z różnego rodzaju kradzieży i rozbojów ale jak ktoś musi to się na niej pojawia. Oczywiście nie znałam wtedy jeszcze dobrze miasta studiów. Jest to duża miejscowość i młody człowiek czuje się niestety samotny wśród obcych miejsc. Wracałam z uczelni tą właśnie drogą przy kamienicach. Śpieszyłam się więc postanowiłam sprawdzić, która godzina. Uchyliłam torebkę aby sprawdzić w telefonie która jest godzina i w tym momencie zobaczyłam 2 osoby. Niby zwykli chłopcy ale dziwnie mnie „oglądali” po chwili zorientowałam się czego mogą chcieć ale było już za późno na jakąkolwiek reakcje z mojej strony. Wyrwali z wielką precyzją mój telefon i przy okazji trochę mnie poszarpali. Następnie uciekli. Wiedziałam jak wyglądali dobrze zapamiętuję twarze ludzi. Spotkałam później koleżankę która użyczyła mi swojego telefonu więc zablokowałam od razu kartę SIM. Biuro obsługi abonenta poleciło zgłosić kradzież na policji w celu uzyskania zaświadczenia. Zrobiłam więc tak. W obcym mieście poszłam na komisariat. Na miejscu zebrano zeznania i zostałam skierowana do innego wydziału ponieważ ten nie mógł się zająć sprawą. Później dostawałam jeszcze ok. 20 wezwań na policję: Potwierdzania zeznań, okazanie, lustro weneckie itd. Zwiedziłam wszystkie komendy i prosiłam o to żebym nie dostała wezwania do sądu albo chociaż żebym pozostała anonimowa. Niestety po roku od zdarzenia przyszło wezwanie. Do SĄDU : - ( Pojechałam tam bo niepojawienie się jest karane. Zostałam umieszczona w jednej sali z oskarżonymi i zmuszona do zeznawania. Oni zdążyli się na mnie napatrzeć więc mnie na pewno dobrze pamietają teraz. Od sprawy sądowej muszę unikać tej drogi prowadzącej przez kamienice do mojej uczelni. Niestety to jest jedyna droga a ja teraz muszę jeździć podmiejskim naokoło. Telefonu nie odzyskałam do dnia dzisiejszego. Na szczeście mialam jeszcze stary model który mialam sprzedac ale tego nie zrobiłam. Co prawda gubi po kolei przyciski i nie ma wspaniałych funkcji ale dzwoni. Najsmutniejsze jednak było wracanie do domu w dzien napasci. Sama, bez telefonu, bez kontaktu z bliskimi. Kontakt jest dla mnie najwazniejszy, zostało mi to odebrane.
napisał/a: bojan213 2007-06-14 11:07
napisal(a):

To było piękne, zaczełam chodzić właśnie ze swoją wymarzoną szkolną sympatią. Na pierwszej randce było cudownie, kwiaty ,spacer w ogóle cudownie choć trochę byliśmy spięci, ale tak to bywa, gdy obu stronom bardzo zależy. Drugie nasze spotkanie miało być w sobotę i mieliśmy iść do klubu potańczyć. I kiedy przyszła ta wymarzona sobota obudziłam sie ze straszną wysypką na ustach - była paskudna. Byłam wściekła łapie za telefon i piszę sms-a do Piotrka - PIOTRUś DZIś SIę NIE SPOTKAMY I NIE PóJDZIEMY POTAńCZYć BO WYSKOCZYłA MI PASKUDNA WYSYPKA NA SUTACH za chwilę dostaję sms-a od niego i czytam GDZIE I CO CI WYSKOCZYłO ? czytam więc w moim telefonie co napisałam myślałam że się ze wstydu pod ziemię zapadnę, nie spojrzę mu nigdy w oczy i zjem telefon ze złości ! Zamiast napisać USTACH napisałam SUTACH !!! przestawiłam literki U z S tragedia komedia i dramat w jednym. Ta moja telefoniczna wpadka skończyła się jednak szczęśliwie tylko Piotrek do dziś się śmieje i mówi że uwielbia całować moje SUTA !!!
napisał/a: aguska1616 2007-06-14 11:10
To było dwa lata temu w czerwcu. Razem ze znajomymi postanowiliśmy wybrac się do Zakopanego by odpocząc od stresującej pracy. Szybko wpadliśmy do pokoju, rzuciliśmy swoje bagaże w wynajętym pokoju i biegiem wyruszyliśmy na podbój gór. Szliśmy szliśmy i szliśmy zachwyceni widokiem przepięknych polskich gór gdy nagle usłyszeliśmy czyjś krzyk: "Poooomocy", "Ratuuunku". Byliśmy przerażeni ale bez chwili zawachania zaczeliśmy biec w stronę z której dochodził krzyk. Krzyk dochodził z coraz bliżej aż w pewnym momencie na polanie ujrzeliśmy parę starszych osób. Jedna leżała a druga klęczała nad nią pochylona. Podbiegliśmy bliżej. Okazało sie że było to małżeństwo, które wybrało sie samotnie na wycieczkę i w czasie tej wycieczki mąż przewrócił się i nie dał rady sie podnieśc. Na szczęście miałam ze sobą telefon komórkowy i zadzwoniłam po TOPR. Zjawili się bardzo szybko i zabrali małżeństwo do szpitala. Z tym państwem do tej pory utrzymuję kontakt bo cały czas uważają naszą grupkę za bohaterów:)
Od tamtej pory wiem że takie małe cacko jak telefon niekiedy może uratowac komus życie.