Poronienia i strata dziecka

napisał/a: ulaXi 2007-07-27 10:18
:( cześć ...
w sobotę dowiedziałam sie ze niestety mojemu dzidzusiowi nie bije serduszko, pomimo iz dwa tygodnie wcześniej biło i wszystko było ok, nie mogłam w to uwierzyc całą sobotę przepłakałam, moja mama poprosiła znajomego lekarza aby mnie przyjoł w niedziele prywatnie - niestety on takrze potwierdził tą smutna wiadomość i sierował mnie do szpitala. w poniedziałek zrobili mi badania i we wtorek zostałam poddana zabiegowi, a po nim tylko pustka i ból. Moj mąż bardzo mnie wspiera (mimo iż bardzo to przeżył w sobotę płakał razem ze mną), wierze ze kiedy sie zdecydujemy na mastępne dziecko wszystko bedzie ok. Postanowiłam także zmienić lekarza na tego który badał mnie w niedzielę bo on naprawde wytlumaczył mi co sie dzieje. narazie staram się dojść do siebie mimo, że to nie jest łatwe dobija mnie moja teściowa i co tu kryć pracodawca chce zebym wróciła już po tygodniu (musze w pracy dużo i ciężko dzwigać). Przed następną ciążą chce zrobić wszystkie badania i napewno nikomu oprucz mojemu kochanemu mężowi nikomu nie powiem o ty że jestem w ciąży. Bo moja teściow tak sie cieszyła ze cały swiat juz wiedział, i teraz widzę te szepty za moimi plecami. Zastanawiam się też nad zmianą pracy bo to co przeszłam na początku kiedy jeszcze byłam w ciąży bardzo mnie boli ( pracodawca chciał abym poszła na zwolnienie, zrobiłaś man kłopot i itp.). Mam nadzieję i chce w to wierzyć tak jak mówił moj lekarz ze następna ciąża może być całkiem zdrowa i nie mieć komplikacji. teraz czekam na wyniki, a pożniej zaczynam robić wszystkie badania. tak zebym miała pewność ze kiedy juz bedziemy chieli starać się o następne dziecko wszystko bedzie ok. Pozdawiam
napisał/a: kirka 2007-08-08 14:07
Czytałam wasze historie i płakałam, ponieważ są podobne do moich własnych tragedii. Dwa tygodnie temu straciłam ciążę. W 10 tyg. okazało się, że serduszko nie bije. Byłam chyba w szoku jak to usłyszałam i do dziś myslę,że to był zły sen. Nie chciałam z nikim o tym rozmawiać, weszłam na te strony, napłakałam się i poczułam troche lepiej. Może jest mi łatwiej przez to przejść, bo to była moja trzecia ciąża. Mam synka-7 lat. W 2005 postarałam się o rodzeństwo dla niego. To miał być prezent dla nas wszystkich, nowa słodka dzidzia. Życie troche dało mi i mojemu mężowi w kość, nie mieliśmy łatwo, dlatego gdy burze ustały, pomyślałam nowy człowieczek nowe szczeście. Byłam w niebo wzięta, że jestem w drugiej ciąży, ale jak wiemy nieba na ziemi nie ma. Okazało się, że mam polipa ciążowego, którego najpierw moja gineko. nie mogła zlokalizować. Inna lekarka, która zobaczyła polipa na szyjce macicy, uśpiła moją czujność. Powiedziała, że mozna to usunąć lub zostawić i przy porodzie sam zginie. Polip plamił, jeden lekarz zalecal wycięcie, ale mogłam przy tym stracić dziecko, więc ordynator zasmarowł polipa i ten zniknął. Niestety polip zrobił swoje, uszkodził ciązę, powstał krwiak. Lezałam w szpitalu, krew leciała, skrzepy, myslałam, że zwariuje. Krwiak w końcu się wchłonął, ale to był początek koszmaru. Zaczął boleć mnie brzuch i okazało się, że sączą się wody płodowe. Wiedzialam,że to koniec. Leżałam w klinice, tam takie jak ja to chleb powszedni. Maluszek był odwrócony głową w górę, dlatego miałam cięcie cesarskie. Jakaś siostra na mnie krzyczała, anastezjolog też się cos nie podobało, a ja traciłam swoją dzidzie. Wiedziałam, że to synek mimo, ze nikt mi tego wczesniej nie mowił. Był śliczny, urodził się w 25 tyg., radził sobie dzielnie, myślałam, że z tego wyjdzie, oddychał, nie miał jakiś zakażeń. Niestety po 19 dniach zmarł. Patrzyłam jak odchodzi, kazali mi sie z nim pożegnać. To był najgorszy koszmar w moim zyciu, błagam Boga, abym już nigdy więcej, nie musiała przez coś takiego przechodzić. Mój synek pytał, po co poszłam do szpitala i pozwoliłam tak wcześnie wyciagnać brata z brzucha. Co miałam powiedzieć, że umarlibyśmy razem, gdyby go nie wyjeli? Mam ogromne poczucie winy, że nie przeczułam tego nieszczęscia,że wierzyłam iż donoszę i urodze zdrowego synka. Rzadko odwiedzam cmentarz, nie potrafię znieść tego bólu, gdy tam jadę, widzę wszystkie te małe grobki i wyje.
Kiedyś pewna dziennikarka powiedziała, że narodziny dziecka to żaden cud, może dla niej żaden, ale dla mnie moje pierwsze dziecko jest "cudem", a następne 2 Anioły fruwają gdzieś w niebie.
My kobiety jesteśmy w stanie znieść wiele, więcej niż się nam wydaje. Ja czasem płaczę, a nawet wyje w samotności, a potem zbieram się do kupy i żyje dalej. Po stracie synka byłam na urlopie zdrowotnym, brałam leki od psychiatry, ale czułam się po nich jeszcze gorzej, bo kompletnie nic mi się nie chciało robić. Odstawiłam leki i sama próbowałam sie pozbierać. Czasem chyba lepiej wrócić do ludzi, pracy i zająć czymś myśli.
Teraz siedzę w domu, bo mam urlop do końca sierpnia. Miałam być w ciąży i cieszyc się na nową dzidzią, a tu los chciał inaczej. Wszystko się szybciej skończyło, niż na dobre zaczeło. Zastanawiam się, czy jeszcze raz podejme sie tej walki o nową duszyczkę wśród żywych. Może tak. Pozdrawiam wszystkich i życzę siły, którą każda z nas gdzieś w sobie ma.
napisał/a: mgielka4 2007-08-16 14:50
mam juz synka ktory 22.07.2007 skonczyl 2 latka... 6 miesiecy temu zaszlam w druga ciaze.. zaczelo sie plamienie i wylądowalam w szpitalu.. okazalo sie ze ciaza jest martwa i trzeba bylo ją usunąć... bylismy z mezem w szoku bo nie spodziewalismy sie tego, tymbardziej ze nasz pierwszy synek urodzil sie zdrowiutki... przyczyna tego poronienia byla nie znana.. poprostu stalo sie... dzis jestem w 5 tygodniu swojej 3 ciazy... niby czuje sie ok ale ciagle przesladuja mnie okropne mysli... trzymam kciuki za wszystkie mamy
napisał/a: adziula73 2007-08-17 11:14
Witam! Popieram w 100% Linde73- trzeba zawsze miec nadzieje!. Mam syna (13), 4 lata temu zaszłam w ciąże ale poroniłam w 9tygodniu. Tylko kobiety, ktore to przeszły wiedza jak jest potem ciężko. Oczywiscie balam się drugiego podejścia ale....teraz jestem mamą 5 miesięcznej Jagody i moje szczęście nie ma granic gdy na nia patrze. Powtarzaliśmy sobie co chwile, że wszystko będzie dobrze i bylo! Ciąże przechodzilam normalnie (do 6 miesiąca pracowałam), poród silami natury i dzieki Bogu szybko:).
Kobiety trzeba dać losowi szanse i myslec pozytywnie od samego poczatku!
Zawsze jednak myślę o moim małym aniołku w niebie!
napisał/a: Linda734 2007-08-20 10:30
;) :) ;)
napisał/a: moniaaa10 2008-03-04 19:38
Paula napisal(a):Cześć mam problem i proszę o pomoc! Jestem mężatkom od pięci lat i mam już jedno dziecko 4 letnia córcie, półtora roku byłam w ciąży i okazało się ze jest to ciąża martwa bardzo to przeżyłam emocjonalnie.Teraz jestem juz chyba gotowa jeszcze raz spróbować ale się strasznie boje powtórki. Proszę o pomoc może któras z was też miała taki prolem prosze o opis. A dodam jeszcze że lekarz określił że była to wina męża ba miał toksoplazmozę i póżniej brał jakiś antybiotyk i juz miło byc dobrze ale ja nie wiem czy juz jest tak .Wiem że najlepsza byłaby porada lekarza ale?????????

ja jestem juz mama od 9 lat,w grudniu ubieglego roku stracilam dwojke dzieci,poronilam.Od poczatku ciazy czulam ze cos jest nie tak jak powinno,mialam zle wyniki morfologii,strasznie puchlam rece,nogi,twarz,mialam zawroty glowy,wymioty.Zglosilam to swojemu ginekologowi,powiedzial ze te opuchniecia to wynik zwiekszonego poziomu hormonu odpowiedzialnego za utrzymanie ciazy,dal ziolowy preparat na przyspieszenie wydalania wody z organizmu.Skutek byl zaden.Zaczelam krwawic,dodam ze leczyl mnie prywatnie,ponoc najlepszy ginekolog w miescie ktorym mieszkam.W dniu w ktorym pojechalam do niego przerazona tym ze tak krwawie,slyszalam jedynie od niego:prosze zglosic sie na izbe przyjec do szpitala,prosilam zeby mi pomogl,pytalam czy moze mi dac cos zeby ratowac dziecko,jego odpowiedz brzmiala:ja nic nie dam,najwyzej bedzie zabieg.Te slowa,ta bezdusznosc dobily mnie.dodam ze potrafil mi robic po 3 usg dopochwowe w ciagu tygodnia i nie zauwazyl ze mam blizniaki,ciagle widzial tylko jedno dziecko,tak bylo do 8 tygodnia ciazy.zmianilam lekarza.Jego slowa brzmialy jak wyrok;dzieci nie zyja,...jaki szok przezylam slyszac te slowa,nie zyly od 2 tygodni,blizniaki.Po 2 dniach mialam zglosic sie do niego na zabieg,nie zdazylam juz.Poronilam w domu.Dotej pory nie moge pogodzic sie ze strata dzieci,nie umiem,wciaz probuje sie doszukac winy w sobie ze cos zle zrobilam,ponoc nie mialy szans na przezycie ,byly wady powazne w budowie,genetyka.Tak bardzo pragne dziecka,moj maz tez,lecz boje sie,tak sie boje.Czy dam rade zniesc znow jakies powiklania,co bedzie,to mnie wykancza.Ponoc moge zajsc w ciaze,tyle ze czeka mnie pradopodobnie lezenie przez 9 miesiecy,gwarancji ze urodze nie ma.Mam 33 lata wiec nie mam duzo czasu.
napisał/a: monisia74 2008-03-07 11:55
ja do dnia dzisiejszego nie umiem sobie poradzic sama ze soba po stracie naszych blizniakow,maz widzac moja reakcje na czytanie o poronieniach,widok wozkow na ulicy,malutkich dzieci stara sie mnie pocieszyc,wiem ze chce mi pomoc,zawsze byl przy mnie w momentach zalamania.tyle ze ja nie umiem,wyciszyc tego co czuje,czuje bol,zlosc,obwiniam siebie,lekarza,wszystkich.czesto staram sie zachowac dobra mine do zlej gry,tyle ze pozniej po jakims czasie puszczaja mi nerwy i placze,tak strasznie placze.nie radze sobie...wiem ze mialy tylko 8 tygodni,dla innych to pewnie tylko plody dla mnie moje malenstwa na ktore tak czekalismy.boje sie teraz,zaszlam znow w ciaze ,boje sie czy znow nie strace dziecka.staram sie o tym nie myslec,ale to silniejsze niz ja,samo mi wchodzi do glowy.do 5 tygodnia bylo dobrze,pozniej zaczealm plamic,dzieci nie rosly,zanik bicia serduszek,brak tetna,poronienie.do dzis mam uraz do wizyt w wc,poniewaz to tam poronilam,boje sie usiasc na wc,kurczowo zaciskam nogi,nie chce zeby ktokolwiek wchodzil jak tam jestem ,nawet moj maz.pisze teraz i placze,nie wiem jak sobie pomoc,nie umiem sie poskladac.dzieci mialy jakies anomalie genetyczne w budowie,tyle ze ja nie umiem myslec ze moze lepiej ze tak sie stalo,ze nie przezylu bo by sie meczyly.niektorzy tak mi tlumacza,dla mnie to sie nie liczy,to byly moje dzieci,kochalabym je tak samo.dalabym wszystko zeby choc je przytulic ,zobaczyc.teraz czuje pustke,zal,smutek i tyle bolu.mam kochajacego meze ktory mnie ciagle wspiera ,wiem ze jestem w tym sensie szczesciara.
napisał/a: amber123 2008-03-07 22:35
Witam!
Łączę się w bólu z Wami wszystkimi bo w zeszłym roku mialam obumarły płód.W 8 tyg przeszłam zabieg łyżeczkowania.Przyczyną obumarcia było zaśniedzenie kosmków.Wiem ,że bez względu na długość ciąży ból jest tak samo wielki.Nie wiem co było tego przyczyną ale lekarz powiedział ze to częsta przyczyna. I najgorsze jest to ,że pierwszy raz w zyciu byłam zadowolona że nie jestem jedną na milion tylko jedną z wielu i ze to spoytka wiele kobiet.Dzisiaj wiem że w ten sposób starałam się to odreagować i że było to niesprawiedliwe. Ale chcę się podzielić swoją metodą ratunku przed myśleniem o tym.Zaczęłam to traktować w kategorii szczęscia i myśleć o tym,że natura jest mądrzejsza ode mnie i wiedziala dlaczego mi zabiera moje dziecko.Ze musialo być w tym cudzie życia coś nieudanego jakiś defekt a przecież wszystkie chcemy mieć zdrowe dzieci.W zeszłym roku w sumie poroniłam dwa razy: w marcu( w czwartek dowiedziałam się że jestem w ciązy a w sobotę miałam wypadek samochodowy i straciłam 2 m-ną ciążę) i teraz w grudniu.Może to co napisałam niektórych Was zrani albo uznacie mnie za idiotkę ale ja się wyleczylam z rozpamiętywania i zaczęłam życ.Bo zawsze jest szansa na drugie dziecko,a to co nas spotyka jest tylko kolejnym przystankiem w naszym życiu.I nie wolno na nim zostać,trzeba wsiąść w pociąg życia i jechać dalej,bo moze na następnej stacji spotka nas nagroda za nasze cierpienie????????
napisał/a: jagna251 2008-03-11 10:51
moniaaa napisal(a):ja jestem juz mama od 9 lat,w grudniu ubieglego roku stracilam dwojke dzieci,poronilam.Od poczatku ciazy czulam ze cos jest nie tak jak powinno,mialam zle wyniki morfologii,strasznie puchlam rece,nogi,twarz,mialam zawroty glowy,wymioty.Zglosilam to swojemu ginekologowi,powiedzial ze te opuchniecia to wynik zwiekszonego poziomu hormonu odpowiedzialnego za utrzymanie ciazy,dal ziolowy preparat na przyspieszenie wydalania wody z organizmu.Skutek byl zaden.Zaczelam krwawic,dodam ze leczyl mnie prywatnie,ponoc najlepszy ginekolog w miescie ktorym mieszkam.W dniu w ktorym pojechalam do niego przerazona tym ze tak krwawie,slyszalam jedynie od niego:prosze zglosic sie na izbe przyjec do szpitala,prosilam zeby mi pomogl,pytalam czy moze mi dac cos zeby ratowac dziecko,jego odpowiedz brzmiala:ja nic nie dam,najwyzej bedzie zabieg.Te slowa,ta bezdusznosc dobily mnie.dodam ze potrafil mi robic po 3 usg dopochwowe w ciagu tygodnia i nie zauwazyl ze mam blizniaki,ciagle widzial tylko jedno dziecko,tak bylo do 8 tygodnia ciazy.zmianilam lekarza.Jego slowa brzmialy jak wyrok;dzieci nie zyja,...jaki szok przezylam slyszac te slowa,nie zyly od 2 tygodni,blizniaki.Po 2 dniach mialam zglosic sie do niego na zabieg,nie zdazylam juz.Poronilam w domu.Dotej pory nie moge pogodzic sie ze strata dzieci,nie umiem,wciaz probuje sie doszukac winy w sobie ze cos zle zrobilam,ponoc nie mialy szans na przezycie ,byly wady powazne w budowie,genetyka.Tak bardzo pragne dziecka,moj maz tez,lecz boje sie,tak sie boje.Czy dam rade zniesc znow jakies powiklania,co bedzie,to mnie wykancza.Ponoc moge zajsc w ciaze,tyle ze czeka mnie pradopodobnie lezenie przez 9 miesiecy,gwarancji ze urodze nie ma.Mam 33 lata wiec nie mam duzo czasu.

Witam.
Ja też byłam w podobnej sytuacji, gdy test wyszedł pozytywnie pojechałam do "najlepszego" lekarza w mieście, stwierdził że jestem w 8 tygodniu ciąży i wszystko jest ok. Tydzień później leżałam już na ginekologii i nadal ten sam lekarz uważał, że wszystko jest okej, a ja krwawiłam, na drugi dzień po usg dowiedziałam się że " już po wszystkim" i mam się nie martwić bo nie muszę mieć zabiegu. Ta bezduszność personelu, lekarze uważają, że strata dziecka to nic takiego a pielęgniarki są jeszcze gorsze. Ponad pół roku po stracie Fasolki, bo tak mówimy o naszym pierwszym dziecku, zaczęłam podejrzewać, że jestem w ciąż, bardzo długo zwlekałam z wizytą u lekarza, moje przeczucia potwierdziły się byłam w 12 tygodniu ciąży. Dzisiaj ciesze się, że "wpadliśmy", ja nie byłam gotowa na próby ale los chciał inaczej, teraz mamy cudowną 9 tygodniową, zdrową córeczkę. Jest naszym skarbem, ale o naszej Fasolce nigdy nie zapomnimy.
Pozdrawiam wszystkie mamy te co rozpaczają po stracie dzieci, i te co cieszą się swoimi skarbami.
napisał/a: monisia74 2008-03-24 21:00
ja czasem trace nadzieje,czasem nie mam juz sil na kolejne proby.tak bardzo chce miec dziecko,tak bardzo.swieta bozego narodzenia beda na zawsze mi sie kojarzyc z jednym...tym najgorszym.wczoraj znow plakalam ,to nieprawda ze czas leczy rany,nie takie.tej nie da sie zaleczyc,stracilam blizniaki.staram sie zyc normalnie,udaje przed mezem ze jakos sobie radze ,tyle ze kiepsko mi to wychodzi,nie chce zeby widzial co sie ze mna dzieje,proboje mi pomoc,widze tez jak cierpi gdy ja placze,ze jest bezradny.tlumaczy mi ze wszystko bedzie dobrze,ze jest przy mnie i bedzie zawsze,ze mnie kocha,ze bedzie nawet jesli nie bedziemy mieli dziecka.ale tamta rana boli i nadal krwawi.nie umiem sobie z tym poradzic,ja mam wrecz stop klatki w glowie jak stalam na szpitalnym korytarzy ,czekajac na usg,dotykalam brzucha,jak wybieralam ciuszki ,pozniej jak lezalam w szpitalu na patologii ciazy,krwawienia i slowa lekarza brzmiace jak wyrok;niestety nie mam dla pani dobrych wiadomosci,potrzebny bedzie zabieg,te noc kiedy poronilam dzieci ...to uczucie...
napisał/a: sylwiam35 2008-03-24 21:52
Czytam Wasze wypowiedzi,dziewczyny,i wierzcie mi,od moich tragedii minęło juz kilka lat a wciąż pamiętam wszystko jakby to było wczoraj.Pierwsze dziecko-synka straciliśmy w 25 tyg ciąży,odklejenie łożyska,drugą ciążę poroniłam 2 lata później w 8 tyg.Bałam się tak strasznie,że czekaliśmy z mężem 3 lata i udało się-Kamil ma teraz 2,5 roku,niejako z rozpędu 1,5 roku później urodził się Kacper.W tym roku skończę 36 lat więc był to jakby "ostatni dzwonek".
Rozumiem waszą rozpacz i strach przed następną ciążą,ja dałam sobie tyle czasu ile potrzebowałam,nie przejmując się gadaniem "życzliwych" ani "delikatnymi"pytaniami dlaczego nie mamy dzieci.
Wiem doskonale,że nigdy nie zapomnimy tych strasznych chwil,ale też będziemy zawsze pamiętać o naszych nienarodzonych - a możemy im ofiariwać już tylko naszą pamięć.
Dacie radę.Trzymam kciuki.Pozdrawiam.



Matka czwórki dzieci.
napisał/a: daniell 2008-04-02 19:47
Witajcie!doznałam już cudu jakim jest macierzyństwo.Rok po ślubie urodziłam pięknego synka nasze szczęście było bardzo krótkie po trzech dniach okazało się ,że maluszek ma bardzo poważną wadę serca.Mimo trzech miesięcy walki ,ton łez i bólu nasz synek umarł na nic zdała się skomplikowana operacja dostarczyła mu ona tylko bólu.Pogrążona w bólu postanowiłam ratować siebie jedyną nadzieją było wypełnienie pustych ramion po roku byłam znowu w ciąży,którą okupiłam ogromnym lękiem ale i nadzieją,że pewnego dnia znów zacznę coś czuć i tak się stało dziś jestem mamą sześciolatka i Bogu dzięki.
Gdy mój synek miał 2 latka postanowiliśmy zatroszczyć się o rodzeństwo dla niego i szybko zaszłam w ciąże niestety w 11tyg poroniłam.Pod koniec października ubiegłego roku ponownie odkryłam ciążę jednak tę straciłam bardzo szybko.Lekarze w tym genetyk który mnie prowadzi uspakajają gdyż wada pierwszego dziecka była wadą izolowaną przypadek mówią.Odnośnie poronień teierdzą ,że w tych czasach aż 70%ciąż kończy się poronieniem nim zostanie odkryta.Dodam ,że druga poroniona ciąża była biochemiczna.A ja wciąż marzę,że kiedyś będę miała jeszcze jedno dziecko,mój synek tak bardzo pragnie mieć brata lub siostrę.Mimo tego,że mam wspaniałe dziecko wciąż czuję pustkę i żal.....Dlaczego????????????????????????????????????????